Rozdział 14: Pierwsze koty za płoty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Optimus)

Sentinel siedział na ławce, a ja obok niego. Już w Egipcie opowiedziałem mu o tym, co działo się po jego odejściu. O śmierci mamy, o zdradzie Megatrona, a także o moich losach. Teraz przyszedł czas na opowieść o tym jak się tu znaleźliśmy, walkach jakie stoczyliśmy, o Selen i Arsen i o tym co moja dziewczyna musiała przejść. Ojciec uważnie słuchał całej mojej wypowiedzi, która swoją drogą, trwała bardzo długo.

- Ta dziewczyna jest bardzo silna - zauważyłem - jednak jest całkowicie po naszej stronie. Wraz z matką i jednym z braci uciekła, nim Upadły zdołał wpoić jej zło do głowy. A teraz ten nie żyje, więc nie zdoła położyć łap na Selen. Odziedziczyła po nim potężną moc, którą będziemy się starali okiełznać, tak, by umiała ją kontrolować. Na razie wszystkiego się uczy. Całkiem niedawno dowiedziała się, że przez całe życie była holoformą, a jej prawdziwe ciało jest zrobione z metalu. Teraz już wie, że jest jedną z nas. Wiem, że bywa gwałtowna i nie raz zbyt bezpośrednia, ale taką ją kocham. I zdecydowanie ufam, że jest dobra.

- Nie jestem pewien czy to dobry pomysł trzymać tu decepticony - powiedział - to przecież nasi przeciwnicy.

- Ja też nie byłem przekonany co do tych dwóch - przyznałem - Ale jeden z nich wiele dla nas poświęcił, a drugi jest w zasadzie bezstronny. Nie walczył, jedynie leczył decepticony. Myślę, że tym możemy zaufać.

- Wszystko się okaże - rzucił tylko, a po chwili zmienił temat - rozumiem, że po wojnie jaka może nastąpić, wracamy na Cybertron?

- Ojcze, tam już nie ma do czego wracać - powiedziałem - w dodatku... jest jeszcze jedna rzecz o której ci nie powiedziałem...

xxxxxxxxxxxx

- Jesteś ścigany?!

- Ja i reszta autobotów, które są na Ziemi. Nawet gdybyśmy chcieli, nie możemy wrócić. Idzie się do tego przyzwyczaić. Teraz ta planeta jest naszym domem. Żyjemy w pokoju z ludźmi, korzystamy z ich dóbr, a w zamian pomagamy im w obronie świata. Znajdą się ci, którzy będą nas nienawidzić, ale większość osób jest za tym, by z nami współpracować. Poznałeś już moich najbliższych przyjaciół. Stanowimy dobry zespół.

- Pewnie pełnisz tu jakąś ważną funkcje, jak to na Primea przystało - powiedział patrząc na mnie dumnie. Nie wiedziałem jak mam mu powiedzieć, że niestety nie jest tak jak mówi.

- Byłem liderem grupy autobotów i ludzi, jednak z pewnych okoliczności musiałem zrezygnować z tej funkcji - powiedziałem nieco mijając się z prawdą - teraz funkcje plutonowego pełni u nas Roger, którego już poznałeś.

- A więc pozwalasz, aby rządził tobą człowiek? Niższa i słabsza od ciebie istota? - uniósł się - gdybym to ja był u władzy nigdy bym na to nie pozwolił.

- Żyjemy na planecie, którą rządzą ludzie. Wtargnęliśmy na ich teren. Musimy być wobec nich uczciwi. Dajemy im prawo do wyboru. Zdecydowali, że będąc tutaj, lepiej będzie abyśmy pozostali w ukryciu i nie mieszali się w sprawy władzy - mówiłem - a ja musiałem zrezygnować z innych przyczyn. I wcale tego nie żałuję.

- Dziwny jest ten świat - burknął.

- Owszem, jest - zgodziłem się - ale lepszego niż ten już nie ma.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Selen)

- Bez urazy, ale jesteś fatalną uczennicą - powiedział, gdy wyśmiałam jego metodę opanowywania siły. Nie zamierzałam powtarzać jakichś dziwnych cybertrońskich zdań machając rękoma. Jeśli on tak robi, nigdy nie chciałabym wychodzić z nim publicznie. Masakra.

- Wymyśl coś lepszego, to może będę współpracować - zaproponowałam. Decepticon zamyślił się przez chwilę.

- Musisz po prostu starać się opanować za każdym razem, gdy poczujesz, że zbliża się przypływ mocy. Tak aby nie było za późno. Zdolności, które posiadasz są bardzo niebezpieczne. Nie kontrolując ich możesz narobić niezłej biedy.

- Wiem, Ways, tylko co mam zrobić? Jak mam się opanować? Na pewno nie wyjdzie mi to krzycząc po Cybertrońsku.

- Każdy wyrabia własny sposób. Będziesz jeszcze ćwiczyć - powiedział - a teraz zrób to co wcześniej. Spróbuj sama z siebie przywołać tę moc, nie używając do tego wspomnień, lecz siłę woli. Pomyśl, że pragniesz tej mocy, skup się na przedmiocie, który chcesz podnieść.

Przytaknęłam. Spojrzałam na leżący nieopodal kasztan. Skupiłam się na nim i wyciągając rękę w jego kierunku spróbowałam go podnieść w myślach. Musiałam mieć bardzo skupioną minę, bo wywołała ona śmiech mojego towarzysza. Zlekceważyłam to, po czym znów skupiałam się na kasztanie. Uniósł się, po chwili jaką poświęciłam na całkowitą koncentrację. Machnęłam ręką w prawo, a przedmiot, który lewitował poleciał w stronę Sidewaysa uderzając go w ramię.

- Przepraszam, nie chciałam - powiedziałam podchodząc do niego. Masował miejsce, w które oberwał. Spojrzałam na jego pogodną twarz. Uśmiechał się do mnie łagodnie. Był bardzo cierpliwy i miał niesamowity uśmiech.

- Nic się nie stało - odpowiedział. Nawet jeśli kłamał, robił to tak, że byłam w stanie łyknąć każde jego słowo. Ziewnęłam, a po chwili rozciągnęłam się, wolno unosząc ręce do góry. Mój wzrok wbił się w koszulkę decepticona. Była to ta, którą kupiłam mu wczoraj. Bardzo mu się spodobała. Dostrzegłam, że ubranie na jego tułowiu zaczyna się podnosić. Nie tylko ja byłam zaskoczona, Sideways również patrzył zdziwiony na to co działo się w tej sekundzie. Przerwałam rozciąganie i w tym samym czasie koszulka opadła z powrotem na dół. O w mordę, to ja...

- No dobra... - zaczęłam czując, że robię się cała czerwona ze wstydu - to było dziwne.

- Tak - odparł zakłopotany. Po chwili jego twarz przybrała zupełnie inny wyraz - każda część twojego ciała woła, bym był bliżej, ale... skupmy się na pracy...

- Ways! - krzyknęłam tłumiąc śmiech. Jego mina była rozbrajająca. Po chwili popchnęłam go na stertę liści, aby dać mu nauczkę. Nie przewidziałam, że pociągnie mnie za sobą. Upadłam obok śmiejąc się głośno. Ten wyciągnął rękę i dźgnął mnie palcem w żebra. Odskoczyłam wydając z siebie okrzyk.

- Nawet nie próbuj - ostrzegłam go grożąc palcem - mam okropne łaskotki.

Gdy nie posłuchał rzuciłam mu w twarz garstkę liści. Odpłacił mi tym samym.

- Widzę, że nauka idzie pełną parą - usłyszałam zza siebie głos Optimusa. Odwróciłam się, aby dostrzec jak dostaje liśćmi w twarz. Zaskoczona spojrzałam na Sidewaysa robiącego dziecinnie niewinną minę. Roześmiałam się głośno po raz kolejny. Lider spojrzał na niego z dezaprobatą. Po chwili jednak zrobił to samo w kierunku decepticona, który zdążył osłonić twarz ręką.

- Nauka jest nudna - powiedziałam w końcu obejmując lidera - prędzej czy później skończy się bitwą na liście.

- Sentinel zdaje się być uspokojony - powiedział Optimus - możliwe, że wziął sobie do serca moje słowa i nie będzie już tak reagował.

- Miejmy nadzieję - powiedziałam, a po chwili dostałam czułego całusa w czoło.

- To czego udało ci się nauczyć? - zapytał Prime wypuszczając mnie z objęć.

- Ways próbuje się skupić krzycząc coś po Cybertrońsku - zaczęłam - umiem podnosić kasztana i rzucić go w przeciwnika.

- W tym przypadku mnie - westchnął Ways upewniwszy się, że nie ma siniaka na ręku - Selen bardzo szybko się uczy. Musi jednak codziennie ćwiczyć inaczej będzie ściągać komuś ubranie za każdym razem, gdy będzie się rozciągać.

Lider spojrzał na mnie pytająco, a ja zawstydzona machnęłam ręką chcąc zapomnieć o tamtej scenie i późniejszych słowach decepticona.

- W takim razie może udamy się teraz na śniadanie? Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodny - oznajmił rudowłosy. Zgodziliśmy się z tą propozycją i wspólnie udaliśmy się do stołówki.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Optimus)

Sideways odsunął od siebie prawie pusty talerz, oznajmiając, że najadł się jak wieprz. Obyłoby się bez tej informacji, ale najwyraźniej decepticon bardzo chciał się nią podzielić. Chodź to była prawda. Margaret umiała gotować jak anioł, w dodatku nie żałowała nam porcji. Nie wiem, jak zdołałem wcisnąć w siebie podwójny gulasz. Sideways wysiadł przy jednym. W dodatku nie dokończył. Selen właśnie kończyła, a Ironhide prosił o trzecią dokładkę. Tak. Ten potrafiłby zjeść wszystko. Nic nowego. Mój ojciec siedział w ciszy. Od czasu do czasu przyglądał się decepticonom, a także ludziom dookoła. Był nieswój. Mimo moich zapewnień, wolał uważać na Knockouta i Sidewaysa. Nawet na moją dziewczynę. Nie odezwał się do niej słowem odkąd wymienili swoje zdania, wtedy, na dworze. Kilka razy Ratchet albo ja, próbowaliśmy z nim rozmawiać. Odpowiadał, lecz nie utrzymywał rozmowy. Nie tak wyobrażałem sobie jego obecność. Nie taki był, gdy przyszedł do mnie we śnie. Byłem nieco zawiedziony, mimo, że rozumiałem jakie to wszystko dla niego trudne. Pokręciłem głową, gdy Margaret zamierzała nalać mi kolejną porcję. Po chwili wbiła wzrok w talerz Sidewaysa.

- Co to ma znaczyć? - zapytała - nie smakowało ci?!

- Nie, nie, skądże - próbował się bronić - ja po prostu już nie mogę. Zjem jeszcze trochę i zejdę.

- Słabeusz! - oznajmiła mierząc go od góry do dołu - wsuwaj i to natychmiast. Nie chcę widzieć ani kropelki sosu.

Stanowczy, grożący głos naszej kucharki przemówił do Waysa, który natychmiast zajął się kończeniem swojego posiłku.

- Grzeczny chłopiec - oznajmiła tarmosząc jego włosy. Ten mruknął niezadowolony, niczym zbuntowane dziecko, a po chwili oddał jej czystą miskę - na zdrówko!

Selen szturchnęła go w ramię i zaśmiała się z zaistniałej sytuacji. Decepticon spojrzał na nią zakłopotany, ale za chwilę na jego twarzy zagościł uśmiech.

- Mamy konkretne plany na dzisiejszy dzień? - zapytała się Arsen, gdy wróciła z toalety.

- Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że będę mógł pozwiedzać okolicę - powiedział Dino - nie miałem jeszcze dobrej okazji do tego by poznać ziemskie obyczaje.

- Póki co z miasta wiele nie zostało - stwierdził Skull kładąc rękę na barku Arsen. Dziewczyna była nieco zaskoczona gestem bliskiego przyjaciela, jednak mimo widocznego rumieńca postanowiła nie protestować - ekipa od tych spraw, próbuje podnieść je i skleić do kupy, ale to może zająć lata. Niestety. Póki co zostaje ci miasto niedaleko tego.

- Mają fajny mięsny sklep - pochwalił Hide odrywając się przez chwilę od talerza - dobre kiełbasy. Arsen potwierdzi.

- Tak... to zdecydowanie najlepsza z atrakcji - stwierdziła sarkastycznie.

- O co ci chodzi?! - spojrzał na nią, a po chwili na żołnierza, który ją obejmował. Chwilę potem wstał i odszedł od stolika. Przez chwilę zrobiło się niezręcznie.

- Wracając do tematu - ciszę przerwał Roger, który odstawił pusty talerz na ladę Margaret - zdaję się, że dziś odbędzie się test sprawnościowy dla naszych nowicjuszy. Mowa oczywiście o tobie, Dino, a także Sideswipie, Waysie i pomocniku Ratcheta.

- Jestem Knockout - powiedział.

- Wybacz, zapomniałem imienia. W każdym razie, czeka was test decydujący o tym, czy znajdziecie się w naszych szeregach. A wieczorem uroczyste ślubowanie kotów. Mam nadzieję, że każdy z was dostanie się bez problemu.

- To oni nie są już pewniakami, jak my? - zapytała Selen przypominając, że mimo naszych śmiesznych testów, w zasadzie już byliśmy w szeregach.

- Nie do końca. Nasi nowi sprzymierzeńcy przybyli dużo później, dlatego muszą sami zawalczyć o posadę. Zwłaszcza Ways i Knockout, ponieważ byli wcześniej po stronie wrogów - wyjaśnił nam czarnowłosy żołnierz.

- Czy ja także będę musiał udowodnić wam swoją siłę? - głos zabrał najstarszy z zebranych. Wszyscy spojrzeli w jego stronę.

- Nie, jesteś tutaj na zupełnie innych zasadach. Można by stwierdzić, że wręcz jesteś tu jako gość. Dlatego nie musisz podejmować się testów. Oni muszą.

Taka wiadomość widocznie ucieszyła mojego ojca, ponieważ nie drążył tematu. Znów zwiesił głowę nad niedokończonym posiłkiem. Niedługo każdy z nas opuścił stołówkę. Kilka autobotów zostało z Knockoutem, który opowiadał o tym jak było u decepticonów. Przez chwilę towarzyszył mu także Sideways, potem jednak, on również zdecydował się na wyjście. Usiadł na trawie wraz z Jazzem i dyskutowali na jakiś temat, któremu jakoś specjalnie się nie przysłuchiwałem. Gdy upewniłem się, że mój ojciec udał się do swojego pokoju, mogłem oddalić się, by poszukać mięśniaka, który tak gwałtownie odszedł od stołu. Poszukiwania nie trwały długo. Znajdował się tam, gdzie spodziewałem się, że będzie. W pomieszczeniu do rusznikarstwa, gdzie wykonywał swój zawód.

- Podoba ci się - oznajmiłem ni stąd ni z owąd. Być może zbyt gwałtownie. Odwrócił się w moją stronę zdziwiony moimi słowami, bardziej niż samą obecnością. Raczej rzadko tu bywałem. Od czasu kiedy tu jesteśmy prawdopodobnie trzeci raz.

- Słucham? - zapytał.

- Arsen. Podoba ci się Arsen - stwierdziłem.

- Szefciu nie obraź się, ale pierdolisz jak potłuczony.

- Hide - ostrzegłem go.

- To gówniara, która sama nie wie czego chce. I tyle. Mam dziewczynę.

- Każdy z nas wie, jak przedmiotowo traktujesz swoje znajomości z kobietami. Chromia też. Myślisz, że nie zauważyła nigdy jaki jesteś wobec innych femobotek?

- Ona też nie jest święta - burknął.

- Naturalnie - przytaknąłem - skąd ta pewność, że Arsen byłaby kimś więcej niż tylko dziewczyną na raz?

- Nie wiem - odparł - nie przeleciałem jej więc nie wiem.

- Na prawdę tak to rozumiesz? - zapytałem - aby przelecieć i ocenić czy warto?

- Nie każdy jest jak ty, szefciu, że spojrzy się w oczy jakiejś cizi i już wie, że to przyszła żona.

- Tak, wiem. Tylko swoim zachowaniem mało zyskujesz. Jeśli na kimś ci zależy, to postaraj się nie ślinić się na raz do pięciu innych dziewczyn.

- Złota rada, dzięki - stwierdził, a po chwili powrócił do wykonywania pracy dając mi do zrozumienia, że skończył rozmowę. Westchnąłem cicho.

- Skull to dobry chłopak. Być może pasuje do Arsen. A jeśli ci na niej na prawdę zależy, to z nią pogadaj, bo potem może być za późno.

xxxxxxxxxx

Chciałam wstawić wcześniej, ale wattpad nie chciał współpracować. Rozdział jest dość "lajtowy" bo i ja mam dziś dobry humor - udało mi się zaliczyć 2 kolokwia, czekam teraz na wynik trzeciego :D Mam nadzieję, że mimo tego, że jest krótki, to miło Wam się czytało :D

Pozdrawiam serdecznie <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro