19. our own universe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hoseok miał rację, bo Yoongi naprawdę uwielbiał kąpiele i uważał, że to one były w stanie najbardziej go odprężyć. Szczególnie wtedy, gdy po ciężkim czy nużącym dniu wracał wreszcie do swojego małego mieszkania, ignorował fakt, że teoretycznie przede wszystkim powinien coś zjeść i od razu kierował się do łazienki; tam pozwalał przyjemnie ciepłej wodzie napełnić całą jego wannę, a podczas tego procesu stojąc przed nią rozbierał się, przesuwając miękkim, delikatnym dotykiem dłonie po swoim mlecznobiałym ciele. Raz po raz coraz to kolejne części jego garderoby zsuwały się z jego ramion oraz bioder, aby wreszcie opaść na ziemię, a on wtedy stawał sam na sam przed sobą - tym sobą, który nie miał już za czym się ukrywać, który opuścił wszelkie mury obronne, jakby intymna atmosfera łazienki oraz połączony z nią, wręcz święty moment spokojnej kąpieli sprawiały, że wszelkie maski na jego twarzy się kruszyły. Robiły to jednak dość subtelnie, delikatnie, nigdy zbyt nienaturalnie prędko, a jemu chyba tylko w tej sytuacji to nie przeszkadzało: wtedy, gdy powoli wchodził do wanny i wsuwał swoje kończyny pod ciepłą wodę, aż wreszcie zanurzał się w niej aż po brodę i przymykał z miękkim westchnięciem oczy, czując się otulony przez to niebiańsko przyjemne ciepło i wreszcie się rozluźniając. Za każdym razem odnosił wrażenie, jakoby znajdował się w innym wymiarze, gdyż w pomieszczeniu było idealnie cicho, a tylko delikatny chlupot wody się liczył, jeśli akurat rozsuwał nieco uda lub przekręcał głowę na jeden bok, wywołując na powierzchni cieczy drobne fale. Nie uchylając powiek i skupiając się już nie na własnych myślach czy emocjach, ale tylko na odczuciach fizycznych, które jedynie w momencie tak wyjątkowym były całkowicie przyjemne, oczami wyobraźni widział samego siebie otoczonego niczym więcej, niż jakąś trudną do określenia, białą pustką. Pustką, która jednak zawierała w sobie ciepło, przyjemnie gładzące go po udach oraz ramionach dłonie, cichy, niedrażniący ucho chichot oraz przyjemny, delikatnie słodki zapach, najczęściej waniliowy, różany lub lawendowy. Yoongi lubił wierzyć, że to było miejsce, w którym pewnego dnia wreszcie zaznałby spokoju.

Czasami po paru minutach spędzonych w ten sposób, miętowowłosy sięgał do leżących gdzieś na podłodze spodni i wyciągał z ich kieszeni komórkę, aby porozmawiać z Hoseokiem. Zazwyczaj tylko do siebie pisali, Jung często żartobliwie pytał się go o jakieś zdjęcia, gdy tylko odkrywał, że starszy ponownie pisał do niego z wanny, a czasami nawet do siebie nawzajem dzwonili, aby usłyszeć się nawzajem. Po paru takich wydarzeniach Hoseok mógł zdecydowanie stwierdzić, że Yoongi brzmiał najprzyjemniej i najspokojniej właśnie wtedy, gdy brał kąpiel. Wtedy nigdy nie spieszył się ze słowami, mówił powoli, - co wcale nie przeszkadzało czarnowłosemu, bo jeśli do niego dzwonił, to oznaczało, że chciał mu poświęcić swój czas - robił częste pauzy, czasami wypełnione jedynie przeciąganymi mruknięciami, ale przede wszystkim brzmiał tak... wyjątkowo. Hoseok nauczył się kochać ten głos, gdy stawał się taki głęboki, mrukliwy, dość męski, ale przede wszystkim przekazujący spokój oraz całkowite upojenie wszelkich zmysłów. Brzmiał trochę tak, jakby Yoongi dopiero się obudził, albo właśnie miał zasnąć, a gdy go słuchał czarnowłosy lubił kłaść się na swoim łóżku, gasić światło w swoim pokoju, przykrywać kocem i w ciemności wyobrażać sobie, że Min był tuż obok, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Słuchał o tym, jak miętowowłosy opowiadał o swoim dniu, a następnie robił to samo, uśmiechając się sam do siebie na myśl o tym, że to, co robili, było przecież takie proste, ale jego serce odbierało to jak tak cholernie wyjątkowe. Hoseok nie mógł się tym nacieszyć, a podczas takich momentów te dwa, wyjątkowe słowa cisnęły mu się na usta częściej, niż zazwyczaj, ale nigdy nie pozwalał im wydostać mu się z gardła. Głupio byłoby tak przez telefon.

Zdecydowanie te rozmowy z Hoseokiem były przyjemne i po jakimś czasie zaczęły stanowić element naturalny życia Yoongiego, chociaż nie wdrążyły się w jego rutynę i wciąż były niesamowicie wyjątkowe, gdyż nie przeprowadzali ich codziennie. Może właśnie z tego powodu Min potrafił sobie cenić te minuty (no dobrze, czasami nawet godziny) spędzone na cichym mówieniu do siebie i opowiadaniu sobie o przeżytym dniu, nowinach, dobrych wydarzeniach i problemach, które w wyjątkowej, ciepłej i niebiańsko przyjemnej przestrzeni wanny wypełnionej wodą przestawały być już problemami - a czarnowłosemu wystarczył miękki ton głosu swojego starszego rozmówcy, aby poczuł się podobnie, niezależnie od tego, czy akurat rozmawiał z nim z salonu, tarasu, na którym palił papierosa, czy ze swojego łóżka. Nie była to jednak największa przyjemność, jaką znał Jung. A tego dnia chciał pokazać miętowowłosemu coś, dzięki czemu poczułby się jeszcze lepiej.

Dlatego zaczął rozbierać go delikatnie, dotykając jego ciała oraz jego skóry w sposób, który nie miał w sobie nic perwersyjnego, a przekazywał jedynie czułość i uczucie; pozbył go ciut zbyt dużej koszulki oraz bielizny, gdyż starszy po przebudzeniu nie miał na sobie spodni, ale nawet gdy Yoongi stanął przed nim całkowicie nagi, mając na sobie jedynie nieśmiertelnik, z którym ostatnio nigdy się nie rozstawał, nastawienie Hoseoka wcale się nie zmieniło. Naprawdę nie chciał seksu, nie teraz, nie dzisiaj. Nie sądził, aby wszystko koniecznie musiało do niego prowadzić, a wręcz przeciwnie - wszystkie uczucia, które buzowały w jego wnętrzu w tym momencie, nakierowywały go tylko i wyłącznie do czułości, do potrzeby opieki nad Yoongim, który stał przed nim całkowicie obnażony, jeszcze trochę zapłakany, z opuchniętymi od płaczu oczami, nieuczesanymi włosami i lekko trzęsącymi się dłońmi, taki drobny, domagający się opieki, kruchy i filigranowy. Po prostu wyglądał tak, jakby potrzebował się o kogoś oprzeć. A Hoseok zawsze był gotowy na to, aby mu to oparcie dać.

Miętowowłosy usiadł na skraju jeszcze zaledwie w jednej czwartej wypełnionej wannie, kładąc swoje nagie pośladki na chłodnej powierzchni i spuszczając zarówno głowę, jak i szczupłe ramiona. Młodszy spojrzał na niego i zastanowił się, czy to, co stało się z Jungkookiem naprawdę wpłynęło na Mina aż tak bardzo. Chyba jednak nie powinien się dziwić, bo wiedział doskonale, że Yoongi widział tą sytuację całkowicie inaczej, niż on. I że, mimo wszelkich krzywd, Jungkook liczył się dla niego naprawdę wiele. Nic więc dziwnego, że bardzo mocno na to wszystko reagował, mimo tego, że istniały dla nich pozytywne efekty tego, co się stało.

- Wszystko w porządku? - zapytał się miękko Jung, chwytając za dolne końce swojej koszulki i ściągając ją jednym, płynnym ruchem. Prędko materiał wylądował gdzieś na podłodze, niedaleko tego należącego do starszego. - Ja rozumiem, Yoongi, że to nie jest łatwe, ale...

Chciał powiedzieć jedną, konkretną rzecz. Naprawdę chciał. A jednak nie była ona w stanie przejść mu poprzez gardło, toteż podczas gdy zdejmował z siebie luźne spodnie dresowe, zachował swoją ciszę. Mimo tego zauważył, że siedzący mężczyzna przyglądał mu się kątem oka, nie podnosząc przy tym głowy. Aby pokazać mu, że to nie umknęło jego uwadze, uśmiechnął się miło do niego kącikiem ust, po czym podszedł bliżej i chwycił go za dłoń.

- Jest w porządku, Hoseok - stwierdził z pewnym udawanym przekonaniem starszy, podnosząc nieco spojrzenie na swojego towarzysza, ale wciąż wyglądając trochę jak skarcony szczeniak. Jego błyszczące się oczy zdradzały doskonale, co tak naprawdę działo się w jego głowie. - Mówiłem ci już, że jest okej. Stało się. Ale ty tu ze mną jesteś, więc jest dobrze.

W przypływie czułości, czarnowłosy przykucnął tuż przed starszym, dzięki czemu od dołu mógł spojrzeć trochę lepiej na jego twarz. Uśmiechając się do niego szczerze i słodko, położył dłonie na jego nagich kolanach, a wtedy Yoongi zrobił coś, co wymagało od niego inicjatywy, o którą Hoseok go nie podejrzewał - wciąż siedząc na skraju wanny, miętowowłosy wychylił się do przodu i zainicjował pełen delikatności i niewypowiedzianych słów pocałunek. Młodszy stwierdził, że już dawno nie czuł się aż tak dobrze, jak podczas tego pocałunku: opuszki palców Yoongiego subtelnie muskały jeden z jego policzków, podczas gdy ich usta oraz języki łączyły się w harmonijną jedność, która tańczyła, wymieniała się czułościami oraz pieszczotami, których delikatne, mokre i dość ciche odgłosy unosiły się w przestrzeni łazienki, po części zagłuszane przez szum wody. Zrodziły się pomiędzy nimi westchnięcia, barytonowe pomrukiwanie, ostrożne łapanie zębami za wargę oraz ciągłe odpychanie i przyciąganie się. Była to gra elementów: Yoongi był pożarem, który raz po raz rozpoczynał coś nowego, próbował sięgnąć głębiej, a Hoseok strumykiem wody, która go uspokajała, oswajała, przekazywała mu cierpliwość oraz płynną delikatność. Dopełniali się doskonale i działając wzajemnie na siebie tworzyli idealną harmonię, która była im tak niezbędna, aby się porozumiewać.

Żaden z nich nawet nie zauważył, gdy czarnowłosy zaczął przesuwać palcami po całej długości nagich pleców starszego. Był to motyli dotyk, tak delikatny, że tworzył niepowstrzymane dreszcze na drobniejszym ciele; Yoongi napinał się jak struna, prostował plecy i tym samym wychylał się bardziej w stronę kochanka, chwytając go obiema dłońmi za żuchwę i zatapiając się głębiej w jego pocałunku. Wzdychał mu w usta, cicho wypowiadał jego imię w kontakcie z jego wargami, a wibracje jego głosu otrzymywały jako odpowiedź mruknięcia aprobaty młodszego, który kontynuował, przesuwał wciąż swój dotyk po filigranowym ciele Yoongiego rysując na nim ścieżki, które miały zostać wyryte w nim już na zawsze. Bo Yoongi robił to, żeby zapomnieć, ale tym samym gwarantował sobie, że ten dokładny moment nie opuściłby jego wspomnień już nigdy. Bo nie da się zapomnieć o usilnych próbach wymazania sobie kogoś z pamięci.

To Hoseok odsunął się jako pierwszy, kończąc pocałunek ostatnim mokrym, przeciągniętym cmoknięciem i niemalże od razu podnosząc się z klęczek, aby zakręcić kurek wody, w celu uniknięcia przepełnienia wanny. Miętowowłosy podążył za nim wzrokiem, wciąż czując tak wyraźnie to przyjemne ciepło na swoich ustach oraz mrowienie w swoim wnętrzu, jednak wystarczyło na niego spojrzeć, aby zrozumieć, że to dla niego nie był zwyczajny pocałunek - zresztą, także dla młodszego nie był byle czym, ale to w Yoongim można było ujrzeć największe jego efekty. Wydawałoby się, że ta czułostka wyczyściła go z wszelkich brudów przeszłości, jeszcze zanim zdołała to zrobić woda ciepłej kąpieli; unieważniła wszelkie problemy oraz te długie listy pytań, które prawdopodobnie nigdy nie miałyby znaleźć odpowiedzi; przygotowała go na rozmowę spokojną, wyciszoną, bez jakichkolwiek pretensji. Delikatną, czułą, przepełnioną zrozumieniem, po prostu ludzką. Taką rozmowę, której Min nie przeprowadzał już z nikim od dawna, bo to Hoseok był strumieniem, który oddał mu spokój ducha oraz człowieczeństwo. Hoseok był jego Letè, które wymazywało mu z pamięci wszelkie negatywne wydarzenia, oraz jego Eunoè, które przypominało mu tylko o tych dobrych.

Starszy przyglądnął się temu, jak czarnowłosy sięgnął do jednej z szafek i wyciągnął musującą kulę do kąpieli, których Yoongi używał naprawdę często. Jakby doskonale wiedział, które były ulubionymi miętowowłosego, sięgnął po tą niebiesko-różową i wrzucił ją do wody, na co starszy od razu się odwrócił, aby przyglądnąć się temu, jak zaczynała się rozpuszczać. W niezrozumianym nawet przez samego siebie odruchu, uśmiechnął się na widok powoli barwiącej się wody, trochę przypominającą teraz nieskończoność wszechświata w dziecięcej wyobraźni. Może czasem lepiej pozostać dzieckiem. Dzieci nie wiedzą, że kosmos wcale nie jest kolorowy, błyszczący się i miły, lecz przeraźliwie pusty, chłodny, cichy, jakby martwy i gotowy zabić. Dzieci nie wiedzą też, że nie można być niczego pewnym w życiu, że czasem można kogoś bardzo mocno kochać, chociaż to niesłuszne i niepoprawne, a potem nie da się z tego uwolnić i rani się przy tym inne osoby. Nie wiedzą, że można przywiązać się do przyjaciela swojego chłopaka i go z nim zdradzać, w dodatku nie czując przy tym żadnego poczucia winy, a przynajmniej początkowo. Ale tego wieczoru Yoongi chciał zanurzyć się z Hoseokiem w takim dziecięcym wszechświecie, nie w tym prawdziwym.

Czarnowłosy rozebrał się do końca, po czym podał starszemu dłoń, za którą ten od razu chwycił i użył jej pomocy, aby podnieść się ze skraju wanny i zostać chwycony w pasie przez mężczyznę, a następnie słodko przez niego pocałowany. Jung puścił go i wszedł do wanny jako pierwszy, pierw stawiając jedną stopę, później drugą i na koniec siadając, aby móc się położyć; ponownie podał dłoń Yoongiemu, który po raz drugi za nią chwycił i także wszedł do wody, starając się poruszać ostrożnie i delikatnie, aby odnaleźć pozycję wygodną dla nich obu. Hoseok pomógł mu w tym, kładąc dłonie na jego biodrach i sadzając go pomiędzy swoimi nogami, odchylając go do tyłu, aby miętowowłosy oparł plecy o jego klatkę piersiową.

Gdy tylko obaj poczuli ciepłą, przyjemną wodę otaczającą ich zewsząd, stwierdzili, że bez dwóch zdań tak było idealnie i chociaż nie wypowiedzieli tego na głos, niemalże telepatycznie zrozumieli, że się w tym zgadzali. Starszy mruknął przeciągle z ukontentowaniem, opierając się o kochanka i czując nie tylko jego silne ciało za sobą, ale także jego wytatuowane ramiona dookoła swojego własnego ciała, tak filigranowego i kruchego. Przymknął oczy i odchylił głowę, rozkoszując się tym momentem, bo po raz kolejny żaden z nich nie odczuwał żadnego napięcia seksualnego - nie liczyły się ciała, liczyły się tylko dusze i emocje. To, co od zawsze pomiędzy nimi zdawało się żyć całkowicie w zgodzie, niemalże w symbiozie.

Usta Hoseoka spoczęły gdzieś przy jego uchu, aby po chwili zacząć składać drobne pocałunki na jego skórze, stopniowo zsuwając się coraz niżej po szyi. Yoongi uwielbiał ten dotyk - to zdecydowanie była jego ulubiona pieszczota, która była w stanie rozluźnić go i pomóc mu nie przejmować się absolutnie niczym. Uśmiechnął się więc nikle pod nosem, kładąc dłonie na tych czarnowłosego, które spoczywały na jego brzuchu i splatając z nimi swoje palce, a młodszy odwzajemnił jego lekki uścisk; poruszał nieco nogami w wodzie, zginając je w kolanach, które pojawiły się ponad kolorową powierzchnią, w ten sposób, że jego uda wywierały lekki nacisk na biodrach miętowowłosego, który natomiast wygodnie leżał z wyciągniętymi nogami. Zdawałoby się, że w ten sposób ich ciała pasowały do siebie idealnie. Dodatkowo były przyjemne rozgrzewane i rozpieszczane przez wodę, a Yoongi po raz pierwszy w życiu zrozumiał, że istniało coś lepszego i bardziej relaksującego, niż kąpiel w wannie - mianowicie, kąpiel w wannie z Hoseokiem, który obdarzał go niesamowitym poczuciem słodkiej intymności, które było naprawdę pożądane przez starszego.

- Naprawdę mi z tobą dobrze, Hobi - wymruczał nagle, przerywając święty moment ciszy, ale dla Junga jego słowa zdawały się być cenniejsze od jakiegokolwiek momentu wypoczynku. - Naprawdę bardzo, bardzo dobrze. A po tym, co stało się dzisiaj... Zrozumiałem, że muszę wreszcie podjąć jakąś decyzję. Że nie mogę tego tak ciągnąć już na zawsze.

Min poprzednio powiedział, że nie był w stanie rozmawiać o tym wszystkim, co zaszło, ale w tym momencie słowa same z siebie wypłynęły z jego ust, gdyż jego podświadomość wiedziała, że to nie było czymś, co mógłby tak po prostu przemilczeć. Za każdym razem, gdy ignorował temat tak ważny, jak ten dotyczący jego, Jungkooka oraz Hoseoka, zachowywał się po prostu jak tchórz, ale dotarło to do niego dopiero w momencie, w którym... w którym przytulając się ciasno do Jeona, zobaczył czarnowłosego chowającego się za jego drzwiami do kuchni, patrzącego na ich dwójkę z prawdziwym bólem w oczach. Dopiero wtedy Yoongi przestał być ślepy na krzywdę, którą wyrządzał temu mężczyźnie swoim roztargnieniem, dziecięcym zachowaniem, brakiem jakiejś konkretnej decyzji. Podjęcie jej zdecydowanie zraniłoby także jego, bo ryzyko zrobienia czegoś źle było naprawdę wysokie, ale wolał zadawać ból samemu sobie, niż osobie, która była mu tak bliska, jak Hoseok.

Ten westchnął cicho, przesuwając nieznacznie dłonie po jego brzuchu, a starszy miał ochotę zadrżeć pod jego dotykiem i uśmiechnąć się przez to, jak dosadnie działał na niego ten człowiek. Czarnowłosy chciał coś powiedzieć, ale Yoongi wtrącił się, kontynuując.

- Przepraszam, że nie dotarło to do mnie wcześniej. Wiem, że próbowałeś mnie o tym uświadomić i jakoś do mnie przemówić, ale... Teraz widzę, że byłem po prostu zaślepiony - westchnął, podnosząc leniwie powieki i odwracając twarz na jeden bok, aby spojrzeć na spokojny wyraz twarzy Junga. Był piękny w ten najprostszy i najbardziej subtelny ze sposobów. - Przepraszam, ale... może po prostu właśnie tak miało być. Chociaż wiele cię to kosztowało.

A Hoseok, jak zawsze, delikatnie i absolutnie szczerze się do niego uśmiechnął. Jego ramiona znów objęły mocno starszego w pasie, przyciskając go nieco do siebie, ale przede wszystkim zbliżając do siebie jego uroczą twarzyczkę.

- Wybaczam ci, Yoongi. Nic się nie stało - odpowiedział mu, przymykając oczy i zbliżając się jak do pocałunku. Ale zamiast go pocałować, zaczął wodzić czule ustami po twarzy Yoongiego, ledwo muskając wargami jego skórę, lecz wywołując u niego drobne dreszcze, a przede wszystkim ogromny uśmiech, który rozkwitł na środku twarzy miętowowłosego. Ten zachichotał serdecznie, chwytając Hoseoka za twarz. - To wszystko będzie tego warte, jeśli oznacza to, że wreszcie będę mógł cię mieć. Już na własność. Wszyscy popełniamy błędy.

Yoongi zdążył tylko pomyśleć o tym, że to nie była prawda - Hoseok nigdy, przenigdy nie popełnił żadnego błędu; Hoseok był idealny, kochany i szczery; Hoseok był taki nieskończenie dobry, że czasami wydawało się to nierealne czy wręcz dziwne - zanim nie powstrzymał się już więcej i ucałował mocno swojego kochanka. Włożył w to całą pasję, na jaką było go stać, mimo tego nie robiąc z tego pocałunku niczego zbyt perwersyjnego, nie pasującego do tego momentu i tej atmosfery; po raz pierwszy ucałował go tak, jakby to Hoseok był jego największym skarbem, a nie odwrotnie, jak to zdarzało się do tej pory. Yoongi już dawno zdał sobie sprawę z tego, jakie wielkie szczęście miał ze względu na to, że znał czarnowłosego, ale chyba po raz pierwszy okazywał to tak otwarcie, całując go tak, jakby od tego zależała cała jego egzystencja.

Młodszy oczywiście odwzajemnił pieszczotę, wciąż mocno trzymając miętowowłosego w ramionach, jednak dając mu pewną możliwość poruszenia się, dzięki czemu ten powoli zaczął przekręcać się na jedną stronę, nie przerywając jednak pocałunku. Jung chwycił go delikatnie za żuchwę, nie chcąc zrywać kontaktu, gdy Yoongi ostrożnie, nie chcąc zrobić mu krzywdy, uklęknął pomiędzy jego udami, aby następnie powoli powrócić do pozycji podobnej do tej poprzedniej, z tą różnicą, że teraz leżał na brzuchu, nieco wyżej w objęciach Hoseoka. Czarnowłosy od razu objął go ramionami, przyjmując go do siebie i pozwalając, aby Min oparł klatkę piersiową o tą jego, wytatuowaną, i położył na niej swoje dłonie, mając teraz między nogami udo młodszego i będąc w jeszcze wygodniejszej pozycji, niż poprzednio. Poczuł, jak chłodny materiał nieśmiertelnika przywarł do jego skóry, dokładnie tam, gdzie było serce.

Nawet pocałunek był lepszy, gdy leżeli w ten sposób, dzięki czemu trwał jeszcze przez jakiś czas, dopóki cmoknięcia, muśnięcia oraz zabawy językiem czy zębami stopniowo wygasły. Wtedy spojrzeli na siebie nawzajem z nieukrytym zadowoleniem w oczach, a Yoongi oparł głowę o ramię młodszego, którego dłonie zaczęły gładzić pod wodą całą długość jego pleców, sięgając aż do ich końca. Miętowowłosy poruszył się trochę, przez co jego tyłek okazał się być trochę wypięty do góry, ale mimo wszystkiego spokojnie przymknął oczy i uregulował swój oddech według rytmu, z którym słyszał jego dźwięk w ciepłym, dobrze zbudowanym ciele Hoseoka. Ciele, które teraz tak otwarcie go przyjmowało i chciało go dla siebie. To było piękne.

Przez jakąś chwilę po prostu tak leżeli, napawając się swoją wzajemną obecnością oraz spokojem, który opadł na nich mimo dość nieprzyjemnych wydarzeń z tego dnia. Tancerz zaczął bawić się pojedynczymi kosmykami miętowych, bladych włosów z odrostami, w międzyczasie nucąc pod nosem wesołą melodię z jakiejś piosenki, którą chyba słyszał w radiu; a połączenie tego wszystkiego dla Yoongiego zdawało się być prawdziwym niebem. Westchnął dość głośno, lecz z ogromną ulgą oraz rozkoszą, myśląc o tym wszystkim, bo czego więcej mógłby chcieć od życia? Leżał właśnie w ramionach mężczyzny, który okazał się być dla niego naprawdę ważny, który o niego dbał i który nigdy nie chciałby go skrzywdzić, który nucił mu jakąś przyjemną melodię, rozpieszczał go i po prostu dawał mu odczuć, że coś się dla kogoś liczył, że miał jakieś znaczenie na tym świecie. On, który zawsze pozostawał nieważny i niezauważany. On, który właśnie przebywał z Hoseokiem w ich własnym, niebiesko-różowym uniwersum, otoczeni ciepłem i słodkim, kwiecistym zapachem. On, który nigdy nie pomyślałby o tym, że pewnego dnia mogłoby mu być aż tak dobrze. Czuł się idealnie.

Dłonie czarnowłosego zaczęły mieć na nim niemalże hipnotyzujący efekt, gdy przesuwały się po jego plecach tak rytmicznie, lecz w pewnym momencie zaczęły sięgać coraz niżej. Yoongi poczuł doskonale, jak pojedyncze opuszki palców zaczęły zsuwać się w dół po jego kręgosłupie, jakby kreśląc główne linie jego ciała, chcąc nadać im sens, bo tylko przy Hoseoku miętowowłosy czuł, że jakiś posiadał; zaczęły gładzić jego lędźwie i tam zatrzymały się na parę chwil, lecz po chwili sięgnęły jeszcze niżej, zaczynając przesuwać się po początku linii pomiędzy pośladkami starszego. Obecność wody sprawiała, że ten dotyk wydawał się jeszcze delikatniejszy i bardziej czuły, niż był w rzeczywistości, a Min nie mógł nie mruknąć ukontentowany i odwrócić głowy na drugą stronę, aby potrzeć czule policzek młodszego czubkiem swojego nosa.

Wiedział, że Hoseok chciał coś powiedzieć dokładnie tak samo, jak on sam odczuwał taką potrzebę wcześniej - nie można było się jej oprzeć i była to tylko kwestia czasu, zanim słowa zaczęłyby samodzielnie wypływać spomiędzy warg Junga. Yoongi nie mógł podejrzewać, czego mogły one dotyczyć, ale cierpliwie na nie czekał; Hoseok natomiast odczuwał napór tych dwóch konkretnych, niebezpiecznych słów i dopytywał się, czy to właśnie teraz okazałyby się one wystarczająco odważne, aby ujrzeć światło dzienne.

Młodszy westchnął miękko, w dalszym ciągu gładząc dwoma palcami miejsce pomiędzy pośladkami miętowowłosego, który poruszył się miękko i mruknął z utęsknieniem. Mimo tego, w tym, co robili, wciąż nie było żadnej intencji podtekstu seksualnego.

- Wiesz - zaczął powoli Hoseok, odzywając się bardzo cicho, jak na siebie. Yoongi był przyzwyczajony do tego, że jego głos dumnie roznosił się dookoła i docierał do uszu wszystkich obecnych, ale teraz mógł idealnie wyczuć, że był on dedykowany tylko i wyłącznie jemu. - Wiem, że dzisiaj nie było dla ciebie łatwo, ale ja też... przeszedłem przez wiele skrajnych emocji.

Leżący na nim kochanek pokiwał w odpowiedzi głową, bo tak, zdawał sobie idealnie sprawę z tego, że dla nich obu początek tego dnia był fatalny, przepełniony wieloma emocjami, których raczej nie powinno być. Zresztą, nie tylko dla nich... Była też trzecia osoba, która na tym ucierpiała, a Yoongiemu wciąż było z tego powodu przykro. Żałował, że nie rozegrał tego w inny sposób. Żałował, że nie był bardziej ostrożny i uważny, że był aż taki naiwny, bo w przeciwnym wypadku mógłby zareagować jakoś inaczej, zdecydowanie wcześniej i oszczędzić bólu nie tylko sobie czy Hoseokowi, ale także Jungkookowi. To, jak Jeon dowiedział się po części o tym, co naprawdę czuł miętowowłosy, wydarzyło się dość... nieelegancko. A Minowi było najzwyczajniej w świecie przykro. Bardzo, bardzo przykro.

- Cholera, Yoongi, ja nawet myślałem, że cię do końca straciłem, wiesz? - kontynuował, co na moment nieco zaskoczyło starszego, który poczuł się tak, jakby nagle miał zamknięte gardło i nie mógł się jakkolwiek wysłowić. - A później, że cię tak naprawdę nigdy nie miałem. Że tylko się łudziłem. Bo jak zobaczyłem ten pierścionek, a później jak się pocałowaliście, a ty... wydawałeś się taki szczęśliwy i... Miałem wrażenie, że zaraz rozpadnie mi się serce. Nigdy nie całowaliście się przy mnie... w ten sposób.

Yoongi zamarł w środku, słuchając te wypowiedziane słowa i wyczuwając w nich doskonale cały ból oraz żal. I nagle znowu było dokładnie tak, jak nie tak dawno temu: miętowowłosy znów został zmiażdżony przez ogromne poczucie winy, znów zebrało mu się na płacz i znów coś w jego wnętrzu zaczęło niekontrolowanie drżeć, jakby ze strachu przed konsekwencjami jego własnych czynów. Mężczyzna zamrugał kilkakrotnie w nadziei, że w ten sposób ukryłby te łzy, które zdążyły nalecieć mu już do oczu, po czym spojrzał na swojego towarzysza i nie rozpoznał osoby w odbiciu jego oczu. Nie chciał być tym Yoongim. Nie chciał być Yoongim, który wszystkich ciągle ranił, który w kółko popełniał błędy, który nie znał samego siebie i przez to był tak cholernie zagubiony. Chciał być lepszą wersją samego siebie i do tej pory miał wrażenie, że tylko Hoseok mógł pomóc mu to osiągnąć. Ale dlaczego osoba, którą tak głęboko zranił, miałaby chcieć po raz kolejny okazać mu wsparcie, którego on najwidoczniej nie potrafił odwzajemnić?

Nagle zabrakło mu tchu w piersi, ale mimo tego w odpowiedzi po prostu pocałował czarnowłosego, chwytając go czule za obie strony twarzy. Jung w pierwszym momencie zdał się to odwzajemnić, jednak prędko odsunął się od starszego, co sprawiło, że jego serce zamarło, chociaż tak naprawdę powodem takiej reakcji Hoseoka była panika, którą wyczuł w geście Yoongiego. Nie chciał całować się z nim w ten sposób. Chciał, aby ich pocałunki zawsze były tylko przyjemnymi przeżyciami, a nie desperacją, miażdżącą, wręcz zwierzęcą potrzebą do zaspokojenia, czy wręcz sposobem na pełną tajemnic ciszę. Oddalił go więc od siebie, aby spojrzeć mu w twarz i pogłaskać go po policzkach.

- Ej, nie masz o co płakać, kochanie - uspokoił go od razu, myśląc, że może powiedział ciut za wiele. - To już wszystko za nami. Jestem z ciebie dumny. Bo wreszcie udało ci się przekazać mu, że z waszym związkiem nie wszystko jest w porządku i że chcesz z tym skończyć.

Yoongi uśmiechnął się jednym kątem ust na te słowa, ale nie zgodził się z nimi na głos, bo to byłoby kłamstwem. Czy on chciał z tym skończyć? Czy naprawdę kiedykolwiek to powiedział? Czy nawet o tym pomyślał? Jeszcze przed sekundą wydawało mu się, że tak, ale wtedy nadeszła wizja stojącego pod ścianą, ukrywającego się Hoseoka, który patrzył na to, jak miętowowłosy całował się z Jungkookiem, a ten obraz przykrywał wszystko inne, razem ze wszelkimi racjonalnymi przemyśleniami. Min nie mógł się skupić na niczym. Tylko na tym, że zranił Hoseoka i na tym, jak ten mógł czuć się w tamtym momencie.

- Ja... żaden głupi pierścionek nigdy nie da mi tego, co dajesz mi ty, Hoseok - odparł wreszcie, nieco drżącym tonem, mimo tego, że był całkowicie przekonany co do swoich słów. - Jungkook powiedział mi, że mnie kocha, ale... usłyszałem fałsz w jego głosie. Taki okropny fałsz, który przypomniał mi o tych wszystkich momentach, w których udowodnił mi, że wcale mu na mnie nie zależy. A to zabolało, bo... bo nigdy więcej nie chcę usłyszeć takiego zakłamanego "kocham cię". Nigdy więcej, Hoseok.

Obrazy równie okropne co ten, na którym widniał chowający się i patrzący na nich czarnowłosy, zaczęły chaotycznie łączyć się w jego głowie, podczas gdy mówił i Yoongi znowu poczuł się tak okropnie. Zdał sobie ponownie sprawę z powagi tego, co się wydarzyło, tego, że już niedługo musiałby to na dobre rozwiązać, chociaż w dalszym ciągu tak bardzo się bał... I nagle przypomniał sobie o pierścionku leżącym na jego wycieraczce. Nie miał zamiaru go przyjąć. Tak naprawdę czuł, że gdyby nawet go zobaczył, prawdopodobnie zwymiotowałby ze stresu. Ciążyła na nim tak wielka odpowiedzialność, a do tej pory cały świat w kółko mu udowadniał, że wcale nie radził sobie z nimi dobrze i że często zdarzało mu się coś psuć.

Złe samopoczucie zaczęło budować się w jego podbrzuszu, toteż schował twarz w zgięciu szyi młodszego, mocno ją tam wciskając z nadzieją, że mógłby w ten sposób się ukryć. Ale wtedy poczuł ponownie dotyk Hoseoka, jego palce, które gładziły dolną część jego pleców, linię jego kręgosłupa, miejsce pomiędzy jego pośladkami dotykiem tak intymnym, że wywoływało to motyle w brzuchu o wiele mocniejsze od tego nagłego poczucia zmartwienia. Mimo wszystkiego, co krążyło mu w tym momencie po głowie, Yoongi zdołał się uśmiechnąć. Dzięki Hoseokowi i jego pieszczotom. Dzięki jego obecności.

- Cii, skarbie, spokojnie - wyszeptał ten, odczuwając jego nagłe zdenerwowanie. - Wszystko jest w porządku. Ja... ja nigdy nie powiem ci tych dwóch słów z kłamstwem w głosie. Nigdy, Yoongi.

A wtedy miętowowłosemu zachciało się zapłakać po raz kolejny, ale tym razem z nagłego szczęścia, które go ogarnęło słysząc coś podobnego. Chwycił się mocniej ramienia Junga, wtulając się w niego z całym zaufaniem, na jakie było go stać, bo fakt, może to, co ten właśnie powiedział, nie było prawdziwym wyznaniem, ale było piękną obietnicą, dzięki której Yoongi ponownie poczuł, że może jednak warto było się starać i przechodzić razem przez wszelkie trudności. Młodszy uśmiechnął się do niego promiennie, chociaż trochę niepewnie, co było dziwne, bo Jung Hoseok rzadko kiedy bywał niepewny. A przynajmniej przy nim.

- Jesteś najlepszy, Hoseok - załkał rozkosznie, cały czas zamykając mocno oczy. - Dziękuję ci za wszystko, naprawdę. I przepraszam, że musiałeś na to wszystko patrzeć i to wszystko słyszeć. Przepraszam, że cię zraniłem i przepraszam, że cały czas zdawałem się ufać komuś, kto tyle razy mnie zranił, podczas gdy to ty cały czas mnie wspierałeś. Przepraszam, że tego nie dostrzegałem - kontynuował, po czym westchnął i uniósł głowę, aby spojrzeć młodszemu w twarz. - Odkąd tylko się spotkaliśmy, przestałem należeć całkowicie do Jungkooka. Zmieniłeś mnie na tyle pięknych sposobów, że nawet sobie tego nie wyobrażasz - uśmiechnął się uroczo, po czym musnął usta czarnowłosego własnymi. - A teraz jestem twój, Hoseok. Tylko twój.

Radość, która zawitała na twarzy jego towarzysza po raz kolejny utwierdziła go w przekonaniu, że jednak warto było o to walczyć. Warto było cierpieć, bać się i płakać, jeśli pod koniec wszystkiego mógł zobaczyć ten szczery uśmiech oraz sprawić temu mężczyźnie radość. Gdzieś w środku Yoongi liczył na to, że ostatnią rzeczą, którą dane byłoby mu zobaczyć, byłby właśnie ten wyraz szczęścia na tej cudownej twarzy należącej do osoby, która chciała jego oraz jego dobra. Jedynej osoby, której warto było zdradzić wszystko, przed którą mógł rozebrać się ze wszystkich przemyśleń, uczuć, sekretów i tajemnic. Tylko przed Hoseokiem.

- Wiem, Yoongi - wyszeptał ten, cały czas się uśmiechając. Przeczesał mu włosy jedną dłonią, po czym pogłaskał go czule po policzku. - Teraz już wiem.

A wtedy miętowowłosy uśmiechnął się najszczerzej od naprawdę długiego czasu i pochylił się nad nim, aby niesamowicie czule go pocałować, splatając palce na jego karku i tym samym uniemożliwiając Hoseokowi wypowiedzenie tych dwóch słów, które po raz pierwszy naprawdę były na samym koniuszku jego języka, gotowe do tego, aby wyjść na jaw. Mimo tego, czarnowłosy westchnął ukontentowany, zsuwając się nieco niżej do wody i łapiąc Yoongiego za biodra, aby ten wygodniej usiadł mu na podbrzuszu. Chwycił go czule za jeden pośladek, podczas gdy dwa słowa krążyły w jego umyśle, w kółko i w kółko i w kółko.

Kocham cię.

*

Pozostawiony sam na sam ze swoimi myślami, Yoongi jeszcze wiele razy myślał o tym, co się wydarzyło z Jungkookiem, gdy tylko czarnowłosy opuścił jego mieszkanie. Tym razem w jego postawie była pewna obojętność, zupełnie tak, jakby czuł się daleki od tego tematu, jakby patrzył na przedstawienie odbywające się na jakiejś scenie z dokładną świadomością, że to wszystko była fikcja, że aktorzy udawali. Zupełnie tak, jakby nie potrafił już poczuć się częścią tego wszystkiego, nie wtedy, gdy leżał w swoim ciepłym, wygodnym łóżku, a Hoseok wysyłał mu urocze wiadomości na dobranoc. Wtedy było mu zbyt dobrze, aby się przejmować.

Rzeczywistość powróciła natomiast do niego dopiero wtedy, gdy następnego ranka musiał iść do pracy i w tym celu po raz pierwszy od momentu kłótni z Jungkookiem przekroczył próg swojego mieszkania. Od razu ogarnęło go pewne poczucie niepokoju: miętowowłosy nie wierzył, aby Jeon naprawdę chciał zostawić go w spokoju, a przynajmniej nie na długo. Zresztą, wcale mu się nie dziwił, gdyż naprawdę powinni o tym wszystkim poważnie porozmawiać, jednak brunet bywał nieprzewidywalny w pochopnych decyzjach, które często potrafił podejmować jedynie według swojej złości oraz zdenerwowania. Yoongi nie ufał jego uczuciom.

Dlatego właśnie ostrożnie oglądnął się w obie strony, gdy tylko otworzył drzwi do swojego mieszkania, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że tak naprawdę bał się żyć we własnym bloku - zwyczajnie dlatego, że Jungkook doskonale znał jego adres zamieszkania i mógł się zjawić na miejscu w każdym momencie. Mężczyzna jednak nikogo nie zobaczył, więc z cichym westchnięciem zamknął za sobą drzwi i zrobił krok do przodu, jednak wtedy dość ewidentnie poczuł, że chyba właśnie na coś nadepnął. I wtedy sobie przypomniał.

Cofając odruchowo stopę, skierował wzrok ku wycieraczce i gdy go zobaczył, serce dobitnie zadrżało mu w piersi. Wciąż tam leżał, dokładnie tam, gdzie został zostawiony jakiś czas temu: cudowny, drogi pierścionek, który był prezentem od Jeona, wciąż zabezpieczony w swoim ładnym pudełeczku, sprawiając wręcz wrażenie porzuconego, leżąc tak tuż przed drzwiami Mina. Ale przecież... nie mógł go przyjąć. I, przede wszystkim, nie chciał go przyjąć. Nie potrzebował prezentów z fałszywym sentymentem, ale nie wiedział, co powinien w tej sytuacji zrobić. Nie mógł przecież po prostu to tu zostawić, gdyż codziennie rano przypominałoby mu o okropnych chwilach, które zaszły; poza tym, pierścionek był zbyt drogocenny, aby mógł tak po prostu tutaj leżeć. Yoongiemu było szkoda starań Jungkooka.

Schylił się więc i chwycił pudełeczko, aby wcisnąć je sobie do kieszeni i pośpiesznym krokiem zejść ze schodów, nie chcąc spóźnić się na autobus do pracy, ani na codzienne poranne spotkanie z Hoseokiem na przystanku.

Podczas dnia zapomniał o pierścionku kompletnie, pierw zajęty przyjemną rozmową z czarnowłosym, który wciąż kładł dłoń na jego plecach i subtelnie je gładził, a następnie pracą, która naprawdę dała mu w kość. Poprzednio myślał, że przynajmniej podczas przerwy zdołałby wymyślić, co zrobić z błyskotką, ale nic bardziej mylnego, gdyż podczas tych czterdziestu minut, które zostały mu dane pomiędzy jedną rozmową z klientami, a następną, wolał się po prostu zrelaksować chodząc trochę po mieście i wreszcie siadając na jakiejś ławce, aby odpocząć. Tego dnia kupił sobie także paczkę papierosów i zapalił jednego, aby zabić czas.

Problem prezentu ze strony Kooka powrócił pomiędzy jego myśli dopiero wtedy, gdy pod koniec dnia wrócił do domu i pierwszą rzeczą, jaką zrobił tuż po przekroczeniu progu, było rzucenie się z głośnym westchnięciem na kanapę. Był naprawdę zmęczony i odnosił coraz większe wrażenie, że bardzo źle spał poprzedniej nocy, gdyż oczy same mu się zamykały, a nie zdążył jeszcze zjeść czy nawet wziąć kąpiel; nie miał ochoty na nic, nawet wleczenie swojego ciała w stronę łazienki zdawało się być zbyt ciężkim zadaniem, toteż po prostu wyciągnął swoją komórkę wraz ze słuchawkami z kieszeni i położył się na całej długości kanapy na jednym boku. Dopiero wtedy, gdy poczuł coś kwadratowego boleśnie wbijającego się w jego bok, przypomniał sobie o pudełeczku, które podniósł tego samego ranka.

Wzdychając jeszcze ciężej, niż poprzednio, sięgnął po nie i położył je sobie na dłoni, dokładnie je obserwując, jakby było ono jakimś niezidentyfikowanym obiektem, które wychodziło poza skalę jego rozumu. Nie miał odwagi go otworzyć: nie chciał patrzeć na pierścionek i przypominać sobie nie tylko moment, w którym został mu on wręczony, ale także jego irracjonalną radość na jego widok oraz ten jeszcze dalszy w czasie dzień, gdy po raz pierwszy Jungkook zaprowadził go przed wystawę z biżuterią. Pamiętał teraz, że początkowo tamto spotkanie miało być ich ostatnim, na którym zerwałby z brunetem. Yoongi jednak stchórzył, co już nie zaskakiwało nawet jego, lecz wciąż pozostawiało po sobie bardzo gorzki posmak porażki.

Zamknął nagle pięść dookoła prezentu i odstawił je na bok, na blacie stoliku, w stronę którego musiał się nieźle wyciągnąć, w dalszym ciągu nie mając zamiaru podnieść się z miejsca. Przekręcił się więc na drugi bok, wciąż wbijając spojrzenie w welurowe pudełeczko i pozwalając, aby jedno jego ramię zwisało z kanapy, a palce dotykały powierzchni podłogi. Czuł się całkowicie wypompowany z sił fizycznych, a teraz jeszcze musiał myśleć nad tym, co zrobić z tym cholernym pierścionkiem. Nie chciał go nigdzie blisko siebie, musiał się go pozbyć, to było oczywiste. Teoretycznie mógłby go sprzedać za dość grube pieniądze, ale czułby się paskudnie z samym sobą, gdyby za kasę, którą mimo wszystko w ten sposób dostał dzięki Jungkookowi, kupił coś dla siebie. To byłoby tak, jakby pozwolił jednak temu dzieciakowi dać mu jakiś prezent.

A zakłamanych prezentów nie chciał.

Po jakimś czasie leniwych przemyśleń okazało się, że jedyne wyjście było tym najbanalniejszym i teoretycznie najprostszym, lecz dla Yoongiego najcięższym emocjonalnie. Jakaś część niego bowiem cały czas próbowała wywinąć się z odpowiedzialności i uciec przed obowiązkiem rozmowy - może wyczuwała, że oznaczałoby to największą zmianę w życiu miętowowłosego od tak wielu lat. A on przecież bał się zmian. Życie jednak po raz kolejny udowadniało mu, że mógł biec ile chciał, lecz nigdy nie mógłby uciec: prędzej czy później, na pewno znalazłby się w jakimś ślepym zaułku, z którego nie byłoby żadnej innej drogi wyjścia niż ta, która prowadziła do tyłu oraz do decyzji, których nie chciał podjąć. Rozmowa na odkryte karty z Jungkookiem oraz otwarte, oficjalne zerwanie z nim po tylu trudnościach, była jedną z nich.

Mężczyzna przewrócił się ponownie na plecy, wzdychając i odblokowując swoją komórkę, przypominając sobie, że przecież cały czas pisał do Hoseoka. Widząc trzy nowe wiadomości od niego, otworzył okienko ich czatu i uśmiechnął się niepowstrzymanie sam do siebie, gdy tylko zobaczył zdjęcie, na którym młodszy robił głupią minę. Czarnowłosy chyba intuicyjnie wiedział, że zazwyczaj po pracy Yoongi miał dość wszystkich i wszystkiego, oprócz niego, bo ten nie musiał mu nic o tym wspominać, a on i tak za każdym razem robił lub mówił jakieś głupoty, które poprawiały mu humor. Ale i tak najlepsze były te rozkoszne pliki audio, w których tancerz opowiadał jakieś tandetne, nieśmieszne żarty, a następnie sam się z nich śmiał przez co najmniej dziesięć minut. Gdyby zrobił to ktokolwiek inny, Min zapewne byłby niezmiernie zirytowany, ale przecież tu chodziło o Hoseoka. Kochanego Hoseoka. Jego kochanego Hoseoka.

Hoseok: [zdjęcie]

Hoseok: dawno cię nie widziałem

Hoseok: chcę cię widzieć.

Yoongi skulił się nieco na samym sobie, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu i czując się pokonany przez nagłą falę czułości. Patrząc na to głupie zdjęcie, miał coraz większą ochotę wtulić się w Junga i nic więcej nie robić. Może po prostu przy nim zasnąć.

Yoongi: widzieliśmy się przecież dzisiaj rano, pabo

Yoongi: i w sumie wczoraj też. caaały dzień

Także wysłał mu swoje zdjęcie, ale pokazując tylko połowę swojej śpiącej twarzy. Nie było go stać na nic więcej. Poza tym, po pracy zawsze wyglądał fatalnie.

Hoseok: to i tak za mało

Hoseok: jeny, jesteś taki śliiczny, hyung

Hoseok: i wredny, bo teraz mam jeszcze większą ochotę cię widzieć. widzisz, co narobiłeś?

Miętowowłosy zaśmiał się pod nosem.

Yoongi: no przecież teraz mnie widzisz, specjalnie to wysłałem

Hoseok: aish, nie, to nie to samo

Hoseok: chcę cię przytulić i pocałować i upewnić się, że wszystko jest okej

Hoseok: no i... muszę ci coś powiedzieć, coś ważnego

Hoseok: jutro o osiemnastej, pod twoim blokiem. bądź.

Hoseok: okej?

Czując te cholerne motyle w brzuchu, których nigdy nie potrafił sobie wytłumaczyć, Yoongi zaczął pisać odpowiedź, zauważając, że jego dłonie nieco się trzęsły. Dlaczego te momenty były zawsze takie rozkosznie słodkie, mimo tego, że powtarzały się niemalże identycznie? Dokładnie tak, jakby Min nigdy nie miał się znudzić czułościami Hoseoka.

Yoongi: okej.

Hoseok: okej. ♥ 

Min Yoongi miał cholerną ochotę ucałować ekran swojego telefonu, jakby w ten sposób był w stanie przekazać mężczyźnie po drugiej stronie całą swoją czułość, ale nie zrobił tego, bo wtedy prawdopodobnie poczułby się jak jakaś głupia, dziecinnie zauroczona nastolatka. Ale mimo tego, westchnął rozkosznie i przytulił telefon do swojej klatki piersiowej, przymykając na chwilę oczy i przypominając sobie wszystko to, czym był dla niego Hoseok. To, dzięki czemu jego serce biło nieco szybciej, ilekroć czarnowłosy okazywał mu czułość.

Pod wpływem impulsu, czując się w tym momencie odważniejszy, niż zazwyczaj, otworzył inne okienku czatu, aby zacząć rozmowę, której nie mógł już dłużej unikać. Zrobił zdjęcie pudełeczka z pierścionkiem i zaczął pisać, niezbyt wracając uwagę na wagę słów, których używał.

Yoongi: muszę z tobą porozmawiać i przede wszystkim ci to oddać. nie chcę tego, ani niczego innego z twojej strony. kiedy masz czas?

I wysłał do Jungkooka.

*

Yoongi absolutnie uwielbiał to, że gdy zazwyczaj inni ludzie wychodzili razem na kolację, do kina czy na spacer po mieście, Hoseok zaprowadzał go do takich ciekawych miejsc. Miejsc, które o wiele bardziej pokazywały starszemu cząstkę Junga, niż mogły to zrobić oficjalne i sztywne klimaty restauracji czy spotkań rodzinnych; miejsc, które także zaczynały być cząstką tego ich osobistego, niebiesko-różowego uniwersum, które zaczęli wspólnie kreować w wannie wtedy, gdy obaj otworzyli się przed sobą tak bardzo. Wtedy, gdy upewnili się w przekonaniu, że po długim okresie burz i niedomówień, chyba wreszcie wychodzili na prostą. Razem.

Czarnowłosy bowiem po raz kolejny trzymał go mocno za rękę i ciągnął za sobą w głąb jakichś uliczek dokładnie tak, jak zrobił to kiedyś na początku ich znajomości, a już wtedy Min zaufał mu wystarczająco, aby zgodzić się na coś, o czym przecież nie miał jeszcze jakiegokolwiek pojęcia. Teraz także Yoongi nie potrzebował żadnego innego upewnienia, niż to, które było mu dane przez ciepły uścisk tej dużej i pewnej dłoni. Hoseok po raz kolejny nie powiedział mu, gdzie dokładnie się wybierali, ale mieli ze sobą coś do przegryzienia, parę puszek alkoholu, dość ciepłe ubranie i niekończący się uśmiech na twarzy miętowowłosego, więc wszystko było w jak najlepszym porządku. Jak zawsze, gdy byli razem.

Po jakimś czasie zwolnili i zaczęli iść obok siebie, podczas gdy młodszy rozglądał się dookoła zupełnie tak, jakby szukał do czegoś idealnego miejsca. Cały czas trzymali się za dłonie i nie przerywali swoich rozmów, które jak zawsze dotykały tematów zwyczajnych, spokojnych, wziętych z życia codziennego. Nie wspominali o Jungkooku, nie wspominali o zajściu sprzed paru dni, a raczej zachowywali się tak, jakby równowaga spokoju i tajemnicy nigdy nie została zachwiana. Bo w ich własnym uniwersum mogli przecież udawać, że właśnie tak było. Bo gdy byli razem, mogli absolutnie wszystko i nie ponosili za to żadnych konsekwencji.

Yoongi zerkał co jakiś czas na młodszego, czasami nieświadomie przygryzając sobie z frustracji dolną wargę i przyciskając się nieco mocniej do jego ramienia, czując się przy nim tak cudownie bezpieczny nawet wtedy, gdy okolice, w których się kręcili, zaczęły być coraz bardziej nieciekawe. W umyśle miętowowłosego właśnie to było już środowiskiem naturalnym Hoseoka: obraz ciasnych uliczek słabo oświetlonych przez żółte lampy, ze ścianami pokrytymi mniej lub bardziej urokliwymi muralami, doskonale dopasowywał się do twarzy Junga w umyśle starszego. I właśnie przez to te same uliczki już dawno przestały wydawać się dla niego nieprzyjazne i chłodne, a przekazywały raczej ideę ciepła tego silnego ciała, gdy było ono tuż przy nim i gdy jego mięśnie napinały się pod dotykiem Mina, gdy tylko słyszeli jakiś podejrzany dźwięk, który czasami zmuszał ich do cichej ucieczki.

Yoongi nie wiedział, przed czym wtedy uciekali, ale wystarczyło mu, że wiedział to Hoseok. Czarnowłosy nie chciał o tym mówić, lecz wspominał o narkomanach oraz handlarzach nielegalną bronią, o dilerach. A miętowowłosy mu wierzył i oddawał się całkowicie w jego ręce, wierząc, że jego kochanek zawsze znalazłby dla niego bezpieczne miejsce.

Tego wieczoru powrócili na ulubione miejsce murali Hoseoka, gdzie byli już kiedyś, na samym początku, tej samej nocy, gdy uciekali przed policjantem i jego psem, a Min poczuł wtedy ten pierwszy dreszczyk adrenaliny, który był częścią nie tylko spotkań z czarnowłosym, ale także kochania się z nim - i może właśnie od tego starszy uzależnił się najbardziej. Uwielbiał to, jak czuł się wtedy, gdy uciekał po ciemku trzymając mocno Hoseoka za rękę, nie bojąc się tylko dlatego, że był z nim; uwielbiał uczucie akompaniujące mu podczas gubienia się w biegu pośród ciasnych uliczek, obijania się o ostre krawędzie starych budynków, potykania się o własne nogi. Uwielbiał to, jak ryzykował z Hoseokiem własne życie, ale uwielbiał też to, jak jego nogi zwisały w nicości, gdy siadali na barierkach przy rzece; uwielbiał to, jak Hoseok przyciskał go do jednej z tych brudnych ścian, o które prawie się rozbijali podczas ucieczki, aby namiętnie i głęboko zacząć go całować; uwielbiał to, jak kochali się w jego mieszkaniu, na krwistoczerwonej pościeli, pośród delikatnej muzyki płynącej z gramofonu i to, jak Hoseok sapał jego imię, doprowadzając go do najpiękniejszego z orgazmów; uwielbiał to, jak palili razem papierosy i to, jak czuł się najpotężniejszym człowiekiem na Ziemi, ilekroć był u boku czarnowłosego. A gdy ten zaczynał uciekać przed ludźmi, których Yoongi widział po raz pierwszy w życiu, starszy nie zadawał żadnych pytań.

Kiedyś zdarzyło się tak, że spacerowali spokojnie trzymając się za ręce: rozmawiali o wykładach, które Jung miał mieć następnego dnia, a młodszy właśnie przysuwał sobie do ust papierosa, którym miał się zaciągnąć. Wtedy jednak skręcili w jakąś uliczkę, gdzie paręnaście metrów dalej na chodniku stała grupka ludzi, na którą Min nie zwrócił absolutnie żadnej uwagi; inaczej jednak było z Hoseokiem, który niemalże się zablokował i wyraźnie spiął mięśnie na sam ich widok. Któryś z tamtych facetów też go zauważył i zdołał wypowiedzieć jedynie nieprzyjemne "ty...", zanim Jung odwrócił się wraz z Yoongim, zaciągając na jego głowę kaptur i zaczął oddalać się w drugą stronę. Dopiero wtedy, gdy usłyszeli pośpieszne kroki za swoimi plecami, zaczęli biec według polecenia czarnowłosego, który jak zawsze znalazł dla nich bezpieczne wyjście. Nie powiedział o tym wydarzeniu nic więcej, niż parę słów, lecz miętowowłosy później rozpoznał w goniącym ich facecie któregoś ze znajomych Jungkooka... i zrozumiał.

Domyślił się, że Kook i Hoseok tkwili już w nieprzyjaznych relacjach, a czarnowłosy starał się uniknąć tego, aby Jeon poprzez swoich przyjaciół dowiedział się o zdradzie Mina. W pewien sposób, robiąc tak Hoseok szanował jego decyzje co do całej ich sytuacji, a Yoongi nie mógłby być mu bardziej wdzięczny za całe jego zrozumienie.

A teraz znajdowali się przy jakimś starym, wyglądającym na opuszczony, budynku. Przystali tam, co ewidentnie dało starszemu do zrozumienia, że to był ich dzisiejszy cel podróży - nie było niczego luksusowego, bogatego czy ekskluzywnego w tych pusto wyglądających oknach z rozbitymi szybami, na wpół rozwalonymi, drewnianymi drzwiami oraz małym drzewkiem rosnącym na środku sali głównej, na parterze, którego jeszcze młode i krótkie gałęzie zaczynały wydostawać się przez okno, a jednak Yoongi nie zamieniłby nigdy czegoś takiego na żadną kolację w restauracji. To było o wiele ciekawsze, o wiele bardziej intrygujące. Hoseok pozwalał budować mu wspomnienia, których nigdy by nie zapomniał, nawet gdyby następnego dnia okazałoby się, że miętowowłosy właśnie się obudził, a cała egzystencja Junga była tylko i wyłącznie snem, zbyt idealnym, aby mógł on być rzeczywistością.

Młodszy puścił na chwilę jego dłoń, a jego towarzysz zaczął przyglądać się temu, jak upuścił swoją torbę na chodnik i zaczął w niej grzebać w poszukiwaniu butelki ze sprayem, którą chwilę później wyciągnął; podszedł do ściany budynku i wskazał palcem na mural zdobiący całą część dookoła drzwi wejściowych, ozdabiając je groteskowo i sprawiając wrażenie, jakoby były one drzwiami do Piekła. Miętowowłosy wytężył wzrok i przyglądnął się napisie na górze, na samym środku - trochę mu to zajęło, zanim zdołał rozszyfrować napisane przez młodszego litery, ale wreszcie przeczytał "Lasciate ogne speranza, o voi ch'intrate"*. Yoongi po raz kolejny poczuł się zaskoczony ogromem wiedzy posiadanej przez Junga, który zdawał się być naprawdę błyskotliwą i doczytaną osobą. Uprzednio wytłumaczył mu, skąd brał się ten cytat i dzięki temu mężczyzna mógł zrozumieć, że jego skojarzenie było całkowicie prawidłowe - bowiem dokładnie taki napis znajdował się nad drzwiami do Piekła w dziele Dantego Alighieri.

Mina przeszły drobne dreszcze, gdy połączył wreszcie wszelkie punkty, ale mimo tego uśmiechnął się nikle kącikiem ust, uwielbiając dokładnie tak czuć się w towarzystwie Hoseoka. Wszystko było takie interesujące, inne: nawet to, w jaki sposób czarnowłosy odwzajemnił ten jego tajemniczy uśmiech i skinął głową, po czym uniósł dłoń i czarnym sprayem zaczął poprawiać niektóre linie przerażających Wrót do Piekła, które zdążyły nieco się zamazać z upływem czasu. Yoongi podszedł bliżej i przystanął o krok od jego pleców; czując przy sobie jego obecność, Jung przesunął dłoń nieco w lewo i zaczął pisać coś na ścianie tam, gdzie było jeszcze wolne miejsce. Miętowowłosy nie mógł ujrzeć dokończonego dzieła, dopóki Hoseok nie odsunął dłoni, a wtedy przyglądnął się napisowi i zaśmiał się, mimo tego, że sprawiło mu to ogromną przyjemność. Przykrył usta dłonią, podczas gdy młodszy posyłał mu zniewalający uśmiech.

- Naprawdę? To takie... - odezwał się, lecz nie potrafił znaleźć na to odpowiedniego określenia. - No nie wiem, to jak taka nastoletnia miłość.

I Hoseok także się zaśmiał, patrząc na te sześć liter, które właśnie napisał, zanim ponownie odwrócił się w stronę swojego kochanka. Uśmiechnął się do niego z tym niebezpiecznym błyskiem w oku, który doprowadzał Yoongiego do całkowitego szaleństwa.

- Wiem - mruknął, a przez sekundę jego głos był taki głęboki, że zdawał się nie należeć do niego. - Yoongi...

Oboje wiedzieli, że było dokładnie tak, jak powiedział miętowowłosy: to był gest pasujący do gwałtownej, chaotycznej i niezrozumiałej nastoletniej miłości, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Nie w momencie, w którym Hoseok chwycił starszego za talię i przycisnął go do ściany starego, rozpadającego się budynku, aby mocno go pocałować tuż przy świeżo namalowanym przez niego napisie. A Yoongi odwzajemnił namiętność tego gestu, chwytając za krańce kaptura, który po części skrywał twarz czarnowłosego i ciągnąc je nieco w swoją stronę, chcąc zarówno go do siebie przyciągnąć, jak i schować się razem z nim.

Ich ciała oraz dusze łączyły się ze sobą idealnie, ramiona, palce oraz nogi splatały się ze sobą, a tuż obok głowy Yoongiego było napisane myg + jhs.

*

Siedzieli teraz na dachu tego samego, opuszczonego oraz w połowie zniszczonego budynku, do którego może lepiej pasowałaby definicja ruiny. Uprzednio Hoseok zaprowadził tutaj miętowowłosego: poruszał się sprytnie tuż po przekroczeniu progu, jakby był już tutaj wiele razy, jakby zaznajomił się z tym środowiskiem doskonale. Od razu zlokalizował schody prowadzące na górę i nie zwlekał z podaniem Yoongiemu dłoni, aby pomóc mu na nie wejść - one także były już stare, zdawały kruszyć się pod naciskiem stopy i w niektórych punktach były tak słabe, że stawienie na nich kroku mogłoby okazać się niebezpieczeństwem. Ale czarnowłosy skrupulatnie i troskliwie oprowadził starszego, za każdym razem przypominając mu, gdzie nie powinien wyładowywać swojego ciężaru, ale przede wszystkim cały czas trzymał go mocno za dłoń, ściskając nieco bardziej w momentach, w których mężczyzna nieco się chwiał i zdawał się tracić równowagę. Na schodach nie było już poręczy, ale on zamiast przytrzymać się ściany po swojej prawej stronie wolał trzymać się swojego kochanka.

Widok z dachu zdecydowanie wynagrodził mu te wszystkie trudy. Może nie było idealnie, nie było tak, jak we wszystkich ckliwych scenach z romantycznych filmów, ale dla nich nie mogłoby być lepiej. Usiedli niedaleko krawędzi, ale nie dokładnie przy niej; wystarczająco blisko siebie, aby czuć swoją wzajemną obecność u boku, lecz jeszcze nie na tyle, aby można było uznać, że się w siebie wtulali. Przez jakąś chwilę Yoongi po prostu wpatrywał się na to, co mieli przed sobą, a chociaż świateł oraz gwiazd na niebie nie było wcale tak wiele, Hoseok odnosił wrażenie, iż widział w jego oczach cały blask niebios, podkreślający jego zachwyt. A skoro miętowowłosy był szczęśliwy, Jung zdecydowanie mógł czuć się zadowolony z siebie. Bo robił to dla niego.

- Wow - wydukał starszy, chociaż jego towarzysz uważał, że wcale nie było potrzeby takich subtelnych komplementów. Wiedział doskonale, że to nie ten sam widok, który można było zobaczyć z najbogatszego wieżowca w Gangnam, ale nie było też aż tak źle.

A raczej było doskonale, jeśli brać pod uwagę tylko obecność Yoongiego.

- Podoba ci się? - mruknął niedaleko jego ucha, opierając się z tyłu jedną dłonią, lecz nachylając się nieco na stronę miętowowłosego.

Ten jeszcze przez chwilę cieszył oczy widokiem, aż wreszcie spojrzał na niego w bok i uśmiechnął się słodko: tak, jak według Hoseoka tylko Yoongi potrafił robić. Starszy zgiął nogi w kolanach i objął je ramionami, kładąc na nich swój policzek, aby wygodnie patrzeć na swojego towarzysza. Jung uznał, że wyglądał niesamowicie uroczo, ale oprócz tego też najzwyczajniej w świecie... cudownie. Biło od niego piękno kogoś, kto miał mało w życiu, ale kto doceniał wszystkie te drobne momenty, które były mu dane. Kogoś, kto mimo swoich trudnych momentów, odnalazł tą jedną rzecz, która wynagradzała mu wszystko. Kogoś, kto był taki drobny, kruchy i bezbronny i zdawał się mieć cały wszechświat przeciwko sobie, ale kto jednocześnie zasługiwał tylko na te dobre rzeczy, które się w nim znajdowały. Właśnie tak pięknie wyglądał Yoongi, z tą swoją delikatną buźką, kocimi, błyszczącymi się oczami oraz skrytą w sobie czułością, której zaznało naprawdę niewiele osób. Hoseok był cholernie szczęśliwy, bo jakimś cudem znalazł się pomiędzy tymi nielicznymi szczęściarzami, którym udało się z nią zapoznać.

- Bardzo, Hobi - odparł mu miękko miętowłosy, tak miękko, że na sekundę pragnienie młodszego tego, aby mocno go pocałować przemieniło się w głęboką potrzebę otulenia go swoimi ramionami i schowaniem przed krzywdami świata. - Zawsze pokazujesz mi same najlepsze rzeczy. Nie wiedziałem, że tyle ich znasz.

Czarnowłosy uśmiechnął się charyzmatycznie, subtelnie przysuwając swoją twarz nieco bliżej. Yoongi to zauważył i jego wzrok automatycznie opadł na usta swojego kochanka, jednak żaden z nich nie zrobił nic więcej w kierunku pocałunku. Oboje uwielbiali ten moment niepewności, a zarazem oczekiwania na coś, co było dla nich niemalże świętą zasadą; uwielbiali elektryczność, która się między nimi tworzyła, gdy ich dwa przeciwne sobie elementy kontrastowały ze sobą, a następnie łączyły się w czymś, czego ludzkość do tej pory nie widziała. Co do tej pory uznawała za niemożliwe, utopijne, należące jedynie do firmamentu. Razem byli eterem Arystotelesa, który tworzył ich własne niebiosa, ich własne uniwersum.

- Chyba nie pokazałem ci jeszcze tej najpiękniejszej - wyszeptał Hoseok, a Yoongi mógł poczuć jego ciepły oddech na swoich ustach. - Właśnie na nią patrzę.

Miętowowłosy zawstydził się, parsknął niezręcznym śmiechem i stwierdził, że to także był tekst przypominający jakąś denną, nastoletnią miłość, lecz młodszy nie spuścił z niego wzroku, nie stracił swojego uśmiechu, ani nie przestał widzieć w nim piękna. Podczas gdy Min z zawstydzenia odwracał spojrzenie, ponownie patrząc przed siebie, a wieczorny wiatr delikatnie czesał jego włosy, Hoseok nie mógł przestać na niego patrzeć z uśmiechem; a gdy Yoongi niezręcznie podrapał się w kark, rozglądając się na boki jakby w poszukiwaniu nowego tematu do rozmów, czarnowłosy chwycił go czule za brodę i przyciągnął ponownie do siebie, na moment zatapiając się w jego oczach. Jego kochanek przez chwilę sprawiał wrażenie zdezorientowanego i zagubionego, lecz uśmiechnął się, gdy tancerz pogładził jego policzek.

- Naprawdę jesteś dla mnie najpiękniejszy, Yoongi.

I Yoongiemu zaparło oddech w piersi jeszcze zanim zaczęli się całować.

Tylko oni, na dachu ruiny, pozostawieni sami sobie w ciemności. Na skraju ich własnego obłędu.

*

Otworzyli po jednej puszce alkoholu, siedząc już nieco bliżej krawędzi i dalej wpatrując się w krajobraz. Budynek, na którym byli nie był wystarczająco wysoki, aby oferować widok na całe miasto - to chyba działo się tylko w filmach - ale mimo tego byli w stanie dostrzec sporo budowli, dużo świateł, który dodawały typowego, wieczornego klimatu, oraz chyba nawet rzekę gdzieś w oddali, nieco niżej w stosunku do tego, gdzie się znajdowali. To dość ubogie osiedle, wypełnione przede wszystkim opuszczonymi domami podobnymi do tego, było niesamowicie ciche w porównaniu do tego, do czego byli przyzwyczajeni na co dzień, a z pobliskiego, malutkiego parku dochodziły do nich nawet ciche, wieczorne śpiewy jakichś zagubionych ptaków, z którymi w jakiś sposób się utożsamiali. Oprócz tego, słyszeli tylko bzyczenie jakiegoś słupa energetycznego po ich prawej oraz ich własne głosy.

A później z jednej puszki zrobiły się trzy na głowę. Stracili całkowicie pojęcie nie tylko czasu, ale także tematów rozmów; gadali o wszystkim i o niczym, śmiali się, przedrzeźniali, często tak naprawdę nawet nie rozumieli, co było takiego zabawnego w tym wszystkim, w tym momencie, w tym dniu, w tym życiu, w tej relacji, w tym świecie, który był tak naprawdę nieskończenie okrutny i nie pozwalał im na czysty obraz tego, co było pomiędzy nimi. To pytanie nie odnajdywało żadnej odpowiedzi, lecz oni się tym nie przejmowali i śmiali się dalej, co jakiś czas wymieniając się pocałunkami, podczas gdy Yoongi kokieteryjnie wplątywał palce w kruczoczarne włosy, a Hoseok chwytał za filigranowe ciało i kładł je sobie na kolanach, uwielbiając je i rozpieszczając do granic możliwości.

W pewnym momencie znaleźli się w pozycji leżącej, przylegając plecami do dachu, dotykając się ramionami, trzymając się za ręce, splatając ze sobą swoje palce i patrząc na nieistniejące gwiazdy na niebie, które widzieli tylko oni. Słysząc pewien szum w głowie spowodowany alkoholem, wciąż cicho chichotali do siebie nawzajem, aby następnie coś do siebie mówić, już wcale nie tak cicho; Yoongi od czasu do czasu przekręcał się na bok, wtulał w klatkę piersiową młodszego i sunął niby niewinnie czubkiem nosa po jego smukłej szyi, aby następnie zacząć podgryzać jej skórę; Hoseok natomiast co jakiś czas podnosił się na jednym ramieniu i pochylał nad miętowowłosym, zaczynając go całować, a wtedy starszy wsuwał palce pomiędzy jego włosy i przyciągał go do siebie, mruknięcia jako efekt dotyku Junga pod jego koszulką.

Jednak ostatecznie zawsze wracali do tej samej pozycji: leżąc na plecach, trzymając się za ręce, patrząc w górę. Popalając jeden z papierosów czarnowłosego.

Może taki był dziwny efekt alkoholu, lecz po jakimś czasie ich rozmowy dziwnym trafem zaczęły schodzić na tematy bardziej konkretne oraz aktualne, chociaż ich słowa wcale nie stały się przez to bardziej poważne, nawet w najmniejszym stopniu.

- To, uhm, jak to jest teraz z tobą i Jungkookiem? - zapytał się nagle Yoongi, kładąc sobie wierzch jednej dłoni na czole, jakby chciał uchronić wzrok przed nieistniejącym na niebie słońcem. - Wcześniej byliście przyjaciółmi, a teraz pewnie trochę tak... głupio.

Hoseok parsknął cichym śmiechem, jakby słowo głupio było najbardziej nieadekwatnym do opisania tej sytuacji. Bo po części właśnie tak było. To było coś bardziej poważnego, aby móc powiedzieć tylko "głupio", ale czy ich nieobecne umysły mogły o tym wiedzieć?

- No tak, jest... głupio - czarnowłosy naśladował ton drugiego, po czym znów radośnie się zaśmiał. Zaczął czule bawić się ich palcami. - Już nie gadamy. Pamiętasz, jak tamtej nocy cię obroniłem i wybuchła bójka? - Noc gwałtu, pomyślał Yoongi. - Od tamtego momentu przyszedł do mnie jeszcze kilka razy i za każdym razem była to... kłótnia. Kiedyś byliśmy naprawdę blisko, ale rozumiesz, on... ma fajniejszych przyjaciół, huh. Niech trzyma się takich samych półgłówków, jak on. Tak będzie lepiej.

Młodszy uśmiechnął się miło do nieba, a miętowowłosy zamyślił się na chwilę, nie mówiąc nic przez parę minut. Tak naprawdę, po jakimś czasie zapomniał nawet o myśleniu, zbyt skupiony na tym, jak Hoseok bawił się raz po raz każdym z jego palców.

- Poza tym, wiesz, jaki Jungkook jest. To znaczy, wiesz, jaki jest teraz. Powinieneś był go zobaczyć parę dobrych lat temu, wtedy... wtedy jeszcze miał własny rozum. Znajomi pierw go zepsuli, a później stał się taki, jak on - fuknął Jung, jakby był z tego powodu niezmiernie obrażony. Tak naprawdę, miał głęboko w dupie Jungkooka, dopóki ten nie miał okazji na skrzywdzenie Yoongiego. - Był kiedyś moim najlepszym przyjacielem, ale rozumiesz, za niektórymi osobami naprawdę nie da się płakać. Nie gdy tak się zmienią.

Yoongi pokiwał głową jakby w zrozumieniu, chociaż w rzeczywistości powrócił do intensywnego myślenia nad czymś konkretnym, co właśnie powiedział czarnowłosy. Podniósł się trochę, aby następnie zbliżyć się do niego i oprzeć wygodnie głowę na jego ramieniu. Po chwili Hoseok poprawił ich pozycję, aby głowa starszego leżała na jego bicepsie, a on mógł w ten sposób także objąć go ramieniem z drugiej strony. Jeszcze idealniej zaczęło być wtedy, gdy miętowowłosy wtulił się w niego z ufnością, której Jung nigdy nie doświadczył od nikogo do tej pory.

- Czekaj... - odezwał się wreszcie Min, po intensywnym rozumowaniu. Odwrócił głowę na jedną stronę, aby móc spojrzeć w twarz towarzysza, chociaż byli tak blisko siebie, że gdyby on także się odwrócił, z pewnością dotknęliby się nosami. - Czyli to znaczy, że odbiłeś mnie swojemu najlepszemu przyjacielowi?

W głosie Yoongiego rozbrzmiewało rozbawienie mieszane satysfakcją kogoś, kto albo za dużo wypił i nie wiedział, co dokładnie mówił, albo był po prostu szaleńcem. W tym przypadku, obie opcje były tymi poprawnymi, gdyż Yoongi oszalał na punkcie Hoseoka.

Poza tym, było coś atrakcyjnego w myśli o tym, że Hoseok odbił go swojemu przyjacielowi. Musiał naprawdę bardzo go chcieć, skoro poświęcił dla niego ich przyjaźń.

Czarnowłosy spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, dopóki starszy nie roześmiał się i nie wtulił swój policzek w klatkę piersiową tancerza, który dołączył do jego szczerego śmiechu. Pogłaskał go po włosach, po czym cmoknął go w sam czubek głowy, czując niepowstrzymane ciepło tam, gdzie miętowowłosy przylegał swoim ciałem do tego jego. Wieczór był chłodny, ale dla niego Yoongi był ciepły, najcieplejszy. Lecz tylko dla niego.

- Odbiłem cię mu? Tak, chyba tak - zaśmiał się, zastanawiając się, skąd taki pomysł w ogóle zawitał w umyśle Mina. Ciągle go zaskakiwał. - Ale to by oznaczało, że... - zatrzymał się na moment, wyczekująco spoglądając na towarzysza tak, jakby chciał, aby ten telepatycznie zrozumiał jego kolejne słowa, aby nie musiał naprawdę ich wypowiadać. Wizja tego była nieco przerażająca, bo co by było, gdyby powiedział coś niepoprawnego? Lecz oczy Yoongiego mieniły się tak pięknie, że nie mógł się powstrzymać. - Że... jesteśmy razem?

Starszy zamilkł na chwilę. Chwilę, która była wystarczająco długa, aby Hoseok odniósł wrażenie, że wszystko nieodwrotnie spalił. Że poległ. Że nie było już drogi ucieczki. Natomiast wtedy Yoongi przekręcił się na jeden bok i wtulił w niego jak prawdziwy kociak, podciągając nogi pod siebie i obejmując ramionami jego klatkę piersiową, aby przymknąć oczy i wyglądać tak, jakby zaraz miał w ten sposób błogo zasnąć. I odpowiedział mu tak, jakby była to najprostsza i najbardziej oczywista rzecz na świecie:

- Tak. Chyba tak.

Trzy zwykłe słowa, a wywołały one w Hoseoku radość tak wielką, że epitetów do opisania ogrom tego szczęścia prawdopodobnie nigdy by nie znalazł. Poczuł się tak, jakby właśnie w sercu eksplodował mu cały pokaz najpiękniejszych fajerwerków, jakie mogły istnieć; a ich kolorowe światła musiały odbić się w jego oczach, lecz przede wszystkim w blasku jego uśmiechu, który pojawił się na jego ustach jeszcze szerzej i szczerzej, niż kiedykolwiek.

- Och, Yoongi... - wymamrotał, zwracając na siebie tym samym uwagę starszego, który otworzył oczy i spojrzał na niego z dołu, ponownie sprawiając wrażenie rozkosznego, słodkiego kociaka, przede wszystkim przez to urocze "hm?", które opuściło jego usta. A dlaczego Hoseok nie potrafił uszczęśliwić go w podobny sposób, wypowiadając wreszcie przy nim te dwa słowa?

Zamiast tego, ucałował go. A w pocałunku, który tym razem nie był ani mocny, ani nieprzyzwoicie głęboki, ani zbyt namiętny, poczuł, że w Yoongim także zapaliły się te same fajerwerki, które przed chwilą odczuł we własnym wnętrzu - było dokładnie tak, jakby ich kolor przelewał się poprzez płuca oraz oddech miętowowłosego do jego własnych, stając się częścią jego systemu, jego całej egzystencji. Zupełnie tak, jak sam Yoongi.

Uśmiechnęli się do siebie nawzajem, gdy tylko zakończyli pieszczotę, a starszy powrócił do poprzedniej pozycji, z głową na ramieniu Hoseoka. Ten zaczął czule bawić sie pojedynczymi kosmykami jego włosów, nie mogąc powstrzymać tego, że cały czas uśmiechał się pod nosem, bo ta drobna istotka uszczęśliwiła go tak bardzo, jak nikt do tej pory, wreszcie dając mu to, czego od tak długiego czasu pragnął. Po chwili Min usłyszał dźwięk komórki sygnalizujący przyjście wiadomości i wyjął urządzenie z komórki; odblokował je i zaczął przeglądać swoje czaty, a czarnowłosy odwrócił wzrok, nie chcąc naruszyć jego prywatności.

Nie było do tego potrzeby, gdyż Yoongi samodzielnie przysunął mu ekran pod nos, pokazując rozmowę z Jungkookiem. W ostatniej wiadomości miętowowłosy pytał się go o spotkanie, a Jeon dopiero po parunastu długich godzinach raczył się odpowiedzieć.

Mieli się spotkać za parę dni, a w pijanych oczach Yoongiego błyszczała ekscytacja.

- Niedługo on też będzie o tym wiedział.

Hoseok poczuł się tak, jakby zaraz miał popłakać się ze szczęścia.

Wszystko wreszcie zaczynało się układać.

*

Jedno, konkretne wspomnienie z wczorajszego wieczoru, które w tym momencie kierowało jego poczynaniami. Yoongi krokiem bardziej przypominającym zombie, niż prawdziwego człowieka, zwlókł się z łóżka i podreptał w kierunku drzwi wejściowych, jeszcze mając na sobie tylko dużą koszulkę, bieliznę oraz grubą warstwę senności.

- Yoongi?

- Hm?

- Pamiętasz, jak mówiłem, że mam powiedzieć ci coś ważnego?

- Mhm.

Tak naprawdę pijany Yoongi nie pamiętał.

- To...

Tak naprawdę pijany Hoseok nie miał na to odwagi.

- Jutro rano... sprawdź przed swoimi drzwiami. Mam coś dla ciebie.

Jeszcze nie do końca świadom swoich ruchów, miętowowłosy przetarł pięścią oczy, ziewnął i nacisnął na klamkę. Powoli, w swoim typowym, porannym tempie, uchylił drzwi i wystawił za nie głowę, rozglądając się pierw na lewo, później na prawo, a na sam koniec w dół.

A jego serce na moment stanęło, gdy zobaczył pudełko z tym samym keyboardem, który kiedyś w sklepie muzycznym miał być prezentem dla niego od Hoseoka. Wtedy, gdy nie chciał jego pieniędzy, bo za bardzo się wstydził je przyjąć.

Teraz wiedział, że chciał tylko jego miłości, a tą był gotów przyjmować pełnymi ramionami.

***

* - Porzućcie wszelkie nadzieje, o wy, którzy tu wchodzicie. 

a/n: to co, kiedy drama?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro