44.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

70 gwiazdek = nowy rozdział!

Weszłam do salonu kilka minut po Klausie. Wzrok wszystkich od razu znalazł się na mnie.

-Wyglądasz na nie wyspaną. - stwierdził Kol z chytrym uśmieszkiem - Chyba nocne igraszki dają o sobie znać. - wybuchł śmiechem, a ja poczułam, że moje policzki robią się ciepłe. Kurwa, znowu się rumienię. Klaus nie czekając na nic, dzięki nadludzkiej szybkości znalazł się za bratem i używając całej swojej siły, strzelił brata w łeb. Próbowałam pohamować uśmiech chcący znaleźć się na mojej twarzy, ale nic z tego nie wyszło i szczerzyłam się jak głupio. Kol syknął i złapał się za tył głowy, pochylając się lekko. Nik minął go i stanął obok mnie. Po chwili szatyn uniósł głowę, białko jego oczu zmieniło się na czerwone, a z ust wystawały długie białe kły. Hybryda nie potrzebowała więcej, zrobiła krok w przód i też ukazała oblicze bestii. Z tą różnicą, że mając gen wilkołaka jego oczy zmieniły kolor na złoty, co oddawało efektu niebezpieczeństwa.

-Spokój. - między braćmi zjawił się Elijah, wyciągając ręce, aby nie pozwolić im się zbliżyć - Mamy wystarczająco dużo problemów na głowie, nie dokładajmy sobie, proszę. - syknął. W końcu oboje uspokoili się, a ich twarze wróciły do normy. Usiadłam na fotelu, ponieważ nagle zakręciło mi się w głowie. Rebekah szybko zauważyła, że coś jest nie tak i stanęłam obok mnie.

-Wszystko okey? - spytała przejęta łapiąc mnie za ramię. Z trudnością pokręciłam głową, czułam się jakbym miała zemdleć - Klaus. - warknięcie blondynki sprawiło, że blondyn skierował swoją uwagę na nas - Dałeś jej dziś swoją krew? - zapytała, a blondyn pokręcił głową. Szybko uklękł przed mną i nagryzł swój nadgarstek, dając mi się napić swojej krwi. Gdy poczułam cudowny zapach posoki, mocno chwyciłam dłońmi za nadgarstek mężczyzny i przycisnęłam bliżej ust, aby się w niego wgryźć. Czułam niemiłosierny głód, który powoli mijał. W końcu odsunęłam się od hybrydy, biorąc głęboki wdech.

-Trzeba coś z tym zrobić. - mruknął Nik, siadajac na fotelu tuż obok mnie.

- Nie gniewajcie się - do salonu wtargnęła Freya - Ale na ten moment mamy dużo większy problem. - skwitowała, ale Klaus zbył ją, machnięciem dłoni.

-Tak, wiemy wiemy. Marcellus chce przywrócić do życia naszą matkę i ojca, myślę, że znajdziemy jakieś rozwiązanie z tej sytuacji... Sam nie wiem. - wzruszył ramionami - Kol. - zwrócił się do brata, na co młodszy skinął głową - Dalej zależy Ci na Davinie?

-Pytasz czy zależy mi na dziwce, która próbuje zabić mnie i moją rodzinę? Hmm nie, jakoś tak mam wrażenie, że coś się między nami wapaliło. - syknął zły.

-Świetnie. - stwierdził Klaus wstając - Zabijemy Davine, reszta czarownic się przestraszy i zrezygnuje. Freya pokręciła głową z zaciśniętymi ustami.

- Nie rozumiecie. Ona nie chce wskrzesić naszych rodziców, ona już to zrobiła... - wyszeptała.

-CO? - krzyk Klausa dało się słyszeć w całym Nowym Orlenanie. Jestem tego pewna.

-No to mamy problem... - stwierdził Kol kręcąc głową.

-Który już raz udało mi się rozwiązać, wygląda na to, że będę musiał to zrobić jeszcze raz. - wzruszył ramionami i nalał sobie bourbonu do szklanki, po czym opróżnił ją jednym łukiem.

-Co masz na myśli? - mruknął Elijah robiąc krok w stronę brata, na ustach Klausa pojawił się szeroki, psychopatyczny uśmiech, a w jego oczach pojawiły się iskierki.

-Zabijemy naszych kochanych rodziców. - wyjaśnił, patrząc na mnie, aby zbadać moją reakcję. Nie był to łatwy temat, ale nie zamierzałam go oceniać. Całe życie ojciec traktował go jakby był nikim, a matka nie reagowała. Jeśli chce zemsty, ja nie będę stała mu na drodze. Wręcz przeciwnie, pomogę mu. Pomogę im uwolnić się od rodziców, pragnących ich śmierci.

-Pozostaje ostatnia kwestia. - stwierdził Kol znikając z salonu, jednak wrócił chwilę późnej z kijem bejsbolowym w dłoni - Którego z naszych rodziców zabijemy najpierw? - zapytał przygryzając dolną wargę.

Coś czuję, że szykuje się wojna. Dość brutalna i bez przelania krwi się nie obejdzie, ale co zrobić?

-Musimy się teraz pilnować, nasz ojciec może i jest narwany i będzie chciał atakować od razu, ale nasza matka jest świetnym strategiem. To naprawdę niebezpieczny duet. - stwierdził Elijah.

-My też potrafimy być niebezpieczni. - wtrąciła Bekah z cwanym uśmiechem.





******
Ciąg dalszy nastąpi... Komenatrze i gwiazdki mile widziane kochani! Do następnego rozdziału. 🖤🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro