Rozdział 16: Ślubuję ci...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Udało mi się dostać do zamku bez większych tarapatów. Mam nadzieję, że nikt mnie nie wytropi, olej z mojej rany sączył się już przez długi czas, może posłużyć jako szlak. Zdążyłem przybyć tu nim opadłem z sił. Po ciemku, w absolutnej ciszy starałem się znaleźć lecznicę. Nie raz tu byłem, głównie jako szpieg i tułacz. Uwielbiałem działać sam, jednak czasem musiałem sięgać po odpowiednie siły. Tym razem zamierzałem zbratać sobie pomoc medyczną. Na pewno takowa istniała po tej stronie Cybertronu. Tak zwane Xantium było pełne życia, a więc zaopatrzone w odpowiednie służby. Nie mogło ich zabraknąć głównie w zamku Upadłego, który był oczkiem na całej tej plugawej planecie. Niemal nie odrywałem ręki od mokrej od oleju rany, umiejscowionej na lewym boku. Decepticony są miększe niż myślałem. Albo ten osioł strzela jak totalny osioł, albo brakuje mu jaj, by zabić przeciwnika. No cóż, po Starscreamie mogłem spodziewać się i jednego i drugiego. Swojego czasu byliśmy w jednej drużynie.

Trafiłem do gabinetu pełnego szafek z probówkami. Był lekko oświetlony poprzez lampę w rogu. Wszedłem do środka.

- Kto tu jest? - usłyszałem niepewny głos przestraszonego mężczyzny. Odwróciłem się w stronę skąd dobiegał.

- Barricade - rzuciłem widząc robota nieco niższego ode mnie - ranny żołnierz, który potrzebuje pomocy. A ty?

- Fallen Star - odparł - dobrze trafiłeś. Mogę ci pomóc.

Uśmiechnąłem się triumfalnie. Dobrze pamiętałem to imię. A teraz nasze losy znów się splotły. Wygląda na to, że dana jest nam współpraca.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Selen)

Gdy pozbyłam się decepticona z pokoju i otrząsnęłam po nieprzyjemnych wspomnieniach udałam się pod prysznic. Bardzo chciałam z tym skończyć. Życzyłam sobie, by ta umowa dobiegła końca, lecz ten jednak tylko mnie wyśmiał mówiąc, że zakończy ją jedynie śmierć jednego z nas. Niech go szlag trafi. Do końca życia mam się czuć jak dziwka? Widocznie tak. Widocznie po prostu nie ma innego wyjścia. Starscream nie da się tak łatwo zabić. Będzie tu przychodził po więcej, a ja będę zmuszana się zgadzać. Bo co? Jak mu się postawię? Miał przewagę w sile. Nawet jakbym bardzo się stawiała, on i tak wziąłby to po co przyszedł. Nienawidziłam go. Nie kryłam tego i on doskonale to wiedział. Mimo to nie miał zamiaru mi odpuszczać. Czerpał z tego nie tylko przyjemność, ale i satysfakcję.

Zabił Barricadea. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Nareszcie wolna. Może... gdy nic nie będzie mi już grozić, Starscream nie będzie miał pretekstu do tego, by przychodzić? W końcu głównym zagrożeniem był właśnie Cade. Teraz, gdy go nie ma, mogę czuć się uwolniona nie tylko z sideł psychopaty, ale także Starscreama. Zmyłam z siebie pachnącą ciastkami pianę i zakręciłam wodę. Po chwili owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Dokończyłam szykowanie stroju do szkoły z ulgą, że wszystko może zmienić się na lepsze.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Nim zaczęła się uroczystość zdążyłam powiadomić wszystkich o tym, że wracam do szkoły, by skończyć ten rok i zdać maturę. Arsen pokrótce również podjęła taką decyzję. Obiecałyśmy, że będziemy uczestniczyły w życiu wojskowym na tyle ile możemy, jednak musimy ukończyć technikum, ponieważ rezygnowanie w ostatnim roku nie wchodziło w grę. Lider był nieco zawiedziony wieścią, że będzie mnie widywał rzadziej, jednak oznajmił mi, że na noce nigdzie mnie nie wypuści. Zgodziłam się na taką opcję. Jak najbardziej mi odpowiadała.

- A co z ćwiczeniami, Selen? - zapytał Ways. Spojrzałam na niego lekko zdezorientowana - Musisz codziennie trenować swoje umiejętności. Zwykły stres może uruchomić w tobie nieokiełznaną moc, dlatego tak ważne jest abyś potrafiła to kontrolować.

- Kompletnie wyleciało mi to z głowy - przyznałam się.

- Będę po ciebie przyjeżdżał pod szkołę. Udamy się w bezpieczne miejsce abyś mogła poćwiczyć. Godzina dziennie powinna wystarczyć, póki nie mamy żadnych informacji o zagrożeniu - zaproponował Sideways.

- Będę się starał rozmawiać z ojcem - przyznał Optimus - czas jest bardzo cenny. Nie możemy dłużej czekać. A co do propozycji, uważam, że to dobry pomysł. Ćwiczenia bardzo ci się przydadzą, Selen.

- Zgoda. A więc załatwione - przyznałam. Staliśmy w małym, aczkolwiek przyjaznym gronie. Były to autoboty i najbliżsi z plutonu. Sentinel siedział w pokoju. Jak przekazał Prime, jego ojciec uznał, że wyjdzie dopiero, gdy uroczystość się rozpocznie. Niech mu będzie. Jakoś mało mnie obchodziły dąsania jakiegoś starucha. Zwłaszcza tak irytującego jak on.

- Za pięć minut wasza wielka chwila - zwrócił się Roger patrząc na Dino i Sideswipea, a po chwili przeniósł wzrok na dwa decepticony - mówię także o was. Ruszajmy już na salę, zanim zabraknie dla nas miejsca.

Zgodnie udaliśmy się w stronę sali treningowej, gdzie zaczęli się już zbierać żołnierze. Niezwykłe, że potrafiło się tam zmieścić setki ludzi. Pomieszczenie nie wydawało się aż tak pojemne, mimo, że robiło wrażenie na osobach, które widziały je po raz pierwszy. Nasze koszary były spore. Nie chodzi o same budynki, ponieważ te miały mniej więcej po trzy piętra wysokości. Obszar jaki był na nie przeznaczony robił wrażenie. Znajdowały się tu bowiem nie tylko sale poświęcone do treningów, noclegów bądź gabinety urzędowe. Były to też magazyny pełne broni, lotnisko, a także pole poświęcone do ćwiczeń. Nie, nie był to poligon. Ten znajdował się jakiś kawałek od bazy, aby na nim ćwiczyć, trzeba było przejechać kilka kilometrów. On także nie należał do najmniejszych. Po co jednemu miastu takie duże pole? No, być może już kiedyś wspominałam, że nasze siły zbrojne są połączeniem wszystkich okolicznych miast? Miasto, w którym dane mi jest mieszkać, jest, a właściwie było(chwilowo nie żyje), największym w okolicy. Dlatego też zdecydowano, że jednostka wojskowa będzie tu, jednak łączy w sobie siły, żeby nie skłamać, podobno sześciu okolicznych miast. No cóż. Myślę, że jak na mój kraj, to dość okej.

Zajęliśmy miejsca siedzące. Mieliśmy taki przywilej, gdyż uchodziliśmy za osoby bliskie dla naszych nowych żołnierzy, a to właśnie dla nich organizowana była uroczystość. Krzesła zajmowali także najważniejsi ze zbiorowości, czyli tzw. szychy. Usiadłam pomiędzy moją przyjaciółką, a Ironhidem. Optimus zajął miejsce obok swego syna i Ratcheta. Niedaleko mnie siedział także Jazz i Roger. Nie dojrzałam Skidsa i Mudflapa. Być może wtopili się w tłum. Podniosłam wzrok na środek sali. Tam na, przykrytym białym obrusem, stoliku leżały opaski, które później znajdą się na ramionach naszych rekrutów. Generał stał na swoim miejscu. W rogu stali, ubrani w mundury, Dino, Sentinel, Sideswipe, Knockout oraz Sideways. Obok nich stali jeszcze trzej mężczyźni. Jednego już znałam, był to grubszej postury Sam, natomiast dwaj pozostali - bracia- nie przepadali chyba za nawiązywaniem nowych znajomości.

- Żołnierze, jesteśmy tu, by przyjąć w nasze szeregi nowych rekrutów - zaczął generał. Przytrzymałam wzrok Sidewaysa po czym uśmiechnęłam się do niego łagodnie. Nadal nie mogłam uwierzyć, że jest z nami w drużynie. Chciałam tego, od bardzo dawna. Odkryłam w nim iskierkę dobra, którą próbował schować, trzymając się wrogiej grupy. Nie był zły. Nie. Dlatego, gdy już go poznałam, broniłam tej racji. A teraz Sideways jest tu z nami i tak łatwo go stąd nie wypuszczę.

W lewej części sali dało się słyszeć buczenie. Ktoś z tłumu wrzasnął: "śmierć wszystkim decepticonom!". Nie wytrzymałam.

- Milczeć! - wrzasnęłam podrywając się z krzesła. Próbowałam uspokoić ciężki oddech, oraz nienawistne spojrzenie w stronę Patricka i jego bandy. Poczułam mrowienie w opuszkach palców, a to nie zwiastowało nic dobrego.

- Selen, siadaj - rozkazał Roger, który zdążył już chyba załapać, że za chwilę zmienię się w potwora, czy coś.

- Selen, proszę, uspokój się - lider autobotów, który zdążył się do mnie dopchać, złapał mnie za rękę i mocno ścisnął. Mój oddech jednak wcale nie zrobił się lżejszy, a mrowienie przeszło na całe dłonie. Z lękiem spojrzałam na Waysa, który stał na środku sali w stanie gotowości. Ruch jego ust mówił mi: "zachowaj spokój". Próbowałam, ale nie skutkowało.

- Czy takie zachowanie jest normalne, Generale? - zaczął Patrick - ona jest tykającą bombą, tak samo jak tym łotrom, jej także nie można ufać!

Warknęłam głośno skupiając na nim wzrok.

- Selen Howard! - wrzasnął generał - natychmiast proszę się uspokoić!!

Nie. To wszystko tylko pogorszyło sytuację. Dostrzegłam jak drobniejsze przedmioty znajdujące się na sali zaczynają się podnosić. Cholera. Nie. Zaczęło się. Oddech, Selen, oddech! Nie mogę... Bierz ten głupi oddech, pieprzona idiotko!

- Hej, księżniczko! - wśród moich buzujących w głowie myśli, przebił się głos Sidewaysa. Momentalnie skupiłam na nim wzrok - spójrz na to.

Wyciągnął dłoń w moją stronę, a z jego palców wydobyły się malutkie, świecące iskierki, które zawsze absorbowały moją uwagę. Robiły się większe i większe, aż w końcu uzyskały rozmiar kuli, mieszczącej się w dłoni. Mieniła się niesamowicie na przeróżne odcienie fioletu i różu. Sideways podchodził do mnie pomału. Nie mogłam oderwać wzroku od tańczących barw na jego dłoni. Kręciły się dookoła robiąc rozmaite wzory. Coś niesamowitego.

Sideways stał obok, gdy zauważyłam, że mój oddech wrócił do normalnego stanu, a mrowienie w dłoniach zniknęło. Wtedy kolorowa kula zniknęła z dłoni decepticona zmuszając mnie do ocknięcia się z tego magicznego stanu niemal jak hipnoza. Rozejrzałam się dookoła z przerażeniem. Wszystkie twarze były na mnie skierowane, a ja poczułam jak miękną mi nogi. Ja... ja po prostu MUSZĘ nauczyć się nad tym panować. Ta siła jest niebezpieczna. Groźna nie tylko dla mnie, ale i moich bliskich. A nie mogłabym wybaczyć sobie, gdyby stało się im coś złego, zwłaszcza przez to, że rozzłościł mnie jeden z żołnierzy, w dodatku nic nie warty. Do oczu napłynęły mi łzy. Po chwili wtuliłam się w koszulę Sidewaysa i wydałam z siebie cichy szloch. Jego ciepła dłoń spoczęła na moich włosach klepiąc je lekko.

- Będziemy nad tym pracować - powiedział cicho - byle jaki wieśniak nie będzie cię denerwował.

Uśmiechnęłam się słysząc żarliwy głos Sidewaysa. Po chwili chłopak przestał mnie ściskać, odwrócił się w stronę generała i oznajmił, że zagrożenie minęło. Tak... byłam zagrożeniem. Czułam się z tym okropnie. Decepticon odwrócił się do mnie i uśmiechnął, bym poczuła się lepiej. Nie pomogło. Nikt nie zmieni faktu, iż jestem dla nich niebezpieczna.

- Wracaj do swojego rycerzyka, nim będzie zazdrosny! - poklepał mnie po ramieniu. Ways odszedł w stronę pozostałych rekrutów, ja natomiast jeszcze przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Czułam wstyd, strach, poczucie winy i złość. Po chwili poczułam się lepiej. Stało się to wtedy, gdy znalazłam się w silnym objęciu Optimusa. Zaprowadził mnie na miejsce i usiadł obok, zamieniając się z Ironhidem. Cisza nie trwała długo. Przywrócił ją jednak krzyk Generała.

- Patrick, jestem rozczarowany twoim zachowaniem! - krzyknął - zamiast dawać przykład nowym rekrutom, ty stawiasz nas w złym świetle. Nie jesteśmy rasistami. Obecne tu decepticony przysłużyły się naszym służbom. Wybrali naszą stronę, a więc należy godnie ich przywitać w naszych szeregach. Jeśli nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że współpracujemy z robotami, to twój problem. Jednak jeśli nie chcesz uczestniczyć w tej uroczystości, wyjdź. Nie mamy zamiaru tolerować twojego zachowania.

Po sali rozbrzmiały oklaski, uśmiechnęłam się delikatnie. Wreszcie Generał stanął w naszej obronie. Byłam z tego powodu bardzo zadowolona.

- Takie zachowanie, jakie pokazał nam Patrick, jest karygodne - ciągnął dalej - nie oznacza to jednak, że mamy się na niego rzucać, Howard...

- Przepraszam... ja wciąż uczę się kontrolować zdolności jakie posiadam - oznajmiłam stając na baczność. Zwykle właśnie tak mówimy do Generała, trzeba to robić formalnie.

- Nie chcę widzieć tego po raz kolejny, Howard - pouczył mnie - a teraz skończmy cały ten występ. Nasi rekruci czekają na uroczyste przyjęcie ich do naszego wojska.

Przytaknęłam i usiadłam na miejscu. Nie na długo, bowiem, gdy tylko zabrzmiał hymn narodowy, wszyscy powstali i zaczęli śpiewać. Przemowa generała trwała niecałe dziesięć minut. Po tym, nastąpiło oficjalne przyjęcie naszych przyjaciół do załogi. Powitaliśmy ich gromkimi brawami, a oni założywszy opaski z barwami naszego kraju, zasalutowali nam. Wśród nowo przyjętych stał też Sentinel Prime, ojciec Optimusa. Stał dumny, lecz jakby nieobecny. Coś w tym autobocie było nie tak. To znaczy... nie mogę oceniać od razu, ale nie potrafię mu zaufać i chyba nigdy nie uda mi się tego zrobić. Od razu pokazał mi, że jestem dla niego nic niewarta, potraktował mnie jak wroga. A teraz, zapewne tylko upewnił się w swoim zdaniu, gdy zobaczył moją chwilę słabości jakieś pół godziny temu. Kicha...

- Teraz już na stałe pełnicie służbę w naszych szeregach - Generał zwrócił się do nowych żołnierzy - przygotujcie się do ślubowania.

Wszyscy stanęliśmy na baczność. Dwóch żołnierzy opuściło flagę naszego kraju tak, by rekruci mogli jej dotknąć. Musieli, tak jak my, gdy dołączaliśmy do jednostki, przyrzec ojczyźnie wierność, miłość i gotowość do oddania za nią życia. Ponadto swój kraj obiecali szanować i nie bluźnić z niego. Nastąpił czas na odśpiewanie hymnu po raz kolejny. Rekruci dostali do ręki kartki z tekstem, tak jak kiedyś dostały go autoboty, które nie znały naszej narodowej pieśni. Po haśle: spocznij, mogliśmy opuścić salę. Obyło się bez żadnych innych konfrontacji z Patrickiem i jego bandą. Rudowłosy zniknął z moich oczu i nie specjalnie marnowałam czas, by śledzić resztę jego ruchów. Podeszliśmy do nowych członków załogi, aby im pogratulować. Niedaleko nas stał również Generał. Uznałam, że to dobry moment, by oznajmić mu, że wraz z Arsen musimy poświęcić czas szkole, gdyż przygotowujemy się do matury. Podeszłam do niego i przedstawiłam mu wieści.

- Oczywiście rozumiem waszą decyzję - powiedział - bądźcie jednak świadome, że jeśli potrzebna będzie nam wasza pomoc, będziecie musiały się u nas wstawić.

- Tak jest, sir - zasalutowałam z uśmiechem. Generał spojrzał się na mnie badawczo.

- Masz charakterek, Howard - powiedział - w pewnym sensie cię podziwiam. Jednak pamiętaj, że musisz kontrolować swoje zachowanie. Nie możemy pozwolić sobie ta takie afery. Nawet jeśli Patrick zasługuje na kopniaka w przyrodzenie.

Zaskoczona przytaknęłam. No cóż, zachowanie naszego przełożonego było nietypowe. Bardzo rzadko wstawiał się za nami, a co dopiero chwalił.

- Mam to na uwadze - przyznałam - Sideways będzie odpowiedzialny za mój trening. To, kim jestem, było dla mnie zupełnym zaskoczeniem i równie bardzo jak pan, boję się tego co potrafię. Dlatego chcę to przezwyciężać.

- To dobrze o tobie świadczy, Howard - przytaknął - wierzę, że ci się uda. A zdolność ta zdoła pomóc nam w walce, która znając życie wisi w powietrzu. Powiedz mi, czy Optimus próbował już rozmawiać z ojcem?

- Dziękuję za wiarę we mnie. Wiele to dla mnie znaczy - wyznałam - Sentinel do tej pory nie mówił zbyt wiele, wiadome mi jednak, że Prime ma zamiar podjąć kolejną próbę dowiedzenia się czegoś o naszym nowym wrogu, ale ani on ani ja nie możemy gwarantować skuteczności.

- Rozumiem. W takim razie czekam na raport - oznajmił po czym odszedł. Westchnęłam z ulgą. Rozmowa z Generałem Philippem zawsze mnie stresuje. To zapewne dlatego, że trzeba uważać przy nim na każde słowo. Może je wykorzystać przeciwko tobie. Niektórzy już coś na ten temat wiedzą. Odwróciłam się i podeszłam do moich przyjaciół. Jeszcze raz uścisnęłam świętujących.

- Jutro także czeka was uroczystość - spostrzegł Roger patrząc raz to na mnie, raz na Arsen.

- Owszem - Arsen przytaknęła po czym spojrzała się na mnie - wiesz już co zakładasz?

- Białą kieckę - powiedziałam - a ty?

- Tradycyjnie: biała bluzka, czarne spodnie. Zdecydowanie mój styl.

Uśmiechnęłam się. To prawda, cała Arsen. Zawsze lubiła konkretne ubrania takie jak koszula, spodnie, jakiś t-shirt. Czasem i ja lubiłam ubrać się w coś zwykłego, luzackiego. Jednak często starałam się podobierać ubrania w taki sposób, by wszystko do wszystkiego pasowało. Wcześniej taka nie byłam, jednak wiele spraw uległo zmianie.

- Chciałbym zobaczyć cię w tej kiecce - mruknął Optimus, obejmując mnie czule od tyłu. Uśmiechnęłam się.

- Może będziesz miał okazję? - zaproponowałam - jeśli chcesz, idź z nami na rozpoczęcie roku. Z resztą wy wszyscy moglibyście przyjść. Wasze towarzystwo bardzo nas ucieszy.

- To prawda! - przyznała moja przyjaciółka - byłoby super.

- Myślę, że możemy się zgodzić - oznajmił Roger z uśmiechem - co ty na to Prime?

- Z wielką chęcią - przyznał.

- No to załatwione - Arsen zerknęła do kalendarza w telefonie - jutro, punkt ósma, widzimy się na naszym parkingu. Pokierujemy was w stronę szkoły, która aktualnie znajduje się w nieco innym miejscu.

- A no właśnie, wiadome coś o tym jak idzie odbudowa miasta? - zapytał Ratchet.

- Prace ruszyły pełną parą. Myślę, że do końca tego roku będzie już odnowiona ćwierć miasta. To na ten czas na prawdę bardzo wiele. Trzeba być dobrej myśli. A następne wszelakie ataki wroga kierować poza miasto - wyjaśnił Roger.

- Ma się rozumieć - oznajmił Ironhide - a teraz chodźmy stąd, bo stoimy jak kołki na środku sali.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Cześć wszystkim!

Następny rozdział pojawi się tym razem, wyjątkowo, za 2 tygodnie.

Trzymajcie się cieplutko - przyda się w tak mroźne dni ; )





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro