20. it has come to this

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Hoseok?

- Hm, Yoongi?

- Zawsze się nad tym zastanawiałem... Gdy palisz papierosy, nigdy ich nie depczesz, jak je rzucasz na ziemię. Większość ludzi to robi.

- Mhm.

- Więc czemu?

- Deptanie przynosi pecha.

- Naprawdę?

- Chyba.

Pijacki śmiech.

- A tak naprawdę, miałem kiedyś chłopaka, który ich nie deptał. To z nim zacząłem palić.

Jak ja z tobą, pomyślał Yoongi.

- Miał depresję i nigdy nie deptał niedopałków - stwierdził młodszy, jakby jedna z tych rzeczy nieodłącznie odwoływała się do tej drugiej. - Twierdził, że papieros symbolizuje indywiduum. Gdy wyciągasz jednego papierosa z paczki, to symbol tego, jak rodzące się dziecko jest tylko jedną z wielu możliwości tego, kto mógłby się urodzić. Jest wiele plemników, ale wygrywa jeden.

- Mhm.

Czy to lekcja biologii?

- A później, gdy zapalasz papierosa, to moment, w którym dziecko się rodzi. Jego czas się zaczyna, ale tym samym zaczyna się także... kończyć. Zaczyna dążyć do końca, a jak się zaciągasz dymem, to jak życie, które w najcięższych momentach wysysa z człowieka wszystko, konsumując go. Gdy kończysz papierosa, to śmierć. Wyrzucasz go. Użyłeś go i już nie będziesz o nim pamiętać, tak samo, jak gwiazdy po mojej śmierci zapomną o mnie, a po twojej o tobie. To zupełnie tak, jakby patrzyły na nasze przedstawienie na Ziemi i się nie przejmowały, nie tak naprawdę, wiesz?

Yoongi pokiwał głową. To nie była lekcja biologii, lecz hoseokowej filozofii. Było w tym trochę prawdy. Odwrócił się na bok, patrząc na jego profil.

Przystojny. Bardzo. Takie myśli tkwiły w jego głowie. Chcę go pocałować.

- Wyrzucasz papierosa, ale go nie depczesz. Yoongi, zdeptałbyś trupa? Martwego człowieka?

- Hm, chyba nie.

- No widzisz. Ja też nie depczę niedopałków.

- Rozumiem, Hobi. 

Moment ciszy.

- Pocałujesz mnie?

Hoseok odwrócił się na jego stronę, otulając jego twarz częściowo pokrytą przez mrok, częściowo oświetlaną przez gwiazdy.

- Ale tak mocno. Tak dobrze - upomniał się Yoongi, zanim jego usta zostały zaatakowane przez te młodszego. Mocno i dobrze, dokładnie tak, jak chciał.

Wspomnienia pijackich rozmów na dachu pewnego opuszczonego budynku, pod światłem pijanych ich miłością gwiazd. Byli na dachu piekła, czyniąc je ich własnym niebem.

*

Delikatne dźwięki wypływały spod jego palców ilekroć naciskał na odpowiednie nuty, prowadzony nie przez pamięć, ale przez jakieś wewnętrzne powołanie, przez nieco uśpioną pasję oraz te dawno nabyte zdolności, które już nigdy nie opuściłyby jego krwiobiegu. Robienie tego było dla niego niesamowicie naturalne: tak samo naturalne, jak oddychanie, jak sprawdzanie komórki codziennie rano tuż po przebudzeniu, jak mrużenie oczu przy zbyt mocnym świetle, jak przyśpieszanie kroku, gdy znajdował się nieopodal nielubianej przez niego grupy ludzi. I tak samo niesamowicie, odurzająco naturalne, jak myślenie o Hoseoku i tylko o Hoseoku, gdy melodia, którą grał stawała się stopniowo coraz słodsza, coraz bardziej rozgrzewająca serce.

Gdy dostał ten instrument, Yoongi nie miał od razu wystarczająco dużo wolnego czasu, aby przetestować prezent i przy okazji także swoje umiejętności, gdyż praca zabierała mu większość tego cennego czynnika w jego życiu, a zmęczenie po niej robiło resztę, zaprowadzając go od razu pierw do wanny, a następnie do łóżka. Jednak z nadejściem weekendu miętowowłosy zdołał wreszcie usiąść przed swoim nowym keyboardem i przekonać się, czy jego dłonie jeszcze przydawały się do czegokolwiek. Chociaż trochę bał się prawdy.

Z początku patrzył na klawisze z pewną nieufnością, wciąż niepewny co do tego, czy był to dobry pomysł. Nie robił przecież tego od tak dawna, a jednak doskonale pamiętał, jak eksperymentował w studiu Namjoona, gdy keyboard był jego ulubionym instrumentem muzycznym; jeszcze wcześniej, gdy mieszkał wciąż pod dachem swoich rodziców i był zdany tylko na nich, na ich pracę oraz fundusze, oni opłacali mu lekcje gry na fortepianie - jedyną rzecz, którą uważali za wystarczająco edukacyjną, aby warto było w nią zainwestować. Nie chcieli tracić pieniędzy na koszykówkę, letnie wyjazdy czy według nich głupie koncerty, lecz nauka muzyki najwidoczniej była jedną z tych rzeczy, na które nie chcieli mu żałować. A młody Yoongi cieszył się wtedy niezmiernie, bo towarzystwo fortepianu go uszczęśliwiało.

Właśnie z tego powodu porażka w tym momencie byłaby czymś, czego prawdopodobnie nie potrafiłby znieść. Bał się. Naprawdę się bał położyć swoje dłonie w odpowiedniej pozycji, wiedząc, że nawet jakiś minimalny, wykryty u siebie błąd mógł być powodem jego załamania psychicznego i kolejnych kompleksów; bał się także zacząć naciskać na klawisze, nie wiedząc, czy to, co wypłynęłoby spod jego zardzewiałych palców miałoby jakikolwiek sens, spójność, kierunek, w którym dążyło. Bał się tak wiele rzeczy, bo tyle kiedyś potrafił, a teraz nie chciał się dowiedzieć, czy to wszystko stracił. Bał się momentu, w którym okazałoby się, że już się do niczego nie nadaje, że stracił umiejętności, że nie potrafi już zagrać czegoś od serca, szczerze wzruszając przy tym drugiego człowieka, jak robił kiedyś. Wtedy byłby tylko kolejnym durnym pracownikiem sklepu muzycznego, który znał tylko teorię, a nie praktykę.

Ale jednak... Yoongi czuł coś, co pchało go do przodu do tego, aby się nie wystraszyć i nie poddać. Dopiero po chwili zrozumiał, że tym czymś była świadomość, że... Hoseok w niego wierzył. Hoseok musiał naprawdę w niego wierzyć, skoro podarował mu właśnie to - keyboard, na który wspólnie patrzyli w sklepie już jakiś czas temu, tego samego dnia, gdy czarnowłosy zaczął go mocno, gorąco całować na fortepianie i nikt ich na tym nie nakrył - mimo tych wszystkich okoliczności, w których Min otwarcie w siebie przy nim zwątpił. Bo gdy Yoongi powtarzał, że już nie potrafi, Hoseok słodko go całował i szeptał, że mógł osiągnąć wszystko u jego boku.

I Jung chyba naprawdę miał rację, bo to z myślą o nim miętowowłosy zaczął nieśmiało grać pierwsze nuty, dokładnie tak, jakby mężczyzna siedział tuż obok, lub patrzył na niego za jego plecami. Jego spojrzenie jednak nie było natarczywe, ani grający nie czuł przez to tej dziwnej dziury w plecach: wręcz przeciwnie, obecność, wyimaginowany zapach oraz dotyk Hoseoka koiły jego zmysły, uspokajały go, przywracały jego oddech do normalnego rytmu, ale przede wszystkim inspirowały go i tworzyły własną melodię w głowie starszego, którą ten tak desperacko pragnął i starał się zamienić w rzeczywistość, chociaż było to trudne, a każdy kolejny piękny dźwięk sprawiał, że Yoongi marszczył nieco brwi i uznawał, że nie, to jednak nie to.

Po jakimś czasie odsunął się od instrumentu, z cichym westchnięciem odchylając się do tyłu i patrząc przed siebie. Trudno było po tak długiej przerwie znów zamknąć swoje uczucia oraz przemyślenia pod postacią jednej melodii, ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej przekonywał się, że było warto. Bo to było dla Hoseoka: a Hoseok był piękny w każdym znaczeniu tego słowa, miał szlachetną duszę oraz charyzmę, która już dawno porwała jego serce. A wszystko to, zamienione w długą serię krystalicznie czystych dźwięków musiało co najmniej zapierać dech w piersiach - Yoongi był zdeterminowany, aby to osiągnąć, nieważne, jak długo i jak ciężko musiałby nad tym pracować. Czarnowłosy zrobił dla niego tak wiele, a on teraz chciał podziękować mu piosenką, mimo głębokiej świadomości, że nic nigdy nie byłoby w stanie okazać jego nieskończonej wdzięczności do tego człowieka. Ale warto byłoby chociaż sprawić mu przyjemność.

Prawdę powiedziawszy, nie miał pojęcia, ile by mu to zajęło. Każdą wolną chwilę starał się spędzać na doskonaleniu swoich dawnych zdolności, lecz czas zdawał się pędzić nieubłaganie, a tym samym dzień spotkania z Jungkookiem zbliżał się z wręcz niebezpiecznym i zawracającym w głowie tempie. Miętowowłosy starał się nie myśleć o tym aż tak bardzo, ale może tylko utrzymywał pozory tego, że się tym nie przejmował: tak naprawdę nie wiedział, jak mogło się potoczyć to spotkanie i co byłoby jego efektem, lecz był pewien jedynie tego, że musiał to zrobić. Tak, wreszcie nadszedł ten moment i wreszcie czuł się wystarczająco odważny, aby powiedzieć prawdę i uświadomić Jeona o wszystkich tych złych rzeczach, które od dłuższego czasu działy się w ich wspólnym życiu. Yoongi czuł się tak, jakby jego ostatnia konfrontacja z jego (byłym?) chłopakiem dodała mu determinacji do tego, aby wreszcie wszystko zakończyć. Rozumiał już doskonale, jaka była sytuacja.

Nie miał planu, absolutnie żadnego planu. Gdy tylko myślał o tym momencie, w którym stanąłby przed Jungkookiem i musiałby otworzyć usta, aby przemówić... Jego umysł zamieniał się w pustą, białą kartkę. Czuł lekkie zdenerwowanie, ale także złość spowodowaną tym wszystkim, co doprowadziło go do tego momentu: wszystkie te rzeczy i te zachowania, które zepchnęły go na sam skraj wytrzymałości, gdy czuł się tak bardzo niedoceniany i niechciany przez własnego mężczyznę, że zaczął szukać czułości oraz akceptacji u jakiegoś innego. Yoongi często zastanawiał się, co by było, gdyby nigdy nie spotkał Hoseoka. Co by było, gdyby definitywnie odmówił Kookowi seksu we trójkę, lub gdyby ten wybrał do swoich fantazji kogoś innego, niż czarnowłosego. Co by było, gdyby Hoseok zrobił coś źle pierwszego wieczoru i Yoongiemu by się nie spodobało, przez co zakazałby swojemu chłopakowi powtarzać takie spotkania. Co by było, gdyby...

Ale tego jego umysł także nie potrafił sobie wyobrazić. Prawdopodobnie wszystko wciąż byłoby tak, jak dawniej, a on łudziłby się, że wciąż potrafił kochać Jungkooka, że nie było to tylko głęboko zakorzenione przyzwyczajenie do jego osoby i obecności, i że Jeon kochał jego, że tylko zdarzało mu się być nie taki, jaki powinien być. W takich momentach Min zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele Hoseok zmienił; jak bardzo otworzył mu oczy i z jaką wręcz łatwością sprawił, iż linia jego życia popędziła w całkowicie innym kierunku od tego, który był dla niej wyznaczony na początku. I splotła się z tą należącą do czarnowłosego, dogłębnie i nieodwrotnie.

Mężczyzna wstał ze swojego krzesła, przecierając dłońmi zmęczone oczy. Było już późno, a on cały ten czas przesiedział w swojej sypialni przed keyboardem. Zawsze, gdy zajmował się czymś akurat w tym pomieszczeniu, opuszczała go ochota na sen, nawet jeśli był szczególnie wykończony - zupełnie tak, jakby pierw musiał spędzić trochę czasu w innej części swojego mieszkania, aby móc później spokojnie wrócić do pokoju i położyć się spać. Było to głupie przyzwyczajenie, ale zazwyczaj od przyzwyczajeń nie da się uwolnić; toteż Yoongi ziewnął i skierował się w stronę salonu, biorąc ze sobą komórkę i jakąś książkę, w razie gdyby nie znalazł w telewizji niczego wystarczająco ciekawego, czemu poświęcić swoją uwagę.

Zasiadł na kanapie z cichym westchnięciem, biorąc pilota, włączając urządzenie i zerkając na ekran komórki, na powiadomienia o wiadomościach od Hoseoka. Ten nie wiedział nic na temat wolno komponowanej dla niego melodii, lecz miętowowłosy zdawał się już widzieć przed sobą obraz jego uśmiechu w momencie, w którym dowiedziałby się o takim szczerym prezencie prosto od serca. Uśmiechając się pod nosem do zdjęcia czarnowłosego na liście swoich czatów, jego wzrok spontanicznie przesunął się na konwersację z Jungkookiem. Nie napisali do siebie nic więcej, odkąd chłopak dał mu potwierdzenie daty spotkania, ale Yoongi słyszał od innych osób trochę o tym, co działo się ostatnio w życiu bruneta.

Ponoć ostro pokłócił się z jakimś klientem (a może pracownikiem? Yoongi nie był pewien) firmy swojego ojca. Tak ostro i tak dosadnie, że sam pan Jeon musiał interweniować, aby uspokoić nieokiełznany charakter własnego syna. Z tego co słyszał Yoongi wynikało, że Jungkook nie miał pozwolenia na wejście na teren firmy przez najbliższe dwa tygodnie, co opóźniało jego naukę, czyli także jego prawdziwe rozpoczęcie pracy - a miętowowłosy był pewien, że jego były nie był z tego zadowolony. Bardzo często mówił o przejęciu firmy po swoim ojcu, o byciu bogatym, ważnym i znanym przez wszystkich biznesmenem, o robieniu interesów i tworzeniu własnej ścieżki w świecie dorosłości oraz pracy. Zależało mu na tym momentami nawet bardziej, niż na samym Yoongim, także wtedy, gdy ich związek miał jeszcze jakiś sens i był mniej więcej zdrowy, więc Min bez problemu mógł sobie wyobrazić w tym momencie jego niezadowoloną minę.

Lecz skoro miał dwa tygodnie wolnego od praktyk, dlaczego ustalił ich datę spotkania tak późno? To jedno, główne pytanie krążyło w umyśle Yoongiego bezustannie, męcząc go i nie znajdując żadnej odpowiedzi. Nie wiedział, czy Jungkook mógł być w międzyczasie zajęty czymś innym, a jeśli tak, to nie wiedział czym. Jednak z drugiej strony, nie chciał go spotkać wtedy, gdy Jeon byłby jeszcze świeżo wkurwiony po kłótni z ojcem... Ludzie mówili, że był niebezpieczny. Nieprzewidywalny w swoich słowach oraz czynach, może nawet lekko niezrównoważony psychicznie, a Yoongi mógł się tylko dopytywać, czy to była jego wina. Czy to przez ich kłótnię ostatnio Jungkook był taki... potworny. Nie widzieli się od dawna i nie wiedział, jak bardzo pogorszył się jego stan. Ale co stało się z tym pogodnym, uśmiechniętym chłopakiem, który trzymał go za rękę podczas spacerów w parku i czule całował go w czoło dawno temu, zanim to wszystko się zaczęło?

Miętowowłosy mruknął pod nosem i pokręcił głową, odganiając od siebie wszelkie myśli. Niektóre pytania po prostu miały nigdy nie poznać odpowiedzi, a on nie mógł rozczulać się nad tym, co było. Teraźniejszość była przecież o wiele poważniejsza, a on nie miał możliwości cofnięcia się w czasie, aby wszystko naprawić.

*

Prawa noga, lewa noga. Prawa noga, lewa noga. Spójrz na jeden bok, a później na drugi, uważaj na stopień, nie potknij się o krawędź chodnika. Prawa, lewa. Oddychaj normalnie, nie zapominaj o tym, to ważne. Wdech, wydech. Rozluźnij ramiona, przeczesz włosy dłonią, nie miej takiej spiętej miny. Wdech, wydech, prawa, lewa. Nie garb się, wyglądasz wtedy na wystraszonego.

Właśnie takie myśli krążyły po umyśle miętowowłosego tamtego poranka, podczas gdy kierował kroki do swojego miejsca pracy. Był to chyba jeden z najcięższych poranków ostatnich miesięcy: zdawał się zamieszczać w sobie całe spięcie oraz całą niepewność tego, co miało się wydarzyć tego samego wieczoru, tak blisko, a zarazem tak daleko. Yoongi odczuwał nieprzyjemne wiercenie w żołądku na samą myśl o tym wszystkim i nie był już pewien tego, czy chciał nadejścia tej ustalonej godziny - nie potrafił się na niczym konkretnym skupić, więc nawet czynność tak prosta, jak chodzenie, zdawała się być niemożliwa do wykonania i musiał nad nią intensywnie myśleć, aby móc normalnie poruszać nogami. Cały jego byt był pochłonięty jedną, jedyną myślą o tym, co stałoby się później.

To był bowiem dzień jego spotkania z Jungkookiem.

Zaledwie dzień wcześniej nie czuł nawet w połowie tak wielkiego zdenerwowania jak to, które uderzyło go gdzieś około trzeciej w nocy, gdy z niewiadomego sobie powodu przebudził się w swoim łóżku, wyjrzał na niebo poprzez okno i uświadomił sobie, że to był ten dzień. Od tamtego momentu nie mógł myśleć o niczym innym, jakby wszystko to, co robił, miało jako swoją finalizację właśnie to tak bardzo oczekiwane spotkanie. Jego data oraz godzina wciąż widniała w ostatniej wiadomości wysłanej do niego przez Jungkooka, po której Min nie usłyszał już nic od swojego byłego. Czasami zastanawiał się, czy wszystko było w porządku, czy pozbierał się po tym, co stało się z jego ojcem, czy może wciąż kipiał złością oraz niepowstrzymaną furią. Martwił się jego samopoczuciem oraz tym, jak układało się jego życie, podczas gdy byli tak daleko siebie. W pewnym sensie, po tak długim czasie bycia razem takie oddalenie było dość nienaturalne, a przynajmniej tak mówiło przyzwyczajenie Yoongiego do obecności Jeona oraz do ciągłych nowin z jego pełnego obowiązków życia.

To nie był jego najlepszy dzień w pracy, lecz mężczyzna od samego jego początku podejrzewał, że właśnie tak by było. Trudno mu było skupić się na obowiązkach, od czasu do czasu odlatywał gdzieś myślami i przez to został niejednokrotnie skarcony przez szefa, ale przynajmniej pocieszał się myślą, że nazajutrz byłoby lepiej. O wiele lepiej. Wystarczyło mu pomyśleć o tym, że jeszcze tego wieczoru zrzuciłby wreszcie z siebie ciężar całego długiego okresu czasu związku z Jungkookiem... otwarcie powiedziałby o swoich ranach emocjonalnych, o tym, co go nękało i co mu przeszkadzało, o tym, co zaciskało się mocno dookoła jego szyi i nie pozwalało mu oddychać, podczas gdy brunet mocno go do siebie przyciskał i wmawiał mu, że Yoongi go kochał, że byli idealną parą, że nie działo się z nimi absolutnie nic złego. Wyrzuciłby z siebie wszystko, cały ból, żal, smutek, złość, ale także pewną nostalgię oraz tęsknotę do tego, co było kiedyś, które zdarzało mu się czuć w stosunku do każdej osoby, która chociaż przez chwilę należała do jego życia, chociaż nie zawsze dawał to po sobie poznać: bo przecież kiedyś było pięknie, kiedyś naprawdę było dobrze i może nie idealnie, ale wciąż dobrze, a na myśl o tych momentach ogarniał go słodki zapach kwiatów wiśni, w którym nie było jeszcze tego jadu, który pojawił się stopniowo w ich związku. Yoongi nie chciał mieć już nic do czynienia z Jungkookiem i nie miał zamiaru dawać mu kolejnej szansy, ale mimo wszystko, miłe momenty z ich wspólnej przeszłości już na zawsze pozostałyby na pamiątkę w jego sercu. Był to przecież skrawek jego życia, nawet dość duży skrawek, którego nie miał zamiaru wyrzucać. On też w jakiś sposób przyczynił się do stworzenia z niego tego człowieka, jakim był teraz.

A co byłoby później? Jak wyglądała jego przyszłość, poza tym ostatnim wieczorem jego starego życia? Nie mógł mieć o tym najmniejszego pojęcia, ale Yoongi lubił sobie wyobrażać, że wreszcie byłby w pełni szczęśliwy. Że po pozbyciu się takiego ciężaru, po wyjaśnieniu wszystkich spraw, po szczerej rozmowie w cztery oczy zdołałby wreszcie poczuć pewien powiew wolności oraz namiastkę czystego, niezatrutego przez nic innego szczęścia, o której mówili ludzie religijni: Yoongi miał wrażenie, że aby ją poczuć, nie potrzebował wcale żadnego śmiesznego Boga, a zaledwie Hoseoka oraz spokojnego życia u jego boku. Już bez oszustw, bez kłamstw, bez obaw, bez chowania jego nieśmiertelnika pod koszulkę ilekroć nie byli już sam na sam, bez drżących z niepewności oraz tęsknoty spojrzeń i dłoni, bez potrzeby pocałunków przepełnionych obietnicą, że nie zrezygnowaliby z siebie nawzajem, nieważne, co by mogło się wydarzyć. Wreszcie stworzyliby związek godny tego mienia, wreszcie Yoongi nie musiałby ranić kogoś, na kim zależało mu najbardziej na świecie tylko dlatego, że nie widział żadnego innego wyjścia z kolejnej nieprzyjemnej sytuacji. Wreszcie tylko i wyłącznie ich otwarte uczucie, nie zanieczyszczone żadnym poczuciem wstydu. I to było dla Yoongiego prawdziwym szczęściem.

Zdawał się jednak zapominać, że nie zawsze w życiu układało mu się tak, jak by tego chciał. 

Nie zdołał wyrwać się z transu nawet po wyjściu z pracy. Nieprzyjemne uczucie w żołądku go nie opuszczało, podobnie jak iluzja pewnego stanu nieważkości, przez co dziwnie było mu poruszać kończynami i zachowywać się normalnie pośród tłumu pędzącego na wszystkie strony Seulu. Okazywało się, że trudno było żyć, gdy jeszcze tego samego dnia trzeba było przyznać się swojemu chłopakowi do zdrady i wyjaśnić z nim wszystko; Yoongi poznał prawdę - zdradzanie było o wiele łatwiejsze, niż zrywanie. A on powinien się wstydzić, że przez cały ten czas wolał wybierać łatwiejszą drogę tylko dlatego, że czuł się tchórzem.

Nieobecne myśli znów powróciły. Prawa noga, lewa noga. Prawa, lewa. Wdech, wydech, złap się poręczy przy schodach, staraj się nie wpaść na żadną staruszkę na przejściu dla pieszych, omijaj duże psy, które dziwnie na ciebie patrzą. Prawa, lewa, wdech, wydech, nie zapomnij o mruganiu, zawsze zerkaj na światła żeby sprawdzić, czy są zielone. Uważaj przechodząc przez tą ulicę, jest dość niebezpieczna. Wiem, że czasami po prostu chciałbyś umrzeć, ale na ten moment postaraj się wrócić w jednym kawałku do mieszkania.

A gdy zamknął za sobą drzwi, na paręnaście minut wszystko zdawało się na moment wrócić do normy: wystarczyło spojrzeć na zegar wiszący w kuchni i stwierdzić, że do spotkania brakowało jeszcze trochę czasu, który mógł zostać wykorzystany na przemyślenie tego, co dokładnie Yoongi miał zamiar powiedzieć swojemu byłemu... Lub na odpoczynek przed burzą. Miętowowłosy mężczyzna bez chwili namysłu wybrał drugą opcję, natychmiast zasiadając na kanapie ze swoimi słuchawkami, playlistą ulubionych piosenek gotową na telefonie i poczuciem, że nie chciał się samodzielnie torturować tym zdenerwowaniem, które męczyło go od rana. Na ten moment odpłynął, wsłuchując się w swoje ulubione melodie i teksty piosenek, podczas gdy jego dłoń sięgała do pilota od telewizora i go włączała, gdyż ukryte gdzieś pomiędzy nutami utworów odgłosy pozwalały mu łudzić się, że nie był całkowicie sam, że miał jakieś towarzystwo. Yoongi nie bał się samotności, tylko poczucia bycia samotnym. Kook się co do tego mylił.

Spuszczone z łańcucha, jego myśli jak zawsze zaczęły gnać w znanych jedynie sobie kierunkach i prędko Min zaczął zastanawiać się nad tym, jakie to wszystko było ironiczne i w pewnym sensie... gorzko zabawne. To, jak kiedyś nie chciał żadnych pocałunków od Hoseoka podczas ich zabaw we trójkę, uważając je za symbol zdrady. To, jak na samym początku bał się jego dotyku, nie chcąc, aby spodobał mu się on bardziej, niż ten Jungkooka, aby okazał się bardziej opiekuńczy, bardziej przyjemny. To, jak przeraźliwie starał się trzymać mocno Jeona, nie chciał go puścić, obawiał się nowych rzeczy w ich związku, gdyż nowość oznacza zawsze coś nieznanego... A teraz? Teraz spoglądał na siebie w lustrze i zdawał się wręcz nie rozpoznawać w sobie faceta, który kiedyś tak bardzo kochał Jungkooka. Musiał się przecież zmierzyć z prawdą: od jakiegoś czasu już go nie kochał, a bynajmniej nie tak mocno, jak kiedyś. Oczywiście, miał do niego sentyment i trzymał przy sercu wszystkie pozytywne momenty spędzone razem, lecz teraz...

Teraz jego organizm był skażony słodkim, uzależniającym smakiem zdrady. Wszystkie te razy, gdy całował się mocno z Hoseokiem przyciśnięty do ściany bloku Kooka, gdy myślał o potencjalnej zazdrości bruneta podczas ich zbliżeń, wyobrażając go sobie jako tego okropnego, źle traktującego go chłopaka, lub gdy ryzykował na spotkaniach z nim zaraz po namiętnej nocy spędzonej z czarnowłosym, gdy odnosił wieczne wrażenie, iż wciąż nosił na sobie zapach Hoseoka oraz zapach seksu... Lubił to. Naprawdę lubił to wszystko, w tym samym czasie wiedząc, jakie to było złe, niemoralne i nie fair w stosunku do wszystkich. Nie popierał tego i absolutnie chciał z tym skończyć, marząc o normalnym związku, spokoju osiągniętym razem z Hoseokiem, ale nie mógł nic poradzić na to, że póki to trwało, naprawdę mu się to podobało. To było jak zastrzyk adrenaliny, jak wieczna doza podniecającej niepewności, to samo poczucie na skórze jak podczas seksu na kanapie w salonie, gdy w domu, na piętrze spali goście, którzy mogli ich nakryć w każdym momencie. Elektryzujące, dodające energii, absolutnie pociągające.

Lecz Yoongi wybierał normalność. Wybierał dobro Hoseoka, którego nie chciał musieć już więcej porzucać i ranić dla kogoś, od kogo był on tysiąc razy lepszy. Wybierał jego pocałunki, które kiedyś, na początku ich relacji, skrupulatnie liczył, zanim stało się ich zbyt wiele, aby zapamiętać te namiętne cyfry.

Nagle piosenka, której właśnie słuchał została przerwana przez dźwięk powiadomienia o przychodzącej wiadomości, na co mężczyzna zmarszczył z niezadowoleniem brwi, wciąż mając zamknięte oczy i wygodnie opierając się o kanapę. No tak, zapomniał włączyć wyciszenia, które tak naprawdę nie było standardowym trybem jego telefonu zaledwie odkąd zaczął pisać z Hoseokiem - nienawidził tego denerwującego dźwięku, który przerywał mu każdą czynność jego życia codziennego, jakby ludzie myśleli, że mogli być ważniejsi od czegokolwiek, co akurat robił. Czarnowłosy jednak był wyjątkiem, bo jego wiadomości chciał odczytywać jak najprędzej, czując te głupie motyle w brzuchu i debilnie uśmiechając się do ekranu telefonu, ilekroć pojawiała się na nim ikonka serduszka. Czuł się wtedy taki głupi, ale też taki... rozanielony.

Dał sobie jeszcze parę sekund, zanim z niezadowoleniem uchylił powieki i spojrzał w dół na telefon, naciskając przycisk na jego boku, który uruchamiał wyświetlacz. Miał odblokować urządzenie, odczytać wiadomość i na nią odpowiedzieć, lecz pierw zobaczył, od kogo była, a następnie zwrócił uwagę na godzinę. Cholera, Jungkook do niego napisał, a on powinien już zacząć się zbierać, jeśli nie chciał się spóźnić na to ważne spotkanie, lub jeśli nie chciał zjawić się na miejscu wyglądając jak bezdomny, który wrzucił na siebie przypadkowe ubrania i nie zdążył nawet przeczesać włosów. O nie, Yoongi miał zamiar wyglądać idealnie, męsko oraz pociągająco dla Kooka ten jeden, ostatni raz, przynajmniej aby brunet widział, co tracił. Jeon zapewne dopytywał się, czy miętowowłosy był już gotowy na spotkanie, więc ten miał mu zamiar odpisać dopiero wtedy, gdy byłby już ubrany.

Po raz kolejny zaczęła się jego machinalna układanka, a całe spięcie do niego wróciło. Podnieś się z kanapy, idź do swojej sypialni. Prawa, lewa, prawa, lewa. Podejdź do szafy, powoli ją otwórz, ale pierw zaświeć światło w pokoju. Grzeb w ciuchach, aż nie znajdziesz czegoś, co cię zadowoli. Prawa, lewa, prawa, lewa, idź do łazienki, wdech, wydech, wdech, wydech. Ubierz się, odśwież, może podkreśl też oczy, żeby Jungkooka zżerała zazdrość. Powoli, trzęsą ci się ręce. Na koniec włosy, perfumy, zerknij ostatni raz w lustro. Wyglądasz jak człowiek? Tak, chyba tak. A teraz idź i rób to, co do ciebie należy.

Yoongi wyszedł z łazienki z ogromnym węzłem w gardle, powracając do salonu po swoją komórkę i zauważając, że uporał się ze wszystkim w o wiele krótszym czasie, niż przypuszczał, dzięki czemu nie musiał jeszcze pędzić na łeb na szyję na przystanek. Usiadł więc z westchnieniem na kanapie, opierając się i wreszcie decydując się otworzyć wiadomość od Jungkooka. Nie miał wielkiej ochoty jej czytać i z nim rozmawiać - chciałby, aby porozmawiali dopiero na miejscu spotkania, ale nie mógł go przecież zignorować. Po prostu napisałby, że był już gotowy, że za chwilę planował wyjść i tyle. Nic więcej. Nie dałby mu szansy na dłuższą rozmowę, która znów mogłaby go zaprowadzić do starych przyzwyczajeń, dawnych sentymentów, do których miał przecież już nie wracać.

Niechętnie otwierając okienko z czatem, od samego początku zauważył, że coś było nie tak i że nie były to wiadomości, których się spodziewał. Pierwsze dwie zawierały jakieś zdjęcia, a trzecia krótki tekst zakończony kropką. Yoongi nacisnął na pliki, aby się załadowały, a gdy przestały być już tylko masą niewyraźnych pikseli i pokazały mu się w całej swojej okazałości, serce miętowowłosego momentalnie stanęło.

Od razu poczuł się źle, jakby miał zaraz zwymiotować, lub przewrócić się na podłogę nie potrafiąc już wstać, bo coś okropnego zaczęło zżerać go od środka, podczas gdy jego własne oczy patrzyły prosto na niego z pierwszego zdjęcia, które się załadowało... To było zdjęcie z Hoseokiem. Zdjęcie, który czarnowłosy zrobił im pewnego słonecznego dnia nad rzeką, na którym widnieli obaj: Yoongi swoim zwyczajem opierał się przedramionami o barierkę, zgarbiony i wyglądający blado, głównie przez zmyty, pastelowo-zielony kolor swoich włosów, podczas gdy pomiędzy dwoma palcami prawej ręki trzymał papierosa Hoseoka i właśnie miał się nim zaciągnąć. Czarnowłosy natomiast stał tuż obok i wyciągał do przodu ramię, aby zrobić im zdjęcie, obejmując go jednym ramieniem i przysuwając swoją twarz blisko tej jego, tak, że dotykał ustami jego skroni, lekko się przy tym uśmiechając.

Zaczęło robić mu się słabo, lecz mimo tego drżącą ręką przesunął w palcem bok, aby zobaczyć kolejne zdjęcie i... I to było o wiele gorsze od poprzedniego. Bo tutaj on i Hoseok leżeli na łóżku, a telefon został ustawiony na poduszkach w trybie samowyzwalacza. Obaj byli kompletnie nadzy, ale nie było tego widać: leżąc na brzuchach jeden obok drugiego, można było ujrzeć tylko ich twarze, odsłonięte szyje, obojczyki i połowę klatek piersiowych... a może tyle. Tym razem to Yoongi się uśmiechał, nieśmiało, słodko i niesamowicie rozkosznie, zawstydzony tym, że Hoseok chciał im zrobić zdjęcie akurat w takim momencie, podczas pobudki w mieszkaniu młodszego, po intensywnej nocy namiętnego seksu i szeptania sobie na ucho obietnic mieszanych z jękami. Yoongi pamiętał tę noc i pamiętał też ślady po pocałunkach, które zostały pozostawione wtedy na jego udach, pokrywając je niemalże kompletnie. Ich włosy były w całkowitym nieładzie, twarze były zaspane, lecz lekko rozanielone i szczęśliwe, a młodszy kładł jedną dłoń na szczupłych łopatkach Yoongiego, podczas gdy nachylał się i całował go w policzek do zdjęcia, a miętowowłosy chował się pomiędzy pościelą, przyciskając do jego umięśnionej klatki piersiowej, która oznaczała dla niego bezpieczeństwo, podczas gdy na jego własnej widniał srebrny nieśmiertelnik. Zdjęcie tak intymne, jedno z ulubionych Mina, a teraz...

Teraz było w rękach Jungkooka. Nie. To było niemożliwe. Czy to działo się naprawdę?

Mężczyzna poczuł się tak, jakby jego pole widzenia znacznie się skurczyło do wymiarów ekranu jego telefonu: wszystko inne było niewyraźne, jakby za mgłą, a po chwili zaczęło nawet być coraz ciemniejsze. Tak, Yoongiemu robiło się ciemno przed oczami, podczas gdy patrzył na wyświetlacz komórki i nie mógł w to uwierzyć; czuł, jak prędko i mocno krew była pompowana przez jego serce, a zarazem czuł się tak, jakby miał za chwilę zemdleć. Mocne bóle nagle zaczęły ściskać jego żołądek, podczas gdy oblała go fala zimnego potu, zdenerwowania i... niedowierzania. Brakowało mu tchu, bo nie, nie, nie, to nie mogła być prawda. Jungkook nie mógł zobaczyć tych zdjęć... To był tylko zły sen, prawda? Yoongi uszczypnął się mocno w nadgarstek, jednak ostry ból wcale nie sprawił, że się obudził. Cholera.

Trzęsły mu się dłonie, podczas gdy z ostatnim skrawkiem nadziei powracał do okienka czatu, myśląc, ze może źle przeczytał nazwę kontaktu i to był po prostu Hoseok, który wysyłał mu z jakiegoś powodu ponownie te zdjęcia, a nie Jeon. Jego żołądek jednak ścisnął się ponownie, nieprzyjemnie i niepożądanie, gdy oczy miętowowłosego przeczytały zawartość ostatniej wiadomości. Niestety, nie od Hoseoka.

Jungkook: zabiję was. zarżnę was obu jak psy, tylko jeszcze nie wiem, od którego zacznę. ty obleśna suko, tym razem mi nie uciekniesz.

Czytając to, Yoongi na moment ujrzał gwiazdy błyszczące mu tuż przed jego zaćmionym spojrzeniem, podczas gdy odczuwał największe przerażenie całego swojego życia. Stało się właśnie to, na co nigdy nie powinien był pozwolić... Lecz było to całkowicie poza jego kontrolą, a słowa Jungkooka brzmiały poważnie i Min wiedział, że takie też one były. Brunet nie żartował. Yoongi go znał i wiedział doskonale, że za takie świństwo naprawdę byłby w stanie go zabić, nawet gdyby to oznaczało trafić za kratki i stracić jakiekolwiek szansę na przejęcie firmy ojca, a Yoongi się bał, Yoongi tak cholernie się bał. Ze strachu łzy napłynęły mu do oczu; rzucił z impetem komórkę na kanapę, robiąc krok do tyłu i patrząc na nią z przerażeniem, jakby go sparzyła, lub co najmniej ugryzła. Bał się, tak okropnie się bał i nie wiedział co zrobić, a jego ciężki oddech zdawał się nagle nie potrafić już pobrać wystarczającej ilości tlenu z powietrza, aby pozbyć się wreszcie tego okropnego poczucia, że zaraz miałby zemdleć...

Nie zauważył nawet, że przez cały ten czas robił dalej małe kroki do tyłu, aż wreszcie uderzył plecami o ścianę, co jednak go wystraszyło; odskoczył na bok, wpadając na jakiś mebel i po chwili osuwając się na podłogę. Usiadł na niej, podczas gdy desperacja pożerała go całego, brała ze sobą wszystko to, czym był i co oznaczał dla tego świata, pozostawiając tylko proszek z jego spalonych nadziei na przyszłość, afektów oraz planów, skonsumowanych teraz przez płomień tego nagłego, niezapowiedzianego momentu. Czuł się tak, jakby miał zwymiotować, a zarazem zemdleć, umrzeć z nagłego zimna, które go otuliło i spalić się pod naporem wszystkich emocji, które buchały w jego wnętrzu. Panika, niedowierzanie, desperacja, złość na wszystkich i na wszystko, zagubienie, niemoc, a przede wszystkim zero pojęcia o tym, co powinien teraz zrobić, ani jak to się wszystko...

Stało. Jak to się wszystko stało? Jak to było możliwe? Przecież tylko Hoseok był w posiadaniu ich wspólnych zdjęć. To głównie on na nie nalegał, chcąc mieć jakąś pamiątkę i ciągle powtarzając, że kiedyś, gdy nie musieliby się już ukrywać, mógłby je opublikować gdzie tylko by chciał, ale nawet gdy to miętowowłosy chciał uwiecznić jakiś moment fotografią, robili ją tylko i wyłącznie telefonem młodszego. Yoongi za bardzo się bał, że gdyby były one na jego komórce, Jungkook kiedyś przypadkiem mógłby je znaleźć, toteż nie prosił swojego kochanka nawet o to, aby mu je wysłał poprzez wiadomość. Wszystko było otulone atmosferą sekretów i niebezpieczeństwa, ale w tym samym czasie Minowi wydawało się, że robił wszystko poprawnie. Że nic nie wychodziło na jaw, że idealnie się ukrywali, że nie było ryzyka, a jednak... A jednak właśnie to się teraz stało. To było niemożliwe. Tylko Hoseok miał te zdjęcia. Tylko Hoseok. To niemożliwe...

Jego oddech stał się niespokojny, gdy jego pełne paniki myśli doszły do wniosku, że nie powinien teraz po prostu siedzieć na podłodze i czekać na rozwój wydarzeń z nadzieją, że może po raz kolejny uszłoby mu to na sucho. Nie, zbyt często w swoim życiu bywał tchórzem, nie mógł sobie pozwolić na taki luksus także teraz, bo przecież... Jungkook chciał go zabić. A Yoongi wierzył, że naprawdę miał to na myśli, gdy tak pisał. Jeon, w przeciwieństwie do niego, był w stanie zapomnieć o wszystkich wspólnych momentach z przeszłości i dogłębnie go skrzywdzić, a wtedy miętowowłosy nie mógłby nawet powiedzieć, że nie miał w tym racji, bo... Bo Jungkook miał całkowicie rację. Miał rację, że chciał go zabić. Miał rację, gdy nazwał go obleśną suką. Miał rację w całej swojej złości i nienawiści, bo do Yoongiego docierało właśnie, jak wielkie świństwo mu zrobił tą zdradą. Ale mimo tego, wygrywał u niego instynkt przetrwania.

Serce podskoczyło mu w piersi, gdy usłyszał dźwięk piosenki pochodzącej od komórki, która oznaczała, że ktoś do niego dzwonił - i nie byle kto, bo sam Jungkook, co zostało łatwo wywnioskowane przez starszego mężczyznę przez fakt, że gdy byli razem zmienił jego piosenkę na inną od tej, która grała gdy dostawał połączenie przychodzące od kogokolwiek innego i zapomniał to zmienić gdy zaczął uważać bruneta za swojego byłego. Ten teraz do niego dzwonił, a Yoongi od razu zerwał się na równe nogi, bynajmniej nie dlatego, aby odebrać: nie patrząc za siebie ani razu, wziął klucze od mieszkania z komody i wybiegł na klatkę schodową, trzaskając za sobą drzwiami, zamykając je na klucz i następnie biegnąc jak najprędzej w stronę wyjścia, po raz kolejny w swoim życiu będąc tchórzem. Ale musiał znaleźć Hoseoka.

Nie oglądając się dookoła, od razu popędził w stronę jego mieszkania, starając się jednak w swoim pośpiechu wybrać ulice najmniejsze, najbardziej ukryte i nieznane, bo paradoksalnie dzięki tym czuł się najbardziej bezpiecznie. Podczas gdy wykonywał przed siebie kolejne kroki w biegu, jego umysł potrafił powtarzać tylko jedno zdanie: "On wie, on wie, on wie, cholera, on wie". Nie wiedział co z tym zrobić i chciało mu się płakać, ale wierzył, że czarnowłosy znalazłby na to rozwiązanie. Jak zawsze doradziłby mu, przytuliłby go, pogłaskał po włosach i ochronił, powiedziałby, że nie miał się czego bać, bo przy nim był bezpieczny, a Yoongi faktycznie właśnie tak się czuł, ilekroć byli razem... Ale dopiero po jakiejś chwili uderzyła go świadomość, że może Hoseoka już nie było. Bo co, jeśli Jungkook poszedł pierw do niego? Co, jeśli jego ukochany leżał już gdzieś nieprzytomny na zimnym asfalcie, podczas gdy plama karmazynowej krwi rozlewała się dookoła jego głowy, a przymknięte oczy nie miały już siły na to, aby podnieść powieki i po raz ostatni ujrzeć błękit nieba? Co, jeśli było już za późno... Co jeśli Yoongi wszystko spieprzył. Jak zawsze. Gdy takie myśli zaczęły nawiedzać umysł miętowowłosego, nie był już w stanie znaleźć sposobu na to, aby się od nich uwolnić.

Łzy zaczęły mu lecieć po policzkach, podczas gdy potykał się i łkał, obijał się przypadkowo o ściany nieznajomych mu budynków i przed oczami miał obraz martwego Hoseoka oraz jego krwi spływającej po dłoniach Jungkooka. Jeśli to naprawdę się stało, to była jego wina. Tylko i wyłącznie jego wina. Zabił jedyną osobę, która naprawdę dobrze go traktowała, która okazywała mu to, jak wiele się dla niej liczył, tym samym udowadniając, że może nie był aż taki bezużyteczny i bez waloru na tym świecie... Ale to był koniec. To wszystko się skończyło. Przez niego i tylko przez niego. Nie mógł za to obwiniać nikogo innego.

Droga zaczęła być coraz bardziej znajoma i wiedział już, że był blisko, że jeszcze chwila, i dowiedziałby się prawdy - nieważne, jak okrutna by ona była, musiałby ją przyjąć i albo się z nią pogodzić, albo umrzeć z bólu w odwiecznym rozerwaniu między tym, co pragnął mieć, a tym, co stracił przez własne wybory, własne błędy. Wciąż znajdował się w jakichś ciasnych, nieznanych uliczkach, ale wiedział, że wystarczyłoby skręcić w lewo, dojść do końca uliczki, a później w prawo, wychodząc wreszcie na szerszą ulicę, a mieszkanie Hoseoka stałoby kilkanaście metrów przed nim, po drugiej stronie. Wtedy Yoongi mógłby pobiec do niego, ale może wtedy ujrzałby jego nieruchome ciało, leżące gdzieś pomiędzy wysoką trawą opuszczonych i zapomnianych przez wszystkich placów zabaw dla dzieci, więc uklęknąłby i delikatnie podniósłby jego głowę, starając się zrozumieć, czy była w nim jeszcze ta nadzieja, której brakowało mu przez całe życie, dopóki nie spotkał Hoseoka i dopóki to on nie stał się jego nadzieją. Zapłakałby głośno nad jego ciałem, oblewając go łzami i zmywając nimi zaschniętą krew z jego twarzy, przytulając jego głowę do swojej piersi, a następnie cały się do niego przytulając i do niego przylegając, brudząc się jego martwą krwią, bo to przecież on to wszystko spowodował, on maczał w tym palce i to jego dusza byłaby już na zawsze naznaczona tym, co się stało. Rozsypką czegoś pięknego i wartego wszelkich poświęceń przez jednego, zbyt egoistycznego człowieka.

Trudno było chodzić, gdy rozmazany przez nalatujące do oczu łzy obraz komplikował wszystko, ale to nie to było powodem, dla którego Min zdołał wykonać jedynie parę kolejnych kroków przed siebie: pokonawszy parę metrów, poczuł nagle niespodziewane szarpnięcie do tyłu przez kogoś, kto mocno chwycił go za włosy i przyciągnął go do siebie. Yoongi krzyknął z zaskoczenia i z bólu, podczas gdy jego serce przyśpieszało spazmatyczne i pogrążone w rozpaczy bicia. Został odwrócony do tyłu i od razu przywitany przez mocny cios pięścią w twarz, który go zdezorientował i sprawił, że zachwiał się na nogach, ale przynajmniej żaden następny nie nadszedł zaraz po tym pierwszym. Zamiast tego, jego ciało doznało mocnego uścisku czyichś ramion, które brutalnie popchnęły go do tyłu i przycisnęły go z całej siły do brudnej ściany budynku: tak mocno, iż miętowowłosy odniósł wrażenie, że pod tym naciskiem zaraz złamałby mu się kręgosłup. Chwycił się za bolące miejsce na policzku, dysząc ciężko i bojąc się otworzyć oczy i spojrzeć na osobę, którą miał przed sobą. Osobę kompletnie pogrążoną w złości - tak bardzo, że Yoongiemu zdawało się odczuwać jego negatywną aurę, rozpoznając go nawet bez potrzeby spojrzeń. Atakowała go i chciała przedostać się do jego organizmu, poprzez płuca, albo poprzez rany psychiczne wyrządzone mu już tak dawno temu.

W końcu drżąco uchylił powieki i ujrzał bruneta: wydawał się tak zaskoczony jego obecnością tutaj, jakby nie wiedział już od pierwszego momentu, że to był właśnie on. Jungkook stał przed nim, przyciskając mu ramiona i plecy do ściany, i wyglądał na paskudnie rozwścieczonego. Miał na sobie białą koszulkę, szare dresy, niebezpiecznie napięte mięśnie, nieład we włosach i śmierć na twarzy. Wyglądał tak, jakby zeszłej nocy zdołał przespać tylko godzinę lub dwie, jego dłonie zdawały się niebezpiecznie trząść - Yoongi dopytał się, czy to z niecierpliwości co do tego, aby go wreszcie zabić - a ciało było spięte i gotowe na wszystko, ale największą uwagę miętowowłosego przykuły jego oczy. Było w nich coś dziwnego; coś, co sprawiło, że mężczyzna od razu pragnął im się przyglądnąć. Czuł się przy nim taki drobny, słaby i nieznaczny, mimo tego, że pragnął walczyć o swoje. Nie pozwoliłby mu odebrać mu tego, co najbardziej go uszczęśliwiało, więc szarpnął się, ale nie mógł się uwolnić. W dalszym ciągu był ogromnym egoistą, ale tym razem czuł, że może było to słuszne.

- Jungkook... - próbował zacząć, ale w odpowiedzi dostał kolejny cios w twarz, przed którym nie zdołał się obronić, chociaż chciał. Syknął nieprzyjemnie, czując podwójną ilość bólu na tym jednym, mokrym przez łzy policzku, który został uderzony już dwa razy. Powoli zaczęły przypominać mu się te wszystkie momenty, gdy będąc w związku kłócili się i czasami dochodziło do rękoczynów. Wtedy potrafił się obronić i robił to, okładając pięściami drugiego. Co się z nim teraz stało?

- Co, Yoongi? Masz mi coś do powiedzenia? - warknął młodszy tuż przy jego twarzy, a miętowowłosemu zdało się, że poczuł kropelki jego śliny lądujące na jego zaczerwienionym policzki. Skrupulatnie zaczął obserwować każdy jego nawet najmniejszy ruch, po raz kolejny czując się jak zwierzę. - Masz coś na swoje usprawiedliwienie, suko? Wymyślisz jakąś historyjkę co do tych zdjęć?

Każde słowo było jak kamień rzucany na serce Yoongiego, które było coraz cięższe, ale także wypełniało się powoli gniewem. Wspomnienia z przeszłości tego, co kiedyś robił mu Jungkook, jak go zmieniał, jak go maltretował, jak spychał go na skraj szaleństwa, pod którego wpływem Yoongi myślał o tym, jak bardzo kochał Jeona, podczas gdy ten kłamał mu w żywe oczy i go wykorzystywał, zaczęły się w nim rozpalać, płomieniami tworząc sobie drogę aż do jego serca, które zadrżało niebezpiecznie, czując ten nieprzyjemny gorąc. Nie było to tym samym ciepłem, które zalewało go ilekroć był z Hoseokiem, ilekroć ten robił dla niego coś miłego - nie, to ciepło konsumowało i pożerało, pozostawiając w nim jedynie to, co najgorsze. Był to ogień złości, głęboko i długo skrywanej goryczy, wszystkich tych słów, które miętowowłosy od zawsze chciał wykrzyczeć w twarz młodszemu, nigdy nie mając na to odwagi. Może teraz przyszła pora: pora na prawdę. Przecież właśnie to było w planach na dzień dzisiejszy, tak? Prawda.

Lecz może jednak zaserwowana w sposób nieco okrutniejszy od tego, który początkowo planował Min.

Nie słysząc od niego odpowiedzi, Jungkook zamachnął się i chciał go uderzyć jeszcze raz, jednak niższy zwinnie zablokował jego ruch, chwytając go mocno za nadgarstek, gdy pięść młodszego była oddalona od twarzy Mina jedynie o centymetry. Wciąż się cholernie bał, wiedząc doskonale, jaki Jeon bywał nieprzewidywalny, ale brakowało jeszcze tylko paru chwil, aby ciepło w jego wnętrzu zaczęło mieć swoje działanie - był przecież pożarem, nawet Hoseok mu o tym powiedział. A żeby zapalił się pierwszy płomień, oprócz ciepła potrzebował także iskry. Iskry, którą dałby mu sam Jungkook. Yoongi skupił spojrzenie na jego pięściach: zdawałoby się nawet, że szukał na nich śladów krwi, karmazynowej barwy, gdyż ponownie pomyślał o czarnowłosym oraz o tym, że on także był w niebezpieczeństwie przez te zdjęcia, które jakimś cudem dotarły do Jeona. Nie miał pojęcia, co tak naprawdę się stało, więc musiał liczyć jedynie na swoje szczęście.

Lecz nigdy nie miał go wyjątkowo dużo w swoim życiu.

- Nie chcesz gadać?! - Jungkook zaczynał się niecierpliwić, gdyż ponownie krzyknął mu prosto w twarz, a starszy ze strachu przymknął oczy, kuląc się i znów czując na skórze jego ślinę. - Co, sukinsynie, teraz nie przyznasz się nawet do tego, co zrobiłeś?! Powiedz to, kurwa. Powiedz, że mnie zdradzałeś, Yoongi. Muszę to od ciebie usłyszeć, żebyś zrozumiał, jaką pierdoloną, nic nie wartą świnią jesteś. 

Miętowowłosy przełknął nerwowo ślinę, podczas gdy młodszy potrząsał nim i raz po raz obijał jego plecami o ścianę. Miał mu to powiedzieć wprost? Jungkook na pewno tego chciał? Nawet Yoongi, który był temu wszystkiemu winny, zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo by go to zabolało... Dziwił się, że Jeon jeszcze nie skrzywdził go bardziej, niż robił to teraz, ale prędko zrozumiał, że... że Kook po prostu wciąż miał nadzieję. Jungkook wciąż chciał się łudzić, że to wszystko nie było prawdą, że mylił się, że wymyślił sobie te zdjęcia, że Yoongi go nie zdradził, ani nie złamał mu serca. Jungkook naprawdę jeszcze w to wierzył i to od niego oczekiwał potwierdzenia sytuacji - Min zobaczył to w jego dziwnie wyglądających oczach, gdy tylko na niego spojrzał z przerażeniem we własnych, i nagle zrobiło mu się cholernie przykro. Właśnie w tym momencie Min Yoongi zrozumiał powagę tego, co zrobił. Powagę zdrady.

Otworzył wielokrotnie usta, podczas gdy brunet stał przed nim i bacznie go obserwował, wyczekując tego, co starszy miał powiedzieć, lecz ani jedno słowo nie chciało mu się przecisnąć poprzez wargi. Próbował wiele razy, ale za każdą próbą głos umierał mu w gardle, lub był blokowany przez jakiś nieprzyjemny węzeł, który go uciskał i powoli odcinał mu dopływ powietrza. Nie potrafił tego powiedzieć. Nie potrafił i nie mógł, bo nie zniósłby widoku tego, jak twarz Jungkooka nagle zapaliłaby się niewysłowionym, głębokim bólem, a następnie bezgraniczną złością... Może wcześniej myślał, że chciał mu zadać taki ból, ale nie teraz. Nie wtedy, gdy byli twarzą w twarz, a Yoongi na niego patrzył i widział, że coś było nie tak, lecz nie wiedział, co takiego było nie tak. Nie miał pojęcia, że ostatnio w życiu Jeona Jungkooka absolutnie wszystko było nie tak. W ostatnich paru dniach doznał tyle porażek, że nie przeżyłby kolejnej i naprawdę nie chciał, aby okazało się, że ta zdrada była prawdziwa, że facet, którego kochał, odwiedzał łóżko innego, jego własnego przyjaciela...

Ale prawda czekała, napierając na klatkę piersiową Yoongiego i przypominając mu, że nie mógł po raz kolejny zranić Hoseoka swoimi kłamstwami. Naprawdę nie mógł.

- Jungkook, ja... - zaczął po raz kolejny, drżąco, lecz tym razem nie został powstrzymany przez cios w twarz. Stojący przed nim brunet zmarszczył natomiast mocno brwi, wbijając bardziej palce w jego ciało i ramiona. Bolało, a miętowowłosy otworzył usta ze zdumienia, zanim powiedział to, co od dawna miał powiedzieć. Atmosfera dookoła nich była napięta, a mimo tego, że jeden z nich właśnie przemawiał, w uszach obojga zdawała się panować głucha cisza, która piszczała i szczypała we wszystkie zmysły. - Ja cię zdradzałem. Przepraszam.

Sekundy nieskończonej, głębokiej ciszy, tym razem tej prawdziwej, nie przerywanej nawet odgłosami oddechów, jakby obaj na te parę momentów je wstrzymali, czując na sobie powagę tych chwil ujawniających tak długo skrywaną prawdę. Na dłuższy moment po prostu na siebie patrzyli, jakby obaj nie rozumieli tego, co właśnie wymsknęło się z ust niższego, na które teraz Jungkook przeniósł swoje spojrzenie, powtarzając mentalnie ich poruszenie oraz dźwięki, które temu akompaniowały. Ja cię zdradzałem. Yoongi go zdradzał. Te zdjęcia były prawdziwe, a Yoongi go zdradzał. Jeon zaczął mówić w głowie sam do siebie te słowa, smakując ich raz po raz i zdając sobie sprawę z tego, że były gorzką trucizną, która zaraz miała obudzić w nim furię. Nie mógł w to uwierzyć... Prawie tak samo, jak miętowowłosy nie mógł uwierzyć w to, że wreszcie to powiedział. Wreszcie się przyznał i uwolnił od tego sekretu.

Ale dzięki temu wcale nie czuł się lepiej.

Później było dokładnie tak, jak w wyobrażeniach Mina: twarz bruneta stopniowo zaczęła się zmieniać, przybierając coraz to gorsze odcienie emocji, coraz głębszych, coraz bardziej przerażających, nieprzyjaznych, niebezpiecznych. Pierw pojawiło się na niej zdziwienie, pod postacią szeroko otwartych oczu - tych pięknych, sarnich oczu, które kiedyś Yoongi potrafił szczerze kochać, lecz już nie teraz, gdy było w nich coś dziwnego -, następnie niedowierzanie, głównie w zgiętych w zamyśle ustach, a na samym końcu ostra realizacja, brak akceptacji i czarna, przeraźliwa złość. Ta ostatnia opadła na twarz chłopaka niczym wielki cień, pogarszając wszystko to, co widział miętowowłosy, podczas gdy jego były okazał się być całkowicie głuchy na to przepraszam, które wydukał po swoim wyznaniu. To nie mogło wystarczyć, wiedział o tym.

Palce młodszego zacisnęły się mocniej na jego ciele, nagle szukając jego szyi i za nią chwytając. Yoongi otworzył szeroko oczy, przerażony tym, co się działo - jego własne dłonie powędrowały do tych Jeona, duszących go i torturujących, a usta otworzyły się spazmatycznie w odruchu ofiary, która nie chce umrzeć. Poruszał niespokojnie nogami, chcąc go kopnąć w czuły punkt i oddalić od siebie, lecz Jungkook blokował wszystkie jego możliwe poruszenia i nie miał zamiaru dać mu uciec, nie tym razem. Nie byłby już dla niego wyrozumiały.

- Ty kurwo! - wykrzyczał mu prosto w twarz, ściskając palce coraz bardziej. Paznokcie starszego wbiły się w jego skórę, drapiąc go aż do krwi, lecz on nie chciał puścić. Oczy Jungkooka przepełnione były nie tylko furią, ale także czystym szaleństwem, podczas gdy wyglądał na takiego skupionego na duszeniu go. - Pierdolona suko. Podobało ci się, gdy pieprzyłeś Hoseoka za moimi plecami? Nigdy nie powinienem był was sobie poznać. Zapłacicie za to, obaj, Yoongi. Uduszę cię. Uduszę cię jak psa.

Brunet brzmiał jak kompletny psychopata, a Min nie mógł uwierzyć, że to wszystko naprawdę się działo. Zaczął gwałtownie się poruszać na wszystkie strony, robiąc wszystko, aby tylko się uwolnić i nie zginąć w ten sposób, bez jakiejkolwiek możliwości obrony; słone i wstydliwe łzy naleciały mu do oczu, lecz z jakiegoś powodu Jungkook po chwili został zmuszony poluzować swój uścisk, a starszy wreszcie wyrwał się z jego rąk i odskoczył w bok, prawie upadając na ziemię, przeraźliwie kaszląc, lecz nie pozwalając sobie na chwilę nieuwagi. Próbując się pozbierać, kątem oka cały czas obserwował poczynania młodszego, czując do niego głęboką nienawiść. On naprawdę próbował go zabić. Chciał się go pozbyć, jakby nigdy nic do niego nie czuł. Lecz jego reakcja na to wszystko sugerowała inaczej.

Złość. Smutek. Odtrącenie. Gorycz. Żal. Brak miłości, akceptacji, czułości. Właśnie tak Yoongi opisałby swój związek z Jeonem i nagle wszystkie te emocje zaczęły do niego przypływać, gdy Jungkook oraz jego mordercze dłonie faktycznie stały się iskrą, która rozpoczęła jego pożar i obudziła w nim piekło. Miętowowłosy nie zapomniał, jak okropnie był traktowany i jakie zachowanie bruneta było powodem jego zdrady - pamiętał jak się czuł, gdy Jungkook chciał od niego jedynie seksu, gdy ignorował go w towarzystwie swoich znajomych lub przy nich poniżał dla żartu, gdy nie okazywał mu czułości, gdy nie robił nic, aby Yoongi przy nim został. Myśląc ponownie o tym wszystkim, Min stwierdził, że gdyby miał wrócić do tyłu w czasie, zrobiłby dokładnie to samo, co kiedyś. Zdradziłby Jungkooka z Hoseokiem tysiąc razy, gdyby tylko to oznaczało zrozumieć, o co tak naprawdę chodziło w miłości, otwierając sobie samemu oczy na to, że to, co dawał mu Jeon, zdecydowanie miłością nie było.

Wyprostował się, wciąż dysząc ciężko po momentalnym duszeniu, po czym przetarł rękawem ubrania usta, brodę oraz policzek, wycierając je z łez, potu oraz śliny, spoglądając prosto na bruneta. Ten był całkowicie rozdarty przez emocje, a było to idealnie widać na jego twarzy - sęk w tym, że teraz nie był jedyną osobą pożeraną przez złość oraz dziką furię. Yoongi też się do nich zaliczał i tym razem nie miał zamiaru odpuścić. Nie po tak długim czasie ukrywania tego, co buchało w jego wnętrzu, co mu przeszkadzało i go bolało, napierając na wszystkie jego organy wewnętrzne, miażdżąc je i powoli zabijając go od środka. Jungkook, to wszystko była wina Jungkooka.

Młodszy podbiegł i zamachnął się, aby uderzyć go po raz kolejny w twarz, ale miętowowłosy znowu zdołał zablokować jego ruch, a następnie chwycić jego nadgarstek tak mocno, że zaczął wykręcać mu rękę. Jeon syknął z bólu i szarpnął mocno, wyrywając się z jego uścisku i uderzając go kolanem w brzuch, na co niższy warknął i wykonał chwiejący się ruch do tyłu, lecz na szczęście zdołał utrzymać się na nogach. Ciężko dyszał i czuł się całkowicie jak zwierzę - i prawdopodobnie właśnie tym był, podczas gdy uważnym, kalkulującym wszystko spojrzeniem mierzył swojego przeciwnika. Ten zdawał się być o wiele mniej opanowany.

- Zdradziłeś mnie, do cholery! Jesteś zdrajcą! - wydarł się ten, raniąc sobie przy tym gardło, po czym znów spróbował zaatakować. Yoongi dostał w klatkę piersiową, ale także zaczął okładać drugiego w geście desperackiej samoobrony: on, filigranowy, szczupły i wręcz chudy, przeciwko Jeonowi, masywnemu, dobrze zbudowanemu, umięśnionemu. Radził sobie, dokładnie tak, jak kiedyś, gdy rękoczyny były w ich związku na porządku dziennym. - Nigdy ci tego nie przebaczę, chuju. Nigdy! To przez ciebie wszystko w moim życiu się wali, dosłownie wszystko!

Coś zabolało we wnętrzu starszego, gdy usłyszał te słowa. Jak Jungkook nawet mógł zrzucać na niego winę wszystkich krzywd, których brunet był ofiarą? Czy on sam się siebie słyszał? Czy się nie wstydził? Czy naprawdę był tak ślepy, że nie widział prawdziwego powodu upadku ich związku oraz relacji? To było niemożliwe.

- Myślisz, że wina jest tylko po mojej stronie? - warknął, gdy na moment się od siebie oddalili, mierząc się morderczymi spojrzeniami i ciężko dysząc. Ściany budynków ciasnej uliczki, w której się znajdowali, zdawały się zamykać dookoła nich. - Musiałem mieć jakiś powód do zdrady, prawda? Myślisz, że poszedłbym do kogoś innego, gdyby było mi z tobą dobrze?

Jego słowa były ostre, okrutne, wypowiedziane z intencją zranienia drugiej osoby i zdecydowanie osiągnęły ten cel, gdyż zdawałoby się, że słysząc je, twarz Jeona zmieniła się po raz kolejny i ostatni, całkowicie tracąc nawet te resztki zdrowego rozsądku, które do tej pory jeszcze posiadał. Krzyknął - nie wiadomo, czy ze złości, bólu, czy z trudu przyjęcia do siebie szczerej prawdy - i rzucił się na Yoongiego, powalając go na ziemię. Ten spróbował się temu oprzeć, ale nie miał żadnych szans przeciwko tej masie mięśni, którą był Jeon: poczuł, jak całe jego ciało było mocno zgniatane i przygniatane do podłoża, przede wszystkim lewa noga, biodra oraz szyja, za którą ponownie został złapany. Otworzył szeroko oczy, widząc tuż nad sobą twarz Jungkooka. Wyglądał szaleńczo. Nie był teraz sobą.

- Zamknij się! - krzyknął ten tak głośno, że niemalże go ogłuszył. Miętowowłosy wzdrygnął się pod naporem tego krzyku i ponownie wbił paznokcie w podrapaną już skórę dłoni, która go przytrzymywała. - Nawet nie waż się tak mówić, Min Yoongi. Ja zawsze starałem się być dla ciebie najlepszy, ale tego nie doceniałeś. Zawsze! Nie wiesz nawet, jak trudno było mi robić dla ciebie te wszystkie rzeczy, ty nie wiesz nawet, jakie miałem wtedy problemy!

Starszy poruszał niespokojnie głową na nie, nie wierząc ani w jedno słowo, które było teraz wykrzykiwane prosto w jego twarz. Jungkook kłamał. Ponownie. Jungkook zawsze go okłamywał, szczególnie gdy chodziło o ich związek, o jego miłość. To musiały być kłamstwa, to na pewno były kłamstwa, to niemożliwe, aby Yoongi się mylił...

- To ty się zamknij, Jeon - warknął do niego poprzez zęby, nie panując już nad sobą. Teraz robił już tylko to, co uważał za słuszne. - Przestań kłamać. Przestań, kurwa, kłamać! Nie pamiętam ostatniego razu, gdy zrobiłeś coś dla mnie, tylko i wyłącznie dla mnie, nie chcąc mieć z tego jakichś korzyści. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni okazałeś mi czułość i powiedziałeś, że mnie kochasz, nie tylko dlatego, że chciałeś mnie wyruchać. Zawsze traktowałeś mnie tylko jak...

Cios w twarz.

Bardzo mocny cios w twarz, który pozostawił ślady krwi na jego kości policzkowej i sprawił, że momentalnie się zamknął, a zapewne właśnie taki efekt pragnął osiągnąć Jungkook. Wyrzucali właśnie z siebie wszystkie te zarzuty, o których myśleli przez lata i było to bolesne, zdecydowanie dla obu stron - zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Yoongi poczuł się na parę chwil otępiały przez głuchy ból, jednak w tym samym czasie poczuł, że dłoń na jego gardle nieco się rozluźniła; lecz gdy uchylił ponownie powieki, chcąc splunąć Jeonowi w twarz, ujrzał coś, co go powstrzymało i zarazem coś, co może wolałby nigdy nie chcieć widzieć, gdyż zrzuciło na niego ogromne poczucie winy.

Oczy Jungkooka... wciąż były dziwne w ten niewyjaśniony sposób, który został zauważony przez starszego już na samym początku, ale teraz także błyszczały się niebezpiecznie. Było to spowodowane łzami, które nagle tam naleciały... Jeon Jungkook. On właśnie był na skraju płaczu, właśnie przed nim, i tym razem było to prawdziwe. Tym razem nie była to kolejna sztuczka na to, aby wreszcie osiągnąć to, czego pragnął, Yoongi był tego pewien - brunet nigdy nie upokorzyłby się przed nim w takim momencie w ten sposób. Musiało więc to być szczere, a serce miętowowłosego zadrżało niespokojnie, bo ten widok naprawdę go bolał. Zły, cholernie zły Jungkook, po którego gorących policzkach po chwili zaczęły spływać łzy, szczere, prawdziwe i tak bardzo bolesne dla nich obu. Yoongi widział teraz jego ból. Czuł to.

- Zamknij się - powtórzył młodszy, ale tym razem nie krzykiem. Teraz jego głos się łamał i był na skraju szlochu, podczas gdy brunet mierzył leżącego na ziemi mężczyznę spojrzeniem, które miażdżyło go jeszcze bardziej, niż to kolano przyciśnięte do jego uda. - Zamknij się, Yoongi, ty nie rozumiesz. Ja cię, kurwa, kochałem! Nie waż się nawet powiedzieć, że tak nie było, bo ty nic nie wiesz. Absolutnie nic nie wiesz. Nie siedzisz w mojej głowie, a ty...

Chłopak zatrzymał się na moment, a Min pomyślał, że może stał się słabszy, a płacz był na to dowodem, więc mogła to być jego okazja na ucieczkę - jednak minęła sekunda, zanim Jungkook ścisnął jego szyję jeszcze mocniej, niż poprzednio, a jemu zabrakło tchu w piersi. Jęknął głucho, miotając się i próbując go uderzyć, zrzucić z siebie, a gdy spojrzał mu w twarz zauważył, że teraz znów było na niej więcej złości, niż smutku. Tak naprawdę była ona mieszanką tych emocji, a obie były tak cholernie mocne, że Yoongi czuł wręcz przerażenie na sam ten widok. To nie było normalne. Jungkook nie był normalny. Mówił jedno, a tak naprawdę...

- Nienawidzę cię, skurwysynie! - teraz znów krzyczał, podczas gdy gorzkie łzy leciały mu po policzkach i w dół, na brodę, szyję, klatkę piersiową i twarz Yoongiego. - Jak nawet mogłeś mnie zdradzać? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, co dla ciebie zrobiłem? I do tego z tym... z tym pierdolonym kutasem, z którym cię zapoznałem. Nie wierzę, że to z nim się obściskiwałeś za moimi plecami. Jak nawet tak mogłeś, Yoongi? Zapłacisz za to.

Moment nieuwagi - coś, na co Jeon nie powinien był sobie pozwalać. Gdyż w tym samym momencie, gdy jego kolano przez przypadek ześlizgnęło się z uda drobniejszego, ten uderzył go swoim własnym w brzuch, wystarczająco mocno, aby brunet zgiął się z bólu i puścił jego szyję, dzięki czemu Min oddalił się od niego na czworaka, a następnie wstał, dysząc. Teraz ponownie mierzyli się spojrzeniami, a przez to wszystko, co Jungkook powiedział o Hoseoku, Yoongi miał ochotę okładać go pięściami tak, jakby nie potrafił robić nic innego.

- Nie wstyd ci, Yoongi? - zapytał nagle młodszy, co kompletnie zaskoczyło miętowowłosy. Jego głos był zbyt spokojny i opanowany, aby wszystko było w porządku, więc nie rozluźnił mięśni, lecz nie mógł powstrzymać drżenia swojego serca. To, co powiedział Jungkook, to, co się właśnie stało, widok jego łez, bólu, załamania i goryczy... To wszystko zmieniło coś we wnętrzu miętowowłosego. Zmusiło go do refleksji, których do tej pory nigdy nie przeprowadził z samym sobą. . - Nie brzydzisz się siebie? Nie widzisz, jaki ohydny jesteś? Ja ci zaufałem. Nie podejrzewałem nic, bo ci tak ślepo ufałem, Yoongi. A ty wszystko zjebałeś, wszystko spieprzyłeś. Cholera, ty złamałeś mi serce, dociera to do ciebie? Powinieneś się siebie brzydzić, jesteś tylko pierdolonym zdrajcą, niczym więcej. Nigdy nie będziesz dla nikogo nic znaczył, bo nie jesteś tego wart. Mogę co najwyżej na ciebie splunąć i wgnieść cię w...

I Jungkook miał rację. Jungkook miał cholerną rację, gdy wypluwał jadowicie te słowa w kierunku Mina, a każde z nich trafiało do celu, raniąc go wewnątrz i sprawiając, że zaczął otwierać oczy na prawdę, która nie stała ani po jego stronie, ani po tej Jeona: nie była ani czarna, ani biała. Mężczyzna poczuł się brudny. Brudny i tak cholernie winny, bo miał teraz świadomość, że cały ból Jungkooka, którego był teraz świadkiem, był tylko i wyłącznie jego winą. Był ohydny, okropny i obrzydliwy, gdyż posunął się do zdrady, do czegoś okrutnego, czego nie powinno się wybaczać - coś, co przekraczało wszelkie granice niewłaściwych zachowań w związku. Nikt nigdy nie powinien być zdradzany i nikt nigdy nie powinien zdradzać: oznaczało to oszustwo, kłamstwo w żywe oczy, a Yoongi właśnie zrozumiał, że... że wcale nie był w niczym lepszy od Jungkooka, który go maltretował, okłamywał, poniżał i wykorzystywał. On robił dokładnie to samo, a w dodatku odczuwał przy tym przyjemność. Byli siebie warci. A Yoongi teraz tak bardzo żałował całego zła, które wyrządził Jeonowi, pragnął go przeprosić i prosić o wybaczenie ze świadomością, że na nie nie zasługiwał i nigdy by go nie dostał, ale nigdy by tego nie zrobił.

Bo Yoongi już nie wytrzymał. Zanim ten zdążył dokończyć zdanie, z krzykiem rzucił się w kierunku młodszego, wreszcie prawdziwie wyrzucając z siebie całą złość, całą frustrację, cały ten czas spędzony na byciu niedocenianym i niekochanym; nie zważał na to, że Jeon wypowiedział te słowa płacząc, podczas gdy łzy spływały mu po twarzy, a on od czasu do czasu szlochał, wciąż jednak rytmicznie zaciskając pięści w znak, że chciał go zamordować. Mimo swoich przemyśleń, Yoongiego to nie obchodziło. Yoongi był zaślepiony furią oraz złością, chciał jedynie odegrać się na nim za wszystkie krzywdy i pokazać mu, co znaczyło go ranić. Wcale nie był taki niewinny i bezbronny, na jakiego mógł się wydawać, a Jungkook miał się właśnie o tym przekonać.

Krzyknął głośno, ale nie słyszał własnego głosu, podczas gdy zaczął okładać pięściami bruneta, nie patrząc nawet, gdzie celował. Bił go tak szybko i tak mocno, że dezorientacja wzięła górę nad młodszym, który nie potrafił się jakkolwiek obronić, a jedynie coraz bardziej boleśnie przyjmować kolejne ciosy, oddychając ciężko i czując się pozbawiony wszelkich sił.

- Nienawidzę cię. Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię - powtarzał, oddając cios przy każdej literze, nie potrafiąc się powstrzymać nawet wtedy, gdy na lewej stronie twarzy Jungkooka zaczęła pojawiać się krew. Yoongi miał mord w oczach i szaleństwo we krwi, bynajmniej nie było ono jego własnym. Został nim zainfekowany. - Zjebałeś mi życie, nie rozumiesz?! Zjebałeś mi psychikę, zjebałeś mnie całego. Traktowałeś mnie jak gówno, sprawiałeś, że czułem się jak niechciany śmieć, a później miałeś jeszcze odwagę okłamywać mnie, że mnie kochasz. Uważałeś mnie za tak głupiego, że nigdy bym się nie zorientował, że ciągle i ciągle tylko kłamiesz? Nic więcej! Sprawiałeś, że myślałem, że tylko ciebie chcę, ale to była jedna, wielka bzdura. Jesteś takim zakłamanym chujem, Jungkook, jeszcze się dziwisz, że cię zdradzałem? Zasługiwałeś na to. Zasługiwałeś na wszystko, Jungkook!

Nie panował nawet nad swoimi słowami, wyrzucając z siebie wszystko to, co ślina mu na język przyniosła i nie zauważając, jak bardzo ranił tym drugiego, który tymczasem pod wpływem jego ciosów trafił na śmietnik, potykając się i na niego opadając. Yoongi przygniótł go do niego swoim ciałem, teraz celując raz po raz w jego twarz, krzycząc, bijąc go i nie zważając na krew, która zaczęła zdobić także jego knykcie, ani na odgłosy bólu pochodzące od bruneta. Przez swoje szaleństwo nie zauważył także tego, jak Jeon wsunął dłoń do jednej ze swoich kieszeń, wyciągając coś z niej, aby następnie mocno go chwycić, odwrócić ich pozycję, przygnieść miętowowłosego do boku śmietnika i... przysunąć mu nóż do gardła.

Starszy zaniemówił kompletnie, gdy tylko zobaczył przed sobą broń, która niebezpiecznie zbliżyła się do delikatnej skóry na jego szyi. Ciężko dyszał po całym krzyczeniu oraz wysiłku fizycznym i obawiał się, że nawet takie ruchy mogły zadecydować o jego życiu lub śmierci, gdy ostrze było tak blisko; jęknął z przerażenia, nagle spoglądając prosto w twarz Jungkooka, który się nad nim nachylał - zakrwawioną, pogrążoną w furii, złości i szaleństwie twarzy, która właśnie uśmiechała się do niego dokładnie tak, jakby Kook od samego początku wiedział, że wygrałby to starcie. Ale, przede wszystkim, jak wygrałby to starcie.

- Mówisz, że ciągle tylko kłamię, Yoongi? - zapytał się, głosem tak nienaturalnie spokojnym, że po plecach miętowowłosego przebiegły ciarki. Przełknął ślinę z trudem. - To teraz udowodnię ci, że potrafię dotrzymywać obietnic. Mówiłem, że cię zabiję i za moment to zrobię.

Serce Mina zaczęło bić jeszcze szybciej, jeśli to w ogóle było możliwe, gdy poczuł na grdyce zimny metal pokaźnych rozmiarów scyzoryka, którego Jeon wyciągnął z kieszeni; jęknął po raz kolejny i odchylił do tyłu głowę, aby mu uciec, przez co mocno uderzył głową o powierzchnię śmietnika. Brunet się jednak nie zatrzymał: przysunął się ponownie bliżej, zaczynając rysować na jego skórze wzorki samym czubkiem ostrza. Yoongi jęknął głośniej i zacisnął mocno oczy zarówno ze strachu, jak i z bólu; spróbował się poruszyć, ale to sprawiło, że ostrze nacisnęło na jego gardło mocniej, więc się zatrzymał.

- Jesteś psychopatą, Jeon. Boże, mój były facet to psychopata - wydyszał z trudem, nie mając pojęcia, co teraz zrobić, aby się uratować. Niepewnie przeniósł spojrzenie na tą zakrwawioną, podle i przeraźliwie uśmiechającą się twarz, na parę dłuższych chwil zatrzymując się na jego oczach... W których wciąż było coś dziwnego. W tym miejscu światło było inne, dzięki czemu Yoongiemu wydało się, że znał już to coś... i to bardzo dobrze. Nagle go oświeciło. - Nie - jęknął, otwierając szeroko oczy. - Ty jesteś naćpany, Jungkook.

Brunet nic nie odpowiedział, jakby to była oczywistość. Yoongi natomiast przemyślał to głęboko, bo jednego był pewien: źrenice Jeona były nienaturalnie rozszerzone i miały dokładnie ten sam wyraz jak wtedy, gdy chłopak wracał do niego po jakichś przygodach ze swoimi znajomymi. To mogło oznaczać, że może nie wszystkie słowa, które wypowiedział naprawdę należały do niego... A miętowowłosy zaczął żałować swoich własnych, gdyż poprzednio nie zdawał sobie sprawy z powagi stanu młodszego. On potrzebował pomocy. To już nie były żarty.

Brunet sięgnął pod jego koszulkę, jakby wiedział, co mógł tam znaleźć, a starszy sapnął niespokojnie, nie lubiąc jego dotyku. Jungkook chwycił za metalową plakietkę jego nieśmiertelnika, przeczytał widniejące na nim imię i w tym samym momencie Yoongi mógłby przysiąść, że zobaczył, jak szaleństwo w jego oczach zabłysło mocniej. Chłopak zacisnął pięść dookoła naszyjnika, mocno, jakby wbijał go sobie w skórę.

- Pierdolony skurwysyn - warknął soczyście, po czym mocno szarpnął za nieśmiertelnik, tak, że ten boleśnie rozerwał się na szyi Yoongiego, a następnie wylądował za plecami młodszego, gdy ten go w tamtym kierunku rzucił. Min krzyknął z bólu, ze strachu, ze złości, z zaskoczenia, z utraty. Ze wszystkiego.

- Spokojnie, Jungkook - wydyszał w jego stronę, czując oblewający go zimny pot. Bał się, ponownie cholernie się bał, ale chciał przemówić chłopakowi do rozsądku, aby nie zrobił niczego głupiego. - Jungkook, spokojnie. Jungkookie, kochanie, skarbie - spróbował przemówić do niego łagodnie, chociaż to zupełnie teraz do niego nie pasowało. Jak nawet mógł po tym wszystkim do niego tak mówić? Czy myślał, że dzięki temu jego serce stałoby się bardziej miękkie? - Odłóż ten nóż. Jeśli teraz coś zrobisz, później będziesz tego żałował, jestem tego pewien. Odłóż to, spokojnie porozmawiamy i... i znajdziemy dla ciebie pomoc. Potrzebujesz tego, Jungkook. Kochanie.

Bał się, cholernie się bał, dlatego też robił wszystko, co tylko mogłoby go teraz uratować. Jego taktyka jednak zdawała się nie działać, bo ostrze docisnęło się do jego gardła nieco mocniej, a strużka krwi spłynęła w dół po jego szyi, aż pod jego koszulkę. Yoongi poczuł jej ciepło na swojej klatce piersiowej i sapnął nieprzyjemnie.

- Nie, Yoongi. Jedyne, czego potrzebuję, to widok ciebie i Hoseoka. Martwych.

Oddech Jungkooka pachniał teraz dla Mina śmiercią. Strachem, przerażeniem, obawą i wszystkim tym, co teraz odczuwał, gdy był pewien, że to byłyby jego ostatnie wspomnienia z tego świata. Tak, to był już koniec. Miał skończyć zarżnięty przez własnego byłego, przez własną lekkomyślność, własną głupotę, własne pragnienie czegoś lepszego. Lepszej miłości, lepszego życia. Czy było grzechem chcieć dla siebie jak najlepiej?

Plan Jeona zdecydowanie by się ziścił, gdyby tylko nie to, co wydarzyło się w ekspresowym tempie chwilę później, gdy miętowowłosy miał już przed oczami scenę swojego ciała upadającego bez tchu na ten pieprzony śmietnik, a następnie Jungkooka biegnącego w stronę mieszkania Hoseoka. Yoongi był już gotowy wykonać swoje ostatnie oddechy w tym żywocie, gdyby nie jakaś tajemnicza siła, która złapała Jeona od tyłu i odciągnęła jego ciało od starszego, który wreszcie mógł swobodnie oddychać. Nawet nad tym długo nie myśląc, odsunął się od śmietnika i odskoczył na bok, od razu zauważając, że jego wybawcą był zdyszany czarnowłosy, który prawdopodobnie przybiegł tutaj przypadkiem, szukając go.

Min poczuł się nieco lepiej na jego widok, a jego serce zadrżało w piersi, pragnąc wyrwać się w stronę Hoseoka i się w niego wtulić, chcąc poczuć chociaż namiastkę bezpieczeństwa - Yoongi posłuchałby jego prośby, gdyby nie scena, która rozegrała się przed nim. Gdy brunet zauważył, co się stało, odwrócił się w stronę kochanka miętowowłosego, warcząc w jego stronę coś, czego najstarszy nie potrafił zrozumieć, a następnie atakując go nożem w bok. Yoongi zadziałał instynktownie, nawet nad tym nie myśląc: po ich lewej były schody z poręczą, poprzez które można było zejść do głównej ulicy, przy której było mieszkanie Hoseoka, i to właśnie tam Min popchnął Jungkooka jednym, mocnym ruchem, zanim ten zdołał wbić ostrze w ciało tancerza.

Trwało to dosłownie kilka chwil. Tracące równowagę ciało, następnie upadające na bok, prosto na schody. Jungkook zlatujący w dół, w dół i coraz niżej, tracąc przy tym swój nóż, boleśnie i poważnie obijając przy tym głowę. Gdy znalazł się na samym dole, była ona zakrwawiona, a jego oczy były zamknięte. Stracił przytomność, a pozostała dwójka straciła świadomość tego, co się działo dookoła. Na moment przestrzeń była tylko przeraźliwą, oślepiającą i niekończącą się bielą, która kuła ich w oczy i przedostawała się do ich organizmów poprzez oddech, aby następnie w ich wnętrzu zamienić się w głębokie, ściskające serce przerażenie tym, co się stało. Tym, co zrobili. Tym, co było ich winą.

Yoongi z niedowierzaniem śledził wzrokiem całą tą scenę, a gdy się skończyła, przeniósł spojrzenie na jeszcze bardziej osłupiałego Hoseoka, dysząc. Ten z przerażeniem szukał na jego twarzy odpowiedzi, wytłumaczeń, a jego oczy błagały go, aby miętowowłosy powiedział, że to nie była rzeczywistość, że to nie działo się naprawdę, że to wcale się nie stało. Ale Yoongi po prostu chwycił go za rękę i pociągnął w drugą stronę, uciekając razem z nim z miejsca zbrodni.

Pierwsze momenty jego nowego życia: poplamione krwią i odurzającym przerażeniem.

***

a/n: i jak, lubicie dramy?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro