Rozdział 15: How much more can I take?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Autoboty ! - krzyknęłam z ulgą w głosie - całe szczęście.

Gdy dwa decepty leżały martwe na ziemi, pozostała czwórka nie wiedziała co zrobić. Stanęłam wyprostowana i pewna siebie przed Anabel, chroniąc ją przed jakimkolwiek ciosem wroga. Wśród moich, chwilowo zaginionych, przyjaciół dostrzegłam mojego brata, który wyglądał nie tylko na wystraszonego, ale i na wstrząśniętego całym tym zdarzeniem. Bumblebee stał nieopodal niego trzymając w jednej ręce pistolet, a w drugiej pluszowego królika. Zdezorientował mnie przez moment, ale wiedząc, że to nieodpowiednia chwila, postanowiłam zapytać później. Optimus wyszedł naprzeciw dowódcy grupki decepticonów.

- Lepiej abyś od razu uciekał - polecił mu wściekły widząc pełno martwych ciał przy murze - albo zapłacisz srożej niż może ci się wydawać.

- Rozkaz Megatrona: zabijać dopóki nie oddadzą nam energonu - powtórzył wcześniejszą gadkę decepticon. Nie przestraszył się ani broni lidera autobotów, ani jego groźnej miny.

- Ja bym się nie pieprzył - stwierdził Hide z przekąsem. Po chwili wystrzelił z karabinu dziurawiąc dwóch kolejnych wrogów. Wtedy zza muru wyłonił się kolejny decept. Ten który miał wykonać egzekucję zebranych wcześniej ludzi, którzy teraz, biali ze strachu pouciekali we wszystkie możliwe strony, krzycząc i płacząc w podzięce Bogu. Zamknęłam na chwilę oczy dziękując, że nie musiałam znosić kolejnych ofiar. To był jednak ból, którego nie dało się opisać. Nie chodzi o jego stopień czy siłę. Bardziej może o jego rodzaj. Poczucie winy, bezsilność, nieakceptacja tego co się dzieje. Okropne. Spojrzałam gromiącym wzrokiem na dowódcę zebranych tu decepticonów, który zagroził Optimusowi bronią. Swoją wycelowałam w jego głowę.

- Wielka szkoda, że nie będziesz mógł przekazać Megatronowi naszej odpowiedzi: pocałuj nas wszystkich w dupę! - krzyknęłam po czym rozległ się huk. Odrzuciło mnie w tył, niemal wpadłam na dziewczynkę stojącą tuż za mną. Potem kilka kolejnych strzałów. Karabin. Zamknęłam oczy by nie patrzeć na kolejną krwawą masakrę. Sanjay... krew na jego szyi. Potem Blackout. Dziura w jego głowie. Krew na murach. Padający ludzie, niczym zwykłe kukły. Tak szybko uchodziło z nich życie. Ile więc jest warte? Złapałam się rękoma za głowę, a po chwili tłumiąc łzy zaczęłam wrzeszczeć. Nie mogłam już. To wszystko uderzyło we mnie znowu. Z nową mocą. Siłą większą, bo spowodowaną kolejnymi ofiarami, kolejnym rozlewem krwi, ponownym zdaniem sobie sprawy, że jestem bezradna. Nie wiem ile to trwało. Mój krzyk, a potem głos Optimusa próbujący mnie uspokoić. "Już po wszystkim" szeptał. Jego silne dłonie zacisnęły się na moich nadgarstkach, którymi waliłam o ziemię. Dzięki jego sile, przestałam to robić.

- Nic nie jest w porządku - szepnęłam tylko czując chrypę w gardle i objęłam Primea kurczowo. Ten oddał uścisk. Czułam jak jego ręka gładzi mnie po włosach, druga po plecach. Oddychałam spokojniej próbując odzyskać panowanie nad sobą.

- Decepticony nie żyją - powiedział Hide troskliwie kucając obok nas - A następne będziemy rozwalać szybciej. Nie damy im żyć.

- Ile to wszystko będzie jeszcze trwać? - zapytałam cienkim głosem wycierając łzy. Uważałam, by nie wypadła mi soczewka - cała ta walka...

- Nikomu się to nie podoba, Selen - westchnął Optimus nie przestając mnie uspokajać.

- Czasem wojna jest konieczna - dodał Bumblebee także zbliżając się do mnie - czasem nie ma od niej ucieczki. Jest jedynym rozwiązaniem.

- Tutaj problemem jest to, że nasi wrogowie nie lubią spokojnych środków załatwiania spraw. Nie ma mowy o rozmowie, pokojach, porozumieniach. Tylko wojna. Zimna, okrutna. I tak niemal zawsze - tłumaczył Jazz - kwiatuszku wytrzyj te łzy ostatecznie, bo znów ci napływają i uśmiechnij się, by pokazać jaką silną babką jesteś. Pokazywałaś nam to nie raz. Mimo okropnych trudności. Pokaż raz jeszcze.

Mimo woli, rzeczywiście, kąciki moich ust podniosły się. Barwa i ton głosu Jazza zawsze mnie rozweselały.

- No i proszę, sam wdzięk i urok. Aż się robi cieplej w iskrze - podjął znów Jazz.

- I w gaciach - stwierdził Hide, by rozładować atmosferę. Cóż, nie wyszło, bo Optimus natychmiast oderwał się ode mnie i rzucił na mięśniaka z pięściami. Ten jednak zamiast się bronić roześmiał się głośno i wyjaśnił, że żartował. Lider nie miał zamiaru go okaleczać. Zrobił to jedynie na pokaz. Tak jak mówił Jazz, otarłam łzy ostatecznie. Mimo, że byłam pewnie czerwona na twarzy, popatrzyłam na twarze moich przyjaciół, oraz dwóch dzieciaków. Anabel i Jadena, którzy stali niedaleko. Podeszłam do nich, gdy tylko podniosłam się z pozycji siedzącej.

- Bardzo mi przykro, że musieliście oglądać takie sceny - rozejrzałam się raz jeszcze. Ciała decepticonów leżały ledwie metr od nas. Wzdrygnęłam się.

- Siostra...- mój brat szepnął nie umiejąc znaleźć odpowiednich słów. Nie musiał. Mimo przeszłości, która bardziej nas dzieliła niż zbliżała do siebie jako rodzeństwo, wiedziałam, że go kocham. Uświadomiłam to sobie jakiś czas temu. Jak widziałam jego odbicie w szybie, gdy jechałam do kwatery wojskowej, by wsiąść do samolotu na wojnę w Egipcie, podczas dawania mi prezentu na urodziny, a także teraz, gdy mógł zginąć. Wśród tych ludzi przy murze, mógł być przecież on. Albo teraz, gdy odbyła się strzelanina. Przygarnęłam lekko zdziwionego chłopca do siebie i mocno uścisnęłam. Po chwili próbując powstrzymać się od wzruszenia, ucałowałam go w czoło. Ten nie miał siły by powstrzymać łzy.

- Kocham cię, słyszysz? I masz, gnojku, mi więcej nie wpakowywać się w tarapaty!

- Ja ciebie też, siostra. Jestem dumny. I ty też masz na siebie uważać - odparł ściskając mnie mocno. Uśmiechnęłam się. Lider podszedł do nas i położył mi rękę na ramieniu.

- Wielka szkoda, że ja wraz z moim bratem nie możemy się tak po prostu pogodzić. Po tylu latach niezgody. Nienawiści... to chyba po prostu nie możliwe. Nigdy mu nie wybaczę odejścia od matki, ode mnie... zabicia Ariel, a także innych, którzy byli mi bliscy. Ten bot zasługuje jedynie na śmierć.

- To inna relacja, dużo bardziej skomplikowana - westchnęłam - naprawdę zabił twoją dziewczynę? bez skrupułów?

- Nikt inny nie mógł tego zrobić.

- Jak to nikt inny? To znaczy, że nie jesteś pewien?

- Nie widziałem na własne oczy. Ultra Magnus widział. Przyszedł do mnie z tą wiadomością. Nie miałem wątpliwości, że to prawda. Megatron jest zdolny do wszystkiego.

Przytaknęłam, choć nie byłam zbyt pewna, czy można ufać temu Magnusowi. Pozostawiłam to bez dopowiedzeń. Wolałam nie polemizować, to trudne. Spojrzałam na pluszowego królika w rękach Bumblebeego.

- Gdzie wy byliście? Szukałam was - zapytałam domyślając się odpowiedzi.

- Neonowe napisy bardzo przyciągają - stwierdził Hide - a prowokacyjne teksty kasjera "nie zestrzelisz tej kupki puszek" potrafią bardzo zmotywować.

- I trafiłeś? - zapytałam.

- Optimus trafił dwa razy. Ja też, tylko ja nie celowałem do puszek.

- Jak to nie..

- Mówiłem, że mnie sprowokował, nie?! - odparł Hide jakby usprawiedliwiając się przed ganiącym wzrokiem Optimusa. Ten po chwili zaczął grzebać wewnątrz płaszcza. Kilka sekund później wyjął z niego króliczka. Pomniejszony o kilka centymetrów, niż maskotka Bumblebeego, patrzył na mnie guzikowymi oczkami. Lider uśmiechnął się wręczając mi pluszaka.

- Ten był wygrany z myślą o tobie - stwierdził - jesteś takim moim małym króliczkiem.

Westchnęłam słodko rozmarzona jego słowami. Potrafił być taki czuły i romantyczny. A do tego ciągle mnie zadziwiał. Pokazywał się z innych stron. Czasem udawał dziką bestię. Świetnie mu to wychodziło. Nie, wcale nie. A z drugiej strony, był po prostu słodziakiem. Przypomniałam sobie, że i ja mam coś dla autobotów. Podobnie jak Prime wcześniej, wyjęłam z płaszcza zwinięte w rulon plakaty. Lider rozłożył je i przyjrzał się dokładnie. Po chwili przeklął.

- Nie mam pojęcia, co knują - stwierdziłam bezradnie - najpierw słyszałam od Starscreama, że zamierzają wysadzić ziemię od środka. Nic więcej nie udało mi się od niego wyciągnąć. Teraz wychodzi, że Megatron chce władzy. Nie rozumiem co jest ich celem.

- Naturalnie, jedno jest tylko dla zmyłki - odparł Jazz - ale nie umiem wybrać, które, kwiatuszku.

- Istotne jest, jak niby chcieliby wysadzić ziemię? - zapytał Prime, odniosłam wrażenie, że retorycznie, ale zdecydowałam się odpowiedzieć.

- Nie jestem pewna, ale jeden z tych tutaj ciągle mówił o energonie.

- Z tym, że, kochanie, energon sam w sobie nie ma siły destrukcyjnej - odpowiedział Prime - może jedynie dostarczać energii robotom. To wszystko. Prędzej All Spark, ale nie o to im się rozchodzi.

- Mam złe przeczucia co do tego - stwierdził Bumblebee. Naszą chwilę rozmyślań przerwał głos Rogera z krótkofalówki Optimusa. "Prime, odbiór! Jesteśmy atakowani! potrzebna pomoc! Wrogów jest sporo! Odbiór!!"

-" Natychmiast udajemy się w waszą stronę. Roger, uważajcie na siebie. Powinniśmy dotrzeć za kilka minut. Bez odbioru" - odparł Optimus po czym schował urządzenie do kieszeni płaszcza. Po chwili zlokalizował położenie naszych przyjaciół.

- A więc w drogę - stwierdziłam podnosząc moją broń.

- Niekoniecznie - stwierdził ostrożnym tonem. Spojrzałam na niego pytająco - Bumblebee, zabierz Selen i dzieciaki w bezpieczne miejsce. Najlepiej do domów. Przeszłaś dzisiaj zbyt wiele. Widzę, że jesteś zmęczona, a w dodatku, kto wie, jak to się potoczy...

- Żartujesz?! - zapytałam oburzona - powiedz, że żartujesz.

- Nie. I nie sprzeciwiaj mi się. To rozkaz. Choć raz mnie posłuchaj.

Holoformy moich przyjaciół zniknęły. Został tylko Bumblebee, który zaprowadził nas w ciszy do swojego alt mode. Ruszył gwałtownie w kierunku domu, który wskazała mu Anabel. Droga trwała zaledwie kilka minut. Dziewczynka uścisnęła mnie tylko i poklepała Bee po masce. Potem czmychnęła po schodkach do budynku, w którym mieszkała. Zostaliśmy w trójkę. Jaden został spokojnie odprowadzony do naszego domu. Tam przywitała nas mama. Dała nam szklanki soku oraz ciepły posiłek. Bumblebee umył twarz zimną wodą, a potem zabrał się do jedzenia. Mama wysłuchała naszych opowieści ze strachem na twarzy.

- Nie sądziłam, że spotka nas jeszcze coś takiego... - pokręciła głową z niedowierzaniem. Po chwili udała się do salonu. Spojrzałam z powagą na młodego autobota, który kończył makaron z sosem.

- Kazał nam tak po prostu odpuścić - westchnęłam.

- Martwi się - odparł.

- Tak - potwierdziłam - ale tego nie lubię. Nie lubię być ograniczana.

- Ja też nie.

- To dlaczego to znosimy? - zapytałam z chytrym uśmieszkiem.

- Właściwie... - Bumblebee zastanowił się przez chwilę - to sam nie wiem.

Szybko znaleźliśmy się w jego alt mode. A jakiś czas potem, dzięki temu, że mój żółty przyjaciel namierzył całą resztę, znaleźliśmy się nieopodal autobotów. Przez chwilę obserwowaliśmy sytuację z oddali. Przyglądaliśmy się, jak nasi walczą z deceptami. Znów nie dostrzegłam nikogo znajomego. Megatron nie wysyłał do takich misji swoich lepszych żołnierzy. Przydzielał do owych zadań te bezimienne. Jednak nie były to stwory, którymi napastował nas wcześniej. Beztwarzowe zmory nie były już powszechną bronią. Nie wiem, czy to lepiej czy gorzej. Sądząc jednak po zwinności obecnych tu wrogów, jednak skłonię się do stwierdzenia, że wcale nam to nie ułatwia sprawy. Na rękach miałam moje rękawiczki z kolcami, a na plecach łuk. Teraz mógł się wreszcie przydać. Naciągnęłam strzałę na cięciwę i wypuściłam ją wtedy, gdy ustanowiłam sobie cel. Był to najbliżej stojący wróg. Stał z pistoletem ściśniętym oburącz, skierowany był w stronę Ratcheta. Moja strzała przebiła jego pierś. Medyk spojrzał się na wystający z klatki piersiowej decepticona grot i natychmiast podniósł wzrok wyżej. Tam nasze spojrzenia się spotkały. Stałam na skale, widoczna dla wszystkich. Poczułam siłę, która mówiła mi, że dość już ukrywania się. Dość patrzenia na cierpienie i ból innych. Ci, którzy grożą moim przyjaciołom, są skazani na zgubę. Naciągnęłam kolejną strzałę. Wtedy przy moim boku stanął Bee. Wymierzył broń na jednego z wolno stojących deceptów. Musieliśmy uważać, by nie celować w tych, którzy stoją zbyt blisko naszych przyjaciół. Mogliśmy niechcący trafić nie tą osobę, co trzeba. Dostrzegłam, że Arsen i Optimus walczą ramię w ramię swoimi mieczami. Roger stał nieopodal i strzelał z karabinu. Starałam się odnaleźć mojego wujka, ale bezskutecznie. Wystrzeliłam z łuku ostatni raz, widząc, że wrogowie polegli. Dobiegliśmy do naszych przyjaciół. Tam czekał nas nieprzyjemny wzrok Optimusa.

- Nawet ten jeden raz? - zapytał - w dodatku, Selen, buntujesz mi syna.

Uśmiechnęłam się do niego, czego nie odwzajemnił. Przejdzie mu. Zapewne jeszcze do wieczora, gdy zrozumie, że straci ciekawą noc ze swoją dziewczyną, jeśli się obrazi. To zawsze działało. Uraczył nas kolejny telefon. Tym razem był to sam generał. Lider odebrał, a ja dostrzegłam, że trzęsie mu się ręka. Wiedziałam, że każda rozmowa z jego przełożonym, a nawet sama jego obecność, budzi w nim stres. Optimus chciał wypaść z jak najlepszej strony, bo wiedział, że generał jakoś za nim nie przepada. Teraz, gdy Cybertron jest dla nich nieosiągalny, nie mogą wrócić do ich ojczyzny, muszą starać się o względy ziemskich przywódców.

- Przeżyliśmy dwa ataki, sir - zdał relacje - tak jest. Oba odziały. Nie mamy licznych obrażeń. Raczej są to siniaki po robionych unikach, niż okaleczenia wyrządzone przez wroga.

Chwila ciszy, widocznie generał długo coś tłumaczył. Lider przytaknął.

- Tak jest, już jedziemy - odparł. Rozłączył się i polecił, że musimy natychmiast udać się do koszar. Tam czeka na nas ważny gość. Zastanowiłam się. Po chwili zostałam wciągnięta przez lidera do jego alt mode. Pospiesznym i agresywnym ruchem zapiął mi pas i ruszył gwałtownie. Nie ośmieliłam się odezwać. Gdy niepewnym ruchem pogładziłam go po kierownicy, ten bąknął tylko, że nic tym nie wskóram. I znów zapanowało milczenie. Przewróciłam oczami, a po chwili rozplątałam słuchawki i włączyłam muzykę w telefonie. Optimus nie wytworzył nawet holoformy. Był wściekły. Nic już nie poradzę, że go nie słucham. Mam to w naturze. A on powinien być na to przygotowany. Za każdym razem, gdy kazał mi się nie mieszać w takie sprawy, ja to robiłam. Czego się spodziewał? Że grzecznie posiedzę sobie w domku? Pooglądam telewizję podczas, gdy on będzie walczył z naszym wrogiem? Chyba mu się coś poprzewracało. Zamknęłam oczy. Przez chwilę udało mi się zdrzemnąć. Obudziłam się dopiero, gdy lider zaparkował na parkingu wojskowym, ale jak się okazało podróż nie trwała długo, więc mój sen także. W milczeniu poszliśmy do sali treningowej. Tam Jonsey nakazał Optimusowi i Rogerowi udanie się do gabinetu generała. Ten drugi zaproponował, bym udała się wraz z nimi. Nie zamierzałam odmawiać. Ciekawiło mnie, kim jest owy gość, do którego zmierzaliśmy. Muszę przyznać, że łatwo było zgubić się w głównym budynku koszar. Było tam dużo biur i sal, a do generała trudno było trafić. Na szczęście był z nami Roger, który od dwóch lat jest nieźle rozeznany. Zapukał do drzwi, a zaraz potem je uchylił. Naszym oczom ukazał się nie tylko znany nam szef, ale także prezydent. No dobrze. Stało też dwóch ochroniarzy, ale ich nie brałam pod uwagę. Chyba nic się nie stało?

- Dobrze, że jesteście. Musimy porozmawiać - przywitał nas gość. Przytaknęliśmy i weszliśmy do środka. Już na wstępie zauważyłam plakaty, które i ja posiadałam. Czyli decepticony porozwieszały je po całym mieście. Niedobrze - bardzo bym chciał wiedzieć, co się właściwie dzieje w moim mieście?!

- Panie prezydencie... - zaczął Optimus.

- Robert - przerwała mu głowa miasta - mów mi Robert.

- To zaszczyt... a więc Robercie, tak na prawdę nic nie jest wiadome. Moja łuczniczka oraz pomocnica medyka zostały zaatakowane przez jednego z decepticonów. Ten zdradził jedynie, że mają na celu wysadzenie Ziemi od środka. Nie wiemy jak chcieliby to zrobić, ale wzięliśmy pod uwagę owy plan. Jednakże teraz, dzieje się coś, co wyraźnie zaprzecza tamtej wersji. Megatron za pomocą plakatów i terroru pragnie prawdopodobnie uzyskać władzę nad miastem.

- To niebywałe... dlaczego nie zabiłeś Megatrona, gdy była okazja? W Egipcie? Pozwoliłeś mu odejść Optimusie, a teraz możemy spodziewać się klęski całej planety, albo tego miasta! - prezydent obarczył winą Primea. No jasne... jak zwykle. Lider stał przez chwilę nie wiedząc co ma zrobić. Postanowiłam zatem ruszyć w jego obronie.

- Szanowny Panie Prezydencie... nie sądzę, iż zwalanie winy na naszego plutonowego jest w tej sytuacji najlepszym wyjściem.

- Nie z tobą rozmawiałem, panienko Selen.

- Kto ci w ogóle kazał tu przyjść, Howard? Wyraźnie prosiłem Rogera i Primea - zapytał generał nieprzyjemnym tonem. Zmierzyłam go podobnym wzrokiem.

- Nie potrzebuję zaproszenia.

- Jesteś pod moją władzą. Masz tańczyć tak jak ci zagram - wyjaśnił zdenerwowany. Spojrzałam na niego gniewnie. Jednak zlekceważyłam jego słowa. Ponownie zwróciłam się do prezydenta, który niekoniecznie był z tego zadowolony.

- Pozwolę sobie mówić dalej. Lider uratował nam tyłki w Egipcie. Był wyczerpany. Ani Pan, Panie Generale, ani Pan, Panie Prezydencie, nie wiecie, co przechodziliśmy w niektórych sytuacjach. Zabicie takiej ilości wrogów było czymś niemal niewykonalnym. Choćby dlatego, że byli w postaci robotów, nie ludzi. I zdaje się, że największego wroga jaki nam zagrażał, Optimus zdołał zabić. Na zlikwidowanie Megatrona niestety nie udało nam się zebrać siły. Decepticony uciekły. Nic się na to nie poradzi. Ale Optimusa należałoby traktować jak bohatera, a nie winnego.

- Howard!

- Nie lubi Pan prawdy, Generalne? - zapytałam z zaciętością.

- Roger, wyprowadź ją za drzwi. To rozkaz - Optimus walnął pięścią w stół. Kolejne spojrzenie powędrowało w stronę mojego chłopaka. Zimne niemal tak samo jak jego. Roger złapał mnie za rękę.

- Przepraszam, Selen. Rozkaz to rozkaz - westchnął Roger i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Wciąż nie oderwałam wzroku od lidera, a moje spojrzenie nie zmieniło wyrazu.

- Myślałam, że jesteś po mojej stronie, Prime... - oznajmiłam i wyszłam. Trzasnęłam drzwiami powstrzymując się od łez. Czasami go nie poznawałam. Raz był niemal ideałem mężczyzny, a potem zachowywał się jak obcy. Tak jakby te wszystkie chwile razem, noce, pocałunki, nie istniały. Odepchnęłam się od drzwi, o które przed chwilą się opierałam i udałam się w stronę korytarza.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Cześć Wszystkim!

Rozdział pojawia się dzisiaj, ponieważ w piątek będę cały dzień w pracy i mogę mieć problem z dodaniem czegokolwiek. Mam nadzieję, że rozdział się podobał! :D

Pozdrawiam <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro