ROZDZIAŁ TRZECI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

xXx

rozdział,

w którym dogaduję ceny

xXx

Dość szybko zorientowałam się, że wszystko mnie śledzi. Doskonale pamiętałam sytuację, gdy rozmawiając wraz z mamą przy włączonym laptopie na temat zakupu nowych garnków, zaczęły mi się w reklamach na youtubie wyświetlać akcesoria kuchenne. Albo gdy po narzekaniu na uciskające mnie obcasy, zostałam zasypana stosem wyskakujących okienek z informacją o wyprzedaży w CCC.

Przyznam jednak, że nie spodziewałam się wtedy, że po założeniu konta Qurvan zacznie wyświetlać mi się wszędzie. Jak na aplikację, która szczyciła się szczególną dbałością o prywatność swoich użytkowników, to wyskakiwała jak Filip Chajzer z lodówki. System nie ograniczał się jedynie do apki na telefony, mogłam korzystać z ich strony internetowej, a serwis planował w przyszłości uruchomić forum, na którym moglibyśmy wymieniać się swoimi opiniami i historiami.

Czułam się już zdecydowanie mniej pewnie niż wczoraj z moją podjętą decyzją, ale na szybko przestudiowany regulamin odebrał mi możliwość skasowania konta. Qurvan zastrzegał sobie prawo do zachowania całego konta użytkownika na okres przynajmniej jednego miesiąca, co oznacza, że jak kliknęłabym "Usuń", to mój profil zniknąłby dopiero za trzydzieści dni. Niezbyt fair opcja, gdy zaczęłam bać się rozpoznania. Niby nie wierzyłam w to, że ktokolwiek z moich znajomych lub rodziny miałby dostęp do tego typu rzeczy, ale ciężkie uczucie na żołądku trzymało się u mnie przez kilka kolejnych dni.

Skupiłam się przede wszystkim na pracy, starając się brać jak najwięcej godzin i próbowałam nadal podjąć współpracę z parabankami. Ilość wysłanych pism zaczynała mnie powoli przerażać, zwłaszcza, gdy zaczęły przychodzić do mnie kolejne SMSy od jakiejś dziwnej firmy. Ich numer telefonu na stronce "Nieznany-numer-kto-dzwonił" został opisany jako "patologiczne nękanie" i "agresywna windykacja". Nie miałam żadnych wątpliwości, mój czas uciekał, a ja nie należałam do osób, które za bardzo wiedziały co teraz zrobić. Usiadłam jak człowiek i faktycznie policzyłam moje długi. Z odsetkami. Nie miałam jeszcze wystarczająco dużo informacji, żeby uwzględnić koszty samej egzekucji albo kary za niedotrzymanie umowy w terminie i tak dalej, ale rozwiały się moje złudzenia.

Na ten moment wisiałam przynajmniej pięćdziesiąt tysięcy złotych polskich. Nie wiem, kiedy ta kwota urosła do takich rozmiarów, ale liczba zaczęła towarzyszyć mi przy najprostszych czynnościach. Pamiętałam o niej, gdy wypalałam papierosa przed poranną zmianą, czyściłam frytkownice czy wracałam zmęczona metrem.

W końcu usiadłam faktycznie do Qurvana i zaczęłam przesuwać profile. Dopiero w praktyce mogłam faktycznie zauważyć, jak działała aplikacja. Najpierw pokazywano profile sponsorów, a kolejne kliknięcia pozwoliły na rozwinięcie opublikowanych informacji. Zdjęcia widoczne były na samym końcu, żeby rzekomo "nie osądzać po pozorach", a już po kilku pierwszych ruchach zrozumiałam dlaczego.

To nie tak, że ci ludzie byli brzydcy. Ani nawet ładni. Po prostu zwyczajni, nudni. W większości wyświetlali się mężczyźni, zdarzyło się kilka kobiet, ale podejrzewałam, że miało to związek z moją płcią. Odsetek osób homoseksualnych i biseksualnych według statystyk Qurvana był wysoki, ale nie na tyle, żeby na dziesięć propozycji wyświetleń męskiego profilu, pokazać więcej niż jeden żeński.

Początkowo nawet nie zauważyłam, jak przyjemnie zdobywa mi się "pary". Do mojej pierwszej, przypadkowej, nadal nie zagaiłam, nie wiedząc za bardzo, co napisać, bojąc się powtórnie nawet przejrzeć tamten profil. Z jednej strony przekonałam się do aplikacji i żyłam w przeświadczeniu, że albo sponsoring, albo mogę pakować manatki i wrócić do domu, ale nie dałam rady wystukać nawet "Cześć".

Bawiłam się całkiem dobrze, nawet nie próbując bardziej zaznajomić się z wyświetlaną treścią jako z, cóż, przedstawieniem ludzi. Kolorowe ikonki, byki widoczne z daleka i stos wymagań przy cenach, które zakrawały na pracę za pół darmo. Kilka osób otwarcie pisało, że są na stronie wyłącznie w celu zakupu noszonej bielizny. Lub szukają partnerki, która ma ładne stopy i o cenach będzie można porozmawiać dopiero po wysłaniu zdjęć swoich w szpilkach. Czułam się zgorszona, ale z drugiej strony...

Byłaby to najłatwiej zarobiona kasa w moim życiu. We własnych myślach nie czułam do siebie odrazy, wyobrażając prostotę tego rozwiązania. Co prawda proponowane kwoty bolały, ale to nie była prostytucja-prostytucja. Chyba nadal wtedy nie do końca dotarło, że mając ledwie trzech partnerów seksualnych na karku, zamierzam zacząć sypiać z ludźmi za pieniądze.

W końcu do mnie dotarło, że się bawię za dobrze. Ludzi zbierałam jak pokemony, nie bardzo przejmując się czymkolwiek, a zrozumiałam to dopiero po otrzymaniu kilku pierwszych wiadomości. Te same osoby, które tak lekceważąco przesunęłam w prawo, odezwały się do mnie, a przynajmniej parę z nich. Zamiast ciepłego dreszczyku emocji, powróciło uczucie ciężkości na żołądku i poczułam nagłą chęć przejścia się do łazienki.

Po otwarciu pierwszej PMki powitało mnie zdjęcie czyjegoś penisa. Z odrazą wypuściłam telefon, który stoczył się z łóżka na podłogę, a cichy brzdęk wyraźnie poinformował mnie, że szybka poszła się jebać. Nadal klęłam, gdy blokowałam tamtego rozmówcę, od razu przechodząc do następnego. "Hej" i "Hi" powtórzyły się w kolejnych pięciu wiadomościach, jeden gostek spytał się wprost, ile będzie kosztować go obciągnięcie gały, za co szybko też go zablokowałam.

Dopiero po chwili ponownie zabrałam się do przesuwania ludzi.

Z zaskoczeniem przyjęłam fakt, że kilka pierwszych kliknięć w prawo znowu zaowocowało mi od razu połączeniem w parę. Starałam się już teraz wybierać starannie wypełnione profile, napisane poprawną polszczyzną i bez rażących błędów ortograficznych czy interpunkcyjnych. Większość pól zawierała absurdalne żarty, niewybredne komentarze na temat długości penisa w postaci ikonki bakłażana, a parę osób wrzuciło w zainteresowaniach emotkę łez i brzoskwini. Takich od razu przesuwałam w lewo.

Potem poszło już mi szybciej, wiedziałam czego szukać. Stopniowo przestałam zwracać uwagę na zamieszczone informacje, a bardziej skupiłam się na zdjęciach. Dobrze wypełniony profil, ale odrażające zdjęcie od razu sprawiało, że nie miałam nawet myśli o nawiązaniu kontaktu Odrzucałam ewidentne fejki w stylu zdjęć Brada Pitta, ale także tych, którzy w ogóle ich nie mieli. Nie chciałam czuć się niemile zaskoczona i wpaść przy pierwszym spotkaniu na kogoś, kto ważyłby z kilkaset kilogramów.

To nie tak, że szukałam idealnego biznesmena z kiepskich powieści erotycznych. Wiedziałam, że wszystkie tamte historie propagowały kulturę gwałtu, stawały się kulą u nogi ruchowi feministycznemu, a przedstawione w nich relacje są zwyczajnie w świecie nie tyle nierealne, co niebezpieczne. A mimo tego po cichu miałam nadzieję, że spadnie mi na głowę jakiś esteta. Wysoko urodzony filantrop, o równie bogatym wnętrzu co portfelu. Gotowy porwać mnie na Ibizę, Maltę czy Karaiby, zabierać na drogie zakupy i zafundować od czasu do czasu wyczerpujący orgazm.

Po godzinie mogłam już podzielić sobie ludzi na kilka typów. Naciągaczy, fejkowców, szczerych kolesi, ale w typie mirka z wykopu. Byli też naczelni debile i zdrajcy, którzy pozowali do zdjęcia z wyraźną obrączką na palcu lub otwarcie pisali, że są w związku, ale potrzebują od czasu do czasu się wyszaleć.

I wtedy dostałam powiadomienie o kolejnej wiadomości.

Mój pierwszy match w końcu się do mnie odezwał.

xXx

#Z&A: Miło nam ciebie poznać! Przepraszam, że tak późno napisaliśmy, ale zupełnie wypadło nam to wczoraj z głowy. Bardzo ucieszyliśmy się, że też przesunęłaś nas w prawo. ;) Adam jest jeszcze w pracy, ale pozwoliłam sobie zaszaleć i przejrzeć jeszcze raz twój profil. Czy nadal byłabyś zainteresowana pracą?

@Z.


Nie do końca tego się spodziewałam. Wiadomość była najdłuższa ze wszystkich, które dotychczas dostałam i pierwszy raz ktoś użył słowa "praca" w ramach sponsoringu. Dotychczas ze wszystkich źródeł częściej wyłapywałam raczej "kurwienie się", "pierdolenie" czy "prostytucja", ale nadal chodziło o coś zupełnie innego.

Napisała do mnie kobieta, w imieniu swoim i, najwidoczniej, swojego partnera. Teraz traktuję to jako oczywistość, znając powody postępowania Zyty, ale wtedy nieźle namieszała mi w głowie. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to ona tak chętnie zaprasza mnie do łóżka faceta, a w mojej głowie roiły się coraz tragiczniejsze scenariusze. Może jakaś mężatka, która zrobi wszystko, byle zachować męża przy sobie? Laska, którą zmusił do tego chłopak, szantażując w jakiś sposób do uczestnictwa w trójkącie?

Musiałam zajrzeć na ich profil, przywitały mnie dokładnie wypełnione tabelki. Pola, w których rozpisywali się do końca limitu znaków, podpisując się osobno @A. i @Z.. Śmiali się z samych siebie, przerywając swoje odpowiedzi, doprecyzowując te należące do partnera, a czasem im zaprzeczając. Raczej nie ujawnili o sobie zbyt wielu informacji, paplając trzy po trzy i manipulując słowami na tyle sprytnie, żeby brak kluczowych informacji nie rzucał się za bardzo w oczy.

Mężczyzna miał czterdzieści lat, kobieta trzydzieści pieć, mieli doświadczenie w poligamicznych związkach, interesowała ich jedynie długoterminowa współpraca i oczekiwali pełnego profesjonalizmu, bez przywiązywania się. Płacili bajońskie sumy, w gruncie rzeczy za niewielką ilość roboty. Jak sami zwracali uwagę, szukają kogoś, kto raczej przyjeżdżałby do nich, choć spotkania są możliwe w mieście zamieszkania utrzymanki lub utrzymanka. Raz kontakt z nią, raz z nim, raz z oboma na raz. Regularne spotkania, najlepiej na weekendy, bo wtedy częściej A. ma wolne z pracy.

Z zainteresowaniem przeklikałam wszystkie pola, aż w końcu na ekranie telefonu ukazało się zdjęcie pary. Teraz mogłabym powiedzieć, że zakochałam się od pierwszego wejrzenia, gdyby nie rechot Cytrusa, który słyszę właśnie nad uchem, że poprawną wersją byłoby "od pierwszego włożenia". Fuknięcia i prychnięcia niczego mi nie dają, jak stał nade mną, tak stoi nadal, zaczytując się w kolejne linijki tej historii. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że pozwolenie mu na przeczytanie tego było złym pomysłem.

Wracając do zdjęcia, wtedy mnie zachwyciło. Ujęło swoją prostotą, brakiem wyuzdania mimo subtelnej atrakcyjności, jaką ze sobą niosło. Byli na nim oboje, przesłonięci nieco stosem kocy, które leżały rozsypane wokół. Dostrzegłam przynajmniej dwa psy, a spod tony poduszek wystawał ogon trzeciego. Mężczyzna leżał na kanapie z laptopem, ewidentnie nad czymś pracując, gdy kobieta siedziała na oparciu pobliskiego fotela, przekładając tylko nogi nad jego kolanami. Oboje byli zwróceni profilem do kamery, ale ich twarze, choć nieco przesłonięte blurem i słabym filtrem, nie pozostawiały złudzeń. Śmiali się do siebie, gdy blondynka głaskała po brzuchu perskiego kota.

Nadal nie wiem, kto zrobił im tamto zdjęcie. Wtedy założyłam, że pewnie jakaś inna ich utrzymanka albo inna osoba tego rodzaju, dzisiaj prędzej powiedziałabym, że chodziło o miłą Ukrainkę, która dwa razy w tygodniu przychodziła posprzątać ich dom. Pamiętam, że zdziwiło mnie wrzucenie tak bardzo intymnego obrazka do sieci, gdy doskonale widziałam czułość w oczach mężczyzny, gdy aparat uchwycił jego zerknięcia kątem oka na partnerkę.

xXx

#E: Cześć. Jestem Emilia, nadal jestem zainteresowana pracą

Przez przypadek kliknęłam "wyślij" w trakcie pisania całej wiadomości, nie zdążywszy dodać nawet minki, która rozluźniłaby atmosferę. Ponownie czułam się, jak gdy na studiach oddałam profesorowi pracę, z której w żaden sposób nie byłam zadowolona i wiedziałam, że jest zła. Skrzywiłam się sama do siebie, stukając paznokciem o szklany ekran komórki.

#E: Przepraszam, za szybko wysłałam, jeszcze nie orientuję się w tym komunikatorze.

#Z&A: Uh, "komunikatorze", jak oficjalnie. Hah, nie martw się, A. ma to samo, zawsze marudzi, że listy pisze się o wiele łatwiej, po co są ludziom w dzisiejszych czasach emotki i inne pierdoły. ;c Widzę, że jesteś z warszawy, jeżeli wolałabyś porozmawiać na żywo, to możemy się spotkać i obgadać wszystko. Co prawda same, bo A. ma zapierdol w tym tygodniu ale w piątek i sobotę będę na miejscu. Na spokojnie jeżeli wolałabyś jednak wcześniej pogadać z naszą dwójką dłużej przez "komunikator" ;) to też nam pasuje. Jak odmówisz, to nie weźmiemy tego do siebie, srsly, wolę zaznaczyć, bo potem wpadamy na spotkania i widzmy przestraszone ludki.

#E: Często chodzicei na takie spotkania?

#E: Chodzicie*

#E: Przepraszam

#Z&A: Luz, luz. W sumie idk, byliśmy na kilku do tej pory. XD Na ten moment podobny układ mamy tylko z jedną osobom ale wcześniej nam się zdarzało. Od początku z A. jesteśmy w open relationship, przez pewien okres żyliśmy w trójkącie, także mamy doswiadczenie. [;

#E: Osobą*

#Z&A: Kurwa, jakie gramar nazi, że też zachciało mi się poprawiać moje wiadomości, ioioio, nie fair. Teraz nauczę się zbyt ładnie pisać. XDDDDDxD, pls its fun, right?t?

#E: Hah. :)

#Z&A: Btw ladne nogi

#E:  ...

#Z&A: To się nazwa sztuka przyjmowania komplementow, nie ma co.

xXx

Piątkowe spotkanie z Zytą spisałam już wcześniej, a tydzień po nim poznałam także Adama. Tym razem siedziałam grzecznie na miejscu, czekając aż przyjdą do stolika. Denerwowałam się nie mniej niż poprzednim razem, ale jednak doskwierały mi inne problemy. Wtedy obawiałam się rozpoznania, wywiezienia do Amsterdamu czy zaangażowania się w jakiś przekręt. Teraz bałam się zbytniego zobowiązania się z nimi, gdy nadchodził czas, kiedy powinnam podjąć ostateczną decyzję. Mieliśmy porozmawiać, spróbować się dogadać, ustalić ceny i generalnie ruszyć do przodu z naszą "współpracą". Oficjalnie wniesienie przeze mnie sprzeciwu lub obiekcji do jakiegokolwiek tematu nie będzie przekreślać możliwości wzięcia tej roboty, przynajmniej taką wersję w piątek przedstawiła mi blondynka. Nie wiedziałam, czy temu wierzyć, ale nie miałam czasu na więcej zastanawianie się.

Zytę poznałam od wejścia, gdy znowu wyróżniała się jasnymi, ekscentrycznymi barwami, ściągając z głowy słomkowy kapelusz z niebieską wstążką. Ponownie miała na sobie żółtą sukienkę, tym razem jednak o nieco bardziej dyskretnym kroju, zasłaniającym bardziej biust, ale odsłaniającym bardziej nogi. Robiła też o wiele zbyt dużo hałasu, nucąc pod nosem, żeby zaraz krzyknąć do mnie na powitanie i upomnieć Adama, że powinni wcześniej wyjechać, wtedy nie trafiliby w sam środek korka na autostradzie. Kobieta zdążyła już usiąść obok mnie, zaczynając świergolić o większych i mniejszych pierdółkach, ale nie mogłam się na niej skupić.

Mężczyzna trwał w cieniu Zyty jak pies, który nieporadnie stara się nadążyć za właścicielem. Czekałam na moment, w którym zerwałby się ze smyczy i rzucił się na nią za podebranie miski żarcia. Poruszał się dużo bardziej nieporadnie niż ona, brakowało mu tej wrodzonej gracji, za to stał stabilnie na swoich nogach. Po jego postawie założyłam, że z ich dwójki to on ma o wiele bardziej uporządkowane w głowie. Uśmiechał się nieśmiało, lekko chłopięco, mimo że czas odcisnął piętno na jego twarzy, zaopatrując go w kilka zmarszczek. Wśród jasnych kosmyków nie dojrzałam żadnych siwych włosów, ale i światło działało na jego korzyść.

Stał obok nas bezbronnie, jakby nie wiedział, co ma zrobić, zanim w końcu wyciągnął do mnie rękę. Wstałam, żeby się przywitać, żeby poddać się mocnemu uściskowi. Jak na gościa, który sprawiał tak niepozorne wrażenie, uścisk miał zadziwiajaco silny.

Adam nie wyglądał nijako, myślę, że problem stanowiło właśnie jego pozostawianie w cieniu. Samodzielnie tworzył ładny obrazek, na który przyjemnie dało się patrzeć, jeżeli byłaś samotną kobietą przed trzydziestką. Zdecydowanie różnił się od agresywnej, barwnej aparycji, jaką emanowała Zyta. Nie mogłam zaprzeczyć, trudno nazwać go inaczej niż przystojnym. W dodatku jego atrakcyjność wynikała w ten prosty, szarmancki sposób, który łamał serca dziewcząt mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi, dwudniowym zarostem i niebieskimi oczyma, które uważnie śledziły każdy twój ruch. Nie był szczególnie wysoki, raczej przebijał się nad tłumem posturą niż swoim wzrostem, ze swoimi szerokimi ramionami, umięśnionymi barkami i tym, jak dobrze wyglądał w opinającej go, granatowej marynarce. Zastanawiałam się wtedy, co on robi z taką starą babą, będąc tak dobrze wyglądającym kolesiem koło czterdziestki. Zyta miała nadmiarowe kilogramy, pewnie rozstępy, a on nie wyglądał na kogoś, kto szukał w życiu zabawy. Raczej stabilizacji. I patrząc na sam wygląd, mógł ją sobie zapewnić z równie atrakcyjną, zadbaną osobą.

To w połączeniu z ekscentrycznością Zyty spychano go do po prostu kolejnego elementu tła. Nawet teraz, gdy na moment zamilkła w oczekiwaniu, aż on się w końcu odezwie, to nadal była jedną z najgłośniejszych osób w otoczeniu. Czubkiem obuwia stukała o podłogę do rytmu Lambady, która płynęła z głośników, lewą dłonią podpierając swoją głowę, a prawą drapiąc po obiciu podłokietnika. Zarzuciła włosami, odgarniając kosmyki ze swojego czoła, żeby przypatrywać się nam z tym wszechwiedzącym uśmiechem i obojętnym spojrzeniem. Czerwony kolor jej szminki zahipnotyzował chyba nas oboje, gdy obliżała na moment usta, bo dopiero po tym Adam faktycznie się przebudził.

— Miło mi w końcu zobaczyć ciebie na żywo, jestem Adam — powiedział mężczyzna, siadając w ostatnim wolnym fotelu przy naszym stoliku. Miał niski, przyjemny ton głosu, niezbyt melodyjny, bardziej chrapliwy. — Zyta mówiła, że wcześniej wprowadziła cię w nasze ustalenia? Mam ze sobą — wskazał tutaj na teczkę, na którą wcześniej nie zwróciłam uwagi, a którą postawił obok nóg stolika — wszystkie dokumenty na piśmie. Wiem, że ustalamy wszystko rozmową, ale myślę, że spisanie warunków jest dobrym rozwiązanim. Może się zapoznasz, żebyśmy mieli pewność, że się rozumiemy, a ja pójdę złożyć zamówienie? Na co macie ochotę? — Z każdym wypowiadanym słowem nabierał pewności siebie, mniej się w sobie kurczył i jakby mężniał, przestając w ogóle zerkać na Zytę. Dało mi to do myślenia, nie chciałam być zabawką w czyichś porachunkach małżeńskich czy sprzeczkach kochanków, ale sama kobieta nie wydawała się zirytowana jego prowokacyjnym zachowaniem. Wręcz przeciwnie; wpatrywała się ze mnie tak samo jak on.

Czarna, gorzka kawa dla Adama, znowu sok z owoców dla Zyty, dla mnie cappuccino, a przed moją twarzą wylądował stos kartek, z którymi miałam się zapoznać. Fakt faktem, rozmawiałyśmy wcześniej o wielu możliwych ustaleniach. O scenariuszach. O cenach, które nadal wirowały w mojej głowie. W praktyce jednak czułam się bezpieczniej, widząc przed sobą rozpisane, klarowne warunki umowy. Dzięki temu miałam pewność, że nawet jeżeli w trakcie coś pójdzie nie tak, to będę miała podstawy do uzasadnienia, że umawialiśmy się na coś innego i tak dalej.

Poczułam się nieco bardziej komfortowo, orientując się, że natarczywe spojrzenie zdjęło mnie z celownika i zaczęło krążyć po sali. Odetchnęłam z ulgą, Zyta w końcu przestała się gapić.Może chciała dać mi nieco prywatności, może się zwyczajnie w świecie nudziła, ale przyjęłam to z ulgą, zabierając się do czytania czarnego na białym.

xXx

Minimum dwa spotkania w miesiącu, ale raczej trzy, najlepiej przez cały weekend na zasadzie przyjazd do nich w piątek, zostanie przez całą sobotę i powrót w niedzielę. Czasem u nich, czasem pojedyncze spotkania w hotelu w Warszawie. Istnieje możliwość zamieszkania z nimi, to jest do obgadania wcześniej, ale wtedy nie musiałabym płacić za mieszkanie, a stawki ustalilibyśmy wtedy ponownie. Oczekiwali wstrzemięźliwości od innych kontaktów seksualnych, przy czym każdy stosunek oznaczał użycie prezerwatywy, jednak i tak powinnam zgłosić się do ginekologa po tabletki antykoncepcyjne. Celowe przerwanie brania tabletek skutkować będzie automatycznym zerwaniem umowy. Stawki konkretne za spotkanie, a nie za stosunek, który też nie zawsze musiałby się pojawić. Od czasu do czasu mogłabym być potrzebna na wyjazdach. Brali na siebie koszt biletów pociągowych, ewentualnych rachunków za hotele czy restauracje, a w przypadku zakończenia współpracy nie będę musiała zwracać żadnych podarków, które bym od nich otrzymała.

No i stawka. Siedemset złotych za spotkanie to zdecydowanie kwota, która mnie zadowolała. W trzy weekendy w miesiącu zarobiłabym więcej niż przez cały miesiąc charowania w KFC z nadgodzinami, gdzie płacono prawie najniższą krajową. To byłoby ponad dwa tysiące złotych lekką ręką, przy których nie narobiłabym się za wiele. To nie tak, że bałam się ciężkiej pracy, ale nie mogłam nie zauważyć plusów tej, cóż, ewidentnie lżejszej.

Adam wrócił z naszym zamówieniem, a ja odsunęłam od siebie stertę papierów, zapisanych ładnymi, prostymi słowami. Żałowałam, że umów w bankach nie tworzono w taki sposób, pozbawiony prawniczego żargonu i o wiele łatwiejszy do zrozumienia dla przeciętnego człowieka.

Adam uśmiechał się do mnie ciepło, popijając swoją czarną kawę, zanim Zyta stuknęła swoją pustą szklanką o stół, deklarując głośno rozpoczęcie rozmów.

— Mam nadzieję, że nasza oferta ci odpowiada — zaczęła gładko, spoglądając na mnie, jakby oczekiwała, że pociągnę dalej temat. Mogłam jedynie skinąć lekko głową, modląc się, żebym nie zbladła nagle pod wpływem stresu ani nie zaczerwieniła się z ekscytacji.

— T-tak — zająknęłam się, zanim przełknęłam ślinę i dokończyłam już bardziej pewnie siebie — spełnia moje oczekiwania.

— Cieszę się. Czy jest coś, co chciałabyś o nas wiedzieć? — spytał się, biorąc kolejny łyk kawy.

— Nie krępuj się, skarbie, z zadawaniem pytań. Czuję, że poznamy się bliżej przez następnych kilka miesięcy — rzuciła luźno Zyta, nie ukrywając nawet swojego rozbawienia. — Możesz przestać wyglądać jak nastroszony kurczak.

— Tak jest — odparłam mechanicznie bez zastanowienia. Przez moment brzmiała jak moja ciotka, łajająca mnie na spotkaniach rodzinnych, że siedzę w kącie, a nie uczestniczę czynnie w zabawie. — Czym się zajmujecie?

— Właściwie to niczym — odparła kobieta, nakręcając na swój palec kosmyk jasnych włosów. Ich złoty odcień wyraźnie odcinał się na tle pomalowanego na czerwono paznokcia.

— Wypraszam sobie bardzo — oburzył się jedyny przedstawiciel płci męskiej w naszej gronie, jakby zarzucono mu czyste lenistwo — zdarza nam się ciężko pracować.

— Od czasu do czasu — poprawiła go, zanim zwróciła się ponownie do mnie. — Adam prowadzi sieć restauracji, a ja pozwalam sobie na trwonienie jego fortuny — szepnęła teatralnie, puszczając mi oczko.

— Mów tak dalej, a wrócę do poprzedniej roboty — odparł zgryźliwie, wprawiając mnie na moment w konsternację. Musiał być to dla niego szczególnie draźliwy temat, a wyglądała, że kobieta też to od razu podłapała, bo jej twarz nieco złagodniała.

— Kupimy ci awionetkę, jak obiecasz nie latać nad moimi kwiatkami — zadeklarowała hardo, stukając czubkiem swojej szpilki o jego nogę.

— Byłem wcześniej pilotem samolotów pasażerskich — wyjaśnił mi na szybko, zanim wdał się w luźną, zgryźliwą dyskusję z Zytą. Zapomnieli o mnie, całkowicie pochłonięci sobą. Ich mała kłótnia przerodziła się w pokaz przekomarzania, gdzie wzajemnie dogryzali sobie, celując w czułe punkty, żeby zaraz śmiać się z jakiegoś wewnętrznego żartu.

— Och, przepraszam, zagalopowaliśmy się nieco — zorientowała się w końcu kobieta.

Udało nam się nawiązać przyjazną, lekką rozmowę. Wymienialiśmy się uprzejmościami, informacjami, żonglując tym, jak wiele możemy o samym sobie przekazać. Dowiedziałam się, że Zyta piecze pyszne ciasta, klnie w siedmiu językach i uwielbia tańczyć, a Adam z uporem maniaka krytykuje wszystkie jej obiadki, samemu interesując się szczególnie podróżami, filozofią i muzyką klasyczną. No i wędkarstwem. Sama starałam się mówić raczej ostrożnie, nie ujawniając za wiele, bojąc się kompromitacji. Spędziliśmy w kawiarni zdecydowanie zbyt dużo czasu, domawiając w pewnym momencie znowu napoje, tym razem z przekąskami w postaci ciast. Zegar zaczął tykać i zapadła krępująca, ciężka cisza. Taka, w której słyszysz świst przejeżdżających za oknem samochodów albo dźwięk pracującej maszyny do robienia kawy.

Zdziwiło mnie to, że to Adam odezwał się w tej sprawie. Może dlatego skinęłam tylko głową, gdy usłyszałam proste pytanie:

— Może przeniesiemy to gdzieś dalej? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro