ROZDZIAŁ CZWARTY [2/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

xXx

rozdział,

w którym tracę sny

xXx


Nie miałam wielkiego doświadczenia w sypianiu z ludźmi. Moje pierwsze zbliżenie nie warte było nawet wspomnienia, drugie zasłużyłoby co najwyżej na dwa zdania sprawozdania, a przy Maurycym to ja skupiałam się na zadowalaniu cudzego apetytu. Rzadko otrzymywałam w zamian podobne zaangażowanie z jego strony. Znałam szczególnie pikantne szczegóły z krótkoterminowych związków Hanki. Zaczytywałam się namiętnie w polskich powieściach obyczajowych, gdzie scen erotycznych nie brakowało. Potrafiłam wyrecytować z pamięci przynajmniej kilkanaście mniej lub bardziej obelżywych zamienników słowa penis. Pozostałość z czasów, gdy z koleżankami z klasy pisałyśmy blogi o naszych internetowych alter-ego.

Nic nie przygotowało mnie na to, co wyrabiali państwo Dynga. Adam nadal siedział w fotelu, a Zyta opierała się biodrem kant stołu. Oboje obserwowali mnie, jakbyśmy stali na środku boiska i stanowili członków zupełnie innych drużyn, które zaraz miały zagrać mecz o wszystko. Dłonie zaczęły mi się pocić, nogi trząść, a głowę zapełniły mi myśli o potrzebie ucieczki.

To był debilny pomysł, co ja wyprawiałam. Naprawdę upadłam tak nisko? Aż tak? Wielokrotnie powtarzałam Hance, że z jednonocnych wypadów można zebrać co najwyżej dzieciaka albo grzyba. A sama właśnie pchałam się w przespanie się z kimś za pieniądze. Za dużą sumę pieniędzy, taką, która pozwoli mi prawie w całości opłacić ratę jednego kredytu.

Na moment gra wydała mi się warta świeczki.

Ta chwila przebłysku dumy i objawów inteligencji długo nie trwała, gdy Zyta poruszyła się o milimetr, ściągając jakiś niewidzialny pyłek ze swojej żółtej sukienki. Znalazło się jury, oglądające jak ktoś na scenie robi z siebie debila.

Wtedy pomyślałam sobie, że nie mam wyboru. To nie była do końca prawda, w rzeczywistości mogłabym w dowolnym momencie opuścić tamten pokój i jeszcze pewnie dostałabym hajs do ręki za odwagę. Na dobre pożegnanie czy coś, znając państwa Dynga.

Dałabym radę powiedzieć, że subtelnie ściągnęłam ramiączko kiecki, ale ubrałam się wcześniej w wyprasowaną bluzkę, luźne dżinsy i trampki. Rzeczy czyste, wygodne, raczej jednak sprane i niepasujące do atmosfery w pokoju, która zaczęła się zagęszczać.

Oddychałam z trudem, jakbym zaraz miała wyskoczyć sama z siebie i wyzionąć ducha, ale w końcu podjęłam walkę ze zdjęciem górnej części ubioru. Podjęłam jest słowem kluczowym, gdyż nieco przyciasny materiał wymagał ściągnięcia przez głowę. Siłowałam się z nim przez kilka sekund, w końcu jakoś ratując się od śmierci przez uduszenie. Moje włosy musiały wyjść nastroszone i potargane w milion różnych stron, ale nie zdążyłam jeszcze dobrze zrozumieć, co się działo, a już czyjeś dłonie układały kosmyki.

Zyta miała brzydkie ręce. Takie, które potargano ciężką pracą, z mnóstwem bruzd od wewnętrznej strony. O nabrzmiałej, zrogowaciałej skórze, przez którą dowiem się kiedyś, że miewała problemy przy odblokowywaniu telefonu odciskiem palca. Dotyk kobiety przeniósł się z włosów na ramiona, jakby starała się zapisać w pamięci fakturę moich ramiączek od stanika.

Zanim się zorientowałam, jej usta były już na moich.

Całowała dokładnie w taki sam sposób, w jaki żyła. Jakby zabierała całą przestrzeń dla siebie, zmuszając drugą stronę do całkowitej uległości. Mruczała przy tym obscenicznie, zaplatając swoje dłonie na moim karku, przyciskając mnie mocniej do siebie. Byłyśmy podobnego wzrostu, miała za to bardziej pełny biust niż ja, co wyraźnie wyczuwałam, gdy ocierałyśmy się o siebie.

Dłonie dużo większe i od jej, i od moich, chwyciły mnie w pasie, odciągając na moment od blondynki. Przez myśl przeszło mi określenie, że na chuj Adamowi teraz zachciało się bawić w psa ogrodnika, gdy przez moje ciało w końcu zaczęło rozchodzić się charakterystyczne ciepło podniecenia.

Nie mogłam jednak narzekać, mężczyzna zaczął całować mnie po plecach. Czyjeś ręce na biodrach, moje na czyimś podbrzuszu, gdy po omacku znalazłam wybrzuszenie adamowych spodniach. Gdybym podniosła wzrok i skupiłabym się na czymś innym, niż na sensacyjnym uczuciu jego warg na moim ciele, spotkałabym wzrok Zyty. Ciepły, opanowany i usatysfakcjonowany, gdy zrobiła krok do tyłu, jak zawsze w takich momentach.

Pierwszej nocy tego nie zauważyłam, ale gdzieś koło trzeciej potrafiłam już poznać, kiedy chciała po prostu popatrzeć. Zawsze powtarzała, że czuje się zaspokojona nieraz samym widokiem, odpowiednim dźwiękiem czy sugestywnym ruchem. Cytrus w momentach gorących kłótni zarzucał jej niskie libido. Odpowiadała zawsze w ten sam sposób, śmiechem głębokim, zbyt głośnym i komentarzem pewnym rozbawienia, że już nie jest na tyle młoda. I że jak będzie z nami pląsać na równi, to prędzej biodro sobie wybije albo dysk jej wypadnie.

Powód jej zachowania poznam bardzo późno. Za późno, na tyle, żeby móc wyrażać już tylko współczucie a nie wyrazy pocieszenia i porady, jak tę sytuację przezwyciężyć.

Wtedy w głowie dudniła mi zbyt duża ilość wina i gorący oddech na moim karku.

— Rozepnij stanik — rozległo się czyjeś polecenie wydane spokojnym, pewnym siebie tonem, a Adam podążył za nim jak za komendą generała. — Rozepnij mu koszulę. — Dyrygowała nami kawałek po kawałku, doprowadzając do stopniowego bezczeszczenia odzieży, która leżała teraz porozrzucana na podłodze. Gdy Zyta poinstruowała nas, że warto przenieść się do części sypialnianej, prawie sama trzasnęła gębą o posadzkę, ślizgając się po moich majtkach.

Wybuchła śmiechem, tak głośnym i niekontrolowanym, że też zaczęłam się śmiać... Adam patrzył na nas jak na dwie idiotki, ale tylko klepnął mnie w tyłek, żebym ruszyła się w końcu do przodu. Nadal nie czułam się pewnie ani swobodnie nago. Nie miałam na tyle pewności siebie, zwłaszcza, że sama nasza dyrygentka stroniła od pozbawiania siebie ubrań, wciąż będąc w tej swojej żółtej kiecce. Zdjęła jedynie obcasy, masując przez chwilę obolałe nogi.

Zostałam znowu popchnięta, tym razem na łóżko, gdy silne dłonie rozwarły moje nogi, a gorący oddech owiał podbrzusze. Zalała je fala pocałunków, gdy cierpkie, pełne usta szły szlakiem w kierunku piersi. Wzdychałam, wiłam się i zaciskałam dłonie we włosach Adama, gdy ściskał mnie delikatnie, bardziej bawiąc się niż dążąc do czegoś konkretnego. Czułam się jak instrument, za który ktoś wziął się w końcu na poważnie i postanowił go nastroić z całym swoim wieloletnim doświadczeniem grajka.

Mogłam wydawać z siebie odgłosy nieprzystające żadnej dziewczynie, ale nie byłam też laską z taniego pornolu niskiej klasy. Raczej wzdychałam, mamrotałam coś pod nosem, starając się nie piszczeć za bardzo. Nawet wtedy, gdy znikąd w dłoniach mężczyzny pojawiła się buteleczka pełna przezroczystego płynu, który obficie wylał na swoje palca. Nie mogłam zwyczajnie, bo Zyta zdążyła jakoś wleźć niezauważalnie na łóżko, odchylić agresywnie moją głową i zacząć mnie dziko całować.

To było miłe.

Czuć, że jesteś czyimś głównym obiektem atencji. To, że ktoś dostarcza ci doznań, których nie dało się opisać prostymi, zwyczajnymi słowami. Towarzyszyły im szybkie ruchy, zaangażowanie rosnące z podnieceniem, gdy żar rozwijał się dalej w naszych ciałach i przechodził dalej. To ciepło uderzało w głowę bardziej niż jakakolwiek ilość alkoholu, zwłaszcza ta spożyta tamtego wieczora.

Przestałam wiedzieć, co się ze mną dzieje, gdy zagłębiły się we mnie długie, namoczone oleistą cieczą palce. Najpierw jeden, potem drugi, początkowo bawiły się spokojnie, badając wnętrze. Stukały o ścianki, rozluźniały mięśnie, aż w końcu dołączył do nich kciuk, ściskając łechtaczkę. Sapnęłam mocno, ciężko, pozwalając unieść się na moment klatce piersiowej, co zwróciło uwagę Zyty. Przestała całować moje usta, skupiła się na głowie. Włosach. Karku. Ramionach. Uniosła nieco górną część ciała, zostawiając dół całkowicie w panowaniu Adama.

Czułam, że wszystko idzie zbyt szybko i zbyt wolno na raz. Że potrzebowałam więcej, ale jednocześnie też mniej. Chciałam ulgi, chciałam spełnienia, chciałam też trwać w tym błogim teatrzyku kukiełek, w którym było mi tak dobrze. Zwłaszcza, że zauważyłam, jak mężczyzna zakłada prezerwatywę, a ja jęknęłam raz i drugi, i trzeci. Najpierw gdy ponownie wsunął we mnie kilka palców, sprawdzając czy jestem wystarczająco nawilżona. Drugi, gdy chwycił zaskoczoną Zytę na szyję, zmuszając ją do pochylenia się do gorącego pocałunku.

Pamiętaj najbardziej z tego wszystkiego tamten moment, gdy jej piersi wisiały nad moją twarzą, a ja mogłam tylko wysunąć język i zebrać kilka kropel potu. Nie wiem, w którym momencie sama się rozebrała, ale puściłam prześcieradła, żeby po omacku zacząć błądzić dłońmi po ciele kobiety.

Trzeci raz jęknęłam, gdy wszedł we mnie bez ostrzeżenia.

Pierwsze pchnięcie było szybkie, gwałtowne i doskonale wiedziałam, że nadal jego penis nie był w całości we mnie. Gdy poprzednio zbadałam ukradkiem go ręką przez spodnie, miałam mniej-więcej pewne wyobrażenia na temat wielkości, rozmiaru i innym wymiarów.

Wyobraźnia była niczym w stosunku do rzeczywistości.

Za każdym razem, gdy widzieli, że byłam już u kresu, Adam zwalniał tempo swoich ruchów, przestawał również bawić się moją łechtaczką, a Zyta zostawiała w spokoju moje piersi. Dopiero gdy mgiełka podniecenia zaczynała ze mnie opadać, cykl zaczynał od początku.

Wszystko trwało jednak zaskakująco długo. Na tyle, że gdy w końcu pchnięcia mężczyzny stały się drastycznie gwałtowne, a on sam w końcu spuścił się w prezerwatywę, po prostu wyszedł ze mnie jednym ruchem. Ściągnął ją, zawiązał, zawinął w chusteczkę, których paczka leżała zostawiona pewnie przez Zytę na pobliskiej komodzie. Tuż obok świeżo rozpoczętej buteleczki lubrykantu.

Nie chciałam, żeby to się kończyło, a tak właśnie widziałam seks. Gdy dojdzie do wytrysku faceta, miałam zostać pozostawiona sama sobie. Niezaspokojona, zdenerwowana i w dodatku upita. To pierwsze nawet bardziej niż zwykle, patrząc na to, że Adam był jeden, a nas było dwie.

Chciało mi się płakać, bo nie doszłam. Nawet jeżeli orgazmu nigdy nie traktowałam, jako fajerwerków, to zawsze czułam się w trakcie stosunku nieco bardziej podatna. Delikatna. Wrażliwsza.

Myślałam, że to już koniec, podniosłam się nieco bardziej, chcąc powiedzieć coś, ale chyba Zyta poznała moją minę. Złapała mnie za ramiona, ciągnąc do siebie na tyle, że moja głowa wylądowała oparta o jej klatkę piersiową.

— Skarbie, nadal nie wiesz, gdzie zaczyna się seks, prawda? — spytała z przekorą, dłońmi rozwierając ponownie uda. Nawet nie wiem, co w tym momencie robił Adam, skupiłam się tylko na dłoniach kobiety. Jedną ściskała moją nogę, odchylając ją mocno, a palce drugiej bawiły się moją łechtaczką przez krótką chwilę.

Zagłębiły się we mnie równocześnie z polizaniem mnie za uchem przez kobietę, gdy stęknęłam, jęknęłam, drgnęłam. Nigdy nie brałam orgazmów za coś szczególnie niesamowitego, także i wtedy nie potraktowałam tego, jako objawienie z niebios. Zrobiło mi się mimo tego przyjemnie, ciepło na głowie, gdy nogi zesztywniały, a ja mogłam tylko wygiąć się delikatnie w niewygodną pozycję.

Wtedy wrócił Adam.

I cykl zaczął się znowu od początku.

To było miłe. Nie wspaniałe, nie cudowne, ale przyjemne i ciepłe, w ten swobodny sposób, który sprawiał, że bliskość drugiej osoby stawała się wystarczająca. Pierwszy raz mogłam powiedzieć, że czułam satysfakcję, wcale nie dochodząc wiele razy, ani nie skupiając się ani na własnym, ani na cudzym zadowoleniu. Bawiliśmy się ciałem, oddechem, szeptem, poznając reakcje w ten dziecięcy sposób, gdy chcesz sprawdzić, co się stanie, jeżeli zrobisz daną rzecz.

Mocne doznania zastąpiono czułymi pieszczotami, słodkie słówka cichymi komendami a ja obserwowałam, jak zatapiamy się wszyscy w sobie wzajemnie. Ciekawiło mnie to, jak skóra Zyty mięknie pod wpływem dłoni. Jak sama mam ochotę podskoczyć, gdy palce Adama nieco agresywnie zostawiały ślad na moim ramieniu. Za co zresztą szybko został ufukany przez blondynkę, która zajęła jego uwagę serią pocałunków.

Wokół unosił się zapach kwiatowych perfum, który miał mi towarzyszyć przez następne dwa lata naszej znajomości.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro