25.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
Nadal jeździmy po mieście. Mieliśmy sporo interwencji, ale nic takiego, co by się zakończyło jakąś grubszą akcją, wymagającą założenia akt dochodzeniowych. Szczerze mówiąc cieszy mnie to, gdyż ta "akcja" z pomocą dla Asi i Szymona nas mocno "szturchnęła" że tak powiem... No mnie na pewno, a Miłek stara się tego nie pokazywać za bardzo... Za nic bym nie chciała tak oberwać, albo co gorsza Góral...
-Ziemia do Natalii?! Kicia?!- przywrócił mnie "na ziemię" Miłosz. Musiałam się mocno zamyślić, gdyż nie słyszałam go wcześniej.
-Przepraszam cię- uśmiechnęłam się słabo -Mówiłeś coś?!- spojrzałam na niego.
-Pytałem gdzie tak dryfujesz?!- odpowiedział z uśmiechem i dodał -Nadal myślisz o tej matni z której wyciągaliśmy Aśkę i Szymona?!- spojrzał mi przelotnie w oczy.
-10 punktów dla aspiranta Bachledy!- odparłam średnio wesoło i dodałam -Ja nie chcę nawet myśleć jak by to było, gdybyśmy to my utknęli kiedyś w ten sposób...- spojrzałam przez okno zamyślona. Nawet sama myśl o tym mnie bolała i przerażała... Wtedy właśnie poczułam jak Miłosz łapie mnie za rękę i lekko ściska. Przeniosłam wzrok z naszego otoczenia na partnera i się uśmiechnęłam.
-Nie martw się tym, a wypadki to wypadki! Zdarzają się czasem, ale nie muszą!- powiedział szczerze -A Asia i Szymon wyjdą z tego zanim się obejrzysz! Na pewno nic takiego im się nie stało!- zapewnił mnie ufnie, a ja bez słów również uścisnęłam nasze splecione dłonie przelotnie, bo potem Miłosz musiał zająć się zmianą biegów i etc. Bardzo mi poprawił swoimi słowami humor... Nie mam pojęcia co bym zrobiła gdyby Górala nie było w moim życiu.... 'M.in. nadal byś się męczyła z Łukaszem!'- powiedział cichy głosik w mojej głowie, który od razu zignorowałam. Nie potrzebowałam myśleć o tym gnojku i sobie tylko trosk dodawać po dzisiejszym...
Na nasze szczęście do końca służby było względnie cicho... Znaczy się, nie było nic super ważnego, a i samych wezwań było dość mało...

PO SŁUŻBIE
Już skończyliśmy robotę i powoli zawijamy się do domu. Mimo że nie było jakiejś wielkiej akcji, to i tak mamy opóźnienie, prawie godzinne... A to tylko wina dużego stosu papierkowej roboty, który czekał na naszych biurkach jak wróciliśmy na komendę!
-Chcesz jechać do Aśki i Szymona, do szpitala?- spytał mnie Miłek, gdy powoli kierowaliśmy się do wyjścia.
-Mimo zmęczenia? Owszem. Chcę sprawdzić co z nimi...- odpowiedziałam szczerze.
-Spoko- podjął temat Góral, a potem zaczęliśmy gadać o czymś innym. Jednakże przy wyjściu zamarłam w połowie kroku. Miłosz od razu to zauważył.
-Natalia, co jest?- spojrzał na mnie z troską i wręcz odruchowo (często to robi) złapał mnie za ramię.
-Spójrz kto stoi przed komendą...- wskazałam na sylwetkę mojego męża na parkingu.
-A to skurwiel...- mruknął Miłosz i dodał -Mam plan. Ominiesz go...
-Jak?! Ja nie chcę konfrontacji z nim!- zaprzeczyłam -A przecież wystarczy że przejdę przez te drzwi, a już mnie rozpozna!- tchórzyłam, co ANI TROCHĘ nie jest w moim stylu, ale naprawdę miałam po dzisiejszym dość i nie chciałam, ani nie miałam siły stawiać czoła jeszcze jemu... Po prostu się bałam...
-Idź do tylnego wyjścia z komendy. Ja wyjdę głównym, jakoś go spławię i przyjadę po ciebie, a wtedy pojedziemy do szpitala...- Miłosz nie odwracał uważnego spojrzenia z moich oczu -Ani przez moment cię nie zobaczy...!
-Dzięki Miłek- uśmiechnęłam się do niego, kładąc dłoń na jego i lekko ją ściskając.
-Po to mnie masz, co nie?!- zaśmialiśmy się oboje i wcieliliśmy plan Górala w życie. Oczami wyobraźni widziałam jak Łukasz się z nim kłóci... Aż mnie dreszcz przeszedł! Na moje szczęście Miłek zajechał pod wyjście niespełna 10 minut później. Od razu wsiadłam do samochodu.
-Jakoś go spławiłem. Powiedziałem mu że już rano pojechałaś do kumpeli na Mazury i wzięłaś wolne...
-I on to kupił?!- spojrzałam na partnera wielkimi oczami.
-Najwyraźniej...- uśmiechnął się tak, jak tylko on potrafi.
-To jednak jest pojebem...- skomentowałam i zaczęliśmy się z tego śmiać. Po może 5 minutach, w zdecydowanie lepszych humorach udaliśmy się do Wojewódzkiego, sprawdzić co z Aśką i Szymonem.

KWADRANS PÓŹNIEJ
W SZPITALU
W budynku bez problemu powiedzieli nam gdzie leżą nasi przyjaciele. Łatwo poszło, gdyż położyli ich w jednej sali. Przed nią wpadliśmy na lekarza.
-Dzień dobry! A państwo do kogo?!- zwrócił się do nas z uśmiechem.
-My do Joanny Zatońskiej i Szymona Zielińskiego. Jesteśmy przyjaciółmi...- odpowiedziałam na pytanie.
-Czyli chcą państwo wiedzieć co z nimi...?!
-Jakby doktor mógł...- uśmiechnęłam się do niego niepewnie, ale prosząco.
-Pan Zieliński stracił sporo krwi, ale poza tym nic wielkiego mu nie jest poza złamanymi 3 żebrami, wyjdzie z tego, za to Joanna...
-Co z Asią?!- nie powiem, serce mi waliło.
-Ma drobny wstrząs mózgu, przestawiony nadgarstek i rozwalony łuk brwiowy...
-Coś jeszcze?!- spytałam z wahaniem.
-No i obite i nadłamane 4 żebra, ale one, podobnie jak u pana Szymona, zrosną się same...- uśmiechnął się.
-Możemy do nich wejść?!- spytał za nas dwoje Miłek.
-Dobrze, ale niezbyt długo... Potrzebują odpoczynku, aby się zregenerować..- uśmiechnął się.
-Dobrze doktorze, dziękujemy!- podziękowaliśmy mu i weszliśmy do sali, a lekarz się oddalił. Wtedy ujrzeliśmy coś, moim zdaniem bardzo uroczego, co naprawdę pomaga mi nadal wierzyć w szczerą miłość, mimo tego co zrobił mi Łukasz... Mianowicie Aśka władowała się Szymonowi na wyro, albo on jej, sama nie wiem, on ją obejmował zdrowym ramieniem i przytulał do siebie, a ona się w niego wtulała obejmując go ramionami w pasie, opierając głowę na jego ramieniu. Dodam jeszcze że Zieliński całował ją w skroń i coś tam jeszcze szeptał jej cicho. Gdy weszliśmy jeszcze nas nie zauważyli, zajęci sobą. Nie dziwię się. Pewnie mocno się bali o drugie...
-Witamy ranne gołąbeczki!- zaśmiałam się szczerze, zwracając ich uwagę na nas. Od razu spojrzeli w kierunku wejścia i się uśmiechnęli.
-A to wy!- oboje się uśmiechnęli -Cześć!
-Jak tam?! Przyszliśmy sprawdzić czy jeszcze żyjecie...- odezwał się Góral z uśmiechem.
-Jak widać żyjemy...- uśmiechnął się półżartem Szymon.
-Jak na razie, Zieliński!- zaśmiałam się i przysiedliśmy na wolnych krzesełkach.
-Powiem wam że jak tam przyjechaliśmy to nie było z wami najlepiej...- westchnęłam ciężko.
-Ale nam pomogliście. To się liczy- uśmiechnęła się do mnie Asia szczerze -Dzięki bardzo...
-Nie macie za co!- odpowiedzieliśmy im z Miłkiem chórem, przez co całą czwórką zaczęliśmy się śmiać. Głupawka trwała dobrą chwilę, gdyż potem, dla jeszcze większego rozluźnienia atmosfery zaczęliśmy strzelać głupie miny. Naprawdę nam to poprawiło humory....
Potem pogadaliśmy jeszcze chyba z półtorej godziny, a może nawet i 2, o wszystkim i o niczym za razem, czyli tak jak zwykle.
-W ogóle, kiedy was wypiszą?!- trafiło mnie.
-Jutro, max za 2 dni... Chcą nas przetrzymać na obserwacji przez...- powiedział Szymek i wskazał na swoje ramię i ruchem głowy na Asię, a konkretniej jej głowę. Zrozumieliśmy że chodzi o komplikacje po postrzałowe w jego przypadku i wstrząs mózgu u Zatońskiej.
-Ok...- kiwnęliśmy głowami że rozumiemy.
-My się będziemy już zbierać... Jesteśmy prosto po służbie...- odezwał się Góral.
-Masz rację...- przytaknęłam mu, kontrolując godzinę na zegarku.
-Nie będziemy was zatrzymywać- odpowiedziała Asia.
-I jeszcze raz dzięki za uratowanie tyłków...- uśmiechnął się Szymon.
-Trzymajcie się- uśmiechnęliśmy się do nich, po czym opuściliśmy salę, a następnie szpital.
-To co?! Do domu?!
-Do domu...- przytaknęłam, a wtedy zaczynało mnie dopadać zmęczenie. Nie było to ciekawe uczucie, w porównaniu z tym na jakich wysokich obrotach normalnie funkcjonuję...
Całą drogę umilaliśmy sobie rozmową, a w mieszkaniu byliśmy po 40 minutach.
-Idź pod prysznic, ja zrobię kolację...- zdecydował Miłek, gdy już się rozpłaszczyliśmy w domu.
-Dzięki- uśmiechnęłam się do niego z większością i znikłam w łazience. Tyle że ledwo weszłam pod prysznic, dopadło mnie zmęczenie, a z nim... Zasypały mnie myśli... Myślałam o Łukaszu, o tym wypadku siódemki, o Góralu...
Po może półgodzinie wyszłam, wysuszyłam się, zmyłam makijaż i ubrałam w piżamę. Gotowa do snu opuściłam pomieszczenie i podreptałam do salonu, a tam czekał na mnie Miłek z kolacją.
-Siadaj i zajadaj!- uśmiechnął się.
-Nie wiem jak mam ci dziękować!- spojrzałam na niego z wdzięcznością -Gdyby nie ty to... Pewnie bym położyła się spać w makijażu i ciuchach...
-Natalia... Przecież wiesz że możesz na mnie polegać- uścisnął mi ramię z uśmiechem -Zajadaj!- powtórzył i sam udał się do łazienki. Siedział w niej zdecydowanie krócej niż ja... Zanim się obejrzałam pojawił się obok mnie.
-Martwi cię coś...- stwierdził.
-Myślę o Łukaszu...- westchnęłam, mówiąc prawdę. Nie było sensu go okłamywać... I tak zna mnie na wylot i mu ufam... -To że się pojawił pod komendą... On na bank coś chciał... I ja się boję co...- spojrzałam mu w oczy.
-Nie martw się... Jeśli będę miał na to wpływ, nie dam mu do ciebie nawet podejść!- obiecał szczerze, sięgając przez stół po moją rękę i ją ściskając.
-Wiem Góral...- patrzyliśmy sobie w oczy przez moment w ciszy. Żadne z nas nie ruszyło ręki.
-Idziemy spać...- uśmiechnął się, przerywając ją. Mimo tego że mega późno nie było, byliśmy padnięci i zdecydowaliśmy się pójść spać.
-Najpierw tu ogarnijmy...- odparłam na to, posprzątaliśmy ze stołu, po czym powiedzieliśmy sobie dobranoc i każde z nas znikło w swoim pokoju. Zasnęłam szybciej niż myślałam... To był emocjonujący dzień...
CDN.

Tym razem Natalia uniknęła konfrontacji z Łukaszem...
Ale czy jej mąż odpuści?!
Co się jeszcze wydarzy?!
Zobaczymy...
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro