29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

45 gwiazdek = nowy rozdział!

-Telefon, Niklaus! Mamy XXI wiek i istnieje coś takiego jak telefon! Mogłeś najzwyczajniej w świecie do nas zadzwonić! - warknął zdenerwowany Elijah.

-I? - mruknął Klaus wzruszając ramionami. Patrzyłam na całą scenę siedząc na kanapie w salonie, w ich domu. Obok mnie siedziała Rebekah, a z drugiej strony Kol ze szklanką bourbonu w dłoni. Cała scena była dość absurdalna, hybryda właśnie tłumaczyła starszemu bratu, że wiem już o całym nadprzyrodzonym świecie, a Elijah zdecydowanie nie był tym zachwycony.

- Nie mogłeś nas poinformować od razu, gdy się dowiedziała? - mruknął zażenowany i pokręcił głową.

-Mogłem. - westchnął - Ale nie chciałem. - dodał po chwili i parsknął głośnym śmiechem. Pokręciłam głową widząc jak wielką satysfakcję daje mu zdenerwowanie brata. Jak dziecko... Ma koncie ponad tysiąc lat a zachowuje się jak dziecko...

-Niklaus. - warknął Elijah tracąc przy tym cierpliwość, a ja parsknęłam śmiechem - Co Cię tak śmieszy? Bo naprawdę nie rozumiem. - jęknął i popatrzył na mnie.

Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem.

- Nie widzisz tego, że on zrobi wszystko, żeby Cię sprowokować? - mruknęłam i kiwnęłam głową w stronę blondyna, a ten wzruszył ramionami i skinął głową.

-Ma rację. - ztwierdził zadowolony z siebie.

Elijah westchnął i pokręcił głową.

-Dobrze. Skończmy więc ten temat i powiedz mi co chcesz zrobić z Evelyn. - popatrzył zainteresowany na Klausa.

-Ja tu jestem. - mruknęłam podnosząc rękę w górę - Więc mógłbyś nie mówić tak jakby mnie tu nie było? - prychnęłam mrużąc oczy.

- Nie zabijajmy jej. - usłyszałam głos Kola i momentalnie na niego spojrzałam. Jakie kurwa zabijajcie? Myślałam, że ten temat mam już za sobą. Ja chcę żyć!

-Jakie zabijajmy? - warknęłam.

-Nikt Cię nie zabije. - mruknął Klaus i machnął lekceważąco dłonią - Spokojnie. Usiądź i nie panikuj. - poprosił, co niechętnie uczyniłam, nie omieszkałam zjechać Kola najgroźniejszym spojrzeniem na jakie było mnie stać. Niestety szatyn wcale się tym nie przejął.

-Poważnie. Jest urocza. - mruknął szczerząc się jak niedorozwinięty. Ja nie mam do niego siły... Nim zdążyłam zareagować, Nik znalazł się za plecami młodszego brata i trzepnął go dłonią w głowę. Wraz z Rebeką wybuchłyśmy niekontrolowanym śmiechem.

-Kurwa. AŁ. - warknął młody Mikaelson wstając z kanapy - Zabolało.

-Miało boleć. - zakpił blondyn - Inaczej po co miałabym Cię bić? - mruknął rozbawiony.

-Mogłeś sobie darować. - warknął wysuwając kły. Wokół jego oczu pojawiły się czarne żyłki, a tęczówki zmieniły kolor. Zaskakujące jak straszne ale też interesujące są te przemiany. Po dłuższym przeglądaniu się, zauważyłam różnicę między wampirzą stroną Kola i Klausa. No tak.. Ten drugi to przecież hybryda. Pokręciłam głową z niedowierzaniem co zajmuje moje myśli...

-Uspokój się albo skończysz ze sztyletem w sercu. - warknął Niklaus i znalazł się bliżej brata jednocześnie uwalniając bestię. Jest zdecydowanie bardziej przerażający od młodszego Mikaelsona. Ich klatki piersiowe się zetknęły, oboje oddychali równomiernie. Dobra... Powoli robi się niebezpiecznie.

-Spokój. - usłyszałam głos najstarszej z rodziny, a po chwili Freya stała już między braćmi - Chyba nie po to mieliśmy się spotkać, żebyście wy się sztyletowali. - syknęła wściekła po czym przeniosła wzrok na mnie - Jak tam? Jak się czujesz z nową wiedzą? - spytała z kwaśnym wyrazem twarzy.

Wzięłam głęboki wdech.

-Staram się ogarniać, ale usłyszałam już kilka razy propozycję, że trzeba będzie mnie zabić i szczere mówiąc nie bardzo podoba mi się ta inicjatywa... - wyjaśniłam niezadowolona, a krótkowłosa skinęła głową.

- Nie pozwolimy Cię zabić. - stwierdziła pewnie - Jasne? - warknęła i przejechała wzrokiem od Elijah po Klausa i Kola.

-Ja już to powiedziałem! - mruknął Nik unosząc ręce w powietrze w geście kapitulacji - Więc nie muszę się chyba powtarzać, ale skoro tak wam zależy... - pokręcił głową - Nie pozwolę jej zabić. - dodał patrząc mi w oczy, a ja czułam, że mówi prawdę. Że to nie kłamstwo.

-Ja tak samo. - dodał Kol - W sumie to ją nawet lubię. - wyjaśnił z szerokim uśmiechem na twarzy - I jest szansa na trójkąt... - dodał zadowolony a ja spiorunowałam go wzrokiem.

- Nie, Kol. - warknęłam - Nie ma szans na żaden trójkąt! - prychnęłam.

Elijah przewrócił oczami.

- Róbcie co chcecie, skoro już to ustaliliśmy... Panno Hart, możesz być pewna, że z nami jesteś bezpieczna i nikt z nas nie pozwoli zrobić Ci krzywdy, ale musisz być ostrożna. W mieście mamy wielu wrogów, co nie działa na twoją korzyść. Oczywiście nie możesz też niczego, nikomu powiedzieć. - ostrzegł - Mam nadzieję, że rozumiesz?

-Pewnie. - skinęłam głową - Czyli temat mojej śmierci mamy już za sobą? - westchnęłam.

-Tak. - odparli równo, a na mojej twarzy zawitał uśmiech.

Nowy Orlean to chyba jednak dobry wybór. Może być naprawdę ciekawie. Może problematycznie, ale z pewnością nie nudno.


*****
Moi drodzy! Kolejne rozdziały przyniosą wiele niespodzianek! Mam nadzieję, że moja praca się wam podoba i zostaniecie ze mną na dłużej! W każdy kolejny rozdział wkładam coraz więcej pracy i mam nadzieję, że będzie widać efekty! Bardzo zależy mi, aby było widać różnice i poprawę w moich pracach! Dajcie znać co myślicie, to dla mnie bardzo ważne! Druga sprawa, dziękuję za 11K wyświetleń i 1.3K gwiazdek! To naprawdę dużo, nie spodziewałam się aż tyle osób będzie czytało moje wypociny. Dziękuję kochani! ❤❤❤ Do następnego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro