Rozdział 48: Uciekanie od problemów to moje hobby

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Posmarowałam chleb majonezem i dodałam szczyptę soli. Tak przygotowane kromki chleba ułożyłam na talerzu. Obok nich położyłam także natkę pietruszki, ćwiartki cebuli i pomidora. Odgarnęłam włosy z czoła i podparłam się po bokach. No. Kuchareczka Selen przygotowała zajebistą kolację! Brawa dla mnie. Teraz potrzebuję chwili aby zabrać się z tym do salonu i pochwalić się talentem dekoracyjno-kulinarnym.

- Długo jeszcze? Głodny jestem - głos mojego brata rozszedł się po domu, a ja przewróciłam oczami. No jasne, przynieś, wynieś, pozamiataj. Ale czego się dziwić, po tak długiej nieobecności w domu? Musiałam nadrobić zaległości w obowiązkach domowych.

- A bozia rączek nie dała? - zawołałam w odpowiedzi, kręcąc głową. Po chwili chwyciłam tacę z kanapkami i szklankami pełnymi soku jabłkowego i ruszyłam w stronę salonu, gdzie czekała na mnie mama i brat. Wolnym, ostrożnym krokiem szłam przez odmalowany przedpokój, który podobał mi się o wiele bardziej niż stary. Szare ściany idealnie komponowały się z lawendowymi dodatkami i meblami w kolorze dębu sonoma. Po śladzie krwi na ścianie przy schodach nie było już śladu. Przez ułamek sekundy przed oczami miałam rannego Optimusa, który dzielnie chronił naszą lasagne przed głodnym Grindorem. Swoją drogą ja miałam wtedy starcie z człowiekiem-hakiem, który polował na All Spark - czyli prawdziwy cel ich napaści. Całe szczęście wszystko potoczyło się dobrze, a nawet lepiej niż dobrze. Był to bowiem dzień, w którym Optimus i ja poszliśmy do łóżka po raz pierwszy i tym samym zacieśniliśmy więzy naszej relacji... kurwa, jak mi go brakuje...

Położyłam kanapki na stole, ku uciesze wygłodniałej rodzinki. Od razu chwycili za chleb i zaczęli zajadać, a ja usadowiłam się na kanapie, w wygodnej i bezpiecznej dla dziecka pozycji. Jaden, który koczował na dywanie, podał mi kanapkę i kawałek cebuli. W telewizji leciał jeden z tych konkursów muzycznych, które lubiliśmy oglądać. Na podłodze leżały rozgrzebane puzzle z podobizną jednego z super bohaterów Marvela. W takie seksowne rajtuzy mógł się wbić tylko Kapitan Ameryka. Nie mówcie Optimusowi, że mam udawany romans z tym panem... chociaż, może nie pogniewałby się jakbym powiedziała mu, że uważam iż Steve Rogers jest niemal kopią mojego liderka? Halo, jestem w ciąży, hormony mi skaczą. Argument nie do przebicia.

- Jak się czujesz, skarbie? - padło kolejne już dziś pytanie od zatroskanej mamy. Uśmiechnęłam się do niej serdecznie, po przełknięciu kawałka kanapki.

- Poza tym, że od kilku dni ukrywam się przed światem, bo zwyczajnie nie mam odwagi pojawić się w wojsku po tym co się stało, to dobrze - odparłam wzdychając ciężko. Tak, to już piąty dzień odkąd nie opuszczam mojego domku, czyli bezpiecznego miejsca. Ze światem zewnętrznym komunikuje się jedynie przez telefon. Częste konwersacje z Optimusem i Arsen, raz na jakiś czas jakaś dziwna złota myśl od Waysa (daje słowo, że pomyliłam go z jakimś spamowskim smsem od czterocyfrowego numeru...), albo memy z kotkami od Ratcheta (Arsen i Roger nauczyli go korzystać z ziemskiego telefonu i rozpętali tym samym piekło. Dobrze, że nie ma facebooka) - tak właśnie to wyglądało. Arsen ograniczyła swoje wizyty w wojsku, jednak była moją, tak zwaną, wtyczką. Zdawała relacje z tego co zdołała zobaczyć i nie wyglądało to dobrze. Co ja wygaduje. Wyglądało to fatalnie.

- Byłaś na pogrzebie Generała Philipsa, tego nikt nie może ci zarzucić. A to, że chwilowo masz wolne od wojska wyjdzie ci na dobre. Dzwoniłam do szkoły, masz usprawiedliwiony ten tydzień. Dzięki Bogu zaraz będą ferie zimowe, więc dasz sobie jakoś radę.

- I próbna matura - pacnęłam się w głowę. Ach, trygonometria to moje życie, jednak ostatnio jesteśmy trochę w separacji. Żartuję. W sensie, z tym pierwszym, bo akurat serio mam od niej przerwę. I tak zawsze wolałam bardziej algebrę. Ale najlepiej to jednak nic.

- Będzie dobrze, zobaczysz. Tylko pamiętaj "Słowacki wielkim poetą był"* - zaśmiała się.

- Jasne, ale mam lepszy cytat: " Głupstwo, wszystko głupstwo!"** - pokręciłam głową, mama dała mi delikatnego kuksańca.

- Ale wiesz, że w końcu będziesz musiała tam wrócić? - Jaden ściągnął nas na ziemię. Świetnie. Prawda to ostatnie co miałam ochotę teraz słyszeć. Ale dzieciak miał rację. W końcu będę musiała przestać uciekać od problemów, co usilnie, lecz nieudolnie próbuję zrobić.

- Wiem - odparłam czując jak uśmiech schodzi mi z twarzy - ale teraz wolę jeść cebule jak typowa osoba mojej narodowości. Brakuje wódki, ale Optimus uraczył mnie dzieckiem, więc mam szlaban na alkohol.

- No jeszcze czego! Wódka jej w głowie, no! - mama zapowietrzyła się usłyszawszy moje wcześniejsze wyznanie, ale zbyłam ją tłumacząc, że ja i alkohol to przecież niemożliwe i tylko tak sobie żartuje. Ale bym sobie teraz walnęła jakiegoś whiskacza...

Nasze wspólne dokazywanie przerwał dzwonek do drzwi. Obejrzeliśmy się po sobie zdziwieni. Pora była dość późna, więc Jehowi odpadali...

- Spodziewasz się kogoś, Jaden? - mama zapytała podnosząc się z fotela. Ten jednak pokręcił głową na nie. Wzruszyłam ramionami również wyrażając swój brak wiedzy na ten temat. Nasza rodzicielka ruszyła w stronę drzwi, z których znów wydobył się dźwięk dzwonka. Zerknęła przez wizjer, zwany przez nas judaszem i po chwili słychać było odgłos otwieranego zamka i bardzo znajomy głos.

- Doby wieczór, zastałem Selen, prawda?

- Tak, wejdź proszę. Dawno się nie widzieliśmy - odpowiedziała uprzejmie - zostało trochę kanapek, więc jeśli jesteś głodny...

- Bardzo dziękuję za zaproszenie - odparł, a po chwili ukazał się w całej okazałości, gdy zdejmował buty w przedpokoju - ukochana?

- Prime - uśmiechnęłam się do niego łagodnie - co cię sprowadza?

- Wymknąłem się pod przykrywką patrolu - wyjaśnił - nie mogłem już wytrzymać bez twojego widoku.

- Bleh, tylko się tu nie miziajcie...

- Jaden! - mama zawołała zawstydzona jego uwagą. Cóż, ja się takiej spodziewałam. Optimus uśmiechnął się mimowolnie, po czym podszedł do mnie i skradł mi delikatnego całusa - Optimusie, napijesz się herbaty? Po co ja w ogóle pytam, to oczywiste, że zmarzłeś. Idźcie do pokoju, a ja przyniosę co trzeba.

- Dziękuję Pani bardzo.

Z pomocą mojego chłopaka, podniosłam się z kanapy i poczłapałam z kubkiem niedawno zaparzonej herbaty prosto do siebie. Lider udał się za mną, a gdy już znaleźliśmy się w pomieszczeniu, przymknął drzwi i usiadł na pościelonym łóżku. Rozejrzał się dookoła z lekkim, lecz przygaszonym uśmiechem.

- Wszystko jak dawniej - zauważył w pewnym zamyśleniu - ty, pokój, nasze spotkania tutaj, ciepło naszych ciał...

- Prime?

- Mam już dość sytuacji w wojsku, Selen. Przerosła mnie - wyjaśnił - tęsknie za dawnymi czasami. Za tym jak się tutaj prześlizgałem, zwykle przez okno. Za naszymi gorącymi nocami i cieszeniem się chwilą, która mogła się zaraz skończyć, ponieważ mój brat ciągle coś knuł. Tęsknię nawet za tymi cholernymi atakami decepticonów, które zawsze kończyły się dla nich fiaskiem. Paradoksalnie.

Usiadłam obok niego czując zmartwienie jego chwilowym pęknięciem. Optimus tak miał. Zwykle starał się chować wszystko w środku, by nie pokazywać nadmiaru emocji. Jednak Prime był emocjonalny i koniec końców wszystko i tak wychodziło. Prędzej czy później on po postu pękał. Czasem był wtedy sam, czasem przy mnie, a jeszcze kiedy indziej nerwy puszczały mu przy większej publice, co nie niosło ze sobą niczego dobrego. Jednak taki już właśnie był mój rudowłosy autobot. Nie winiłam go. Sama nie byłam lepsza w te klocki. On przynajmniej nie rzucał ludźmi po ścianach, gdy wyprowadzono go z równowagi. Co najwyżej dawał z piąchy.

Pogłaskałam go czule dłonią po plecach dodając ciepłych słów otuchy.

- W wojsku nic nie jest jak należy. Staramy się unikać kontaktu z Patrickiem i jego bandą, na tyle na ile jest to możliwe. Ways i Knockout starają się nie wychodzić ze swojej kwatery, bo może to być dla nich bardzo niebezpieczne. Panuje istny chaos.

- Rozmawiałeś z ojcem?

- Próbowałem, jednak twierdzi, że zawiódł się na mnie i od teraz będzie miał mnie na oku. Dlatego jestem rzekomo na patrolu.

- Chryste, co to za chora sytuacja - złapałam się za głowę z niedowierzaniem.

- A ty? Jak się czujesz? Minęło trochę odkąd się nie widzieliśmy...

- Przepraszam, że się odizolowałam, ale uznałam, że to najlepsze co mogę teraz zrobić. Nie chcę zostawiać was w takiej sytuacji, ale...

- Dobrze zrobiłaś. Nie możesz się narażać na ciągły stres. To bardzo negatywnie wpływa na ciążę i na zdrowie ogółem. Oszczędzaj się Selen.

- Tylko to nie pomaga mi w zmniejszeniu poczucia winy.

- Jeśli któreś z nas ma się obwiniać, to jestem to ja, Selen. Co z resztą robię nieustannie. Gdybym nie wskrzesił mojego ojca... generał by żył. W dodatku teraz, gdy wszystko się posypało... ja zwyczajnie nie potrafię tego pozbierać - prychnął zakrywając twarz rękoma. Przygryzłam wargę, czując jak wzbiera się we mnie żal. Nie chcę go takiego widzieć. Nie mogę pozwolić, by tak się obwiniał.

- Prime, mało jaki człowiek i mało jaki bot, jest w stanie unieść na swych barkach tyle, ile ty nosisz przez całe życie. Twoja przeszłość, ból jakiego doświadczyłeś, stoczone bitwy, drużyny poprowadzone ku zwycięstwie, odpowiedzialność za życie dwóch planet i ich mieszkańców... to ogromne wyzwanie. I ty je podjąłeś, w dodatku idzie ci doskonale. Popełniasz błędy, ale one cię kreują, Prime. Porażki są częścią nas, tak samo jak sukcesy. Kształtują naszą osobowość. Jesteś niesamowity, wiesz? Zrobiłeś dla nas tak wiele. Więcej niż ktokolwiek prosił. Nie obwiniaj się tak. To nic złego, że zaufałeś ojcu, który niegdyś był dla ciebie wzorem. Każdy z nas powie ci to samo. Nikt cię nie wini i choć ciężko jest odzyskać wiarę w siebie, wiem, że warto. Wiem, że TY musisz to zrobić. Nie zapominaj kim jesteś i jak daleko zaszedłeś. Nigdy. A jeśli zwątpisz... jestem tuż obok ciebie. Gotowa ci przypomnieć.

Po moich słowach nastąpiła chwila ciszy. Siedziałam tuż przy liderze, wtulając twarz w jego kark. Ten siedział bez ruchu patrząc na jakiś punkt na dywanie. Odetchnęłam ciężko.

- Kocham cię - odparł w końcu szeptem - dziękuję ci za to, że jesteś. Za to, że we mnie nie zwątpiłaś, choć ja sam to zrobiłem.

- Nigdy nie zwątpię - mruknęłam, całując go delikatnie w kark. Po chwili powtórzyłam tę czynność. I jeszcze raz. Lider chwycił moją dłoń i zacisnął w swojej, przystępując do pocałunków. Przerwało nam pukanie do drzwi.

- Niosę herbatę - głos mamy był następstwem naciśnięcia na klamkę i popchnięcia drzwi. Optimus wstał i odebrał swoją herbatę z naciskiem, że nie potrzebnie się fatygowała, bo przecież mógł sam po nią zejść. Moja mama nie mogła się powstrzymać od pochwalenia manier lidera na odchodnym. Trudno się dziwić, Prime to przecież istny anioł. Chyba, że zaczynał być zazdrosny... ale te czasy minęły. Ku mej radości, nie skacze już z pięściami do Waysa, którego swoją drogą również bardzo mi brakowało.

- Na czym skończyliśmy? - lider uśmiechnął się do mnie zadziornie.

- Na pocieszaniu cię cieleśnie - oznajmiłam, na co machnął ręką.

- Masz tyle samo korzyści co ja - zauważył dobierając się do mojej szyi.

- Nie protestuję - mruknęłam czując przyjemność z pocałunków, jakie dawał mi Optimus - bo i ja potrzebuję pocieszenia.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Leżeliśmy nadzy, opatuleni kołdrą. Było zimno, dlatego pierzyna i ciepło bijące od lidera zdecydowanie były dla mnie ratunkiem. Nienawidziłam chłodu. Zawsze marzłam jako pierwsza z domowników. Śmiali się ze mnie, że ledwo zawiał wiatr, a już wchodzę pod koc i robię sobie termofor na nogi. Nic nie poradzę. Wolałam ciepełko.

Ziewnęłam leniwie, po czym zamrugałam czując napływające łzy. Nierozerwalnie połączona czynność - ziewanie = łzy. Czemu? nie mam zielonego pojęcia, ale miałam tak od zawsze, toteż nie zawsze się nad tym zastanawiałam. Skupiłam wzrok na moim mężczyźnie, który delikatnie pieścił moje ramię swoimi opuszkami. Myślami był jednak daleko. Patrzył w sufit z lekko zmarszczonym czołem. Cały on. Ostatnimi czasy ciągle go takiego widziałam. Nie zazdrościłam mu odpowiedzialności i tego, że na jego barkach spoczywało rozwiązanie całego tego bagna. Jednak byłam w tym również i ja, nie mogłam przecież zostawić go samego.

- Arsen często zdawała mi relację z tego co się tam u was działo - przerwałam tę długą ciszę. Lider spojrzał mi w oczy - brakuję mi trochę tego miejsca. Choć nie ukrywam, że potrzebowałam chwili złapania oddechu i ucieczki od całego tego chaosu.

- Ona również nie czuła się tam dobrze. Mówi, że chodzi tam już tylko z trzech powodów. Aby zdawać ci relację, spędzić trochę czasu ze Skullem oraz aby Ratchetowi nie pękła iskra, bo jego bandaże nie są poukładane jak należy.

Zaśmiałam się z ostatniego powodu. Arsen była twarda, stanowcza i nie dała sobie w kaszę dmuchać, jednak jeśli chodziło o Ratcheta, zawsze miękła. Ten stary zgredzioch był tak naprawdę kochanym dziadkiem, któremu nie można było odmówić.

- To całkiem w jej stylu - przytaknęłam przeczesując dłonią jego gęste, lekko przetłuszczone, rude włosy. Lider przymknął oczy pod wpływem mojej interakcji. Po chwili znów je otworzył, by obdarzyć mnie spojrzeniem pełnym czułości.

- Odważysz się jeszcze tam wrócić? Ways o ciebie wypytuje.

- Codziennie wysyła mi jakieś złote myśli, chyba oszalał - zaśmiałam się szczerze, skąd on je w ogóle bierze? Dorwał się do książki Paulo Coelho?

- Kocha cię, to nic dziwnego, że się martwi - westchnął.

- Prime - posłałam mu znaczące spojrzenie - nie zaczynaj swojego.

- Ale czego? - udał jakby nie rozumiał o co chodzi - nie mówię tego złośliwie. Już dawno przestałem. Nie ukrywam, że nie jest mi lekko z faktem, że ty i Ways jesteście tak blisko, jednak miałem wystarczająco dużo czasu, by zrozumieć to i owo i zaakceptować pewne sprawy.

- Jakie?

- Że on nie przestanie cię kochać, że i ty w pewnym sensie go kochasz i to, że mimo wszystko wybrałaś mnie.

Milczałam chwilę.

- No chyba, że to milczenie ma oznaczać, że chciałaś ze mną zerwać.

- Tak - zaśmiałam się - planowałam od kilku dni, ale najpierw musiałam cię jeszcze zaciągnąć do łóżka, bo jednak seks jest świetny.

On również się zaśmiał, a po chwili skradł mi całusa.

- Selen, poważnie mówię, wiem co jest grane. Nie jestem ślepy i nigdy nie byłem. Zawsze traktowałem go jako zagrożenie, od momentu kiedy tylko się do ciebie przyczepił. Nie byliśmy wtedy nawet razem, a ja już odchodziłem od zmysłów, czując, że ma wielkie szanse mi ciebie zabrać. Nie myliłem się też, że zawrócił ci w głowie. Jednak chcę abyś wiedziała, że tu po prostu jestem. Nie ma takiej siły, którą mógłbym cię zatrzymać przy sobie, jeśli twoje serce mówi ci coś innego. Jeśli to Ways... jeśli on jest tym z kim chciałabyś być. Jeszcze parę miesięcy temu miałem zupełnie inne podejście, ale teraz... chyba po prostu dojrzałem.

- Prime, przede wszystkim jestem z ciebie dumna, bo naprawdę zmieniłeś swoje podejście do Waysa, a bardzo mi zależało aby mój facet i mój przyjaciel dobrze się dogadywali. Jestem świadoma tego co ten con do mnie czuje, bo nie raz mi to okazywał i czułam się przez to niezmiernie głupio, bo wiedziałam, że na nic więcej z mojej strony nie może liczyć. Jeśli już zdobywamy się na szczerość, Prime, przyznaję, że poczułam do Waysa coś więcej. Broniłam się ze wszystkich sił, jednak ten chłopak nie jest mi obojętny. Jednak nie, mimo poczucia, że jest mi bliski nigdy bym cię nie zostawiła. Pokochałam ciebie i to z tobą jestem. Trudno jest mi to wszystko jakoś poukładać, staram się o tym nie myśleć i traktować to jako po prostu mocną przyjaźń.

Prime przytaknął, a po chwili złapał moją dłoń w swoją własną.

- Cieszę się, że rozmawiamy ze sobą tak otwarcie - odparł - kocham cię i nigdy nie przestanę. Po prostu mów mi o wszystkim. Nie ważne czy zaboli czy nie. Wolę po prostu wiedzieć.

- Ja ciebie też kocham, Optimusie. Jeśli cokolwiek ulegnie zmianie, będziesz pierwszym, który się o tym dowie.

- Ah, no i nie będę tolerować tego, że wysyła ci roznegliżowane zdjęcia - dodał po chwili namysłu.

- To był tylko raz, jak wysłał mi swoją klatę - roześmiałam się - mówił, że to przez przypadek!

Rudowłosy spojrzał się na mnie z miną w stylu "i ty w to wierzysz?", a ja znów parsknęłam.

- Nie odpowiedziałaś mi jeszcze na jedno pytanie.

- Jakie?

- Wrócisz jeszcze do wojska?

- Nie wiem. Chciałabym to zrobić. Boję się tylko, że nie jestem jeszcze wystarczająco silna aby znów się tam znaleźć.

- A jeśli będę cię trzymał za rękę? - namawiał - chodźmy tam jutro. Choćby to miała być chwila. Obiecuję, że jeśli będziesz czuła, że chcesz wrócić, to osobiście cię odwiozę. Myślę, że wiele osób chciałoby cię znów zobaczyć. Poza tym, przyda ci się wizyta u Ratcheta w sprawie naszej przyszłej pociechy.

- Hmmm - udałam, że się namyślam, jednak w zasadzie już podjęłam decyzję - niech będzie. Ale nie ukrywam, że to będzie dla mnie trudne.

- Będę przy tobie, cokolwiek się wydarzy.

Ucałowałam go raz jeszcze, nim ułożyłam się wygodnie do snu. Lider zgasił lampkę nocną i objął mnie mocno. Zasnęłam czując jego ciepły oddech na mojej szyi.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxx

* Witold Gombrowicz "Ferdydurke"

** Bolesław Prus "Lalka"

- matko jak ja dawno miałam maturę 😂, czuję się staro!

Przybywam do Was z kolejnym rozdziałem! Wiem, wiem. Trochę mnie nie było. Marzy mi się regularne wrzucanie rozdziałów. Nie wiem czy pamiętacie jeszcze te słynne "następny rozdział pojawi się w piątek" 😂😂

Stare dobre czasy.

Niestety licencjat wciąż w toku, więc jest wciąż na pierwszym planie. Mam nadzieję, że po obronie odbiję w pisaniu na tyle, że uda mi się skończyć książkę do końca i zacznę ostatnią już część. 

Dziękuję, że jesteście ze mną  ❤️💙.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro