63.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NASTĘPNEGO DNIA
NATALIA POW. Dziś wstaliśmy tak jak zwykle. Znów byłam trochę niewyspana, ale nie na tyle, aby nie móc iść dzisiaj do pracy... Miłek poszedł do kuchni zrobić śniadanie, a ja zamknęłam się w łazience. Nikolce pozwoliliśmy jeszcze trochę pospać, abyśmy zdołali wszystko najpierw ogarnąć, jak co rano z resztą... Umyłam się, pomalowałam, włosy tylko rozczesałam, na rękę zakładając parę gumek do włosów, po czym się ubrałam w pierwsze co wyjęłam z szafy. Niezbyt się zastanawiałam czy to co założyłam w ogóle do siebie pasuje, zwyczajnie nie byłam w nastroju... W mojej głowie cały czas kotłowały się myśli o Matyldzie, niektóre tak dramatyczne, że miałam wrażenie iż zaraz do oczu napłyną mi łzy. Jednak siłą woli zmusiłam się do spokoju, przejrzałam jeszcze raz w lustrze, po czym opuściłam łazienkę, akurat w momencie, gdy z sypialni wyszedł Miłek z rozespaną Nikolą na rękach. Nasz mały aniołek jeszcze tarł oko, aby się rozbudzić i nie była w stanie utrzymać główki prosto...
-Oooo! Kto to wstał?! Nasza księżniczka wstała?- powiedziałam do niej słodkim głosem, podchodząc bliżej. Pokiwała tylko główką, więc z Miłkiem uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Chodź do mamy księżniczko...- przejęłam ją i przytuliłam, reagując uśmiechem na jej jeszcze ciepłe ciałko po spaniu. Była taka rozgrzana...
Wspólnie podeszliśmy do stołu i usiedliśmy. Niki bardzo niechętnie mnie puściła, ale się udało i mogłam ją posadzić w krzesełku, po czym sama usiadłam na swoim miejscu. Mała dostała mleczko w butelce, a my zajęliśmy się zajadaniem kolorowych kanapek z serem żółtym, białym, szynką, rukolą, pomidorem i ogórkiem. Były pyszne, a do tego jakie zdrowe!? Śniadanie zjedliśmy w ciszy, ale nikomu ona chyba nie przeszkadzała...?!
-Leć do łazienki, a ja ubiorę małą...- powiedziałam Miłkowi, gdy wstaliśmy od stołu.
-Ok- powiedział krótko, przelotnie mnie pocałował i już go nie było.
-Ale ten tata szybki, co?- zagadnęłam Niki, która już nabrała dość dużej ilości energii po mleku. Maleńka tylko pokiwała główką i przytuliła się do mnie -Chodź, idziemy się ubrać...- z tymi słowami znikłam razem z nią w sypialni. Posadziłam ją na łóżku, a sama stanęłam przed komodą, gdzie były jej rzeczy. Po chwili namysłu wybrałam jej niebieskie legginsy, które wyglądały jak jeansy, a do tego różową koszulkę z krótkim rękawem. Na komodzie położyłam też dla niej ciepłą bluzę, gdyby Zuzka chciała ją wziąć na spacer po południu...
-No to hop mała! Ubieramy się!- powiedziałam do Niki i z odrobiną trudności wdziałam na nią wybrane rzeczy, po czym chwyciłam za szczotkę i uczesałam ją w ulubione, 2 kitki, które związałam różowymi gumeczkami. Nasza urocza...
Gotowe wyszłyśmy z sypialni akurat w chwili, gdy Miłek wpuścił do domu uśmiechniętą Zuzkę.
-O! Cześć!- uśmiechnęłam się i przywitałam z przyjaciółką, cały czas mając na biodrze Nikolę. Tak jakoś wyszło...
-Cześć- odpowiedziała i pozbyła się wierzchnich ciuchów -Widzę że księżniczka gotowa do zabawy...?!- pogiglała małą po brzuszku, na co Niki się zaśmiała. Całą trójką weszliśmy do salonu i usiedliśmy. Mieliśmy jeszcze chwilę aby z nią pogadać...
-A jak ty się czujesz powiedz??- zagadnęłam ją, bardzo ciekawa. W końcu to już 9 miesiąc...
-Nie jest źle... Mały dość mocno i często przypomina o swojej obecności, ale jest dobrze...- odpowiedziała ze szczerym uśmiechem.
-To dobrze...- skomentował Miłek i dodał -A imię już wybrałaś?!- spytał ciekawsko.
-Tak- przytaknęła -Jakub- powiedziała, głaszcząc brzuch.
-Kubuś... Ładnie- skomentowałam ze szczerym uśmiechem.
-Dzięki- dodała gest. Potem pogadaliśmy chwilę, a następnie się ubraliśmy i pojechaliśmy do pracy, podczas gdy Zuzka została z Nikolą...

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
Jeździmy na patrolu już od chyba 5, może 6 godzin. Cały czas jest coś do roboty, ale o dziwo, nie mamy urwania głowy... Przerwę chwilę temu skończyliśmy, a teraz znów patrolujemy ulice Wro. Pochłonęła nas miła rozmowa, gdyż aktualnie nie mamy zbyt wiele do roboty...
Nagle jednak, odezwało się radio.
-09, dla 00, zgłoście się!- odezwał się Jacek przez radio.
-Nie pogadamy!- prychnęłam śmiechem, po czym wzięłam krótkofalówkę w dłoń -Zgłaszam dziewięć! Co mamy?!
-Wezwanie do ********
-Jacuś, z całym szacunkiem, ale to nie jest nasz rewir! To za miastem jest!- wymieniliśmy nierozumiejące spojrzenia.
-Mamy informacje że w tamtej okolicy widziano vana, którym porwano Matyldę... Jedzcie tam, AT też są już w drodze...
-Jak to?! Skąd mamy te informacje?!- rzuciłam szybkie spojrzenie Miłoszowi, a ten tylko wzruszył ramionami, pilnując drogi. W końcu siedział za kierownicą...
-Okoliczny komisariat dokopał się do monitoringu...- zaczął tłumaczyć Jacek.
-Ok! Jedziemy tam!- ukróciłam go szybko.
-Zezwalam na użycie bomb, ale tak z 4 km przed...
-Wiemy! Wyłączymy, aby ich nie przestraszyć- znów przerwałam mu w pół zdania i dodałam -W kontakcie 00!- zakończyłam rozmowę z Nowakiem. Serce waliło mi jak młotem...
-Uważajcie tam na siebie...!- powiedział tylko tyle i radio umilkło, a my już mknęliśmy w tamtą stronę, na bombach...

....
Tak jak powiedział Jacek, przed wjazdem do wsi wyłączyliśmy błyski i zwolniliśmy. Nie chcieliśmy ich przecież powiadomić wcześniej i zabrać sobie możliwość ataku z zaskoczenia... Po chwili kluczenia uliczkami, byliśmy na miejscu. Był to dom z lekka na uboczu, przy krańcu miasteczka. Pod adresem spotkaliśmy również AT. Pogadaliśmy z nimi moment, naradziliśmy się, po czym wkroczyliśmy do środka, aby przeczesać dom. Nie minęło 5 minut, a już wiedzieliśmy...
-Cholera!- krzyknęłam -Byli tu chwilę temu! Ta herbata jest jeszcze ciepła!- ze złością podniosłam stojący na stoliku kubek. Spóźniliśmy się...
-Nie tak nerwowo Natalia!- zwrócił mi uwagę Miłosz, po czym wyjął telefon -Jeśli jest tak jak myślimy, nie odjechali daleko, a jeśli dążą do Niemieckiej granicy, co jest bardziej niż prawdopodobne, mają do wyboru tylko te 4 drogi...- powiedział, pokazując mi i 2 AT kierunki na mapie. Już wiedziałam do czego dąży mój partner...
-A skoro chcą się przedostać niezauważeni przez nikogo, a szczególnie graniczników, zostaje im tylko ta...- wskazałam na mało uczęszczaną eskę. Teraz, kiedy mamy 2 autostrady, praktycznie bezpośrednio do Berlina, prawie nikt już jej nie używa...
-Jeśli ruszymy teraz, uda nam się ich przeciąć w tym punkcie, krótko przed granicą...- dokończył Miłosz, a w jego oczach widziałam zawziętość i tryumf. Podobnie jak ja chciał dorwać tych skurwieli i to nie tylko ze względu na Matyldę...
-Macie rację- zgodził się jeden z AT i dodał do słuchawki -Zbieramy się chłopaki, jazda! Mamy możliwość ich zgarnąć!- krzyknął i się pospieszyliśmy do aut. Teraz jak nigdy liczył się czas...
Po drodze powiadomiliśmy o wszystkim Jacka, a on straż graniczną, tak na wszelki wypadek... Nie chcieliśmy ryzykować że nam się wymkną... Miłosz tak mocno ściskał kierownicę, jadąc ponad 100 na godzinę, że aż mu kostki pobielały! Bez słowa chwyciłam jego nadgarstek i zaczęłam łagodnie głaskać go kciukiem po wewnętrznej stronie. Pomogło, ale tylko nieznacznie... To nie tak że ja też się nie denerwowałam, po prostu łatwiej mi to było zdusić w sobie niż jemu...

20 MINUT PÓŹNIEJ
Zajechaliśmy już na miejsce i wsiedliśmy razem z AT do ich wana, którego postawiliśmy jako "opuszczonego" na poboczu. Radiowóz wcześniej ukryliśmy w lesie, aby ci porywacze się nie skapnęli za szybko... Wszystko było gotowe, więc teraz pozostało tylko czekać... Przez co że lada moment powinni się pojawić, puls mi szalał w uszach, ale starałam się uspokoić... Nie czas na nerwy... Poczułam na sobie spojrzenie Miłosza, więc i ja spojrzałam na niego. Uspokajał mnie bez słów, a jego spojrzenie mówiło tylko jedno "Będzie dobrze, zobaczysz!!" Uwierzyłam mu. Nigdy mnie nie oszukał czy zawiódł, więc czemu miałabym nie?!

Takie moje zamyślenie wyrwał nadjeżdżający szary dostawczak. Tablice się zgadzały, więc wkroczyliśmy do akcji... Dla jej powodzenia i naszego bezpieczeństwa trzymaliśmy się z tyłu, do czasu...
-Pani Aspirant!- krzyknął jeden z AT, gdy otworzył drzwi do bagażnika. Od razu znalazłam się obok niego i odetchnęłam z ulgą widząc siostrę i resztę zaginionych kobiet. Weszłam tam bez wahania, a czas jakby się zatrzymał w miejscu...
-Matylda!- wykrzyknęłam z ulgą, ze łzami w oczach.
-Natalia!- widać było po niej że odetchnęła... Od razu przytuliłam siostrę do siebie, a młoda oddała ten uścisk automatycznie. 
-Już po wszystkim, już jest ok..- powiedziałam poważnie, całując ją w czoło i przytulając ponownie.
-Tak się bałam...- odpowiedziała tylko i spojrzała na leżącą na jej kolanach kobietę -Lilka potrzebuje pomocy medycznej... Rozchorowała się, jest odwodniona...- biedna cały czas się trzęsła...
-Karetki zaraz będą..- uspokoił ją Miłosz, kucając obok mnie i delikatnie kładąc mi rękę na plecach w uspokajającym geście. Nie wiem jak, ale sprawił że uwierzyłam iż cała ta sytuacja to nie sen i ta tragedia się naprawdę skończyła...
-Ok..- uśmiechnęłam się do niego, odwracając do tyłu na moment. Góral oddał gest, nie ruszając ręki.

Po paru minutach, podczas których porozmawialiśmy z Matyldą i resztą dziewczyn, przyjechały 2 karetki. Jedna od razu wzięła Liliannę do szpitala, gdyż jej stan nie był zbyt dobry, a załoga drugiej zajęła się moją siostrą i drugą z dziewczyn.
Stanęliśmy wtedy z Miłoszem w pewnej odległości, patrząc na to wszystko. Dodatkowe patrole już się uwijały przy zatrzymanych razem z AT, a my po prostu staliśmy w milczeniu...
-Mówiłem ci że wszystko będzie dobrze...!- wyrwał mnie z zamyślenia właśnie Góral, delikatnie głaszcząc moje ramię. Spojrzałam w jego kierunku z uśmiechem.
-Mówiłeś...- przytaknęłam, kiwając potakująco głową i łącząc nasze dłonie. Bachleda w odpowiedzi tylko je ścisnął. Mały i ukradkowy gest, ale znaczący wiele... -Chodź, zobaczymy jak z nimi...- dodałam i pociągnęłam go za sobą w stronę karetki, na stopniach której siedziały Matylda i Marika.
-Hej, jak z nimi...?!- zwróciłam się do lekarza.
-No wiesz...- westchnął ciężko -Najlepiej nie jest, ale nie mają też jakichś większych obrażeń... Dużo siniaków i parę otarć, to wszystko... Są też przemęczone i dość wygłodzone, jakby nie jadły od kilku dni...- powiedział szczerze, patrząc po naszej dwójce z kwaśną miną.
-Rozumiemy...- przytaknęliśmy.
-Jednakże zalecałbym wizytę w szpitalu i dokładną diagnostykę...
-Pewnie, załatwi się...- potwierdził Miłosz i dodał -Matyldę zawieziemy sami, a co z Mariką?!
-My ją weźmiemy karetką do miejskiego...
-Ok. Dzięki...- podziękowaliśmy, po czym przedstawiliśmy plan Matyldzie i Marice. Obie od razu się zgodziły. Gdy siostra wstała na nogi, ponownie ją przytuliłam do siebie, czując jak się we mnie wtula.
-Już dobrze mała... Już po wszystkim...!- szepnęłam i pocałowałam ją w skroń.
-Dzięki Bogu...- potwierdziła, a jej słowa były stłumione przez mój mundur. Najważniejsze że Matylda jest już bezpieczna...
-Chodźcie, jedziemy do szpitala...- powiedział Miłek, a my mu przytaknęłyśmy, gdy puściłam siostrę. Wspólnie wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w kierunku miejskiego...

....
Po dokładniej i na szczęście spokojnej diagnostyce, potwornie zmęczeni zabraliśmy Matyldę do domu, gdzie czekała na nas Niki z Zuzką. Kowal widziała że nie jesteśmy w nastrojach do rozmów, więc mówiąc niewiele zebrała się i zmyła do siebie. Mimo to jednak widziałam że pilnowanie małej już ją wykańcza, więc będzie trzeba pomyśleć o jakiejś opiekunce...
Ledwo zostaliśmy sami, Niki podeszła zaciekawiona do Matyldy, z którą siedziałam na kanapie.
-To to?! (Kto to?)- spytała mnie, wdrapując się na moje kolana, ale nie odwracając od młodej wzroku. Jak na nawet nie roczne dziecko, to zdarza się jej sporo mówić...
-Ciocia Matylda... Moja siostra, wiesz?- odpowiedziałam jej. Niki nie odpowiedziała nic, tylko niespodziewanie rzuciła się prosto w ramiona oszołomionej tym nagłym "atakiem" Matyldy. Moja siostra jednak przytuliła małą.
-Miło cię poznać księżniczko...- powiedziała cicho, na co Nikola z szerokim uśmiechem zacisnęła drobne rączki na jej szyi, przytulając mocno. Czynem tym wyciągnęła od Matyldy drobny uśmiech, a ja patrzyłam na ten obrazek z podobną miną.
-Dobra Niki! Dość czułości! Pogadasz z ciocią jutro, teraz czas spać!- powiedziałam do córki, biorąc ją od Matyldy i sadzając sobie na biodrze.
-Niedługo wrócę mała...- zwróciłam się do siostry, pocałowałam ją w czoło i zostawiłam z szykującym kolację Miłoszem.
Po tym jak wykąpałam małą, poszłam ją uśpić. Zasypiała dziś nieludzko opornie, gdyż chciała "do cioci"... W końcu padła, po chyba 5 kołysankach, ale się udało! Wtedy położyłam ją do łóżeczka, przykryłam, pocałowałam w nosek i biorąc nianię ze sobą, wyszłam z sypialni. Jednakże w salonie zastałam tylko Miłosza!?
-Hej Skarbie, a gdzie Matylda?- spytałam o siostrę, siadając naprzeciwko niego przy stole.
-Śpi. Gdy wykąpałaś Niki, zajęła łazienkę, wykąpała się, a potem poszła spać do gościnnego. Nie trudziłem się z namawianiem jej na kolację, taka była wymięta że szkoda gadać...- powiedział mi prawdę, łapiąc moją rękę przez stół.
-Nie dziwi mnie to... To porwanie... Nawet nie chcę myśleć co oni jej tam robili...!- powiedziałam gorzko, a zaraz potem się z tego otrząsnęłam -Jednakże najważniejsze że jest już bezpieczna, z nami! Teraz już wszystko będzie dobrze...
-Właśnie tak. Będzie dobrze, bo jej pomożemy...- dodał, a ja odpowiedziałam uśmiechem.
-Zajadajmy lepiej, bo jeszcze nam wystygnie!- wskazałam na leżące przed nami talerze.
-Masz rację, smacznego- odpowiedział, zgadzając się ze mną i zaczęliśmy zajadać zrobione przez Górala zapiekanki, popijając je herbatą. A po kolacji po kolei zamknęliśmy się w łazience z zamiarem wykonania wieczornej rutyny. Niby wszystko było dobrze, a ja i tak cały czas myślałam o siostrze... Matylda dużo przeszła i sama nie wiem czy chcę wiedzieć JAK dużo...
Miłosz oczywiście zobaczył że mnie to dręczy, ale nic nie powiedział tylko pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie mocniej, gdy już leżeliśmy wspólnie w łóżku, tylko przy świetle małej lampki stojącej na nocnym stoliku. Gest ten znaczył o wiele więcej i ja to doskonale wiedziałam i doceniałam. Gdyby nie on i Niki, to ja nie wiem czy bym zniosła to porwanie Matyldy...
-Cały czas cię to nurtuje...- szepnął, patrząc mi w oczy.
-Martwię się o nią... Taka trauma...- zająknęłam się.
-Matylda jest silna babka, upora się z tym! Tak jak ty z Łukaszem!- jeszcze do niedawna na imię ex męża tyrana bym zbladła i się cała spięła, ale teraz już mam go gdzieś. Wygrałam tą walkę z nim i już prawie zapomniałam o tym wszystkim co się tak naprawdę wydarzyło, mimo iż to nawet nie pół roku... Jestem przekonana że to OGROMNA zasługa Miłosza... Gdyby nie on...
-Oby Miłek...- westchnęłam i dodałam -Chodźmy już spać... To był ciężki dzień...
-Dobranoc- odpowiedział na to, pocałował mnie czule, po czym zgasił lampkę. Wtuliłam się w niego i odetchnęłam głęboko. Teraz już miało być tylko lepiej...
CDN.

Czyli Matylda odbita!
Całe szczęście nic jej nie jest...
Co się wydarzy dalej?
Jak to się wszystko potoczy?!
Zobaczymy...
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro