Twenty five; Bee Help!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Związałam swoje długie, blond włosy w niechlujnego koka i ziewnęłam cicho. Siedziałam na tym krześle już kilka dobrych godzin i nadal nie dowiedziałam się, za ile dni Mick będzie mógł wrócić do domu. To wszystko mnie przerasta, czuję się jak w jakimś filmie. Najpierw kino akcji, a po chwili tani wyciskacz łez, który sprawia, że mam ochotę skończyć z tym życiem.

-Victoria...powinnaś pojechać do domu...- Mick starał się mnie pozbyć, jednak w głębi duszy wiem, że bardzo mnie potrzebuje w tej sytuacji. Dotknęłam jego zimnej dłoni, i delikatnie ją ścisnęłam. Chciałam, żeby wiedział, że teraz jestem przy nim i go nie opuszczę.

-Mick...jesteśmy rodziną, a rodzina się wspiera. Od tej pory zawsze będę przy tobie, nawet jeżeli tego nie będziesz chciał- wstałam z łóżka i odłączyłam telefon od ładowarki. Sprawdziłam powiadomienia i zauważyłam kilka nie odebranych połączeń. Pięć od mamy i dwa od Max'a.

-Przepraszam Victoria, ja po prostu nie jestem do tego wszystkiego przyzwyczajony...Musisz mi jeszcze dac trochę czasu...

-Jasna sprawa... Braciszku- uśmiechnęłam się delikatnie i zadzwoniłam do Max'a.

-Halo Max? Co się dzieje? Dzwoniłeś dwa razy, a ja miałam rozładowany telefon

-Nic takiego, chciałem wiedzieć co u ciebie i w sumie...gdzie się podziewasz?

-Jestem ummm... W szpitalu

-Coo? Dlaczego?

-Nic mi się nie stało Max- podrapałam się po glowie
-Jestem tu, bo... - spojrzałam na brata i nie wiedziałam co mam powiedzieć

-Bo? W którym szpitalu jestes?! Przyjdę do ciebie

-Max, uwierz mi, jest wszystko dobrze ze mną, postaram się dzisiaj wrócić, poza tym moja mama ci nic nie mówiła?

-Jest z tobą? Właśnie się z tatą zastanawiałem, gdzie obydwie jesteście

-Nie, po prostu była tu na chwilę, ale już chyba pojechała... -podrapałam się po karku i usiadłam ponownie na krześle

-No dobrze, będę na ciebie czekał, nawet jeżeli będę musiał czekać całą noc. Wracaj szybko Vii

-Dobrze, do zobaczenia Max-uśmiechnęłam się sama do siebie i rozłączyłam się kładąc telefon na łóżku Mick'a.

-To ten cały Max, który wam pomagał? Syn Lennox'a? Wysoki blondyn o nieco już za długich włosach i ciemnych oczach? Który stara się cie poderwać, a ty tego nie chcesz zauważyć?

-Mick...idź może lepiej spać, co?

-Staram się ci uświadomić coś, czego ty nie zauważasz. Staram się ci pomóc Victoria. Staram się być idealnym bratem.

-Nie chcę mieć idealnego brata, chce, żebyś po prostu nim był i już nigdy więcej nie znikał.

**

Ze szpitala wyszłam około godziny 19. Bumblebee nadal stał cierpliwie na parkingu i czekał prawdopodobnie na mnie. Wsiadłam do Chevroleta i wzięłam głęboki wdech. Zapięłam pas i pozwoliłam Bee pojechać tam, gdzie tylko zapragnie. Włączyłam radio i marzyłam tylko o tym, aby wsłuchać się w basy i wysokie dźwięki piosenek Ariany Grande. 

-A co to za piosenek ty słuchasz? Nie było czegoś lepszego?

-W tej chwili mam ochotę tylko na Arianę Grandę i na ciszę Bee

-A wytłumaczysz mi, co robiłaś tyle w szpitalu?

-A nie wygadasz mnie?

-Zajrzyj proszę do skrytki- zrobiłam to o co poprosił. Znalazłam tam jedynie mojego pluszaka, którego podarowałam mu za dzieciaka.
-Dopóki mam przy sobie tego pluszaka i dopóki ty będziesz mi wierna, ja to odwzajemnię i będę ci wierny Victorio.

-Ugh... No zgoda. Przekonałeś mnie Bee. A więc ogólnie, mój brat Mick... On żyje i był w strasznym stanie. Podobno ktoś z rodziny dał mu jakieś leki, które sprawiły, że wyglądał, na zmarłego. Może i to się wydaje bardzo nie realne, ale tak jest i musisz mi pomóc Bee. Muszę się dowiedzieć, kto to zrobił...

-Wierzę ci Vii. Zrobię co w mojej mocy, aby ci pomóc. Za wszelką cenę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro