79.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

NATALIA POW. Z Miłoszem jest dobrze... Powoli wraca do sił, ale jeszcze kawał drogi przed nim... Tęsknię za nim, a Niki to już w ogóle! Ciągle pyta mnie w swój dziecięcy sposób gdzie tata?! Ciężko mi odpowiadać jej że jeszcze trochę minie zanim tata do nas wróci, ale daję radę... OGROMNĄ pomocą są dla mnie Matylda i rodzice Miłka, którzy przyjechali z Czarciego 5 dni temu. Gdyby nie oni to pewnie bym sobie z tym wszystkim nie poradziła...!? Wspierają mnie z całych sił, sami będąc smutni stanem swojego syna, więc jestem im za to stokrotnie wdzięczna...
-Córuś, zjedz jeszcze trochę! Zjadłaś jak ptaszek! Padniesz tam w pracy!- skomentowała z wyraźną troską mama, patrząc na mnie przez stół. Miała rację, dzisiaj jakoś nie miałam apetytu na jedzenie i zjadłam tylko pojedynczą kanapeczkę z szynką i majonezem i nic poza tym... No wypiłam do tego herbatę z miodem i imbirem, aby dodało mi to energii. Jednakże znów zauważyłam że nie ważne jak dobrą bym zrobiła sobie herbatę, czy wykonała ją mama, ŻADNA nie równa się z tą, którą "wyczaruje" dla mnie Miłek... Tęsknię za nim i to okropnie...!
-Nie jestem głodna mamo...- odpowiedziałam spokojnie i łagodnie, patrząc przez stół na panią Beatę z lekkim uśmiechem.
-Natalko...- jęknęła, niezadowolona.
-Mama ma rację, powinnaś coś jeszcze zjeść...!- poparł ją w wysiłkach pan Tomasz, kładąc dłoń na mojej i patrząc mi głęboko w oczy -Dobrze wiesz że z takim śniadaniem Miłosz by cię z domu nie wypuścił! A nas by ukatrupił, gdyby się dowiedział że to zrobiliśmy...- dodał poważnie.
-Masz rację tato...- odpowiedziałam ugodowo, myśląc o Góralu. Faktycznie nie wypuściłby mnie z domu po takim cienkim śniadaniu...
-Zjem jeszcze jedną kanapkę i trochę jajecznicy, może być?!- uśmiechnęłam się do nich.
-Jajo!- dodała od siebie Nikola, radośnie.
-Widzisz! Nawet wnusia się z nami zgadza! Co nie Słoneczko!?- zwróciła się do niej pani Beata z uśmiechem i połaskotała ją pod brodą, przez co mała zaśmiała się słodko. Nasza urocza...
-Ok, ok! Już jem!- zaśmiałam się szczerze i faktycznie, zrobiłam tak jak powiedziałam. Niespełna 10 minut później, idealnie gdy skończyłam jeść, zadzwonił dzwonek do drzwi.
-To pewnie Matylda, pójdę otworzyć!- wyjaśniłam i wstałam od stołu. Żwawym krokiem podeszłam do drzwi i uprzednio sprawdzając przez Judasza kto za nimi stoi, otworzyłam je. Miałam rację, była to Matylda, która miała dzisiaj pilnować Niki, podczas gdy ja będę w pracy, a rodzice u Miłka w szpitalu. Siedzi tam biedny, uziemiony, więc bez wątpienia przyda mu się towarzystwo... Zastanawia mnie tylko, gdzie w tym wszystkim Jagna?! Czyżby nie przejęła się zdrowiem młodszego brata?! Wydawało mi się to dziwne, biorąc pod uwagę jak "lwio" próbowała "go przede mną obronić"...?!
-Cześć Mała, wejdź!- przywitałam się z siostrą, uściskałam ją na wejściu, po czym wpuściłam do środka.
-Hejka!- odpowiedziała rozpromieniona. Potem dość szybko pozbyła się zbędnych części ubioru, a następnie weszła głębiej do mieszkania.
-Dzień dobry państwu!- przywitała się z rodzicami Bachledy uściskiem.
-Dzień dobry dziecko!- oboje ją uściskali, a gdy puścili, cała uwaga Matyldy była skupiona na Nikoli.
-Ciocia!- wykrzyknęła zadowolona mała, wyciągając do niej rączki.
-Niki! Chodź do mnie aniołku!- odparła w tym samym tonie, po czym wyjęła ją z krzesełka i przytuliła.
-To ja się będę zbierać do pracy...- powiedziałam, patrząc na "rozgardiasz" w salonie.
-Jak najbardziej córciu, jak najbardziej! My sobie tu damy radę!- uspokoiła mnie mama, tak jak codziennie, dopijając kawę. Posłuchałam jej i w mig się skupiłam na przygotowaniu się na dzisiejszy dzień pracy. Nie było tego dużo, ale każdy z przedmiotów był bardzo ważny w w swoim celu...
Jako że mam dzisiaj na dziesiątą, krótko przed dziewiątą wyszłam z domu, aby pojechać na fabrykę. Jednakże zanim to zrobiłam, uściskałam siostrę, ucałowałam rodziców i przytuliłam porządnie córkę, całując ją w czółko. Gdy wrócę będzie już spała, więc chciałam ją "zawczasu" wyprzytulać...

3 GODZINY PÓŹNIEJ
Patrol rozpoczęłyśmy po odprawie u Renaty. Na moje nieszczęście, ciągle muszę współpracować z Adą... Ale szczerze mówiąc, lepsza ona niż ten bałwan, Dobrowolski! Chociaż i tak nadal jej nie wybaczyłam tego co się przez nią stało Miłoszowi. Jej zachowanie... Gdyby Miłek wtedy zginął.... Nie! Nawet nie chcę o tym myśleć! 
A z tych rozmyślań wyrwał mnie Jacek:
-Dziewiątka, zgłoście się!?
-Tu 9, zgłaszam, co mamy?!- spytała dyżurnego Ada.
-Dość brutalną bójkę w szpitalu na *********...
-Jak to w szpitalu!?
-Tak to!- prychnął w odpowiedzi -Jedźcie tam jak najszybciej, najlepiej na bombach!
-Wiemy coś więcej?!- spytałam przyjaciela, a Ada włączyła bomby.
-Niestety nie- odpowiedział krótko.
-Ok, jedziemy tam! Damy znać na bieżąco!- zakończyła rozmowę Ada, a ja chyba jeden z nielicznych razów się z nią zgodziłam. Zanosiło się na robotę...

10 MINUT PÓŹNIEJ
W SZPITALU NA *******

Dojechałyśmy tam, wyłączyłam to co trzeba i wysiadłyśmy. Zamknęłam wóz i udałyśmy się truchtem do budynku. Ledwo wpadłyśmy na recepcję, już była przy nas przerażona pielęgniarka.
-Dobrze że panie już są! Oni się zaraz tam pozabijają!- wykrzyknęła i nie dając nam ani chwili na wylegitymowanie się czy cokolwiek innego, poprowadziła nas na odpowiedni oddział. Wymieniłam tylko z Adą spojrzenia. Może i się nie lubimy i nie mam do niej za grosz zaufania, nie mogę jej  nie oddać że umie pracować w tym zawodzie...
Po chwili już było wiadomo...
Na oddziale ginekologicznym dwóch dwudziestoparolatków szarpiących się na korytarzu przed jedną z sal. Nie było wyjścia, musiałyśmy pomóc tym dwóm salowym i ich rozdzielić i wyjaśnić to wszystko...
-Panowie, dość tego! Policja! Proszę o spokój!- krzyknęła Ada, jednakże nic to nie dało, poza tym że salowi się odsunęli. Westchnęłam tylko, podeszłam do młodzików i założyłam jednemu z nich dźwignię na szyję, aby oderwać go od drugiego, za którego wzięła się Ada z pomocą salowych.
-Co jest kurwa!?- krzyknął ten, którego "unieruchomiłam".
-Byłam nazywana różnie, ale kurwą nie jestem!- prychnęłam i dodałam -Policja!
Wtedy oboje przestali się szamotać, wiedząc już że są w czarnej dupie...
-Starsza aspirant Wieczorek, Młodsza aspirant Kowalewska, Miejska!- wylegitymowałam nas, a Ada wyciągnęła notes -Poproszę dowodziki od panów...- spojrzałam na obu krytycznie i nagląco za razem. Oboje "poklepali" się po kieszeniach, po czym podali mojej partnerce swoje dowody tożsamości. Brunetka szybko ich spisała, po czym oddała im je, a ja rozpoczęłam wstępne "przesłuchanie", chcąc dowiedzieć się o co poszło... 
-No panowie! To teraz ładnie, wszystko nam opowiecie! O co wam poszło!?- spytałam ich, z fałszywą radością, której nie wyczuli w moim głosie.
-To on zaczął!- ryknęli jednocześnie, oskarżycielsko wskazując na siebie nawzajem, po czym zaczęli wszystko opowiadać, przekrzykując się nawzajem i oskarżając.
-DOŚĆ!- wystarczyło że powiedziałam raz, a od razu zamilkli. Nie powiem, połechtało mi to trochę ego...
-Po kolei! Najpierw pan Marcin!- wskazała na stojącego obok mnie blondyna Ada.
-Ten sku.. człowiek- zmitygował się, aż drżąc, tak w nim buzował gniew -Twierdzi że moja żona nie jest moją żoną!- powiedział na granicy spokoju.
-A pan co na to, panie Karolu!?- spojrzała na drugiego z mężczyzn. W czasie gdy my z nimi gadaliśmy, pielęgniarki uwijały się z "poskładaniem ich do kupy". Dość szybko się z tym ogarniały szczerze mówiąc...
-Bo Asia to moja żona!- wybuchł drugi z nich. Myślałam że będzie to długie i żmudne przesłuchanie, ale się myliłam... W tej samej chwili z sali przed którą staliśmy, wyszły dwie kobiety z małymi, różowymi zawiniątkami na rękach.
-Karol!? / Marcin?! O co tu chodzi!?- spojrzały na swoich mężów zszokowane.
-Asia!?- oni spojrzeli na nie, jakby je pierwszy raz w życiu widzieli. 
-A kto?! Duch święty debilu?!- odpowiedziały chórem, a ja i Ada musiałyśmy użyć całej siły woli, aby się nie zaśmiać...
-Czyli wszystko jasne...!- na wpół prychnęła, na wpół westchnęła Ada, a ja nie miałam jak się z nią nie zgodzić. Sytuacja była rozwiązana. Panowie zwyczajnie nie wiedzieli że ich żony leżały w jednej sali, a że miały identycznie na imię, to zaszła pomyłka....
-Ale co jasne?!- obie panie spojrzały na nas jak na wariatki -I czemu jesteście pobici?!- nic nie rozumiały, ale zaraz miały się dowiedzieć..
-Pań mężowie nie wiedzieli że leżą panie na tej samej sali i sądzili że...
-Jesteście jedną osobą- zakończyłam za Kowalewską -Nim pomyśleli do końca, już było po przysłowiowych ptakach i się pobili, z czystej, w tej sytuacji nieuzasadnionej zazdrości..- wyjaśniłam kobietą.
-Idiota! / Debil!- burknęły jednocześnie, patrząc na swojego męża z wyrzutem.
-Jak mniemam nie wnoszą panowie tej sprawy dalej?!- spojrzała na "winowajców" Ada.
-Nie...- odpowiedzieli oboje z westchnieniem, kręcąc głowami w zażenowaniu. Nie dziwiłam się im, szczerze mówiąc...
-W takim razie pozostaje nam tylko wystawić panom mandaty wysokości 150 zł za sprawienie drugiemu uszczerbku na zdrowiu i zniszczeń w szpitalu...- spojrzałam na nich i wskazałam na rozbitą donicę niedaleko, trafioną krzesłem.
-Ciesz się Lolek że mam na rękach Natalkę!- fuknęła żona pana Karola, na co ten się skulił.
-A ty co się szczerzysz matole! Ciebie się tyczy to samo!?- fuknęła na Marcina druga z Joann. Mimo wszystko, sytuacja ta była przekomiczna...! A nam nie pozostało nic innego, jak spisać rzeczone mandaciki i zakończyć sprawę. Bardzo szybko to poszło, więc ani się obejrzałyśmy, a już mogłyśmy wracać na patrol. Jednakże ja wpadłam na pomysł aby zrobić przed tym coś jeszcze... Nie konsultując się z partnerką, zwróciłam się do Jacka:

-00, zgłoś dla 9?- wywołałam go. Odpowiedział praktycznie natychmiast.
-No co tam Natalia?!
-Masz coś dla nas?!- spytałam, z nadzieją że powie nie.
-Nie, akurat nic dla was nie mam, a co?!- dociekał zainteresowany.
-Możemy zostać jeszcze jakiś czas w szpitalu? Mam tu sprawę do załatwienia...- powiedziałam, patrząc z ukosa na reakcję Ady. Jej mina pozostała niewzruszona, więc nie wiem do końca czy skumała o co mi chodzi...?!
-Dobra, macie 20 minut- zgodził się Nowak, dobrze wiedząc o co mi chodzi. On wiedział że chcę wpaść chociaż na chwilę do Miłosza...
-Dzięki Jacek. Jak coś, daj znać na radiu- zakończyłam rozmowę z nim i bez najmniejszego słowa do Kowalewskiej, ruszyłam przez korytarze szpitala, do sali mojego narzeczonego.
Dotarłam tam bardzo szybko, a na jego widok uśmiech sam cisnął mi się na usta.
-Puk puk! Mogę!?- zajrzałam tam, z uśmiechem. Od razu podniósł na mnie wzrok znad książki i się uśmiechnął.
-Pewnie Kochanie, ty zawsze możesz- odpowiedział mi na to, zamykając książkę i odkładając ją na bok. Wobec tego weszłam do sali i zamknęłam za sobą szklane drzwi. Z uśmiechem usiadłam na boku jego łóżka, twarzą do niego.
-Cześć Kicia- powiedział i pochylając się odrobinę, pocałował mnie czule. Odruchowo położyłam dłoń na jego policzku, trzymając go przy sobie.
-Jak w pracy?! Dajesz sobie radę beze mnie?!- spytał, gdy już się od siebie odsunęliśmy i znów spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Nie ma cudów, ale jest ok...- westchnęłam, nie chciałam go martwić tym, że ja i Ada nadal się nie dogadałyśmy.
-Nie mówisz mi wszystkiego Kicia... Co jest!?- od razu wyczuł i spytał z troską -Nadal tak źle!?
-Tak...- westchnęłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie -Jak tylko pomyślę o tym co zrobiła...?!- powiedziałam z wyraźnym ciśnieniem w głosie.
-To nie myśl, tylko się przytul- odpowiedział na to, sprawiając że na niego spojrzałam.
-Ty tak serio?!- upewniłam się.
-A dlaczego nie!? Masz przecież chwilę...- odpowiedział, ściskając lekko moją dłoń.
-To racja...- przyznałam mu rację, po czym wstałam na moment i zdjęłam całą wierzchnią część mojego munduru, po czym znów usiadłam obok Bachledy,  a ten objął mnie w ramionach i przytulił do siebie. Wtedy odetchnęłam z ulgą, czując jak moje mięśnie od razu się rozluźniają.
-Wygodniej?- spytał z sarkazmem w głosie, po tym jak pocałował mnie w czubek głowy.
-O wiele...!- odpowiedziałam, patrząc na niego, przez co oboje prychnęliśmy śmiechem -Niki za tobą tęskni... Ja z resztą też...- powiedziałam szczerze, z lekkim uśmiechem, gdy już się uspokoiliśmy i wróciłam do poprzedniej pozycji.
-A ja za wami Kicia. W każdej chwili...- odpowiedział, a na moich włosach wylądował kolejny czuły buziak. Następnie pogrążyliśmy się w bardzo miłej rozmowie, na wszystkie tematy, zaczynając na pracy, a sytuacji w domu kończąc. Nie chciałam się stamtąd ruszać, mimo iż było to nieuniknione...
W którymś momencie, sama nie wiem kiedy, umówione 20 minut minęło, więc pocałowałam Górala na pożegnanie i wróciłam na dalszy patrol, razem z Kowalewską. O dziwo zapowiadał się dość spokojny dzień, jak na Wrocław...

...
Akurat odebrałyśmy z Adą przerwę, około godziny 15, gdy dostałam powiadomienie w telefonie. Od razu sprawdziłam o co chodzi i okazało się że to SMS..

Od Młody: Masz czas dzisiaj po służbie? Musimy pogadać...
Przeczytałam pod nosem, nie rozumiejąc nic.
-To jak?! Idziemy do stołówki na ten obiad?!- do świata żywych przywróciło mnie z lekka oschłe pytanie Ady.
-Tak, idziemy- przytaknęłam, wstając zza biurka i chowając telefon do kieszeni w spodniach od munduru. Wcześniej odpisałam jednak Wojtkowi:

Do Młody: Tak. Ale o co chodzi?!
Naprawdę, zupełnie nie wiedziałam o czym Niedźwiecki może chcieć ze mną gadać i trochę mnie to zdezorientowało...
Zanim się obejrzałam, przyszła odpowiedź:

Od Młody: Wyjaśnię ci jak się spotkamy. To nie jest rozmowa na telefon...
Tymi słowami nic nie wyjaśnił, a jeszcze bardziej skomplikował wszystkie możliwości o jakich pomyślałam. Nie mam bladego pojęcia o co może mu chodzić i nie powiem, trochę mnie to irytowało i martwiło...?!

Do Młody: Ok. O której kończysz?!

Od Młody: O 18

Do Młody: Ja plus minus pół godziny po tobie, widzimy się.

Od Młody: Do zobaczenia

I na tym skończyła się nasza wymiana SMSów, gdyż musiałam uważać, aby nie wpaść na nikogo na korytarzu, czy też spaść ze schodów. Między mną, a Adą panowała zupełna cisza, żadna z nas nie chciała się odezwać. Zbliżałyśmy się już do stołówki, gdy...
CDN.

Co ma do powiedzenia Natalii Niedźwiecki?!

Czy to coś ważnego?! 

Kiedy Miłosz wydobrzeje?!

I co zobaczyły Natalia z Adą?!

Miłego dnia! / Dobranoc! 

F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro