6. talk to me

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

od autorki: czy rozdział jest widoczny w całości? poinformujcie mnie w komentarzach, bo za dużo piszę, a wattpad mnie nie lubi

*

Yoongiemu udało się uniknąć czarnowłosego tamtego niespokojnego poranka, wychodząc z mieszkania swojego chłopaka poe pretekstem spotkania na temat pracy, przelotnie cmokając go w usta w progu. Nieświadomie poczuł się tak, jakby wielki ciężar został ściągnięty mu z pleców, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi.

Zdawał się jednak zapominać o tym, że wcale nie tak łatwo byłoby teraz unikać Hoseoka.

W poniedziałkowy poranek, jak zawsze stał na przystanku autobusowym niedaleko swojego mieszkania, szczelnie otulony swoim płaszczem oraz szalikiem, walcząc w ten sposób z seulską jesienią. W uszach miał słuchawki i nieświadomie poruszał się lekko w rytm swojej ulubionej muzyki, kiwając nieznacznie głową i pusto wpatrując się w asfalt drogi przed sobą. Poniedziałek jak każdy inny: szary, nieciekawy, nudny, leniwy i powolny, nie wyróżniający się niczym od innych poniedziałków. Oczy miętowowłosego jeszcze trochę kleiły się przez ogarniającą go senność, przez co od czasu do czasu musiał paręnaście razy zamrugać, aby nie zasnąć na stojąco. Nie czuł jakiejś szczególnej chęci do życia, ale tak naprawdę na ten moment nie myślał o niczym konkretnym, co było sporą ulgą.

W pewnym momencie jednak coś zdecydowało przerwać ten jego spokój oraz naruszyć szarą rutynę, która już od lat panowała nad jego życiem. Jakaś ledwo wyczuwalna obecność, nowy szczegół w otoczeniu, którego nie zdołał od razu wyłapać, dopóki do jego nozdrzy nie dotarł subtelny zapach, który chował się za częściowa anonimowością, a jednak był mu w pewnym stopniu znany...

Czując się przez ten jeden fakt w jakiś sposób ruszony, mężczyzna zmarszczył brwi i rozglądnął się dookoła niemalże z groźnym wyrazem twarzy, jakby chciał znaleźć element, który przerwał jego spokój ducha i wprowadził w jego dzień coś nowego, o co on sam naprawdę się nie prosił. Jednak gdy wreszcie rozpoznał naturę tego nieprzyjemnego zjawiska, żałował, że w ogóle podniósł wzrok.

Parę kroków dalej stał Hoseok, cały w czerni. Jak zawsze, był ubrany dość nieadekwatnie do pogody, bo chociaż miał na sobie jakąś rozpiętą bluzę, lekka koszulka, którą miał pod spodem, miała widoczne wycięcia na bokach sięgające prawie do bioder i odkrywające parę tatuaży. Yoongi niemalże poczuł zaskoczenie, gdy rozpoznał te rysunki, jakby zapomniał już o tym, że widzieli się niedawno; patrząc z daleka na ten atrament uwięziony pod skórą, przed oczami stanął mu ponownie obraz nagiego torsu Junga, pod palcami poczuł po raz kolejny gorąc jego rozpalonej skóry, na szyi jego drobne, motyle pocałunki, ale elementem dominującym był jego zapach. Pamiętał, że mężczyzna użył perfum tuż przed dotarciem do mieszkania Jungkooka i teraz, nawet z tej odległości, Min mógł bardzo ewidentnie je poczuć, domyślając się, że czarnowłosy przeszedł za jego plecami.

Nagle zrobiło mu się cholernie głupio i poczuł gorąc na twarzy. Odwrócił machinalnie wzrok i wbił go ponownie w przejeżdżające niedaleko samochody, bo myślenie o jakimś nieznajomym w postaci całkowicie nagiej nie było dokładnie tym, co powinien był robić w miejscu publicznym. Tak, mimo wszystkiego, co Yoongi mógł myśleć o nim wcześniej, Hoseok był dla niego tylko nieznajomym, jednym z wielu.

Zaklął w myślach, wciskając z zażenowania mocniej pięści w kieszenie. Zapomniał, że przecież widywał się z tym człowiekiem codziennie i że unikanie go - co wyszło mu idealnie ostatnim razem - byłoby raczej czymś niemożliwym do wykonania, nieważne, jak bardzo by tego chciał.

Zapragnął stać się mały, jeszcze mniejszy, niż był teraz, niewidzialny, lub w najlepszym przypadku zniknąć. Poczuł mocny uścisk w gardle na myśl o tym, że Hoseok mógł w każdym momencie do niego podejść i zagadać, a miętowowłosy nie miał pojęcia, co zrobiłby w takiej sytuacji. Nie wiedział, czy byłby w stanie rozmawiać z nim normalnie, jakby nic nigdy się nie wydarzyło, ale nie miał też pojęcia, czy miałby serce go ignorować lub, co gorsza, palnąć, aby się odpieprzył. Chociaż najchętniej zrobiłby właśnie to.

Jeśli wcześniej potrafił spokojnie słuchać swojej muzyki, pusto gapić się w przestrzeń i nie myśleć o niczym, teraz zostało mu to wszystko odebrane. Jego głowa zamieniła się w chaos, denerwował się cholernie mimo tego, że nie dawał tego po sobie poznać; dłonie schowane w kieszeniach pociły się, a on sam nie wiedział, czy odczuwał na sobie czyjeś spojrzenie, czy tylko sobie to wszystko wyobrażał. Tak czy inaczej, chyba po raz pierwszym w swoim życiu dziękował w duchu za ten nieprzystępny, nieprzyjazny i wręcz groźny wyraz, który przyjmowała jego twarz naturalnie, gdy nie okazywała żadnej innej emocji. To zawsze potrafiło odstraszyć nieznajomych, a Yoongi miał naprawdę nadzieję, że widząc go takiego Jung stwierdziłby, że miał zły dzień i ze względu na swoją dobroduszność zdecydowałby się nie zbliżać do niego.

Czas oczekiwania na autobus dłużył się Minowi w nieskończoność, ale pojazd wreszcie pojawił się na horyzoncie, a mężczyzna odetchnął z ulgą wiedząc, że w tłumie panującym w środku możliwość rozmowy była praktycznie równa zeru.

Hoseok tego dnia do niego nie podszedł.

I dokładnie tak samo minęło parę kolejnych poranków.

Za każdym razem, Yoongi czuł się trochę niekomfortowo, wiedząc, że Jung gdzieś tam był, że w każdym momencie mógł na niego spojrzeć i zdecydować, że właśnie tego dnia wreszcie odezwałby się do niego; miętowowłosy nigdy nie miał wystarczająco odwagi, aby spojrzeć bezpośrednio na niego i peszył się nawet wtedy, gdy zdarzało mu się przypadkowo zahaczyć o jego figurę kątem oka. Jego dotychczasowo nudne i aż nadto spokojne poranki zmieniały się teraz w mieszane uczucia stresu, wstydu i niepewności, od momentu, w którym mężczyzna odczuwał niedaleko siebie charakterystyczne perfumy Hoseoka, który zawsze przechodził za nim, aby stanąć trochę dalej, lub usiąść na ławce. Zdawali się ignorować siebie nawzajem, a miętowowłosemu to całkowicie odpowiadało. Nie miał zamiaru rozmawiać z osobą, która zobaczyła pewne części jego, które powinien widzieć tylko Jungkook i która dotknęła go w sposób, który nie powinien był być jej dozwolony; nie miał wystarczająco odwagi, aby spojrzeć mu w twarz i był zbyt wielkim tchórzem, aby wyciągnąć w jego obecności słuchawki z uszu w obawie, że czarnowłosy odebrałby to jako okazję do tego, aby się wreszcie odezwać.

Yoongi nie wiedział jednak, że Hoseok patrzył na niego codziennie i widział rzeczy, których nie był w stanie zauważyć nikt inny. Przeszywał go swoim uważnym wzrokiem i wiedział. Dzięki temu zaufaniu, którym Min obdarzył go tamtego pamiętnego wieczoru.

*

Miętowowłosy syknął coś niezrozumiałego pod nosem, prawdopodobnie w swoim satoori, gdy potknął się w progu własnego mieszkania i prawie wylądował twarzą na podłodze. Szybko się pozbierał, zatrzasnął za sobą drzwi, pospiesznie poprawił na sobie ubrania i błyskawicznie zaczął biec w dół po schodach.

Często zdarzało mu się spóźniać, ale rzadko kiedy spóźniał się tak bardzo. Niestety, tego poranka jego mózg zdecydował, że kwadrans dodatkowego snu dobrze by mu zrobił, więc teraz musiał biec na łeb na szyję wzdłuż ulicy, aby dotrzeć na koniec, gdzie znajdował się przystanek autobusowy.

Poczuł niewysłowioną ulgę i zaczął nieco zwalniać, aby móc uspokoić swój oddech, gdy z oddali zobaczył, że na przystanku czekały jeszcze te same osoby, co zawsze. To oznaczało, że był jeszcze na czas na swój autobus: mrużąc nieco oczy, rozpoznał starą panią z torbami na zakupy, jakiegoś faceta wyglądającego na biznesmena, który wysiadał na tym samym przystanku, co on, trójkę dzieciaków z plecakami i... jego. Niezręczna, lecz cicha obecność Hoseoka stała się dla niego ostatnio kolejnym elementem szarej, codziennej rutyny.

Oddychając ciężko, Yoongi wreszcie dotarł na przystanek i zatrzymał się. Zazwyczaj był już tam przed dotarciem Junga, więc ta dzisiejsza zmiana zdawała się zaskakiwać ich obu. Dopiero po paru sekundach miętowowłosy zdał sobie sprawę z tego, że przez całe to zamieszanie zapomniał włożyć sobie słuchawek do uszu, więc wcisnął dłonie do kieszeni w ich poszukiwaniu. Wyciągnął je, zaczął je rozplątywać i wtedy popełnił witalny błąd.

Zupełnie niecelowo, podniósł na moment wzrok i spotkał na swojej drodze spojrzenie Hoseoka, który zdawał się mu przyglądać. Serce Mina zabiło szybciej i mocniej, a jakiś gwałtowny, nagły instynkt kazał mu jak najprędzej założyć słuchawki, zanim byłoby za późno; mężczyzna chwycił za nie, odwrócił gorączkowo wzrok i już miał je włożyć, ale...

- Hej, hyung.

Hoseok go wyprzedził.

Yoongi zacisnął usta w wąską linię i przełknął ślinę, powoli przesuwając ponownie wzrok na mężczyznę, jakby to jego tempo mogło sprawić, że ten straciłby nim zainteresowanie. Jak zawsze, Jung uśmiechał się do niego promiennie, był ubrany niewystarczająco ciepło, aż Yoongiego przeszły ciarki na jego widok, a w dłoni trzymał prawie do końca wypalonego papierosa. Nic się nie zmieniło. Wyglądał tak, jakby zaledwie wczoraj spotkali się w mieszkaniu Jungkooka.

Co miał teraz zrobić? Uśmiechnąć się? Odezwać jak do przyjaciela, jak do nieznajomego, jak do kochanka, czy jak do jakiegoś przypadkowego gościa sprowadzonego mu do łóżka przez jego chłopaka? Próbować zacząć z nim normalną rozmowę?

- Hej - mruknął niechętnie, próbując zamaskować swój dyskomfort.

Poprawił kołnierz swojej kurtki, wzruszył lekko ramionami, wcisnął dłonie do kieszeni razem ze swoimi słuchawkami i spojrzał przed siebie. Na zewnątrz sprawiał wrażenie niezainteresowanego i całkowicie rozluźnionego, ale w jego wnętrzu serce waliło jak szalone: czekało na jakiś rozwój wydarzeń, bo Yoongi naprawdę nie miał najmniejszego pojęcia, jak mogłaby potoczyć się dalej ta rozmowa.

- Jak tam życie mija? - Hoseok wciąż się do niego miło uśmiechał i przemawiał wesołym tonem, jakby był całkowicie odporny na tą barierę ochronną, którą tak często miętowowłosy wznosił dookoła siebie. Jakby jako jedyny miał wystarczająco siły i odwagi, aby się poprzez nią przedrzeć.

Starszy spojrzał na niego z niemałym zdziwieniem. Nie miał pojęcia, jak Jung to robił, że był w stanie z nim normalnie rozmawiać, jakby... Jakby nic takiego między nimi się nie wydarzyło. On sam wciąż miał przed oczami sceny z tamtego wieczoru, które wypaliły mu się w pamięci w nienajlepszy ze sposobów. Czy nie było tak samo z czarnowłosym?

Cóż, może on był taki sam jak Jungkook i traktował takie sprawy jak coś mało ważnego. A może to Min był po prostu jakoś cholernie przewrażliwiony czy upośledzony.

- W porządku - burknął, bardziej z przyzwyczajenia, niż z chęci podania prawdziwej odpowiedzi. - Dzisiaj... jest trochę zimno - dodał po chwili, twierdząc, że głupio było tak sucho odpowiedzieć komuś, kto ewidentnie tryskał pozytywną energią. Przesunął po mężczyźnie swoim twardym wzrokiem, ukrywając to, jak wielką ochotę miał, aby móc przyglądnąć się temu atrakcyjnemu, umięśnionemu ciału nieco dłużej. - Nie jest ci chłodno? Jesteś bardzo lekko ubrany.

Hoseok zmrużył nieco oczy, gdy jego uśmiech zamoistnie się poszerzył. Zaciągnął się po raz ostatni papierosem i odrzucił go gdzieś w bok, sprawiając, że Yoongi instynktownie podążył za nim spojrzeniem. Zauważył, że młodszy nie przygniótł go butem do chodnika, jak to zazwyczaj robiła każda osoba paląca, jaką Min kiedykolwiek widział. Zresztą, czemu zwracał uwagę na takie szczegóły?

- Jest w porządku. Ale miło, że się martwisz, hyung - czarnowłosy uśmiechnął się do niego słodko, a Yoongi poczuł gorąc buchający mu w policzki. Kurwa, wcale nie tak miało wyjść. On się nie martwił, Min Yoongi o nikogo nigdy się nie martwił, był tylko ciekawy tego, dlaczego Hoseok ciągle był ubrany tak, jakby nie było go stać na porządną kurtkę, chociaż wszystkie jego koszulki i spodnie wyglądały na markowe i drogie. A teraz dziękował tylko w duchu za to, że przez ten mróz jego rumieńce nie byłyby niczym dziwnym.

- Ja nie... - zaczął, ale już chwilę potem zrozumiał, że jego wypowiedź nie miała najmniejszego sensu. - Aish.

Nawet to nie zraziło Hoseoka. Nic nie zdawało się być w stanie tego zrobić, a Yoongi nie wiedział już, czy była to zaleta, czy cholerna wada, przez którą nie potrafił po prostu wcisnąć sobie słuchawki do uszu i odejść, jak zazwyczaj robił z wszystkimi. Tym razem czuł, że Jungowi byłoby z tego powodu przykro, a przecież... Nie zasłużył na nic takiego.

- Widzę, że masz zły dzień - skomentował młodszy, a słysząc te słowa, miętowowłosy jeszcze bardziej zapragnął zniknąć. Nienawidził, gdy ktoś wytykał mu jego własne słabości. Skulił się nieznacznie na sobie. - Nie martw się, wiem, jak to jest. Mam tylko nadzieję, że na jutrzejszy wieczór będziesz miał lepszy humor.

Dopiero po paru sekundach Yoongi wykrył, że coś nie grało w tych ostatnich słowach. Podniósł głowę i spojrzał na swojego towarzysza marszcząc brwi, ale uśmiech czarnowłosego jak zawsze wydawał się być szczery i pogodny. Jak to on w ogóle robił?

Zastanowił się, dlaczego Hoseok miałby położyć szczególny nacisk na jutrzejszy wieczór, ale prócz tego, że następnego dnia zaczynał się weekend, nie wymyślił naprawdę nic innowacyjnego. Spojrzał na młodszego z lekkim zagubieniem.

- Jutrzejszy wieczór...?

- No tak, przecież znowu się spotykamy - odparł Jung dokładnie tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na Ziemi. Zagubienie Yoongiego jedynie się powiększyło. - Nie pamiętasz już? Jungkook mówił mi wczoraj, że już wszystko przygotował, żeby było jeszcze lepiej, niż ostatnim razem.

Yoongi zamrugał paręnaście razy, zdezorientowany. To wszystko w ogóle nie miało sensu w jego głowie, a fakt, że zaledwie jakieś dziesięć minut temu zerwał się z łóżka, wcale nie ułatwiał mu myślenia, więc przez jeszcze jakiś czas pusto wgapiał się w przestrzeń, obserwując to, jak ciepłe powietrze ulatywało z jego ciała pod postacią delikatnej pary.

Aż wreszcie, dokładnie w momencie, gdy zza zakrętu wyłonił się autobus, a starsza pani siedząca na ławce ze swoimi torbami wstała z miejsca, nagła realizacja uderzyła mocno Yoongiego w żołądek, aż sapnął cicho, gdy zrozumiał.

Jungkook.

On znowu to robił. Znowu decydował za niego i nie informował go o swoich planach. Tym razem chodziło o seks, kuźwa, ponownie o ten chory pomysł seksu we trójkę, na który tak bardzo się napalił. Po raz kolejny planował wszystko pierw z Hoseokiem, a kiedy miał zamiar powiedzieć o tym wszystkim jemu? Sekundę przed tym, jak czarnowłosy zapukałby do jego drzwi? Co by wtedy wymyślił? Jakim tanim tekstem by palnął? "Kochanie, wybacz, muszę iść otworzyć facetowi, który za moment będzie cię ze mną po raz drugi pieprzył"?

Yoongi coraz bardziej czuł się tak, jakby ta dwójka robiła sobie z niego nieświadomą niczego dziunię do ich chorych zabaw. Tanią, dmuchaną lalę. Dziwkę, jak zresztą jego własny chłopak nazwał go podczas ich ostatniego stosunku.

Może to przez nadmiar negatywnych emocji, które nagle nim wstrząsnęły, może jedynie przez nieprzyjemne, chłodne powietrze, wspomagane przez ostry wiatr: gdy Yoongi podniósł wzrok na Junga, jego oczy niebezpiecznie się świeciły, przepełnione łzami, które tak prędko się w nich zebrały. Nawet sam odruch tego, aby spojrzeć na Hoseoka tak nagle, zanim udało mu się nawet zamaskować swoją desperację, był całkowicie niechciany, jednak jakaś część niego widziała w mężczyźnie możliwość jakiegoś rodzaju pomocy... której Yoongi i tak by nie przyjął. Bo po prostu taki już był.

Hoseok oczywiście to wszystko zauważył, a gdy spojrzał na starszego, chyba po raz pierwszy odkąd Yoongi go znał, ten jego typowy uśmiech zniknął mu z twarzy, zastąpiony nagłym zmartwieniem i zagubieniem. W związku z tą drobną zmianą w humorze czarnowłosego, Min doznał wrażenia, jakoby także cały świat dookoła niego zachwiał się na jeden moment, pozbawiony tego światła, tego uśmiechu, tego ciepła, tego płynącego od tego gestu dobra. Jakby powietrze nagle stało się rzadsze, a do płuc Yoongiego nagle zaczęło docierać mniej tlenu; jakby słońce na moment zniknęło z błękitu, a nad Ziemią momentalnie zapanowała wieczna zima; jakby atmosfera stała się nieprzyjemnie groźna, nieprzystępna, napierająca bezlitośnie na całe istnienie miętowowłosego; jakby realia czasu i przestrzeni zachwiały się na te parę chwil, aż starszy mężczyzna poczuł, że za moment miał upaść do tyłu, potrącony przez tą nagłą falę niezapowiedzianej zmiany.

- Hyung...? - odezwał się w stronę Yoongiego, ale ten, próbując ukryć swoje żałosne, załzawione oczy, odwrócił się szybko w stronę autobusu, który właśnie podjechał. Przed mężczyzną uchyliły się drzwi, więc stawił pierwszy krok w środku pojazdu, chcąc jak najprędzej uciec od tej żenującej sytuacji.

Nie mógł jednak się domyślić, że tym razem nie byłoby tak łatwo. Nie wtedy, gdy Hoseok zaczął się o niego martwić.

Jak zawsze, kierowca posłał mu tylko drobne spojrzenie i kiwnął lekko głową, nie wymagając od niego tego, aby codziennie pokazywał mu swój abonament. To pozwoliło Yoongiemu szybko przecisnąć się przez tłum, czując nie tylko pulsujące w samym środku gardła serce, ale także tą ciężką, prześladującą go obecność gdzieś za jego plecami. Po raz kolejny pragnął tylko uciec i po raz kolejny jego najbliższym towarzyszem była czerń jego szalejących myśli, które zdawały się wysysać cały tlen z jego krwi i nie dostarczać do jego mózgu żadnego pożywienia, powodując, że Yoongi miał wrażenie, iż myślał za dużo, a zarazem, że nie potrafił myśleć w ogóle.

W końcu stanął w miejscu, gdzieś, gdzie poranny tłum nie był aż tak przytłaczający i chwycił się dłonią jednej metalowej rurki, aby dodać sobie przynajmniej minimum stabilności, której brakowało mu w tym momencie całkowicie. Oddychając głęboko, spojrzał przed siebie i odniósł wrażenie, że jeszcze chwila, a rozpłakałby się w miejscu publicznym. Nigdy nie pozwolił sobie na nic tak kompromitującego i żałosnego i na pewno nie miał zamiaru tego zmieniać teraz; płacz był przecież oznaką słabości, a powód jego nagłego załamania pogarszał wszystko, bo przecież nie było to niczym poważnym. Nikt inny na jego miejscu nie ryczałby przez to jak jakieś małe dziecko, tylko on był taki słaby. Wystarczyło, że źle rozpoczął dzień i od razu reagował w taki gwałtowny sposób.

Po krótkim czasie poczuł jakąś obcą obecność przy swoim lewym boku i nie musiał podnieść wzroku, aby wiedzieć dokładnie, kto to był. Postarał się zebrać jakoś w sobie i anulować wszelkie oznaki załamania nerwowego na swojej twarzy, bo Hoseok widział już wystarczająco dużo rzeczy, których nie powinien był widzieć i znał zbyt dużo intymnych faktów, których nie powinien był być posiadaczem. Yoongi nie miał zamiaru wstydzić się przed nim samego siebie jeszcze bardziej.

- Hej, hyung - odezwał się do niego czarnowłosy. Mina ogarnęło wrażenie, iż został z każdej strony otoczony przez zapach papierosów oraz perfum mężczyzny, które kreowały dookoła niego niemalże całkowicie nowe, osobiste miejsce, bardzo ograniczony świat. - Wszystko w porządku?

Miętowowłosy był wdzięczny swoim nerwom, bo gdy wreszcie podniósł wzrok na Junga, wszelkie ślady łez zniknęły z jego oczu, a na jego twarz wstąpiła ta sama co zawsze, nieprzystępna i chłodna maska, która tak bardzo kłóciła się z ogniem, który mężczyzna miał w środku. Zauważył, że młodszy stał nieco zbyt blisko niego, bo dotykali się ramionami. Nie wiedząc dlaczego, zwrócił także uwagę na to, że czarnowłosy był od niego ciut wyższy.

- Tak - odpowiedział najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go stać. - Jest coś, co wskazywałoby inaczej?

To była zawsze jego najlepsza broń w obronie własnej: zaprzeczać temu, co ewidentne, aż do śmierci.

Reakcja Hoseoka jednak niezapowiedzianie do niego trafiła. Wcześniej nikt nie był w stanie tego zrobić: każdy łamał się pod naporem jego chłodnego cynizmu, tej nieprzyjemnej maski, którą zakładał sobie na twarz dla całego tego cholernego show, jakim było jego życie. Nikt nie potrafił przekonać go do tego, aby zaczął zachowywać się inaczej, aby postarał się być bardziej otwarty na ludzi, aby cieszył się z tych drobnych rzeczy, które tworzyły jego egzystencję, aby po prostu żył i brnął do szczęścia... Nikt nie chciał poddać się zadaniu, aby nauczyć go tego wszystkiego, nauczyć go uśmiechu, naturalnej i szczerej radości, pozytywnego spojrzenia na świat, bo wszyscy miękli pod jego nieprzyjaznym wizerunkiem, głupio wierzyli, że Yoongi naprawdę taki był i od niego uciekali. A Min mógł bronić się przed tym ile tylko chciał, ale w głębi swojej duszy wiedział, że właśnie tego pragnął najbardziej. Żeby ktoś miał wystarczająco odwagi, wystarczająco siły ducha, aby przebrnąć przez wszystkie jego nieprzyjemne warstwy, aby zniszczyć go doszczętnie i postarać się zbudować na ruinach starego Min Yoongiego coś lepszego, coś, co naprawdę miałoby powód do życia. Chciał, aby ktoś nie dał się nabrać na to marne przedstawienie, ale zarazem był zbyt wielkim tchórzem, aby zrobić z tego wszystkiego coś mniej wiarygodnego i wystawić samego siebie, prawdziwego siebie na niebezpieczeństwo.

Jung jednak zareagował jak nikt inny do tej pory. Nie odwrócił speszony wzroku, nie zmierzył go groźnym, zdenerwowanym jego pyskatymi tekstami spojrzeniem, nie przewrócił teatralnie oczami i nie zignorował go, jak zrobiłby to ktokolwiek inny. Czarnowłosy zacisnął usta w cienką linię i westchnął głęboko, kręcąc powoli głową na boki i patrząc na niego z wyrazem twarzy, który mówił, że wiedział o jego tak ewidentnym kłamstwie. Yoongi poczuł się zaskoczony, zupełnie jakby zapomniał już, że Hoseok wiedział o nim sporo.

Tuż po zaskoczeniu nadeszło inne, niecodzienne dla niego uczucie. Poczuł się jak skarcone dziecko; na policzki wstąpiły mu rumieńce i odwrócił odruchowo wzrok, jakby wiedział dokładnie, że zrobił coś złego, ale nie chciał się do tego przyznać, aby tylko nie urazić własnej dumy. Odchrząknął cicho i zamrugał szybko, czując, jak ponownie stawał się coraz słabszy.

Minęło parę chwil, zanim młodszy odezwał się po raz kolejny. Nie były one bynajmniej wypełnione niezręczną ciszą, ale odgłosem autobusowego tłoku i ucharakteryzowane przede wszystkim zapachem Junga, który zaczynał być wręcz natarczywy, ale jakimś cudem dla Yoongiego wciąż był przyjemny.

- On... nie powiedział ci, prawda? - zapytał się tonem miękkim, prawie zbyt niskim i uległym, aby miętowowłosy mógł go wystarczająco dobrze usłyszeć. Zdziwiło go to, że Hoseok tak prędko i z dziecinną łatwością trafił w punkt, ale czy to naprawdę powinno dla niego być powodem do zdumienia?

Chciał mu odpowiedzieć, naprawdę chciał. Czasami pragnął tylko móc się komuś wygadać, w całkowicie egoistyczny i pozbawiony wszelkich emocji lub afektów sposób: po prostu powiedzieć komuś na głos to, co ciążyło mu na duszy, nie oczekiwać w zamian żadnych konwencjonalnych słów grzeczności, odwrócić się na pięcie i odejść czując się lekki, używając swojego rozmówcę raz i od razu wyrzucając go na bok, jak wypalonego papierosa. Nigdy jednak nie był w stanie się otworzyć, a jego problemy z zaufaniem powracały ze zdwojoną siłą.

Także teraz słowa ugrzęzły mu w gardle, sprawiając mu prawdziwy, fizyczny ból. Zamiast zrozumiałych dźwięków, z jego ust wydostało się zduszone jęknięcie, a on zmuszony był zacisnąć mocno oczy z zażenowania, czując, jak łzy zbierały się w nich ponownie. Kurwa, nienawidził tego, nienawidził siebie tak bardzo. Przed Hoseokiem wyglądało to tak, jakby rozklejał się nad tą jedną głupotą, jakby taka mała rzecz była w stanie go złamać, ale problem tkwił w tym, że to nie był pierwszy raz. Nie pierwszy raz Jungkook okazywał w stosunku do niego brak szacunku, nie pierwszy raz ignorował jego oraz jego uczucia, nie pierwszy raz zachowywał się tak, jakby mógł decydować za niego i odbierać mu własną wolę. To było męczące psychicznie.

Odwracając się w drugą stronę i chowając przed młodszym twarz, Yoongi pokiwał słabo głową, nie wiedząc, co innego mógłby zrobić. Jego ramiona zadrżały nieco, ale prędko zdołał je opanować i wykonał głęboki oddech.

- Kuźwa - Hoseok zareagował niemalże od razu, dość ostrym westchnięciem. Wydawał się być naprawdę przejęty tą sytuacją. - Przepraszam, nie chciałem, żebyś dowiedział się w ten sposób. Byłem pewien, że o wszystkim wiedziałeś.

Miętowowłosy poczuł lekki dotyk na swoim ramieniu, zaledwie muśnięcie palcami, które skończyło się jeszcze szybciej, niż się zaczęło. W jakiś sposób dodało mu to siły, aby odetchnąć i otworzyć wreszcie oczy.

- To nie pierwszy raz, kiedy to się zdarza, tak?

Jak to było możliwe, że Hoseok, do kurwy nędzy, zdawał się go we wszystkim błyskawicznie rozumieć?

Yoongi nie odpowiedział. Po prostu nie odważył się, jednak jego cisza była wymowna i była w stanie przekazać więcej, niż chociażby tysiąc słów na temat tego, jak bardzo czasami zachowanie Jungkooka nie tylko irytowało starszego, ale także dogłębnie go raniło. Sęk w tym, że Yoongi zawsze udawał silnego. I Yoongi zawsze pozostawał szczelnie zamknięty.

Nie przesunął nawet spojrzenia na swojego rozmówcę, przez co ktokolwiek inny na jego miejscu poczułby się zirytowany i zignorowany, ale nie Jung. Mężczyzna nie odszedł, nie odwrócił się, nie został pozbawiony chęci na rozmowę z miętowowłosym, a wręcz przeciwnie: coraz bardziej czuł tą skrytą potrzebę komunikacji, którą miał w sobie Yoongi.

- To nie wygląda... zbyt ciekawie - powiedział z westchnięciem. Min zadrżał lekko, niespodziewanie czując jego oddech na swoim karku. - Koniecznie trzeba to rozwiązać. Porozmawiam z nim.

Te słowa zadziałały na starszego jak kubeł zimnej wody. Odwrócił się błyskawicznie w stronę swojego rozmówcy, jakby nabrał całkowicie nowej, niepodobnej do samego siebie odwagi; spojrzał na twarz czarnowłosego dużymi oczami, jakby widział go po raz pierwszy.

- Nie - zaprzeczył szybko, może zbyt gwałtownie i brutalnie, bez tej delikatności i miękkości, które zdawały się być naturalnym elementem charakteru Hoseoka. - Nie, to ja... powinienem z nim porozmawiać. Już od dłuższego czasu. Zrobię to, wyjaśnię wszystko.

Brzmiał tak, jakby bardziej starał się przekonać do tego pomysłu samego siebie, niż drugiego mężczyznę. W pewnym sensie, pomysł rozmowy z Jungkookiem brzmiał dla niego wręcz... groźnie. Nigdy wcześniej niczego podobnego nie robili, nie odczuwali tak poważnej potrzeby dyskusji, a Yoongi był myśli, że gdy w związku dochodziło się do rozmowy, oznaczało to, że zaczynało dziać się źle. A przecież on wolał żyć w złudnym przekonaniu, że wszystko było w jak najlepszym porządku.

Hoseok ponownie miło uśmiechnął się do niego, popierając fakt, że to sam Yoongi powinien porozmawiać z własnym chłopakiem. Gdzieś w głębi duszy starszy miał nadzieję na to, że Jung jednak nalegałby na to, aby wziąć ten ciężar na własne barki, że starałby się mu pomóc, że wreszcie by go uratował...

- Jestem pewien, że się dogadacie - przytaknął ten jednak. - I wtedy może spotkamy się kiedyś indziej, tak?

Yoongi, czując nagłą rezygnację w całym swoim ciele, jak w amoku pokiwał głową na tak i z cichym westchnięciem odwrócił ponownie wzrok. Czuł, że powoli opadał po raz kolejny w szarość, rutynę, codzienność, jakby figura Junga, której udało się wprowadzić do jego dnia coś nowego, nagle stała się mu daleka.

- Hyung, to chyba twój przystanek.

Yoongi, jakby nie rozumiejąc, wyjrzał zza szybę.

*

Min nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak nienaturalna i niewłaściwa była sytuacja, w której się znajdował.

Zmierzając szybkim krokiem w kierunku celu swojego małego spaceru, czuł, jak głębokie, odprężające cienie wieczoru oraz nieprzyjemne, zimne, sztuczne światła lamp na przemian przesuwały się po jego osobie. Tworzyły one grę kolorów, na której mężczyzna zawsze uwielbiał się skupiać, ilekroć wychodził na zewnątrz i zamykał z frustracji z impetem drzwi za sobą wtedy, kiedy tak naprawdę powinien iść spać. Sprawiały, że Yoongi czuł się niczym dziecko, bezbronne, naiwne, lecz mimo wszystkiego szczęśliwe dziecko. Później prędko wracał do rzeczywistości i zdawał sobie sprawę z tego, że chociaż nie był dzieckiem, czasami bywał bezbronny oraz naiwny, ale przede wszystkim nie był szczęśliwy.

Tym razem to zjawisko nie zdołało przykuć jego uwagi wystarczająco, aby mógł zapomnieć o tym, gdzie szedł i po co tam szedł. Najgorsze z tego wszystkiego było jednak to, w jakim stanie psychicznym był.

Nie był tego świadomy, ale nie powinien się tak czuć. Nie powinien się bać zwykłej rozmowy z własnym chłopakiem, nie powinien obawiać się, czy ten nie zechciałby uderzyć go pod napadem złości, nie powinien zastanawiać się, w jakim humorze był dzisiaj Kook, bo to mogło zadecydować o tym, jak chłopak traktowałby go danego dnia. Serce Yoongiego biło niespokojnie, palce same z siebie ruszały się w jego kieszeniach pod naporem stresu, a każdy cień napotykany na drodze nagle wyglądał jak Jungkook - jak wkurwiony Jungkook.

Miejscem ich spotkania był park niedaleko mieszkania Jeona. Wybrane przez miętowowłosego, po części mogło go ochronić przed obrażeniami fizycznymi, bo do tej pory brunet nie zwrócił się do niego z przemocą w miejscu publicznym. Co wcale nie znaczyło, że nie mógł zacząć akurat dzisiaj.

Ale z Yoongim nie było łatwo. Nie obchodziło go to, do jak bardzo beznadziejnego stanu fizycznego mógł doprowadzić go młodszy: miał dość tej nieprawidłowej relacji, która między nimi była i miał wreszcie zamiar coś w tym zmienić, chociażby miał wyzionąć dzisiaj ducha, swoimi ostatnimi słowami mówiąc Jungkookowi, jak wielkim gówniarzem czasami potrafił być.

Skręcił w odpowiednią ulicę i prędko dotarł do parku, a konkretnie do jednej z ławek, które Jeon widział z okna swojego mieszkania. Brunet już tam na niego czekał, jak zwykle używając swojej komórki dla zabicia czasu.

- Hej - odezwał się do niego Yoongi, gdy tylko zbliżył się wystarczająco. Jungkook podniósł na niego wzrok, ale nie wydawał się być zaskoczony faktem, że starszy nie podszedł, aby cmoknąć go w usta czy w policzek, jak zawsze robił. Czy to możliwe, że nie zauważył nawet tego?

- Cześć - odpowiedział, chowając telefon do kieszeni. Min spodziewał się, że brunet chwyciłby go za rękę, ale ten zamiast tego schował dłonie, aby uchronić je przed zimnem. - Nietypowa pora na spotkanie, co? Myślałem, że o tej godzinie zazwyczaj już śpisz.

Yoongi starał się zignorować kąśliwy ton Jeona i także wsunął ręce do kieszeń. Żeby nie było, że liczył ze strony swojego chłopaka na jakieś czułości. Zebrał w płuca tyle powietrza, ile tylko zdołał zmieścić w swojej klatce piersiowej. Miał nadzieję, że ciężar, który odczuwał na niej byłby mniejszy po upływie tego wieczoru.

- Tak, ale musimy porozmawiać - stwierdził, nie chcąc owijać w bawełnę. Cholernie trudno było powiedzieć te słowa, ale osiągnęły one wymagany efekt, bo Jungkook nagle stał się bardziej uważny. - Chodź, przejdziemy się.

Nie poczekał nawet na aprobatę młodszego, po prostu ruszył przed siebie mając nadzieję, że Kooka nie naszłaby ochota na to, aby być głupim dzieckiem akurat teraz i robić mu na przekór tylko dla własnej, pustej satysfakcji. Na szczęście, już chwilę później usłyszał kroki młodszego, który starał się go dogonić.

- Masz jakieś plany na ten weekend? - zapytał niby całkowicie bezinteresownie i udało mu się sprawić, że Jungkook od razu wpadł w jego pułapkę, bo odebrał to jak zwyczajne, luźne pytanie przed przejściem do tej prawdziwej rozmowy, którą mieli odbyć. Nic bardziej mylnego. Jungkook nawet nie wiedział, jak przebiegły potrafił być jego chłopak. Niespokojny i zdradziecki, jak ogień w jego wnętrzu.

- Chciałem cię zaprosić do kina - odpowiedział zwyczajnie Jeon, patrząc mu prosto w twarz. - Niedawno wyszedł taki dobry film, więc zjedlibyśmy coś razem, oglądnęlibyśmy, może później poszlibyśmy do mnie...

Yoongi poczuł drobne ukłucie w sercu mimo tego, że chciał zignorować wszelkie cholerne sentymentalizmy. Nie potrafił jednak nie myśleć o łatwości, z którą Jungkook go okłamywał. Ciekawe, ile z tych wszystkich rzeczy, które mu mówił, były tak naprawdę nędznymi kłamstwami.

- Tylko tyle? - dopytał się, nie mając pojęcia, jak skłonić chłopaka do przyznania się do prawdy. Nie był najlepszy w takie gierki.

- No... tak - mruknął brunet, po czym zmrużył z podejrzeniem brwi. - A spodziewałeś się czegoś więcej?

Yoongi westchnął ciężko, zbierając w sobie wszelkie siły. Musiał to powiedzieć, naprawdę musiał... i chciał. Nie miał zamiaru być słodki, miękki, uległy. Jungkook nie zasługiwał na takiego Min Yoongiego; Jungkook zasługiwał na jego najgorszą, najgroźniejszą wersję. I nadszedł czas, aby mu to udowodnić.

- Po tym, jak spotkałem Hoseoka na mieście i jak opisał mi z dokładnością wszystko to, co za moimi plecami zaplanowałeś... - wyrzucił z siebie, a gdy patrzył prosto w twarz bruneta, już bez żadnych obaw, bez żadnego strachu, w jego oczach tlił się ten jego niebezpieczny ogień. - Spodziewałem się, kurwa, czegoś więcej, Jungkook.

Te słowa zdały się całkowicie sparaliżować młodszego, który spojrzał na niego chyba nie wierząc do końca, że Yoongi naprawdę to wszystko powiedział. Paradoksalnie, miętowowłosy był w tym momencie niesamowicie spokojny, pozbawiony wszelkich emocji, które jednak wiedział, że były obecne w nim w ogromnej ilości. Była to typowa cisza przed burzą. Yoongi był ognistym okiem cyklonu.

- Och, kurwa - sapnął brunet pod nosem, zatrzymując się nagle i spoglądając gdzieś w bok. Nie rozwinął dalej swojej wypowiedzi, nie dodał nic więcej, tak naprawdę zachowywał się zupełnie tak, jakby Yoongiego tu nie było, podczas gdy błądził nerwowo spojrzeniem po cieniach drzew oraz krzewów. Starszy wpatrywał się w jego profil wyczekująco, a zarazem czując, że jego momentalny spokój kończył się w zaskakująco szybkim tempie. Zacisnął mocno usta, powstrzymując się jak najdłużej przed nieuniknionym wybuchem, ale Jungkook nie zrobił nic, aby mu zapobiec.

- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - Min rzucił się na młodszego, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej i mocno na nią napierając. Brunet zachwiał się i zrobił jeden, jedyny krok do tyłu, wreszcie przesuwając swoje spojrzenie na swojego chłopaka. - Zwykłe "oh, kurwa"? Jungkook, czy ty siebie słyszysz? Przestań być takim dzieckiem, przestań!

Yoongi zaczął okładać jego klatę pięściami, ale były to ruchy tak nieskoordynowane, tak zaślepione nagłą furią, że Jeon nawet na nie nie zareagował, co okazało się być ostatnią kroplą, która przepełniła wazon. Starszy oddalił się o parę kroków, dysząc ciężko ze złości, raz po raz zaciskając i rozluźniając pięści. Ogień w jego oczach zdawał się oświetlać tą część parku, w której przebywali.

- Ciągle mnie okłamujesz, Jungkook! - Yoongi był pewien, że wszyscy w okolicy mogli go usłyszeć, ale gówno go to obchodziło. Nieważne, jak głośno krzyczał, czasami jego chłopak zdawał się po prostu nie chcieć go słuchać. - Decydujesz za mnie, nic mi o tym nie mówisz, ciągle się za czymś chowasz, ja już... Jungkook...

Brunet wykorzystał moment, w którym głos starszego bardzo widocznie się złamał, aby przemówić. Widział, jak ten zaczął trząść się na całym ciele, bynajmniej nie przez zimno.

- Mam na to wszystko wytłumaczenie - odezwał się Jeon ze spokojem, który nie był dla niego typowy. Zazwyczaj w takim momencie chłopak zareagowałby złością, krzykiem, agresją. - Daj mi powiedzieć, Yoongi. Ja naprawdę...

- Nie, kurwa, nie! - krzyk, który wydostał się z płuc miętowowłosego był najbardziej potężnym ze wszystkich. Mężczyzna poczuł, jak rozrywał mu płuca i kaleczył gardło, ale zarazem pozwalał mu uwolnić się od tych wszystkich emocji, które nieustannie w nim płonęły. Odniósł także wrażenie, że ten nagły wybuch wystraszył nieco Kooka, jakby chłopak do tej pory nie wiedział, że jego partner był zdolny do takich rzeczy.

Min chciał powiedzieć coś więcej, chciał wygarnąć młodszemu, co o nim myślał i jak bardzo miał dość tej całej sytuacji, ale tym razem nie pozwolił mu na to jego własny organizm. Jego ramiona nagle zostały poddane gwałtownym wstrząsom, po policzkach zaczęły niekontrolowanie spływać łzy bezsilności, a słowa, które od tak dawna chciał powiedzieć i które wreszcie miały pierwszą okazję do tego, aby ujrzeć światło dzienne, zamieniły się w żałosne szlochanie, nad którym Yoongi nie miał absolutnie żadnej władzy. To sprawiało, że nagle poczuł się taki bezsilny.

Nie wiedział, ile czasu minęło, ale w pewnym momencie poczuł, jak jakieś ramiona go obejmowały i nie było wątpliwości co do tego, że należały do Jungkooka. On jednak ich nie chciał, naprawdę tak cholernie ich nie chciał i zaczął przeciwko nim walczyć, uderzając w klatkę piersiową chłopaka, płacząc niekontrolowanie i starając się uciec temu uczuciu, ale Kook objął go na siłę, niemalże brutalnie przyciskając go do swojego ciała, jakby chciał go udusić, niczym wąż boa swoją ofiarę. Yoongi jeszcze przez chwilę walczył o swoje życie, miotając się i łkając, ale wreszcie przestał się poruszać i ulegle opadł na klatkę piersiową swojego chłopaka, jakby ten pozbył go resztek woli do życia. Jakby ten po raz kolejny uwięził go w swojej pułapce kłamstw.

Oddech mężczyzny stał się płytki i trudny do utrzymania, a Jungkook zaczął głaskać go lekko po plecach, kiwając nim na boki, chcąc go uspokoić i wyciszyć, lecz tylko i wyłącznie dla własnej korzyści. W międzyczasie zaczął do niego mówić, chcąc przekonać do własnej racji.

- Wysłuchaj mnie - powiedział stanowczo, a w jego tonie nie było ani grama tej słodyczy, którą Yoongi chciałby teraz usłyszeć. - Nie powinieneś tak ostro reagować, kiedy nie znasz całej prawdy, rozumiesz? Działasz impulsywnie, a tak nie powinno być.

Po raz kolejny brunet brzmiał tak, jakby go pouczał, czego Yoongi tak bardzo nienawidził. Walcząc przeciwko chęci do tego, aby go od siebie odepchnąć, załkał cicho i wcisnął twarz mocniej w zgięcie szyi swojego chłopaka. Nie miał szans przeciwko jego przyciskającym go do siebie mięśniom, więc po prostu postanowił się temu poddać i oddać, bo nie miał żadnego innego wyjścia. Jungkook zdawał się go obejmować aż za mocno, jakby chciał go skrzywdzić, a Yoongi odczuwał mocny ból w żebrach.

- Jutro miał być wyjątkowy dzień. Miałem ci powiedzieć o czymś ważnym, na co jeszcze chciałem się przygotować, ale najwidoczniej będę musiał zrobić to teraz - westchnął ciężko. - Niedawno ojciec powiedział mi, że za miesiąc zacznę u niego praktyki. Chyba wiesz, co to oznacza.

Yoongi otworzył ze zdumienia oczy i wszystko, co do tej pory myślał, kompletnie uleciało mu z głowy. Tak, dokładnie wiedział, co to oznaczało. Pan Jeon był człowiekiem poważnym i surowym - jedynym, któremu Jungkook nie miał odwagi się postawić; biznesmenem i właścicielem ogromnej firmy kancelarii, którego jedynym, ale także największym i najbardziej obciążającym wymogiem wobec własnego syna było to, aby ten przejął po nim firmę. Yoongi bardzo dobrze wiedział o tym wszystkim, bo Kook już dawno mu o tym wspomniał, dając mocny nacisk na to, że podczas okresu swoich praktyk nie miałby wiele czasu na ich związek, a może w ogóle rzadko kiedy mogliby się wtedy widzieć. W tamtych czasach, słysząc to miętowowłosy poczuł ogromny ucisk na sercu, ale teraz wydarzyło się dokładnie to samo: aż wstrzymał oddech, będąc nagle świadomy powagi sytuacji.

- Od tego momentu nasze spotkania będą coraz rzadsze, aż w końcu może... Nadal będziemy się widywać, ale nie jestem pewien, czy będę miał wystarczająco czasu i energii na prawdziwe randki czy spotkania. Ale ty to zrozumiesz, prawda?

Mówiąc tak, brunet pozwolił Minowi odsunąć się od niego nieco, aby spojrzał mu w twarz. Jego oczy wciąż były zaszklone, ale mężczyzna zdecydowanie się uspokoił. Pokiwał słabo głową i zacisnął lekko usta.

- Właśnie dlatego chciałem zrobić ci niespodziankę i sprowadzić Hoseoka. Wiem, że ostatnim razem ci się podobało, więc pomyślałem, że to by była dobra okazja - kontynuował młodszy, a serce Mina coraz bardziej się rozpuszczało. Fakt, nie był on do końca trafiony, ale Kook tylko chciał dać mu jakiś prezent. A liczył się przecież wysiłek.

- Wiesz bardzo dobrze, że tylko z tobą chcę przeżywać pewne rzeczy. I chyba oszaleję, jak nie będę mógł cię mieć codziennie - Jeon uśmiechnął się lekko i wsunął nos pomiędzy jego miętowe włosy, wdychając ich przyjemny zapach. Yoongi poczuł, że kompletnie mu się oddał. - Naprawdę nie wiem, jak bez ciebie przeżyję. Ale ty na mnie poczekasz, prawda?

Miętowowłosy poczuł, jak mocno to spojrzenie na niego napierało. Zdawał się być zahipnotyzowany przez te oczy, w które tak intensywnie się wpatrywał i czuł, że mówiły prawdę. Ale przekazywały mu nie to, że Jungkook by za nim tęsknił, ale to, że on powinien za nim tęsknić. Że nie poradziłby sobie bez młodszego. Że nic się bez niego nie liczył. Że potrzebował go desperacko, aby jego egzystencja miała jakikolwiek sens. Że był całkowicie od niego zależny i że bez niego nie zaszedłby nigdzie. Że on, Min Yoongi, sam w sobie, był taki słaby, nic nie znaczący, bezbronny, głupi, żałosny.

A Yoongi, w jakiś chory sposób, zdawał się być niesamowicie zakochany w tym spojrzeniu.

- Przepraszam, Kook. Może naprawdę tego nie przemyślałem.

Odezwał się miękko, nienaturalnie miękko jak na siebie i westchnął cicho. Przesunął dłonią po policzku młodszego, patrząc na niego z miłością, której nie potrafił zamienić w żadne słowa.

Nie wpadł jeszcze na to, że było tak tylko dlatego, że była ona iluzją. Nieodwzajemniona miłość jest tylko iluzją. Miłość zbudowana na kłamstwach jest tylko iluzją.

- Oczywiście, że na ciebie poczekam.

Wychylił się do przodu, aby złożyć delikatny pocałunek na tych miękkich, kłamliwych ustach. Zapomniał już, że te same usta przed chwilą były powodem obecności łez na jego mokrych policzkach.

- Przecież cię kocham, Jungkook.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro