Rozdział 33: Nowe cacuszko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Drzwi są jak nowe - powiedział Hide w stronę mojej mamy.

- Na prawdę nie wiem jak mam Panu dziękować - odparła z ulgą w głosie. Uśmiechnęłam się - Optimus miał rację, jest Pan prawdziwym fachowcem.

- No wiadomo - powiedział tonem, który zniszczył moje dobre odczucia - nie ma lipy!

Przewróciłam oczami.

- Jest Pan jego znajomym, tak? - pytała. To chyba nie najlepsza droga.

- Oczywiście, najwierniejszym kumplem. To mój kochany szef.

- Optimus to Pana szef?

- Em, tak się tylko mówi, Optimus nie zajmuje się majsterkowaniem, on... w zasadzie dopiero szuka pracy - próbowałam wybrnąć z sytuacji. Zganiłam wzrokiem Hidea, a po chwili skupiłam wzrok na liderze, który wracał z codziennego obchodu miasta.

- To bardzo dobrze z jego strony, jeśli będzie taka potrzeba, będzie cię utrzymywał.

Spojrzałam na nią z zaskoczeniem.

- Nie planuję dziecka - stwierdziłam pospiesznie, a lider, który był już całkiem niedaleko spojrzał na nas zdziwiony.

- I całe szczęście! Jesteś za młoda. Gdyby jednak się zdarzyło, lepiej, byście mieli jak je wychować. Prime, na wszelki wypadek mam w piwnicy stare książki o macierzyństwie, więc...

- MAMO! - krzyknęłam kompletnie zawstydzona. Zakryłam twarz dłonią - n i e planujemy dziecka. I jeszcze długo nie zamierzamy. Czy my w ogóle mielibyśmy zamiar?

Ironhide zaśmiał się głośno widząc całe zamieszanie.

- No dobrze już, dobrze - mama wzburzyła się lekko - chcę tylko pomóc.

Ale nie pomaga. Wcale.

- No dobrze, w każdym razie dziękuję za wykonaną robotę. A to dla Pana.

Moja rodzicielka wyjęła z portfela pieniądz o dużej wartości. Ironhide wziął go drapiąc się po głowie.

- Nie trzeba było - stwierdził.

- Niech się Pan nie wygłupia, to za wykonaną robotę - powiedziała uparcie, a po chwili zaczęła podziwiać naprawiony zamek.

- Wolałbym mięso - burknął do mnie cicho miętoląc pieniądz w dłoni. Uśmiechnęłam się.

- Spokojnie, za te pieniądze będziesz mógł mieć go pod dostatkiem.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Myślałam, że się zrzygam. Wybaczcie, że tak prosto z mostu. Po prostu poszłam do łazienki i nagle zebrało mi się na mdłości. Stałam nad zlewem zastanawiając się co takiego zjadłam. Lasagne? Jeśli tak, to żarłocznego decepticona czeka niezła rewolucja w żołądku. Ale nie tylko jego. Raczej nie wyobrażam sobie Optimusa z takim problemem. Odejdź z mojej głowy, dziwna wizjo.

Nie, wszystko było świeże. W sumie czułam się głodna, może to dlatego? Spojrzałam się w swoje odbicie lustrzane. No bo... to przecież nie może być... Ej, bez takich! Spanikowałam. Przez to jeszcze gorzej się poczułam. Oparłam się o szafkę i oddychałam głęboko. Nie mogłabym zajść w ciążę z robotem. Był w postaci holoformy, fakt, ale przecież to niemożliwe. Tak na prawdę nie jest człowiekiem... więc to by było niemożliwe. Co nie?

Ej, błagam... to nie mogłaby być prawda.

Poczułam burczenie w brzuchu. Niestety, miesiączkę miałam całkiem niedawno, więc teraz minie niemal cały miesiąc, nim rozpoznam, że coś jest nie tak. Ale co może być nie tak, co? Optimus jest robotem. Roboty nie mogą mieć dzieci z ludźmi. Koniec. Nie będę się przecież zamartwiała jakimiś bzdurami. Zdecydowałam zejść na dół. W radiu, w kuchni, jakiś facet z wielkim entuzjazmem uprzedził, że tego dnia może padać i nastąpi kilkudniowe ochłodzenie. Na szczęście ubrałam się w miarę ciepło. Chwyciłam jabłko, by mieć cokolwiek w brzuchu i wyszłam na zewnątrz, gdzie czekali na mnie Hide i Optimus.

- Wszystko gra? - zapytał lider, a ja wyrwana z przemyśleń spojrzałam się na niego, kryjąc jakiekolwiek podejrzane uczucia. Przytaknęłam z półuśmiechem, a po chwili weszliśmy w las.

Przywitała nas radosna Arsen wymachując mieczem.

- Co tam gołąbeczki? Widzicie to cacko? Hide rano skończył robić nam bronie. Czadowy jest co nie?!

Odsunęłam od siebie śmiercionośne narzędzie i uśmiechnęłam się do mojej przyjaciółki.

- Racja czadowy, ale nie zbliżaj się z nim do mnie.

Rozejrzałam się po okolicy. Dzisiaj rzeczywiście było dosyć zimno, tak jak mówili w radiu, a drzewa odgradzające słońce od ziemi zapewniały dodatkowy chłód. Nie żałowałam ani trochę, że ubrałam się cieplej. Nawet w koszuli i długich spodniach odczuwałam niższą temperaturę. Pogoda zwiastowała deszcz. Jak nie za chwilę, to na pewno w najbliższych godzinach. To byłby pierwszy deszcz od rozpoczęcia upalnego lata. Rośliny na pewno podziękują za ten dar z chmur. Nie wiem czy to samo zrobią Autoboty. To na pewno może być dla nich ciekawe doświadczenie, prawdopodobnie nie mieli u siebie ani deszczu ani słońca. To wszystko może być nowe. Poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się i zauważyłam rozbawionego hipisa. Uśmiech z jego twarzy nie schodził prawie nigdy. Był chyba najweselszym autobotem z całej grupy nie licząc Skidsa i Mudflapa, ale wahałam się ze stwierdzeniem czy to zwykła pogoda ducha, czy ich lekka głupota. Sprawiali wrażenie totalnych dzieciaków i mimo iż mieli jedynie szesnaście lat, to wypadałoby zachować powagę na choć trochę. Przynajmniej podczas walki, a i wtedy były z nimi kłopoty. Jazz miał zupełnie inaczej. Był zwyczajnie radosny. A ta radość przenosiła się także na innych. Wyjątkowy z niego bot. Bardzo go lubiłam.

- Hej mała, mam dla ciebie łuk – odezwał się, a mój okrzyk radości był kolejnym powodem do jego uśmiechu. Hipis zaśmiał się i pokazał znak pokoju. Pokierował mnie do alt mode Ironhidea, który trzymał już łuk i kilkanaście strzał w specjalnym pokrowcu, który nazywał się kołczanem.

- Odlot! Dziękuje ci Hide – powiedziałam nie posiadając się z radości.

- Tylko nie zabij nikogo z nas. Taka rada na przyszłość – odrzekł jak zwykle swoim ironicznym głosem.

- Spróbuję. A i taka rada na przyszłość: jak zobaczysz, że w ciebie celuję...

- Spróbuj a rozdupcę! – krzyknął udając, że wymierza mi cios swoją pięścią. Zrobił to zapewne dla żartu, ale kto go tam wie. Czasem nie czuję się pewnie. Wystawiłam mu język. Uwielbiam te nasze potyczki słowne, aczkolwiek jego słownictwo niekiedy bywa raczej radosną twórczością własną. Nie sądzę, by istniało słowo, takie jak "rozdupcę", jednakże wolałam już nie kontynuować dyskusji, która mogłaby nie mieć końca. Chwyciłam moją nową broń i od razu wypróbowałam ją na pobliskim drzewie. Naciągnęłam cięciwę wraz ze strzałą i kiedy tylko skupiłam się na celu, puściłam. Uczucie, które towarzyszyło mi wraz ze strzałem było przyjemne. Strzała natychmiast wbiła się w drzewo. Może trochę niżej niż planowałam, ale była to moja wina. Zapomniałam o zasadzie „Nigdy nie strzelaj z łuku prosto, zawsze podnieś go trochę do góry". Następny wystrzał był już prawidłowy.

- Dobrze, Selen – odezwał się triumfalnie Jazz – trochę sobie potrenujemy.

Byłam jak najbardziej za. Trening czyni mistrza. Oczywiście zaczęliśmy od rozgrzewki. Zdaniem Hidea bez rozciągania i tego typu ćwiczeń, nie ma po co walczyć. Niech mu będzie, w końcu to on jest trenerem. Ucieszyłam się, że nie tylko ja będę się gimnastykować. Każdy z autobotów łącznie z liderem porozstawiali się po okolicy i pod nadzorem Ironhidea wykonywali skłony. Jedni lepiej drudzy gorzej. Ratchet nie schylał się niesamowicie nisko, ale rozumiałam go. Sama nie dotykałam ziemi nawet czubkami palców, więc dziwiłam się jakim cudem Jazz mógł w ukłonie dotknąć dłońmi trawy. Hide oczywiście zaraz się do mnie doczepił. Poczułam jego silne ręce na moich lędźwiach, które przy skłonie były odkryte. Mięśniak z siłą popychał mnie w dół. Nie pomogło mi to, a z resztą wręcz przeciwnie. Chrupnięcie moich pleców usłyszeli chyba wszyscy, a ja prócz okropnego uczucia jakie towarzyszy przy strzelaniu kości, poczułam ból. Wściekła odwróciłam się gwałtownie i kopnęłam Ironhidea w udo. Mięśniak zachwiał się, ale nie zamierzałam dać mu spokoju. Ruszyłam na niego z rękoma gotowymi do zamachu. Pełen blizn mężczyzna ze swoim denerwującym uśmieszkiem skrzyżował ręce ochraniając twarz i przeskakiwał z nogi na nogę. Niemalże od razu skoczyłam na niego i zaczęłam atakować. Była to zdecydowanie zabawa. Hide blokował moje uderzenia łapiąc mnie za ręce nim wymierzyłam cios. Łatwo jednak wydostawałam się z uścisku. Wtedy udawało mi się go trafiać. Bardziej w klatkę piersiową niż w twarz, ale to i tak dawało mi satysfakcję. Kiedy to mój przeciwnik zaczął podejmować atak wykazałam się moim popisowym numerem, który już raz zastosowałam. Leżałam na ziemi, a gdy mięśniak szykował się do uderzenia złapałam go za rękę uniemożliwiając atak, a moją wolną rękę cisnęłam w jego brzuch. Nie posiadałam się z radości na widok zdziwionej miny Ironhidea.

- Skąd ty... - uderzony nie mógł pojąć. Tak jak zresztą każdy. Jedynie Optimus wiedział, że umiałam to już wcześniej. Opowiadałam mu, że właśnie w taki sposób załatwiłam beztwarzowca. Uśmiechnęłam się tajemniczo i powróciłam do skłonów. Chwilę po mnie zrobiła to cała reszta. Następnym ćwiczeniem były przysiady. Żałowałam, że mam na sobie długie spodnie. Zdecydowanie trudniej było w nich kucać. Rozciągania i temu podobne tak naprawdę wcale nie zachęciły do dalszego treningu. Byłam zmęczona, a Hide kazał nam biegać. Myślałam, że go znowu walnę, ale jednak zdecydowałam się na trochę ruchu. Ostatnim razem, gdy kazano mi biegać, natknęłam się na jednego z armii Megatrona. Nie było mi do śmiechu. Mięśniak podał mi łuk i poklepał po ramieniu.

- Przyda ci się trochę indywidualnej nauki, młoda – powiedział po czym podszedł do Arsen i zaczął z nią rozmawiać. Spojrzałam na okolice. Wiatr nie był silny, ale mimo to wciąż dawał chłód. Przypomniałam sobie zimno jakie poczułam wtedy w lesie, gdy potem pojawił się tamten stwór. Miałam wrażenie, że historia się powtórzy, a jednak tego nie chciałam. Wtedy miałam dużo szczęścia. Dzisiaj mogłam go nie mieć. Jednak skusiłam się na bieganie i strzelanie z łuku. Mogło być ciekawie.

- Optimus – zawołałam do siebie mojego chłopaka. Zaciekawiony podszedł do mnie i czule się uśmiechnął. Ten gest niemal zwalił mnie z nóg, ale nie mogłam przecież zemdleć. Co by sobie pomyśleli? – idę biegać. Znajdziesz mnie, czy urządzenie znowu nawali ? – zapytałam.

- Nie ma sprawy. Myślę, że działa jak trzeba, ale na wszelki wypadek... mam lepszy pomysł.

- Słucham, skarbie – wyszeptałam, by słyszał tylko on. Teraz miałam wrażenie, że to on zemdleje. Nie przeszkadzało mi to ani trochę. Znaczy ta świadomość, że wyprowadzam go z równowagi, bo jednak poczułabym się dziwnie, gdyby lider upadł na ziemię nieprzytomny.

- Ratchet niedawno, gdy u ciebie nocowałem z raną na głowie, zrobił coś co u was nazywa się chyba... wymianą numerów?

Przytaknęłam i zaczęłam dyktować cyferki. Po chwili usłyszałam jak dzwoni mi komórka. Na ekranie wyświetliły mi się znaczki podobne do chińskich. Był to tzw. Cybertroński. Powiem szczerze, że nie chciałabym się go uczyć za cholerę. Zapisałam symbole jako numer Optimusa. Bardzo dziwna operacja.

- I wystarczy, że zadzwonię i ...

- ... będę dokładnie znał twoją lokalizację – dokończył wyjaśniając.

- Ale w normalnej komórce nie ma takiej wypasionej opcji – poskarżyłam się.

- I ty niestety nie będziesz jej miała. Ta jak to stwierdziłaś „wypasiona" opcja to funkcja specjalnie dla nas. Ironhide to wymyślił – powiedział, a ja zbyt bardzo skupiłam się na jego cudownych oczach. Chyba to dostrzegł bo zauważyłam, że się rumieni.

- A jakbym dała mój telefon mięśniakowi to by mi zrobił coś takiego? - zapytałam rozbawiona.

- Nie wiem, to wiele pracy, w dodatku wy dwoje nie macie ciepłych relacji...

- Się nie bój , jeszcze go jakoś urobię – zaśmiałam się wrednie.

- Tylko nie przesadzaj bo będę zazdrosny – mruknął cicho po czym uśmiechnął się znów tak zniewalająco czule.

- Do niczego nie dojdzie - stwierdziłam krzywiąc twarz na wizję, bym miała flirtować z mięśniakiem. O nie. W życiu.

Poklepałam lidera po ramieniu, a po chwili ruszyłam do biegu trzymając łuk w dłoni, a kołczan wieszając na plecach. Gdy tylko zniknęłam za drzewami wysłałam moją pierwszą wiadomość do Optimusa. Kilka czułych słówek dobrze mu zrobi. Uśmiechnęłam się i pobiegłam dalej. Tak jak wcześniej. Na początku biegało się dobrze, potem trzeba było uważać, bo drzewa rosły bliżej siebie. Wolałabym nie wpaść na jedno z nich. Zaczynam walkę z wrogami z kosmosu, zwanymi decepticonami, a zostanę znokautowana przez drzewo? Nie, wolałabym nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro