Rozdział 54: I need a new leader, we need a new Luden

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Some resist the future, some refuse the past
Either way, it's messed up if we can't unplug the fact
That a world covered in cables was never wired to last
So, don't act so surprised when the program starts to crash

Do you know why the flowers never bloom?
Will you retry or let the pain resume?
I need a new leader, we need a new Luden
*

Bring me the Horizon

________________________

Szczerze? Już zapomniałam kiedy ostatni raz wchodziłam do tego lasku. Spora jego część była wyrżnięta, bo strawił ją ogień, jednak jak szliśmy tamtą drogą to wspomnienia po prostu ożyły. Chociażby to jak wraz z Arsen wstawałyśmy w wakacje wczesną porą aby spotkać się z naszymi kosmicznymi przyjaciółmi, gotowe na nowe wyzwania. Czasem dni mijały nam leniwie, po prostu poznawaliśmy się wzajemnie i wygłupialiśmy (no, nie każdy), a czasem czekała nas misja wydobycia energonu, bądź atak decepticonów.

Zdecydowanie nie narzekałam na nudę, ale w tamtym czasie, biegnąc do tego lasku nie zdawałam sobie sprawy z niczego. Kim jestem, co nas czeka, gdzie nas to zaprowadzi, że będę matką, że wiele osób straci życie... cholera. Czasem tęskniłam za tamtą niewiedzą. No bo... hej. Roboty z kosmosu! Mogą się naparzać, ale co takiego może się stać? Heh... trochę dziecinne podejście. Mogłabym przyrównać to do dziecięcej lekkomyślności przy próbowaniu sportów ekstremalnych takich jak skoki z huśtawki rozbujanej „do pedy", czy zjeżdżania ze Zbocza Śmierci (pagórek nieopodal mojego domu z wjazdem na ulice) na rolkach.

Dzieci nie mają tego instynktu typu: kurde wywalę się na wrotkach to mogę coś złamać, skręcić, obić sobie kość ogonową. Teraz jakbym założyła rolki prawdopodobnie bym umarła. Nie mówię już o tym, że jestem w ciąży, więc to głupota, ale po prostu nawet od tak. I teraz czuję właśnie to samo myśląc o tym jaka byłam jeszcze do niedawna. To naprawdę śmieszne jak człowiek zyskuje dojrzałość raptem w pół roku. Zastanawia się „gdzie byłeś rozumie gdy robiłam to i to", „co ja myślałam?". Owszem minęło naprawdę nie wiele czasu, a ja bywałam niezwykle dziecinna. Bardzo jarało mnie to co się wydarzy bo przecież takiej sensacji to ta wiocha nie widziała dawno.

Cóż, nikt tylko nie powiedział, że potem będę czuła się szmatławo, będę dręczona przez deceptoświra, który na szczęście gryzie już kwiatki od spodu, będę obserwować śmierć bliskich mi osób...

Moje przemyślenia przerwał Ways, szczypiący mnie w udo. Spojrzałam na niego z niezrozumieniem, a po chwili spostrzegłam, że trochę zagalopowałam się z intensywnym myśleniem. Byliśmy na miejscu. Spojrzałam na zabrane w lasku autoboty i westchnęłam czując jeszcze większą nostalgię.

- Trochę jak za dawnych lat, co? – Ratchet uśmiechnął się rozglądając po okolicy – kto by pomyślał, że zatęsknię za spaniem w lesie.

- Ja od początku mówiłem, że jednanie się z naturą ma same korzyści, ziom – Jazz rozłożył ręce – jak tam kwiatuszki, nie nudzicie się trochę w tych czterech ścianach?

- Nawet nie wiesz jak bardzo, Jazz – mruknęłam – jednak wcale nie zazdroszczę wam większego wybiegu. Wolałabym znów spędzać tutaj całe dnie, niż wrócić do wojska.

- Coś w tym jest – przytaknął.

- Pamiętacie bitwę na śliwki? – Arsen mimowolnie się uśmiechnęła na słowa Hide'a.

- Pamiętamy większość traumatycznych przeżyć, które nam tu zgotowałeś Hide – zażartowała.

- Szkoda, że musimy się tu spotkać w dość nieprzyjemnych okolicznościach – Optimus wtrącił się do rozmowy. Wcześniej stał zamyślony z boku, jednak teraz podszedł do nas i obdarzył nas ciepłym spojrzeniem.

- Dobra, konkrety – Dino plasnął pięścią w otwartą dłoń, zwracając tym samym naszą uwagę – lubię sobie od czasu do czasu powęszyć, no i udało mi się usłyszeć rozmowy żołnierzy Patricka. Wychodzi na to, że szykuje się faktycznie jakaś nieciekawa jatka. Wojsko na coś się zbiera, choć my oczywiście nie jesteśmy wtajemniczeni. W każdym razie udało mi się wywęszyć, że jakieś kluczowe znaczenie będzie miała matryca.

- Matryca – zastanowiłam się, choć nie do końca widziałam sens co niby miała znaczyć matryca. Znaczy, ona może bardzo wiele, ale po prostu nie widziałam powiązania – coś wam świta?

- Matryca zasila roboty, daje im większą energię, naprawdę potrafi dodać mocy, z którą ciężko będzie walczyć. Może również ożywiać zmarłych. Ktokolwiek się na nią łasi, nie wróży to dobrze – wyjaśnił Ratchet.

- Sentinel jakiś czas temu prosił Optimusa, aby mu ją oddał – przypomniałam sobie, a moi przyjaciele zdębiali. Łącznie z liderem, choć on wyglądał na jeszcze bardziej wbitego w ziemie – coś, że niby u niego będzie bezpieczna.

- Prime? – Hide spojrzał na rudowłosego, lecz ten ani drgnął.

- Czekajcie, dobra – Knockout uniósł ręce wyżej, by skupić na sobie uwagę – burza mózgów. Co już wiemy: Optimus wie od ojca, że zbliża się niebezpieczeństwo, a dokładniej, że jest to silny robot, który nie cofnie się przed niczym by zdobyć władzę. Nie jest to Megatron, ani ktoś kogo poznaliśmy nim pojawiły się te sny liderka.

- Patrick i Sentinel rozpoczęli jakiś dziwny sojusz i wojsko zdaje się do czegoś przygotowywać – dodała Arsen.

- I kluczowa jest matryca – dodał Ways.

- Mimo, że przychodzi mi to z wielkim bólem – Jazz chrząknął znacząco – zdaje się, że wszystko świadczy o tym, że... Sir, to nie Ultra Magnus jest tym robotem.

- Mój ojciec... - Prime wyglądał na nieobecnego – myślałam, że zbłądził. Nawet, gdy zabił generała czułem, że to przecież musiało mieć logiczne wyjaśnienie. Tak długo wpajałem sobie, że to zwykły przypadek. Że to przez to, że wrócił do świata żywych po tak długim czasie, że nie rozumie...

- Prime – szepnęłam czując żal. Musiał się teraz czuć okropnie.

- Mój ojciec jest zdrajcą – powiedział z goryczą.

- Nie wiem co twój ojciec chciał zrobić z matrycą, ale się dowiemy. Przede wszystkim musimy ją teraz chronić choćby nie wiem co.

- Dobrze, że jednak jej nie oddałeś – westchnęłam, ale o dziwo zapadło niezręczne milczenie - bo nie oddałeś, prawda?

Prime był naprawdę bliski płaczu. Każdy zapewne domyślił się co znaczyła ta cisza. Ten typ zwany moim facetem wziął i oddał matryce prosto w lepkie łapy naszego przeciwnika. Wypas.

- Nie no ty teraz chyba sobie żartujesz, Optimusie – Hide prychnął wyraźnie poirytowany – chcesz nam powiedzieć, że właśnie jakby no... oddaliśmy tę planetę walkowerem?

- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie – odpowiedział – byłem podminowany tym, że wtedy każdy widział w nim osobę, której nie można ufać. Pokłóciłem się z Selen...

- I to rzeczywiście był powód by oddać matrycę?! Cholera! – Ratchet również nie krył swojego niezadowolenia. No sprawa nie wyglądała ciekawie. Ona była wręcz fatalna. Lider próbował odnaleźć w moich oczach zrozumienie, ale nie byłam w stanie poklepać go teraz po ramieniu. Sama również byłam zła. Nie robi się kurde takich rzeczy. Matryca nie jest nerką, że można sobie ją oddać potrzebującemu tatusiowi.

- Dobra – urwałam temat – jakieś pomysły co teraz? Skoro Patrick zbiera wojsko to znaczy, że mamy solidnie przekichane bo cichaczem chcą nam wypowiedzieć wojnę, albo co gorsza, będą chcieli załatwić was w wojsku z zaskoczenia.

- Myślę, że musimy uderzyć jako pierwsi – Optimus spróbował odzyskać pozycje lidera, choć autoboty wciąż patrzyły na niego z niechęcią wymalowaną na twarzy. Nie chodzi o to, że nagle zaczęły bawić się w starą jak świat zabawę „Nie lubimy XYZ", ale były naprawdę zniechęcone. Każdy kto znał Optimusa, wiedział, że niestety mimo wspaniałych umiejętności dowodzenia... czasem jego porywczość i zaciętość w utrzymaniu swoich przekonań prowadziła do problemów. Często były to awantury i nieprzyjemny kwas. Teraz tak jakby właśnie zafundował nam niewole i rychłą śmierć ze strony ojczulka.

Ha, przynajmniej mój tatko ma dobrą konkurencje do statuetki „najgorszy ojciec ever".

- Mamy się nakurwiać z typem co ma teraz doładowanie matrycy, a już bez niego zrobiłby z nas miazgę? – Hide spojrzał na niego z drwiną. Poczułam się okropnie. Prime nie zasługiwał... no może jednak zasługiwał, ale nie chciałam aby wszyscy obrzucili go teraz mięsem. Już bez tego obwiniał się strasznie za wszystko to co miało miejsce od dłuższego czasu – nie dzięki.

- Nie mamy wyjścia – naciskał – ja wiem, że zawiodłem wasze zaufanie, rozumiem i nie oczekuję, że zrozumiecie. Jednak w tej sytuacji możemy się poddać albo zawalczyć ten ostatni raz. Jeśli nie, pójdę sam. Być może na to zasłużyłem. Przynajmniej zginę z honorem.

- Prime jest nas za mało – Jazz powiedział rzecz oczywistą – wliczmy nawet Waysa i Knockouta, to wciąż dość mało osób zwarzywszy na fakt, że nie znamy dokładnego planu Sentinela, jest silniejszy niż my wszyscy razem wzięci, a wojsko położyło łapy na sprzęcie od Quee. Potrzebna nam taktyka, ale musimy nadal przyglądać się sytuacji w koszarach. Nie możemy tak po prostu najechać na rudego.

To co mówił hipis wydawało mi się bardzo sensowne. Jakie szanse mieliśmy? Cholera, naprawdę wyglądało to paskudnie. Normalnie autoboty mogłyby wezwać posiłki, jednak bardziej prawdopodobne byłoby, że wezwane wsparcie połączyłoby siły wraz z wrogiem i wtedy nie mielibyśmy już w ogóle o czym mówić. Gdybyśmy chociaż mogli znaleźć dobrego sojusznika.

I wtedy mnie olśniło. Był ktoś kto mógłby nam pomóc. To znaczy to takie 50-50. Tak naprawdę to nawet ja w to nie wierzyłam, ale okazuje się, że wreszcie mogłam wyjąć mojego jakże ryzykownego asa w rękawie.

- A gdyby tak poprosić o pomoc Megatrona i decepticony?

Tak jak podejrzewałam, zostałam zmierzona odpowiednim wzrokiem przez praktycznie każdego zebranego w lesie. Nawet Ways oddał takie spojrzenie. Okej, nie boli, spodziewałam się takiej odpowiedzi.

- Selen, zlituj się i nie wymyślaj głupot – Ratchet – już widzę jak Megatron biegnie nam z odsieczą.

- Nie musi zaraz biec. Wystarczy, że się z nim porozmawia...

- Porozmawia z Megatronem? – Optimus spojrzał na mnie z politowaniem. Spojrzałam na Waysa w celu znalezienia sojusznika.

- Wybacz, ale nawet ja twierdzę, że to szaleństwo – odparł pokazując ręce w geście poddania się.

- Zrozumcie, że teraz jedyne co nam pozostało, to współpraca.

- Załóżmy że to ma jakikolwiek sens, a nie ma, jak zamierzasz go odnaleźć i co najważniejsze, przekonać? – Dino podniósł brew i skrzyżował ręce na piersi. Spojrzałam na niego i westchnęłam cicho. Wychodzi na to, że koniec z sekretami.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

- Wiedziałaś gdzie ukrywa się Megatron i nie raczyłaś nam powiedzieć?! Selen do cholery co ty miałaś w głowie?! – krzyk Optimusa wypłoszył siedzące nieopodal ptaki. Nawet one nie wytrzymały tej ilości decybeli.

- Zapewne to samo co ty oddając matryce ojcu – warknęłam czując napierającą frustrację. Jasne, będzie mi mówił co ja zrobiłam źle, a sam dosłownie zjebał po całości. Lider wyglądał na zaskoczonego moją odpowiedzią. Być może nie spodziewał się ataku, bo jednak wcześniej nie komentowałam sytuacji z matrycą. No trudno i darmo abym dawała na siebie krzyczeć osobie przez którą tak naprawdę ten temat wyszedł na jaw. Nie, że byłam bez winy. Mam świadomość, że trzymanie tego dla siebie to była głupota. Już wtedy wiedziałam, że powinnam była powiedzieć co widziałam. Jednak coś tam w głębi mnie kazało mi zostawić to dla siebie. Być może właśnie dlatego.

- Dobra, takie wytykanie sobie błędów nigdzie nas teraz nie zaprowadzi – uznała Arsen, a Knockout przyznał jej rację. Ways nie patrzył na mnie tak jak zwykle. Jego wzrok był inny, takiego jeszcze nie widziałam. Czy on... był na mnie zły?

- Kiedy go widziałaś? – Ratchet również spróbował załagodzić sytuację.

- Dawno, jak oprowadzałam Dino i Hounda po okolicy. Wygłupialiśmy się i bawiliśmy, a gdy zostałam sama w opuszczonej kamiennicy, przez okno zauważyłam jak Megatron jako holoforma wchodzi do jednego z budynków. Zapewne były tam też inne cony – powiedziałam niemal jednym tchem- ja wiem, że powinnam zareagować i powiedzieć, ale podskórnie czułam, że lepiej to zachować. To nie oni mieli być naszym zagrożeniem.

- Owszem, nie oni, ale mogli być dodatkowym – warknął Prime. Nadal był w nerwach.

- Ale nie są i teraz mamy szansę to wykorzystać. Nie uda się to trudno, ale uważam, że warto spróbować.

- Nie ma mowy, że będę bratał się z wrogiem – Optimus nie dał sobie nic przemówić i wiedziałam, że robi to ze względu na swoją upartość. Megatron i on byli braćmi, ale swoim odejściem Megs zrobił wielką krzywdę liderowi. Teraz za cholerę nie chciał mu przebaczyć i to stąd nie dopuszczał do siebie myśli o współpracy.

- No nie wiem, od biedy można by – Dino nie miał dane dokończyć swojego zdania, bo brutalnie przerwał mu Optimus.

- Chyba wyraziłem się jasno, autobocie.

- Tak jest, sir.

- Dobra – poddałam się – więc na czym teraz stanęło? Co według ciebie mamy zrobić?

- Jazz miał rację, nie możemy zaatakować bez przygotowania. Musimy wyciągnąć więcej informacji i wtedy ponownie się tutaj spotkamy – oznajmił, a my przytaknęliśmy. Autoboty musiały się od razu zbierać, bo im dłużej nie było ich w wojsku, tym bardziej podejrzliwy robił się rudy judasz. Dlatego też od razu po słowach lidera zaczęli przygotowywać się do odjazdu. Stałam przez chwilę z Arsen i Hidem, a po chwili podeszłam do stojącego samopas Optimusa i zaczepiłam go, ciągnąc za rękaw munduru. Czułam, że napięcie jakie powstało między nami wszystkimi jest po prostu kompletnie bez sensu. Po co dokładać sobie problemów.

- Nie wiem czy chcę z tobą teraz rozmawiać, Selen – odparł szczerze. Nie był już mocno rozgniewany, ale nie czułam od niego pozytywnych wibracji – to co zrobiłaś jest kompletnie nie do pomyślenia.

- Wiesz to samo powiedziałabym o tobie. Moglibyśmy obrzucać się tak błotem do rana, ale czy naprawdę warto? – zapytałam retorycznie – Prime, przemyśl moją propozycję. To naprawdę może nam pomóc.

- Nie. I nie chcę do tego wracać – odparł oschle – nie chcę nigdy więcej o tym słyszeć, jasne? A teraz wybacz, ale mam obowiązki w wojsku.

- Ałć, tak to ma teraz wyglądać?

- Nie wiem, ale jak widzisz trzymanie sekretów nie wychodzi na dobre – odparł tylko i tym akcentem zakończył konwersacje. Patrzyłam w milczeniu jak odjeżdżają, trawiąc to co usłyszałam. Cóż. Tu miał rację. Sekrety nigdy nie są dobre.


___________________


*Jedni opierają się przyszłości, inni odrzucają przeszłość.Tak czy tak, to popaprane, jeśli nie możemy wyłączyć faktu, że świat pokryty kablami nigdy nie miał prawa działać. Więc nie dziw się tak kiedy program zaczyna się zawieszać.Czy wiesz dlaczego kwiaty nigdy nie kwitną? Spróbujesz jeszcze raz czy pozwolisz bólowi się wznowić? Potrzebuję nowego lidera, potrzebujemy nowego Ludena.

Tłumaczenie pochodzi z tekstowo.pl i choć ostatnio nie pokazywałam przekładu cytowanych piosenek na język polski,  tak zrobiłam wyjątek bo uważam, że ta piosenka naprawdę nieźle wpasowuje się w nastrój tego rozdziału i nieco oddaje sens tego co dzieje się obecnie:

Autoboty bardzo zdenerwowały się na nierozsądne zachowanie lidera, z resztą oni wiedzą, że nie była to pierwsza taka sytuacja, gdzie postąpił zupełnie pochopnie. W dodatku to zdanie: "świat pokryty kablami nigdy nie miał prawa działać. Więc nie dziw się tak kiedy program zaczyna się zawieszać" oddaje też trochę mentalność Patricka, który twierdzi, że zarówno botów jak i conów nie powinno być na tej planecie i trzeba się ich pozbyć.

Zawsze jak słucham tej piosenki to widzę te negatywne emocje zarówno autobotów jak i Patricka i jego bandy. Dlatego uznałam, że muszę dodać ją do tego opowiadania i chyba tutaj pasuje wyjątkowo dobrze.

Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział, pomału coś zaczyna się dziać, choć jak wspominałam na początku książki, ta część będzie dłuższa od pozostałych ponieważ chciałam pokazać w niej jak najwięcej - skupić się na rozwinięciu poszczególnych bohaterów, pokazać frustrację i to jak zmieniają się (często na gorsze) niektóre relacje. To zazwyczaj wymaga trochę czasu dlatego po prostu nie spieszę się za bardzo z tym, by dążyć do walki, ona wisi w powietrzu jednak nie jest tutaj najważniejszym aspektem.

Dziękuję, że jesteście ze mną i czytacie moje opowiadanie. Mam nadzieję, że wspólnie dotrwamy do końca tej historii 🥰

Trzymajcie się cieplutko!




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro