81.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

DWA DNI PÓŹNIEJ
NATALIA POW. Dzisiaj mam wolne i bardzo się z tego cieszę. A to dlaczego?! Ponieważ możemy z Nikolą pojechać po Miłosza do szpitala i go zawieść do domu! Na całe szczęście już wyzdrowiał, nic mu nie jest i nie musi leżeć w szpitalu... Oczywiście na patrol nie wróci jeszcze przynajmniej przez tydzień, ale nie to się teraz liczy...
Już się ubrałam oraz umalowałam i uczesałam i teraz potrzebuję tylko obudzić nadal śpiącą na łóżku Nikolę. Mój kochany śpioszek...
-Niki... Wstawaj Nikolciu...- powiedziałam łagodnie, przeczesując jej włoski ręką, siedząc obok niej na materacu.
-Mmmmm- mruknęła i wtuliła się bardziej w królika, zakopując się głębiej w miękkiej pościeli, w geście protestu.
-Niki... Wstawaj księżniczko...- nie ustępowałam, a w nagrodę dostałam zaspane spojrzenie zielonych oczek wyglądające na mnie znad rantu kołdry -Dzień dobry...!- uśmiechnęłam się do niej łagodnie i szczerze.
-Mama!- powiedziała z lekkim uśmiechem, wyciągając do mnie obie rączki. Od razu wzięłam ją w ramiona i przytuliłam do siebie, czując jak obejmuje mnie łapkami za szyję, wtulając się mocno.
-Dzień dobry księżniczko...- powtórzyłam, tuląc ją -Chodź, idziemy jeść śniadanko...- powiedziałam kojącym głosem i wstałam z nią z łóżka, po czym wyszłam z sypialni, kierując się do kuchni, gdzie już czekali na nas rodzice Miłosza.
-Cześć Aniołku...!- powiedziała pani Beata, uśmiechając się do Nikoli -Wyspałaś się?!
-Tak- odpowiedziała, trąc oko i tuląc się do mnie.
-Jeszcze się nie obudziła do końca...- wyjaśniłam z lekkim uśmiechem.
-Widać- przytaknął pan Tomasz z lekkim uśmiechem i dodał -Co księżniczki sobie życzą na śniadanie?!- spytał nas obie z uśmiechem, który oddałyśmy. Gdy to powiedział, poczułam ucisk w piersi, gdyż Miłek zawsze tak na nas mówi, ale nie pokazałam im tego. Nie chciałam ich niepotrzebnie smucić, a zwrot ten był po prostu uroczy...
-Jajecznica myślę że się znajdzie na tym stole pełnym pyszności, co myślisz Nikolciu?!- spojrzałam na córkę i jednocześnie wskazując na rzeczony mebel. 
-Tak! Jajo!- ucieszyła się, już trochę bardziej rozbudzona.
-W takim razie zapraszamy!- powiedziała mama Miłosza, wskazując na krzesła. Stół był wręcz ugięty od tych wszystkich pyszności! Jajka, na miękko, na twardo, jajecznica, parówki, chleb, obkład do niego, dzbanek z herbatą, kubek kawy dla pana Tomasza, sałatka deptana...
-Mamo, kiedy ty to wszystko...?!- spytałam ją zszokowana. Ta kobieta chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać...?!
-Magia córuś, magia!- odpowiedziała z filuternym uśmiechem, po czym faktycznie usiedliśmy do obfitego śniadania. Patrząc po "zawartości" stołu, to głodne od niego nie wstaniemy na pewno! A to było TAKIE DOBRE że koniec! Po prostu nie dało się nie zjeść całego talerza tych pyszności i odejść od stołu!
Porannemu jedzeniu, zwanemu najważniejszym posiłkiem dnia, towarzyszyła miła rozmowa na różne tematy. Naraz jednak padło pewne pytanie.
-Kiedy Miłosz wychodzi ze szpitala, wiesz może?!- spytał mnie pan Tomasz.
-Tak, wiem tato- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, po czym dodałam -Jedziemy po niego dzisiaj, razem z Niki...- mówiąc to spojrzałam z czułością na córkę i przeczesałam jej potargane włoski palcami. Usadziłam ją do stołu zaraz po wstaniu, więc nosi na sobie jeszcze ślady snu -Mała tak bardzo się stęskniła za Miłkiem że nie mam serca jej tego odmawiać...- znów spojrzałam na rodziców i spotkałam się z rozumiejącymi minami.
-Tata?! Gdzie Tata?!- powiedziała w tym samym momencie Nikola, robiąc smutną minkę.
-Jest jeszcze w szpitalu Słoneczko, ale jak zjemy i się ubierzemy, to do niego pojedziemy, tak?!
-Tak, Tata!- ucieszyła się -Edziemy?!- (jedziemy?) spojrzała na mnie z nadzieją.
-Tak kochanie, za parę minutek- odpowiedziałam jej cierpliwie, po czym pochyliłam się odrobinę i pocałowałam ją w czułym geście w czółko.
-Jej!- skomentowała, a my całą trójką zaczęliśmy się śmiać.
Potem, gdy już się uspokoiliśmy, dokończyliśmy jeść i wzięłam Niki na ręce, aby iść ją ubrać. Wpierw chciałam pomóc mamie ze stołem i w ogóle, ale się nie chciała zgodzić, mówiąc że mam ubrać małą i jechać po Miłosza, a oni sobie poradzą. Tata oczywiście się z nią zgodził, więc nie miałam nic do gadania w tej sprawie... W sypialni ubrałam Niki wygodnie, ale dość grubo, aby na pewno nie było jej zimno, po czym wyszłyśmy do salonu, aby założyć odzież wierzchnią, taką jak buty, czy kurtka. Najpierw ubrałam siebie i szybko skompletowałam torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami, a następnie ubrałam małą. Niki grzecznie czekała, wręcz podskakując z podekscytowania. Cieszyła się że wreszcie przytuli się do taty, a mnie to niemożliwie bardzo rozczulało...
Gdy już się ubrałyśmy, pożegnałyśmy się na jakiś czas z rodzicami / dziadkami i opuściłyśmy mieszkanie. Dość szybko wyszłyśmy z bloku, a krótko później już mknęłyśmy ulicami Wro...

GODZINĘ PÓŹNIEJ
Za sprawą korków droga zajęła nam trochę dłużej niż zakładałam, ale w końcu dotarłyśmy. Zaparkowałam na jednym z miejsc parkingowych i wysiadłam. Następnie wzięłam z siedzenia obok torebkę i wypuściłam Nikolę. Mała oczywiście chciała na ręce, więc ją do siebie przytuliłam. Zamknęłam auto pilotem i udałyśmy się do budynku szpitala. Miałam tycią nadzieję że Miłek już dostał wypis i po prostu stamtąd wyjdziemy, ale nie łudziłam się. Nasza Polska służba zdrowia to jeden wielki ambaras, więc możemy tylko mieć pobożne życzenia i nadzieje co do tego...
Nikt nas na recepcji nie zatrzymał, gdyż znają mnie tu dość dobrze, biorąc pod uwagę fakt że nie raz mieliśmy tu interwencje, czy to z Młodym, Miłkiem, albo Robertem, czy Adą... Z resztą, w ostatnich niecałych 3 tygodniach bywałam tu nader często...
Salę Bachledy znalazłam bez trudu. Ledwo tam podeszłam i otworzyłam drzwi, Niki "uciekła" mi z ramion i wręcz pobiegła w stronę stojącego przy łóżku i pakującego ostatnie rzeczy Miłosza.
-Tata!!- wykrzyknęła, otwierając rączki tak, jak zawsze sygnalizuje że chce na ręce i się przytulić. Na dźwięk jej głosu Miłek się odwrócił, a na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech.
-Moja księżniczka!- skomentował radośnie, porywając ją w ramiona, podrzucając dwa razy, po czym przytulając. Niki od razu oddała uścisk i coś do niego mruknęła.
-Ja ciebie też aniołku..- odpowiedział na to Miłosz, łącząc nasze spojrzenia z uśmiechem. Wobec tego "odepchnęłam" się od framugi i również do niego podeszłam. Bachleda jeszcze pocałował małą w głowę, po czym uśmiechnął się do mnie.
-Dzień dobry...- powiedzieliśmy sobie jednocześnie, przez co prychnęliśmy krótkim śmiechem, po czym pocałowaliśmy się krótko na przywitanie.
-Tękniłam tata...!- (Tęskniłam) powiedziała na to Niki, jeszcze mocniej się w niego wtulając, jeśli w ogóle to możliwe.
-Ja za wami też księżniczko! Nawet nie wiesz jak bardzo...- odpowiedział i znów pocałował ją w główkę.
-Tak jak ci mówiłam... Codziennie o ciebie pytała... Kiedy wrócisz, czemu cię nie ma...- powiedziałam dość cicho, mimowolnie "bawiąc się" jedną z kitek córki.
-Ale teraz już jestem i nigdzie się nie wybieram!- odparł na to, przekładając sobie Niki tak, że trzymał ją jedną ręką, a drugą złapał mnie za biodro i przyciągnął do siebie -Wracamy do domu?!- spytał, patrząc głęboko w moje oczy, po tym jak pocałował mnie słodko i czule.
-Wracamy, pod warunkiem że masz wypis...!- odpowiedziałam, patrząc na niego poważnie, ale nie kryjąc też szczerej radości. Wreszcie będziemy go miały w domu...
-A mam- odpowiedział na to, dumny z siebie -Doktor przyniósł mi go może z 5 minut przed waszym przyjściem- wyjaśnił zadowolony.
-No to wracamy do domu- odpowiedziałam, po czym dałam mu słodkiego buziaka, a następnie odsunęłam się na tyle, aby ogarnąć czy już się spakował. Została tylko kosmetyczka, więc wrzuciłam ją do torby, zamknęłam ją i zarzuciłam sobie na ramię. Widząc pytające spojrzenie mojego narzeczonego, się odezwałam -No co?! Przecież i tak Niki cię nie puści...- wskazałam na naszą córkę.
-Nie!- potwierdziła mała, po czym dała Miłoszowi buziaka w policzek.
-Ok, ale czy da mi się księżniczka ubrać? Jest zimno, a ja nie mam kurtki...- odsunął ją od siebie na tyle, aby spojrzeć jej w oczy. A ja kolejny raz stwierdziłam w myślach że to bardzo uroczy obrazek...
-Okej...- zgodziła się niechętnie, więc Góral posadził małą na łóżku, szybko się do końca ubrał, po czym znów ją wziął na ręce.
-Gotowi?!- spojrzałam na nich wyczekująco.
-Tak- odpowiedziała za nich dwoje Niki, przez co prychnęliśmy śmiechem.
-No to idziemy...- podsumowałam, po czym wyszliśmy z sali. Teraz czekał nas powrót do domu...

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
Już dawno jesteśmy w domu. Zaraz po przyjściu tam, rozgościliśmy się i Miłosz poszedł się wykąpać i wstawić pranie z rzeczami które miał w szpitalu. W końcu chciał z siebie zmyć ten zapach... A ja zaczęłam zabawę z Nikolą. Krótko później rodzice wrócili ze sklepu, gdzie pojechali m. in. po rzeczy na obiad. Bardzo się ucieszyli z faktu że Miłosz już wrócił do domu...
Teraz jesteśmy już po obiedzie i aktualnie leżymy na kanapie. Znaczy się ja i Miłek leżymy, bo rodzice zabrali Nikolę na długi spacer. Był to pomysł mamy, który powstał już przy gotowaniu obiadu. Chyba chciała dać nam chwilę samotności...
Leżeliśmy i rozmawialiśmy na różne tematy, aż nagle Góral się dziwnie spiął. Trochę tak jakby sobie o czymś nie fajnym przypomniał i nie chciał tego...
-Ej Miłek, co jest?!- od razu zareagowałam.
-Nic takiego...- chciał to ominąć.
-Ale ja widzę że coś!- naciskałam, odwracając się trochę i siadając po turecku na skos od niego, patrząc mu poważnie w oczy.
-Kicia...- westchnął ciężko.
-Dobra- odpuściłam -Nie chcesz, to nie mów. Ale wiedz że jak będziesz potrzebował się wygadać, to jestem...- odpowiedziałam, łapiąc go za rękę i ją ściskając w geście wsparcia. Widziałam w jego oczach że o coś chodzi, ale odpuściłam naciskanie i wróciłam do poprzedniej pozycji. Dobrze wiedziałam że tak nic nie osiągnę, a jak Góral będzie chciał, to sam mi powie...
Dłuższą chwilę półleżeliśmy w zupełnej ciszy, którą przerwał Miłosz.
-Chodzi o to co się wydarzyło...- zaczął, a ja się ucieszyłam w duchu że jednak postanowił się wygadać -O to że o mało co was nie straciłem...- coś w jego głosie kazała mi znów się od niego odsunąć i spojrzeć mu głęboko w oczy.
-Miłek...- jęknęłam, ale mi przerwał:
-Daj mi powiedzieć- na te słowa umilkłam i tylko pokiwałam głową.
-Nie powiedziałem ci tego, ale... To że chciałem cię trzymać jak najdalej od tej sprawy...- westchnął ciężko -Nie mogłem stracić osoby którą kocham po raz drugi...- widziałam że jest to dla niego ciężkie, więc go nie pośpieszałam. Chciałam aby mi powiedział tyle ile będzie chciał, w takiej formie jak będzie chciał.... -Parę...- zawahał się na moment, więc uspokoiłam go uściśnięciem dłoni -Parę lat temu byłem w bardzo szczęśliwym związku... Miałem cudowną narzeczoną, mieliśmy nawet się pobrać...- gdy to mówił słyszałam ból i gorycz w jego głosie. Nie wypowiedział imienia, ale już wiedziałam że chodzi mu o Amelię o której mówił mi w Czarcim jego tata -Mówiliśmy sobie absolutnie wszystko... Ona pracowała jako księgowa w jednej z firm, a ja... Sama wiesz...- zawahał się ponownie -Któregoś razu byłem w trakcie ciężkiej sprawy, bardzo niebezpiecznej... Przez wiele tygodni prowadziłem z kolegami prowokację pod przykrywką, aby rozbić taką jedną szajkę... Popełniłem tylko jeden błąd... Powiedziałem o tym Amelii...- wziął głębszy oddech i kontynuował -Był zimowy dzień, ale śniegu nie było... Za to na drogach była ohydna plucha... Wracaliśmy ode mnie z pracy do rodziców, byliśmy umówieni na obiad...- zaciął się, ale ja znałam już koniec tej historii. 
-Przykro mi...- powiedziałam cicho, gdy milczał dłuższą chwilę.
-Zginęła z mojej winy...! Wpadliśmy w poślizg, a te gangusy zmanipulowały hamulce... Z impetem uderzyliśmy w drzewo... Ja przeszedłem szereg operacji w szpitalu i z tego wyszedłem, ale ona... Zginęła na miejscu...- powiedział drżącym głosem, mając łzy w oczach.
-Boże Miłek! Tak mi przykro...!- ja też miałam w tamtym momencie łzy w oczach. Mimo tego że już po części wiedziałam co go spotkało i tak łudziłam się że nie było to aż tak tragiczne. Niestety się myliłam... -Tak bardzo mi przykro...- powtórzyłam i puszczając jego dłoń, objęłam go za szyję i mocno przytuliłam. Od razu poczułam że obejmuje mnie w tali i ciągnie na swoje kolana, aby przytulić mnie mocniej. Mimo smutnego momentu uśmiechnęłam się lekko.
-Straciłem ją, bo gangusy chciały zabić mnie... Wciągnąłem ją w to mówiąc jej o wszystkim...- podsumował -Dlatego chciałem chronić ciebie i Niki... Aby nie stracić również was...- powiedział poważnie, z bólem w głosie.
-Wiem Kochanie...- odpowiedziałam łagodnie, całując go przelotnie w skroń.
-Tak bardzo was Kocham... Nie przeżyłbym...- powiedział, a ja odsunęłam się i wzięłam jego twarz w dłonie.
-Wiem...- uśmiechnęłam się łagodnie -Wiem że zrobiłeś to dla naszego bezpieczeństwa i rozumiem to doskonale. Kocham cię...- powiedziałam i pocałowałam go czule. Miłek trochę przedłużył tą pieszczotę, aż straciliśmy dech w piersiach.
-Mogę cię o coś spytać?- zabrałam głos, zakładając parę kosmyków włosów za ucho, ale nie odsuwając się od niego.
-Zawsze- potwierdził miękko.
-Powiesz mi jak miała na imię...?- spytałam z nadzieją, ale delikatnie. W końcu ten temat nadal go bolał...
-Amelia..- odpowiedział, patrząc mi głęboko w oczy -Na imię jej było Amelia...- nie trudno było usłyszeć że jego głos zadrżał, gdy wymówił jej imię.
-Piękne imię...- uśmiechnęłam się -Musiała być cudowna...
-Była...- przytaknął i jakby właśnie go uderzyło, dodał -Myślę że byście się polubiły...
-Naprawdę?!- nie kryłam zdziwienia. 
-Tak. Szczerze mówiąc, jak teraz tak myślę, to jesteście bardzo podobne z charakteru...- powiedział, a ja się szczerze uśmiechnęłam, widząc lekki uśmiech na jego twarzy, mimo błyszczących w jego oczach łez.
Nie odpowiedziałam na to nic, tylko pocałowałam go krótko, po czym znów przytuliłam.
-Dziękuję że mi zaufałeś i powiedziałeś to wszystko...- mruknęłam cicho i dodałam -Zawsze będę, nigdy mnie nie stracisz...- wyszeptałam mu do ucha, szczerze wierząc w swoje słowa. Nie zamierzałam nigdzie odchodzić. Tu, przy jego boku, razem z Nikolą jestem najszczęśliwsza...
Dłuższą chwilę tak siedzieliśmy, bez słowa. Dźwiękiem jaki to przerwał, był zgrzyt otwieranych drzwi i harmider w korytarzu. Zdążyłam tylko zejść z kolan Górala, całując go przelotnie po raz ostatni, gdy do salonu, jak burza wpadła roześmiana Nikola. 
-Mama! Tata!- Mała do nas podbiegła i wskoczyła mi na kolana.
-Cześć księżniczko! Jak było na spacerze z dziadkami?- spytał ją Miłek.
-Supel!- (super) odpowiedziała i zaczęła z pasją opowiadać nam o tym co robili z dziadkami na dworze. Oczywiście niewiele z tego było "po ludzku" ale znamy już tego małego aniołka tak długo, że zrozumieliśmy co ma nam do przekazania od razu. Myślę że mogę z całą pewnością powiedzieć że powrót naszego aniołka ze spaceru przywrócił w salonie miłą i rodzinną atmosferę...

Reszta dnia minęła w zdecydowanie lepszych humorach. Niki praktycznie nie puszczała Miłosza, ale nie przeszkadzało mu to. Było bardzo miło i rodzinnie... Nikolę Góral położyć spać tak jak zawsze, po kąpieli i kolacji około 20. Potem posiedzieliśmy dłuższą chwilę z rodzicami i porozmawialiśmy z nimi szczerze.
Około 23 wykąpaliśmy się wszyscy i położyliśmy do łóżek. Nie mogłam się uśmiechnąć, widząc z jaką czułością Miłek poprawia Niki kołderkę i całuje ją w czółko.
-Cieszę się że jesteś już z nami w domu...- powiedziałam cicho, wtulając się w niego, gdy położył się obok mnie.
-Ja też Kicia, ja też...- odpowiedział z westchnieniem, pocałowaliśmy się krótko i czule, a potem ułożyliśmy wygodnie, aby zasnąć. Krótko później oboje spaliśmy zdrowym snem sprawiedliwego z nadzieją że to już koniec problemów na najbliższy czas....
CDN.

Czyli wszystko powoli wraca do normy...
A Natalia wreszcie dowiedziała się od Górala kim dokładnie była Amelia. Szatynkę na pewno ucieszyło że Miłosz podzielił się z nią i tą informacją...
Co jeszcze się wydarzy?!
Czy teraz już będą mieli spokój?!
Zobaczymy...
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro