ROZDZIAŁ CZWARTY [3/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


xXx

rozdział,

w którym tracę sny

xXx


Prawdopodobnie przysnęłam na moment. Skusił mnie chyba do tego niesubtelny żart Adama, że mogę zasnąć przed Zytą, ale na pewno nie po niej. Trochę nie dowierzałam temu wielkiemu chrapaniu, jednak zmęczenie dało się we znaki na tyle, że obudził mnie jedynie stukot przestawianego fotela.

Nie zachłysnęłam się z nagła powietrzem, nie spadłam z łóżka, za to w spokoju przez chwilę pozwoliłam sobie na obserwowanie kobiety. Blondynka rozsiadła się na meblu nago, jak królowa, nawet nie zerkając w kierunku stosu poskładanych ubrań zebranych w kącie pomieszczenia. Sięgnęła po paczkę mocnych papierosów i zapalniczkę z pobliskiego stolika, przeszukując wzrokiem pomieszczenie, zanim przyłapała mnie na gapieniu się. Przez krótką chwilę przypominała mi Kiki na zdjęciu Man Ray'a, gdy siedziała odwrócona do mnie plecami i tylko przechyliła głowę, dostrzegając mnie kątem oka.

— Nie jesteś zazdrosna? — Sama nie wiem, co mnie naszło w tamtym momencie. Pamiętam uczucie gorąca na twarzy, która pewnie zaczerwieniła się jak pomidor, gdy cała scena stała się dla mnie absurdalna. Leżałam w łóżku z mężem kobiety, która jedynie uśmiechała się do mnie jak zadowolony kot, co właśnie wypił spodek dobrej śmietanki i zamierzał kogoś podrapać. Nie rozumiałam tego, że potrafiła przyglądać się mi tak biernie teraz, a jeszcze wcześniej aktywnie uczestniczyć w tym całym harmidrze. Więcej, być jego głównym prowodyrem. Zawsze mi się wydawało, że to mężczyźni mają bardziej wyuzdane myśli i skupiają się raczej na sferze fizycznej, ale doskonale pamiętałam, że to ona wydawała rozkazy. Prośby. Ponaglenia. Mimo tego, że większość z nich dotyczyła mnie lub jego, zostawiając ją jako reżyserkę naszego małego, łóżkowego spektaklu.

— Och, skarbie — odparła tylko, odpalając papierosa i ściągając z kolejnej półki plastikową popielniczkę. Zaciągnęła się nim raz i drugi, zanim machnęła dłonią, wskazując na kolejny fotel. — Chodź, potrzebujesz zapalić.

Podniosłam się, zabierając jeden z wolnych kocy, którego akurat nie podebrał mężczyzna. Adam we śnie rozpychał się jak ośmiornica, zagarniając dla siebie większość poduszek i kołder, jakby było mu wiecznie zimno mimo rozkręconych grzejników. Sama nie potrzebowałam dodatkowego ciepła, ale nie czułam się na tyle komfortowo, żeby paradować nago przed Zytą.

Zresztą, ona ewidentnie zauważyła mój dyskomfort, bo jej uśmiech coraz bardziej zaczął przypominać rozbawionego smarkacza, a nieco mniej knującą wiedźmę z Królewny Śnieżki.

— Nie ma się czego wstydzić — mruknęła tylko, widząc jak ciasno opatulam się w zdobyty kocyk. Zrobiłam kilka kroków w kierunku wskazanego fotela, żeby potknąć się może z raz czy dwa, co zwaliłam na ciemnotę panującą w pomieszczeniu.

— Bo już wszystko widziałaś? — odparłam, czując się na moment odrobinę bardziej pewna siebie. Przyjęłam od niej papierosa, odpaliłam sobie i już po kilku wdechach rozmościłam się na pobliskim meblu, zapadając w miękkie obicie. Na wejściu pomyślałam, że wynajęty pokój jest nazbyt szpanerski, zbytnio nacechowany pieniędzmi. W mroku miał o wiele więcej uroku, gdy cienie zakrywały złotawe zdobienia, marmurowe elementy traciły na blasku, a drogie wyposażenie gubiło swoje kolory i fakturę.

— Nie, bo ludzkie ciało nie powinno być powodem do wstydu — skarciła mnie łagodnie, odwracając się całkowicie w kierunku okna, miałam nawet wrażenie, że planowała mnie ignorować przez kilka kolejnych minut. — Jak nauczą cię wstydzić za to jak wyglądasz, to szybko nauczą cię wstydzić się za to kim jesteś. Ale to nigdy nie jest dobra droga.

Pomyślałam sobie, że gdybym wyglądała jak ona, też bym się nie miała czego wstydzić, ale to nie była do końca prawda. Blondynka, podobnie jak ja, nie wyróżniała się swoją urodą za bardzo. Nie miała ostrych kości policzkowych Hanki, wyrzeźbionego brzucha Adama, za to wyraźnie mogłam dostrzec dodatkowe kilogramy skumulowane w napuchniętym brzuchu. To, że nadal widziałam odciśnięte ramiączka od stanika na jej ciele, nawet gdy piersi kobiety teraz zwisały swobodnie. Uda, które wyraźnie wskazywały, że powinna drastycznie zacząć ćwiczyć. Wszystkie te rzeczy sprawiły, że na poczułam się odrobinę lepiej. Była ode mnie niewiele wyższa, ale miałam wrażenie, że zdecydowanie cięższa.

Tym bardziej nie rozumiałam, dlaczego tak lekko się nosi na tych swoich szpilkach. Albo czemu za każdym razem widzę ją w sukience, gdzie fałdki tłuszczu wystawały w okolicach jej ramion. To nie tak, że wyglądała grubo. Po prostu nie była najchudsza, może nawet ważyła tyle, ile powinna, ale ewidentnie nie ćwiczyła i stąd warstwa tłuszczu.

Ocenianie jej przychodziło mi szczególnie łatwo, gdy na mnie nie patrzyła. Z boku mogłam dostrzec nawet jej zakrzywiony nos, ale gdy tylko obróciła do mnie głowę, to już wiedziałam, że jestem stracona.

W tym spojrzeniu było coś dziwnego. Nawet nie atrakcyjnego, bo nie zawieszała na sobie spojrzenia samym wyglądem. Nie potrafiłam tego określić przez dłuższy czas, a ich fenomen wytłumaczy mi dopiero Cytrus. To były zielone oczy przepełnione obojętnością tak wielką, że czułeś się przez nią pochłonięty. Gdy okazało się, że jesteś tylko częścią otoczenia, ale nawet ono zazwyczaj nie zasługiwało na okazanie zainteresowania. Gdy zaciskałeś palce, chcąc na moment zaistnieć w tym pustym, szarym świecie. Dla mnie do tej pory stanowiło to dysonans, sposób, z jakim Zyta patrzyła na świat. Teraz mogę to sobie wytłumaczyć, że właśnie dlatego zbierała te wszystkie mocne barwy, ciężkie dźwięki i obce smaki, żeby zapełnić swoje pole widzenia i faktycznie w nim coś zauważyć. Zachwycić się czymś. Albo chociaż znienawidzić. Żeby zareagować i przejąć się tym jakkolwiek. Gdybyśmy nadal rozmawiały, może przyznałaby mi teraz rację.

— Nie potrafię ciebie zrozumieć — przyznałam jej, gdzieś między strzepnięciem popiołu a kolejnym zaciągnięciem się. Wykorzystałam jej ruch, żeby uciec wzrokiem spod jej spojrzenia.

— Brzmisz jakbyś w ogóle próbowała to zrobić. — Zaśmiała się cicho, zanim z brzękiem przesunęła popielniczkę bardziej w swoją stronę i zgasiła papierosa. Przeciągnęła się swobodnie, zaczynając nucić coś pod nosem. Wstawała z fotela, ruszając w moim kierunku, żeby u celu pogłaskać mnie po włosach. Ze zdziwieniem przyjęłam ciepły dotyk jej gładkich dłoni, które powoli szarpnęły mnie za policzek. Wpatrywałyśmy się w siebie przez kilka sekund, gdy ponownie utonęłam w tych oczach.

Tak, zdecydowanie Cytrus miał rację.

— Nie siedź zbyt długo, nie wyśpisz się. — Zanim się zorientowałam, już jej nie było. Skończyłam palić mojego papierosa, zamknęłam okno, żeby nie było w nocy zbyt zimno, ruszając po chwili do łóżka.

Faktycznie przez jej chrapanie nie dało się zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro