21.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

30 gwiazdek = nowy rozdział! 

Szybko chwyciłam za klamkę i mocno pchnęłam drzwi, jednocześnie wpadając do środka pokoju. Zanim się jednak zorientowałam wpadłam na kogoś z takim impetem, że oboje wylądowaliśmy na podłodze. Ja na nim, a osobnik na którego wpadłam bezpośrednio na panelach. Zagryzłam dolną wargę i spojrzałam w górę prosto w oczy Klausa. Automatycznie poczułam gorąco na twarzy. Super. Znowu jestem czerwona jak burak. Czy będzie choć jedną okazja, że spotkam Klausa i się nie ośmieszę... Chociaż jedna.

-Wybacz... - wymruczałam zażenowana. Jak ja mam teraz z niego wstać? Leżę dosłownie na nim i jest to mega niekomfortowe...

-Wiem, że jestem przystojny i kobiety na mnie lecą, ale w ciągu ostatniego tygodnia udowodniłaś mi to tyle razy, że pobiłaś jakiś rekord. - zakpił kręcąc głową.

- To nie tak... - zaczęłam niepewnie.

-Czyli nie jestem przystojny? - uniósł prawą brew w górę.

- Nie! Nie o to chodziło! - zaprzeczyłam szybko i podparłam się dłońmi o jego tors. Czy ten człowiek spędza dziewięćdziesiąt procent czasu na siłowni? Toć to pieprzona skała jest. Moje rozmyślania przerwał głos blondyna.

-Czyli według Ciebie jestem przystojny? - przygryzł dolną wargę, patrząc na mnie zainteresowany. Powoli uniósł głowę w górę i podłożył pod nią swoje ręce, aby wygodnie się oprzeć. Jawnie śmieszyła go sytuacja, w której się znajdowaliśmy. Szkoda, że mi jest nie do śmiechu...

- Czy teraz najważniejsze jest czy uważam, że jesteś przystojny czy nie? - warknęłam przywracając oczami. Klaus uśmiechnął się przebiegle.

- Nie. Zdaję sobie sprawę z tego, że na mnie lecisz. - czy mi się wydaje czy Klaus Miakeslon mrugnął do mnie? Nie... Na pewno mi się wydawało.

Potrząsnęłam głową. Przecież to najmniej ważne w tej chwili...

-Hej, Nik... - do pokoju ponownie wtargnął najmłodszy z braci Mikaelson, spojrzał na nas z uniesioną brwią - Serio? Wy dalej się zabawiacie? - prychnął kręcąc głową - Mi to nie przeszkadza, ale Elijah ma do Ciebie sprawę. - blondyn leżący pode mną westchnął jedynie i opierając się na łokciach podniósł się w górę. Jednocześnie znalazł się jeszcze bliżej mnie niż przed chwilą. Spanikowana szybko wykorzystałam okazję, że był pochylony i praktycznie zaskoczyłam z niego w popłochu.

-Dobra idę... - warknął pod nosem po czym wstał i podszedł do drzwi, nim jednak wyszedł obrócił się w moją stronę - Ubrania masz na fotelu. - mruknął i skinął głową źle stronę mebla. Pokiwałam głową z lekkim uśmiechem. Klaus nic już nie powiedział tylko wyszedł, a ja spojrzałam na Kola, który szczerzył się jak głupi do sera.

-Nic nie mów! - warknęłam mierząc w niego palcem wskazującym. Uniósł dłonie w geście kapitulacji.

-Nic nie mówię... - zaśmiał się i odwracając się na pięcie ruszył w drugą stronę. Westchnęłam kręcąc głową. Intensywny poranek...

-Jakbyś jednak miała ochotę na ten trójkąt... - w drzwiach ujrzałam głowę Kol wystającą zza drzwi. Szybko chwyciłam za poduszkę leżącą na łóżku i rzuciłam nią w szatyna. Ten przejął ją w locie i szybko odrzucił tak, że to ja dostałam w twarz. Usłyszałam jeszcze jego śmiech i kroki, dające znak, że odchodzi.

-Jeszcze się zemszczę Mikaelson! - krzyknęłam z uśmiechem na ustach i ruszyłam, aby zamknąć drzwi.

-Czekam! - usłyszałam krzyk Kola. Szybko złapałam za drzwi i je zatrzasnęłam, zanim zrobiłam choćby krok usłyszałam pisk Kola. Szybko wychyliłam głowę przez drzwi. Ujrzałam młodego Mikaelsona który leży i trzyma się za serce. - Na litość boską, Frey! - syknął - Jeśli już musisz wyglądać jak jakiś upiór to daj wcześniej znać i nie strasz ludzi. Zszedłbym przez Ciebie na zawał. - prychnął po czym wstał i ruszył prawdopodobnie do swojego pokoju. Zaśmiałam się i panowanie zamknęłam za sobą drzwi.

Ciekawa z nich rodzina...

****
Jeśli rozdział się spodobał możecie zostawić gwiazdkę i komentarz. Tymczasem zapraszam do mojej najnowszej pracy z Kolem w roli głównej! ❣ Do następnego rozdziału kochani! 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro