Rozdział 50: Just kidding, they are still f*cked up

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstałam z łóżka owinięta kołdrą. Byłam naga więc postanowiłam jak najszybciej znaleźć moje ciuchy porozrzucane po całym pokoju. Były całe w zaschniętym błocie więc postanowiłam wrzucić je do pralki. Z szafki wyciągnęłam czystą bieliznę i koszulkę. Pobiegłam do łazienki i od razu zabrałam się za szybki prysznic. Wszędzie miałam odciski dłoni Optimusa oraz parę zadrapań z walki. Moje włosy odzyskały swoją czystość, a w brodziku było pełno błota. Na szczęście szybko zostało wchłonięte. Wszystko zajęło mi tylko trochę czasu. Umyłam zęby, użyłam dezodorantu, ubrałam się i weszłam do pokoju, gdzie zobaczyłam drzemiącego lidera. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w plecy. Niedługo potem ocknął się i złapał mnie za rękę. Wtuliłam się w niego mocno. Włączyłam telewizję. Akurat leciał jakiś nudny mecz, który zaciekawił Optimusa. Wzięłam jego ubrania po czym wyprałam je w zlewie i wystawiłam na spadzisty daszek aby wyschły. Przyglądałam się minom jakie łapał Optimus podczas oglądania gry. Ciuchy Optimusa suszyły się, natomiast ja usiadłam obok niego z paczką żelków i zachęcałam, by jadł. Po chwili gumowych miśków już nie było. Westchnęłam.

Po dwóch godzinach ubrania na spadzistym daszku wyschły, a więc mogłam je oddać mojemu chłopakowi, który paradował przy mnie jedynie w ręczniku owiniętym wokół bioder. Pokręciłam się jeszcze po pokoju podczas, gdy on ubierał się w świeżo upraną bieliznę. Potem założył spodnie. Otworzyłam okno. Słońcu bardzo zależało na tym, by dostać się do środka pokoju, bo promienie nagrzały szybę do gorąca. Niemal od razu poczułam ciepło na mojej twarzy i lekki, nieśmiały wiatr, który delikatnie popieścił moją szyję i poruszył moimi włosami. Szykuje się gorący dzień. Popatrzyłam na lidera, który miał zamiar ubrać bluzę. To byłoby złym pomysłem, więc obwiązałam mu ją wokół bioder. Wyglądał trochę dziwnie, ale to dla jego dobra. Wskoczyłam w krótkie spodenki leżące na krześle i chwytając łuk i kołczan ze strzałami wyszłam z pokoju, a za mną Optimus. Mieliśmy już schodzić na dół, gdy usłyszeliśmy głos Arsen dochodzący zza drzwi pokoju Artura.

Bez namysłu weszłam do pokoju wujka. Siedzieli na łóżku i rozmawiali o jakichś bzdurach. Przerwali, gdy tylko zauważyli, że stoimy w drzwiach. Uśmiechnęli się do nas podejrzanie i powitali.

- Wszystko gra? -zapytałam podejrzliwie.

- No pewnie, że tak - odpowiedziała Arsen. Chwilową ciszę przerwało bulgotanie mojego brzucha. Wszyscy skierowali wzrok na mnie.

- Serio Selen? Dopiero jadłaś. Opamiętaj się - wyparował wujek. Zaśmiałam się bezradnie. Kurde nie moja wina, że od jakiegoś czasu jem jak potwór.

- Zjem jeszcze tylko jedną kanapkę i wyjdziemy, co nie Arsen?

- Zaraz, czekaj, nie spędzisz trochę czasu z wujkiem? Nie cieszysz się, że jestem? - zapytał, a ja poczułam się trochę głupio.

- Bardzo się cieszę, tylko, że na dzisiaj jestem już umówiona, może jutro? - zapytałam z uśmiechem. Zależało mi na tym, by nie było mu przykro, ale jego mina nie wyrażała żadnych emocji, więc miałam trudność z rozpoznaniem jego odczuć.

- No niech będzie, ale obiad jesz ze mną. Mamy nie będzie, bo ma sporo pracy. Jedzie do innego miasta.

- Nie ma sprawy. Na obiad wrócę - rzuciłam przez ramię i wyszłam z pokoju. Arsen i Optimus pobiegli za mną. Jak tylko pochwyciłam kanapkę z warzywami, opuściliśmy dom.

Na podwórku było jeszcze cieplej. Dobrze, że nasza baza znajdowała się w lesie. Drzewa dają błogosławiony cień. Udaliśmy się prosto do naszych przyjaciół. Kręte ścieżki lasu mogły prowadzić wszędzie. Kto wie co jeszcze czekało na ich końcu? Już raz odkryłam jakąś średniowieczną budowlę. A co jeszcze mogłoby grasować wśród drzew? Masa czadowych rzeczy. Na pewno.

Chłopcy robili poranną gimnastykę. A przynajmniej niektórzy. Ratchet sprawdzał coś w swoim urządzeniu medycznym, a Jazz zrobił parę skłonów i przysiadów, a potem zabrał się za medytację. Reszta pilnie wykonywała rozgrzewkę, którą prowadził Hide. Prime chrząknął, by zwrócić uwagę naszych zapracowanych przyjaciół. Towarzysze podnieśli wzrok i z uśmiechem zasalutowali. Lider odwzajemnił gest i po chwili podszedł do mięśniaka.

Ironhide wyprostował się i zaczął rozmowę z liderem przerywając rozgrzewkę. Bumblebee i bliźniaki natychmiast zaczęli ganiać się nawzajem. Byli jeszcze czasem tacy dziecinni. Nie zazdrościłam liderowi świadomości, że jest za nich odpowiedzialny. Z resztą nie tylko za nich. Za nas wszystkich. Okropne uczucie mieć kogoś na sumieniu. Nie zdarzyło mi się jeszcze tego poczuć, ale czytałam kilka książek, które doskonale o tym mówiły. Jedną z nich była książka o zombie. Bardzo wciągająca. Liczna grupa dzieciaków w przeróżnym wieku walcząca z dorosłymi zamienionymi w wolno chodzące, pół gnijące kreatury. Miałam tam mojego ulubieńca, który był dowódcą. To właśnie na niego spadała odpowiedzialność za dzieci, które umierały raz to z głodu, raz z chorób lub przez zombie. Czuł się z tym okropnie. A jak można było się czuć? Świadomość, że ktoś nie żyje bo źle ułożyłeś strategię, popełniłeś błąd, wybrałeś nie tą drogę. Okropieństwo. Raz jeszcze spojrzałam na śmiejących się młodziaków goniących się dookoła. Nie sposób było się nie uśmiechnąć. Skids i Mudflap byli irytujący. Potrafili swoim zachowaniem doprowadzić do szału każdego z nas. Gdy nie wchodzili nikomu w drogę byli nawet do zniesienia, ale niestety rzadko zdarzało się, że siedzieli cicho. Chociaż z drugiej strony może właśnie tak radzili sobie ze strachem? Żartowali, wygłupiali, irytowali, by nie myśleć o walce, wojnie, całej tej śmierdzącej sprawie? To możliwe. Przecież każdy na swój sposób stara się zapanować nad strachem. Jest wiele sposobów, a to może być jeden z nich. Mogę się domyślać. Nie podejdę przecież do któregoś i nie spytam czy irytowanie innych to jego cecha wrodzona. Wbrew temu jak bezczelna potrafię czasem być, moja grzeczność nie pozwoliłaby na taki występ. Odkąd jestem z liderem jakoś tak złagodniałam i stałam się bardziej wrażliwsza. A przynajmniej tak mi się wydaję. Nie specjalnie jestem z tego zadowolona, bo nie wiem czy dobre zachowanie jest dla mnie. Pokręciłam głową i ściągnęłam łuk z moich pleców. Naciągnęłam na niego strzałę i puściłam. Wystrzelona poszybowała wysoko w górę, a po chwili zaczęła opadać w końcu trafiając w drzewo. Nie odczułam bólu w kręgosłupie. Dla pewności wystrzeliłam jeszcze kilka strzał tym razem o zwiększonej sile. Mimo mocnego naciągania mięśni nie czułam paraliżującego pulsowania. Odetchnęłam z ulgą i pozbierałam strzały powbijane w drzewo, a po chwili oparłam się o nie. Lider błyskawicznie znalazł się obok mnie. Podrażnił mnie swoim oddechem i objął delikatnie.

- W cholerę to wszystko. Dlaczego ja nie mam chłopaka? - Arsen westchnęła po czym wbiła miecz w trawę.

- To my nie jesteśmy razem? - Hide podniósł podbródek Arsen kciukiem i pocałował ją, a po chwili zaśmiał się głośno. Dziewczyna z piskiem odskoczyła od niego i w rozpaczy zaczęła wycierać usta rękawem od szarej koszuli. Po chwili spojrzała się na Hidea z przerażeniem. Mięśniak bawił się przy tym niesamowicie dobrze. Odwzajemnił przerażone spojrzenie mojej przyjaciółki, a po chwili wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem. Ta głupawka była niemal zaraźliwa. Odwróciłam głowę i próbowałam powstrzymać w połowie stłumiony śmiech. Ratchet przyglądał się całemu zdarzeniu z zażenowaniem na twarzy.

- Pogrzało cię ?! - wrzasnęła Arsen, a po chwili wyciągnęła miecz z ziemi i wymierzyła nim Hidea.

- Wyluzuj, przecież żartowałem. Mam już kobietę, a z resztą ja nie lecę na małolaty jak nasz liderek - Hide zaśmiał się raz jeszcze, ale szybko przestał widząc wściekły wzrok Primea. Pomasowałam mojego chłopaka po ręku, by się rozluźnił. Jazz w postaci robota podniósł się z miejsca i rozejrzał po okolicy. Nie należał do dryblasów, a więc mógł czasem posługiwać się swoją oryginalną postacią.

- Wyczuwam kłopoty - westchnął.

Te słowa z pewnością wywołały dreszcze u każdego z nas. Stanęłam prosto patrząc na Jazza. Moja głowa musiała powędrować do góry bym mogła skupić się chociaż na jego masce. Hipis widząc, że męczę się ze złapaniem z nim kontaktu, schylił się i wziął mnie na ręce. Widok był niesamowity. Wszystko jak z lotu ptaka. Nieziemsko. Po chwili z powrotem spojrzałam na autobota, który podniósł mnie na wysokość jego twarzy.

- Co masz na myśli, Jazz? - zapytałam zlękniona. Miałam dość strachu.

- Wszystko i nic. Coś czuję, że tej nocy coś się zdarzy - odparł spoglądając w dal. Po chwili ciszy usłyszeliśmy całą fale przekleństw i krzyków. Oboje spojrzeliśmy w dół. Zamarłam. Jazz postawił mnie na ziemi i zmienił się w auto. To nie pomogło. Było za późno.

Stanęłam naprzeciw wystraszonego, zdenerwowanego mężczyzny. Poczułam się jak mała dziewczynka, która ma poważne kłopoty.

- Artur? - jęknęłam.

- Co do cholery?! Jak mi to wyjaśnisz?!

- No tak sensownie to chyba się nie da - zaczął rozbawiony Hide. Po chwili stanął obok lidera i trącając go ramieniem znowu zaśmiał się histerycznie - No zobacz, Prime, wszystko się pierdoli.

Przez chwile było zupełne cicho. Artur przyglądał się autobotom, a ja nie wiedziałam od czego zacząć. Mój wujek wyglądał na wściekłego. Optimus postanowił zacząć.

- Posłuchaj...

- Nie, to ty posłuchaj... - Artur popchnął lidera na drzewo i podszedł bliżej - w co ty ją wpakowałeś, dupku?!

- Nie rozumiesz, daj mi wyjaśnić! - lider wyraźnie tracił cierpliwość, a Artur znowu zaczął go popychać. Moje krzyki nie pomogły.

- Policja ją ściga, masz pojęcie?!

- Puść mnie człowieku - warknął lider, a jego twarz wyglądała groźnie - i daj mi to wyjaśnić do cholery.

- Masz chwilę - stwierdził nieporuszony Artur. Lider odszedł kawałek dalej, a po chwili spojrzał na mnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Moja zapewne strach.

- Czyli już wiesz. Nie jesteśmy ludźmi. To co widzisz to nasze holoformy. Przybyliśmy na Ziemię, by odnaleźć energon. Potem wyjaśnię dokładniej co znaczą te wszystkie nieznane ci pojęcia. Oprócz naszej grupy zwanej autobotami jest inna. Jej także zależy na energonie, ale generalnie tamci są ci źli.

- Decepticony - dodał Jazz - tak się nazywają.

- Tak. Chcą rządzić światem, a potrzebują energii by stworzyć własne królestwo z planety, którą kiedyś zniszczyli. Nazywała się Cybertron, była naszym domem, ale teraz została po niej jałowa pustynia. W każdym razie w połowie. Jej druga część nadal funkcjonuje. To długa historia, do opowiedzenia kiedy indziej. Zupełnie odbiega od tematu. A więc Autoboty i Decepticony. Walczymy ze sobą. Musimy znaleźć energon przed decepticonami, a jednocześnie bronić tej planety, ponieważ chcą ją wysadzić. Selen i Arsen poznaliśmy przypadkiem. Uratowaliśmy je bo miały styczność z decepticonami w pobliskiej kopalni. Wszyscy wspólnie postanowiliśmy się ze sobą trzymać. Dziewczyny miały być naszymi przewodniczkami, ale okazały się zdeterminowane do walki, więc są jednymi z nas. Brały udział w misjach, umieją dobrze walczyć. W dodatku po między mną i Selen zaiskrzyło. Artur, ja też się o nią boję. Kocham ją i obiecuję ci, że będę ją chronił. Mam świadomość, że to wszystko jest niebezpieczne. Poza tym... nawet nie wiesz jaka jest uparta - lider uśmiechnął się lekko - nie pomogłoby nawet, gdybym zamknął ją w piwnicy. Znalazłaby wyjście i poszła walczyć.

Cisza. Artur wgapiał się w drzewo i analizował wszystko. Przytaknął lekko.

- A spróbuj jej nie upilnować - westchnął cicho, jednak na tyle głośno, by każdy usłyszał - niech coś jej się stanie. Wypruje ci wszystkie kable.

Lider uśmiechnął się i podał rękę mojemu wujkowi. Artur uścisnął ją i potrząsnął. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na Jazza.

- To te kłopoty, Jazz? - zapytałam rozluźniona. Hipis jakby wyrwany z przemyśleń spojrzał na mnie spod okularów. Pokręcił głową. To nie był gest, który chciałam zobaczyć.

- Co cię natchnęło, by tu przyjść? - zapytała Arsen.

- W wiadomościach słyszałem o tym, że w tym mieście grasuje robot i że poszukiwane są dwie dziewczyny, które podobno mają z nim kontakt. Potem zauważyłem łeb tego srebrnego wystającego zza koron drzew i przypomniałem sobie, że wy tam niedawno wchodziliście. Musiałem zobaczyć o co chodzi - odparł.

- I co teraz, wydasz nas? - zapytał Hide z zainteresowaniem.

- Nie. To zaszkodziłoby Selen i Arsen. Ale nie zamierzam też siedzieć bezczynnie wiedząc, że może im grozić niebezpieczeństwo.

- To znaczy, że chcesz dołączyć? - zapytał lider lekko zaskoczony.

- To chyba właściwy układ za milczenie?

- Niech będzie. Musisz tylko nauczyć się walczyć. Bez tego nie będziesz zbyt użyteczny - stwierdził Optimus.

- O to się nie martw. Jestem aktorem. Często uczyliśmy się walki.

Lider przytaknął - witaj w drużynie, Arturze - westchnął. Nie był do końca zadowolony. Jak każdy z nas. To kolejna osoba za którą trzeba być odpowiedzialnym.

- Zgaduję, że mama i Jaden nie wiedzą? - Artur spojrzał na mnie poważnie. Przytaknęłam.

- Dobrze. I niech tak zostanie. Przynajmniej na razie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro