Rozdział 21: Missing

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leżałam na zimnej podłodze umorusana we krwi. Owszem leżałam. Barricade uwolnił mnie z łańcuchów i pozostawił tylko w kajdankach na rękach. Zdążył mi się przedstawić, pociąć nożem, drażnić językiem. Czułam się wstrętnie. Byłam otępiała z bólu, który promieniował z lędźwi aż po środek kręgosłupa. Leżałam bez ruchu od paru godzin drżąc z zimna i płacząc niemal nieustannie. Łzy już dawno nie leciały. Co chwilę szlochałam, chlipałam i trzęsłam się delikatnie. Policjant zatrzasnął drzwi od pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Umieścił w nim też psa. Doberman siedział czujnie mi się przyglądając. Nie dość, że nie miałam siły się podnieść, to jeszcze nie miałam odwagi. Nie miałam broni, a gdyby pies zaatakował, nie miałabym szans. Moje zniszczone, podarte ciuchy ubrudzone w krwi kapiącej z moich pleców, leżały gdzieś w kącie.

Czułam nie tylko ból, ale lekko stłumiony przez niego głód. Nie wiedziałam która godzina, a telefon miałam w spodniach w drugim końcu pomieszczenia. Próbowałam zasnąć, ale nie dałam rady. Zatkał mi się nos, ogilałam kawałek podłogi obok mnie, byłam w krwi i było mi kurwa zimno. "Litościwy" pan postanowił mnie już dzisiaj nie męczyć. Poszedł spać do swojej komnaty i dał mi swobodę. Świetnie... nie oznaczało to wcale tego, że mnie wypuści. Nie oznaczało niczego co dobrze by się dla mnie skończyło.

Byłam w pułapce, więzieniu. Ukarana za coś, z czego nie zdawałam sobie sprawy. Karana przez decepticona, który podszywał się pod policjanta, a także pod chłopaka, którego spotkałam dwa razy, który chciał się zaprzyjaźnić... Zapewne, gdyby nie to, że nasze spotkanie przerwała inwazja decepticonów, już wtedy byłabym w tych samych tarapatach. Czy tak to będzie wyglądać? Skończę jako niewolnica? Znów gula w gardle, ucisk w sercu i szloch. Wtedy pies ruszył się z miejsca i podszedł do mnie. Patrzyłam na niego bezradnie. Zdaje się, że obwąchiwał moje plecy.

Potem poczułam jego szorstki język, który lizał mojąranę. Syknęłam z bólu i spróbowałam się przesunąć. Doberman odpuścił i położyłsię obok mnie. Poczułam ciepło bijące od zwierzaka. A ja telepałam się z zimna.Mimo strachu spowodowanym niewiadomą reakcją psa objęłam go. Przyjął mój gest inie próbował się wyrwać. Zamknęłam oczy i postanowiłam podjąć próbę zaśnięcia.


xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(narrator)

Dziewczynie udało się zasnąć. Tuliła psa leżącego obok pogrążona w jakimś marzeniu sennym, a jej ciało odpoczywało. Decepticon leżał na swoim łóżku, ale nie spał. Także nie mógł zasnąć, ale z innego powodu. Gryzł się z myślami. Jak długo zamierza to wszystko ciągnąć? czy nie prościej byłoby zakończyć cały ten pościg? wszystko co zrobił kiedyś się od niego odwróci. Wiedział to doskonale, ale nie potrafił z tym skończyć. To było jego życie. Wszystko co znał.

Autoboty spały tej nocy zwyczajnie. Tylko Optimus siedział przy oknie i myślał. Położył głowę na splecionych rękach i zastanawiał się, gdzie teraz może być Selen. Zapewne w domu. Spała? A może także była pogrążona w myślach? Myślach o nim. O tym jak beznadziejnie się zachował. Kolejny raz ją zawiódł. Przyrzekł sobie, że dla niej postara się panować nad emocjami, nad okropną zazdrością. Nie udawało mu się. Znał swojego konkurenta. Przystojnego, młodego, umięśnionego. Czuł się zagrożony, zdając sobie sprawę z różnicy wieku pomiędzy nim a swoją dziewczyną. Kochała go, wiedział o tym, ale nie mógł znieść faktu, że gdzieś obok krąży Sideways.

Ten chłopak miał chęć się z nią spotkać. Niedługo. Dręczyło go to. I to bardzo. Podniósł się z krzesła i stanął naprzeciwko lustra. Patrzył na siebie chwilę, a potem sięgnął do szafki. Znajdowało się tam kilka butelek alkoholu. Przez chwilę gryzł się z sobą. Wiedział, że nie raz, gdy nie potrafił radzić sobie z problemami sięgał po olej. Odkręcił niezdarnie butelkę i zbliżył ją do ust. Poczuł intensywną woń napoju, ale nie zraził się tylko pociągnął łyka. Potem kolejnego i kolejnego. Pół butelki zniknęło w przeciągu kilku minut. Nie zważał na palenie w gardle.

Za każdym razem, gdy odrywał się od picia robił grymas wywołany goryczą. Nie pił, by się delektować, pił, bo miał nadzieję, że zapomni o jego problemach. Tak bardzo chciał mieć Selen przy sobie. Ale był tu sam. Wraz z pustą butelką. Przez chwilę robiło mu się cieplej, może nawet weselej. Pałętał się po pokoju aż w końcu postanowił zasnąć. Sen przyszedł niemal natychmiast.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Optimus)

Już w nocy gryzłem się ze sobą, czy udać się do domu dziewczyny czy zostać. Wymyślałem przemowę jaką jej wygłoszę. Miała dotyczyć poczucia winy jakie na mnie ciąży. Chciałem przeprosić. Zdecydowałem jednak, że poczekam do rana. Gdy tylko wstałem, a była to dość wczesna godzina, miałem poczucie, że pęka mi głowa. W dodatku mdłości... Siedziałem oparty o poręcz łóżka z głową schyloną w dół. Na podłodze leżała pusta butelka po alkoholu. Wszystko zaczynało do mnie docierać. Znowu okazałem swoją słabość. Zacisnąłem dłoń. Po chwili podjąłem próbę wstania. Zakręciło mi się w głowie. Zlekceważyłem to. Pustą butelkę wrzuciłem do kosza, który stał w rogu mojego pokoju. Otworzyłem okno, by pozbyć się okropnej duchoty. Usłyszałem pukanie do drzwi.

- Można szefie? - usłyszałem pogodny głos Ironhidea. Zapewne gotów był mi znów podokuczać, było to naszym rytuałem, a mała uszczypliwość i sarkazm Hidea były czymś w rodzaju mantry.

- Proszę - powiedziałem, a po chwili poczułem jak to co mam w żołądku lekko mi się cofa. Powstrzymałem ten odruch ze zniesmaczeniem.

- Oh, wyglądasz paskudnie - rzekł na wstępie. Spojrzałem na niego obolałym, sennym wzrokiem.

- Dziękuję Hide, ciebie też miło widzieć.

- Nie, ja mówiłem serio. Wyglądasz jak śmierć. Nie spało się za dobrze?

- Nie czuję się najlepiej...

- Nie wątpię. Wyglądasz na zgwałconego.

- Nie...

Nim skończyłem mówić poczułem, że dłużej nie wytrzymam. Podbiegłem do kosza na śmieci i zwróciłem wszystko co posiadałem w żołądku. Były to głównie płyny.

- Szefciu, coś marnie z tobą dzisiaj. W każdym razie przyszedłem ci powiedzieć, że ewakuacja ludzi jest już prawie zakończona. Pozostała tylko mniejszość, która ma jeszcze kilka spraw do załatwienia. Jest to mniej niż pięćdziesiąt osób. A no i dobra rada na koniec: idź do Ratcheta, bo to może być coś poważnego.

Nie zauważyłem kiedy wyszedł. Pogrążony w zwracaniu ślęczałem nad koszem na śmieci. Gdy poczułem, że to już wszystko co mogło ze mnie wyjść, wstałem. Zwinąłem śmieci i niezdarnym krokiem udałem się do śmietnika komunalnego. W piżamie, nie zważając na nikogo i na nic, udałem się do gabinetu mojego medyka. Znajdował się on niedaleko, więc nie miałem wielkiego problemu z dojściem do celu. W pomieszczeniu był tylko on, co mnie ucieszyło.

- Na Sześciu Wspaniałych! - zakrzyknął - coś ty z sobą zrobił?!

- Trochę wypiłem... - przyznałem się.

- Trochę? Padło ci na procesor, Prime? - dostałem od niego za chwilę porządny ochrzan. Zbyłem go machnięciem ręki, ale ten tak łatwo nie odpuścił. Kazał mi położyć się na łóżku. Zmierzył mi ciśnienie, zbadał to i owo, a potem dał mi szklankę z jakimś musującym lekiem. Wypiłem go powstrzymując się od wyplucia wszystkiego. Gdy już połknąłem wszystko kaszlnąłem i zrobiłem grymas, który świadczył o tym, że picie było wstrętne. Ratchet przytaknął.

- Powinno ci pomóc za jakieś kilka cykli. Do tego czasu leż spokojnie - poradził. Usłuchałem go. Przymknąłem oczy starając się nie myśleć o powracających problemach. Nie udało się. Medyk usiadł obok mnie na krześle i patrzył mi w oczy. Analizował coś. Czułem dyskomfort. Wiedziałem, że mój najlepszy przyjaciel w końcu mnie rozszyfruje - To co ci właściwie wpadło do głowy, co?

- Nieistotne.

- A jednak. Prime, wiesz dobrze, że ja poznam, kiedy coś ci jest...

- Zawiodłem ją - westchnąłem z żalem - i najprawdopodobniej straciłem.

- O czym ty...

- O wczorajszej kłótni z Selen. Myślę, że jakiś obserwator poinformował wszystkich...

- Nic mi o tym nie wiadomo.

- Kłóciłem się z nią. Ciągle zazdrosny o Sidewaysa. Powiedziałem o jedno zdanie za dużo.. i to może być już poważnie koniec.

- Byłeś u niej? Rozmawiałeś ?

- Nie odbiera telefonów. A u niej jeszcze nie byłem. Pewnie mnie nie przyjmie...

- To zadzwoń do Artura - zaproponował - wyjeżdża za dwa dni z powrotem do siebie, bo nie znalazł tu pracy, a tam trafiła mu się dobra okazja. Ostatnie dni spędza w domu, więc zapewne zna stan Selen.

Gdy poczułem się lepiej, Ratchet podał mi numer telefonu do wujka mojej dziewczyny. Jednak po krótkiej rozmowie nic nie poprawiło sytuacji. Dowiedziałem się, że Selen nie wróciła na noc do domu. To samo powtórzyłem medykowi. Byłem przestraszony. W dodatku w środku czułem, że mogła być gdzieś z Waysem... ganiłem się za to uczucie, ale będąc w niewiedzy, umysł sam wymyśla odpowiedzi.

- Namierz ją za pomocą sprzętu. Dowiesz się gdzie jest - proponował dalej. Zrobiłem to. Niestety, coś zakłócało połączenie. Przekląłem - W takim razie, przyjacielu, musimy czekać. Co jakiś czas próbuj do niej dzwonić, sprawdzaj też czy urządzenie lokalizacyjne odzyska sprawność. Poleż tu jeszcze chwile. Zaparzę ci herbaty ziołowej. Postawi cię na nogi.

Ostatniej propozycji nie przyjąłem. Było to spowodowane widokiem z okna. Żelazny, ogromny kot włamał się do kwatery wojskowej. Poznałem go od razu. Towarzyszył Sidewaysowi, gdy ten odnalazł mnie i Selen przytulających się przy rzece, podczas naszej misji w Egipcie. Poderwałem się i wybiegłem z gabinetu. Moja holoforma zniknęła, a na parkingu zmieniłem się w robota. Kot sięgał mi teraz do połowy łydki. Zdaje się, że mnie pamiętał, bowiem otarł się o moją nogę.

- Niebywałe - usłyszałem, a gdy tylko spojrzałem naprzód zobaczyłem szarego decepticona trzymającego łańcuchy. Przyjrzałem mu się z dystansem.

- Czego tu szukasz?!

- Selen Howard. Musze ją znaleźć - wyjaśnił chłodno. Mierzyliśmy się wzrokiem. Czego od niej chciał? Nic nie rozumiałem. Wypytałem go o szczegóły, ale nie chciał na nie odpowiedzieć.

Rozejrzałem się dookoła. Kilku wojskowych z karabinami stało nieopodal gotowi do wystrzału. Uspokoiłem ich ręką. Poza tym nikogo więcej. Ratchet zajął się oczekującym pacjentem, którym był Jazz. Ironhide zapewne wrócił do grzebania w swoim sprzęcie i nie wiedział o zagrożeniu. Resztę gdzieś wcięło. Wtedy zauważyłem, że niedaleko znajduje się Arsen. Tropiciel także ją zauważył. Wypowiedział imię swojego pupila, a ten jednym susem znalazł się przy niej i łapami zagrodził jej możliwość ucieczki. Dziewczyna patrzyła na mechanicznego zwierzaka przerażona. Przełknęła ślinę i spojrzała na mnie błagająco.

- Wypuść ją! - wrzasnąłem kierując na niego broń.

- Oczywiście - przytaknął - jak tylko powiesz mi, gdzie znajduje się dziewczyna.

- Ty mi najpierw powiedz po co ci ona?! - warknąłem. Adrenalina spowodowała, że gwałtowny ból głowy i mdłości zniknęły.

- Za dużo żądasz.. albo chcesz tą tutaj, albo informacje. Ja proszę tylko o jedno.

- Wypuść Arsen - zażądałem.

- Gdzie jest Selen Howard? - zapytał spokojnie, jakby nic sobie nie robił z całego zamieszania. Decepticony tak potrafiły... nie posiadały uczuć.

- Nie wiem, gdzie jest. Nie wróciła na noc ani do mnie ani do siebie. Ostatni raz widziałem ją wczoraj, kłóciliśmy się. Nie odbiera ode mnie telefonów, nie mogę namierzyć jej lokalizacji... przepadła. - wyjaśniłem panując nad złością wobec intruza - a teraz odpuść dziewczynie.

Soundwave patrzył na mnie jakby chciał wyczuć czy mówię prawdę. Obiły mi się o słuch jego zdolności, ale nie potrafiłem w to wierzyć. Ten jednak pokiwał głową.

- Mówisz prawdę.

Po chwili wytworzył holoformę, która podeszła do Arsen. Revage wycofał się, a dziewczyna stała spięta. Przyglądał jej się przez chwilę po czym uśmiechnął się chłodno.

- Jeszcze tu wrócę - rzucił na pożegnanie po czym się wycofał. Mierzyłem na niego broń do czasu, aż zniknął mi z oczu. Po chwili schowałem miotacz. Dziewczyna podeszła do mnie sztywnym krokiem. - Kim on jest?

- To Soundwave - wyjaśniłem - na Cybertronie zwany tropicielem. Pracuje dla Megatrona tropiąc poszczególne osoby.

- A teraz szukał Selen... - jęknęła.

- Tak - przytaknąłem czując strach - więc decepticony jej nie mają. Nie ma jej w domu, ani tutaj.

- Myślisz, że...

- Jestem prawie pewien, że jest z Waysem - stwierdziłem zaciskając pięści.

- Nie jest powiedziane... może gdzieś spaceruje? - zapytała retorycznie. Ale ja wiedziałem, że tak nie jest.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Selen)

Obudziłam się nie wiedząc, która godzina. Dopiero po nocy mogłam podczołgać się do spodni i sięgnąć po telefon nie czując bólu. Widziałam nieodebrane połączenia od Optimusa, które wyświetliły mi się na ekranie. To dało mi nadzieję. Wybrałam jego numer, który składał się z Cybertrońskich znaczków( bajer w komórce zamontowany przez Ironhidea), ale nie udało mi się połączyć. Brak zasięgu. Niech to szlag! Prime musiał dzwonić dużo wcześniej... Spróbowałam się podnieść. Udało mi się kucnąć, potem delikatnie się wyprostowałam. Ból w lędźwiach dał się we znaki, ale postanowiłam, że go zlekceważę. Pies siedział przy drzwiach i patrzył na mnie zaciekawiony. Po chwili usłyszałam otwieranie drzwi. Przeszedł mnie dreszcz. Ujrzałam decepticona w ubraniu policyjnym. W ręku trzymał brązową paczkę z nadrukiem znanej na cały świat restauracji fast food. Do ust napłynęła mi ślina. Żołądek był ściśnięty od wczoraj. Chłopak wręczył mi papierowy worek z jedzeniem i kazał coś zjeść. Nie musiał długo prosić. Bez zastanowienia zjadłam ciepłą bułkę i frytki. Przeszło mi przez myśl, że mógł tu coś dodać, ale nie byłam w stanie się pohamować. W kilka minut wszystko zniknęło. Co do okruszka. Siedzący obok mnie decepticon zaśmiał się.

- Masz apetyt - spostrzegł, a ja obrzuciłam go niemiłym spojrzeniem. Nic sobie z tego nie zrobił. Podszedł do mnie i chwycił za skute kajdankami ręce - nie będę takim złym gospodarzem. Oprowadzę cię po domu.

Tak jak powiedział, zaprowadził mnie do swojej komnaty. Znajdowało się tam jedynie łóżko, szafa i jakiś zakurzony obraz większy ode mnie. Podeszłam do niego i dmuchnęłam, by pozbyć się osadzonego na nim brudu. Potarłam dłonią. W ramie znajdowała się duża fotografia przedstawiająca dwa roboty. Jeden z nich był mały, drugi dorosły. Większy od niego.

- Mój ojciec - powiedział stając obok mnie. Zachichotał radośnie, co trochę mnie zmroziło.

- A ten mały ? - zapytałam domyślając się - to ty?

- Tak... syneczek zapatrzony w tatusia. Tatusia, który miał go gdzieś! - wrzasnął uderzając pięścią o ścianę. Przez chwile jego grymas wyrażał ból. Potem con śmiał się głośno. Patrzyłam na niego zaskoczona jego zachowaniem. Super, Selen. Nie dość, że trafiłaś na jakiegoś sadystę, to jeszcze na psychola. - Chodźmy już - odparł po chwili, pozbywając się wszelkich, obecnych jeszcze przed chwilą, emocji. Zaprowadził mnie do kilku pomieszczeń, ale tylko jedno sprawiło, że moje serce zabiło szybciej. Słoje pełne głów. Głów robotów i ludzi. Wszystkie były kobiece. W niektórych słoikach znajdowały się serca i niebieskie, świecące, owalne kulki, z których wychodziły kable. Domyśliłam się, że były to iskry owych femobotek. Patrzyłam oniemiała, na kolekcję, którą pokazywał mi z radością Barricade. Podszedł do jednego ze swoich trofeów i oblizał usta.

- Tą gwałciłem po tym, jak ją zabiłem - opowiedział nie okazując przy tym skruchy - A tamtej na końcu pozwoliłem na ucieczkę. Potem dopadłem ją, jak już była blisko wyjścia i poderżnąłem gardło. Niektóre wypuszczałem, ale to był mój błąd.

Przełknęłam ślinę. Po chwili zrobiłam krok do tyłu. Ten jednak nie pozwolił mi na ucieczkę. - Ty będziesz następnym trofeum, kochana - szepnął po czym zbliżył swoje usta do pocałunku. Próbowałam się wyrwać zrozpaczona, ale uchwyt cona był stanowczo zbyt silny dla takiego chuchra jak ja. Zawlekł mnie za włosy do pomieszczenia, gdzie spędziłam noc i tam przyparł do ściany. Drżałam ze strachu, ale decepticon nie okazał więcej litości. Dobierał się do mojej szyi, blokując możliwość ruchu. Zamknęłam oczy i uroiłam łzę. Potem postanowiłam, że muszę jakoś zawalczyć o życie. Muszę zrobić cokolwiek, by się wydostać. Nawet jeśli sporo zapłacę.

Następne podejście do moich ust było bez oporu. Przywarł swoje usta do moich, a ja oddawałam każdy pocałunek, ku jego zdziwieniu. W szparze pomiędzy moimi skutymi rękoma znalazła się jego głowa. Przyciągnęłam go do siebie mocniej, a ten mruknął zadowolony z mojej nagłej zmiany nastawienia. Jęknęłam, gdy jego ręka znalazła się na mojej piersi. Wargami muskałam jego delikatną skórę na szyi i karku. Zdjął koszulę. Ukazał mi swoją nagą klatkę piersiową. Teraz dokładnie widziałam w nim Bartka. Jedyne co mi nie pasowało, to tatuaż na ręku, którego wcześniej nie miał, lub starannie zamaskował. Pchnęłam decepticona na ziemię po czym wskoczyłam na niego drażniąc oddechem. Podobało mu się to. Szeptał, że jestem pierwszą, która to polubiła. Zaczęłam całować jego klatkę piersiową rozpinając mu spodnie. Robiłam to niezdarnie poprzez kajdanki, które blokowały mi sporą ilość ruchów, a ten w końcu postanowił mi je rozkuć. Położył je obok nas, a ja z uśmiechem na twarzy, lekko przygryzając wargę ściągnęłam mu resztę munduru. Został już w samych gaciach. Siedziałam na jego brzuchu patrząc mu pożądliwie w oczy. Rękę ściskałam na jego barku. Zbliżyłam usta do jego warg. Pocałował mnie agresywnie. Jęknęłam, że chcę go w sobie, a ten zarechotał zadowolony. Rozciągnął się rozmarzony. Wyciągnął ręce do góry. Wtedy sprawnym ruchem złapałam je, a kolejnym skułam kajdankami, którymi wcześniej byłam ograniczona. Decepticon spojrzał na mnie gniewnie próbując się wyrwać. Nadal na nim siedziałam, blokując nogami jego nogi. Jedną ręką przytrzymywałam jego klatkę piersiową, drugą szperałam w kieszeni spodni, by wydobyć mój pistolet, który zabrał wczorajszego wieczoru z mojego pasa. Złapałam go i odblokowałam z chwilowym poczuciem odwagi. Przyłożyłam mu go do głowy patrząc wściekle. - Błagaj o litość skurwysynie! - wrzasnęłam. Dłonie mi się zatrzęsły, ale nie przerwałam czynności.

- Głupia suko, to i tak nic nie da, rozumiesz?! Wielu próbowało, ale mnie się nie da pozbyć!

- Zobaczymy - stwierdziłam. Pistolet wylądował w jego ustach - Błagaj, albo wpakuję ci tu kulkę!

Milczał. Zaczęłam odliczać. Raz... Dwa... widziałam jego spojrzenie, które momentalnie zmieniło się z wściekłego w przerażone. Jego oczy rozglądały się po pokoju, a jego twarz zrobiła się blada. Bał się. Trzy... - Błagam! - zaczął niewyraźnie, skrępowany pistoletem pomiędzy zębami - Błagam...

Patrzyłam na niego nie tracąc pewności i odwagi. Nie mogłam stracić kontroli. Niedawno uczył mnie jej Roger, więc decepticon nie miał szczęścia. Podniosłam się powoli i oddaliłam kawałek od wroga. Ten podniósł się gwałtownie i zaczął iść w moją stronę przeklinając mnie. To wystarczyło bym zasunęła mu kopniaka w skroń. Ten obił się o ścianę i upad na podłogę. Nie sprawdziłam czy nie żyje. Może był to błąd, ale nie zamierzałam ryzykować. Chwyciłam ubrania i uciekłam z wieży. Tam pospiesznie się ubrałam. A właściwie włożyłam tylko spodnie, a w nie pistolet i telefon. Koszulka była cała w krwi, w dodatku rozpruta, koszula to samo. Do wyrzucenia. Rzuciłam je w krzaki, po czym szybkim krokiem udałam się w stronę domu. Nie miałam siły, by biec, ale nie zamierzałam znajdować się w pobliżu tego miejsca. Dziękowałam Bogu, że to wszystko skończyło się w ten sposób. Trafiłam na decepticona, który był psychopatą. Był to ten sam, który zabił swojego sprzymierzeńca i Lu, żołnierza z plutonu Patricka. A teraz miał zamiar zabić mnie. Dopiero, gdy byłam w połowie drogi do domu, zaczęłam żałować, że nie strzeliłam mu w łeb. Przynajmniej miałabym pewność, że nikomu już nie zagrozi. Co miał na myśli, mówiąc "to i tak nic nie da"? Nie zrozumiałam tego. Pokręciłam głową. Nie ważne już. Najważniejsze, że już po wszystkim. Byłam wolna. Mogłam się uspokoić, wyszczać, umyć i wtulić w ramiona Optimusa. Mimo złości jaką odczuwałam wobec niego, brakowało mi jego czułych ramion. Zwłaszcza teraz.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro