Rozdział 44: Ojcowska gadka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziewczyna sprężystym krokiem udawała się do gabinetu swojego generała, jednocześnie obserwując okolicę. Obraz nie był jej obcy: trenujący żołnierze, alt mody jej przyjaciół pozostawione na strzeżonym parkingu jednostki wojskowej, a także surowy, jesienny krajobraz, który przypominał jej o tym, że niedługo trzeba będzie przywitać się zarówno z wełnianą czapką i szalem, jak i herbatą z imbirem i cytryną, którą dziewczyna tak bardzo lubiła popijać w zimę. Zwłaszcza jeśli bazą tego wywaru była herbata truskawka i mango albo czarna porzeczka. Coś wspaniałego - pomyślała, marząc o kubku takiego napoju. Na samą myśl o rozgrzaniu się zrobiło jej się lepiej. Zbliżał się okres szarówki, przejmującego zimna, ulewy i depresji jesiennej, która nie ominęła dziewczyny tym razem. Przygnębiało ją praktycznie wszystko. Przyszłość, to czy da z siebie wystarczająco dużo na maturze, czy poradzi sobie z ciążą, z pracą w wojsku i wojną która wisi w powietrzu, a jednak nie nadchodzi. Sytuacja w wojsku zdaje się być coraz bardziej napięta, a w dodatku ostatnia sytuacja dała jej do zrozumienia, że żaden z jej przyjaciół nie jest tu bezpieczny.

Patrick stanowi poważne zagrożenie dla nich wszystkich i trzeba go w końcu powstrzymać. W dodatku ostatnio ciągle czuje się obarczona poczuciem winy ponieważ nie poinformowała nikogo o tym, że widziała Megatrona wchodzącego do budynku, który zapewne robił za bazę decepticonów.

Czy starzy wrogowie powrócą?

Rzekomo przeciwnik, z którym mieli się teraz zmierzyć miał być kimś zupełnie nowym, silniejszym i dużo bardziej niebezpiecznym. Więc kim? Nie mieli żadnych poszlak. Niczego. Zatem do czego zmierzali? cóż, dobre pytanie. Zdaje się, że żadne z nich nie miało bladego pojęcia.

Czarnowłosa dziewczyna przemierzała korytarze w budynku, w którym zwykł przebywać generał Philips, mijając znajomych i mniej znajomych żołnierzy. Od czasu do czasu salutowała poszczególnym jednostkom, choć nie często, gdyż pogrążona w swoich myślach, zapominała o właściwych reakcjach w rzeczywistym otoczeniu. Taki już był jej urok, a może wada? Zależy jak się na to patrzyło.

Drzwi zaskrzypiały pod wpływem nacisku na klamkę, ukazując Selen pusty gabinet. Zaskoczona zrobiła kilka kroków do przodu, by upewnić się, że nikogo nie ma. Generał wzywał ją do siebie, po czym sobie poszedł? Bez sensu...

No nic.

Może najzwyczajniej w świecie wyszedł w nagłej sprawie - pomyślała. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko poczekać na jego powrót. Pokręciła się zatem po jego gabinecie podziwiając ozdobne figurki za kredensem, czytając z zaciekawieniem certyfikaty i medale wiszące na ścianie, dumnie reprezentujące jego stanowisko, a także ukazujące go w świetle autorytetu. Trzeba przyznać, że gość jest na swoim miejscu - szepnęła czując respekt.

Philips był osobą ciężką do odgadnięcia. Wiadome, nie mógł bezpośrednio ukazywać sympatii wobec swych żołnierzy, ze względu na stanowisko, jednak dziewczyna czuła, że nie jest przeciwko niej, mimo kilku nieprzyjemnych sytuacji. Martwiło ją raczej to, jak zachowywał się w stosunku do Optimusa. Nie ufał mu i nie chciał zaufać. Zależało mu na rozejmie między żołnierzami a autobotami, jednak czasem jego zachowania były dziwnie gwałtowne i niezrozumiałe, jakby opatrzne do tego co wcześniej apelował. Jakby siedziały w nim dwie osoby, z których jedna była całkowicie odmiennego zdania. A może był manipulowany? Cóż, po tym co przeszła czarnowłosa, nic już nie wzbudzi jej zdziwienia.

Przemyślenia dziewczyny zostały przerwane przez nagłe zainteresowanie zdjęciem na biurku. Selen podeszła do niego i chwyciła je, by przyjrzeć się fotografii. Przez myśl przemknęło jej, że wychodzi na wścibską, jednak ciekawość wzięła górę. Zdjęcie przedstawiało rodzinę. Młodą kobietę i mężczyznę w zbliżonym do niej wieku, którego bez trudu rozpoznała jako generała. Po środku pary znajdowała się mała dziewczynka. Brązowe loki opadały jej na ramiona. Była bardzo ładna, podobna do mężczyzny obok niej. Selen mimowolnie podniosła kąciki ust. Rzadko kiedy miała okazję widzieć szczęśliwego Philipsa. Zwykle był zapracowany, zmęczony, wściekły lub nieobecny, czasem coś w rodzaju uśmiechu gościło na jego twarzy, ale zwykle była to tylko chwila, dlatego też fotografia wywołała w dziewczynie pozytywne uczucia.

- Ładna, prawda? - usłyszała głos za sobą. Odwróciła się gwałtownie, lekko wystraszona nagłą obecnością generała. Odłożyła pospiesznie zdjęcie czując dyskomfort i rumieniec wstydu rosnący na policzku.

- Śliczna - odparła, a po chwili podrapała się po głowie - wybacz, Generale. Nie chciałam być ciekawska.

- Zawsze jesteś ciekawska - skwitował, jednak nie wyglądał na rozgniewanego lub urażonego - trzymam to zdjęcie od dawna. Mam do niego sentyment.

- To pańska żona i córka, prawda?

- Tak, Sari miała wtedy około pięć lat. To zdjęcie zrobiliśmy w jej urodziny.

- A więc musi być już nieco starsza - uśmiechnęła się - chodzi już do szkoły?

- Miałaby teraz osiem lat... - Philips posmutniał, a dziewczyna zamarła usłyszawszy te słowa.

- Miałaby? - wyszeptała czując przytłaczający ją żal.

- Zmarła w wypadku samochodowym. Jakiś kretyn wjechał w samochód, w którym była wraz z moją żoną. Skończyło się to tragicznie.

Dziewczyna zakryła twarz dłońmi, a łzy mimowolnie napłynęły jej do oczu. - To jest straszne... tak..tak cholernie nie sprawiedliwe - myślała - dlaczego takie tragedie przytrafiają się akurat dobrym ludziom? Czemu to ci dobrzy muszą stale cierpieć?

- Czasu nie cofniemy, Selen - oznajmił, widząc przejęcie dziewczyny - ale możemy wciąż mieć swych bliskich w pamięci, patrzeć na ich zdjęcia i wspominać. Dlatego trzymam tutaj to zdjęcie. Przypomina mi o mojej zmarłej córce, a także o żonie dla której muszę być twardy i dawać radę. Już dobrze?

Dziewczyna przetarła załzawione oczy, przytakując.

- Wzywał mnie pan - oznajmiła słabym głosem, próbując przywołać się do porządku.

- Wzywałem - zgodził się - chciałbym wiedzieć co znowu zaszło z Patrickiem.

Dziewczyna westchnęła ciężko, a potem wylała z siebie wszystko co miała do powiedzenia na ten temat. To co opowiedział jej Ways, to co widziała na własne oczy, jej obawy i lęk odnośnie zawziętości rudowłosego. Nie czuła się tutaj bezpiecznie. Nie chciała, by komukolwiek z jej przyjaciół stała się krzywda.

- Patrick zabiłby Waysa - oznajmiła zaciskając dłonie - widziałam jak na niego patrzył. Był w amoku. Jedna chwila i mój przyjaciel straciłby życie. Żadne prośby, groźby nie działają. Martwię się, bo nie zawsze będę w stanie uchronić moich przyjaciół przed niebezpieczeństwem z jego strony. Ma wielu zwolenników, co tym bardziej nie dodaje mi otuchy. Widział Pan, Generale jak jego żołnierze pobili ostatnim razem Optimusa? Jego twarz nie przypominała wtedy twarzy, a teraz w grę wchodziła broń! Interweniowałam, bo gdyby nie to... nie chcę nawet o tym myśleć.

- Patrick wyraźnie pokazuje swoje niezadowolenie z waszej obecności - przyznał.

- Trochę to lekko powiedziane - przerwała mu Selen, jednak za chwilę pozwoliła mu kontynuować.

- Nie mogę tolerować przemocy wobec innych żołnierzy. Wysłucham obu stron, ponieważ muszę być obiektywny, Howard, jednak wiem, że sprawa jest poważna i mogę ci zagwarantować, że wyciągnę konsekwencję z jego poczynań. Lepiej będzie jednak jeśli twoi kosmiczni przyjaciele, a w szczególności decepticony będą się trzymać z daleka od kłopotów. Oboje wiemy jak to się kończy.

Dziewczyna przytaknęła.

- Wiem, muszę ich pilnować. Zwłaszcza co niektórych.

- A jak dziecko? Wszystko z nim dobrze?

- Tak - uśmiechnęła się dotykając zaokrąglonego brzucha - nie sprawia kłopotów. Jeszcze.

Generał uśmiechnął się, na dłużej, niż Selen mogła się spodziewać. Czarnowłosa miała charakterek i nie raz bardzo grała mu na nerwach, ale była bardzo uparta. Czasami przypominała mu jego córkę, dlatego nie raz przymykał oko na jej postawę i tylko delikatnie dawał znak o swoim niezadowoleniu. Cieszył się, że dziewczyna jest bezpieczna i wydaje się być szczęśliwa.

- No już, zmykaj, Howard. Masz zapewne sporo obowiązków do zrobienia. Mam nadzieję, że sumiennie się do nich przykładasz.

- Oczywiście, Generale! - czarnowłosa zasalutowała z uśmiechem rozbawienia. Nie zrobiła jeszcze nic z tego co miała zrobić. No nic, dzisiaj już chyba jej się nie uda. Była zbyt przybita wszystkim co miało dziś miejsce. Zdecydowanie wolała odpocząć.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

W czasie, gdy Selen odbywała rozmowę z generałem, Sideways wciąż krzątał się po pokoju. Wiedział, że jego przyjaciółka została wezwana przez ostatnie zajście, jakiego był uczestnikiem. Generał należał do osób mało przychylnych wobec obcych z kosmosu. Akceptował ich, jednak nie był wcale zadowolony z całego obrotu spraw. Jego wojsko przestało funkcjonować jak trzeba, ponieważ przybysze z Cybertronu oraz część wojskowych są na ścieżce wojennej. Tak przecież nie mogło być. Ciągłe zamieszki powodowały jego złość i frustrację. Ways doskonale o tym wiedział. Jaki zatem będzie następny ruch Philipsa? co zrobi aby powstrzymać ciągłą agresję drużyny Patricka? zrobi cokolwiek? Przemyślenia młodego decepticona przerwało stukanie o framugę drzwi. Odwrócił się gwałtownie zainteresowany dźwiękiem. Takiego gościa się jednak nie spodziewał.

- Ironhide? ty tutaj? - zapytał zaskoczony.

- Przyszedłem odwiedzić mojego ucznia i zobaczyć, czy jest w formie.

- Jak widzisz jest ok - podrapał się po głowie. Czuł się trochę speszony jego obecnością.

- Byłeś dzielny, gratulacje.

- Powiedzieli ci?

- Nie musieli. Byłem tam.

Sideways spojrzał zaskoczony na umięśnionego autobota. Nie widział go wśród zebranych, chociaż jakby się nad tym bardziej zastanowić, to w ferworze bójki nie dostrzegał niczego, prócz zamazanych postaci. Mógł go zwyczajnie przeoczyć.

- Nie widziałem cię - odparł tylko spuszczając wzrok. Nie przywykł do normalnej rozmowy z mięśniakiem. Zwykle były to ostre wymiany zdań w trakcie treningu... teraz stali jak gdyby nigdy nic, a Ironhide oznajmił mu, że jest z niego dumny.

- Za to ja ciebie bardzo dobrze - zaśmiał się jego rozmówca, a po chwili zmniejszył dystans między nim a decepticonem, by poklepać go po ramieniu - wracałem wraz z Jazzem i kilkoma żołnierzami z górnej sali treningowej. Rozmawialiśmy sobie, ale przerwały nam odgłosy bójki. Wtedy zobaczyłem, że w środku całego zamieszania jesteś ty.

- Nie zacząłem tego - wytłumaczył się - oni mnie zaczepili, więc się broniłem. Z resztą nieskutecznie.

- Nie traktuj się tak surowo - poradził mu Hide - Widziałem całe zajście i tyle mi wystarczyło, aby stwierdzić, że zrobiłeś ogromny postęp w walce wręcz. Jestem dumny Ways. Naprawdę dumny.

- Przegrałem.

- Patrick to kanalia. Obaj to wiemy, ba! Każdy to wie. Kiedy tylko go zobaczę, skopie mu ryj, za to co planował ci zrobić. Dołożę też kopa w jaja za samą jego egzystencję.

Kąciki ust decepticona uniosły się w lekkim uśmiechu, bowiem słowa te nie tylko go rozbawiły, ale także wywołały przyjemne odczucie posiadania wsparcia. Nie tylko Selen się nim przejmowała. Miał też oparcie w innych autobotach. To coś, czego wśród decepticonów nie mógł się spodziewać.

Jedynym przyjacielem, który był praktycznie zawsze w pobliżu, był Grindor. Nie wliczając Soundwavea, z którym również był bardzo blisko, lecz widywał się zdecydowanie zbyt rzadko, by móc zawsze na nim polegać. Relacja z Grindorem polegała między innymi na wspólnym dorastaniu. Od najmłodszych milionów spędzał z nim czas, bawili się, ganiali po centrum Xantium. Wspólna nauka, później wspólne treningi. Nawet do decepticonów dołączyli w tym samym czasie. Grindor był jedynym conem, który nie wyśmiewał się z jego inności. Nie drwił z jego akcentu, manier i nastawienia do wykonywania misji. Rozumiał, tolerował, doceniał. Dlatego też Sideways tak bardzo go lubił. W czasie jego pobytu wśród decepticonów stale narażany był na nieprzyjemne komentarze i mocniejsze obelgi, dlatego dobrze było mieć kogoś po jego stronie.

Tym bardziej słowa Ironhidea tak bardzo go uradowały. Autoboty i wielu żołnierzy zwyczajnie go zaakceptowali, mimo iż rasa decepticonów wyrządziła tak wiele szkód na Ziemi, a on, chcąc, nie chcąc, uczestniczył w tym procesie jako jeden z nich. Nie tęsknił za dawnym życiem. Nie żałował ucieczki ani przyłączenia się do przeciwnej drużyny. Tak długo jak miał przy sobie Selen, czuł, że jest w odpowiednim miejscu. A rodzinna atmosfera wśród autobotów sprawiła, że poczuł się jak w domu. Jedyne czego żałował, to brak kontaktu z Grindorem. Od długiego czasu nie mieli możliwości spotkania się i porozmawiania. Brązowowłosy nie miał pojęcia co con myśli o jego odejściu i czy nie zniechęcił się do niego. Martwiło go to, gdyż nie chciał tracić najlepszego druha. Być może jeszcze będzie im dane porozmawiać...

Młody chłopak ocknął się z przemyśleń i skupił na dalszych słowach mięśniaka.

- Poza tym, Ways. Było ich zdecydowanie za dużo na jednego, dość styranego cona. Nie oszukujmy się, nie byłeś w swojej szczytowej formie. Na okrągło ćwiczysz. Ledwo zejdziesz z kozetki Ratcheta, zaraz znów się na niej pojawiasz. Nie myśl, że Prime mi nie powiedział, co się z tobą dzieje. Wiem, że masz ogromną motywację, ale kolego, umówmy się. Treningi ograniczaj, bo nie zdążysz dopaść swojego wroga, a sam wyzioniesz ducha. Rozwaga, opanowanie - tym się kieruj. Starscream jest jeden. Nie będzie miał takiego wsparcia jak Patrick. Pamiętaj o tym.

- Wiem. Nie marzę już o niczym innym, tylko o zgaszeniu jego iskry.

- Uda ci się. Wierzę w ciebie. Zawsze wierzyłem.

- Czyżby? - podrapał się po głowie zakłopotany - trochę inaczej pamiętam początkowe treningi. Jeszcze nikt nie zmieszał mnie z błotem, tak jak ty, a przypomnę ci, byłem wśród conów dość długo.

- Jednak zmotywowało cię to, co? - mięśniak podniósł brew i uśmiechnął się zwycięsko - chyba nie myślisz, że to co mówiłem to odzwierciedlenie moich myśli, młody? Wiem jak mnie trenowano, wiem jak bolało, ale wiem też jakie efekty przyniosło.

Sideways stał nieruchomo jeszcze przez chwilę, nim przetrawił te słowa. Więc wcale nie uchodził w oczach Hidea za mięczaka? Nie był totalną ofiarą i chłystkiem, który porywa się z motyką na księżyc? Znaczył znacznie więcej. Powodował dumę mięśniaka. Niesłychane.

- Co tak zaniemówiłeś? - zaśmiał się czarnowłosy - prawdę mówię. Chociaż przyznaję, twoje początki były komiczne. Aż żałowałem, że tego nie nagrałem.

Ways zaśmiał się szczerze na wspomnienie swoich porażek związanych z tłuczeniem worka i obrywaniem od niego prosto w twarz. Upadanie po piątej pompce i chrupanie kości przy skłonach, a na drugi dzień okropny ból mięśni, określany jako zakwasy. Wyglądał i czuł się jak chodzące nieszczęście.

- Tak, byłem fatalny - przyznał czując jak szczęka boli go od ciągłego szczerzenia się do mięśniaka.

- Gdyby Selen widziała te twoje ruchy, z pewnością byś jej wtedy nie zaimponował.

- Nie chciałem jej...

- Proszę cię, młody. Zostaw te gadki dla kogoś, kto w nie uwierzy. Przecież widziałem jak się peszysz, gdy patrzyła jak trenowaliśmy. Chyba każdy tutaj wie jak się w niej durzysz.

Decepticon przełknął nerwowo ślinę. Nie spodziewał się, że temat zejdzie na tak.. delikatną i drażliwą dla niego sprawę.

- Już od dawna czuję do niej coś wyjątkowego. Kocham ją. Tylko jakie to ma znaczenie? Nie mam na co liczyć, bo już ma swojego rycerza.

- Może nie masz dane być jej facetem, bo to miejsce jest już zajęte. Ale ona zdecydowanie potrzebuje cię blisko. Akurat nie jestem specem od związków. Sam zawaliłem sprawę z Chromią, ale jeśli kochasz, po prostu nie odpuszczaj. Bądź. Jeśli ty i Selen jesteście sobie pisani, to kiedyś ze sobą skończycie.

- Nie chce jej zostawiać - przyznał - ale też nie chcę aby czuła się przeze mnie dziwnie. Choćby jak ostatnio w klubie...

- Właśnie tak widziałem, że te twoje rączki były zbyt rozbiegane. Język chyba też powędrował gdzie nie trzeba co?

- To po prostu chwilowe zapomnienie... ja... nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

- Słuchaj, atmosfera była jaka była, dziewczyna jest ładna, gabaryty też posiada, ty jesteś młody i pobudzony, co jest naturalne w twoim wieku.

- Hide, masz zamiar robić mi teraz TE ojcowskie rozmowy? Dodaj jeszcze " twoje ciało się zmienia", a ucieknę - zaśmiał się nerwowo czując rumieniec na samą myśl o tamtym podniecającym tańcu z czarnowłosą dziewczyną. Każdy ruch, w którym Selen ocierała się o jego ciało lub chociaż zbliżała się do niego powodował przyjemne impulsy i dreszcze. Fantastyczny zapach skóry dziewczyny z domieszką zmysłowych perfum powodował zawrót jego głowy. Gdyby Selen nie zaprzestała tańca, kto wie do czego by doszło?

Decepticon nie wyznał jej tego, ale zwyczajnie płonął z pożądania w trakcie tego magicznego aktu na parkiecie. Przez chwilę liczyli się tylko oni, a jemu jak najbardziej to odpowiadało. Jednak wiedział, że Selen mimo, że na chwile zapomniała o całym świecie na rzecz wspólnego zatracenia, nie pozwoliłaby na więcej. Kochała Optimusa i była mu wierna i choć zapewne była świadoma uczuć jakimi darzy ją decepticon, nie mogła dać mu nic więcej prócz przyjaźni. Nie była jednak na nie obojętna. Przy brązowowłosym czuła się specyficznie dobrze i ogromnie ceniła jego przyjaźń i poświęcenie. Ta specyficzna relacja, w której tkwili musiała mu wystarczyć. Wiedział o tym, jednak nie mógł zaprzeczyć, że nawet ta mu się podoba.

Ways zacisnął ręce w pięści, a po chwili je rozluźnił. Gdybyś była moja, doprowadziłbym cię do szaleństwa... - pomyślał przelotnie dusząc w sobie falę gorąca, która gotowa była go uderzyć. Nie mógł sobie na to pozwolić. Szczególnie przy rozmowie na TAKI temat z jednym z najbliższych przyjaciół partnera Selen.

- Mówię tylko, że wszystko rozumiem. Na takie rozmowy jesteś już chyba za duży - spojrzał na niego z ukosa, ale nie krył rozbawienia - po prostu nie myśl o tym jak o przegranej. Nie masz takiej relacji z Selen, jak ma Optimus, ale i on nie ma i nigdy nie będzie mieć tego, co was łączy.

Decepticon przytaknął rozmyślając nad słowami mięśniaka. Nigdy nie myślał o tym w ten sposób, jednak było w tym ziarno prawdy. Ich relacja rzeczywiście była bardzo i n n a. Widział swobodę dziewczyny, gdy przebywali ze sobą. Jego żarty nie raz doprowadzały ją do łez rozbawienia, albo do konkretnych rumieńców. Mogli rozmawiać ze sobą godzinami, wspólnie trenować nie czując się niezręcznie. Wspierali się wzajemnie i motywowali, niekiedy też pocieszali. To była wspaniała relacja, której nie chciał niszczyć.

Miał również przeczucie, że Selen też jest tak dobrze. Nikogo nie krzywdzili, a sami mogli cieszyć się sobą w zupełnie inny sposób. Po prostu pewne myśli i odczucia musiał zostawić dla siebie, by nie spłoszyć swojej przyjaciółki ani nie narobić jej konkretnego kłopotu. Liderek zdawał się akceptować jego bliską relację ze swoją ukochaną, jednak wystarczył jeden zły ruch i wszystko mogłoby to zmienić. We wszystkim są granice.

- Masz rację, Hide. Nigdy nie narzekałem na to jaka relacja łączy mnie z tą dzierlatką, po prostu żałowałem, że nie mogłoby być czegoś więcej. Jednak nigdy nie przestanę pokazywać jej, że mi na niej zależy.

- I prawidłowo! - szturchnął go przyjacielsko - Selen na pewno będzie z tego powodu szczęśliwa.

Ironhide jeszcze chwilę wyrażał swoją dumę i podziw względem umiejętności, którymi decepticon wykazał się w trakcie bójki z Patrickiem. Mimo to jednak w jego pamięci utkwił obraz Waysa leżącego na ziemi i Patricka z pistoletem wymierzonym prosto w głowę cona. Hide stał wtedy niczym skamieniały, wiedząc, że nie ma jak pomóc będąc oddalonym o kilkanaście metrów. Szczerze dziękował, że wszystko potoczyło się tak jak trzeba i czarnowłosa dziewczyna zdołała zareagować na czas.

Patrick już nie raz pokazywał swą niechęć, wręcz nienawiść do obu ich ras, jednak nigdy jeszcze nie było to tak niebezpieczne. To już nie były ani groźby, ani zwykłe potyczki. Ironhide dobrze wiedział, że gdyby ktoś go nie zatrzymał, oddałby strzał. Wtedy stałoby się coś okropnego. Czego czarnowłosy w życiu by sobie nie wybaczył. Nie ocaliłby kolejnej bliskiej mu osoby.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Hejka, przybywam z kolejnym rozdziałem, po miesiącu nieobecności.  Sesja zdana, nowy i ostatni semestr przede mną. Trzymajcie kciuki za tworzenie mojej pracy licencjackiej, bo idzie jak po grudzie! 😂😅

Ja również trzymam kciuki za Wasze sukcesy - matury, wene, obrony i prace klasowe. Trzymajcie się ciepło! 😍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro