Rozdział 19: Misja przy kopalni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie podoba mi się i tyle - stwierdził Patrick krzyżując ręce.

- Zamilcz w końcu. Jak tylko tutaj przybyli wplątujesz się w intrygi - stwierdził generał.

- Bo takie zachowania trzeba zwalczać - wyjaśnił rudowłosy.

- Co zwalczać? O ile mi wiadomo, to oni zaczynają bójki - tak wcześniej mówiłeś - stwierdził złośliwie Roger. Generał spojrzał na niego i kazał mu opuścić salę. Czarnowłosy żołnierz zgodnie z rozkazem wyszedł, a na jego miejsce pojawił się lider oraz Bill.

- Optimusie, powiedz mi czemu pobiłeś Patricka - powiedział zmęczonym głosem generał. Lider spojrzał na rudowłosego spod byka i po chwili wyjaśnił jak ten znęcał się nad Selen.

- Wiem, że Patrick jest czasem nieznośny oraz wiem, że na swojej planecie byłeś bardzo ważny. Rozumiem, ale zrozum także ty. Tutaj jesteś dowódcą drużyny, a do tego niezbyt doświadczonym w naszych szeregach, a więc nie pakuj się w bójki, bo nie wyjdzie Ci to na dobre. Podpadniesz mi i stracisz posadę lidera.

- Może moje nazwisko nie znaczy tutaj tyle ile na Cybertronie, ale ujmę to tak. Jestem tam jednym z najpotężniejszych robotów. Pełniłem tam nie tylko funkcję dowódcy plutonu lecz obejmowałem władzę nad każdym autobotem. Mój oddział był jedynie dodatkiem do władzy jaką posiadałem. Lepiej mieć sojusz z robotami niż stawiać mi warunki. A ja domagam się jedynie szacunku. Ten człowiek nie okazuje go nawet trochę. Wręcz gardzi naszą drużyną, a nie tak powinno być.

- Nie zapominaj, że złożyłeś śluby. Może i jesteś dobrym żołnierzem, a także bardzo potężnym robotem, ale od teraz wdałeś się w łaski wojska. I tutaj to JA mam władzę, a nie TY. Uważaj na słowa i czyny Optimusie Prime, bo ucierpisz na tym najbardziej. A teraz wyjdź proszę. Bill ty także.

Lider autobotów wyszedł wściekły, a za nim Bill wskazując ukrytej za filarem postaci podniesiony kciuk. Ta nałożyła kaptur na głowę i oddaliła się pospiesznie. W gabinecie pozostali tylko Patrick i generał.

- Mówiłem ci, generale, że ten cały Prime jest nieobliczalny. Pobił mnie, pokazuje swoje niezadowolenie ze służby. Jestem pewien, że będzie chciał wygryźć cię z posady.

Generał westchnął cicho, a potem zamyślił się na krótką chwilę.

- Jeżeli mi podpadnie... zrobię co się da, by utracił posadę lidera. A teraz wyjdź. Czeka mnie mnóstwo papierkowej roboty.

- Tak jest szefie - odparł zadowolony rudowłosy, po czym opuścił gabinet zostawiając zamyślonego generała samemu sobie.

xxxxxxxxxxxxxxxxx

- Dam radę - westchnęłam odpędzając od siebie lidera. Wgramoliłam się do jego alt mode i zapięłam pasy. Nie miałam butów na nogach. Przyjrzałam się moim szarym skarpetkom z białym znaczkiem. Gdy tylko Prime wszedł do auta i zamknął za sobą drzwi, byliśmy gotowi do odjazdu. Na tylnych siedzeniach usadowił się Roger, Skull oraz Arsen, lekko speszona obecnością kolegi. Moje buty leżały obok mnie, ale nie przeczuwałam, bym miała włożyć je dość prędko. Gdy dojeżdżaliśmy do lasu, lider zrobił się niespokojny. Miałam przy sobie łuk w razie ataku wroga, ale gdy tylko spojrzałam w stronę broni lider zaprzeczył głową. Obiecał, że późnej mi powie, teraz nie ma na to czasu. Przytaknęłam dusząc w sobie ciekawość i spojrzałam przez szybę. Drzewa były potężne. Pnie grube i masywne, gałęzie gęsto porośnięte igłami. Choinki stały w szeregach spokojnie, co sugerowało, że wiatr nie spisywał się za bardzo. Nie przeszkadzało mi to. Są chwilę kiedy wiatr mógłby nie wiać, ale to nie była jedna z owych chwil. Znudzona widokiem przesuwających się drzew zapytałam lidera o szczegóły planu. Miałam wrażenie że już wszystko wiem, ale chciałam się upewnić. Prime co jakiś czas pytał mnie o ból nóg, a Skull żartował, że jeszcze wiele przejdą. Uśmiechnęłam się sama do siebie opierając głowę o fotel. Wtedy wjechaliśmy na ścieżkę wiodącą do kopalni. Wysiedliśmy z auta nieopodal jeziora. Kopalnia wyglądała dużo gorzej niż te dwie niedaleko martwego, toksycznego jeziorka blisko domu. Była niemal zrujnowana i cała porośnięta różnorodną roślinnością. Dostrzegłam oplatający i wrastający do jej środka bluszcz i przypomniałam sobie, że Jaden któregoś dnia przyszedł do domu cały w bąblach. Wraz z jego kolegami wybrali się do lasu i doszło do bójki. Mój brat został pchnięty na sporawy gąszcz trującego bluszczu, a że jest alergikiem, trzeba z nim było jechać do lekarza. Było to jeszcze kiedyś, gdy Artur przyjechał w odwiedziny. Z alt mode Ironhidea wyszedł mój wujek i uśmiechnął się do mnie. Pomachałam mu i powoli posunęłam sie do przodu. Gdy obolałe stopy nacisnęły o twardą ziemię syknęłam cicho, ale postanowiłam, że nie będę robiła scen. Powinnam zostać w wojsku wraz z Ratchetem. Tak przynajmniej sugerował lider, ale ja jak zwykle uparcie poszłam wraz z przyjaciółmi. Gdybym zaczęła narzekać pokazałabym swoją nieodpowiedzialną, a także dziecinną stronę. Wstrzymując co jakiś czas oddech z bólu podeszłam do brzegu rzeki. W jednym skupionym punkcie przybrała kolor fioletowy, a na dnie widać było ostre kąty sześcianów. Ukucnęłam i przejechałam ręką po wodzie. Odpowiedziała mi delikatną falą. Ktoś musiał mieć interes w tym, by przenieść energon z kopalni do rzeki. Jeżeli były to decepticony, to dlaczego zostawiły swoje surowce? Pokręciłam głową z niezrozumieniem. Obok mnie pojawił się Jazz i dwaj żołnierze z drużyny Rogera. Generał po ślubowaniu zdecydował, że dwa odziały Optimusa i czarnowłosego dowódcy będą stanowiły jeden pluton. Liderem tego związku jest formalnie Optimus, ale nie raz pozwala Rogerowi objąć panowanie. Zapewne czuje się trochę nieswojo, ponieważ Roger także pełni funkcje przywódcze, a nie został doceniony przez generała. Obaj jednak dogadali się i dzięki temu tworzymy bardzo zgrany zespół, chociaż jak na razie przeprowadziliśmy ze sobą dwie misje, a w jednej z resztą nawet mnie nie było. Jeden z żołnierzy Rogera, Sanjay również przyglądał się fioletowej barwie wody. Jego ojciec pochodzi z Indii, a co za tym idzie odziedziczył po ojcu opaloną cerę i rysy twarzy. Miał mniej więcej tyle samo lat co jego lider. Nie miał dużych muskułów, ale nie wyglądał też na mizerotę. Na karku miał wytatuowany napis w języku hindi, który jak zdążyłam się dowiedzieć, oznaczał "wolność ponad wszystko". Pismo hinduskie jest skomplikowane. Tak samo jak japoński, chiński, czy nawet cybertroński. Nasz kolega włada hindi jak ojczystym językiem, ale nie dziwiłam się temu za bardzo. Gdy człowiek ma styczność z kilkoma językami od urodzenia, potrafi się nimi posługiwać lepiej niż tylko komunikatywnie.

- Musimy ustalić dlaczego ktoś postanowił przenieść energon - oznajmił Jonsey. Trzydziestoletni żołnierz drużyny Rogera, który stał za mną wraz z Jazzem i Sanjayem.

- Owszem - odparłam - ale to nie będzie takie proste.

Jazz podrapał się po głowie w zamyśleniu. Po tym odruchu schylił się po leżący nieopodal kamień i rzucił go w wodę, gdzie na dnie skupiały się sześciany. Woda zamknęła się, gdy tylko wchłonęła tępy, brudny od ziemi, kamień. Wszystko pozostało bez zmian. Nie wiedziałam nawet co tym czynem miało się zmienić. Nie miałam siły o tym myśleć. Gdy niezdarnie próbowałam się podnieść Jazz gestem ręki kazał mi nie wstawać. Westchnęłam wiedząc, że zdążył już pewnie dostać komunikat od Optimusa, że mam oszczędzać nogi. Przewróciłam oczami i poruszyłam nogami, które miękły w wodzie od jakichś paru minut. Woda sprawiała, że czułam ulgę. Gdyby nie momenty, kiedy stopy obijały się o siebie mogłam nawet rzec, że już mi przeszło. Hipis kucnął obok mnie i przyjrzał się wodzie. Jonsey odszedł w stronę Rogera i Optimusa, którzy spacerowali obok kopalni. Lider marszczył czoło i co chwile nerwowo zerkał w stronę ciemnego wejścia porośniętego roślinami. Jeden z żołnierzy wszedł do środka i co jakiś czas krzyczał "czysto". Dopiero, gdy po kilku minutach usłyszeliśmy dość głośne przekleństwo odwróciłam się gwałtownie i zerknęłam na kopalnie, do której wbiegali pojedynczo kolejni żołnierze, Hide oraz Roger, który nerwowo poprawiał czapkę.

- Coś znaleźli - szepnął Sanjay i poszedł w stronę zbiorowiska. Poczułam mrowienie w dłoniach. Moja ciekawość pomału zaczęła wyrywać się ze smyczy. Jazz wyraźnie dawał mi sygnały wzrokiem, bym siedziała na miejscu. Westchnęłam głośno, by wyrazić całą pogardę na temat tego rozkazu, a także na temat Patricka przez którego zostałam unieruchomiona. Niech to szlag! Wszystko. Po chwili spojrzałam na twarz hipisa. Wydawał się bardzo skupiony. Nas wszystkich zastanawiało, a także przygnębiało całe te zdarzenie.

- Dlaczego nie idziesz do innych, tylko siedzisz w tej beznadziei wraz ze mną? - zapytałam, jednak nie doczekałam się odpowiedzi. Jazz najprawdopodobniej specjalnie udał, że nie słyszy - kazał mi cię pilnować prawda? - zapytałam ze złośliwym uśmiechem.

- Kto? - zapytał jakby wyrwany z przemyśleń. Spojrzałam wtedy na niego znacząco. Wtedy się uśmiechnął - może? Selen, nic nie poradzę, że Prime się o ciebie martwi, w dodatku mu się nie dziwię. Jesteś strasznie rozbrykana i ciągle wpakowujesz się w kłopoty.

- Wow. Umiesz mi dowalić używając mało obraźliwych słów i wesołej barwy głosu. Szacunek ziom. - stwierdziłam drapiąc się po ręku.

- Mam nadzieję, że nie sprawiło ci to przykrości, ja tylko mówiłem prawdę - wyjaśnił.

- Nie martw się. To co mówisz jak najbardziej wiem. Jestem cholernie uparta i wszędzie bym wlazła. Ma to swoje dobre strony. Przynajmniej kilka - stwierdziłam patrząc na jego reakcję.

- Już chyba wiem o czym mówisz - uśmiechnął się i szturchnął mnie przyjaźnie w ramię. - Może wtedy ci się udało i więcej zyskałaś niż straciłaś, ale nie próbuj więcej używać głupich pomysłów. Ta kopalnia się waliła. Mogłaś stracić życie i narazić Optimusa, mimo iż go wtedy nie znałaś.

- Wiem, wiem - westchnęłam - teraz moje zwariowane pomysły są bardziej precyzyjne.

Uniosłam nogi nad wodę i spojrzałam na nie. Malutkie kropelki spływały z koniuszków palców aż po łydki. Nie były już mocno czerwone. Jedynie różowawe. Chłodna woda oraz maść Ratcheta zdziałały cuda. Usłyszeliśmy głośny huk. Jazz gwałtownie spojrzał w stronę kopalni, a ja wraz z nim. Z wejścia unosił się dym, a sufit zaczął się sypać. Optimus, który jako nieliczny został na zewnątrz zakrywał twarz rękawem i kaszlał. Rozglądał się gorączkowo czy reszta nie wybiega. Nikogo jednak nie było widać. Czułam narastającą panikę. Hide, Roger... a także reszta przyjaciół... Jazz poderwał się na nogi i pobiegł w stronę zdarzenia. Tym razem nie zamierzałam zwyczajnie siedzieć. Wstałam lekceważąc wciąż intensywny ból nóg, pobiegłam w ich stronę. Kopalnia zaczęła się walić. Coraz większe kamulce spadały z ścian na podłoże. Wrzeszczałam wraz z kilkoma żołnierzami, by pozostali dali nam znak życia. Dochodziły do nas ledwo słyszalne jęki i okrzyki. Nie słyszałam w nich głosu Rogera. Ścisnęłam moją koszulę od munduru. Poczułam przypływ łez. Sama nie do końca wiedziałam, czy jest to spowodowane dymem, czy strachem. Spojrzałam na lidera, który stał nieruchomo nie wiedząc co zrobić. Arsen pobiegła do alt mode Hidea po czym zaczęła grzebać w jego bagażniku. Artur, który okrążył wcześniej całą kopalnie, przybiegł do nas z zatroskaną miną.

- Jak to się stało ? - zapytałam zrozpaczona. Prime nie odpowiedział od razu. Przez chwilę rozglądał się po okolicy, potem niewyraźnym wzrokiem spojrzał na mnie i użył dawno mi nieznanego, powodującego dreszcz emocji i strachu słowa "zasadzka". Ten jeden rzeczownik spowodował, że serce zabiło mi mocniej. Byłam trochę zdezorientowana. Gdzie więc podziały się decepticony? Kto uruchomił bombę? Skąd cały ten szatański plan?

- Szefie, trzeba ich stamtąd wydostać - oznajmił Jazz. Optimus przytaknął. Po chwili udał się w stronę zapadniętej po części kopalni wraz z trzema żołnierzami, których nie znałam. Chwyciłam go tylko za rękę i szybko wyszeptałam do ucha, by uważał. Przytaknął potwierdzając, że zrozumiał. Zacisnęłam pięści widząc jak mój chłopak znika w otchłani śmiertelnie niebezpiecznej kopalni. Jazz odsunął z przejścia kilka kamieni. Chwilę później wraz z Arturem dołączyłam do odkopywania wejścia, które niemal do połowy zakrywały kamyki. Gdy będzie potrzeba Jazz w swojej oryginalnej formie usunie barykadę. Spojrzałam się w niebo, a po chwili odmówiłam modlitwę za życie moich bliskich. Gdy powróciłam do odkopywania wejścia, ponad połowa tunelu opadła na dół. Wraz z Jazzem stwierdziliśmy, że jedyną pomocą będzie jego przemiana w robota. Tak też zrobił. Jego holoforma zniknęła a zamiast niej obok mnie znalazł się we właściwej postaci. Poczułam ulgę, gdy zobaczyłam jak jego ręka odrywa od ziemi garść solidnych kamieni, a po chwili druga brała tą samą ilość. Wejście pomału zostawało odkryte. Zawalona kopalnia mogła jednak przygnieść przebywających w niej ludzi. Musieliśmy jak najszybciej interweniować. Kilka razy krzyczałam imię Optimusa, by uzyskać jakąkolwiek nadzieję, że wszystko gra. Lider jednak nie odpowiadał. Byłam przerażona, jednak miałam świadomość, że w tym całym hałasie mógł nie słyszeć. Zaciskałam pięści i starałam się nie wpadać w histerię. Jazz przestał bawić się w delikatność. Kopalnia sięgała mu do kolan tak więc stanął pod nią okrakiem i zaczął odrywać jej ściany i rzucać niedaleko. Dopiero, gdy uchylił jeden z największych głazów ujrzałam ludzi. Podbiegłam bliżej by ocenić ich stan. Optimus okrywał sobą kilku żołnierzy. Przeskoczyłam kilka skał i ukucnęłam obok nich. Pierwszym co zrobiłam, było uściśnięcie mojego chłopaka. Zacisnęłam dłonie na jego koszuli i wtuliłam twarz w jego szyję. Lider odwzajemnił gest, uspokajając mnie, gdy drżałam. Gdy wyrwałam się z czułego przytulenia, rozejrzałam się po innych. Roger podnosił się niezdarnie z ziemi. Za chwilę upadł znów, tym razem zmiażdżony moim ciężarem. Stęknął cicho, gdy przez chwilę pozbawiłam go możliwości wzięcia oddechu. Niektórzy żołnierze byli ranni, poparzeni. Hide dostał obrażeń nogi. Kilku z drużyny Rogera leżało nieruchomo. Twarze i ręce mieli pokryte czarnym pyłem. Jonsey sprawdzał ich puls, ale za każdym razem zagryzał wargę i zwieszał głowę. Wśród leżących nieprzytomnie leżał krwawiący z głowy Sanjay. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Hindus okazał się żywy. Wraz z Arsen, która wróciła ze swoim mieczem, który wcześniej zapewne był u Hidea, ściągnęłyśmy martwym nieśmiertelniki. Roger wygramolił się z ruin i wsadził je do kieszeni, jednocześnie wykonując znak krzyża. Rozejrzał się dookoła, a po chwili tłumiąc łzy wyjął pistolet. Odblokował go, wycelował w górę i oddał tyle strzałów ile było zmarłych. Spojrzałam z żałością na stygnące ciała nieznanych mi w zasadzie kompanów. Potem pogłaskałam Sanjey'a po głowie. Miał zamknięte oczy i leżał nieruchomo. Przez chwilę się wahałam, potem położyłam mu chłodną dłoń na piersi i upewniłam się, że wciąż oddycha. Kaszlnęłam i wydostałam się z gruzu. Po chwili zrobili to inni. Odezwałam się jako pierwsza od kilku minut żałobnej ciszy.

- Co się w ogóle do cholery stało?

- John, jeden z poległych, odkrył, że w kopalni znajdują się uwięzieni ludzie. Byli cholernie wychudzeni. Chłopak nieświadomie uruchomił bombę, na której siedzieli ci ludzie. Mieli zakneblowane usta, nie zdołali nas ostrzec. John chciał im tylko pomóc... - powiedział Roger.

- Mieliśmy szczęście, bo byliśmy w pewnej odległości od wybuchu. John niestety nie zdołał uciec - wyjaśnił Hide.

- Który z nich to John? - zapytała Arsen szukając go wzrokiem wśród zmarłych.

- Z Johna, tak jak z jeńców nic nie zostało. Tylko pył i zwęglony nieśmiertelnik, który schował Roger - odparł Jonsey. Przykryłam twarz dłonią, a po chwili pokręciłam głową. Skull położył rękę na moim ramieniu. Przymknęłam oczy na kilka sekund. Potem mój wzrok spotkał spojrzenie Optimusa.

- To decepticony, prawda?

- Jeżeli nie oni, to nie mam pojęcia kto, Selen... musieli to jakoś zaplanować. Ale czemu zostawili energon? - zapytał, ale po chwili odpowiedział sobie na pytanie - musieli nas czymś zwabić. Gdyby nie sześciany w rzece, to miejsce wydałoby nam się zupełnie normalne.

- Kim byli ludzie? - zapytał Jazz, który pojawił się obok nas jako holoforma.

- Zwykli zakładnicy. To była chyba para. W każdym razie kobieta i mężczyzna - powiedział Roger.

Optimus podszedł chwiejnym krokiem do rzeki. Zawołał do siebie Rogera, Skulla i Jonsiego. Potem we czwórkę rozebrali się do majtek i wskoczyli do wody. Chciałam ich zawołać, być może powstrzymać. Czułam, że coś tu nie gra i decepticony nie oddałyby nam energonu. Mogli założyć, że część z ludzi umrze w kopalni, ale nie wszyscy. Tak więc część i tak zabrałaby energon. Nie zostawili by go przecież tak po prostu. Chyba, że zamierzali złapać nas w kolejną pułapkę? Głos ugrzązł mi w krtani, gdy chciałam krzyczeć, by wracali.

Niestety było już za późno.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro