Rozdział siedemnasty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

w którym Sherlock i Ryan przeprowadzają poważną rozmowę o kobietach


– Co za idiotka – burknął Sherlock, kiedy razem z Carterem opuszczali dom kobiety podejrzanej w prowadzonej przez nich sprawie. – Przecież od razu widać, że to nie ona. Zachciało się jej zgrywać bohaterkę! I to jeszcze dla takiego buca! Świat naprawdę schodzi na psy! 

Ryan spojrzał na niego krytycznie. Detektyw miewał swoje wybuchy furii, ale ten wydawał mu się wybitnie głośny i nieuzasadniony. Postanowił jednak ostro tego nie komentować. Od jakichś dwóch tygodni Holmes był nieswój. Niespokojny, naburmuszony, a czasem tak zamyślony, że zupełnie nic do niego nie docierało. Amerykanin już parę razy chciał zapytać, o co chodzi, ale widząc morderczy wzrok przyjaciela, momentalnie rezygnował. Naprawdę nie chciał mu się narazić. Jego pomoc w śledztwach była niezastąpiona i bardzo nie chciał jej stracić. 

– Ludzie robią różne głupie rzeczy w miłości – odparł łagodnie, lekko się uśmiechając. 

– Miłość – prychnął detektyw. – Nawet ona nie jest na tyle dobrym powodem, aby przyjąć na siebie czyjąś winę. A już na pewno nie takiego dupka. 

Policjant zmierzył go uważnym wzrokiem. 

– Skoro tak twierdzisz, to chyba nigdy nie byłeś zakochany – powiedział obojętnym tonem Carter. 

Nie sądził, że to stwierdzenie jakkolwiek poruszy Sherlocka. Był przekonany, że zbędzie go jakąś ciętą ripostą i zręcznie zmieni temat. Tymczasem Holmes zatrzymał się na ganku domu, oprał o drewnianą balustradę i spojrzał gdzieś daleko przed siebie. Zdziwiony Ryan stanął obok i wpatrywał się w swojego pogrążonego w myślach towarzysza. 

– Czyżbym trafił w jakiś czuły punkt? – spytał po chwili ciszy. 

Wyrwany z zamyślenia detektyw spojrzał na niego nieco zamglonym wzrokiem.  

– Ja nie mam słabych punktów – odparł nader poważnie, chcąc zatuszować kłamstwo pewnym tonem głosu. 

– Każdy je ma – oznajmił Ryan, również opierając się łokciami o balustradę. – To, że nie chcesz się do nich przyznać, nie sprawi, że one znikną. Zgrywasz twardego, chłodnego, obojętnego, niedostępnego człowieka, ale tak naprawdę masz uczucia i zależy ci na twoich bliskich. Na pewno miewałaś też bliższe kontakty z kobietami. I nie wierzę, że do żadnej z nich nie czułeś czegoś więcej. Nie mówię tu o jakimś wielkim wybuchu namiętności czy coś, ale musiała być chociaż jedna, która choćby na chwilę zawładnęła twoim sercem. 

Sherlock spojrzał zdziwiony na Amerykanina. Nie sądził, że kiedykolwiek będą przeprowadzać tego typu rozmowę. Bliscy Holmesa bali się w jego obecności poruszania tematu uczuć czy miłości. Zwłaszcza kiedy chodziło o jego osobę. Jedynie John czasami zebrał się na odwagę, ale detektyw zawsze widział wtedy w jego oczach pewien niepokój o to, jak może skończyć się ta konwersacja. Carter najwyraźniej jednak niczego się nie obawiał. Postanowił zagrać w otwarte karty i w sumie to się Sherlockowi podobało. O dziwo, miał ochotę kontynuować tę rozmowę. Od dłuższego czasu sam bił się ze swoimi emocjami, wspomnieniami i zaprzepaszczonymi szansami. Nagle poczuł potrzebę, aby z kimś się tym podzielić. 

– Opowiedz mi o nich – zaproponował Ryan po chwili ciszy. 

– O kim? – spytał detektyw z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.  

– O kobietach w twoim życiu. 

Policjant starał się zachować neutralny wyraz twarzy. Od środka jednak zżerała go ciekawość. Nigdy nie widział Holmesa w towarzystwie żadnej kobiety. Zasłyszane w Scotland Yardzie plotki przedstawiały różnorakie wersje zdarzeń, Molly nie chciała mu nic powiedzieć, a z Watsonem nie znał się jeszcze na tyle dobrze, aby wypytywać o tego typu rzeczy. Teraz natrafiła się jednak okazja, aby samemu zdobyć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Nie zamierzał jej przegapić. 

– Tak naprawdę nie ma o czym opowiadać – mruknął Sherlock, a Carter spojrzał na niego powątpiewająco. – No dobrze, było ich kilka – dodał pod wpływem nacisku. – Myślę jednak, że moją matkę i panią Hudson możemy sobie odpuścić, prawda? – Ryan z głupkowatym uśmiechem pokiwał głową na zgodę. Rzeczywiście opowieści o dobrodusznych staruszkach nie były w kręgu jego zainteresowania. – A więc w podstawówce była taka jedna Nicole. Naprawdę irytująca istota ludzka. Miała chyba jakąś obsesję na punkcie moich włosów. Ciągle ich dotykała!  

Holmes powiedział to z taką powagą, że Amerykanin nie mógł powstrzymać się od śmiechu. 

– To wcale nie było zabawne! – oburzył się detektyw. – Czułem się molestowany! 

– Biedactwo – wykrztusił Carter, nie przestając się śmiać. – Ale wiesz, mówiąc kobiety twojego życia, miałem na myśli te, które rzeczywiście miały na nie wpływ. 

– A to niby nie miało?! Do tej pory mam traumę! Nie cierpię, kiedy ktoś dotyka moich włosów. 

Sherlock liczył na to, że ten humorystyczny akcent zniechęci Ryana do drążenia tematu. To prawda, chciał z kimś porozmawiać, ale nie był pewien, czy policjant był odpowiednią do tego osobą. Bał się, że niechcący może wymsknąć mu się coś o Molly, a ona pewnie nie byłaby z tego zadowolona. 

– Dobra, może szkolne zauroczenia też sobie podarujemy – nie odpuszczał Amerykanin. 

Detektyw westchnął, ale postanowił kontynuować wędrówkę po wspomnieniach. 

– Przez długi czas stroniłem od towarzystwa innych ludzi, zwłaszcza płci przeciwnej. Ale potem pojawiła się Kobieta. To był jej pseudonim – dodał, kiedy Carter spojrzał na niego niezrozumiale. – Była dla mnie zagadką. Wielką niewiadomą, kolejną, niebanalną sprawą do rozwiązania. Nieźle sobie ze mną pogrywała, ale udało mi się ją ostatecznie rozgryźć. Ona chyba oczekiwała czegoś więcej, ale ja nie. Fascynowała mnie, ale nie w takim sensie, w jakim kobieta powinna fascynować mężczyznę. Zależało mi tylko na tym, aby ją zdemaskować i przechytrzyć. Kiedy mi się to udało, moje zainteresowanie jej osobą szybko zmalało. 

Ryan słuchał uważnie, a na końcu kiwnął głową ze zrozumieniem. 

– To takie bardzo w twoim stylu – podsumował, a Holmes tylko przewrócił oczami. 

Czasami jeszcze zdarzało mu się myśleć o Irene Adler, ale nie było to nic szczególnego. To, co ich łączyło, nigdy nie było na tyle silne, aby zaprzątało jego umysł na dłużej niż chwilę. 

– Potem – mówił dalej detektyw – była Mary. 

– Żona Johna? – spytał zdziwiony Carter. – Ale chyba nie miałeś z nią romansu? – dodał lekko zaniepokojony. 

– Oczywiście, że nie – odparł nieco oburzonym tonem. – Nie zmienia to jednak faktu, że była dla mnie ważna. Jako przyjaciółka. Uratowała Johna, kiedy był w dołku po mojej „śmierci". – Przy ostatnim słowie zrobił cudzysłów w powietrzu. – I chociaż mieli też swoje gorsze momenty, zawsze była dla niego oparciem. A potem praktycznie poświeciła swoje życie za moje. Ocaliła nas obu, ale ratunek dla mnie kosztował ją najwyższą cenę. 

Zapadła chwila ciszy. Sherlock pogrążył się w swoich bolesnych wspomnieniach, a Ryan nie chciał mu w tym przeszkadzać. Sam też stracił bliską mu osobę i wiedział, jak to bolało. 

– Często mi jej brakuje – kontynuował detektyw. – Była takim pośrednikiem między mną i Johnem. Kiedy zdarzyło się nam o coś posprzeczać, ona zawsze dążyła do tego, abyśmy się pogodzili. Była naprawdę aniołem. Szkoda, że Rosie nie będzie miała okazji poznać swojej wspaniałej mamy. 

Na te słowa Carter pomyślał o Colinie. Chłopiec miał niecałe dwa latka, kiedy jego matka odeszła z tego świata. Był zbyt mały, aby ją pamiętać, a więc był w podobnej sytuacji jak Watsonówna. To naprawdę smutne, że nigdy nie będzie im dane poznać kobiet, które dały im życie. 

– Na weselu Johna i Mary poznałem Janine – Sherlock wrócił do swojego wyznania, bez zmieszania zmieniając obiekt rozmowy. – Oświadczyłem się jej – dodał, a Amerykanin wybałuszył na niego oczy. – Dla dobra śledztwa oczywiście. Ale muszę ci powiedzieć, że ten lipny związek był całkiem udany. Dopóki ona nie zorientowała się, że jest lipny i sprzedała prasie za grubą kasę niestworzone historie na mój temat. 

Policjant nie mógł się powstrzymać od głupawego uśmiechu. W sumie nie powinien być tym zaskoczony – po Holmesie można spodziewać się wszystkiego. Zwłaszcza wtedy, gdy miał do rozwiązania jakąś sprawę. Nic nie mogło go powstrzymać  przed doprowadzeniem jej do końca, bez względu na to, jakich środków trzeba będzie do tego użyć. 

– Było ci z tego powodu przykro? – spytał zaciekawiony. 

– Ani trochę. Właściwie to zostałam postrzelony, zanim zdążyłem się porządnie oświadczyć. Uznałem to za swoją pokutę. 

Detektyw nie przestawał go zaskakiwać. Chwilami Ryanowi wydawało się, że wie o nim niemalże wszystko, a zaraz potem na jaw wychodziły kolejne rewelacje. Nieraz słyszał o upozorowanym samobójstwie, ale informacja o postrzeleniu nigdy do niego nie dotarła. 

– I co? To już wszystkie? – spytał Carter, kiedy Sherlock nie odzywał się przez dłuższą chwilę. 

– Stosunkowo niedawno dowiedziałem się, że mam siostrę. To ona najwięcej namieszała w moim życiu. 

Amerykanin zmarszczył brwi w konsternacji. Sądził, że jednym rodzeństwem detektywa był ten podejrzany facet z rządu. Siostra była kolejną nowością, o której nikt nie wspomniał. 

– Nie chcę wchodzić w szczegóły – ciągnął Holmes – ale dała mi niezły wycisk emocjonalny. Zmusiła mnie do uporania się ze swoimi uczuciami i przeszłością. Zrobiła okropne rzeczy, ale dzięki niej zrozumiałem lepiej samego siebie. W końcu przyznałem się do czegoś, co przez lata tkwiło gdzieś we mnie i nie chciało ujrzeć światła dziennego. Osoby, które znają tę historię, twierdzą, że mnie złamała, prawie zniszczyła. Ja jednak uważam, że uczyniła mnie silniejszym, pewniejszym swoich uczuć. Oni mówią, że to przez nią, a ja, że dzięki niej. 

W kwestii samej Eurus przez te dwa lata niewiele się zmieniło. Nadal była zagubioną, odizolowaną od świata dziewczynką, która komunikowała się z innymi tylko poprzez swoją muzykę. Sherlock zmienił jednak swoje postrzeganie tego, co przeżył za jej przyczyną. Teraz naprawdę uważał, że było mu to potrzebne, a nawet niezbędne do odkrycia samego siebie. 

– To by chyba było na tyle – zakończył, uznając temat za wyczerpany. 

– Nie sądzę – zaprotestował Ryan. Dowiedział się ciekawych rzeczy, ale był przekonany, że to nie było jeszcze wszystko. 

– Niby dlaczego? – zdziwił się detektyw. On chyba lepiej wiedział, o kim chciał powiedzieć, a o kim nie. 

– Bo to nie była żadna z nich – odparł, wpatrując się w dal. 

– Żadna z nich co? – dalej nie rozumiał. 

– Żadna z nich nie była kobietą, którą naprawdę kochasz. 

Holmesa wręcz wmurowało, ale oczywiście starał się nie dać po sobie tego poznać. Nie sądził, że tak łatwo uda mu się go przejrzeć. Najwyraźniej Carterowi lepiej wychodziło odczytywanie czyichś uczuć niż dedukcja miejsca zbrodni. 

Detektyw poczuł się zdezorientowany. Co powinien teraz zrobić? Przecież nie mógł mu powiedzieć, że kobietą, którą kochał była jego żona. Nawet on wiedział, że byłby to cios poniżej pasa. Z drugiej jednak strony, gdyby go zbył, Amerykanin mógłby wyczuć, że coś jest na rzeczy i dałby mu kolejne powody do podejrzeń. Dlatego też postanowił zastosować półśrodek – opowie o niej, ale nie padnie imię Molly. 

– Poznałem ją niedługo po tym, jak zacząłem pracować jako detektyw konsultant. Od razu wiedziałem, że zrobiłem na niej wielkie wrażenie. Była bardzo bystrą, ale jeszcze młodą, nieco zagubioną i bardzo nieśmiałą dziewczyną na początku swojej kariery. Ciągle się przy mnie jąkała i rumieniła. Krytykowałem ją za to, choć w głębi duszy wydawało mi się to bardzo urocze. Bez skrupułów wykorzystywałem to jej zauroczenie moją osobą. O cokolwiek poprosiłem, miałem podane to jak na tacy. Wystarczył jakiś błahy komplement, a ona była w stanie nawet nagiąć dla mnie prawo. Dla niektórych mogło się to wydawać żałosne, ale ja nigdy tego tak nie postrzegałem. Chociaż chyba nie dawałem jej tego odczuć. Wiele razy próbowała się ze mną umówić, zawsze jej odmawiałem. Niejednokrotnie upokarzałem ją na oczach naszych wspólnych znajomych. Możesz mi nie wierzyć, ale nigdy nie chciałem jej skrzywdzić. To był mój system obronny. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że mogłem coś do niej czuć. Zniechęcanie jej do siebie wydawało mi się wtedy najlepszą strategią. Ale potem sprawy nieco się skomplikowały. Aby ocalić swoich bliskich, musiałem umrzeć. A ona była jedyną osobą, która była w stanie sprawić, że jednocześnie mogłem być żywy i martwy. Pytałeś kiedyś, jak udało mi się upozorować własną śmierć. W większości to właśnie jej zasługa. Zgodziła się mi pomóc, chociaż nie musiała, a nawet nie powinna. Wtedy naprawdę dotarło do mnie, że jest dla mnie kimś ważnym, kimś, kto zrobiłby dla mnie wszystko, chociaż zupełnie na to nie zasługiwałem. Ona ocaliła mi życie, a ja nie byłem w stanie się jej za to odwdzięczyć. Musiałem zniknąć na dwa lata. Przez ten czas wiele razy o niej myślałam. Zastanawiałem się, co porabia, jak radzi sobie z dochowywaniem mojego sekretu. Wiedziałem, że mnie nie wyda, choćby nie wiem, jak było jej ciężko. Mogłem na nią liczyć i ona mnie nie zawiodła. Kiedy wróciłem, chciałem to jakoś wszystko ułożyć. Gdzieś tam w głębi duszy, miałem nadzieję, że nadal jest we mnie zakochana, że nadal na mnie czeka. Skłamałbym, gdybym powiedział, że jej zaręczyny mnie nie obeszły. Z jednej strony było mi przykro, bo straciłem swoją szansę, ale z drugiej poczułem ulgę. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie byłbym w stanie dać jej tego, na co zasługiwała. Sądziłem, że nie będzie ze mną szczęśliwa, ale ona najwyraźniej uznała, że nie będzie szczęśliwa z człowiekiem, który nie jest mną. Nigdy tego głośno nie powiedziała, ale zerwanie zaręczyn niedługo po moim powrocie mówiło samo za siebie. Potem nastał kolejny dość burzliwy okres. Sprawa Magnussena, moja niedoszła zsyłka, śmierć Mary, powrót do narkotyków. To wszystko nie stwarzało zbyt korzystnych warunków do wyznawania tak długo skrywanych uczuć. Na dodatek dowiedziałem się wtedy o Eurus – mojej siostrze. Nie mam pojęcia, skąd w ogólne o niej wiedziała. Nawet John i Mycroft nigdy się nie domyślali, że mógłbym coś do kogoś czuć. A już zwłaszcza do niej. W tamtym momencie chyba sam nawet nie zdawałem sobie do końca z tego sprawy. Eurus powiedziała mi, że w jej mieszkaniu są bomby i wybuchną, jeśli w określonym czasie nie powie zdania klucz, które brzmiało... – tutaj Sherlock zawahał się na chwilę, powrót do tych wydarzeń był naprawdę bolesny – „kocham cię". Oczywiście nie mogłem jej powiedzieć, że jest w niebezpieczeństwie. To była rozmowa telefoniczna, ale w jej mieszkaniu były zainstalowane kamery, więc widziałem ją na ekranie telewizora. To było jedne z najgorszych trzech minut w moim życiu. Patrzałem na biegnący w dół zegar i nie mogłem się pogodzić z tym, że mógłbym ponieść porażkę. Że mógłbym ją stracić. Nie była niczemu winna, a musiała ponieść tak wysoką cenę za mój egoizm – znów zrobił pauzę, jakby zastanawiając się, jak przejść do najważniejszej części tej opowieści. – Kazała, abym powiedział to pierwszy. Byłem tak zdesperowany, że zrobiłem to. Dwa razy. Za pierwszym tylko dlatego, że tak chciała. A za drugim, bo dotarło do mnie, że to prawda. Kochałem ją i chciałem, żeby to wiedziała. Jeśli tak to miało się skończyć, nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby nie dane było jej tego usłyszeć. Po tym wyznaniu nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Błagałem ją, żeby coś powiedziała, ale ona chyba chciała mnie ukarać za te wszystkie lata wykorzystywania i upokorzeń. Akurat wtedy! Licznik zbliżał się do zera. Zostały dosłownie dwie sekundy, kiedy szepnęła „kocham cię", a połączenie się zerwało. Wpadłem w jakiś szał, ale nie mogłem nic z tym zrobić. Gra nadal trwała. Nie mogłem się z nią skontaktować przez najbliższy czas. Eurus miała dla mnie kolejne emocjonalnie wykańczające zdania, odkryłem pewien przerażający sekret z dzieciństwa, byłem wykończony psychicznie i fizycznie. Wiem, że powinienem z nią porozmawiać od razu, kiedy była do tego okazja, ale nie potrafiłam. Kilkanaście razy zbierałem się na odwagę, ale za każdym ostatecznie coś mnie powstrzymywało. Nie wiedziałem, co powinienem jej powiedzieć, jak to wszystko wyjaśnić. Byłem zwykłym tchórzem, który bał się stawić czoła kobiecie, którą podświadomie kochał przez lata. Kiedy w końcu wszystko sobie poukładałem w głowie i podjąłem decyzję, jak to rozegrać, okazało się, że ona wyjechała. Nikt nie wiedział dokąd ani dlaczego. Poinformowała o tym tylko swojego szefa, któremu musiała złożyć wypowiedzenie. Nie powinienem się dziwić, że zniknęła bez słowa. Najpierw błagałem ją o najprawdopodobniej najtrudniejsze wyznanie w jej życiu, a potem nie odzywałem się do niej przez dwa tygodnie, nie raczyłem niczego wyjaśnić. Miała prawo poczuć się, jakbym sobie z niej zakpił. Pewnie uznasz to za największą głupotę, ale nie szukałem jej. Naprawdę obawiałem się tej konfrontacji i chyba uznałem, że skoro ona podjęła taką decyzję, to tak będzie lepiej. Dla nas obojga. Sądziłam, że minie trochę czasu i mi przejdzie. Ale nie przeszło. I ona jest teraz szczęśliwa, a ja cierpię z powodu niespełnionej miłości. Należy mi się. Ale przynajmniej wiem, że jej jest teraz lepiej. Beze mnie. 

Sherlock skończył swoje wyznanie i spojrzał na uważnie przyglądającego mu się Ryana. Nigdy nie opowiadał nikomu tej historii z tyloma szczegółami. Nawet John nie był we wszystko wtajemniczony. Wypowiedzenie tego na głos, sprawiło jednak, że poczuł się lżejszy. Zbyt długo tłumił to wszystko w sobie. 

W oczach Cartera dostrzegł jakiś dziwny błysk. Jakby policjant zrozumiał coś ważnego, coś przełomowego. I właśnie tak było. 

– To Molly, prawda? – spytał po chwili ciszy. – Kobietą, którą kochasz, jest moja Molly – dodał twierdząco. 

Nie było sensu temu zaprzeczać. W sumie Holmes cieszył się, że Amerykanin poznał prawdę. Miał już dość tych podchodów i ciągłego udawania, że nic go nie łączy z patolog. Nawet jeśli ona nie chciała się do tego przyznać. On był już tym zmęczony. 

– Od samego początku przeczuwałem, że coś jest na rzeczy – kontynuował Ryan, kiedy detektyw się nie odezwał. – Wtedy w kawiarni, kiedy zobaczyłeś ją po raz pierwszy, oprócz zaskoczenia coś jeszcze malowało się na twojej twarzy. Wyglądałeś, jakbyś po bardzo długim czasie znalazł coś, co straciłeś i zdałeś sobie sprawę, że to już nigdy nie będzie twoje. Zignorowałem wtedy to wrażenie, nie uznałem go za istotne. Potem jednak zaczęło się okazywać, że wiele wiecie o sobie nawzajem, a ona zawsze wydawała się spięta w twoim towarzystwie. Zacząłem coś podejrzewać, ale wolałem nie wyobrażać sobie nie wiadomo czego. To nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. Uznałem, że wcześniej czy później samo wszystko wyjdzie na jaw – dodał, posyłając mu blady uśmiech. 

Sherlock naprawdę nie rozumiał tego człowieka. Właśnie przyznał mu się, że od lat kocha jego żonę, a ten zamiast rzucić się na niego z pięściami, uśmiechał się do niego przyjaźnie. 

– I co zamierzasz z tym teraz zrobić? – spytał ostrożnie detektyw. 

– A co powinienem? – Carter wzruszył ramionami. – Jedyne, o co mogę mieć żal, to o to, że żadne z was nie przyznało się wcześniej do tego, że coś was łączyło. Molly i ja byliśmy... jesteśmy dla siebie drugimi szansami. Kate była moją wielką miłością i nic tego nie zmieni. Kocham Molly, ale to Kate zawsze będzie na pierwszym miejscu w moim sercu. Wiem, że sytuacja Molly była podobna. Nigdy nie chciała mówić o swoim życiu w Londynie, ale raz, zanim się jeszcze zaręczyliśmy, wypiła trochę za dużo szampana i zaczęła opowiadać o jakimś facecie, którego naprawdę mocno kochała, a on bez skrupułów złamał jej serce. Nigdy więcej o tym nie wspomniała, nigdy nie padło jego imię. Wiedziałem jednak, że mimo wszystko nadal coś do niego czuje. Dlatego wchodząc w ten związek, oboje byliśmy świadomi tego, że nie do końca uporaliśmy się ze swoimi dawnymi miłościami. A mimo to jesteśmy ze sobą szczęśliwi. Tak więc to, czego właśnie się dowiedziałem, tak naprawdę niewiele zmienia – teraz tylko wiem, że tym dupkiem, który ją skrzywdził, byłeś ty. 

Holmes nadal nie mógł uwierzyć, że ujdzie mu to na sucho. Nie sądził, że Amerykanin jest aż tak tolerancyjny. On na jego miejscu na pewno nie byłby tak spokojny i opanowany. 

– Ten fakt cię nie przeraża? – spytał ciągle zdziwiony. 

– A twoim zdaniem powinien? – znów odpowiedział pytaniem na pytanie, co zaczynało irytować detektywa. – Nie mogę cię winić za twoje uczucia. Chociaż nie ukrywam, że jestem trochę wściekły za to, jak ją potraktowałeś. Jednak gdybyś wtedy postąpił inaczej, prawdopodobnie nigdy bym jej nie poznał, więc w sumie nie jestem pewien, czy mam ci to za złe, czy nie. Proszę tylko o jedno – nie rozwalaj naszego małżeństwa z premedytacją. Wiem, że ona nadal cię kocha, ale nie powinieneś stawiać jej pod murem. Jeśli jednak sama podejmie decyzję o odejściu, nie będę jej zatrzymywał. 

Sherlock patrzył na Cartera i nie miał pojęcia, co powiedzieć. Naprawdę nie tak wyobrażał sobie tę rozmowę. 

– Nie zamierzasz walczyć o kobietę, którą kochasz? – spytał i zaraz dotarło do niego, że wyszedł na hipokrytę. Przecież sam pozwolił jej kiedyś odejść. 

– Nie, jeśli miałoby ją to unieszczęśliwić. 

Przez długi czas wmawiał sobie, że właśnie dlatego jej nie szukał. Nie chciał jej unieszczęśliwiać, a przez cały czas właśnie to robił. Teraz rozumiał, że to było błędne podejście. 

– Nie martw się – powiedział Holmes, wpatrując się w dal. – Nie zostawi cię – dodał pewnie. 

Ryan posłał mu blady uśmiech. 

– Zobaczymy – odparł w momencie, kiedy jego komórka zasygnalizowała przyjście SMS-a. 

Z kieszeni kurtki wyciągnął telefon i odczytał wiadomość. 

– To Molly. Zostaje dłużej w pracy, więc muszę odebrać Colina ze szkoły. 

Sherlock poczuł ulgę na wieść, że policjant musi już iść. Ta rozmowa już zdążyła go wykończyć. Nie był pewien, czy wytrwałby kolejnych kilka minut. 

– Dam ci znać, kiedy dostanę nową sprawę – powiedział, poklepując go przyjacielsko po ramieniu, po czym zszedł z ganku po schodach. – I nie przejmuj się tym wszystkim. Między nami nic się nie zmieniło. A Molly sama musi podjąć jakąś decyzję. 

Holmes nic nie odpowiedział. Patrzył tylko, jak Carter kieruje się do swojego samochodu, wsiada i odjeżdża. Po chwili otaczała go już tylko cisza. 

Ta rozmowa przywołała bolesne wspomnienia, o których przez tak długi czas starał się zapomnieć. John miał rację – niepotrzebnie to wszystko skomplikował. Skoro z własnej głupoty przegapił swoją szansę na związek z Molly, nie powinien teraz z impetem ingerować w jej poukładane życie. Tyle że to było silniejsze od niego. 

Sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza, gdzie zwykle trzymał swój portfel. Z najgłębszej jego przegródki wyciągnął staranie złożoną kartkę. Musiała być tam od dłuższego czasu, ponieważ papier nieco pożółkł i mocno wytarł się na zagięciach. Rozłożył ją ostrożnie, niemal z czcią. 

Doskonale pamiętał dzień, w którym dowiedział się, że Molly wyjechała. Najpierw udał się do jej mieszkania, gdyż uznał, że tam będą mieli więcej prywatności, ale drzwi były zamknięte na cztery spusty, a na pukanie nikt nie odpowiadał. Jedna z sąsiadek powiedziała mu, że doktor Hooper się wyprowadziła. Niezbyt go to zaniepokoiło. Molly już wcześniej wspominała o tym, że chce zmienić miejsce zamieszkania. Pojechał więc do St. Bart's. Liczył na to, że znajdzie ją w kostnicy lub laboratorium, ale tam z kolei spotkał nieznanego mu młodego mężczyznę, który nie był w stanie powiedzieć, gdzie obecnie znajduje się patolog. Ostatnią deską ratunku wydawał się Mike Stamford. I to on wreszcie udzielił mu jakichś konkretnych informacji – Molly zwolniła się z pracy i wyjechała. Prawdopodobnie za granicę. Sherlock z początku nie chciał w to wierzyć. Chciał wyciągnąć od Mike coś więcej, ale ten naprawdę nie wiedział nic ponad to, co już mu powiedział. Wyciągnął jednak z biurka zaadresowaną do niego kopertę, dodając, że Molly prosiła, aby mu ją przekazał, jeśli się zjawi. Detektyw wyrwał ją z dłoni lekarza i z trzaskiem drzwi opuścił gabinet. Kopertę otworzył dopiero po opuszczeniu budynku. To, co się w niej znajdowało, niemal złamało mu serce.


„ Drogi Sherlocku, 

Szczerze mówiąc, nie wiem, czy pisane tego listu ma jakikolwiek sens. Pewnie nawet go nie przeczytasz, o ile w ogólne znajdzie się on w Twoich rękach. Czuję jednak, że nie mogę zniknąć tak zupełnie bez żadnego pożegnania. Na osobiste nie mam siły, ale myślę, że takie pisemne powinno załatwić sprawę. Jeśli tylko będziesz chciał, na pewno do niego dotrzesz. 

Nie będę ukrywać, że czuję się okropnie. To, co zrobiłeś, było naprawdę okrutne. Zazwyczaj w takich sytuacjach próbowałam Cię bronić, szukać jakichś logicznych wyjaśnień dlaczego postąpiłeś tak, a nie inaczej. Teraz nie ma to jednak najmniejszego sensu. I nie chcę znać powodu, dla którego zmusiłeś mnie do wypowiedzenia tych słów, bo boję się, że to jeszcze bardziej złamałby mi serce. 

Myślę, że zarówno dla mnie, jak i dla Ciebie było to trudne przeżycie i powinniśmy nabrać do tego nieco dystansu. Dlatego też postanowiłam wyjechać. Tak będzie lepiej. Dla nas obojga.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to, co powiedziałeś, nie było prawdziwe i nigdy nie będzie. Ty jednak na pewno wiesz, że ja mówiłam szczerze. Dlatego chcę oszczędzić sobie kolejnego bólu i upokorzenia, a Tobie niezręcznych tłumaczeń, które i tak niczego nie zmienią. Już dawno pogodziłam się z tym, że nigdy nie odwzajemnisz moich uczuć. 

Nie martw się, nie będę Cię więcej niepokoić. Muszę sama dojść do ładu ze swoim życiem. Podleczę swoje złamane serce i wszystko się jakoś ułoży. 

To moja ostatnia wiadomość do Ciebie. Życzę Ci wszystkiego, co najlepsze. 

Zawsze Cię kochająca, 
Molly"


Teraz, po ponad dwóch latach, znał treść listu niemalże na pamięć. Nosił go zawsze przy sobie i czytał w chwilach, kiedy szczególnie brakowało mu patolog. Widok jej drobnego, zgrabnego pisma dawał mu poczucie pewnej bliskości, wrażenie, jakby była tuż obok. Nikt nie wiedział o tym skrawku papieru. To była jego tajemnica, jedyne, co mu pozostało po Molly. Traktował więc tę kartkę jak najcenniejszy skarb. 

Szczególnie lubił wpatrywać się w przedostatnią linijkę. To dodawało mu otuchy. Ona naprawdę go kochała. I nigdy nie przestanie.

Co mógł jednak teraz zrobić? Nie chciał niszczyć jej małżeństwa z Carterem, ale nie umiał też odpuścić. Postanowił o nią zawalczyć. Nawet jeśli było na to o wiele za późno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro