23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

40 gwiazdek = nowy rozdział!

Miesiąc w Nowym Orleanie minął szybciej niż mogłabym się tego spodziewać. Od awantury w domu Mikaelsonów Cami w ogóle ze mną nie rozmawia. Kiedy wróciłam do jej mieszkania moje rzeczy czekały na mnie przed drzwiami. Zostawiłam blondynce klucze i po prostu ruszyłam przed siebie. Jeszcze tego samego dnia udałam się do Rousseau's i po długich namowach Marcel pozwolił mi zatrzymać posadę. Udało mi się też znaleźć mieszkanko, co prawda bardzo małe, ale moje. Jeśli chodzi o Mikaelsonów, to zaprzyjaźniłam się z Rebeką i Kolem. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że są dla mnie jak rodzeństwo. Elijah jest bardziej zdystansowany, ale zawsze traktuje mnie z szacunkiem, jest naprawdę dobrym słuchaczem. Klaus... I tu mamy problem. Z jednej strony jest wobec mnie bardzo nieufny, z drugiej jednak coraz częściej zdarza nam się rozmawiać. Jednak jego nie traktuję jak brata. Oczywiście się nie przyznam, ale ten blondyn kręci mnie bardziej niż powinien. Tak czt inaczej wszystko zaczęło się układać tak jak sobie to wymarzyłam.

~~~

Zamknęłam drzwi i przekręciłam klucz w zamku, chwyciłam za klamkę i kiedy upewniłam się, że drzwi są zamknięte ruszyłam do mieszkania.

Westchnęłam patrząc na zegarek na mojej dłoni, który wskazywał grubo po północny. Dziś był niewyobrażalny ruch i musiałam zostać dłużej, a jutro zaczynam o ósmej rano. Rewelacyjny grafik, Marcel...  W końcu w zasięgu mojego wzroku znalazła się kamienica, w której wynajmowałam trzypokojowe mieszkanko. Na mojej twarzy znalazł się uśmiech, który tak szybko jak się pojawił tak i zniknął, ponieważ zza rogu wyszło trzech mężczyzn, których krok jasno wskazywał, że są pod wpływem. Nienawidzę takich sytuacji... Spokojnie Evelyn, to tylko kilka szybkich kroków. Ominiesz ich i tyle. Jeszcze krok i...

-A co taka ślicznotka robi tutaj sama? - usłyszałam bełkot jednego z nich, gdy stanęłam przed nimi. Zacisnęłam usta i próbowałam przejść, ale bez skutku. Dłoń jednego z nich zacisnęła się na moim nadgarstku.

-Puszczaj mnie. - syknęłam mierząc go najgroźniejszym spojrzeniem na jakie mnie stać.

-Jaka wygadana. - prychnął i pchnął mnie na tyle mocno, że moje plecy trafiły na ścianę i mocno się od niej odbiły. Ałć. Koniec tego dobrego.

Gdy tylko zrobił krok w moją stronę, uniosłam kolano w górę i trafiłam idealnie w czuły punkt. Mężczyzna z jękiem upadł na kolana, a ja hardo spojrzałam na pozostałą dwójkę. Kolejny ruszył w moją stronę, mocno chwycił mnie za nadgarstek, nie czekając długo wzięłam zamach i moja dłoń znalazła się na jego twarzy, nie zamierzałam odpuścić szybko nadepnęłam mu na stopę, a drugą nogą kopnęłam go w piszczel. Upadł. Został jeden. I tutaj stało się coś czego kompletnie się nie spodziewałam, znalazł się przy mnie w niemożliwie szybkim tempie. Jak tu kurwy nędzy on to zrobił?

-C-co jest? - wyszeptałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Jego dłoń zacisnęła się na mojej szyi, a mi zabrakło tchu. Spojrzałam mu w oczy, a moje serce przyspieszyło. Jego oczy były ciemne, żyłki wokół oczu stały się czarne, a spod górnej wargi wystawały dwa ostre kły.

Co to ma kurwa być? Halloween, w tym roku wcześniej? Do jasnej cholery mamy sierpień!

Nim się obejrzałam przycisnął usta do mojej szyi i poczułam ukłucie. Z moich ust wydobył się potworny krzyk. Nagle jego ciało dosłownie odleciało ode mnie i uderzyło o drzewo rosnące niedaleko. Facet wstał i otrząsnął się jakby nigdy nic. Spojrzałam w drugą stronę i ujrzałam znajomego mi blondyna. Klaus. Na moich ustach wymalował się uśmiech, jednak po chwili zniknął. Twarz blondyna zaczęła się zmieniać, a ja ujrzałam podobieństwo między nią, a twarzą mojego oprawcy. Mikaelson w błyskawicznym tempie znalazł się przy brunecie, który mnie zaatakował i kłamie wbił się w jego szyję...

Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Ja dziś nie umrę. Nie mam zamiaru dziś umierać. Jestem za młoda. Jestem, kurwa, za młoda, jasne?!

Nie myśląc długo, biegiem ruszyłam w stronę mieszkania. Nie obejrzałam się nawet na chwilę. Chyba nigdy w życiu nie biegłam tak szybko jak w tej chwili. Pchnęłam drzwi i wpadłam na klatkę schodową, nie zwalniając tempa ruszyłam na pierwsze piętro gdzie było moje mieszkanie. Szybko przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi, wskakując do środka. Już w domu. Jestem bezpieczna. Pchnęłam drzwi, aby je zamknąć na klucz, jednak w domknięciu ich przeszkodził mi czyjś but.

Świetnie... Czyli jednak dziś umrę.

******
Jeśli rozdział się spodobał możecie zostawić gwiazdkę i komentarz! Powiem wam szczerze, że jestem bardzo dumna z tego rozdziału, mam nadzieję że wam się spodoba! Do następnego rozdziału. 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro