4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NATALIA POW. Gdy następnego dnia wstałam do pracy czułam jak mnie w kręgosłupie łupie. A to wina tego że zasnęłam na kanapie w salonie. Jak zwykle usłyszałam z sypialni pijańskie chrapanie Łukasza. 'Na szczęście nic ode mnie nie chciał jak wrócił...'- pomyślałam z ulgą. Pierwszym co zrobiłam po wstaniu z kanapy, było pójście do łazienki i przygotowanie się do pracy. Nie zajęło mi to specjalnie długo... Oczywiście w sypialni musiałam uważać, aby nie widać za głośnego dźwięku, aby go nie obudzić....
Po niespełna 40 minutach od wstania, opuściłam dom i udałam się do pracy. Miałam cichą nadzieję że dzisiejszy dzień będzie w miarę spokojny...

20 MINUT PÓŹNIEJ
KOMENDA
Już w budynku udałam się do szatni, ubrać mundur. Stamtąd, jeszcze z rozpuszczonymi włosami, udałam się do Tomka po broń. Po może 10 minutach byłam już w prewencyjnym i schowałam swoje rzeczy do szafki. Niedługo później przyszedł Miłosz i wspólnie udaliśmy się na odprawę. Ola komendant nie powiedziała niczego wartego uwagi, dostaliśmy rewir, wzięliśmy z pokoju wszystko co potrzebne i wyjechaliśmy na patrol. Tym razem dałam Bachledzie prowadzić.

Większość czasu minęła nam na śmiechach i spokojnej rozmowie, gdyż jak na razie nawinęły nam się 3 mandaty i jedna podwózka gościa na izbę wytrzeźwień. Jakoś tak spokojnie dziś było...
Rozmawialiśmy sobie spokojnie, aż nagle zawibrował mi telefon. Zdziwiona wyjęłam go z kieszeni i włączyłam. SMS od Łukasza...
"Nie wrócę dzisiaj do domu. Muszę jechać za kolegę do Szczecina. Widzimy się jutro. Nie rób nic głupiego!"
Szczerze mówiąc się ucieszyłam że znów go nie będzie. Przynajmniej jeden problem mniej!
-Co tam masz?!- spytał Góral, rzucając mi krótkie spojrzenie i znów wracając wzrokiem do drogi.
-A nic. Matylda znów mi tyłek truje o rozmowę...- odpowiedziałam, chowając telefon.
-Rozumiem- przytaknął i zajęliśmy się rozmową na inne tematy. Atmosfera była naprawdę miła... A cięższej roboty ani widu, ani słychu....

Gdzieś około 14, może 15 zjechaliśmy na komendę, na przerwę. Wzięliśmy posiłek ze stołówki i poszliśmy do nas do pokoju zjeść.

NA PRZERWIE
Spokojnie zajadaliśmy obiad, gdy mnie naszło.
-Miłek?!- zagadnęłam partnera.
-Hm??- doszła mnie inteligentna odpowiedź mojego przyjaciela z drugiego końca pokoju.
-Co powiesz na to że wpadniesz do mnie dzisiaj po pracy i... Ugotujemy coś dobrego, to niespodzianka i obejrzymy jakiś film??- zaproponowałam i dodałam -Wiem że pewnie wolałbyś iść się napić do klubu, ale mówię ci że mój pomysł jest 100x lepszy!- powiedziałam z uśmiechem. Zaproponowałam to, gdyż przez Łukasza ostatnio rzadko kiedy spotykamy się poza pracą, a ja bardzo lubię spędzać z nim czas.
-Z chęcią. Miło będzie w końcu spędzić razem trochę czasu po robocie!- zgodził się z szerokim uśmiechem.
-No to jesteśmy umówieni!- zakończyłam z lekkim uśmiechem, na który Miłosz odpowiedział tym samym.
Reszta przerwy minęła nam jak zwykle, po czym zebraliśmy się i wyjechaliśmy na dalszy patrol. Nic specjalnego, bójka, dwa zatrzymania i dwa mandaty, czyli dzień jak co dzień jednym słowem...
15 minut przed końcem służby, za zgodą Jacka, zjechaliśmy na bazę i usiedliśmy do papierów. Dzisiaj nie było ich dużo, więc uwinęliśmy się z nimi raz, dwa, po czym odnieśliśmy je do dyżurnego i oficjalnie zakończyliśmy na dzisiaj służbę. Z marszu zdaliśmy broń u Tomka, przebraliśmy się w szatni w cywilne ciuchy i wróciliśmy do pokoju po nasze prywatne rzeczy.
-Czyli fajrant...- skomentował Miłek.
-Fajrant i moje mistrzowskie kotlety!- dodałam, zaśmialiśmy się i w świetnych humorach opuściliśmy prewencyjny, kierując się na parter. Jeszcze chwilę pogadaliśmy z Zośką przy recepcji, po czym się pożegnaliśmy i  wyszliśmy na parking.

PO SŁUŻBIE
-Mój adres znasz...- uśmiechnęłam się do partnera.
-A pewnie. Widzimy się u ciebie!- odparł również z uśmiechem, po czym każde z nas wsiadło w swój samochód i pojechaliśmy do mnie...

20 MINUT PÓŹNIEJ
W DOMU
Zaparkowałam na podjeździe, a Miłosz zaraz obok. Praktycznie jednocześnie zgasiliśmy silniki i wysiedliśmy, zamykając samochody z trzaskiem.
-Ładną masz tą hacjendę...- skomentował Bachleda.
-Dzięki- odpowiedziałam krótko i zaprosiłam go do środka. W korytarzu pozbyliśmy się kurtek, butów i takich tam, po czym oboje umyliśmy ręce w łazience.
-Idź do salonu i się rozgość, może nawet już wybierz jakiś film, np. na Netflixie, a ja się zajmę gotowaniem- podzieliłam zadania.
-Jesteś pewna, że nie mam ci pomagać?!- Miłek był dość sceptyczny co do tego.
-Ten przepis to tajemnica, więc dzięki, ale poradzę sobie sama- uśmiechnęłam się do niego szczerze.
-Ok, jeśli jesteś przekonana- zgodził się i faktycznie udał się do salonu, a ja wyszukałam w kuchni wszystkie potrzebne mi składniki i zabrałam się do roboty w bardzo dobrym humorze.

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
Już miałam zacząć marynować kotlety, gdy zauważyłam że nie mam sekretnego składnika!
-No nie!- pacnęłam się otwartą dłonią w czoło- Nie mam go!
-Ale czego?!- spytał ciekawy Miłek, pojawiając się w kuchni.
-Sekretnego składnika!- odpowiedziałam od razu.
-To może powiesz mi co to, a ja skoczę kupić?!- zaproponował pomoc.
-Nie... Jakby się babcia dowiedziała że rozdaję jej sekretny składnik na prawo i lewo to by mnie zabiła!-powiedziałam i dodałam -Ja pójdę, a ty czuj się jak u siebie!- powiedziałam idąc do korytarza i zakładając buty.
-Zaraz jestem!- dodałam i wyszłam z domu. Nie zamknęłam drzwi, bo Miłosz i tak nie ma kluczy, a ja się innych gości nie spodziewam. Od razu udałam się do sklepu, aby jak najkrócej zostawić Miłosza samego w moim domu....
Dość szybko znalazłam to czego potrzebowałam i jeszcze parę innych rzeczy, kupiłam co miałam, (na szczęście nie było kolejek!) i udałam się w drogę powrotną do domu. Właśnie po drodze odebrałam telefon od mojej siostry:
(N- Natalia, M- Matylda)
M: Natalia, musisz natychmiast wrócić do domu!!- krzyknęła mi do ucha.
N: A może jakieś "cześć"?- odparłam, na wpół rozbawiona, na wpół zirytowana.
M: Jakie cześć skoro masz włamywacza w domu!?- teraz to mnie zdziwiła.
N: Jakiego włamywacza?! O czym ty mówisz?!- odparłam, przyśpieszając kroku. Przecież na chacie został tylko Bachleda...
M: No chciałam pogadać, przyjechałam, weszłam do środka z krzykiem że zostawiłaś otwarte drzwi, a wtedy w moim polu widzenia pojawił się on...- zaczęła tłumaczyć.
N: Dobra Matylda, ja zaraz jestem w domu, to mi wszystko opowiesz! Cześć!- ucięłam jej paplaninę i się rozłączyłam nie dając jej dojść do słowa, po czym faktycznie, wróciłam do domu krokiem tak szybkim, jakby mnie ktoś gonił.

5 MINUT PÓŹNIEJ
Przed domem zastałam moją siostrę.
-Natalia, ty masz włamywacza w domu!- krzyknęła.
-Chodź za mną, to się dowiesz że to nie jest włamywacz!- odparłam zirytowana i weszłam do domu z siatkami w rękach.
-Miłosz, jestem!- krzyknęłam na wejściu.
-W salonie!- doszła mnie zduszona odpowiedź. Słysząc taką zmianę w głosie mojego partnera, od razu odłożyłam siatki w kuchni i udałam się do salonu, a Matylda, nadal nie przekonana, za mną. Miłosz leżał na kanapie, zakrywając sobie oczy, lecz gdy usłyszał moje kroki uniósł rękę znad oczu, ukazując czerwony rumień wokół nich.
-Jezus Miłek! Nic ci nie jest!?- od razu do niego podeszłam.
-Przecież to ten włamywacz!- zaprotestowała Matylda.
-Nie włamywacz, tylko mój przyjaciel!- warknęłam na siostrę i dodałam -Wiesz co Matylda?! Idź może do domu! Pogadamy kiedy indziej!- powiedziałam jej.
-Dobry plan!- zgodziła się energicznie i już jej nie było, a ja westchnęłam ciężko.
-Poczekaj tu moment...- poprosiłam i poszłam do kuchni zaparzyć rumianku.
-Nigdzie się nie ruszę!- krzyknął za mną. Rumianek szybko się zrobił, więc ostudziłam go odrobinę i wróciłam z nim do Miłosza, po drodze biorąc z łazienki waciki kosmetyczne. Znów kucnęłam obok niego i się odezwałam:
-Zrobię ci okład z rumianku na te oczy... Powinno pomóc...- tak jak powiedziałam tak zrobiłam.
-Więc zaatakowała mnie twoja siostra, ponieważ myślała że jestem włamywaczem?!- spytał mnie Bachleda po chwilce milczenia.
-Niestety... - westchnęłam, Przepraszam cię za nią, Matylda czasem jest...
-Niebezpieczna?!- dokończył za mnie, przez co prychnęłam śmiechem.
-Chciałam powiedzieć bezmyślna, ale niebezpieczna też pasuje!- teraz to śmialiśmy się oboje. Po krótkim czasie rumianek trochę pomógł, ale różowy rumień nadal pozostał.
-To może ty sobie zmieniaj te okłady, a ja dokończę kotlety...- zaproponowałam.
-Może być- zgodził się, patrząc na mnie jednym okiem. Tak właśnie zrobiliśmy.

2 GODZINY PÓŹNIEJ
Ostatnie kwadranse minęły jak moment. Zjedliśmy wspólnie z Miłoszem przygotowany przeze mnie obiad i pogadaliśmy na byle jakie tematy. Mimo incydentu z Matyldą, nadal było miło...
-To ja już się będę zbierał...- powiedział nagle Bachleda, wstając i nie czekając na moją odpowiedz wyszedł z salonu. Od razu się podniosłam i za nim poszłam. Z westchnieniem zatrzymałam Miłosza na korytarzu.
-Góral czekaj!- spojrzał na mnie -Odwiozę cię...- powiedziałam, ubierając się.
-Natalia, ja nie chce cię fatygować...- nie chciał się zgodzić, nadal stojąc przy drzwiach.
-Nie będziesz prowadził w takim stanie!- stałam twardo przy swoim.
-No dobrze...- zgodził się niechętnie i po chwili wyszliśmy. Zamknęłam dom na głucho, wsiedliśmy do auta Bachledy i rozmawiając sobie jak zwykle, odwiozłam go do domu. Pod blokiem pogadaliśmy jeszcze trochę, po czym pożegnaliśmy się i Miłosz poszedł do siebie, na górę, a ja zamówiłam taxę i wróciłam do domu. Cały czas moje myśli zaprzątał Miłek i ta dzisiejsza sytuacja... Myślałam o tym nawet gdy szłam spać. Mam cichą nadzieję że jutro Bachleda nie będzie czuł skutków, "ataku" mojej siostry za bardzo...
CDN.

Taka ci niespodzianka!
Nawiedzenie w wykonaniu Matyldy jak widać nie poszło zbyt dobrze...
Biedny Góral, niewinny, a jednak zaatakowany...
Dobrze że Natalia dość szybko wróciła...!
Zobaczymy co się przydarzy dalej...
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro