Rozdział 27: Trust no one

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czy sytuacja jest już załagodzona? - zapytał Ratchet wchodząc do swojego gabinetu.

- Wychodzi na to, że tak - Optimus odezwał się jako pierwszy - przyznaję, że nie byliśmy dość sprawni w postawieniu diagnozy, zwyczajnie nie przyjmowaliśmy do wiadomości takiej sytuacji. Jednak, gdy się zdarzyła... cóż stawimy czoła strachowi i damy radę. Widocznie tak ma być.

- No i bardzo ładnie, dzieciaczki - pochwalił nas żartobliwie - byłem u generała. Powiedziałem mu jaka jest sytuacja. Niedługo będzie cię oczekiwał, Selen. Bądź gotowa.

Przytaknęłam masując sobie głowę. Potrzebuję czasu, by to wszystko jakoś ogarnąć. Taka wiadomość nie spływa jak po kaczce. Przyszłam się dowiedzieć co z moim zdrowiem, wychodzę wiedząc, że jestem w ciąży. Westchnęłam ciężko po czym wstałam powoli. Lider asekurował mnie, mimo moich sprzeciwów. Coś mi się wydaje, że zacznie się niańczenie jak nigdy... Wyrzuciłam plastikowy kubek do kubła na śmieci. Po chwili złapałam za klamkę od drzwi i zwróciłam się do Ratcheta, by podziękować za badanie.

- Nie ma sprawy - odpowiedział machając ręką - uważaj na siebie i oszczędzaj siły. Przychodź częściej, będziemy kontrolować rozwój dziecka.

To wszystko było nie do pomyślenia. Czułam się tak jakby to nie chodziło o mnie. Jakaś inna Selen ma niezłe kłopoty, bo okazało się, że jest w ciąży. Nie ja. Nie dziewczyna, która zupełnie nie jest przygotowana na to, by być matką. By być ODPOWIEDZIALNĄ za kolejne życie. W dodatku takie, które sama powołała do życia. Tego było stanowczo za wiele. Przytaknęłam mimo tego, że w moim wnętrzu panowała burza. Kompletna katastrofa. Optimus prowadził mnie do pokoju, gdy napotkaliśmy zatroskanego Sidewaysa. Decepticon zobaczył mój wyraz twarzy i nie przyjmował wymijających odpowiedzi. Optimus ucałował mnie w czoło i oznajmił, że musi udać się na dalszy trening.

- Ways, zajmij się nią. Dopilnuj, by trafiła do pokoju i tam została - polecił, a po chwili zwrócił się do mnie - wiesz, że to ważne abyś odpoczywała. Leż spokojnie. Niedługo do ciebie przyjdę.

Stałam jeszcze przez chwilę czekając aż Prime wyjdzie z budynku. Wtedy westchnęłam ciężko chwytając się za głowę.

- Selen, do jasnej cholery powiedz mi co się dzieje, bo umieram ze strachu - powiedział pretensjonalnie.

Spojrzałam na niego z miną pokazującą siedem nieszczęść. Moje pierwsze słowa brzmiały jakbym dopiero uczyła się mówić. Wyjąkałam kilka sylab po czym zamilkłam widząc, że to nie ma najmniejszego sensu. Decepticon złapał mnie za ramiona i potrząsnął, utrzymując kontakt wzrokowy.

- Mów - polecił. Jego oczy błyszczały, zdradzając jak bardzo się boi. Nie mogłam dłużej trzymać go w niepewności.

- Jestem w ciąży, Ways - powiedziałam co kompletnie go zamurowało. Kolejny do kolejki wstrząśniętych. Super. Chrząknęłam przerywając milczenie - wewnątrz mnie panuje totalny bałagan. Nie jestem gotowa.

- Na Stwórców Wszechmogących - szepnął w kompletnym szoku. Chwyciłam go za rękę i przybliżyłam do niego.

- Teraz, gdy Optimus wyszedł mogę wrócić do Ratcheta - powiedziałam na co on odpowiedział kompletną dezorientacją. W sumie mnie to nie zdziwiło - nie chciałam przy nim dowiedzieć się tej rzeczy. Ale nie chcę być też sama. Pójdziesz ze mną?

Kompletnie nie kapujący decepticon zgodził się i udał ze mną do gabinetu, z którego wyszłam jakieś niecałe dziesięć minut temu. Ratchet wyglądał na równie zaskoczonego co Sideways.

- Wybacz, że zawracam ci głowę, ale zależało mi na rozmowie... bez Optimusa.

- Teraz to mnie zaciekawiłaś - oznajmił obracając się na krześle - co takiego chcesz wiedzieć?

- Mniej więcej jaki jest termin poczęcia - powiedziałam łamiącym się głosem.

Ways spojrzał na mnie gwałtownie jakby zrozumiał jaki jest cel mojej wizyty. Zacisnął dłoń na mojej. A ja poczułam gulę w gardle. Skupiłam całe swoje myśli, by się nie rozryczeć. Ratchet spojrzał na nas z lekkim przerażeniem.

- W co wyście się wpakowali - powiedział kręcąc głową - Selen...

- Między mną a Waysem do niczego nie doszło - wyjaśniłam czując, że jego myślenie zaszło nie w tę stronę co trzeba. Jednak Optimus nie był niestety jedynym...

Przerwałam czując napływ łez. Ways przycisnął mnie do siebie mocno i objął.

- Starscream ją szantażował. Dalej możesz się domyślić - powiedział. Ratchet wypuścił nerwowo powietrze. Po chwili spojrzał na wydruk, który leżał u niego na biurku. Zapewne z moim USG.

- Płód znajduje się we wczesnym stadium. O twojej ciąży wiedziałem, gdy walczyliśmy o ciebie w szpitalu. I już był to przynajmniej miesięczny płód. Oczywiście aby być dokładnie pewnym trzeba by testów na ojcostwo. Jednak skoro przyszłaś tu w tajemnicy przed Optimusem...

- Ratchet ja chcę być z nim szczera, ale to za dużo jak na jedną chwilę. Chcę mu oszczędzić strachu i bólu. Chociaż jemu, ponieważ sobie nie mam jak.

- Nie mam zamiaru cię ganić. Przeżyłaś wiele złego, doświadczyłaś więcej dramatów niż dziewiętnastolatce jest dane. Oszczędźmy sobie kolejnych. Jestem prawie pewien, że nosisz pod sercem dziecko naszego lidera. Sama zdecydujesz czy chcesz być pewna na sto procent, czy na dziewięćdziesiąt.

- Dziękuję - powiedziałam cicho wycierając łzy. Sideways pogłaskał mnie po głowie.

- Chodź, obiecałem Optimusowi, że zabiorę cię do pokoju - ponaglił.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Cześć brzdącu... zdaję się, że wprawiłeś wszystkich w totalne zaskoczenie. Trafiłeś trochę niefortunnie. Zdaję się, że będę najbardziej nieodpowiedzialną matką na świecie. Za to będziesz miał tyle wujków ile tylko sobie zamarzysz. Autoboty i żołnierze zaklepują sobie którym z kolei wujaszkiem dla ciebie będą. Nie zginiesz. Jakoś cię wszyscy wychowamy.

- Przyniosłem ci coś dobrego - lider wychylił rozpromienioną buzię zza drzwi - masz też pozdrowienia od Bee. Powiedział, że z niecierpliwością czeka na wiadomość, czy będzie miał siostrę czy brata. Z naciskiem, że woli brata.

Roześmiałam się.

- Będzie co będzie - powiedziałam rozbawiona - co masz dobrego?

Optimus pocałował mnie w czoło i wręczył mi kubełek z ryżem i kawałkami kurczaka w panierce. Całość polana sosem, którego nazwa to niejakie sweet chilli. Moje podniebienie padnie z rozkoszy.

- Chyba musisz mnie kochać - powiedziałam pokazując jak bardzo cieszę się z podarku.

- Oczywiście, że tak - powiedział obcałowując moją twarz - jesteś moją królową.

- Dobra, dość czułości - mruknęłam - daj się najeść.

Spotkałam się z ciepłym śmiechem lidera.

- W porządku - powiedział wykonując gest poddania się - nie przeszkadzam.

Trwaliśmy przez chwilę w ciszy. Niedługo potem Prime zaczął opowiadać co dziś słychać w wojsku. Byłam dzisiaj w szkole do czternastej. Potem zostałam zmuszona przez moją przyjaciółkę i chłopaka do tego bym odpoczęła. Ona zajęła się tym, by wytłumaczyć mi geografię - przygotowania do matury pełną parą, a ja leżałam wygodnie i słuchałam o przemyśle naszego kraju. A teraz miałam przerwę na obiad i będę mogła poprzebywać z moimi przyjaciółmi w lepszych okolicznościach. Nie mogłam się tego doczekać. Nie żeby leżenie w łóżku było czymś złym. Jednak jest znacznie bardziej atrakcyjne, gdy nie zmuszają cię do spędzania tam jak największej ilości czasu. Biedni Ratchet i Knockout muszą tłumaczyć reszcie, że nie mogę przeleżeć całej ciąży, bo to nie zdrowe. A tamci jakby nie słyszeli...

- Było dziś parę zamieszek - powiedział mi - nie było ich wcześniej. A przynajmniej nie tak jawnie.

- Ale jakich zamieszek? - zapytałam zaskoczona przegryzając kurczaka - z jakiego powodu?

- Powód może być jeden. Patrick wraz z jego bandą w połączeniu z ich agresją wobec naszej rasy.

- I co, była jakaś bójka? - dopytywałam.

- Nawet kilka. Patrick ma coraz więcej zwolenników. Atakują już nie tylko nas, ale i żołnierzy, którzy z nami trzymają. Uważają ich za zdrajców narodu.

- Grubo - powiedziałam zaskoczona - i co? Rozwiązali to jakoś?

- Poszli na dywanik, przynajmniej tak mówili Roger i Jonsey. Ale jak mam być szczery, nie wiele to da. Będzie coraz gorzej.

- Też tak sądzę. A co z tatą? Coś jeszcze ci mówił?

- Niestety nie wiele - poskarżył się - unika mnie, niemal nie wychodzi z pokoju. Nie tak to sobie wyobrażałem.

- Ostatnio widziałam go z okna - powiedziałam - obserwował żołnierzy. Mam nadzieję, że coś się wyjaśni w najbliższym czasie. Z tego co wiem nie mamy wiele czasu, a zarazem nie czuję jakby niebezpieczeństwo miało niedługo nadejść.

- Najgorsze jest to, że jest niepokojąco cicho. Jedynie w wojsku wrze - zdradził.

- Może to dobry znak? - zapytałam częstując mojego ukochanego posiłkiem - może jeszcze nie musimy być pod presją?

- Obawiam się, niestety, że to cisza przed burzą.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Sytuacja w wojsku była napięta. Od jakiegoś czasu można było porównać ją do tykającej bomby. Żołnierze podzielili się na trzy grupy. Zwolenników Patricka - a więc przeciwników obecności robotów na Ziemi; tych, którzy popierają obecność mechanicznych żołnierzy; a także przyglądających się z boku, nie uznających się za przynależnych do żadnej z grupek. Wyznawcy woli Patricka niemal ciągle prowokowali bójki. Wrabiali autoboty w jakieś kłopoty, pokazywali swoją nienawiść nieustannie. Nie było dnia, w którym generał wojska nie interweniował kilkukrotnie, przerywając bójki. Po jakimś czasie widać było, że nie ma nad tym kontroli. Co szło w myśl rudowłosego żołnierza. Robot, który przyglądał się kolejnym sporom kręcił głową z niedowierzaniem.

- I po co my ich ratujemy? - zapytał w duchu - odwdzięczą się nam poderżnięciem kabli.

Oddalił się znacząco od jednostki w celu zbadaniu terenu - taką wersję podał swojemu liderowi - Optimusowi. Przejechał dość spory kawał drogi, by mieć całkowitą pewność, że nie narazi się na kontakt z żołnierzami, a tym bardziej z jego rasą. Udało mu się, nikt za nim nie jechał, nikogo nie spotkał. Przechadzał się po mieście podziwiając okolice, obserwując próbę naprawienia szkód po ostatniej bitwie, badał zachowanie ludzi. Nic nie zrobiło na nim nadzwyczajnego wrażenia. Snuł się po uliczkach patrząc jak dzieci biegają z okrągłym, biało-czarnym przyrządem, kopiąc go co chwilę. Był to zapewne odpowiednik cybertrońskiej piłki. Zabawne, że w tym świecie też są takie rzeczy - pomyślał - to miejsce mogłoby przypominać zniszczoną połowę Cybertronu...

W końcu jego tułaczka dobiegła końca. Rozejrzał się czy znajduje się w odpowiednio bezpiecznym miejscu i zniknął zza rogiem. Wyjął z kieszeni urządzenie na kształt krótkofalówki i spróbował połączyć się z pożądanym celem.

- Tylko szybko! - głos w słuchawce rozbrzmiał stanowczo - nie jest to miejsce ani czas na rozmowy.

- Szefie, dotarłem do bazy Autobotów - odpowiedział robot - lepiej znajdź trochę tego czasu, bo informacje, jakie dla ciebie mam są wyjątkowo interesujące...

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


- Generale? - zapytała niepewnie czarnowłosa, szczupła dziewczyna, uchylając drzwi do jego gabinetu - podobno chciał mnie Pan widzieć.

- Wejdź, Selen - polecił mężczyzna ubrany w dostojny mundur z wieloma odznakami - tak, mamy do porozmawiania.

Dziewczyna przytaknęła poczym zajęła, wskazane przez generała, miejsce przy biurku. Wsadziła dłonie między kolana i niczym mała dziewczynka czekała na słowa swojego przełożonego.

- Doszły mnie już słuchy, że spodziewasz się dziecka - powiedział mniej surowo niż zwykle. Był dziś zapracowany. Wykańczała go agresja zwolenników Patricka, nawał papierkowej roboty, a także przygotowania do nadchodzącej wojny, o której nawet nie można było zbyt wiele się dowiedzieć. To przekraczało jego wytrzymałość. Jednak starał się być łagodny. Miał słabość do dziewczyny, którą gościł w swoim gabinecie. Selen była bardzo odważną, upartą dziewczyną. Stawiała na swoim nawet kiedy coś było spisane na straty. Była też niezwykle silna psychicznie. Mało kto potrafi przejść tyle co ona - sam doskonale wiedział jak to jest. Dziewczyna ta przypominała mu jego córkę. Mimo iż młodsza od Selen, miała równie silny charakter. Tęsknił za nią. Nie potrafił pogodzić się z tym, że odeszła. Dlatego też nie mógł wybaczyć sobie dlaczego nie starał się odzyskać uwięzionej przez decepticony czarnowłosej, wtedy, nim doszło do ostatniej bitwy. Obwiniał się za decyzje, które podejmował w dziwnym szale, którego nie umiał w żaden sposób wyjaśnić. Uczucie jakie go wtedy ogarniało było mu obce, jednakże później znów się z nim spotykał. Nie rozumiał go. Zwykle pojawiało się, gdy miało to związek z decyzjami odnośnie autobotów. Dlaczego? Cóż, sam chciałby wiedzieć. Teraz na szczęście nie czuł żadnej złej emocji, prócz zmęczenia, które wyraźnie dawało mu się we znaki.

- Tak... - odparła lekko zgaszona. Dziewczyna mimo, że starała się napełnić pozytywnymi myślami, wciąż czuła niepokój i ogólny strach związany z sytuacją w jakiej się znajdowała. Kiedyś musiała się dowiedzieć. W ciąży jest już od dobrych trzech miesięcy, jak nie więcej. Próbowała myśleć kiedy to mogło się stać. Może jej pierwszy raz? Pamiętała, że zwymiotowała niedługo potem. Od tamtego czasu skończyły jej się także miesiączki. To mógł być dobry trop - i jedyny najbardziej pozytywny. Im dalszy termin poczęcia, tym większa była jej obawa, że to nie Prime mógłby być ojcem. - A tego nie zniosę. Nie zniosę faktu, że to mógłby być ktokolwiek inny - myślała. Prime widział, że dziewczyna boryka się z problemami. Widział niejednokrotnie jej płacz, wybudzanie się w nocy z koszmarami odnośnie jej ciąży. Robił co mógł, by jej pomóc, w miarę swoich możliwości. On także miał chwile słabości. Cieszył się z potomka, z świadomości, że będzie miał go ze swoją ukochaną. Jednak wiedział też, że nadchodzi wojna i co zwykle ze sobą niesie. Wyraźnie słyszał od ojca, że ma być ona jedną z najpotężniejszych bitew. To mogło oznaczać wygraną zarówno jak i przegraną. Wojna wiązała ze sobą śmierć. Mógłby to być koniec jego, Selen. A to było coś co przerażało go najmocniej. Śmierć Selen i jego dziecka - to byłby dla niego koszmar, przez który nie wyobraża sobie nawet przechodzić. Nie znowu.

- W związku z tym musimy ustalić twoją pracę - oznajmił - nie będziesz już brała udziału w niebezpiecznych misjach. Zajmiesz się przede wszystkim trenowaniem nowicjuszy. Twoja praca w wojsku nie może sprowadzać się do dużego wysiłku. Przede wszystkim, mówiąc młodzieżowym slangiem "lajcikowe" prace.

Dziewczyna chciała coś powiedzieć, jednak ten zagroził jej palcem.

- I nie próbuj nawet negocjować ze mną innego układu - powiedział ostrzej - nosisz odpowiedzialność nie tylko za swoje, ale i inne, nowe życie. Pamiętaj, że są tutaj ludzie, a także roboty, dla których jesteś cenna. Nawet mi się nie waż ryzykować. Zrozumiano?

- Zrozumiano, sir - odpowiedziała salutując. Generał przytaknął zadowolony rezultatem.

- Co z wojną? - zapytała - nie chce siedzieć bezczynnie i patrzeć. Nie prosiłam się o to, by dostać moc jaką posiadał mój ojciec. Jednak nadszedł czas, gdy potrafię ją lepiej kontrolować. Grzechem byłoby abym siedziała z założonymi rękoma podczas inwazji.

- Howard, ty mnie lepiej nie denerwuj, dobrze? - powiedział - wojny jeszcze nie ma. Ale nawet jeśli byłbym tak niepoważny, by pozwolić ci walczyć, to nie myśl, że inni się zgodzą. Żmudna praca.

- Na razie tylko pytam - powiedziała spokojnie - to już wszystko?

- Wszystko - odpowiedział - możesz wracać do zajęć. I uważaj. To rozkaz.

- Przyjęłam - odparła podnosząc się powoli z miękkiego fotela. Wolnym, jednak rytmicznym, wojskowym krokiem opuściła salę.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Sideways)

- Trenuj mnie - dziewczyna stanowczo zacisnęła swoją dłoń na mojej. Spojrzałem na nią zaskoczony. Siedziałem właśnie na ławce z kilkoma żołnierzami oraz Knockoutem. Miałem przerwę w treningu swojego ciała. W planie miałem jeszcze poćwiczenie magicznych działań, które są jak znalazł na pole bitwy. Cóż, będą musiały poczekać.

- Nie powinnaś, moja luba, odpoczywać? - zapytałem ironicznie - mam się poskarżyć rycerzykowi?

- Tylko spróbuj, a posłużysz mi jako żywy cel - odpysknęła, a ja uśmiechnąłem się szeroko. To właśnie była moja Selen.

Podniosłem się z ławki i udałem w stronę lasu nie czekając aż moja przyjaciółka nadąży za mną. Wiedziałem przecież, że idzie. Pokręciłem głową. Nie docierało do mnie, że czarnowłosa spodziewała się potomka. Wiadomość ta uderzyła mnie jak mało co. Czy się smuciłem? Na pewno widząc też jej smutek. A tak poza tym? Starałem schować głęboko moje uczucia do niej i po prostu zrozumieć, że jest zakochana w kimś innym i to właśnie z innym zakłada rodzinę. Czasem bolało, czasem po prostu akceptowałem taką kolej rzeczy. Najważniejsze było dla mnie to, by była bezpieczna i szczęśliwa. Jeśli to się zgadzało, to nic więcej nie miało znaczenia.

Ustawiliśmy się w odpowiedniej odległości. Kamienie i głazy stały tam, gdzie zostawiliśmy je ostatnim razem, będąc na treningu. Selen zaczęła od najlżejszych celów. Skupiała się i przenosiła je na różne strony - w zależności gdzie wskazałem palcem. Gdy kamienie były w górze - obracała nimi, kreśliła w powietrzu przeróżne kształty. Ładnie. Robiła postępy. Bardzo mnie to cieszyło.

- Spróbuj z większym - poleciłem. Dziewczyna bardzo szybko podniosła jeden z masywniejszych głazów. Skała zawisła w powietrzu, zrobiła nawet jeden obrót. Po chwili opadła na wskazane przeze mnie miejsce. Zaklaskałem z podziwem - brawo, na prawdę jestem pod wrażeniem.

- To rzeczy, które powinnam mieć już dawno opanowane - Selen nie cieszyła się z postępów. Uważała je za mało wystarczające przy świadomości, że zbliża się wojna. Oczywiście miała racje, jednak nie miałem zamiaru podcinać jej skrzydeł. Nie jestem wojskowym, który wprost wyraziłby negatywną ocenę. Wbrew wszystkiemu nie lubiłem krzywdzić innych. A wręcz nienawidziłem krzywdzić najbliższych. A Selen była mi najbliższa.

- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że jestem z ciebie dumny - powiedziałem uparcie. Po chwili zamyśliłem się - dobra, to teraz zróbmy coś, czego jeszcze wcześniej nie próbowaliśmy.

- A mianowicie? - zapytała z ciekawością wymalowaną na jej delikatnej, pięknej buźce.

- Użyj mocy, by mnie podnieść i obrócić wokół własnej osi.

- Czyli nazywając to inaczej... chcesz abym cię zabiła? - powiedziała uznając to za żart.

- Zrób to - poleciłem - przestań się mazać jak jakaś baba.

- Wiesz - zaśmiała się rozbawiona - może potrzebujesz oświecenia, średniowieczny paniczyku... jestem babą.

- Za tego paniczyka nie będę z tobą rozmawiał - powiedziałem naburmuszony - a teraz proszę wykonać moje polecenie.

Dziewczyna jeszcze przez chwilę śmiała się rozbawiona moją postawą - zaprawdę, nie wiem co w tym było śmiesznego. Pokręciłem głową. Gdy już odzyskała powagę, a na jej twarzy zamiast olśniewającego uśmiechu pojawiło się wyraźne skupienie, zacząłem odczuwać, jakby moje stopy odrywały się od miękkiego, pokrytego liśćmi, podłoża.

- Jesteś gotowy na to, by spróbować uratować swoje życie w ramach upadku?

- Może zacznij od tego by podnieść mnie na dwadzieścia centymetrów? - powiedziałem zaniepokojony. Dziewczyna zaśmiała się ponownie.

- Nie wiem co myślisz, ale dwadzieścia centymetrów to wcale nie tak dużo - puściła oko i stłumiła sprośny uśmiech.

- Wiesz z doświadczenia? - zapytałem zgryźliwie jednak poczułem jak oblewam się rumieńcem.

- Och, to było poniżej pasa - powiedziała.

- Dosłownie - powiedziałem, a po chwili oboje parsknęliśmy śmiechem.

- Dobra! - machnęła ręką jakby chciała zatrzymać nią rozmowę, a po chwili wytarła łzę - spróbuję cię po prostu unieść.

Tym razem zrobiła tak jak rzekła. Chwilę później unosiłem się w powietrzu na około pół metra. Musiałem spróbować złapać równowagę, ponieważ dziewczyna miała problem z utrzymaniem mnie w pozycji pionowej. Mówiąc szczerze - czułem się niesamowicie. Jakbym latał, co prawda bardzo nisko... ale jednak, gdy stoi się praktycznie na powietrzu wprawia to w zachwyt.

- I jak? - zapytała. Wyrwała się z głębokiego skupienia, co spowodowało moje lekkie zachwianie.

- Jeszcze żyję - odparłem - a tak serio, to czuję się świetnie. Obróć mnie, a potem podnieś wyżej. Tak na dwa metry.

Przytaknęła. Wysunęła rękę do przodu, w bardzo ostrożny i powolny sposób. Po chwili poruszyła nadgarstkiem tak, że jej dłoń zatoczyła koło, a wraz z nią ja.

- Udało się! - krzyknęła. Znów mną lekko zakołysało. Spróbowałem utrzymać równowagę. Udało mi się. Wtedy dziewczyna uniosła mnie wyżej. Zaniemówiłem pod wpływem doznań.

Spojrzałem na dziewczynę z góry. Uśmiechnęła się do mnie. Poczułem, że kontroluje moje ręce. Zerknąłem na nią pytająco. Po chwili całe moje ciało było spięte, jakbym był w łańcuchu. Dziewczyna wyglądała na bardzo skupioną. Czułem niepokój, jednak nie chciałem jej przerywać. Po chwili moja przyjaciółka ukierunkowała moje ciało przodem do dołu. Oddała mi pełną kontrolę i podniosła wyżej. Po chwili unosiłem się, podobnie jak wcześniej, mniej więcej na wysokości dwóch metrów. W ten sposób poruszyła mnie do przodu. Z początku wolno, ostrożnie. Delikatnie zakręcała koła, dzięki czemu mogłem czuć, że rzeczywiście lecę. Po chwili kierowała mną w dół i górę, dużo szybciej niż dotychczas. Zamknąłem oczy odczuwając przyjemne dreszcze. Rozłożyłem ramiona lekko po skosie i pozwoliłem jej na dalsze ruchy. Obróciła mną kilka razy w locie. Po kilku minutach wylądowałem na ziemi. Poczułam lekki zawrót głowy. Moje nogi zapomniały jak się chodzi i w pierwszej chwili myślałem, że wywrócę się na ziemie, ale utrzymałem równowagę i skierowałem twarz w kierunku Selen.

- Jestem pod wrażeniem - powiedziałem - to było coś niesamowitego.

Dziewczyna ukłoniła się lekko uginając kolana, a po chwili obdarzyła mnie słodkim uśmiechem.

- Na początku było trudno - przyznała - miałam wrażenie jakbyś ważył tonę, bez urazy. Potem było coraz łatwiej. Oczywiście bez skupienia się nie obyło. Musiałam ciągle o tobie myśleć. Skupić się na twoim ciele.

- No to chyba marzenie każdego mężczyzny - powiedziałem rozbawiony. Po chwili patrząc na nią intensywnie zapytałem - a o jakiej części mojego ciała myślałaś najintensywniej?

Dziewczyna patrzyła na mnie oniemiała. Niemal od razu oblała się wyrazistym rumieńcem. Hipnotyzowałem ją wzrokiem jeszcze przez chwile, a po chwili dziewczyna dała mi kuksańca i roześmiała się zawstydzona.

- Głupek - poskarżyła się robiąc naburmuszoną minę - wracajmy już.

- Zgoda - spoważniałem - wystarczy treningu na dziś. Był zdecydowanie pełen wrażeń.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

3.5 tyś słów! Udało się :D

Rozdział dodałam o dzień wcześniej, ponieważ jutro czeka mnie wizyta w szpitalu i miałabym utrudnione zadanie.

Mam jednak obwieszczenie!

Niestety choroba, uczelnia i praca działają w konspiracji by mnie dopaść i nie mam czasu uzupełniać rozdziałów, dlatego muszę zrezygnować z dodawania ich w miarę regularnie. Niestety nie będzie to już co tydzień w piątek. Kiedy uda mi się zdobyć czas na napisanie czegoś, dodam rozdział. Przykro mi, że muszę sobie radzić w ten sposób, ale przeceniłam swoje możliwości i dodawanie rozdziałów co tydzień było w pewnym sensie strzałem w kolano. Mam nadzieję, że mimo nieregularności dodawania, nadal będziecie ze mną :D - W PLANACH MAM NAWET KOLEJNY WYWIAD! ale to jeszcze nie teraz, czekam aż rozwinę pewne wątki :*

Dziękuję za Wasze komentarze i za to, że mnie wspieracie! <3

Do zobaczenia następnym razem <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro