1. how it all began

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Będzie fajnie, naprawdę, kochanie.

Jego chłopak wciąż starał się przekonać go do tego beznadziejnego, głupiego pomysłu. Bardzo dobrze wiedział, że Yoongiego wcale nie było łatwo przekonać do czegokolwiek, jeśli to mu się akurat nie podobało; właśnie dlatego, w tym celu najbardziej przekonywującą bronią Jeona były nie słowa, ale czyny.

Chłopak już od parunastu minut skrupulatnie zajmował się jego szyją, wiedząc doskonale, że pieszczoty w tym miejscu potrafiły zrobić z chłodnego, nieprzystępnego Yoongiego potulnego kociaka. Bezczelnie wykorzystywał ten fakt, całując jego bladą skórę z niewypowiedzianą dokładnością, skubiąc ją zębami, przesuwając po niej czubkiem nosa i mrucząc cicho, ilekroć zasysał się na niej nieco dłużej. Siedzieli razem na kanapie w mieszkaniu Jungkooka, który obejmował drugiego ramieniem i zdawał się nie zauważać, że starszy był całkowicie spięty.

- Nie jestem przekonany - odezwał się Yoongi, cały czas próbując przemówić mu do rozsądku. To był głupi pomysł. - To nie brzmi najlepiej, Kook.

Młodszy parsknął ostro pod nosem, kompletnie podważając jego słowa. Wcale nie zachowywał się jak młodsze ogniwo w związku i ten fakt wciąż był czymś, co mocno denerwowało Mina. Nie znosił, gdy Jungkook mu pyskował, narzucał swoje zdanie, chciał pokazać, że był silniejszy, pewniejszy siebie i bardziej wygadany; na początku ich związku właśnie takie rzeczy doprowadzały ich do wielu przypadków przemocy fizycznej, zarówno z jednej, jak i z drugiej strony, ale Yoongi finalnie musiał się poddać. Był mocnym charakterem, bywał wredny, bezwzględny, chłodny i daleki, ale niestety, pod względem fizycznym nie mógł być porównany do młodszego, który nie tylko był wyższy i naturalnie lepiej zbudowany od niego, ale też uczęszczał regularnie na siłownię i dbał o swoje mięśnie.

Jeon spojrzał na niego, ewidentnie zirytowany już jego ciągłymi odmowami. Zmarszczył brwi, odsuwając się od jego szyi i pozbawiając go tego kontaktu, który do tej pory chyba jako jedyny sprawiał, że Yoongi był w stanie usiedzieć nawet dość spokojnie i poddać się pieszczocie, z minimalną nadzieją na to, że jego chłopakowi prędko znudziłoby się marudzenie i że po prostu odpuściłby sobie.

Ale tak chyba nie miało się stać.

- Dlaczego nie chcesz tego dla mnie zrobić? - zaatakował go Jungkook. - Myślisz zawsze tylko o sobie, Yoongi. Jesteś beznadziejny.

Zabolało. Miętowowłosy zmarszczył nieco brwi na tę obrazę, nie wiedząc, czy powinien czuć się urażony, zły, czy winny. Młodszy bardzo ewidentnie grał na poczuciu winy, obwiniał go za wszystko, a jednak... Brzmiało to wystarczająco autentycznie, aby Min zaczął zastanawiać się nad własnym zachowaniem. Nigdy nie chciał, aby inni narzucali mu miano złego chłopaka, który nie interesował się wystarczająco drugą stroną, ignorował jej potrzeby i był wielkim egoistą. Bo mimo wszystkiego, kochał Jungkooka i sądził, że udawało mu się to pokazywać... Chociaż były też momenty, w których po prostu nie znosili się nawzajem.

- Nie pamiętasz? Przecież tyle razy ci mówiłem - kontynuował Jeon swoim zirytowanym tonem. - Chciałbym czegoś takiego spróbować, przynajmniej raz w życiu. I chciałbym zrobić to z tobą. Nie czujesz się wyjątkowy?

Starszy przełknął nerwowo ślinę, czując, jak bardzo jego gardło było zaciśnięte. Jungkook grał ofiarę, ale Min naprawdę zaczynał coraz bardziej wierzyć w to, że to on był tutaj tym złym, bo jego chłopak faktycznie wiele razy mu o tym wspominał i Yoongi nawet raz obiecał mu, że kiedyś zrobiliby coś takiego razem. Tyle, że wtedy Min nie podejrzewał, że chore fantazje seksualne Jungkooka miałyby się kiedykolwiek spełnić. Nie chciało mu się wierzyć, że ktoś inny zgodził się na to szaleństwo.

Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale Jeon mu na to nie pozwolił.

- Chyba, że chcesz, żebym poszukał sobie innego i to z nim się pieprzył. Dla mnie nie ma różnicy, tak też może być. To zależy tylko od ciebie.

Yoongi został przyciśnięty do metaforycznej ściany. Spojrzał na drugiego tak, jakby nie chciał do końca uwierzyć, że naprawdę coś takiego powiedział; czuł burzącą się w sobie złość, a gdy Min Yoongi był zły, bywał także niebezpieczny. Trudno było mu unikać tych wybuchów, szczególnie wtedy, gdy Jeon tak ewidentnie je prowokował, pewny swojego niewątpliwego zwycięstwa. Ale jak mógł nawet mówić coś takiego? Czy Yoongi naprawdę tak mało się dla niego liczył, że ten byłby gotowy zamienić go na kogokolwiek innego, na pierwszą osobę napotkaną na ulicy?

Coś boleśnie ukłuło go w klatce piersiowej, ale nie dał tego po sobie poznać. Gdy był raniony, Yoongi reagował złością, gniewem i agresją. Był bezlitosny i nie liczył się z niczyimi uczuciami, bo tak było łatwiej.

- Jasne, kurwa, idź sobie, jeśli tak bardzo ci na tym debiliźmie zależy - warknął nagle, zrywając się z kanapy i uciekając od objęcia młodszego. - Widzę, że wolisz jakieś chore fantazje ode mnie. Tak bardzo jesteś niewyżyty? Pieprzony, zboczony dzieciak.

Iskierki tańczące do tej pory w jego oczach, podczas gdy otrzymywał pieszczoty i miał w sobie jeszcze nadzieję na to, że Jungkook by odpuścił, nagle zamieniły się w prawdziwy pożar złości, którego ogień odbijał się w jego głębokich, ciemnych tęczówkach. Złość była bardzo widoczna w jego osobie ilekroć przejmowała nad nim kontrolę i zazwyczaj był to widok, który odstraszał innych, sprawiał, że nikt nie chciał do niego podejść, wszyscy się bali i woleli uciekać. Ale Jeon był tym jednym wyjątkiem. Jeśli Yoongi był ogniem, Jungkook był benzyną, która powiększała jego wewnętrzny pożar i zazwyczaj robił to zupełnie świadomie i z własnej woli.

Młodszy także podniósł się z kanapy, ukazując się przed Yoongim w całej okazałości i dominując jego drobną figurę swoim dobrze zbudowanym ciałem. Mimo tego, że Min wyglądał przy nim jak zagubiony kociak, nie zrobił ani jednego kroku w tył, nie położył po sobie uszu, nie miał zamiaru być mu poddanym; wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej zadarł do góry brodę, będąc pewny swoich przekonań oraz pozycji.

- Nie waż się nazywać mnie dzieciakiem - odezwał się nagle Jeon, pozornie spokojnie i opanowanym głosem. Jego twarz była maską gniewu.

- Właśnie tak się zachowujesz, gówniarzu - warknął starszy, który, w przeciwieństwie do niego, emanował we wszystkim całą swoją złością. - Lepiej przestań podskakiwać, jeśli nie chcesz wrócić do mamusi z płaczem.

Cios, który Jungkook wymierzył w twarz Mina był aż zbyt przewidywalny. Mimo tego, że Yoongi uniósł rękę aby zablokować młodszego we akcie samoobrony, w momencie, w którym chwycił go za nadgarstek, poczuł się w jakiś sposób za to wszystko winny. Może naprawdę był cholernym egoistą, któremu tylko wydawało się, że był dobrym partnerem w związku? Spojrzał w oczy Jungkooka, szukając w nich odpowiedzi, ale niczego tam nie znalazł, prócz palącej złości.

- Obiecałeś mi. Yoongi, przecież obiecałeś mi, do cholery!

Nagle Jeon sprawił wrażenie już nie przepełnionego gniewem, ale zasmuconego, zawiedzionego, mimo tego, że wciąż brzmiał jak kapryśne dziecko. W jego oczach zaświeciło się coś zupełnie innego i Yoongi nie mógł uwierzyć, że komuś mogło zależeć na seksie tak bardzo, że był w stanie podjąć się tak dobrej grze aktorskiej, zrobić z siebie kompletnego bałwana, aby tylko dostać to, czego chciał.

Miętowowłosy puścił jego nadgarstek, robiąc krok w tył i odwracając wzrok, aby móc odetchnąć i skupić swoje myśli. Wcale mu się to nie podobało, ale czuł się tak, jakby kompletnie nie miał wyjścia. Niestety, Jungkook wiedział, co na niego działało.

Odwrócił się zupełnie, nie mogąc patrzyć na to całe przedstawienie ani sekundy dłużej.

- Pomyślę nad tym - odezwał się, czując ucisk w gardle. - Ale niczego nie obiecuję.

*

Następnego ranka Yoongi wciąż myślał o tym, co stało się dzień wcześniej. Niedzielne popołudnie, które miał leniwie spędzić z Jungkookiem przed telewizorem, rozmawiając o mało ważnych rzeczach i może następnie idąc razem do łóżka, żeby dać sobie wzajemnie motywację na początek nowego tygodnia, okazało się prawdziwą katastrofą przepełnioną niezręcznością oraz wieloma nieporozumienami. Miętowowłosy wyszedł krótko po tym, jak powiedzieli sobie te wszystkie okropne rzeczy i tak naprawdę nie rozmawiali już od tamtego momentu.

To było dziwne. Zazwyczaj po tym, jak spędzali ze sobą czas, pisali do siebie niemalże od razu, tuż po przekroczeniu progu mieszkania, ale tym razem tak nie było. Starszy nie miał zamiaru napisać do Jeona jako pierwszy, był na to po prostu zbyt dumny; ten jednak nie dał żadnej oznaki życia i po jakiejś chwili Mina zaczęły nawiedzać dziwne myśli.

Rozpoczęły się one w momencie, gdy obudził się rano i jak zwykle spojrzał na swoją komórkę, jednak nie zastał tam żadnej wiadomości. Kook często pisał do niego z samego ranka, aby dowiedzieć się, co miał zaplanowane na ten dzień, a jeśli akurat miał za sobą niezbyt spokojną noc, podczas której nie zdołał znaleźć jakiegokolwiek wytchnienia, Yoongi z samego rana odnajdywał w okienku czatu wyzywające zdjęcia, które młodszy zrobił sobie w nocy, najczęściej w łóżku czy w łazience, tylko dla niego, tym samym dając mu już o szóstej rano powód, dla którego chciał widzieć się z nim wieczorem i być z nim zarówno wyzywający i sprośny, jak te zdjęcia. Ale tym razem, zastała go tylko cisza.

Bez dwóch zdań zepsuło mu to humor i sprawiło, że zaczął się w pewien sposób trochę martwić. Podczas gdy się mył, ubierał i przygotowywał do wyjścia do pracy, z tyłu jego głowy istniała tylko jedna myśl, która pochłaniała wszystko inne: właśnie coś między nimi spieprzył.

Z ciężkim westchnięciem, otulił sobie szyję oraz twarz szalikiem, przewidując, że na zewnątrz temperatura nie traktowałaby go po macoszemu. Był już przecież listopad i na przedmieściach Seulu często wiał ostry, tnący powietrze niczym ostrze wiatr, który nieprzyjemnie atakował jego usta, nos i policzki.

Jak zawsze, nie odbiegając od swojej codziennej rutyny, udał się na przystanek autobusowy, z którego później pojechałby do swojej beznadziejnej pracy. Jak to było w jego zwyczaju, zjawił się tam trochę wcześniej i musiał poczekać paręnaście minut na chłodzie, przestępując od czasu do czasu z nogi na nogę, jakby miało mu to pomóc się rozgrzać, i nieświadomie poruszając lekko głową w rytm piosenki, która płynęła z prawej słuchawki - jedynej, którą włożył do ucha, bo jego podejrzliwa, uważna i ostrożna natura sprawiała, że zawsze musiał słyszeć, co się działo dookoła.

Nie mógł jednak zwracać na to tyle samo uwagi, co zazwyczaj, gdyż to, co słyszał najgłośniej, było echem jego własnych myśli obijających się o wnętrze jego czaszki. Pusto patrzył przed siebie, nieświadomie wbijał wzrok w asfalt drogi przed sobą i może nawet wyglądał tak, jakby lada moment miał rzucić się pod koła pierwszego przejeżdżającego pojazdu; tak naprawdę myślał tylko o tym, że cisza ze strony Jungkooka była jego winą. Że prawdopodobnie go uraził. Że może naprawdę był cholernym egoistą, który nie chciał przystąpić na jedną prośbę swojego partnera tylko dlatego, że nie był do niej przekonany. Kurwa, powinien był powiedzieć tak, spróbować raz i się zamknąć, mogąc cieszyć się z tego, że Jeon był zadowolony. Ale nie, on zawsze musiał robić tak, jak on chciał.

Ze przemyśleń wyrwało go lekkie stuknięcie w ramię. Yoongi spojrzał w bok i zobaczył obok siebie faceta w jego wieku, który też codziennie zjawiał się na tym przystanku i czekał na ten sam autobus; miętowowłosy nauczył się już rozróżniać go z tłumu, chociaż wysiadał z autobusu przed nim, a podczas powrotu do domu tą samą linią nigdy go nie widywał. Rano obecność tego mężczyzny była dla niego tak jakby zapewniającym go potwierdzeniem, że się nie spóźnił i był jeszcze na czas, dlatego też Yoongi zerkał na niego codziennie chociaż raz.

Tego dnia brunet ubrany był w skórzaną kurtkę, która nie wyglądała tak, jakby ogrzewała wystarczająco swojego nosiciela; pod nią widniał ciemny, lekki sweterek, a na nogi zostały wsunięte czarne, obcisłe jeansy rozerwane na kolanach. Gdyby spojrzeć na nieznajomego, a na Yoongiego, można było odnieść wrażenie, że żyli oni w dwóch różnych częściach świata i dwóch różnych porach roku. Cóż, widocznie dla niektórych ważniejszy był dobry wygląd, niż ciepło czy komfort.

Mężczyzna trzymał pomiędzy palcem wskazującym, a środkowym prawej dłoni papierosa, podczas gdy drugą wyciągał w stronę Mina.

- Masz ogień? - zapytał przyjemnym dla ucha głosem, którego Yoongi się nie spodziewał.

Miętowowłosy pokręcił w zaprzeczeniu głową, wciskając głębiej dłonie w kieszenie swojego płaszczu i odwracając niechętnie wzrok. Naprawdę nie miał najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać.

- Nie palę.

Może nie był jednak do końca świadomy tego, że to właśnie on był ogniem, który był w stanie podpalić cały świat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro