Rozdział 18: Rude jest wredne

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły trzy dni od kiedy dołączyliśmy do wojska. Arsen przeszła testy i dołączyła do szeregów. Roger rozpoczął nasze trenowanie i już drugą noc pod rząd miałam silne zakwasy. Najgorzej było rano. Każdy ruch sprawiał ból, a mimo to nie było wyjścia, trzeba było ruszyć się z domu i wrócić, by znowu trenować. Kilka razy dziennie.

Tak też było dzisiaj. Przebrałam się, wypiłam szybką herbatę, która poprawiła mi humor popsuty brutalną pobudką przez klakson mojego chłopaka (o mój Boże jaki dziwny tekst...) o szóstej trzydzieści. Lider przepraszał, że musiał to zrobić, ale tłumaczył się, że w innym przypadku bym nie wstała. No i zapewne miał rację. Wczoraj najzwyczajniej w świecie ściągał ze mnie kołdrę. Oznajmiłam mu, że wystarczyło "Kochanie, czas wstawać", ale nie słuchał. Bronił się, że już próbował, ale pokazałam mu środkowy palec i powróciłam do drzemania. Nie pamiętałam za dobrze tej chwili, ale postanowiłam się nie wykłócać. Byłam półprzytomna, a lider nie dawał za wygraną i trąbił aż nie pojawiłam się w oknie z furią na twarzy krzycząc "zamknij się do cholery!" Nasz związek przeżywał wtedy trudną chwilę...no powiedzmy. Po chwili lider w mundurze wszedł do domu i kontrolował prawie każdy mój ruch, bym się pośpieszyła. Denerwowało mnie to, ale nie tak bardzo. Prawdę mówiąc lubiłam jego obecność nawet poranną, gdy narzekał, że jestem wolniejsza od ślimaka. Przez kilka sekund zastanawiałam się, czy wie jak wygląda ślimak. Potem jednak pobiegłam do łazienki i po opróżnieniu pęcherza, umyłam zęby, odświeżyłam się i użyłam dezodorantu. Ubrana w mundur zeszłam na herbatę, która, zrobiona przez Artura, stygła już od paru minut. Siedział z Optimusem i Arsen, która nie wyglądała lepiej ode mnie. Poskarżyła się na ból mięśni, który dokuczał również i mi. Dopiłam herbatę i postawiłam pusty kubek w zlewie. Palcem wyciągnęłam plaster cytryny, który zmienił kolor z żółtego na pomarańczowy, przez barwę wywaru. Mokry cytrus trafił do kosza, a ja kończąc ciepłego naleśnika, zrobionego przez mojego wujka, stałam przy drzwiach. Niedługo potem pożegnałam mamę, która wstała, by wyszykować się do pracy. Wsiedliśmy do alt mode lidera i pojechaliśmy wprost do wojska.

Każdy z nas był odziany w mundur. To znaczy każdy, prócz Artura. Weszliśmy do sali treningowej, gdzie odnaleźliśmy Jazza i Ironhidea rozmawiających z grupką żołnierzy. Jeden z nich, niski, nieco zgarbiony spojrzał w naszą stronę i wskazał na nas palcem. Reszta rozmówców odwróciła się przodem do drzwi wejściowych i zasalutowała wesoło. Była to nasza nowa forma przywitania, która jak najbardziej mi pasowała. Oddaliśmy ten sam gest i podeszliśmy do przyjaciół.

- Jak się spało, panienko? - zapytał wysoki mężczyzna w berecie patrząc speszony w stronę mojej przyjaciółki. Zdjął go po chwili jakby nie wiedząc co robić i lekko skinął do niej głową. Wywołało to na jej twarzy zaskoczenie i lekki rumieniec, a na mojej rozbawienie, które natychmiast stłumiłam. Adorator Arsen miał na imię Nick. Niektórzy nazywali go Skull, bo gdy był jeszcze w wieku Jadena miał obsesję na punkcie trupich czaszek. Opowiadał nam, że kiedyś malował je na każdym napotkanym płocie czy kamieniu, zbierał wszystko o motywie kościotrupów, a raz wykopał z ogródka czaszkę jakiegoś zwierzęcia, nabił ją na patyk i straszył koleżanki, które przezywały go dziwakiem. Ksywkę "Skull" całkowicie zaakceptował i nawet mu się spodobała. Poznaliśmy Nicka dwa dni wcześniej. Wdawał się w bójkę z innym żołnierzem. Najprawdopodobniej z plutonu Patricka. Nasz nowy przyjaciel miał podbite oko i nieco połamany nos. Arsen mu go nastawiła, gdyż Ratcheta nie było w pomieszczeniu. Zakolegowaliśmy się. Nos wciąż zdrowiał, a po śliwie nie widać było prawie śladu. Moja przyjaciółka nie dawała żadnych oznak, lecz chłopak zdecydowanie był nią oczarowany. Skull nie miał zbyt wielu lat. Dwadzieścia dwa, czyli o dwa więcej od Rogera. Należał do jego plutonu i byli dobrymi kumplami.

- Dobrze - odparła w końcu krzyżując nogi i patrząc raz to na mnie raz na Nicka - a tobie?

- Całkiem dobrze, tylko nos trochę mnie bolał z rana - poskarżył się dotykając lekko zgarbionego nosa. Arsen oceniła uraz, a po chwili poklepała go po ramieniu.

- Jest znacznie lepiej niż przedwczoraj. Zapewne go nadwyrężyłeś, gdy spałeś - wyjaśniła.

Do pomieszczenia wszedł Ratchet i wyglądał na zadowolonego, gdy nas ujrzał. Otoczył Arsen ramieniem i zasalutował wszystkim.

- Arsen, potrzebna mi twoja asysta - powiedział. Moja przyjaciółka przeprosiła nas i udała się z medykiem do jego gabinetu. Dziewczyna zaczęła interesować się medycyną, co poszło na korzyść naszemu przyjacielowi. Arsen uczy się jak być jego pomocnicą. Medyk pokazuje jej jak wykonywać zastrzyki, resuscytacje, którą na szczęście znałam. Gdyby nie to, nie chce myśleć co by było z Arturem w dniu naszego spotkania. Przeszły mnie dreszcze.

- To co szefie, dzisiaj misja? - zapytał tajemniczo Jazz. Przykuło to moją uwagę, więc zapytałam jaką misję miał na myśli. Chodziło o ponowne zabranie się za szukanie energonu. Pluton Optimusa wraz z pomocą plutonu Rogera szykują się do wspólnego działania na rzecz autobotów. Jest to też budowanie więzi pomiędzy ludźmi a robotami. Walczymy od teraz ramię w ramię.

- Tak. Trzeba będzie jedynie powiadomić Rogera, że zdecydowaliśmy się na ten termin. Zrobimy to po treningu - powiedział lider po czym oznajmił, że idzie na siłownie. Posłałam mu całusa i wróciłam do rozmowy.

- Znamy konkretne miejsce misji? - zapytałam - czy trzeba będzie dopiero szukać?

- Ratchet mówił, że gdy przejrzał dokładny plan miasta znalazł dodatkowe dwie kopalnie na obrzeżach. Z tego co mówili żołnierze, już od dawna nikt się nimi nie interesuje. Ludzie nie znają energonu, nie wiedzą jak go szukać, ani do czego służy, dlatego też jest to dla nas szansa. Wyślemy tam jeden z kolejnych oddziałów, natomiast my zajmiemy się rzeką. Wczoraj Ratchet, generał, a także grupka żołnierzy odbyli wycieczkę wzdłuż wody. Nasz medyk odkrył, że rzeka przybiera dziwnie fioletowy kolor niedaleko starych kopalni. Ciekawe jest to, że energon jest dość widoczny. Chociaż dosyć prowizorycznie ukryty pod kamieniami - wyjaśnił Hide z nutą tajemniczości w głosie.

- Co sugerujesz? - zapytałam wciągnięta w tę intrygę.

- Ktoś musiał wybrać energon z kopalni i ukryć w rzece, przykrywając skałami, ale pytanie brzmi czemu? - dokończył.

- Nie mam pojęcia - stwierdziłam zastanawiając się. Ukrycie energonu? Nie rozumiem tylko z jakiej racji. Jeżeli był on wśród skał, w kopalni, musiał być doszczętnie ukryty. Ktoś odkrył energon, a potem musiał mieć jakiś powód by ukryć go znowu. Jaki?

- W każdym razie pojedziemy tam. Pod pretekstem znalezienia sześcianów dowiemy się też może to i owo w związku z tą podejrzaną sprawą... - Jazz szepnął, a po chwili przyjrzał się otwieranym drzwiom do sali. Dołączyłam do niego i spostrzegłam, że Roger i Patrick idą w naszą stronę. Ani jeden ani drugi nie wyglądali na zadowolonych ze swojej obecności, a w dodatku rudowłosy nie był zachwycony także moim towarzystwem. Cóż, wychodzi na to, że będziemy musieli zatruwać sobie życie. On to wszystko zaczął. Ja nie zamierzałam, i nie zamierzam, tolerować jego zachowania. Zasalutowaliśmy na co odpowiedzieli tym samym gestem.

- Witajcie. Dzisiejszy trening będzie prowadzony przez Patricka. Ja zabiorę Selen na naukę strzelania, ale to już po solidnym wycisku - powiedział czarnowłosy - Nie rób takiej miny, mała. A gdzie reszta?

- Lider w siłowni, Ratchet wraz z Arsen w gabinecie - stwierdził Skull stając na baczność i mówiąc doniośle. Roger uśmiechnął się i gestem ręki pokazał, że nie będąc na żadnej misji może zwracać się do niego jak do zwykłego kumpla.

- A Bumblebee i bliźniaki?

- Zdaję się, że w sali rozrywkowej. Bardzo spodobały im się automaty - dodał.

- Jazz, bardzo proszę zawołaj chłopców na trening, a ty Selen, idź po lidera - Roger szybko wydał rozkazy po czym poprawił swój beret.

- Tak jest! - odpowiedziałam, po czym udałam się do sali, gdzie przebywał lider. Gdy uchyliłam drzwi od siłowni dostrzegłam Optimusa, który odwrócony do mnie tyłem schylił się by podnieść sztangę. Gdy złapał ją w obie ręce, bez większego wysiłku podniósł ją powyżej siebie. Podeszłam bliżej i ujęłam go za ramię. Odwrócił głowę w moją stronę i po chwili przerwał swoją czynność, by objąć mnie w pasie. Uśmiechnęłam się do niego gładząc jego ramię. Jego rude włosy były lekko potargane, a jedno z czterech niebieskich pasemek opadło mu na twarz. Przez chwilę zmagałam się z pokusą, by dotknąć jego warg swoimi ustami, ale rozum przegrał walkę i nim zdołałam mrugnąć już całowaliśmy się miękko. Selen, a czy ty przypadkiem nie miałaś go zabrać na trening? Nie przypominam sobie bym miała zrobić coś takiego, nie wiem o czym mówisz.

Lider pociągnął mnie za sobą na ławkę po czym spoczął na niej nie odklejając się od moich ust. Usiadłam na nim okrakiem i przyparłam go do siebie. Jego oczy uśmiechały się do mnie, a za chwile zostały przykryte powiekami. Dotknęłam czule jego twarzy, a po chwili również zamknęłam oczy. Pocałunek zwolnił, a po chwili zakończył się swobodnym cmoknięciem. Lider zajął się moją szyją na co odpowiedziałam mu dreszczem. Wsadził rękę pod moją koszulę odpinając niezdarnie guzik jedną ręką. Drugą ściskał mnie za materiał na plecach. Przerwało nam uderzenie drzwi od sali i nagły głos Rogera.

- Selen do diabła. Miałaś go przyprowadzić! - w jego głosie nie było pretensji, wyczułam rozbawienie, a także zakłopotanie. Oderwaliśmy się od siebie i ze zmieszaniem udaliśmy się za przyjacielem. Zapięłam z powrotem ostatni guzik i chrząknęłam cicho ukrywając uśmiech rozbawienia. Lider szedł niedaleko mnie, zarumieniony i zdaje się, że również próbował ukryć uśmiech. Ustawiliśmy się w szeregu wraz z innymi osobami z plutonu. Brakowało jedynie Arsen i Ratcheta, ale zostało im darowane. Szczęściarze. Nie będę opisywała szesnastu kółek, które przebiegliśmy na górnym piętrze sali. Była to męczarnia. Roger zazwyczaj kazał nam wykonywać sześć. Później robił z nami różne inne ćwiczenia i znów powtarzaliśmy sześć okrążeń. Niestety czarnowłosy musiał pilnie wyjść, by uzgodnić z generałem zasady wyprawy nad rzekę. W związku z tym przydzielił nam Patricka jako naszego trenera. A teraz opadłam ze zmęczenia. Kolka jeszcze nigdy nie była tak silna. Koszula leżała zwinięta w kłębek przy rogu ściany. Już po dwóch kółkach zdecydowałam się biegać w koszulce. Była czarna z jakimś tandetnym napisem w kolorze jasnej czerwieni. Oparłam się o barierkę schodów. Przełknęłam ślinę z trudem, a po chwili odkleiłam mokrą od potu bluzkę od ciała. Patrick wydał komendę "biegać dalej", a gdy z trudem podniosłam się, by ruszyć w stronę plutonu rudowłosy powstrzymał mnie ręką.

- Ty idziesz ze mną - stwierdził beznamiętnie po czym zaczął schodzić ze schodów. Przytaknęłam sama do siebie i posłusznie udałam się za trenerem. Gdy znaleźliśmy się na parterze sali Patrick kazał mi dwanaście razy przeskoczyć przez płotki. Wykonałam to polecenie mimo, że każda część mojego ciała protestowała. Musiałam wyglądać żałośnie. Patrick natomiast wyglądał jakby rozkoszował się tą chwilą. Próbował mnie poniżyć. Nie było żadnych świadków tego zdarzenia, ale jemu wystarczyło, że on może się temu przyglądać. Czułam się wykończona, ale wiedziałam, że czeka na to, abym powiedziała dość. Abym zapewne błagała go o litość. Ale się przeliczył. Nie zamierzałam tak łatwo odpuścić. Zacisnęłam wargi, by nie krzyczeć z bólu. Stopy bolały mnie przeraźliwie. Każdy, nawet najbardziej lekki nacisk na nie wywoływał grymas bólu na mojej twarzy, a na twarzy Patricka - radość. Zastanawiało mnie czy nie jest swego rodzaju sadystą. Skoro czerpał przyjemność z krzywdy innej istoty czyni go to chyba jakiegoś rodzaju potworem. Tak myślę. Przeskoczyłam przez siedem płotków dziesięć razy i opadłam ciężko na podłogę, a Patrick darował mi ostatnie dwa powtórzenia. Wymyślił natomiast bym czołgała się pod płotkami przykrytymi ciemnozieloną siatką. Poczułam ulgę wiedząc, że nie muszę nadwyrężać już moich obolałych stóp. Ściągnęłam ciężkie buty i postanowiłam poruszać się w skarpetkach. Ból był praktycznie ten sam, ale w obuwiu było zbyt gorąco. Stopy nie tylko bolały, lecz wręcz płonęły. Kuśtykając podeszłam do płotków i na czworakach wgramoliłam się pod siatkę. Gdy znalazłam się w prowizorycznym tunelu musiałam się skurczyć. Było dość ciasno. Opierając się na łokciach zaczęłam sunąć do przodu. Wzdychałam cicho czując ciężar własnego ciała, które prawie bezwładnie wlokło się za mną. Pomagałam sobie nogami. Stopy nadal dawały się we znaki, ale teraz przeszkadzało mi niewygoda oraz poobijane łokcie. Mimo to brnęłam na przód aż wydostałam się z tunelu. Na moją korzyść mogłam powtórzyć to zadanie kilka razy więc moje stopy mogły odpocząć.

- Wstawaj, Howard. Teraz porobisz sobie pompki - powiedział śpiewnym głosem. Dotarłam do niego wciąż sycząc z bólu i niewygody. Wskazał mi palcem podłogę tuż obok niego i kazał zabrać się do roboty. Zamknęłam oczy, a gdy je znów otworzyłam wzrok stał się pewniejszy. Ukucnęłam, a po chwili przyjęłam pozycję do ćwiczeń czekając aż rudowłosy da mi znak do rozpoczęcia. Gdy to zrobił musiałam zmusić się do ukrycia bólu. Koszulka całkiem przyległa mi do ciała, a oddech stał się cięższy. W końcu każde z ćwiczeń zaczęło sprawiać mi coraz większy ból. Łzy leciały mi ciurkiem, a Patrick śmiał się tylko i kazał mi nadal ćwiczyć. Chciał bym się poddała. Wtedy zacząłby mnie poniżać i miałby nade mną większą przewagę. A ja należałam do tak upartych osób, że nie pozwoliłam na to. Przez chwilę zawisłam w górze, by móc nabrać więcej powietrza, wtedy zniecierpliwiony postawił stopę na moich plecach i cisnął mnie w dół. Nie zabrał jej już do końca ćwiczeń. Kazał mi pokazać jak wytrzymała jestem. Nienawidziłam go. Z każdą chwilą coraz bardziej. W końcu opadłam z sił i położyłam się na podłodze. Gardło zaczęło piec, w dodatku chciało mi się pić. Wytarłam łzy mokrą od potu ręką i pociągnęłam nosem. Wtedy poczułam silny uścisk dłoni na przegubie i zostałam pociągnięta w górę. Moje nogi znów dotknęły ziemi co sprawiło, że jęknęłam z bólu. Patrick warknął na mnie i kazał wrócić biegać. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale nie doszukałam się w nich litości. Odwróciłam się od niego i pokuśtykałam w stronę schodów. Gdy weszłam na pierwszy schodek wrzasnęłam z bólu. Złapałam kilka głębokich oddechów, a po chwili upadłam na kolana i zaczęłam głośno szlochać.

- Selen! - usłyszałam głos mojego chłopaka. Podniosłam głowę i spojrzałam przed siebie. Stał tam z resztą autobotów. Łzy zamazały mi jego dokładny obraz lecz byłam pewna, że stoi jako pierwszy z przejętą miną. Podszedł do mnie, gdy odkrył, że z jakichś przyczyn nie wstaje. Wytarł wciąż napływające łzy z mojej twarzy i z powagą zapytał co się stało. Cicho odparłam, że bardzo bolą mnie nogi. Wtedy lider wstał i ominął mnie idąc przed siebie. Hide i Jazz podnieśli mnie, a gdy znów dotknęłam ziemi stopami nie mogłam powstrzymać kolejnego grymasu bólu. Wtedy poczułam jak ręka Hide dotyka mojego tyłka i podnosi go nie do końca delikatnie. Druga ręka znalazła się pod moją głową. Po chwili znalazłam się w jego rękach jak kilka dni temu, gdy Sideways postanowił mnie jednak uratować. Uspokoił mnie, a ja przytaknęłam wycierając łzy. Spojrzałam przed siebie. Patrick i Optimus krzyczeli na siebie, a po chwili lider przeszedł do rękoczynów. Patrick uchylił się przed ciosem, ale zdążył oberwać w skrawek policzka. Chciałam, by przestali, ale już nie miałam siły krzyczeć. Oparłam tylko głowę w mokrą od potu pierś mięśniaka i zamknęłam oczy. Atmosfera ucichła, gdy do sali wparował Roger. Natychmiast uspokoił dwójkę awanturników, a po chwili podniesionym tonem domagał się wyjaśnień. Lider wziął kilka wdechów, a po chwili wskazał na mnie palcem ze wściekłością w oczach. Roger podszedł do nas i wypytał mnie o szczegóły. Wyjaśniłam, że jestem zmęczona treningiem. Czarnowłosy zbladł jak usłyszał ile okrążeń kazał zrobić nam ten tyran. Po chwili dotknął moich stóp na co odpowiedziałam mu sykiem bólu. Wtedy zwrócił się do Patricka z zerowym wyrazem szacunku. Kazał mu natychmiast udać się do generała. Rudowłosy bez większych pretensji udał się za Rogerem. W ostatniej chwili nasz przyjaciel zatrzymał się i wydał rozkaz, by zabrać mnie do lekarza oraz przeprosił za wybryk Patricka. Uśmiechnęłam się do niego i wtedy wyszedł. Był ponury, z resztą jak każdy z nas.

- Bardzo boli? - zapytał lider z troską w głosie, a po chwili dotknął moich nóg. Dygnęłam lekko czując nieprzyjemne pulsowanie. Przytaknęłam z zaciśniętymi wargami - Zaniesiemy cię do Ratcheta.

Jazz trzymał w ręku moją koszulę, a teraz sięgnął także po buty, które leżały na podłodze. Podziękowałam mu wzrokiem na co odpowiedział uśmiechem i pokazał znak pokoju. Pogoda nie należała do najpiękniejszych, ale nie zapowiadało się na deszcz. Autoboty szły po cichu od czasu do czasu ubliżając Patrickowi, który w tym czasie odbywał rozmowę z generałem.

- Oby go stąd wydalili - stwierdził Bee.

- Ja to bym go sprał - stwierdził Hide, poprawiając uścisk w jakim mnie trzymał. Chwyciłam się jego barku. Mięśniak spojrzał na mnie i puścił oczko - tylko dużo mocniej niż ty podczas testu. Nadal rozpiera mnie duma.

Zaśmiałam się. Gdy nie podrażniałam stóp, ból prawie znikał. Niestety przypominałam sobie o nim, gdy zawadziłam stopą lidera, który szedł tuż obok nas. Myślałam, że moje nogi są dużo bardziej wytrzymałe. Zawiodłam się na nich. Ale czemu je winić. Sala jest ogromna, a okrążanie jej szesnaście razy, a dodatkowo, na dobicie, skakanie przez płotki, nie należą do codziennych, prostych ćwiczonek. Szczerze to i ja miałam nadzieję, by został wyrzucony. Może inne wojsko potrzebuje tyrana, ale to mogłoby lepiej funkcjonować bez jego chamstwa i zawiści. Każdy kogo tutaj znam nie ma pochlebnego zdania o rudowłosym. Nie miałam jednak zbyt dużego kontaktu z jego plutonem. Wiedziałam tylko, że są tam tacy jak on, a także Bill, Anna, Axel oraz Dusty. Spotykałam się czasami z dziewczynami. Dusty bardzo odbiegała od reszty. Przebywała sama, często gdzieś wychodziła i nie było jej spory kawał czasu. Jej zachowanie budziło we mnie mieszane uczucia. Z Anną i jej koleżanką nie kolegowałam się zbyt bardzo. Polubiłam Monicę i Penny, która jednak nie odnalazła swojego miejsca w wojsku. Było mi szkoda, ale wiedziałam, że drugim razem nie zdała tylko i wyłącznie z przyczyn osobistych. Monica znalazła się w plutonie niejakiego Davida. Był przeciętny w rozmowach, raczej nie odznaczał się humorem, ale jego wiedza i sposób traktowania żołnierzy budził podziw. Widać było, że dobry z niego przywódca.

Ratchet, gdy tylko mnie zobaczył, zostawił mycie ziół. Pomógł mięśniakowi położyć mnie na łóżku i obejrzał nogi. Stopy były zaczerwienione i bardzo obolałe. Nie musiał pytać czy czuję dyskomfort. Widział to przy każdym grymasie na mojej twarzy. Rozejrzał się po szafkach pełnych leków i wyjął tubkę z maścią po czym starannie nałożył ją na bolące miejsca. Lider usiadł obok mnie z butelką wody. Podziękowałam, gdy mi ją podał. Poczułam znaczną ulgę. Sądząc po delikatnym zimnie, maść zaczynała działać. Medyk wyjaśnił, że lek działa przeciwbólowo oraz ochładzająco. Rozejrzałam się po okolicy szukając mojej przyjaciółki, lecz jej nie zobaczyłam.

- Arsen poszła do toalety - wyjaśnił medyk po czym zapytał co takiego się stało. Opowieść skrócił mu Jazz widząc, że ja nie mam już na to ochoty. Do pokoju wparował Bill. W skrócie wyjaśnił, że Optimus ma udać się do generała. Zdziwieni zapytaliśmy w czym problem. Odparł tylko, że chodzi o sprawę z Patrickiem. Lider wstał powoli i spojrzał na mnie.

- Jak wrócę będziemy się zbierać na misję. Selen nie wiem czy ty...

- Dam radę. Najwyżej któryś z was będzie mnie nieść. Sama frajda - westchnęłam. Lider miał już coś powiedzieć, ale chyba dotarło do niego, że nie warto się sprzeczać i wyszedł. Ratchet pogłaskał mnie po głowie i kazał odpocząć. Nie protestowałam. Zamknęłam tylko oczy i pozwoliłam sobie na krótki sen.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro