31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NASTĘPNEGO DNIA
NATALIA POW. Gdy się obudziłam, przez pierwszą chwilę myślałam że to co się wczoraj wydarzyło, to tylko jakiś wspaniały sen, ale... okazało się że się myliłam... I to jak bardzo!? Do rzeczywistości, odganiając mój strach na samiusieńki kraniec mojej podświadomości, albo i jeszcze dalej, przywróciły mnie silne ramiona nikogo innego jak właśnie Miłosza, otaczające mnie mocno w tali i jego klatka piersiowa zetknięta z moimi plecami. Wystarczyło że spojrzałam na jego uśpioną minę ponad moim ramieniem, a już na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Pierwszym co zrobiłam, było sięgnięcie telefonu ze stolika nocnego. Oczywiście zrobiłam to tak, aby nie obudzić przytulającego mnie śpiocha... Zegarek wskazywał godzinę 9:32, a my mamy służbę na drugą zmianę, czyli na 12. Z tego względu niestety, nie ważne jak bardzo byśmy tego chcieli, nie mogliśmy leżeć dłużej w łóżku (co ja bym z niezaprzeczalnie wielką chęcią zrobiła) i musieliśmy się powoli zbierać... Jednakże zanim w ogóle możaby o czymś takim pomyśleć, musiałam najpierw obudzić Miłosza...
Z uśmiechem odwróciłam się w jego ramionach przodem do niego i po może sekundzie zawahania, delikatnie położyłam dłoń na jego policzku.
-Miłosz... Kochanie wstawaj... Miłek, musimy wstawać...- powiedziałam łagodnie, delikatnie głaszcząc go po policzku. Moje wysiłki powoli zaczynały działać, gdyż Bachleda zaczął się przebudzać. A dotyk mojej dłoni na jego policzku tylko sprawił że się uśmiechnął, jeszcze zanim na mnie w ogóle spojrzał.
-Dzień dobry...- mruknął, gdy już się obudził i nasze spojrzenia się spotkały.
-Dobry- odpowiedziałam, uśmiechając się do niego szczerze -Trzeba wstać... Za 2 i pół godziny mamy służbę...- rzekłam, nie mogąc odwrócić spojrzenia od jego oczu.
-Skoro tak mówisz...- zgodził się nad wyraz niechętnie, pocałował mnie w czoło, po czym mnie puścił, a wtedy oboje wstaliśmy z łóżka.
-To ty leć do łazienki, a ja zrobię śniadanie...- powiedział ze szczerym uśmiechem, łapiąc mnie za rękę.
-A może tym razem zrobimy odwrotnie?! Ja zrobię śniadanie, a ty się pierwszy ogarnij.. Ja pójdę po śniadaniu...- nie zgodziłam się z nim, ściskając ją przelotnie.
-Ok- zgodził się ze mną i zrobiliśmy tak jak powiedziałam. Ja udałam się do kuchni, a Miłek zamknął się w łazience. Po chwili krzątaniny w pomieszczeniu, zaczęłam robić najprostsze śniadanie, czyli jajecznicę i kanapki, a do tego herbata dla mnie i kawa dla Miłosza...
W dobrym humorze przygotowywałam posiłek, cicho sobie nucąc pod nosem byle jaką piosenkę. Co jakiś czas wracałam myślami do wczoraj i tego jak niespodziewanie skończył się atak Łukasza na mnie... NIGDY bym nie pomyślała że wyznam moje uczucia (jeśli w ogóle bym jakieś miała) mojemu partnerowi właśnie po tym jak mój własny mąż prawie mnie zbił na kwaśne jabłko pod moim miejscem pracy...!? Mimo wszystko, nie ważne jak do tego wszystkiego doszło, niczego bym we wczorajszym dniu nie zmieniła...
Z tego zamyślenia wyrwał mnie nikt inny jak właśnie Miłosz, który podszedł od tyłu i mnie objął w tali.
-Co jemy?!- spytał i krótko pocałował mnie w szyję.
-Jajecznica i kanapki?!- odpowiedziałam pytaniem na pytanie, chociaż, to było bardziej stwierdzenie...
-Brzmi pysznie- zgodził się i wrócił do całowania mojej szyi, co przyjęłam z lekkim prychnięciem śmiechem, ale nie przestałam robić nam śniadania. Może z 20 minut później posiłek był gotowy, więc zabraliśmy wszystko ze sobą i usiedliśmy przy stole, aby na spokojnie zjeść. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy i się uśmiechaliśmy. Nikt nie mógł nam tego szczęścia zabrać...
Po śniadaniu zaczęliśmy się ogarniać do pracy, co zajęło w pełni, przeszło godzinę. Nie źle, ale też nie dobrze. Gdy finalnie opuściliśmy blok, mieliśmy niespełna godzinę do rozpoczęcia służby, więc nie czekając dłużej, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na komendę. Całą drogę trzymaliśmy się za ręce i się do siebie uśmiechaliśmy. Ustaliliśmy również, że na razie nie mówimy nikomu w pracy o naszym związku, gdyż wtedy byłoby rażące ryzyko że komendant by się dowiedziała i nas rozdzieliła... A tego wolelibyśmy uniknąć...
Dlatego też, gdy podjechaliśmy na parking i wysiedliśmy, przybraliśmy postawę iście przyjacielską, żartując sobie i się śmiejąc. Szczerze mówiąc, zaskakujące było jak łatwo nam to przyszło i jak luźno czuliśmy się w swoim bliskim towarzystwie, udając iż nadal jesteśmy na stopie przyjacielskiej. To chyba był dowód że dłużej byśmy w przyjacielskiej relacji nie wytrzymali i "wyższy level" był tylko kwestią czasu...
Na recepcji oczywiście powitała nas uśmiechnięta Zośka, której wesołą paplaninę szybko zbyliśmy i udaliśmy się do szatni. Przebranie się w mundur nie zajęło długo, podobnie jak wizyta u Tomasza. Udało nam się wyrobić aż 15 minut przed odprawą, co było niemałym wyczynem...
W pokoju usiedliśmy za biurkami i skupiliśmy się na uzupełnianiu i przerzucaniu papierów leżących na blacie, gdyż nie mieliśmy najmniejszej ochoty aby zaczęły się piętrzyć w stosy, co byłoby nieuniknione, gdybyśmy regularnie się za nie nie zabierali... Oczywiście, nie mogliśmy wytrzymać długo i co jakiś czas posyłaliśmy sobie znaczące spojrzenia znad kartek, przez co uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. A wiadomość którą po drodze dostałam od prokuratora Jagiełły tylko pomogła... Mianowicie, Łukasz nie wyjdzie z aresztu do czasu rozprawy, gdyż sędzia rozpatrzył pozytywnie wniosek o areszt przedprocesowy. Z czystym sumieniem mogłam więc odetchnąć pełną piersią i wreszcie zacząć cieszyć się życiem i wolnością na nowo, nie martwiąc się że mój powalony mąż gdzieś tam się ukrywa i na mnie czyha... A że mogłam to zrobić z ukochanym Góralem u boku to był dodatkowy plus...
Te 15 minut przeleciało jak z bicza strzelił i zanim się obejrzeliśmy, była odprawa. Zebraliśmy co było trzeba i się na nią udaliśmy. Tak jak zwykle usiedliśmy obok siebie przy stole, witając się uśmiechami z kolegami i koleżankami z pracy. Krótko po nas przyszła komendantka i zaczęła odprawę bez zbędnych ceregieli, jak zawsze z resztą. Cieszę się że mamy tak konkretną, a za razem miłą szefową, fajnie się pod nią pracuje...
Oczywiście z Miłoszem nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy przez całą odprawę nie słuchali jej wypowiedzi tylko jednym uchem, komunikując się przez krótkie zdania "pisane" na udzie, bądź ręce. Bez tego również, umarlibyśmy z nudów! Na całe szczęście ta mordęga nie trwała zbyt długo, po czym Renata nas puściła do swoich obowiązków. Przez chwilę jeszcze pogadaliśmy z Asią i Szymonem idąc do prewencyjnego, a potem zabraliśmy co było trzeba i wyjechaliśmy w miasto. Kolejną szczęśliwą informacją był fakt iż dostaliśmy do patrolowania praktycznie "wymarły" obszar, czyli praktycznie zupełna cisza, żadnych zgłoszeń. Przez ten fakt dzień zapowiadał się naprawdę dobrze i leniwie...
Przez cały "wolny" czas po prostu nieśpiesznie jeździliśmy ulicami, cały czas trzymając się za ręce i rozmawiając na luźne tematy. Było naprawdę spokojnie... Po chyba 5 godzinie patrolu zgłodnieliśmy, więc postanowiłam wnieść do dyżurnego prośbę o przerwę. W końcu i tak nic się nie działo...
-Jacek, zgłoś dla dziewiątki?!- wywołałam kolegę przez radio. Odpowiedział po chwili.
-No co tam, 9?!
-Jest cicho jakby cały rewir zrobił sobie meksykańską sjestę, możemy wziąć wobec tego przerwę!? Zgłodnieliśmy...- spytałam go z nadzieją, krzyżując spojrzenia z Bachledą.
-Możecie. Jak wiecie nic dla was nie mam... Macie 1.5 godziny przerwy, ale cały czas bądźcie na radiu...
-Się zrobi Jacek. Na łączach- zakończyłam i po chwili stanęliśmy w miejscu. Akurat przejeżdżaliśmy przez lasek, gdzie nie było wręcz żywej duszy, a pogoda nawet ładna, więc to idealne miejsce na odpoczynek. Szczególnie że przed pracą udało nam się zrobić sobie drugie śniadanie...
Wysiedliśmy i siadając obok siebie na masce, zjedliśmy "obiad". Atmosfera była naprawdę przyjemna...
-Trochę leniwy ten dzień, co!?- zagadnął mnie Miłosz.
-Oj tak... Nawet za leniwy jak na mój gust!- odpowiedziałam szczerze, ze śmiechem, na co Bachleda przysunął mnie do siebie, objął ramieniem i pocałował w skroń, cały czas się śmiejąc.
-To fakt- zgodził się i przez dobrą chwilę się śmialiśmy.
-Mimo wszystko... Fajne są takie dni zawieszenia... Można dojść do wielu ciekawych wniosków, czy decyzji...- odpowiedziałam z westchnieniem, gdy już się uspokoiliśmy i połozyłam głowę na jego ramieniu.
-Mądre słowa z ust mądrej kobiety- odparł na to i przelotnie ucałował mnie we włosy. Uśmiechnęłam się przez to szczerze.
-Kocham cię, wiesz?!- powiedzieliśmy jednocześnie, patrząc na siebie, przez co znów wybuchliśmy śmiechem.
-Wiem- znów przyznaliśmy jednocześnie. Głupawka jaka z tego powstała była naprawdę spora...
-Dobra! Bo nas brzuchy rozbolą zaraz!- skarciłam nas i po chwili już się opanowaliśmy.
Cała przerwa minęła nam naprawdę leniwie i spokojnie. Mogliśmy się nacieszyć chwilą dosłownej swobody i obecnością drugiego w taki bliskim otoczeniu za jednym razem. Mieliśmy też parę ataków śmiechu, co było niezłe... Naprawdę przyjemnie...
A po upłynięciu ustalonej 1.5 godziny, trzeba było wrócić na patrol... Na nasze szczęście, a może i nieszczęście, do końca służby nie działo się praktycznie nic, więc Nowak ściągnął nas na komendę i porządkowaliśmy zaległe papiery. A że uwinęliśmy się z nimi bardzo szybko, to udało nam się skończyć służbę wcześniej. Zadowoleni zdaliśmy co było trzeba, przebraliśmy się i po zebraniu wszystkich swoich manatków, udaliśmy się do domu...

PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
W MIESZKANIU
Po przyjściu rozgościliśmy się, umyliśmy ręce w łazience i "zapadliśmy" się w kanapę w salonie, z zamiarem pooglądania jakiegoś filmu. Mimo iż w robocie było dzisiaj mega nudno, nie chciało nam się robić absolutnie NIC... Wobec tego puściliśmy byle jaki film akcji na Netflixie, po czym zaczęliśmy biernie oglądać. Miłek cały czas obejmował mnie ramieniem, a ja z uśmiechem mimowolnie przylegałam do jego boku, czując że mogłabym spędzić tak każdy następny wieczór całego mojego życia...
Około 19 wstaliśmy z kanapy i zrobiliśmy sobie kolację. Z lenistwa, padło na zwykle kanapki i herbatę. Potem znów wróciliśmy na kanapę i tam zjedliśmy kolację, wesoło sobie rozmawiając.
Położyliśmy się spać około 23 i zasnęliśmy dosyć szybko. Dzisiejszy dzień był bez wątpienia nudny, ale miły. Mogłabym mieć więcej takich dni...
CDN.

Czyli dzisiaj nic niezwykłego...
Ale i takie dni się zdarzają, prawda!?
Pierwszy patrol Natalii i Miłosza jako pary, przebiegł bez niespodzianek, ale czy stale tak będzie?!
Nie byłabym tego taka pewna...
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro