75.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W TYM SAMYM CZASIE 
MIŁOSZ POW. Jeździliśmy z Adą spokojnie radiowozem, gdy nagle miałem takie jakby przeczycie, że muszę trochę zboczyć z trasy, bo dzieje się coś niedobrego. Nigdy wcześniej takie "przeczucia" mnie nie myliły, więc postanowiłem go posłuchać i ostro zjechałem w bok. skręcając gwałtownie w boczną ulicę. Nie uszło to uwadze mojej partnerki: 
-Miłosz, gdzie ty cholera jedziesz!? Przecież to nie nasz rewir, tylko dwójki!?- zdziwiła się Ada, mając krzywą minę. Wyraźnie jej się to nie podobało...
-Wiem, ale muszę coś sprawdzić- odpowiedziałem jej spokojnie. Mimo to w środku cały się gotowałem, a im głębiej się tam zapuszczałem, tym silniejsze było moje przeczucie że coś jest nie tak..!? 
Chwilę później niestety okazało się że miałem cholerną rację, gdyż z jednego z bloków wydobywało się dużo dymu, a ludzie wylegli na ulicę. Nie wyglądało to za dobrze... Straży pożarnej jak na razie nie było widać, za to po chwili ujrzałem znajomy radiowóz stojący na jednym z krawężników. Myślałem nawet że przez parę sekund serce mi stanęło...
-Wysiadaj!- powiedziałem oschle do Ady, sam czyniąc to podobnie, po uprzednim zgaszeniu silnika. Kowalewska niezadowolona posłuchała i coś tam zaczęła do mnie gadać, ale jej nie słuchałem, zamiast tego uporczywie szukałem w tłumie znajomej szatynki. Jak na razie z marnym skutkiem...
-Co się dzieje Miłek?!- przebiła się przez moje myśli Ada, stając bardzo blisko mnie.
-Znajdź Roberta!- odpowiedziałem oschle, odsuwając się od niej. Nawet nie skarciłem jej za to zdrobnienie, gdyż coś innego było dla mnie najważniejsze... Brunetka zrobiła naburmuszoną minę, ale posłuchała. Chwilę tak staliśmy, nie mówiąc nic, tylko przeszukując wzrokiem spory tłum.
-Tam jest! Niedaleko klatki C!- zwróciła moją uwagę Ada, wskazując na znajomego blondyna, wyprowadzającego ludzi z klatki. Nigdzie nie widziałem jednak mojej narzeczonej....
-Idziemy do niego!- zdecydowałem i nie czekając na jej reakcję ruszyłem w stronę Dobrowolskiego, przepychając się przez ludzi, z krzyczącą za mną Adą za plecami.
-Robert!- krzyknąłem na blondyna, gdy do niego dotarłem.
-Miłosz?! Ada?! Co wy tu robicie?!- spytał, wyraźnie zaskoczony.
-Gdzie Natalia?!- spytałem go, ignorując jego pytanie. Tylko ona się teraz dla mnie liczyła. Ona i jej bezpieczeństwo...
-Gdzieś tam!- wskazał na najbliższe klatki po naszej prawej, a jego lewej -Podzieliliśmy się na pół, aby w jak najszybszym tempie zlokalizować źródło problemu i wyprowadzić ludzi...
-Puściłeś ją samą!?- nie dowierzałem w to co słyszę.
-Widzisz jaki ten blok jest duży?! Nie ogarnęlibyśmy tego tak szybko, gdybyśmy wszędzie chodzili razem!- odpowiedział i dodał -Z resztą, to była jej decyzja. Rozkaz dowódcy musi zostać wykonany...- powiedział z powagą.
-Gdzie jest straż?!- mimo że miałem ochotę mu przywalić, to nie był ani czas, ani miejsce na to. Teraz musiałem znaleźć Natalię...
-W drodze. Z resztą, co się pytasz, mamy tu z Natalką ogarnięte! Nie potrzebujemy was tu! Wracajcie na swój patrol!- odpowiedział lekceważąco.
-A widzisz ją tu gdzieś!?- powoli nie wytrzymywałem -Wezwij karetki, coś czuję że nie tylko straż będzie potrzebna!- zwróciłem się do Ady, a ta tylko skinęła głową i odeszła na bok, aby pogadać z Jackiem. Za to ja spojrzałem na blondyna -Gdzie ją ostatni raz widziałeś!?- spytałem go, czując jak wewnętrznie cały się trzęsę.
-Nie wiem, gdzieś po jej stronie...?!- prychnął, ani trochę się tym nie przejmując.
-Dobrowolski kruca, skup się!- naprawdę mną telepało i miałem coraz większą ochotę aby mu przywalić....
-Nie wiem... Chyba wchodziła do G...- po chwili namysłu wskazał na klatkę i dodał -Zaraz powinna wyjść, skoro ludzie już stamtąd wyszli...- odpowiedział spokojnie.
-Jesteś debil...!- skomentowałem tylko, po czym niewiele myśląc i nikogo o tym nie informując, pobiegłem do rzeczonej klatki G. Wpadłem tam i jak oparzony zacząłem latać po schodach, sprawdzając każde mieszkanie, pukając do drzwi, albo wbiegając do tych otwartych. Na niższych piętrach nie było ludzi, co zgadzało się ze słowami Dobrowolskiego, a im się piąłem w górę tym dym był ciemniejszy i bardziej gęsty.... Co chwila wołałem Natalię z walącym z nerwów sercem. Bałem się o nią... Cholernie się bałem....
-Natalia!?- wydarłem się po raz kolejny i wtedy właśnie ją zobaczyłem... Leżała na półpiętrze w drodze na ostatnie, 10 piętro i się nie ruszała... 
-Natalia!- od razu do niej podbiegłem i kucnąłem obok. Na pierwszy rzut oka nie mogłem nic stwierdzić, więc pochyliłem się nad nią i delikatnie ciągnąc ją za ramię próbowałem ocucić -Natalia?! Natalka, ej! Obudź się Kicia!- jednakże nadal nie reagowała. Wobec tego sprawdziłem jej oddech i puls. Na całe szczęście oddychała, ale bardzo słabo, co znaczyło że nawdychała się tej cholernej mieszanki dymu i ulatniającego się gazu, który palił jedno z mieszkań w klatce obok, albo już i całą. Powierzchownie sprawdziłem czy nic jej nie jest z walącym sercem, po czym na moment ją zostawiłem samą i pobiegłem sprawdzić czy 10 piętro jest puste. Oba mieszkania były otwarte na oścież, podobnie jak wszystkie znajdujące się w nich okna. Wtedy wróciłem do partnerki i kucnąłem obok niej. Bez wahania zarzuciłem sobie jej bezwładną rękę na ramiona i wziąłem ją na ręce, dokładnie tak jak w Czarcim, gdy niosłem ją na górę do pokoju, abyśmy oboje poszli spać... Jednak to nie był czas, ani miejsce na takie wspominki, gdyż i ja traciłem siły przez to że to paskudztwo dostawało mi się coraz większymi ilościami do płuc... -Oddychaj sobie spokojnie, wyciągnę cię stąd, obiecuję Kochanie...- wydyszałem, pocałowałem ją w czoło i trzymając mocno w ramionach zacząłem schodzić ze schodów. Zostało tylko i aż 9 pięter w dół, zanim wydostanę ją i samego siebie z tej betonowej puszki.... MUSIAŁO mi na to wystarczyć sił i tyle! Przecież liczyła na mnie nie tylko sama Natalia, czy Matylda, ale też nasza córka! Musi być dobrze..! Po prostu MUSI!!
Im byłem niżej, tym dym się rozrzedzał, więc i widoczność była coraz lepsza, ale ja z każdym krokiem miałem mniej sił i bardziej się dusiłem przez ten gaz. To zdecydowanie NIE było komfortowe położenie, nie ma co! Jednakże nie zastanawiałem się nad tym, tylko parłem dalej, w dół, aby w końcu stąd wyjść. Minuty dłużyły mi się niemiłosiernie, cały czas słyszałem przerażone krzyki ludzi na zewnątrz i syreny nadjeżdżających wozów strażackich.
Ledwo wyszedłem na zewnątrz, od razu wziąłem ogromny haust powietrza, dziękując Bogu za mroźne i świeże powietrze przy ledwo 2 stopniach Celsjusza... Od razu byli przy mnie Robert z Adą.
-Boże, Natalia!- Kowalewska się przestraszyła.
-Daj mi ją...!- powiedział na to Robert, wyciągając ręce tak, aby ją ode mnie przejąć.
-Zajmij się ludźmi i pośpiesz karetkę, a jej nie dotykaj! Dużo już zrobiłeś!- prychnąłem oschle i jak gdyby nigdy nic odszedłem na bok, tam gdzie nie było ludzi. Nie potrzebowaliśmy zbiegowiska, szczególnie nie teraz...
-Potrzebujesz coś?- spytała mnie Ada, idąc za mną.
-Przynieś mi migiem tą plandekę na przednią szybę i 2 koce z radiowozu!- poprosiłem ją, ani na moment nie puszczając z rąk Natalii -Oddychaj sobie Kochanie... Wszystko na spokojnie... Oddychaj...- szepnąłem do Wieczorek, tuląc ją do siebie i czując jak bezwładnie oparła czoło o moją skroń. Po chwili wróciła Ada i rozłożyła tą plandekę na ławce, a na niej koc. Wtedy położyłem na tej ławce Natalię, sam siadając na niej i trzymając głowę Natki na moich kolanach. Drugi koc zostawiłem sobie na w razie czego, sam do końca nie wiem po co...

.....
Jakiś czas później pojawili się ratownicy i zajęli Natalią, a strażacy uporali z tym gazem, a co za tym idzie pożarem. Najgorsze było już bez wątpienia ogarnięte... Ja cały czas byłem przy Natalii, a Ada pomogła Robertowi skończyć tą sprawę na miejscu. Na całe szczęście nikomu się nic poważnego nie stało, a i z Natalią było wszystko ok. Dzięki pomocy ratowników ocknęła się i było wszystko git. Wiktor stwierdził że nie trzeba aby jechała do szpitala, ale miała się oszczędzać do końca dnia. Obiecałem Banachowi że tego dopilnuję, a on i jego "dzieciaki" czyli Piotrek i Martyna Strzeleccy poszli sprawdzić czy ktoś inny jeszcze nie potrzebuje pomocy, a potem wrócili na ulicę, z braku roboty.
Jako że Jacek był informowany o wszystkim na bieżąco, zdecydował że mamy całą czwórką wracać na komendę. Nikt się nie kłócił gdy stwierdziłem że ja i Natalia wracamy dwójką, a Ada ma do dyspozycji kluczyki dziewiątki. Zdecydowałem tak, gdyż widziałem w oczach Natalii że nie chce dawać Robertowi kluczyków. Uszanowałem to i podjąłem odpowiednią decyzję. Krótko później, gdy ludzie powracali do swoich mieszkań, lub pojechali do rodziny, my wsiedliśmy do radiowozów i ruszyliśmy w drogę powrotną na komendę...

40 MINUT PÓŹNIEJ 
NA KOMENDZIE 
Przez całą drogę, kiedy tylko mogłem, obserwowałem Natalię uważnie. Była jeszcze trochę blada, ale wydawało się że jest wszystko ok, tak jak mnie zapewniała. Mimo to jednak, nadal się o nią martwiłem. W końcu przez debilizm jej partnera służbowego mogło jej się coś stać!?
Na komendzie byliśmy po może 40 minutach. Zaparkowałem pod wejściem i wysiedliśmy, a krótko po nas przyjechali Ada z Robertem. Całą czwórką weszliśmy do środka i od razu udaliśmy się do Jacka, aby z nim pogadać o wszystkim. Nowak na początku był średnio zadowolony z tego, że sam podjąłem decyzję o "zawieszeniu" patrolu i pomocy dwójce, ale jak się dowiedział wszystkich szczegółów to odpuścił i nieźle się wkurzył na Roberta. Dobrowolski próbował się jeszcze jakoś tłumaczyć, a Natalia i Ada milczały, obserwując całą naszą trójkę. Nowak jednak go nie chciał słuchać, a w zamian za to zrobił mu niezłą tyradę o tym jak powinno wyglądać partnerstwo....
Po krótkiej kłótni z Jackiem, wyszliśmy z dyżurki i udaliśmy się na obiad, do stołówki, gdyż blondyn wpisał całej naszej czwórce przerwę. Rozmawialiśmy dość spokojnie z Natalią, czasem Ada coś powiedziała, a Robert siedział naburmuszony i tylko mieszał widelcem w talerzu.
Naraz jednak, gdy się tego najmniej spodziewaliśmy, po stołówce rozległo się bynajmniej znajome:
-Natalia?! Miłosz!?- całą czwórką spojrzeliśmy w tamtą stronę, skąd dochodził głos. Lecz tylko ja i szatynka rozpoznaliśmy kobietę, oraz idącą obok niej małą dziewczynkę. Natychmiast oboje wstaliśmy, podczas gdy siostra mojej narzeczonej do nas dotarła.
-Matylda?! Co ty tu robisz?!- spytała ją Natalia, przytulając siostrę, a ja zwróciłem się do córki:
-Chodź do taty!- zaśmiałem się i od razu ją wziąłem w ramiona, wcześniej jednak podrzucając 3 razy delikatnie do góry, przez co mała się zaśmiała. Nie musieliśmy patrzeć, aby wiedzieć że nasi partnerzy służbowi mają oczy jak 5 złotych i nie rozumieją z tej sytuacji absolutnie nic...!?
-Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałaś, więc skontaktowałam się z tym waszym dyżurnym i on mi powiedział że miałaś jakiś wypadek w robocie!? O co chodzi?!- odpowiedziała jej Matylda, z nerwową miną.
-To nic takiego...- chciała to zbyć Natalia, a ja czułem na sobie palący wzrok Ady i Roberta.
-Tata!- zaśmiała się Niki i obejmując mnie rączkami za szyję, mocno się przytuliła.
-Co tu robisz Aniołku?- spytałem ją, tuląc córkę do siebie. Niki odpowiedziała mi coś po swojemu, a ja jej przytaknąłem, drugim uchem przysłuchując się szczerej choć trochę gwałtownej rozmowy między Natalią, a jej siostrą. Matylda była wyraźnie poruszona wieścią że Natalia się nawdychała gazu i zabijała Roberta wzrokiem. Jednak Dobrowolski był skupiony na zdecydowanie kimś innym, podobnie jak Ada...
-To to?!- wyręczyła nas wszystkich Niki, wskazując na parę. Oboje z Natalią spojrzeliśmy w tamtą stronę.
-To Robert i Ada... Nasi koledzy z pracy, wiesz Skarbie?!- odpowiedziała jej Natka, po czym dodała -Chodź do mamy...- wyciągnęła ręce po Niki. Widziałem w jej oczach, że potrzebuje przytulić naszą córkę, aby się w 100% uspokoić po tym wszystkim... Nigdy by się do tego nie przyznała, ale po tej akcji z gazem jeszcze ją trochę "telepało" w środku...
-Mama!- sięgnęła do niej mała, a ja podałem ją narzeczonej. Natalia z ulgą wtuliła w siebie Nikolę, a odezwał się blady jak ściana i zszokowany Robert:
-To twoja córka, Natalia?!- spytał szatynkę zszokowany.
-Tak, moja i Miłosza- odpowiedziała mu spokojnie i dodała -Poznaj proszę Nikolę Alicję Bachledę...- uśmiechnęła się lekko, przeczesując Nikolce włoski. Mała wtuliła się w nią mocno, uważnie obserwując oboje. W jej oczkach widziałem że nie polubiła ich... 
-Urocza... Cześć maleńka...- zwrócił się do niej Dobrowolski, a Niki ostentacyjnie się odwróciła do niego tyłem i wtuliła w Natalię.
-Nie lubi cię, widzisz- prychnęła Natalia, jak gdyby nigdy nic głaszcząc Niki po plecach.
-Wykapana mama!- zaśmiała się Matylda, a ani ja, ani Natka nie odpowiedzieliśmy jej nic.
-To serio wasza córka?!- zabrała głos do teraz milcząca Ada, nie potrafiąc odwrócić wzroku od małej.
-Tak, a co?! Chcesz zobaczyć papiery, że nie wierzysz?!- odpowiedziała jej cierpko Natalia, nawet na nią nie patrząc.
-Wiecie co?! Chodźcie pogadać gdzieś indziej...- powiedziałem, chcąc spędzić resztę przerwy w gronie mojej rodziny, bez niepotrzebnej obecności Dobrowolskiego czy Kowalewskiej...
-Jak wy wychowujecie córkę!?- prychnęła Ada, jakby nie słysząc moich słów.
-O czym ty Ada mówisz?!- spojrzałem na brunetkę jak ciele w malowane wrota, nic nie rozumiejąc.
-Ta mała pokazała mi język!- zrobiła oburzoną minę.
-Oj, wielkie mi rzeczy! Roczna dziewczynka pokazała ci język!- prychnęła Matylda, wywracając oczami -Normalnie idź do łazienki się popłacz i naskarż szafowej!- zadrwiła, wyraźnie dobrze się bawiąc.
-Po prostu chce smoczka, wielkie mi rzeczy!- dodała Natalia i spojrzała z wyczekiwaniem na siostrę. Młodsza Wieczorek podała jej pożądaną rzecz i chwilkę potem Niki już była w siódmym niebie. No może nie do końca, gdyż brakowało jej czegoś jeszcze, a raczej kogoś...
-Tata...!- wyciągnęła do mnie rączkę, więc się do nich przybliżyłem. Jednakże gdy chciałem ją wziąć na ręce, objęła mnie za szyję i przytuliła, jednocześnie nie puszczając Natalii.
-Zatęskniła za rodzicami widać!- skomentowała rozbawiona Matylda.
-No co ty Tyldzia nie powiesz?!- prychnęła Natalia, mimo to jednak dała się przytulić. Oboje widzieliśmy niezadowolone spojrzenia Roberta i Ady, ale nic o tym nie powiedzieliśmy. Nie chcieliśmy zaczynać niepotrzebnych kłótni, nie przy małej...

Potem już resztę przerwy spędziliśmy z Matyldą i Nikolą na szczerej rozmowie. Jednak czas leciał i zanim się obejrzeliśmy, musieliśmy wracać do pracy...
-Pa pa maleńka!- ucałowaliśmy córkę w czółko -Na razie Matylda!- pożegnaliśmy się z młodą i już ich nie było. A powodem tego rozstania był fakt, że zarówno jak ja i Ada, tak Natalka i Robert dostali wezwanie w swoich rewirach...
-Uważaj tam na siebie i widzimy się po służbie!- uśmiechnąłem się do niej, obejmując Wieczorek w tali.
-Ty też uważaj- odpowiedziała, pocałowaliśmy się czule i chwilę później każde z nas wsiadło za kierownicę radiowozu i wyjechaliśmy w miasto, skupiając się na obowiązku służbowym, a nie na prywacie... Ten dzień bez wątpienia do spokojnych NIE należał...
CDN.

Na całe szczęście nic poważnego się nikomu nie stało! 
Dobrze że Miłosz miał to swoje "przeczucie"! 
No i Robert wreszcie poznał córkę Miłosza i Natalii! 
Zdziwił się chłopina, nie ma co! 
Co jeszcze spotka ich na służbie?! 
Zobaczymy... 
Miłego dnia! / Dobranoc! 
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro