Rozdział 62: Witaj w domu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


(Soundwave)

Nigdy dotąd nie czułem czegoś takiego. Bywało różnie. Miałem chwile załamania wiary, nadzieja wystawiana na próbę wytrzymałości. Jednak nigdy nie było takiej pustki. Poczucia, że tyle lat światła zamieniło się w nieustanną ciemność. Czy tak wygląda nicość? Tak wygląda śmierć?

Revage zamerdał ogonem i obił go o moje metalowe nogi. Wystarczające przypomnienie, że wciąż jestem żywy. Stałem wśród drzew na planecie zwanej ziemią. Wróciłem sam nie wiem dlaczego. Chyba wolałem doprowadzić sprawy do końca. Wyjaśnić matce, że zawiodłem. Nie upilnowałem jej córki, nie wypełniłem zadania, które mi powierzono. Zastanawiałem się jak umarła. Z rąk tego psychola Barricade'a? To najprawdopodobniejsza opcja. Mimo tego, że moje metody wydobywania informacji podczas przesłuchań również nie uchodziły za najdelikatniejsze, to nie czerpałem z tego przyjemności, w porównaniu z nim. Znieczulica i chłodne podejście pomaga w tym zawodzie, ale gdy ktoś ma problemy z procesorem stanowi gorszy materiał na to stanowisko. Niestety przy takich jak on wrogowie zwykli śpiewać wszystko szybciej. Czemu? Zapewne widzieli, że taki jak on nie cofnie się przed niczym, więc woleli mieć to z głowy. Ktoś taki jak Barricade był nieobliczalny. I właśnie on musiał położyć łapska na mojej siostrze.

Obiecałem, że cię pomszczę. Tylko jakoś nie zrobiłeś tego do tej pory. Wiem. Jak się okazuję nie umiem doprowadzić do końca żadnej ze spraw, za które się zabieram. W dodatku rozmawiasz sam ze sobą, to też nie wróży dobrze. Heh, zdaje się wszyscy mają coś nie tak w głowach. Barricade nie jest jedyny.

Choć zdecydowanie najgorszy.

I zapłaci za krzywdę mojej siostry. Prędzej czy później.

Jednak mimo tej przerażającej pustki nie cierpiałem już tak bardzo. Część mnie spodziewała się, że cel jaki sobie obrałem jest niemal niemożliwy do osiągnięcia. Wierzyłem na daremno. Bolało jedynie to, że byłem tak blisko odnalezienia jej i nie udało mi się nic zrobić. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. A teraz było za późno.

Revage kolejny raz upomniał się o moją uwagę. Westchnąłem ciężko i zbliżyłem rękę do jego głowy po czym podrapałem go za uchem.

- Cierpliwości, mój przyjacielu. Ostatni przystanek i wracamy na Xantium.

Aby nie zwariować musiałem obrać nowe cele. Moja siostra zgasła, ale pozostała jeszcze jedna rzecz, którą muszę zrobić nim sam połączę się z Wszechiskrą. Aron... nie będziesz wcale łatwiejszym celem. Szczerze dotarcie do ciebie samego będzie łatwiejsze niż do twojej iskry. Jednak nie omieszkam spróbować. W końcu co mam do stracenia?

Dom matki nie był tak daleko stąd. Transformowałem się w pojazd i wpuściłem do środka mojego kompana. Jechałem dość wolno, przyglądając się mijanym znakom, drzewom i innym autom. Życie trwało dalej, nawet bez ciebie siostrzyczko. Przykro mi, że nie dane mi było cię zobaczyć ponownie na tym świecie.

Wjechałem w znajomą uliczkę i zaparkowałem ze zdziwieniem przyglądając się autom stojącym nieopodal. Były łudząco znajome, lecz zupełnie nie rozumiałem co mogłyby tu robić. Wytworzyłem holoformę i rozkazałem by Revage zrobił to samo. Czarny futrzany zwierzak otarł się o moje nogi a ja podszedłem bliżej samochodów, których byłem ciekaw. Po chwili zwróciłem uwagę, że w domu matki pali się światło. Dobrze, zastanę ją.

Podszedłem do drzwi i zapukałem kilkukrotnie. Odczekałem chwilę, lecz nic nie nastało. Nie słyszałem kroków ani niczyjego głosu. Jednak światło zdradzało, że ktoś jest w domu. Nie zamierzałem odpuścić. To ostatnia prosta, katharsis, którego muszę dokonać nim na stałe zamknę za sobą ten rozdział mego istnienia. Nowe cele czekają na mnie na rodzimej planecie, a tu... skończyłem. Skończyłem z szukaniem, z nadzieją i wiarą. Pogodziłem się wreszcie z tym co miało miejsce i wreszcie byłem wolny. Wystarczyło jedynie pożegnać się z rodzicielką. Zapukałem jeszcze kilka razy nim wreszcie usłyszałem kroki. Drzwi uchyliły się, a w nich ukazała się kobieta, jednak... to nie była ona.

Ta była dużo młodsza, choć złudnie przypominała rysy holoformy matki. Stałem więc wybity z tropu, nie wiedząc jak zareagować. Nie wiedząc zupełnie co powiedzieć. Kim ty...? Twoje czerwone oczy świadczą, że jesteś jedną z nas, a moja iskra... jakby znów tchnęło w nią życie.

- I kto to taki? – usłyszałem głos, który znałem niemal na pamięć. A więc się nie myliłem, to są alt mody mojej drużyny. Tylko co robią tutaj?

- Mogę w czymś pomóc? – dziewczyna odezwała się wreszcie, gdyż do tej pory milczała wraz ze mną.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

(Selen)

Typ był niezwykle dziwny. Z początku wzięłam go za zboka. Wiem nie ocenia się książki po okładce, ale jednak nie codziennie puka ci do drzwi typ, który po otworzeniu drzwi stoi i się gapi.

I to wszystko.

Nie wiedziałam czy zaraz się na mnie rzuci czy co innego się odwali.

Jednak jak usłyszałam imię, które wypowiada Sideways od razu oprzytomniałam. Kiedyś mi o nim opowiadał, to jakiś jego przyjaciel, więc nie miałam powodów do zmartwień. Wpuściłam mężczyznę do domu i zabrałam od niego cienki płaszcz, w którym jeszcze przed chwilą stał na dworze i marzł. Zaproponowałam mu herbatę na rozgrzanie. Nie odmówił. Był strasznie cichy i chyba nie bardzo kumał co się dzieje. Ja w sumie też nie, ale starałam się udawać, że panuję nad sytuacją. Ways zabrał cona na stronę i dyskutował z nim żarliwie, jednak na tyle dyskretnie, że nie byłam w stanie wyłapać ani słowa. Cholernik wycwanił się i wie co robić abym nie podsłuchiwała!

Zalałam herbatę wrzątkiem i dałam jej odpocząć, by nabrała koloru. Spojrzałam na rozmawiających, ale nie dało mi to zbyt wiele. Mieli bardzo ściszone głosy, a nie opanowałam zdolności odczytywania słów z ruchu warg, choć bardzo bym chciała. No cóż, teoretycznie nie powinno mnie interesować o czym tak zaciekle dyskutują, jednak każdy kto choć trochę mnie poznał wie, że jestem cholernie wścibska. Nie mogę zaprzeczyć. Naprawdę jestem. Uwielbiam wiedzieć co dzieje się dookoła mnie, w życiach innych, a już na pewno w życiu najbliższych. W tym wypadku Waysa, choć przez to, że starannie przyciszali swoją rozmowę, mogłam poczuć, że ma to jakiś związek ze mną. Tylko jaki? Cóż, nie dowiesz się jeśli nie zapytasz, a i wtedy nie ma gwarancji, że usłyszysz prawdę. Nie mniej jednak nie chciałam już dłużej być trzymana w niepewności i po prostu dostać odpowiedź na nurtujące mnie pytania, takie jak choćby to, co go tu sprowadza. Posłodziłam herbatę łyżeczką cukru i zwieńczyłam całość cytryną i paroma goździkami. Niech ma.

Chwyciłam kubek i ruszyłem w stronę stojących mężczyzn przerywając jednocześnie ich „pogawędkę", bowiem jak tylko odkryli, że zmierzam w ich stronę, ucichli. Przewróciłam oczami czując jeszcze większą irytację. Ways chrząknął, a ja podniosłam lekko kubek z napojem, by oznajmić, że wszystko jest już gotowe aby zacząć składać wyjaśnienia. Usiedliśmy w salonie. Knockout dopiero teraz przywitał się ze znajomym, a ja chwyciłam za cukierka, który leżał samotnie na ozdobnym talerzyku.

- Dobra, bo zaraz oszaleje – przerwałam ich przyjazną konwersację. Spojrzeli na mnie zaskoczeni, a ja połknęłam na wpół przeżutą pralinkę i dokończyłam myśl – kim ty do cholery jesteś i co tu robisz, hm?

- Selen – odezwał się, a ja dostałam gęsiej skórki. Nie wiem co dokładnie to spowodowało. To, że nie przedstawiałam się typowi, a on zna moje imię? Nie, to dość logiczne, Ways mówił coś o tym, że ten creep chciał mnie poznać, cokolwiek to znaczy, więc zapewne musiał usłyszeć moje imię gdzieś wcześniej. To było coś innego. Jego głos i to jak wypowiadał moje imię było jakieś... znajome? Tak jakby poruszył coś co tkwiło głęboko we mnie, głęboko w mojej pamięci, ale nie mogłam połączyć tego z żadną myślą, tylko czemu? – szukałem cię od wielu lat.

No tak. Takim zdaniem można zaintrygować i jednocześnie sprawić, że odbiorca komunikatu po prostu osra się ze strachu. Już taki jeden na mnie polował. Co prawda gryzie kwiatki od spodu, dzięki o ironio Starscreamowi, ale jednak. Nie kojarzy mi się to dobrze. Spojrzałam niepewnie na Sidewaysa, ale on nie wyglądał na zaniepokojonego. To dobrze czy źle? O co tu właściwie chodzi?

- Właściwie byłem pewny, że nie żyjesz, dlatego postanowiłem zamknąć ten rozdział w moim życiu – kontynuował - ale przedtem musiałem zobaczyć się z twoją... naszą matką.

- Co? – wypuściłam gwałtownie powietrze czując, że te słowa przeszywają mnie na wylot.

- Selen, jestem twoim bratem – powiedział spokojnym, niewzruszonym tonem, a ja czułam się jakby mnie ktoś wgniótł w fotel. Tak. Nie wiem co było bardziej przejmujące. Jego niewzruszająca mina przypominająca niezmienny wyraz twarzy Levi'a Ackermana, czy to co właśnie powiedział. Choć myślę, że oba te aspekty razem dały taki efekt. Nic pomiędzy.

- No... no to grubo – to jedyne na co było mnie stać w tej chwili. Zazwyczaj w takich sytuacjach można sobie wyobrazić wzruszające momenty rzucania się sobie w ramiona, płacz, szok mieszany z radością... cóż no my siedzieliśmy naprzeciwko siebie jak kołki i to było co najmniej niezręczne.

To znaczy, nie żeby to był dla mnie jakiś cios, albo ogólnie wiadomość kompletnie niewyobrażalna. Mama zdążyła mnie poinformować, że prócz mnie i Jadena było jeszcze dwóch braci, jednak ja nie dopytywałam, a ona nie dzieliła się jakimiś szczegółami sama z siebie, być może myśląc, że to za dużo i może kiedy indziej, przy okazji... po prostu nie koniecznie spodziewałam się, że kiedykolwiek poznam tą legendarną dwójkę, a tym bardziej, że jeden z nich zapuka mi do drzwi jak gdyby nigdy nic.

- Soundwave – wymówiłam jego imię przerywając niekomfortową ciszę – tak?

Przytaknął. Chłodny, zdystansowany w dodatku oszczędny w słowach. No nie wiem, czy łączy nas ta sama matka. Kompletne przeciwieństwo mnie. Wstałam i wyciągnęłam do niego rękę.

- Miło mi – powiedziałam, a on pochwycił moją dłoń i uścisnął ją zaskoczony.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro