14. understanding

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie słuchał ani słowa z tego wszystkiego, co było w tym momencie do niego mówione, bo po prostu żadne z nich nie docierało do jego świadomości. Po raz kolejny czuł się tak, jakby jego własna rzeczywistość była w jakiejś cholernej otoczce, która oddzielała go od prawdziwego świata i sprawiała, że wyglądał na oddalonego, zimnego i nieczułego. Dokładnie tak, jakby nie posiadał umiejętności myślenia czy czucia, jakby był jakimś cholernym zombie, którego przecież bardzo często lubił udawać przed innymi, aby mieć święty spokój i nie musieć zbliżać się do tych, których nie chciał we własnym życiu. Takie postępowanie było jego sprzymierzeńcem od momentu, w którym przywłaszczył sobie tę cechę i nauczył się jej używać, ale czasami stawało się ono jego najgorszym wrogiem, przez którego wychodził na osobę bez serca. Tak, jak w tym momencie.

Bo gdy przepychał się pomiędzy ludźmi na chodniku, a parę minut później przemierzał nieprzyjemnie blado zielone, przepełnione głównie osobami ubranymi na biało, korytarze, wyglądał tak, jakby na jego twarzy nie było żadnej emocji. Niektórzy z jego otoczenia próbowali ukraść chociaż trochę jego atencji i zatrzymać ją dla siebie, pytając się, po co tutaj był i co tu robił, ale nie wywierało to na nim żadnego efektu i pewnie nieliczne osoby pomyślały, że może był głuchy. Ale podczas gdy Min Yoongi szybko kroczył w stronę sali, która została mu uprzednio wskazana, wszystko to, co czuł i przeżywał było widoczne tylko i wyłącznie w jego niebezpiecznie błyszczących się oczach.

Dotarł wreszcie do swojego celu, ale gdy tylko przekroczył próg, zauważył od razu kogoś, kto mógłby wreszcie przeszkodzić mu w spełnieniu swojej misji: dość stara kobieta, także ubrana całkowicie na biało, podeszła do niego z jakimiś papierami w dłoni i spróbowała nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale jej się nie udało. Niespokojne, orzechowe tęczówki nerwowo przesuwały się we wszystkie strony po pomieszczeniu, szukając czegoś, ale przede wszystkim były kompletnie nieobecne. Gdyby miętowowłosy był w tym momencie w sobie, zapewne zastanowiłby się, ile osób uznało go już za opętanego lub nie do końca stabilnego psychicznie. Bo dokładnie tak się zachowywał.

- Czego pan szuka? - zapytała się jego nowa rozmówczyni, tonem wcale nie milszym od tego, którego użyłaby w odniesieniu do jakiejś myszy znalezionej pod lodówką.

Zadała to samo pytanie, co wszyscy do tej pory, i tak samo jak oni została kompletnie zignorowana. Yoongi niezbyt wiedział co ze sobą zrobić, bo nie widział tego, co chciałby zobaczyć, a ta stojąca przed nim kobieta nie pozwalała mu przejść dalej. Poruszał się wręcz nerwowo na własnym miejscu, rytmicznie zaciskając i rozluźniając pięści, aż wreszcie był zmuszony do tego, aby na nią spojrzeć. I mógłby przysiąc, że w tym momencie pielęgniarka zobaczyła w jego oczach całą jego panikę, i że część tej paniki przeszła także na nią. Jakby mogła usłyszeć, z jaką siłą i tempem biło jego serce, niemalże boleśnie obijając się o jego żebra oraz mostek.

- Jungkook... - wychrypiał niewyraźnie, nawet nie wiedząc, o co ta pani zapytała się chwilę wcześniej.

Ta jednak nie zrozumiała, więc zmarszczyła nieco brwi i spojrzała w dół na swoje papiery, szukając czegoś palcem. Yoongiemu zrobiło się sucho w gardle, ale zapaliła się także w nim mała nadzieja na to, że jego wielkie pragnienie zostałoby wreszcie zaspokojone. Jungkookiem. Bo tylko jego chciał w tym momencie. Chciał go widzieć.

- Proszę? - dopytała się kobieta, wciąż nie rozumiejąc, a wtedy świat Mina po prostu eksplodował.

- Jungkook - powtórzył nieco wyraźniej, a wtedy nie był już w stanie się zatrzymać. Jakby to imię było wszystkim, co znał i wszystkim, co było dla niego ważne. Wszystkim, co chciał teraz ratować. - Jungkook, Jungkook, Jungkook, Jungkook...

Pielęgniarka zdecydowanie czuła się dziwnie przez jego zachowanie, ale mimo tego pomogła mu, usilnie szukając imienia chłopaka na swojej liście, co było nieco utrudnione przez to, że miętowowłosy mężczyzna nie chciał nic wspomnieć o nazwisku tego pacjenta. W końcu jednak przytaknęła ruchem głowy i wykonała gest dłonią, sugerując, aby jej rozmówca za nią poszedł. A Yoongi nigdy w życiu nie ruszył się za nikim tak prędko, jak teraz za tą kobietą, niemalże wyprzedzając ją pośród korytarzy, chociaż w ogóle nie znał drogi i nie miał pojęcia, gdzie iść. Czuł się tak wewnętrznie zagubiony.

Wyszli z sali i skierowali się do innej, a podczas drogi kobieta zapytała się, kim Yoongi był dla pacjenta. Ten jednak był w zbyt dużym amoku, żeby odpowiedzieć, że to był jego chłopak, że zdradzał go z innym facetem, ale wciąż mu na nim zależało; że nie spędził z nim ostatniej nocy, bo był z innym, ale teraz tego żałował, bo może wtedy mógłby zapobiec temu, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich parunastu godzin, czymkolwiek to było; że czasami Jungkook był dla niego zły, agresywny i zbyt brutalny, ale wciąż byli parą i, do cholery, Yoongi powinien lepiej się nim opiekować... I może mógłby wtedy zapytać się kobiety, czy to wciąż była miłość, czy mógł to jeszcze w ten sposób nazywać, czy nadal Kooka kochał. Ponoć płeć piękna bardziej znała się na takich sprawach, a on naprawdę doceniłby w tym momencie jakąś prawdziwą poradę. Bo to, jak jeszcze paręnaście minut temu słodko i leniwie całował się z Hoseokiem w jego kuchni, a teraz martwił się o Jeona i do niego pędził, rozsadzało go od środka.

Nie słysząc żadnej odpowiedzi, kobieta pokiwała ze zrezygnowaniem głową i westchnęła ciężko, ale mimo tego po paru sekundach powiedziała parę słów o stanie pacjenta i o powodzie jego pobytu w tym miejscu. Niestety, Min nie był wystarczająco obecny, aby móc o tym posłuchać, a tak naprawdę nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że pielęgniarka właśnie coś mówiła. Zbyt pochłonięty przez własne przemyślenia, całym sobą był skupiony tylko i wyłącznie na brunecie leżącym gdzieś na jakimś łóżku, o tym, w jak ciężkim stanie mógł być i o tym, że jak najprędzej chciał się z nim widzieć, bo inaczej mógłby popłakać się z bezsilności tu i teraz, na tym cholernym szpitalnym korytarzu.

Gdy przeszli do innego pomieszczenia, bardzo podobnego do poprzedniego, zostało mu wskazane jedno z łóżek przy oknie, a Yoongi nie powstrzymywał się już ani sekundy dłużej przed tym, aby podejść do niego szybkim krokiem i powoli dać znowu po sobie poznawać wszystkie te emocje, które nim targały. Wystarczyło, że zobaczył ukochanego leżącego z przymkniętymi oczami i ujrzał jego obrażenia, aby coś potrząsnęło jego sercem tak mocno, aby w jednym momencie wszelkie jego mury ochronne runęły w dół z ogromnym hałasem, jak po intensywnym trzęsieniu ziemi. Taki wstrząs wywołał w nim widok Jungkooka.

Chłopak leżał i odchylał nieco głowę do tyłu, sprawiając, że linia jego szyi oraz jabłko Adama były bardzo dobrze zarysowane, szczególnie w świetle dziennym, które padało na niego przez okno i chyba bardzo irytowało jego oczy, które były przymknięte i dodawały jego twarzy wyrazu bólu i nieprzyjemności. Yoongi pomyślał, że taka pozycja głowy była prawdopodobnie spowodowana przez jej ból; przesunął spojrzeniem w dół po jego ciele i z przerażeniem ujrzał na jego jasnej koszulce ślady po krwi. Jego mózg nawet nie zadał sobie pytania co do tego, do kogo mogła ona należeć: dla Yoongiego było oczywiste to, że musiała ona być Kooka, na co jego serce boleśnie się zacisnęło, z ust wyrwał zduszony jęk, a łzy brutalnie naparły na jego powieki. Podszedł jeszcze bliżej, palcami sięgając do nagiego przedramienia bruneta, przypiętego do jakichś maszyn wydających z siebie dziwne dźwięki, których znaczenia miętowowłosy nie znał. Ciemna bluza chłopaka - ta sama, którą kiedyś Min pozwalał sobie czasami pożyczać i zakładać na siebie, ale w tym momencie z goryczą w gardle zdał sobie sprawę z tego, że te czasy uroczego etapu ich związku już dawno minęły - była powieszona na krześle przy łóżku, a Yoongi nie odważył się na nią spojrzeć w obawie, że znalazłby na niej jeszcze więcej śladów krwi. Gardło mocno zacisnęło mu się na samą myśl o takiej ewentualności, a przecież już czuł jakiś wewnętrzny ból przez to, w jakim stanie był jego chłopak.

Nie zauważając nawet tego, że drżał i coraz mniej nad sobą panował, miętowowłosy zajął miejsce na krześle, nie chcąc się jednak oprzeć, jakby w obrzydzeniu przed tą bluzą, jakby to ona była sprawcą tego wszystkiego. Nachylił się nieco nad ciałem Kooka, cały czas muskając delikatnie opuszkami palców skórę na jego przedramieniu. Była ona chłodna, dokładnie tak, jakby brunet spędził parę godzin na dworze bez odpowiedniego ubioru, więc Yoongi zaczął gładzić ją nieco śmielej, całą powierzchnią swojej dłoni, jakby chciał ją ogrzać. Z jego ust wymsknął się bliżej nieopisany dźwięk, gdy tylko udało mu się lepiej przyjrzeć obrażeniom bruneta: patrząc na to całkowicie obiektywnie, nie były one wcale takie poważne, ale jakakolwiek oznaka cierpienia na tym ciele wywołała u starszego ogromną falę przykrości i zmartwienia. Jungkook był pokryty licznymi siniakami na każdym skrawku jego skóry, która nie była przykryta ubraniem i była dostępna dla oczu Mina - ten domyślił się, że pod ciuchami prawdopodobnie ukrywało się ich więcej, szczególnie na klatce piersiowej, gdyż mógł zobaczyć ich mnogość właśnie na obojczykach i ramionach młodszego. Poza tym, jego ubranie było ewidentnie poszarpane, a koszulka nawet wyglądała na przypaloną w niektórych punktach, co nie mogło wróżyć niczego dobrego. Do tej pory śliczna buźka chłopaka była teraz ozdobiona krwią obecną dookoła nosa, na dolnej wardze oraz na jednej z kości policzkowych, a Yoongiego bolało coś w środku na sam widok tego głębokiego nacięcia oraz na myśl o tym, jak cholernie musiało to być nieprzyjemne.

Nie miał pojęcia, co się stało i ta nieświadomość była najbardziej przytłaczająca, sprawiała, że jego serce biło panicznym rytmem, a dłonie lekko się pociły. Min zacisnął mocno zęby na własnej wardze i przełknął z trudem ślinę, zaczynając jednym palcem stukać w przedramię chłopaka, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Jungkook wyglądał tak, jakby spał, ale zdradzało go napięcie mięśni twarzy: cierpiał i dobrze było to po nim widać.

- Jungkook... - starszy po raz kolejny wypowiedział to jedno słowo, które jako jedyne siedziało mu na języku od parunastu minut, jakby pochłaniając każde inne i nie pozwalając mu się normalnie wysłowić.

Brunet wreszcie otworzył ostrożnie oczy i przekręcił głowę, aby móc spojrzeć na starszego; zanim jednak mogli na dobre nawiązać kontakt wzrokowy, pielęgniarka znowu się wtrąciła i sprawiła, że to na nią Jeon od razu spojrzał. A Yoongi tak cholernie się niecierpliwił i martwił i chciałby wreszcie móc porozmawiać ze swoim chłopakiem, bo potrzebował zapewnienia, że nie było tragicznie.

- To ktoś panu bliski? - zapytała się kobieta, na co Kook pokiwał słabo głową. Min nie mógł się doczekać, aż mógłby usłyszeć jego głos. To w jakiś sposób sprawiłoby, że byłby bardziej pewny tego, że Jungkook był prawdziwy, realny, żywy i tuż przy nim. Tak jak chyba powinno być.

- Tak, jest z rodziny - skłamał gładko młodszy, ale nie to sprawiło, że starszy zadrżał w środku, ale raczej to, jakim głosem chłopak to powiedział. Przygaszonym, zachrypniętym, zmęczonym i wystraszonym. Nigdy nie widział swojego chłopaka w takim stanie i było to dla niego kompletnie przerażające, bo po prostu nie było naturalne. - Może nas pani na chwilę zostawić?

Pielęgniarka odeszła bez słowa i Yoongi prawdopodobnie odetchnąłby z ulgą, ciesząc się, że nie musiał już znosić jej irytującej obecności - kobieta tak naprawdę nie zrobiła nic złego, Min po prostu nie chciał musieć się dzielić widokiem swojego chłopaka z nikim innym - gdyby nie to, że martwił się o młodszego jeszcze bardziej, niż wcześniej. Chciał coś powiedzieć, ale wszelkie słowa umierały mu w gardle i tak naprawdę nie wiedziałby, co mógłby w tym momencie z siebie wycisnąć; jego umysł zdawał się być przepełniony myślami, ale w tym samym czasie był jak puste płótno. A on, niedoświadczony, nieprzygotowany artysta, stał przed nim i nawet nie miał pędzla w ręku, ani pomysłu czy siły na to, aby cokolwiek na nim namalować. Albo był tylko pustą, pozbawioną duszy i własnej opinii widownią?

Negatywne uczucie rodzące się w najgłębszych zakamarkach jego ciała i duszy tylko pogorszyło się, gdy tylko Jungkook przeniósł wreszcie na niego spojrzenie swoich zmęczonych oczu. Były one przekrwione i czerwone, a na ich dnie Yoongi zobaczył coś, co sprawiło, że kontakt wzrokowy, którego tak bardzo do tej pory pragnął, stał się dla niego nieprzyjemny i wręcz niechciany - bo w tym momencie na całym swoim ciele poczuł to, jak źle było, ale przede wszystkim to, że to była także jego wina. Nie było go tam, gdzie powinien być. Zapomniał, że jego miejsce było przy jego chłopaku, a nie gdzieś indziej, z kimś innym.

Najgorsze z tego wszystkiego było to, że Jeon w ogóle mu w tym wszystkim nie pomagał. Nie próbował się do niego uśmiechnąć w momencie, w którym dla Yoongiego jeden uśmiech mógł znaczyć naprawdę wszystko, w którym ten gest sprawiłby, że spadłby ku kamień z serca i może mógłby poczuć się chociaż trochę lepiej. Mógł to być uśmiech zmęczony, smutny lub sztuczny, ale grunt, aby był: Jungkook jednak nie zrobił nic z tego wszystkiego, a raczej zdawał się tylko pogarszać sprawę. Bo jego wzrok był rozbiegany, niespokojny, pełen paniki i strachu. Zdawał się szukać w Yoongim czegoś, czego w nim nie było, jakby chciał się go mocno złapać i uchronić w ten sposób przed upadkiem, wierząc, że Min byłby w stanie go utrzymać i nie pozwolić mu runąć w dół. Ale to była bardzo zdradliwa, kłamliwa i fałszywa wiara.

Brunet przypominał w tym momencie zagubione, dzikie zwierzę, które po raz pierwszy spotkało się z ludzką rzeczywistością i po raz pierwszy zobaczyło na swojej drodze polującego na nie człowieka ze strzelbą. Był jak jeleń tuż przed reflektorami samochodowymi, moment przed zderzeniem i śmiercią. Jak wygłodniały, chudy i pozbawiony wigoru tygrys w klatce, zmuszony do głupich występów w cyrku przed śmiejącą się publicznością. Jak stary kundel za kratkami w schronisku, skazany na samotną śmierć w tym miejscu, bo nikt go nie chciał wziąć do siebie. Jungkook miał takie same oczy: pełne strachu, ale też smutku, cierpienia, pewnej niewytłumaczalnej melancholii, ale przede wszystkim jego źrenice były nienaturalnie powiększone, jak u kogoś, kto właśnie zobaczył przed sobą twarz śmierci.

Yoongi nagle nie chciał już tu być. Nie chciał już być tego wszystkiego świadkiem, nie chciał widzieć tego cierpienia i czuć na sobie ból drugiego człowieka. Jak zawsze, wolał móc gdzieś uciec i łudzić się, że rzeczywistość była inna, bo był takim cholernym tchórzem.

- Yoongi...

Jedno słowo złamało ciszę, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób złamało także serce starszego. Jedno, cholerne słowo.

- Tak? - zapytał się drżąco i wychylił nieco do przodu, czując się gotowy dostarczyć brunetowi jakąkolwiek pomoc, gdyby tylko jej potrzebował. Nie mógł ukrywać już przed sobą tego, że brakowało tak mało, aby łzy spłynęły mu po policzkach. Nie potrafił wytłumaczyć sobie, dlaczego ta sytuacja tak bardzo na niego działała, ale cieszył się, że przynajmniej tutaj nikt nie zobaczyłby dowodów jego słabości.

- Gdzie wtedy byłeś?

Min Yoongi nie sądził, aby kiedykolwiek wcześniej, w całym swoim życiu, poczuł ból gorszy, od tego, który uderzył go w tym momencie.

Poczuł nie tylko żal do samego siebie, bo źle postąpił, bo w pewnej mierze to całe wydarzenie było także jego winą, bo powinien przestać chcieć od swojego chłopaka czegoś więcej niż to, co ten już mu dawał, ale także wielkie obrzydzenie oraz nienawiść do własnej osoby. Ona była ciągle w nim obecna, cały czas, co było dość oczywiste: ale inną sprawą było to, gdy sam we własnej głowie mówił sobie, że był fatalny, beznadziejny, bez przyszłości, nie wystarczająco dobry, a to, gdy jego własny chłopak go o tym uświadamiał i go za to wszystko obwiniał. Miał do tego wszystkie powody, miał rację i Yoongi nie mógł przestać myśleć o tym, że tak bardzo go zawiódł, bo zapomniał, że nie tylko on powinien chcieć w związku ochrony oraz opieki, ale że on sam powinien starać się dawać to drugiej stronie. Nieważne, jaki bezsilny się czuł, nieważne, że był w kawałkach.

Te słowa zacisnęły mocno swoje śliskie palce dookoła jego serca, niemalże wbijając w nie szpony, ale nie wyjmując ich od razu: nie spowodowały jeszcze krwotoku, ale cały czas je trzymały i zadawały coraz to większy ból, jakby taki właśnie był ich cel, jakby Jeon wypowiedział je tylko po to, aby w tak okrutny sposób uświadomiły miętowowłosego o jego porażce. A Yoongi wierzył, że robiły to bardzo słusznie.

Z trudem przełknął ślinę, czując się tak, jakby w gardle utkwił mu drut kolczasty, ale nic to nie dało: słone krople, które do tej pory zbierały się w jego oczach, wreszcie znalazły jakąś drogę ucieczki i spłynęły w dół po jego policzkach, akompaniowane przez nagły szloch, który rozerwał klatkę piersiową starszego niczym tępy nóż kuchenny, który został mu wbity w klatkę piersiową, aby przygwoździć do niej już na zawsze srebrzyste imię Hoseoka. W tym momencie, jego nieśmiertelnik zdawał się wypalać mu dziurę w skórze.

Nienawidził płakać i jeszcze niedawno obiecał sobie, że przestałby robić to tak często, a jednak ciężar tego zadania był dla niego zbyt duży, aby mógł go unieść bez zaginania się pod nim i bolesnego upadania na kolana, ilekroć coś go raniło tak bardzo, jak w tym momencie - a w tym przypadku była to jego własna głupota. Obraz niebezpiecznie mu się zamazał, a on zacisnął mocno powieki, jakby poprzez ten gest mógł zniknąć spod spojrzenia świata, ukryć się i udawać, że wcale nie było tak źle. A przecież było.

W odruchu wręcz instynktownym złapał bruneta za dłoń w momencie, w którym jego szlochanie stało się jeszcze bardziej intensywne; ucałował ją w geście desperacji i niemalże rzucił się na tors swojego chłopaka, żeby położyć na nim swoją głowę, a następnie wtulić w jego ciało swoją twarz, płacząc żałośnie i mocząc własnymi łzami jego brudną już koszulkę. Chciał odpowiedzieć na to pytanie, chciał powiedzieć Jungkookowi wszystko, o Hoseoku, o swojej zdradzie, o wieczorze spędzonym z innym, o trzymaniu się za ręce, o pocałunkach i o tym, co zrobili wczoraj na kanapie, gdy Yoongi siedział czarnowłosemu na udach. Chciałby móc się wysłowić i wreszcie wyznać to wszystko, przeprosić, błagać o wybaczenie, ale jednak jego gardło było tak zaciśnięte, że żadne słowo nie było w stanie się przez nie przedrzeć: jakby jego ciało samoistnie wiedziało, że mówienie w tym momencie nie było dobrym pomysłem.

Nie odpowiedział. Po prostu wtulał się w klatkę piersiową Jungkooka, głośno płakał, czuł ból oraz desperację i zastanawiał się, czy Kook wiedział. Czy zadał mu to pytanie specjalnie, aby go złamać i zmusić wreszcie do powiedzenia prawdy. Czy domyślał się czegoś, ale nie był tego jeszcze pewien. Czy chciał za to wszystko ukarać Yoongiego wtedy, gdy ten najmniej by się tego spodziewał.

Miętowowłosy potrzebował jakiegoś gestu, drobnej czułostki, która postarałaby się mu wmówić, że nie było tragicznie, ale nic podobnego nie dostał. Nikt nie pogłaskał go po włosach, nikt nie ucałował w czoło, nikt nie starł łez z jego policzków, a jego palce u stóp i u rąk wręcz mrowiły z potrzeby jakiegoś dotyku tego rodzaju. Zamiast tego, brunet pod nim ciężko westchnął i bezdusznie, chłodno położył dłoń na jego plecach, czekając, aż te przestałyby być atakowane przez spazmy płaczu. To sprawiło, że Min poczuł się nieskończenie głupi i postarał się jak najprędzej zdusić w sobie potrzebę do takiego wyrażania swoich uczuć.

- Odkąd tutaj leżysz? - zapytał po paru chwilach, podnosząc niepewnie twarz znad torsu bruneta. Jego głos był pełen łez, drżał i zdawał się zawierać w sobie cały ból tego świata. - Boże, Kookie, jesteś taki chłodny...

- Od... od niedawna - młodszy bardzo ewidentnie zadrżał, po czym przymknął na chwilę oczy, jakby przez atak jakiegoś momentalnego ból, bo szybko otworzył je ponownie. - Yoongi, zabierz mnie stąd.

Zamiast odpowiedzieć jakkolwiek na jego prośbę, miętowowłosy podniósł się i jeszcze drżącymi wargami dotknął czoła swojego chłopaka. Było one nieco cieplejsze, niż powinno być, ale Min nie był w stanie powiedzieć, czy to może on nagle zrobił się nienaturalnie zimny przez wszystkie swoje obawy. Przeczesał ciemne włosy palcami niepewnymi, ale przepełnionymi czułością i spojrzał na młodszego, po raz drugi zauważając, że jego oczy były dziwne, bardzo dziwne. Był jednak w zbyt wielkiej panice, aby móc jakkolwiek połączyć fakty i raczej skupił się na tym, jak to rozkojarzone, pełne zdenerwowania spojrzenie przesuwało się po jego twarzy, ale zdawało się nie widzieć na nim łez. Jakby Jungkooka w ogóle nie obchodziło jego cierpienie oraz zmartwienie. Yoongi dałby wiele za chociażby jeden czuły dotyk, a co dopiero za drobny pocałunek.

- Kook, co się stało? - zapytał się cicho, martwiąc się ogromnie. - Pobili cię? Byłeś ze swoimi znajomymi? Podpadłeś komuś? Błagam cię, Kook, powiedz mi...

Ale w odpowiedzi młodszy jedynie potrząsnął słabo głową na nie, uciekając nagle od niego spojrzeniem. Min chciał nalegać dalej, bo musiał się dowiedzieć, co było przyczyną tego wszystkiego, aby móc następnym razem temu zapobiec, jednak w tym momencie brunet mocno ścisnął jego dłoń w swojej. W tym dotyku Yoongi poczuł rozpacz i subtelne błaganie o pomoc, więc z pewnym zaskoczeniem spojrzał w dół na ich złączone palce, ale już po chwili znowu na twarz chłopaka, gdy ten podłożył mu swoją drugą dłoń pod brodę. Jungkook z premedytacją sprawił, aby ich spojrzenia się spotkały, bo wiedział, że w ten sposób starszy nie mógłby mu odmówić. Nigdy nie mógł.

- Yoongi... - wychrypiał. - Chcę się wypisać i wracać do domu. Proszę cię, Yoongi...

Miętowowłosy zamrugał parę razy w lekkim zagubieniu, jednak z jego postawy nie zniknęło zmartwienie. Wychylił się minimalnie w stronę młodszego, aby pogłaskać jedną dłonią jego policzek. Nie rozumiał jego nagłej prośby, wydawała mu się ona bez sensu.

- Dlaczego, Kook? - dopytał się miękko. - Nie możesz stąd sobie iść. Tutaj się tobą zaopiekują, szybko wrócisz do zdrowia i..

Jeon zaprzeczył szybko, po raz kolejny poruszając głową na nie. Tym razem bardziej energicznie, niż poprzednio. Yoongi zobaczył, jak panika do tej pory znajdująca się tylko w jego oczach powoli zaczęła się przelewać do reszty jego ciała, manifestując we właśnie takim zachowaniu. U niego stało się to pod postacią łez, ale Jungkook był o wiele silniejszy od niego, wiedział o tym.

- Nie, nie, nie - powiedział nieco bardziej agresywnie. - Nie, Yoongi. Ty się możesz mną zaopiekować...

Min poczuł pewne ciepło na swoim sercu, które po raz kolejny w jego życiu chciało go uwieść i przekonać do tego, co mówił młodszy. Miętowowłosy pozostał przez parę chwil bez słów, po prostu wpatrując się w twarz ukochanego i nie wiedząc, co powinien mu teraz powiedzieć. Nie powinien pozwalać mu na powrót do domu, ale jednak prawdą było to, że brunet mógłby zażądać tego, aby został wypisany, a wtedy szpital nie mógłby go zatrzymać. Był przecież pełnoletni, a jego stan nie zagrażał jego życiu.

- Jungkook...

Wystarczyło to jedno słowo, aby młodszy wyczuł, że Yoongi znowu chciał mu się postawić, więc od razu go zaatakował. Ścisnął jego dłoń o wiele mocniej, sprowadzając ten kontakt fizyczny na granicę bólu, i podniósł się z pozycji leżącej, niebezpiecznie zbliżając się własną twarzą do tej swojego partnera, który nie potrafił oderwać wzroku od jego przeraźliwych, nienaturalnych oczu.

- Yoongi, błagam cię - jęknął, brzmiąc tak, jakby powoli opadał z sił. - Powiedzieli, że za chwilę mają mi zrobić badanie krwi. A ja nie chcę, tak bardzo nie chcę, proszę cię...

Zarzucił mu ręce na szyję, przytulając się nagle do niego w geście rozpaczy, przyciągając do siebie mocno, ale także z pewną czułością. Min wciąż nie wiedział co powiedzieć, ale czuł, jak powoli jego przekonania były niszczone, a on był coraz bardziej przychylny ku temu, aby dać Jungkookowi to, o co ten go prosił. Położył niepewnie dłonie na jego plecach, gładząc je czule, uspokajająco. Chociaż tak naprawdę to on potrzebował kogoś, kto by go uspokoił.

- Proszę cię, ja... ja boję się igieł.

Jeon załkał, a Yoongi przełknął nerwowo ślinę. No dobrze, zabrałby go do domu. Zaopiekowałby się nim. Tak przecież zrobiłby dobry chłopak, prawda?

Nie mógł jednak zauważyć nakłuć igłą obecnych już w ramieniu bruneta.

- Zabierz mnie do domu, Yoongi. Potrzebuję cię.

Miętowowłosy, czując się jak w jakimś dziwnym transie, mechanicznie przytaknął ruchem głowy.

Przecież jego chłopak go potrzebował.

*

Hoseok: yoongi...?
Hoseok: gdzie tak wybiegłeś?
Hoseok: nic mi nie powiedziałeś.
Hoseok: ...
Hoseok: zrobiłem coś źle?
Hoseok: nie mów mi, że jesteś z tym dzieciakiem.
Hoseok: yoongi...
Hoseok: przygotowałem ci śniadanie

nie wyświetlono

*

- I nie chciał mi powiedzieć nic z tego, co się stało dnia poprzedniego. Jakby go, kurwa, nie obchodziło to, że się o niego martwię. I że mi serce stanęło, jak zobaczyłem go w tym stanie.

Mocno zaciągnął się papierosem, którego trzymał w dłoni - tak mocno, że gdyby nie był już trochę przyzwyczajony do dymu i jego obecności w swoich płucach, pewnie zakręciłoby mu się w głowie, albo zacząłby kaszleć. Ostatnio zaczął palić coraz częściej, głównie ze stresu, zmęczenia psychicznego i zdenerwowania, a Hoseok to zauważył. Nie podobało mu się to, mimo tego, że sam był palaczem. Ale Yoongi usprawiedliwiał się tym, że po prostu tego potrzebował.

Od dobrych paru minut miętowowłosy opowiadał mu to, co wydarzyło się tamtego dnia, gdy wybiegł tak nagle z mieszkania Junga po wspólnie spędzonej nocy, bardzo niewinnej i spokojnej nocy. Po tamtym wydarzeniu, Yoongi nie pojawiał się na ich regularnych spotkaniach przez parę dni, a to aktualne było ich pierwszym od jakiegoś czasu; mężczyzna wytłumaczył to tym, że musiał pomóc swojemu chłopakowi dojść do zdrowia i przez to wolał nie ryzykować i nie wymykać się na spotkania z czarnowłosym, za którymi ponoć bardzo tęsknił. Nie wspomniał jednak ani słowem tego, jak nagle, bez zapowiedzi i żadnego wytłumaczenia, wybiegł z mieszkania młodszego, pozostawiając go ze ścierką kuchenną w jednej dłoni, a talerzem ze śniadaniem w drugiej. Hoseok tamtego ranka cały czas miał nadzieję na powrót swojego towarzysza i teraz kwestionował to, czy ten w ogóle żałował swojego zachowania, skoro zdawał się o tym całkowicie zapominać.

Jung więc cierpliwie słuchał tego, co starszy miał do powiedzenia, za każdym razem starał się mu doradzić i pocieszyć go, chociażby czule głaszcząc dolną część jego pleców czy przyciągając go bliżej, aby Yoongi mógł wtulić swoją twarz w jego klatkę piersiową czy szyję, ale młodszy z dwójki powoli zaczynał tracić swoją cierpliwość. Nie tak wyobrażał sobie to spotkanie, nie takie słowa słyszał z ust Mina w swojej głowie. Rozumiał doskonale, że Kook był dużą częścią życia miętowowłosego i rozumiał także to, że ten chciał móc wygadać mu się ze wszystkich swoich problemów - które orbitowały głównie właśnie dookoła Jeona - bo nie miał nikogo innego, z kim mógłby to zrobić, ale musiał także brać pod uwagę to, że dla Hoseoka to także mogło czasami być ciężkie. Że on też był człowiekiem z problemami i zmartwieniami, które ostatnio coraz częściej zaczęły dotyczyć... właśnie samego Yoongiego. Bo Hobi uważał, że to, w co zamieniła się relacja Mina z brunetem, nie było dla niego zdrowe.

Yoongi twierdził, że jego początkowa nienawiść do samego siebie, którą spowodowała zaistniała sytuacja, powoli przerodziła się w zwyczajne zdenerwowanie i irytację, które przecież występowały u niego tak często, gdyż nie należał do osób spokojnych wewnętrznie. Fakt, iż Kook nie chciał mu powiedzieć, o co tak właściwie w tym wszystkim chodziło, doprowadzał go do białej gorączki, ale zdążył już zauważyć i zrozumieć, że lepiej było nie nalegać. Od dnia tamtego wydarzenia, Jeon zachowywał się ciut dziwnie jak na siebie. Był zbyt wyciszony, trochę nieobecny myślami. Za mało reagował na otoczenie i skupiał się wyłącznie na tym, co było mu potrzebne w danym momencie. A siedzący obok niego Yoongi starał się mu pomóc jak tylko mógł.

Pomiędzy palacą papierosy dwójką mężczyzn zapadła chwilowa cisza, gdy starszy skończył wreszcie mówić, jako kropkę na koniec zdania stawiając ciężkie, głębokie westchnięcie. Niemalże z niedowierzaniem pokręcił przecząco głową, patrząc gdzieś w dal i starając się już więcej o tym wszystkim nie myśleć, tylko skupić się na krążącej w jego organizmie nikotynie. Zawsze udawało mu się oddalić od swoich problemów po tym, jak opowiadał o nim Hoseokowi i wierzył, że tym razem także nie byłoby inaczej. W pewnym sensie, czarnowłosy pomagał mu w tej swojej wiecznej ucieczce od swojej rzeczywistości oraz wszelkich odpowiedzialności, przynajmniej na tą chwilę, gdy byli razem. Poza tym, papierosy, którymi Jung pozwalał mu się częstować, też robiły swoje.

Tego dnia spotkali się na jakimś małym, starym i zapomnianym przez ludzkość placu zabaw. Ich początkowy plan dotyczył wprawdzie ich ulubionego miejsca nad rzeką, ale tego dnia było zbyt zimno, aby iść tam, gdzie wiatr wiał najmocniej. Opierali się więc oboje o jakąś ścianę, patrząc przed siebie i powoli paląc, wspólnie zanieczyszczając powietrze oraz własne płuca. Wszelkie zabawy dla dzieci przed nimi sprawiały wrażenie starych, zardzewiałych i od lat nie ruszonych przez nikogo, prócz lodowatych kropli deszczu, które teraz je pokrywały, w czasach, w których dzieci wolały bawić się przed mniejszymi lub większymi ekranami, niż postawić stopę poza progiem swojego mieszkania. Ale mimo tego, od jakiegoś czasu na samym skraju parku, dość daleko od dwójki mężczyzn, na jednej z małych karuzel bawiła się samotna dziewczynka, pod bacznym okiem kogoś, kto prawdopodobnie był jej ojcem. Yoongi wyobrażał sobie, że facet nie chciał pozwolić jej użyć innych karuzel, bliżej ściany, pod którą stali, zwyczajnie dlatego, że oni tam byli. Prawdopodobnie uważał ich za jakichś ćpunów czy podobnych bandytów, gdyż oboje opierali się o zimną powierzchnię z ciemnymi kapturami zaciągniętymi na głowy i Min domyślał się, że wystarczyłoby zrobić niewiele, aby dość groźnie wyglądający znajomy rzucił się na nich z pięściami. Po części nieświadomie, miętowowłosy parsknął na tą myśl cichym śmiechem, przysuwając papierosa do ust i zwracając na siebie tym odgłosem uwagę swojego towarzysza, który na niego spojrzał. Yoongiemu nie przeszkadzał wygląd delikwenta, dopóki był w tym z Hoseokiem. Dopóki czuł ten przyjemny skok adrenaliny, którym zawsze obdarzały go wypady w jakiekolwiek miejsce z tym mężczyzną.

- Myślisz, że ten facet...

- Nie masz mi nic do powiedzenia?

Odezwali się w tym samym momencie, ale tylko młodszemu udało się dokończyć swoją wypowiedź i to właśnie ona bardziej przykuła uwagę Yoongiego niż to, co sam miał zamiar powiedzieć. Słysząc te słowa, zmarszczył mocno brwi, w zamyśleniu lub zagubieniu, i przeniósł wreszcie spojrzenie na swojego towarzysza, ciągle trzymając swój papieros tuż przy ustach, ale nie zaciągając się nim jeszcze, jakby musiał zdecydować, czy wciąż miał na niego ochotę.

- Że niby co? - zapytał się, naprawdę nie wiedząc, o co mogło chodzić Jungowi.

Nie było przecież pomiędzy nimi żadnych niedomówień, prawda? Wreszcie się widzieli i wreszcie wszystko mogło wrócić do tego, jak było dawniej. Yoongi znów mógł spędzać z nim swój czas. Czy Hoseok się z tego nie cieszył?

Chyba nie, a przynajmniej tak sugerowało ciężkie westchnięcie, z którym mężczyzna odsunął się od ściany, na moment patrząc gdzieś indziej, ale prędko znów na starszego z dwójki. Ten odwzajemnił to spojrzenie swoim własnym, pytającym się i zagubionym. Nieświadomie wychylił nieco głowę do przodu, w stronę czarnowłosego, zbliżając się do niego swoją twarzą.

- Że to, jak tamtego dnia wybiegłeś z mojego mieszkania bez słowa, po tym, jak u mnie spałeś - burknął nieprzyjemnym tonem głosu. - Wiedziałem tylko, że poszedłeś do Kooka, bo ktoś do ciebie zadzwonił. A później zniknąłeś. I nawet nie odpisywałeś. Wiesz nawet, jak ja się wtedy poczułem?

Brwi miętowowłosego zmarszczyły się jeszcze bardziej i jeszcze mniej przyjaźnie, niż do tej pory. Potrząsnął głową zniedowierzaniem. Od kiedy tu chodziło o jego uczucia? Od kiedy Hoseok miał jakiekolwiek prawo do decydowania o tym, jak Yoongi zachowywał się w stosunku do Jeona?

- Proszę? - odezwał się, mając nadzieję, że się przesłyszał. Nic jednak na to nie wskazywało, a czarnowłosy cały czas zdawał się być tak bardzo przekonany do tego, co właśnie powiedział. - Jak ty się poczułeś? A co ze mną? Myślisz, że przyjemnie jest otrzymać telefon od jakiejś babki ze szpitala, która mówi ci, że twój chłopak został znaleziony nad ranem na jakimś odludziu, nieprzytomny i zmarznięty? Myślisz, że się w chuj dobrze wtedy bawiłem?

Złość w jego głosie była wręcz namacalna, bo Min przecież nigdy nie potrafił nad nią zapanować: ten problem dręczył go od zawsze i nie był w stanie się go pozbyć, może także dlatego, że nigdy nie spotkał nikogo, kogo nie chciałby zranić wystarczająco, aby móc to kontrolować. Do tej pory, przy Hoseoku udawało mu się utrzymać samokontrolę, ale teraz czuł się zmęczony psychicznie przez te wszystkie niespodzianki, które życie stawiało mu na drodze, a dodatkowo wydawało mu się, że czarnowłosy był przeciwko niemu. Chociaż wcale tak nie było.

Wręcz przeciwnie, młodszy zdawał się być tym samym sobą, co zawsze - spokojnym, opanowanym, był jak przyjemna, zaciszna ostoja, do której nie mógł wtargnąć nawet najgorszy i najbardziej brutalny z wiatrów. Yoongi podziwiał w nim tą cechę, ale w tym dokładnym momencie mogła ona stać się czymś irytującym dla niego. Czarnowłosy pokręcił nieco głową, wzdychając cicho i ewidentnie patrząc na swojego towarzysza tak, jakby ten nie rozumiał nic z tego, co właśnie powiedział.

- Nie, nie myślę tak - odpowiedział, pozwalając, aby popiół z końcówki jego papierosa spadł na ziemię. Miętowowłosy powinien zrobić to samo ze swoim, ale nie dbał o tym w tym momencie. - Ale... Ty biegniesz do Jungkooka, kiedy tylko on cię potrzebuje. Na każdą zachciankę, jesteś tuż przy nim, żeby móc ją jak najprędzej zaspokoić. A gdy ty chcesz coś od niego, gdy prosisz go o coś, gdy próbujesz wymagać od niego nawet trochę tej pieprzonej czułości, na którą, kurwa, zasługujesz, naprawdę na nią zasługujesz, Yoongi, bardziej, niż ktokolwiek na tym świecie... On się nagle od ciebie odwraca i udaje, że nie może ci tego dać. Zrzuca na ciebie całe poczucie winy, a ty jak idiota ją do siebie przyjmujesz. A gdy znowu czegoś od ciebie chce, od razu do niego pędzisz, jakby nic się nie stało. Uważasz, że to jest sprawiedliwe?

Starszy zamilkł na parę chwil, niezdecydowany co do tego, co powinien w tym momencie powiedzieć. Patrzył na Hoseoka z pewnym skoncentrowaniem, a jego słowa wywoływały u niego naprawdę wiele sprzecznych ze sobą uczuć. Nie rozumiał, po co Hobi mu o tym mówił, po co wyjaśniał mu sytuację, w której przecież on sam był i którą znał lepiej, niż ktokolwiek inny i nie mógł ukryć, że to go irytowało, ale...

Ale wtedy coś zrozumiał.

Przypomniał mu się ten moment, gdy był przy pielęgniarce w szpitalu i poczuł w sobie irracjonalną potrzebę do tego, aby wygadać się jej, osobie trzeciej i zupełnie nieznajomej, aby tylko móc usłyszeć od niej jakąś opinię, ewentualnie jakąś radę. Tak naprawdę, Yoongi potrzebował tylko tego: spojrzenia na to wszystko pochodzącego od kogoś, kto w tym nie tkwił. Kogoś, kto mógł ocenić to w sposób zupełnie obiektywny i może pomóc mu w zrozumieniu niektórych spraw, w których nieprzerwanie się gubił.

Poczuł, że czarnowłosy miał rację, ale duma za bardzo by go bolała, gdyby mu to przyznał po takim nagłym wybuchu irytacji, więc na ten moment zamilkł. Zaciągnął się swoim papierosem, dość płytko, i wciąż nie zrzucił na ziemię popiołu.

- Nie mogłem go przecież tam zostawić i do niego nie pójść - warknął nieprzyjemnie, po chwili nawiązując ponownie kontakt wzrokowy z Jungiem. - Tak czy inaczej, jest wciąż moim chłopakiem, a ja nie lubię tak po prostu porzucać ludzi, wiesz? Nie wiem, może ty masz inne przyzwyczajenia, ale w to nie wnikam.

To zdecydowanie zabrzmiało jak zarzut i Min zorientował się o tym dopiero po tym, jak jego usta ponownie się zamknęły. Od razu zaczął żałować tych słów, gdyż był pewien, że dostałby za nie w mordę, sam także wylądowałby na łóżku szpitalnym i na tym zakończyłoby się to ich spotkanie, ale mimo tego nie wycofał się. Nie skulił na sobie, nie przerwał nawet kontaktu wzrokowego, gotowy przyjąć na klatę to, co Hoseok miał mu dać, ale ten nie zrobił nic z tych rzeczy, o które miętowowłosy niepoprawnie go posądzał. Chyba cały czas zapominał o tym, że Hoseok nie był Jungkookiem. Że naprawdę nie chciał go skrzywdzić, że nawet jeśli czasami się na niego złościł, nie próbował usilnie wyładowywać tego na nim, że naprawdę chciał dla niego jak najlepiej. A myśl o tym wszystkim zdołała rozpuścić serce Yoongiego nawet w takim momencie.

- Wiesz - odezwał się Hoseok, nagle nieco wyciszonym, ale wciąż spokojnym wzrokiem. Spojrzał przed siebie, a starszy odniósł wrażenie, jakby nieco denerwował się przed tym, co miał właśnie powiedzieć. Jung zazwyczaj maskował większość swoich negatywnych emocji bardzo dobrze pod płachtą tego naturalnego dla niego spokoju, ale miętowowłosy z czasem nauczył się je powoli rozróżniać. - Chyba problemem tutaj jest właśnie to, że on wciąż jest twoim chłopakiem.

Min zaniemówił. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że spodziewał się podobnych słów w takiej sytuacji i teraz doskonale rozumiał, dlaczego jego przyjaciel zatrzymał się na moment, przed wypowiedzeniem ich na głos. Coś tak oczywistego - coś, co dla kogoś patrzącego na tą sytuację z boku było niemalże podane na złotej tacy - dla umysłu Yoongiego tak naprawdę było zamglone i skomplikowane, bo wchodziły w grę pewne jego uczucia, których nie mógł lekceważyć, lecz które jeszcze bardziej utrudniały mu to wszystko. Dlatego proste, tak łatwe do zrozumienia zdanie wypowiedziane przez czarnowłosego tak naprawdę odebrało mu mowę na paręnaście dobrych sekund, podczas których odniósł wrażenie, że nie oddychał.

Co Hoseok próbował mu poprzez to powiedzieć? To także było takie oczywiste, jednak on wolał nie zagłębiać się bardzo w to pytanie, wiedząc, że to, co znalazłby po drugiej stronie oczu Junga, jedynie skomplikowałoby to wszystko jeszcze bardziej. A jego uczucia same w sobie były już wystarczająco skomplikowane. Po zachowaniu drugiego wiedział już jednak, że ten temat był dla niego delikatny, drażliwy i że powinien nie wspominać o tym przy nim już tak często. Min Yoongi zrozumiał, że ranił tym Hoseoka. I że nie chciał tego już więcej robić.

- Nie mogę go tak po prostu rzucić, przecież wiesz - wymamrotał dość niewyraźnie, odwracając spojrzenie. - To... nie jest takie proste. Może takie się wydaje, ale... ale nie jest.

Zatrzymał się na moment, znowu podnosząc dawkę tytoniu na wysokość ust. Odkąd tylko ich relacja się zaczęła, zawsze myślał, że byłby w stanie powiedzieć Jungowi wszystko, bo przecież ten potwierdził, że właśnie po to przy nim był. Ale jak mógł dalej to robić, gdy jego problemy zaczęły obejmować uczucia, które mogły zranić czarnowłosego? Jak mógł dalej rozmawiać z nim tak spokojnie i naturalnie, jak kiedyś, kiedy słowa, które wypowiadał, mogły nieświadomie uderzyć go mocniej, niż Yoongi planował? Ich relacja miała być lekka i niezobowiązująca, ale przestała posiadać możliwość do bycia taką w momencie, w którym każdemu z nich zaczęła podobać się bardziej, niż na samym początku. Gdy naprawdę zaczęli się starać dla siebie nawzajem. I to nie było czymś złym, a jednak wiele komplikowało.

- Bo ja, uhm - odezwał się znowu, jednak wtedy poczuł, że jednak nie miał wystarczająco dużo odwagi, aby się na ten temat wysłowić.

Czemu przyznanie się do własnego uczucia w stosunku do tego jednego człowieka było dla niego takie trudne? Hoseok miał rację, coś takiego nie było normalne. Podniósł spojrzenie ku niebu, jakby miało ono dać mu chociaż trochę siły.

- Ja jednak jeszcze coś do niego czuję. I chociaż widzę, że to powoli coraz bardziej traci na znaczeniu, bo to, jak on się zachowuje, w niczym mi nie pomaga, to jednak... Zależy mi jeszcze na nim. Mam jeszcze sentyment i... I mam nadzieję, że zrozumiesz - przygryzł wargę, niepewnie spoglądając w bok na swojego towarzysza, który też się mu przyglądał w tym momencie. Na razie Yoongi nie chciał analizować uczuć obecnych na jego twarzy. - Nie jestem osobą, która prędko pozbywa się swoich uczuć, chociaż... mogę na takiego nie wyglądać, ale... kurwa.

Zabrakło mu słów, jak zdarzało się przecież bardzo często. Zrezygnowany, spuścił głowę i westchnął, pozwalając swoim ramionom opaść w dół ze smutnym wyrazem. Nie chciał stracić Hoseoka przez to, co właśnie powiedział, bo nie chciałby też okłamać go na temat tego, co czuł. Hobi miał prawo wiedzieć, na czym stał, a Min musiał mu o tym otwarcie powiedzieć, więc teraz zostało mu tylko czekanie na jego reakcję w nadziei, że nie zostałby odtrącony. Po raz kolejny poczuł to, jak bardzo mu na tym człowieku zależało, bo serce zaczęło bić mu szybciej.

Ale, jak zdarzało się przecież bardzo często, Hoseok znowu zrozumiał. I przekazał to miętowowłosemu zwykłym dotykiem ich dłoń, gdy ta jego otarła się spokojnie o tą bledszą, szukając jej ciepłego uścisku, który porównany mógł być do obietnicy na przyszłość. A Yoongi nie potrzebował żadnych słów, aby doskonale zdać sobie sprawę z tego, co miał na myśli Jung poprzez to wszystko, więc po prostu zacisnął ostrożnie swoją dłoń na tej jego, rozkoszując się następnie płynnym gestem, którym młodszy splótł razem ich palce. Min uwielbiał to poczucie tak bardzo, że ilekroć to się pomiędzy nimi działo, odnosił wrażenie, iż za moment mógłby oderwać się od ziemi i odlecieć gdzieś w przestrzeń, ciągnąc za sobą Hoseoka, aby móc go mieć dla siebie w świecie, w którym nie istniał ani Jungkook, ani ograniczający ich czas, ani nic innego, co nie sprzyjało ich znajomości.

- Jesteś uroczy, Yoongi - powiedział młodszy niemalże z drobnym rozbawieniem, a Min poczuł, jak w jednym momencie jego policzki pokrywały się delikatnymi, subtelnymi rumieńcami. Jeszcze bardziej spuścił głowę, tym razem z zażenowania, pozwalając włosom ukryć jego oczy przed spojrzeniem świata, ale tak naprawdę sam drobnie uśmiechnął się jednym kącikiem ust.

- Cholernie uroczy - czarnowłosy parsknął śmiechem na jego reakcję, po czym pociągnął mocniej za jego dłoń, aby starszy odwrócił się w jego stronę.

Gdy to zrobił, Hoseok sięgnął dłonią trzymającą papierosa do jego twarzy, chwytając czule za jego podbródek i bardziej podnosząc mu głowę, aby spojrzeć mu w oczy i zawstydzić go jeszcze mocniej. Zaśmiał się cicho, widząc to, jak miętowowłosy próbował się wyrwać, ale wtedy jeszcze bardziej przytrzymał go w miejscu. Jego spojrzenie przesunęło się po chłopięco zaróżowionych policzkach Yoongiego, które zdawały się palić jeszcze bardziej pod naporem tych głębokich, lecz święcących się oczu.

- Tak uroczy, że chętnie bym cię schrupał - kontynuował, niebezpiecznie zbliżając się do mężczyzny swoją twarzą, jako swój cel mając jego szyję po części skrytą przez zaciągnięty na głowę kaptur. Jednak zamiast ją ucałować, zaczął lekko przygryzać ją zębami w wielu punktach, powstrzymując przy tym śmiech, ale nie potrafiąc nie zaśmiać się w momencie, w którym Min położył dłoń na jego głowie i niedbale go od siebie odepchnął, wyglądając na niesamowicie obrażonego. Mimo tego, nie przestał trzymać Junga za dłoń.

- Spadaj z tymi dennymi tekstami, głupku - jęknął z oburzeniem, łapiąc się wolną ręką za szyję tam, gdzie został ugryziony. Spojrzał na wyższego, marszcząc nos z niezadowoleniem, po czym uderzył go lekko dłonią w klatkę piersiową. - Nie jestem uroczy, tylko jestem twoim hyungiem. Dawaj mi należyty respekt.

Młodszy po raz kolejny się zaśmiał, po czym zaciągnął się papierosem, powoli powracając do ich poprzedniej, bardziej poważnej rozmowy. Widząc, że Yoongi na razie nie chciał na niego spojrzeć, zaczął mówić bez żadnego kontaktu wzrokowego.

- Rozumiem cię, hyung - odezwał się, kontynuując ich poprzedni temat. - Nie lubię wtrącać się w czyjeś związki, ale musiałem coś wreszcie powiedzieć, bo po prostu boli mnie patrzeć na to, jak przez niego płaczesz i jak on cię maltretuje - westchnął. - No i... źle się poczułem, jak tamtego dnia tak szybko do niego pobiegłeś, a mnie zostawiłeś samego. Bo naprawdę mi się podobała tamta noc, wiesz, hyung? To było przyjemne. Mieć cię przy sobie, móc cię przytulać i tak trochę się tobą zaopiekować. Być z tobą swobodny. A poza tym, to, jak wyglądałeś w moich luźnych ciuchach... - przerwał, pozostawiając swój błyszczący się uśmiech jako jedyny komentarz. A Yoongi nie potrzebował żadnego innego, aby poczuć się wartościowy i w jakiś sposób ważny. Przynajmniej dla tego jednego człowieka. Tego, który liczył się naprawdę wiele.

- Byłeś wtedy tylko mój - dodał młodszy.

I jego zawstydzenie wcale nie minęło, ale mimo tego Min wreszcie spojrzał na młodszego, uśmiechając się lekko pod nosem, chociaż bardzo starał się to ukryć. Wtulił się lekko w ciało swojego przyjaciela, opierając głowę o jego klatkę piersiową i wreszcie znowu zaciągając się swoim powoli kończącym się papierosem. Hoseok objął go jednym ramieniem.

- Mnie też się ona podobała - przyznał cicho. - Będziemy musieli to powtórzyć. I... przepraszam, Hobi. Zachowałem się jak idiota.

Chwila zgodnej ciszy. Przyjemnej, spokojnej, przerywanej tylko przez szum wiatru oraz głos dziewczynki wciąż samotnie bawiącej się na jednej z karuzel. A przynajmniej dla Junga, bo miętowowłosy w tym momencie wczuwał się w rytm bicia jego serca i zdawał się słyszeć tylko to, nic więcej. Ale gdy Hobi przemówił, jego uszy zostały przepełnione tym dudnieniem, które rozległo się w całej jego klatce piersiowej.

- Nie chcę ci mówić, co powinieneś robić w swoim związku - powiedział spokojnie. - Ale po prostu licz się z tym, że dla mnie Jungkook nie zawsze będzie wygodnym rozwiązaniem.

Yoongi po prostu przytaknął w ciszy, jednym ruchem głowy, ocierając się przy tym policzkiem o klatę młodszego. Wiedział to. Już wiedział.

Kolejne sekundy ciszy, może minuty, może parę kwadransów. Yoongi nie wiedział, nie nadążał za czasem, bo to nie w jego rytm wsłuchiwał się w tym momencie, ale w ten, który pochodził z klatki piersiowej czarnowłosego. Mijające ułamki nieskończoności nie miały dla niego w tym momencie znaczenia, bo nie żałowałby ani jednego z nich, póki mógł spędzić je w ramionach tego mężczyzny; a podczas gdy ten tak ochoczo go do siebie przygarniał, Min myślał nad tym, jak cudownie opiekuńczy i kochany był on za to, że dał mu czas na przemyślenie tej sytuacji, swojego związku, wszystkiego. Kończył palić przy tym swojego papierosa, od czasu do czasu zerkając na ubraną na różowo dziewczynkę w oddali i nie zastanawiając się nad tym, jaki kontrast pomiędzy ich dwoma światami był obecny w tym obrazku.

Wieczność, w której ich ciała były wykute niczym w chłodnym marmurze, została przerwana przez dźwięk dokończonego papierosa Junga upadającego na ziemię. Chwilę później, ten należący do Yoongiego dołączył do niego.

- Hoseok - odezwał się nagle, na co młodszy odpowiedział mruknięciem. - Pocałujesz mnie?

Poczuł pierw dłoń gładzącą czule jego ramię, a później ta sama dłoń odsunęła go nieco od ciała młodszego. Min zapewne mruknąłby na to z niezadowoleniem, gdyby nie to, że wiedział, co miało stać się za chwilę; spojrzał na czarnowłosego wyczekująco, a ten sprowadził go lekkim pchnięciem dłoni w stronę ściany, o którą starszy posłusznie oparł się plecami. Jung zbliżył się jeszcze bardziej do jego ciała, kładąc jedną dłoń tuż przy głowie niższego, na co ten automatycznie poczuł, jak zaczęły mięknąć mu kolana. Uwielbiał taką sytuację, uwielbiał takiego Hoseoka i uwielbiał to, jak te iskierki w oczach młodszego miały na niego ochotę, jak badały jego twarz i sprawiały, że robiło mu się tak rozkosznie słabo. Zaczął się niecierpliwić, więc położył delikatnie dłonie na bokach mężczyzny, gładząc je lekko, ale ten nie zdawał się chcieć go pocałować. Jeszcze nie.

Zamiast tego, młodszy schylił się i chwycił miętowowłosego w talii, podnosząc go i zmuszając do tego, aby ten trzymał się niego kończynami, jeśli nie chciał upaść. Yoongi bez jakiegokolwiek zawahania chwycił się tych silnych, umięśnionych ramion, nie rozumiejąc, co Hobi chciał zrobić, dopóki ten nie skierował się w stronę niskiego murku znajdującego się tuż obok ściany, przy której do tej pory byli. Młodszy posadził go tam, tym łatwym manewrem zapewniając sobie miejsce pomiędzy jego nogami, co sprawiło, że uśmiechnął się zadziornie. Min także nie miał na co narzekać.

Myślał, że przeszliby już do pocałunku, jednak Hoseok zaskoczył go po raz kolejny. Pochylił się nad nim, ale zamiast dać mu to, czego tak bardzo pragnął, położył dłoń na środku jego klatki piersiowej, zupełnie tak, jakby czegoś tam szukał. Starszy spojrzał na niego, zagubiony, jednak wreszcie zrozumiał, o co mu chodziło. Nieśmiertelnik.

Przeklął na siebie w myślach. Zapomniał go tego dnia założyć i był pewien, że to sprawiło czarnowłosemu przykrość. Był to przecież symbol tego, co było pomiędzy nimi i tego, że Hoseok chciał dla Yoongiego jak najlepiej. Zawsze. Tego, że cały czas był dla niego tam, gdzie akurat Min go potrzebował.

- Nie zakładałem go ostatnio, bo byłem tak często z Kookiem - wytłumaczył się, przygryzając wargę i spoglądając ze wstydem gdzieś w bok. - Bałem się, że mógłby go zobaczyć, a dzisiaj... Zapomniałem go założyć. Przepraszam, Hobi.

Ale zamiast się na niego złościć, Hoseok po raz kolejny rozumiał i wybaczał. Jak zawsze.

Uśmiechnął się do niego promiennie, znowu zwracając na siebie jego uwagę oraz spojrzenie. Pozwolił, aby Yoongi zarzucił mu ramiona na szyję, splatając palce przy jego karku, po czym nachylił się minimalnie, składając drobny, pełen czułości pocałunek na jego czole. To sprawiło, że miętowowłosy także wreszcie się uśmiechnął, bo ten typowy dreszcz przebiegł mu po plecach.

- Nic nie szkodzi - zapewnił go Jung. - To nic takiego ważnego.

Dla Yoongiego to naprawdę było czymś ważnym.

Jednak nie tak ważne jak pocałunek, który wreszcie otrzymał od mężczyzny. Hoseok złączył ich wargi z tą samą delikatnością, która towarzyszyła mu ciągle, przy każdym geście i słowie, które dotyczyły miętowowłosego. Ten zauważył, że Hobi nie zwracał się z nią do nikogo innego, a przynajmniej nie tak bardzo, jak do niego, i naprawdę, głęboko to doceniał. A teraz miał wreszcie okazję ponownie chłonąć jego istnienie i w zamian dać mu swoje własne, przyjmując jego rozkoszne pieszczoty, ale odwzajemniając je tym samym, starając się być dla niego jak najlepszy, z jak największą wprawą i dokładnością. Mając zamknięte oczy, odnosił wrażenie, że to nie usta człowieka go pieściły i sprawiały, że czuł się tak dobrze, ale że miał przy sobie jakąś istotę poza ludzkim pojęciem, cudowną, nieskończenie dobrą i kochającą. Jakby był przy jakimś bóstwie, które z jakiegoś powodu, pośród wszystkich śmiertelników, wybrało akurat jego jako to jedyne, któremu okazywałoby swoje przywracające do życia światło. Yoongi nie znał innych określeń, którymi opisać pocałunki czarnowłosego, prócz takich metafor i porównań, które ciągle były obecne w jego głowie i które minimalnie przekazywały to, jak bardzo chciało mu się żyć, gdy Hoseok go całował.

Uwielbiał te soczyste cmoknięcia, które można było wyłapać w powietrzu, a gdy po jakimś czasie się od siebie odsunęli, obdarzył młodszego słodkim westchnięciem i jeszcze słodszym uśmiechem, podczas gdy głaskał jego policzek niemalże w geście podziękowania. Właśnie czegoś takiego było mu trzeba, a Hoseok zawsze potrafił mu to dać.

Wystarczyło, że dosłownie na moment spojrzał za plecy czarnowłosego, aby zauważył, że coś było inne, niż zaledwie parę minut temu. Teraz mężczyzna, który poprzednio pilnował bawiącej się dziewczynki, w pośpiechu zganiał ją z karuzeli, a do uszu Mina dotarły jakieś słowa przeciwko ich dwójce, "ludziom, przy których nie powinno być dzieci". Powszechna homofobia była zdecydowanie częścią życia ludzi w jego kraju, jednak Yoongi do tej pory nigdy nie spotkał się z tak otwartą jej formą. Bez jakiegokolwiek namysłu, w momencie, w którym nieznajomy znowu spojrzał w ich stronę, miętowowłosy pokazał mu środkowego palca, czego Jung nawet nie zauważył, zbyt zaabsorbowany obserwowaniem jego twarzy z bliska.

On sam po chwili zajął się tym samym, składając jeszcze parę krótkich, słodkich i bardzo dźwięcznych cmoknięć na ustach Hoseoka, mrucząc co chwilę na przyjemność tego kontaktu. Czarnowłosy przyjemnie przesuwał palcami po dolnej części jego pleców i napierał swoim ciałem na to jego, a Yoongi robił mu jak najwięcej miejsca pomiędzy swoimi nogami, ochoczo je dla niego rozchylając. Zacisnął jednak uda dookoła jego bioder, gdy Hoseok dał mu do zrozumienia, że mu się to podobało.

- Tak bardzo mi tego brakowało - odezwał się cicho starszy i westchnął głośniej, gdy Jung wykonał ruch biodrami do przodu i się o niego otarł. - Parę dni bez ciebie to dla mnie męczarnia.

Hoseok zbliżył się do kolejnego cmoknięcia, uśmiechając się z zamkniętymi oczami tuż przy jego wargach. Yoongi zadrżał, uwielbiając czuć go tak blisko siebie.

- Więc nigdy więcej już mnie nie zostawiaj - szepnął prosto w jego usta, a Min mógł jedynie odpowiedzieć mocnym pocałunkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro