0 - początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nieudacznik- mówi za jego plecami w szkole.

- Łamaga- wyszeptał Cash mu do ucha na wf'ie   jak wychodzili z sali.

- Przez ciebie przegraliśmy-  Miał pecha. I to wielkiego. Okrążyli go, bał się. Tak cholernie się bał. Ścisnął plecak w ręce szykując się...

- Przepraszam.- Wyszeptał nie mając już na nic siły dziesięciolatek, a przynajmniej tak się wydawało. 

- Przepraszam?- Spytał plując mu na twarz J.T po popychając do tyłu, stracił równowagę i prawie walnął głową w śmietnik, miał już ochotę  to zrobić...

- Jest już 15 dziadek miał być w wpół do trzeciej... Teraz albo nigdy.- pomyślał Ben wtedy szybko walnął z głowy Casha i wybiegł z szatni w kierunku wyjścia. Słyszał jak wrzeszczy ' DORWĘ CIĘ TENYSON!' ale dzięki tym ciągłym pościgom ( trzem latom ucieczek i ukrywania) znał tą szkołę jak własną kieszeń.  Dwie minuty i był tuż przy drzwiach. Obejrzał się. Widział Casha i E.J

Widział kamper swojego dziadka przez szybę.

- Ben! SZYBKO!- Usłyszał krzyk. Krzyk na który bardzo się ucieszył. Widział swoją kuzynkę. Była w kamperze i machała do niego.  Była przejęta widząc go.

- Odpalaj!- Krzyczał biegnąć jak najszybciej potrafił ( mógł lecieć na trójach na w-f'ie ale tylko ze względu że albo był zmęczony uciekaniem, albo oszczędzał energię na uciekanie przed gnębicielami... czyli w sumie 40% szkoły) , dwadzieścia sekund. Dzwonek kończący lekcję. I huk ciał padających na ziemię.

- Cześć.- Powiedział ben do swojej kuzynki jakby to było coś normalnego wtedy jego dziadek odjechał. Wstał i pomógł Gwen.

- Zamykaj.- Powiedział ich dziadek obojętnie paląc papierosa. Ben z miłą chęcią spełnił prośbę dziadka.

- Ile?- Spytał ściskając kierownicę aż pojawiły się żyły na jego prawej ręce.

- Oni zero. Ja jeden.- Powiedział a wtedy usłyszał śmiech.

- Tyle widzę to ja sam widzę.- Powiedział Max śmiejąc się widząc w lusterku dzieciaka z rozwalonym nosem.

- ZAJEBIE!- Wrzasnął czarnowłosy rzucają kamieniem w przez co zbił szybę w kamperze.

- Nie żyje. - To właśnie ben i Gwen pomyśleli w tej samej chwili.

- To... Był Cash prawda?- Spytał ich dziadek  wyrzucając niedopałek  papierosa za okno.

- Tak... - powiedział niepewnie zielonooki. Już się pomyślał co powie jego dziadek.

- Przegieli- Max Tenyson pomyślał odjeżdżając. Te  bachory  miały szczęście.

- dobrze. To co powiecie na hamburgery na kolację ?- spytał ich dziadek , na co się  zdziwili.. Dziadek Max i normalne jedzenie?

- mam w lodówce serca woła, wątrobę rekina ,  a nawet mózg goryla.- to już wiele wyjaśniło.

- Co wybierasz?- ben szepnął do Gwen  , samemu myśląc nad rekinem.

- Rekin.- Mówi ben rzucając się na dolne łóżko z tyłu.

- A masz drugą?- Spytała Gwen wybierając NAJBEZPIECZNIEJSZĄ opcję do zjedzenia.

- Mam zapas na cały tydzień. Po każdym larytasie gdyby wam zasmakowało chcieli dokładkę.- Powiedział Maxel otwierając piersiówkę szybko biorąc łyka.

- Nie pij podczas jazdy.- Powiedziała Gwen waląc się na górne łóżko .

- Ucinam komara.- Powiadomiła Gwen. Przewróciła parę razy a ben patrzył na jej ładną twarz.

- Jestem popierdolony. To  jest moja kuzynka do cholery.- Pomyślał ben siadając na miejscu pasażera.

- Przygotujcie się. Ta podróż zmieni wasze życia- Stwierdził ich dziadek jadąc do pewnego lasu oddalonego z 5 godzinny jazdy stąd.

 *Time skip*

Byli na miejscu. Max zrobił hamburgery z rekina, zajadając swojego ze smakiem, spojrzał jak dzieci jedzą swoją porcję.

- I jak smakuje?- Spytał Max widząc jak Gwen wręcz pożera swoją porcję a ben je już drugą porcję.

- Przepyszne.- Powiedział ben szybko. Gdyby ktoś mu powiedział będzie jadł hamburgera z rekina. To by nie uwierzył.

- Kto by pomyślał. Ojciec przesadzał. Prawda dziwne ale smaczne.-  Ben pomyślał oblizując palce.

- Nie wierze że to mówię. Ale poproszę o mózg.- Powiedział a wtedy jego dziadek podał mu czerwone pudło.

- Smacznego.- Życzył a Gwen patrzyła na niego jak na kosmitę.

- Raz kozie śmierć.- Wyszeptał do Gwen biorąc trochę na łyżkę...

- Dobra. Nie wiem co jest z moimi kupkami smakowymi. Ale to mi smakuje- Wyszeptał do Gwen a ta... wzięła ukradła kawałek mózgu z łyżki bena.

-...- Zrobiła minę jakby miała to wypluć... Ale to minęło po chwili.

- Dobra... To mogę zaliczyć jako pośredni pocałunek, prawda? - Spytał sam siebie ben. A wtedy zarumienił się na tą myśl.

-Idę na spacer.- Powiedział szybko ben a tedy Gwen zrozumiała co zrobiła, " co ja odwaliłam?! To pośredni pocałunek"

                                                                                                ***

  W tej chwili. Właśnie teraz. Na orbicie, Vilgax próbował zdobyć Omnitrix. 

- Macie przynieść mi omnitrix!- Wrzasnął a wtedy trzy wiązki energii trafiły w statek gdzie była obca kałamarnica(?) nazywała się  Kselyn zaprogramowała kapsułę żeby znalazła Maxa Tenysona. Ale ostatni wybuch zmienił trajektorię.

- Oby trafił  w dobre ręce.- Pomyślała, ale bardziej nie mogła się mylić.

   Właśnie teraz historia ziemi. Galekatyki. Co ja mówię. CAŁEGO WSZECHŚWIATA! Zmieniła się. Na dobrą czy złą? Tylko czas pokaże.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro