8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NASTĘPNEGO DNIA
NATALIA POW. Obudziłam się dopiero rano, cała obolała. Całe ciało bolało mnie tak bardzo, że nie potrafiłam się podnieść do pozycji siedzącej. Tej popierdolony chuj, zwany potocznie moim mężem zbił mnie totalnie, po czym jak gdyby nigdy nic zostawił na kanapie. Nie wiedziałam nawet która jest godzina... Leżałam tak sama nie wiem ile, po czym z sykiem podniosłam się do pozycji siedzącej. Od razu mi się zakręciło w głowie, więc podparłam czoło ręką, którą umiejscowiłam na kolanie. Chwilę tak siedziałam, po czym wstałam chwiejnie. Byłam w stanie to zrobić dopiero gdy wirowanie w głowie ucichło. Stojąc tak, nadstawiłam uszu, czy może Łukasz jednak jest w domu. Na moje szczęście jednak, już go nie było.
-Muszę znaleźć telefon...- mruknęłam i wolnym krokiem, a wręcz malutkimi kroczkami zaczęłam przeszukiwać dom, w poszukiwaniu mojej torebki. W końcu ją znalazłam na dnie szafy. Oczywiście, bo jakżeby inaczej, gdy kucnęłam, znów zaczęło mi w głowie wirować, więc musiałam się zatrzymać w miejscu. Nie było to fajne uczucie...
Potem, z torebką w ręku udałam się do kuchni. Wzięłam tam końską dawkę leków przeciwbólowych, przeciwzapalnych i uspokajających. Ręce mi się trzęsły jak cholera, a po policzku spłynęła pojedyncza łza.

-Nie daj mu się!! Nie zniszczy cię!- mruknęłam pod nosem, popiłam to wszystko, po czym zrobiłam sobie najprostrze śniadanie, czyli płatki śniadaniowe z jogurtem. Z miską i telefonem wróciłam na kanapę z telefonem w ręku i napisałam SMSa do Renaty. Jaskowska powinna wiedzieć że przez najbliższe dwa dni nie pojawię się w pracy... Inaczej by nie mogła dać Miłoszowi za mnie zastępstwa...

Po wysłaniu SMSa włączyłam telewizor i rozłożywszy się na kanapie zjadłam śniadanie, jednocześnie oglądając byle jaki program. Dosłownie na nic nie miałam siły...

W TYM SAMYM CZASIE

MIŁOSZ POW. Martwię się o Natalię... Od rana nie odbiera ode mnie telefonów, a do pracy też nie przyszła... Wysłała tylko Renacie SMSa że złapało ją jakieś choróbsko i musi wziąć wolne na najbliższe dwa dni. To BARDZO nie w jej stylu...
-Ziemia do Górala!- wyrwała mnie z zamyślenia Zuza, gdyż to z nią dzisiaj jeżdżę w patrolu, pod nieobecność Natalii. Na polecenie Jaskowskiej...
-Przepraszam cię, mówiłaś coś?!- przesłałem jej przepraszający uśmiech.
-Pytałam co ty taki zamyślony dzisiaj?! Co jest?! Stało się coś?!- spytała z wyraźną troską i zainteresowaniem.
-To nic... Tylko średnio spałem dzisiaj...- odparłem i na dowód tego ziewnąłem.
-To postaraj się nie zasnąć dzisiaj, co?!- spytała rozbawiona.
-Postaram się!- obiecałem i znów zapadła cisza. Nie wiem czemu, ale nie chciałem mówić Zuzannie że martwię się o Mróz. Jeszcze nie zaufałem jej aż tak, aby się zwierzać. Nie to co Natalii... Ona to wie o mnie absolutnie wszystko i to czasem szybciej niż ja sam...
'Pojadę do niej po służbie!'- pomyślałem i zanotowałem to w pamięci. Na moje szczęście nie mieliśmy zbyt wielu zgłoszeń, jak na razie...

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
NATALIA POW. Leżę na tej kanapie i leżę i wstać nie mogę... Boli mnie ABSOLUTNIE wszytko!
-Jeszcze nigdy mnie ten gnój tak nie urządził!!- burknęłam do siebie, wpatrując się w sufit. Niby wzięłam te przeciwbólowe i wgl, ale nie czułam się jakoś lepiej przez to... Na moje szczęście Łukasz poszedł do pracy i nie będzie go do końca dnia...

Leżałam tak jeszcze z jakiś czas, po czym zdecydowałam że sen to zdrowie i że najlepiej będzie jak się prześpię. 'Może ten ból się zmniejszy jak się obudzę?!' pomyślałam z nadzieją i parę chwil później już spałam twardo, jak kamień, otulona kocykiem po samą szyję.

POD WIECZÓR

Obudziłam się gdy było już szaro za oknem. Z jękiem sięgnęłam po telefon i ujrzałam masę nieodebranych połączeń i SMSów od Miłosza. Niektóre z nich brzmiały:

"Natalia, czemu nie ma cię w pracy? Wszystko ok?!", albo "Czemu ode mnie nie odbierasz? Oddzwoń jak będziesz mogła, martwię się..." i wiele innych takiego typu.

-Martwi się...- mruknęłam pod nosem, a wewnątrz mojej klatki piersiowej rozlało się dziwne ciepło... Jakbym się cieszyła że się tak o mnie martwi?! Szybko się z tego otrząsnęłam i pierwszy raz od paru godzin podniosłam się z kanapy. Najpierw poszłam do szafy, skąd wzięłam nową koszulkę i długie spodnie, oraz bluzę z wysokim kołnierzykiem. Potem poszłam się wykąpać, aby się odprężyć i zrelaksować napięte mięśnie... Sama nie wiem ile siedziałam w wannie, ale na pewno sporo to trwało... Gdy woda zrobiła się zimna wyszłam z niej, osuszyłam ciało i się ubrałam. Wcześniej jeszcze zrobiłam zdjęcia siniaków, którymi moje ciało było wręcz usłane. Potem, z westchnieniem cierpiętnika ubrałam się w przygotowane ciuchy i bluzę zawiązałam na pasie. Włosy zostawiłam w rozwalającym się koku i w takim właśnie stroju udałam się do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Mimo tego że czułam się już odrobinę lepiej fizycznie, nadal trochę byłam obolała, więc nie chciało mi się nic robić. Stanęło więc na prostych i szybkich kanapkach z szynką i odrobiną majonezu. Zrobiłam je raz dwa, a do tego herbatkę. Gdy wzięłam jej łyka, znów pomyślałam o Miłoszu... Nie mam pojęcia dlaczego, ale wydało mi się że on robi lepszą... Chyba się do niego za bardzo przywiązałam, jako do partnera... 'A może nie tylko partnera?!'- podszepnął mi cichy głosik w głowie, ale ja szybko to zignorowałam. Tym razem miałam tyle siły że zjadłam kolację przy stole, jak normalny człowiek. Po posiłku brudny talerz wsadziłam do zmywarki, jako tako posprzątałam kuchnię i zrobiłam sobie nową herbatkę. Akurat gdy ją zalałam zadzwonił dzwonek do drzwi.

-Kogo niesie?!- mruknęłam do siebie idąc przez dom do drzwi. Spojrzałam przez judasza i ujrzałam Miłosza. Przez pierwsze sekundy zamarłam, a potem szybko narzuciłam bluzę i zapięłam ją pod samą brodę. Gotowa otworzyłam drzwi.

-Miłek?! Co ty tu robisz?!- spytałam go zdziwiona.

-Dzwoniłem, nie odbierałaś... Martwiłem się...- miał smutną minę.

-Spałam... Głowa mnie boli, wiesz...- mruknęłam i zmarszczyłam czoło. Okropnie się czułam, gdy kłamałam mu w żywe oczy, ale wyjścia innego nie było...

-Na pewno wszystko ok?! Blada jesteś...- spytał z troską.

-Tak?- zrobiłam zdziwioną minę -Słabo się czuję, to jest fakt...

-Herbatę piłaś?- naprawdę się przejął -Może do lekarza z tym idź?!

-Nie.. To krótkie choróbsko! Daj mi góra dwa dni i będę w robocie!- obiecałam mu -A drugą herbatkę właśnie planowałam sobie wypić...- uśmiechnęłam się słabo.

-To pij i dużo śpij, powinno pomóc...- uścisnął mi ramię, a ja użyłam całej mojej siły woli, aby nie jęknąć z bólu.

-Na pewno tak zrobię...- zapewniłam go.

-Skoro wszystko ok to ja lecę, po robocie jestem...- puścił mnie, jakby z ociąganiem.

-Wpuściłabym cię, ale nie mam pojęcia co mnie wzięło...- zrobiłam przepraszającą minę.

-Nie no, spoko. Widzimy się za dwa dni, ale proszę cię o jedno, ok?!

-Słucham dowódcę!?- zażartowałam.

-Odpoczywaj! I odbieraj moje telefony!- rozkazał z prośbą w oczach.

-Da się zrobić!- przytaknęłam -Trzymaj się Miłosz!

-Na razie!- pożegnał się Bachleda, po czym wszedł na podjazd, wsiadł w auto i odjechał. Pomachałam mu jeszcze, po czym, gdy znikł mi z oczu, wróciłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi, po czym oparłam się o nie plecami i zjechałam po nich na ziemię.

-Muszę mu w końcu powiedzieć i przestać go okłamywać!- burknęłam do siebie, po czym wstałam z jękiem i dodałam -Ale jeszcze nie teraz...- mruknęłam i poszłam do sypialni, poczytać książkę. Po drodze tam jeszcze na moment zaszłam do kuchni i wzięłam ze sobą herbatę. Zapowiadał się leniwy wieczór....

W TYM SAMYM CZASIE

MIŁOSZ POW. Gdy wróciłem od Natalii rozpłaszczyłem się w domu i zrobiłem sobie kolację, cały czas myśląc o mojej partnerce. Gdy ją odwiedziłem była dziwnie blada i jakaś nieswoja, jakby... zdenerwowana?! A może bardziej przestraszona!? Nie umiałem tego określić...

-Z nią jest coś serio nie tak...- mruknąłem w zadumie.

-Do tego ten siniak na dłoni...- przypomniałem sobie o fioletowym sińcu który wystawał spod rękawa jej bluzy.

Po kolacji poszedłem wziąć prysznic. Nie zamierzałem dzisiaj siedzieć długo, bo jutro znów mam pierwszą zmianę, razem z Zuzą. Oby Natalia szybko zwalczyła, cokolwiek jej jest i wróciła do patrolu... Brakowało mi jej dzisiaj...

Praktycznie cały czas, do momentu aż zasnąłem, myślałem o Natalii. W kółko analizowałem jej zachowanie ostatnich tygodni, które naprawdę wydawało mi się specyficzne. Nie jest sobą ostatnio, przynajmniej nie w 100%... Nie potrafiłem tylko wychwycić dlaczego... 'Powie mi o wszystkim wtedy kiedy będzie chciała i będzie na to gotowa...'- pomyślałem, a moment potem zasnąłem, mając przed oczami jej uśmiechniętą twarz...

CDN.

I tym razem Natalia utrzymała męża-kata w tajemnicy przed Miłoszem...
Ale czy da radę go ukrywać przed Miłoszem na dłuższą metę?!
I czy waszym zdaniem dobrze robi, nie mówiąc o niczym nikomu?!
Dajcie znać w komentarzach...
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

P.S. Wiem że rozdział taki nijaki, praktycznie o niczym, ale potrzebowałam takiego... Dajcie znać co myślicie ogólnie o moim pisaniu! Nie bać się szczerych opinii, chętnie przyjmę krytykę! ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro