Rozdział 35: Safety first

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Walka przy hotelu ciągle trwała. Nikt nie spodziewał się, że The Driller jest w zupełnie innym miejscu. Decepticony nie były głupie. Nie pozwoliłyby na to, by kolejny raz zrujnowano ich plan. Poranny atak na tubylców miał jedynie odwrócić uwagę autobotów od przeniesienia bomby w bezpieczne miejsce. Hotel był teraz miejscem pobytu bezimiennych decepticonów oraz kilku zaufanych żołnierzy Megatrona, którzy czekali na sygnał, kiedy atakować. Pierwszy z sygnałów dostał Breakdown. Wyszedł z bazy gotowy do ataku. Optimus rozpoznał w nim kata swojej dziewczyny. Od razu zacisnął pięści wiedząc, że to jego cel. Nim jednak doszło do walki zawrócił, by zrobić ważną dla niego rzecz. Jego wróg dopiero co zapoznawał się z sytuacją na polu walki, dlatego też lider autobotów miał czas. Krótką chwilę, by zrobić to co było dla niego istotne. Ukrył się za ruinami budynku, gdzie Selen, Arsen i Roger strzelali do ludzkich form decepticonów i wytworzył holoformę. Złapał dziewczynę za koszulę od munduru i przygarnął do siebie. Spojrzeli sobie w oczy. On pewnie, stanowczo, ona nieco zdziwiona. Po chwili pocałował ją szybko. Mógł to być jego ostatni pocałunek. Wiedział to. Wczuł się w niego całym sobą. Po chwili, gdy tylko oderwali od siebie usta, ponownie na nią spojrzał.

- Selen, proszę cię, abyś udała się do tamtego budynku - lider wskazał palcem oddaloną o jedną ulicę remizę strażacką. Budynek nie wyglądał na bardzo dotknięty wojną. Toteż Optimus myślał, że tam będzie bezpieczna - wiem, że nigdy mnie w tej sprawie nie słuchałaś, ale teraz bardzo cię o to proszę. Nie każę. Proszę. Póki co nie ma tam robotów, które mogłyby cię zabić. Tutaj owszem.

- Prime...

- Być może tylko w ten sposób się jeszcze spotkamy. Tam będziesz dużo bardziej bezpieczna. Proszę.

Dziewczyna skinęła głową. Po raz pierwszy widziała w swoim ukochanym opanowany strach. Prosił ją o to inaczej niż zwykle. Jakby wiedział, że tak na pewno będzie lepiej. Zgodziła się. Ucałowała go raz jeszcze i kazała mu uważać. Obiecał jej to. Obiecał, że przeżyje. Ufała, że tak będzie. Lider puścił ją w końcu i ruszył do walki. Ona rzuciła się w objęcia Arsen i Rogera, którzy musieli tu zostać. Bumblebee i Ratchet zgodnie z wcześniej danym rozkazem, udali się na zachód, by pomóc innym jednostkom wojskowym. Dino i Optimus walczyli ramię w ramię z wrogami, Jazz natomiast wrócił do ludzi, by pomóc im odpierać atak wroga.

- Uważajcie na siebie - szepnęła czerwonooka dziewczyna.

- Ty również - odparła jej przyjaciółka.

Dziewczyna wzięła głęboki oddech i zdecydowała się pobiec do remizy. Karabin zwisał jej na ramieniu. Do ręki natomiast wzięła swój ulubiony pistolet. Ruszyła niemal od razu. Przez chwilę z zamkniętymi oczami bojąc się spojrzeć za siebie. Za moment jednak uchyliła powieki, by wiedzieć dokąd biegnie. Nikt za nią nie strzelał. Nie zauważyli, że mała owieczka odłączyła się od stada, bo byli zbyt mocno pochłonięci walką. Jedna osoba spojrzała w jej stronę. Optimus poczuł wielką ulgę, że dziewczyna może być teraz bezpieczniejsza.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Starscream rozejrzał się po okolicy. Wtem zauważył, jak srebrne audi wjeżdża do budynku, stojącego niedaleko. To była cudowna okazja. Głupi zdrajca - pomyślał decepticon kręcąc głową z politowaniem - teraz mam cię jak na tacy...

Ale nie mógł strzelić teraz. Sideways zdołałby uciec. Musiał czekać. Wtedy zauważył, że do budynku zbliża się czarnowłosa dziewczyna.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Selen)


Korytarze w remizie były niczym labirynt. Postanowiłam wejść na pierwsze piętro i obserwować walkę. Gdyby przybył tu jakiś decepticon, zabiłabym go. Wyjrzałam zza okna. Optimus i Dino walczyli z wrogami. We wschodniej części miasta słychać było okropny łoskot przypominający wybuchy. Był tam Ironhide, Sideswipe i bliźniaki. Miałam wielką nadzieję, że nie są ranni. Usiadłam przez chwilę i westchnęłam. Napiłam się wody z butelki, którą trzymałam w torbie. Miałam nadzieję, że ta walka wkrótce się skończy. Że wygramy i będziemy mogli odpocząć. Nic jednak nie zapowiadało końca bitwy. Niestety. Podniosłam się na nogi i ruszyłam do zwiedzania dalszej części budynku. Dookoła nie widziałam żadnego wroga, ale mimo to pozostałam czujna. Pistolet trzymałam w ręku niemal przez cały czas. Decepticony mogły być wszędzie. Armia Megatrona była na prawdę bardzo liczna. Zdecydowanie za bardzo.

Usłyszałam głosy na schodach i ciężkie kroki. Odrętwiałam. Nie należały zapewne do przyjaciół. Nim decepty zdążyły mnie namierzyć, ściągnęłam koszulę od munduru, a na ramię założyłam opaskę Sidewaysa. Moje czerwone oczy powinny być już wystarczającą zmyłką, jednakże wolałam nie ryzykować. Na nogach miałam dopasowane bojówki w kolorze moro. Białą koszulkę, a na szyi wisiorek krzyża i nieśmiertelnik. Grupa ubranych w płaszcze mężczyzn niemal o jednakowym wyglądzie spojrzała na mnie. Pistolet gotowy do wystrzału trzymałam w prawej dłoni. Lewą pomachałam w ich stronę.

- A ty co się tu włóczysz? Mieliśmy trzymać się w grupie - powiedział jeden badając mnie wzrokiem.

- Sprawdzałam tylko sytuację - wyjaśniłam.

- Nie wiedziałem, że mamy takie ładne panny w grupie... - powiedział jeden z nich. Przełknęłam nerwowo ślinę.

- Ja też nie, ale Megatron nie mówi nam wielu rzeczy, przyzwyczaiłem się.

- Tak. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że nasza bomba została przeniesiona.

Spojrzałam się na niego gwałtownie.

- Co powiedziałeś? - zapytałam.

- To ty też nie wiesz? - zapytał. Pokręciłam głową.

- Zabrali go do lasu, głupie autoboty o niczym nie wiedzą. Myślą, że jest w naszej bazie.

Przytaknęłam.

- Idioci, nie mogą nic zrobić. Ich los jest już przesądzony.

- A my? - zapytałam - przecież wybuch zabije także nas.

Decepticony spojrzały się na siebie zaskoczone.

- No przecież na czas opuścimy ziemię. Suczki to są jednak głupie. Nadają się tylko do jednego.

Zmierzyłam go zimnym wzrokiem. Nic sobie jednak z tego nie zrobił. Kazali mi iść ze sobą. Mieliśmy opuścić remizę i udać się na wschód, by pomóc innym decepticonom. Posłusznie udałam się za nimi. Wrogowie rozmawiali ze sobą po raz po Cybertrońsku, raz w moim języku. Nie wiele jednak rozumiałam. Szliśmy dłuższą chwilę aż zobaczyłam drzwi wejściowe. Sięgnęłam do torby, starając się by zrobić to niepostrzeżenie. Chwilę trzymałam tam rękę, wyczekując odpowiedniego momentu. Wyszliśmy na zewnątrz. Daliśmy kilka kroków w przód. Po chwili wyciągnęłam granat, odblokowałam go zębami, a potem rzuciłam naprzód. Zaskoczone decepticony odwróciły się w moją stronę, ale ja w tym czasie byłam już z powrotem w budynku. Kolumna chroniła mnie przed ewentualnym strzałem z broni. Takowy jednak nie nastał. Wybuch pochłonął wszystkie stojące tam decepticony. Odetchnęłam ściągając opaskę ze znaczkiem wroga. Nałożyłam wygnieciony mundur, który wcześniej odpowiednio ukryłam. Była na nim opaska wiernego mi plutonu. Wyciągnęłam krótkofalówkę i powiadomiłam wojsko o tym, że The Drillera nie ma w bazie, a znajduje się w lesie. Wtedy właśnie usłyszałam odgłos odblokowującego się pistoletu tuż za mną. Zdrętwiałam. Lekko odwróciłam głowę, by ujrzeć kto do mnie celuje. To jeden z tych bezimiennych.

Patrzyłam na niego zza ramienia w oczekiwaniu na strzał. Doczekałam się jedynie wrzasku i huku spowodowanego upadkiem bezwładnego ciała na podłogę. Odwróciłam się widząc Sidewaysa z uniesioną ręką. Na jego palcach wesoło igrały kolorowe światełka. Były zielone, żółte i pomarańczowe. Tańczyły plącząc się wspólnie. Wyglądało to niesamowicie. Oderwałam jednak wzrok od zjawiska, a następnie skupiłam go na martwym wrogu.

- Ile jeszcze razy będziesz wpakowywać się w tarapaty? - zapytał retorycznie.

- Przynajmniej się ze mną nie nudzisz - powiedziałam sarkastycznie, ale po chwili uśmiechnęłam się do niego - dużo ich tu jeszcze jest?

- Nie. Teraz to już wszyscy. Ładnie sobie z nimi poradziłaś.

- Dziękuję - powiedziałam - ukrywasz się tutaj?

- Nie mam za bardzo wyjścia - poskarżył się - chodź, tutaj nie będziemy rozmawiać.

Decepticon złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Biegliśmy po schodach, mijaliśmy wiele gabinetów, aż w końcu usiedliśmy w pomieszczeniu pełnym worków z jakimś proszkiem. Były sporawe i twarde. Spojrzałam na brązowowłosego. Dręczyło go coś. Pogładziłam jego policzek chłodną dłonią, by nieco go rozweselić. Poddał się mojemu dotykowi.

- Mogą mnie ścigać. Za to, że wam pomagam - wyjaśnił.

- To dlaczego to robisz? - zapytałam - powinieneś chronić siebie.

- Nigdy nie zrobiłbym czegoś co mogłoby cię zranić - powiedział cicho - zawsze ty będziesz na pierwszym miejscu. Choćbym miał umrzeć. Mój los nie jest tak ważny jak twoje życie. Nauczyłem się by robić wszystko dla osoby, którą się kocha, ponieważ jedną już straciłem.

- Ways...

- Straciłem brata zbyt wcześnie - powiedział - nie zdążyłem zrobić dla niego czegoś co by go uszczęśliwiło. Mogłem to zrobić, ale nie zdążyłem. Bo zwyczajnie się bałem. A teraz go już nie ma. Jest za późno aby cofnąć czas i wszystko zmienić. Nauczyłem się tego... by nie zwlekać z decyzjami. Jeśli jest coś co możesz zrobić dla ukochanej osoby, po prostu to rób. Nim odejdzie.

- Ja nie odejdę...

- Nie wiesz tego. Życie jest kruche. W jednej chwili jesteś, a zaraz potem może cię już nie być. Dlatego będę żył dla ciebie jak najlepiej potrafię. Dla ciebie poświęciłem coś na czym najbardziej mi zależało. Jestem już zapewne stracony w oczach mojego brata. Poszedłem jego ścieżką, ponieważ chciałem by był ze mnie dumny. Teraz zdradziłem jego i cały zespół. Zrobiłem to z premedytacją. Dla ciebie. Nie boję się tego. Wolę abyś była szczęśliwa, żywa, niż aby mój zmarły brat był ze mnie zadowolony.

- Na pewno jest z ciebie dumny...

- A teraz ukrywam się tutaj jak jakiś tchórz. Bo boję się wyroku jaki mnie czeka.

- Nie, nie musi cię czekać żaden wyrok. To może być nasze ostateczne starcie, Ways. Do ciebie należy wybór strony. Megatron nie może już nic na to poradzić. Myślę, że nawet nie będzie próbował. Jest pochłonięty całą tą walką zbyt mocno, by zwracać uwagę na to, że jeden z jego żołnierzy go zdradził.

Sideways spojrzał na mnie zaciekawiony. Po chwili jego wzrok się zmienił. Był niemal hipnotyzujący. Z jego palców znów wyskoczyły iskierki. Te były koloru płomienno czerwonego. Przybliżył je do mojej twarzy. Moje włosy delikatnie uniosły się do góry pod ich wpływem. To było niesamowite zjawisko.

- Moja moc przy tobie wzrasta - wyznał mi - jesteś piękna, mówiłem ci już?

Uśmiechnęłam się do niego speszona. Po chwili jednak wstałam, by uniknąć rozwinięcia sytuacji. Oparłam się o ścianę i spojrzałam przez okno. Odgłosy walki wciąż trwały. Miałam nadzieję, że wszyscy byli cali.

Sideways nie miał jednak zamiaru odpuszczać. Podszedł do mnie wystarczająco blisko bym poczuła jego świszczący oddech. Patrzył na mnie gorączkowo.

- Nie uciekaj ode mnie - szepnął.

- Optimus - przypomniałam mu - kocham go.

- Choć raz mnie o tym nie uświadamiaj - powiedział stanowczo - teraz my...

Po chwili pocałował mnie w szyję, a jego ręce dobrały się do mojego munduru. Gdy postanowiłam go od siebie odepchnąć, dowiedziałam się o jego sile. Nie zamierzał mnie puszczać. Poczułam się zagrożona. Osaczona. Nie wiele różniło się to od sytuacji, w bazie conów. Ale Ways taki nie był. Zawsze tylko ze mną igrał. Nie posuwał się do takich czynów. Dlatego tym bardziej mnie tym wystraszył. Blokował moje ruchy, do czasu, gdy postanowił przenieść mnie na worki z prochem. Wtedy wyswobodziłam się z uścisku i strzeliłam mu z otwartej dłoni w twarz.

Nastąpiła chwila ciszy. Stałam wyprostowana patrząc, jak decepticon dochodzi do siebie po zadanym mu tzw. liściu. Nie mogłam mu pozwalać na takie akcje. Był mi bliski, był moim przyjacielem, ale nie mogę krzywdzić Optimusa.

- Dobra - odezwał się w końcu, przerywając okropnie niewygodną ciszę - należało mi się i to mocno.

- W chuj - warknęłam patrząc na jego zaczerwieniony policzek. Nie Selen! Nawet nie próbuj mieć wyrzutów sumienia!

- Słuchaj, najlepiej będzie jak o tym zapomnimy, dobra? - zaproponował przejęty - nie chciałem. Wiem, że jesteś zajęta. Wiem, że nie możesz poczuć tego co ja czuję do ciebie, nawet jeśli byś chciała. Po prostu... całe te emocje źle na mnie wpłynęły. Ta wcześniejsza rozmowa, cała ta sytuacja ze zdradą conów. Poniosło mnie.

- W porządku - odpowiedziałam po chwili - nie zrobiłbyś mi krzywdy. Ufam ci.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Starscream ustalił, że dłużej nie warto już czekać. Zmienił się w odrzutowiec i gdy tylko znalazł się nad remizą strażacką, wystrzelił kilka rakiet w jej stronę.

- Przykro mi laluniu, że to i dla ciebie źle się skończy, był z ciebie niezły pożytek - mruknął udając żal - ale rachunki muszą zostać wyrównane...

Budynek natychmiastowo się zapalił. Czarny, przeraźliwy dym unosił się znad budynku, który nie tylko został otoczony ogniem, ale także zaczął się walić.

W tej samej chwili Optimus spojrzał na miejsce dokąd jeszcze niedawno biegła Selen. Zamachnął się ostatni raz na przeciwnika, który był niemal nie do zdarcia, nim uświadomił sobie co właśnie się stało.

- Nie... - wyszeptał stojąc jak wryty - Selen...

- Twoja suka tam była? - zapytał się Breakdown ocierając twarz z oleju, który wypłynął mu pod wpływem uderzenia. W jego głosie słychać było rozbawienie - już po niej. Możesz się z nią pożegnać. W zasadzie mogłem ją zabić wcześniej...

Lider autobotów zacisnął pięści. Z jego przegubu wysunął się miecz po czym ruszył na decepticona. Breakdown trzymał w ręku młot, którym nie raz miażdżył głowy ofiarom. Odparł cios Primea i przez chwilę siłowali się licząc, że któryś z nich zwolni uścisk. Decept okazał się bardzo silny. Optimus szybko tracił siły. Nabrał nadziei, gdy za Breakdownem pojawił się czerwony autobot.

- Dino, teraz! - krzyknął, a jego sprzymierzeniec oplótł ręką wroga i przyłożył mu ostrze do gardła. Decepticon próbował otrząsnąć się z szoku, ale w tym czasie przyszedł czas na ostateczny cios Optimusa. Zamachnął się i wbił mu ostrze w iskrę.

- To za Selen.

W trakcie, gdy nieaktywny decepticon dogorywał na ziemi, lider autobotów patrzył na budynek nieopodal.

- Ona tam była, prawda? - powiedział niepewnie jego towarzysz.

- Walczenie tutaj to zwykła strata czasu. The Driller jest w lesie. Musimy dotrzeć do niego nim będzie za późno - Optimus powiedział to niemal bez żadnych emocji. Stracił ją. Zdecydowanie zbyt szybko.


xxxxxxxxxxxxxxx

Czeeeść! Wszyscy dookoła kończą ostatnio polsatem, więc i ja zaszaleję! Haha

Mam nadzieję, że rozdział się podobał :D

Swoją drogą, jeśli ktoś jeszcze nie był na najnowszych Avengersach (i oczywiście lubi takie filmy) - to gorąco polecam, aby wybrać się do kina. Emocje gwarantowane, na równi z dobrym humorem i efektami specjalnymi. Osobiście mnie ten film zniszczył - ale tak to jest jak się kocha połowę obsady haha! :D Także jeszcze raz polecam, bo warto!! <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro