99.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W poprzednim rozdziale:
Niespodziewanie jednak usłyszałam tuż za sobą głos...:
CD.

-Jak ty sobie to wyobrażasz?!- huknął, a ja od razu odwróciłam się na pięcie, aby stanąć twarzą do stojącego za mną mężczyzny.
-Ciebie też miło widzieć braciszku- odpowiedziałam mu kwaśno, wywracając oczami. Dobrze wiedziałam że tak będzie gdy Karol się dowie... 
-Natalia! Ja mówię poważnie! 
-Ja też! Lolek, nie mam dzisiaj humoru na kłótnię i nie chcę abyś psuł mi najlepszy dzień mojego życia! Także daruj sobie, pogadamy o tym jutro...- zupełnie nie chciałam przeprowadzać z nim tej rozmowy akurat dzisiaj. Chyba jednak dobrze zrobiłam że wysłałam mu to zaproszenie do Belgii tak późno... Jeszcze by mi wpadł w środku remontu, albo planowania i byłby wielki problem...!?
-Nie jutro, bo teraz!- nie zgodził się, zatrzymując mnie za ramię -Czy ty wiesz co robisz?!
-Tak! Kocham Miłosza, Nikolę i te maluchy!- powiedziałam, wskazując na dobrze widoczny brzuszek -Ślub to najlepszy pomysł jaki miałam od ostatnich paru miesięcy!- odpowiedziałam ostro, patrząc mu prosto w oczy. Płonął w nich taki sam ogień jak w moich. Między innymi przez to tyle się kłóciliśmy za dzieciaka... Bo mieliśmy identyczne charaktery i wspólnie byliśmy jak istna bomba zegarową z włączonym licznikiem...
-Ciąża?! Kurwa, Natalia!? Co ty dopieprzasz?! I gdzie Łukasz?! Już o nim zapomniałaś?!- był wyraźnie wzburzony -Kochanek ci dziecko zrobił, to od razu za niego wyjdziesz, tak?!- a na dodatek sobie ubzdurał jakąś niestworzoną historyjkę!?  Takie insynuacje to tylko Karol...
-Nie wspominaj mi dzisiaj o tym gnoju, słyszysz!- wysyczałam przez zęby, czując w brzuchu jak maluchy się buntują -Jak widzisz, jestem w ciąży, więc bardzo cię proszę, nie wkurwiaj mnie!- z całych sił próbowałam zachować spokój, mimo że było to diabelnie trudne -Już cicho kochani... Wszystko jest ok...- wypuściłam głośno powietrze z płuc i pogłaskałam miarowo brzuch. 
-Jakim gnoju, Natalia?! Mówimy przecież o twoim mężu?!- nie zrozumiał. I nie miał jak, bo zupełnie nie wiedział co się działo u nas w Polsce, kiedy on zarabiał sobie te swoje tysiące w Belgii...
-BYŁYM MĘŻU!- przerwałam mu gniewnie -Byłym mężu, tyranie i gwałcicielu! Uwolniłam się od niego ponad rok temu i dobrze że to zrobiłam, bo gdyby nie to, to zamiast na mój ślub, przyjechałbyś tu na mój grób, albo pogrzeb!- krzyknęłam, czując łzy w oczach. Może i uodporniłam się psychicznie na krzywdy zadane mi przez Łukasza, ale dzieciaki stanowczo mi to wszystko utrudniały...
-O czym ty do kurwy nędzy mówisz?!
-O tym co się działo jak cię nie było!? Łukasz zrujnował mi życie, bił, wieloktrotnie gwałcił i kontrolował, uważając za swoją własność! A jak od niego odeszłam, to zgwałcił Matyldę! Naszą młodszą siostrzyczkę, która powinna być bezpieczna!- słowa wylewały się ze mnie jak potok -A co do Miłosza, to nie był, nie jest i nigdy nie był, moim kochankiem, jak to zgrabnie ująłeś! Związałam się z nim już po rozwodzie z Mrozem!- chciałam żeby zrozumiał -Góral...
-Góral! Jeszcze co!? Może Kaszub!? Nie rozśmieszaj mnie siostra...!- zadrwił, unosząc się gniewem. Wyraźnie nic do niego nie docierało...?!
-Nie oczerniaj mojego przyszłego męża, a twojego szwagra, bardzo cię proszę!- wycedziłam przez zęby, jednocześnie zginając się w pół -Ała..!- bliźniakom otwarcie się nie podobało jak wujek mówił o ich tacie i stwierdziły że trzeba mi to otwarcie zasygnalizować. Nie dziwiłam im się, gdyż mnie też wkurzyła postawa mojego starszego brata. Nie było go, gdy powinien, a jak już jest, to zamiast się cieszyć moim szczęściem, tylko robi mi awantury...
-Co się stało?- spytał, o wiele bardziej miękko i chciał mnie złapać za ramię, ale odtrąciłam jego rękę.
-Nie dotykaj!- syknęłam i zaciskając oczy w grymasie bólu, próbowałam spokojnie oddychać.
-Natalia, co się dzieje?!- nadal pytał, zmartwiony. Gniew znikł z jego twarzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Kolejna łącząca nas cecha...
-Nic! Zaraz przejdzie!- warknęłam i znów jęknęłam z bólu -Już spokojnie dzieciaki! Nic się nie dzieje! Mama się tylko zdenerwowała!- wymamrotałam do brzucha przez zaciśnięte wargi, modląc się aby ten skurcz wreszcie puścił.
Właśnie w tej samej chwili podbiegły do nas Asia z Karoliną, najwyraźniej mnie szukając.
-Tu jesteś Talia! Wszędzie cię... Co się dzieje!- od razu były obok i mnie podparły.
-Zdenerwowałam się i... Złapał mnie skurcz..- odpowiedziałam krótko, próbując spokojnie i głęboko oddychać, mimo bolesnego skurczu. 
-Cożeś zrobił!?- fuknęła na Karola Rachwał, stając mu przed samym nosem i patrząc nań groźnie.
-Nic! Tylko się pokłóciliśmy...!?!- próbował się wybronić.
-Zdurniałeś!? Kłócić w jej stanie!? Chcesz aby się stała tragedia!?- spytała go retorycznie, po czym przyłożyła mu z otwartej dłoni w potylicę -Przypomnę ci że twoja siostra jest w bliźniaczej ciąży i NIE MOŻE się pod ŻADNYM pozorem denerwować, bo może to zaszkodzić rozwojowi dzieci! Chyba że nie uważałeś na biologii jak było o ciąży, co!?- spróbowała mu przemówić do rozumu.
-Chodź Natalia... Musisz sobie gdzieś usiąść..- powiedziała kojąco Asia i odprowadziła mnie z powrotem do gości, zostawiając Karolinę samą z moim bratem. Przez jeszcze chwilę słyszałam jak ta dwójka się kłóci, a raczej blondynka robi mojemu starszemu bratu awanturę. Płuca ma, nie ma co...!? Za to ból z kroczku na kroczek ustępował, ale skurcz nadal czułam. A gdy tylko zbliżyliśmy się do gości, to Miłosz i jego rodzice byli zaraz obok.
-Mój boże, Natalciu! Co się stało dziecko?- przejęła się pani Beata.
-Nic mamo.. To tylko skurcz...- odpowiedziałam jej między oddechami. Udało mi się już w pełni wyprostować, mimo bólu brzucha. Asia cały czas mnie podpierała ze zmartwioną miną.
-Jesteś pewna Kicia?!- spytał mnie Miłosz, patrząc mi głęboko w oczy. Nie od wczoraj nasze spojrzenia potrafią mówić za nas...
-Tak... Tylko się pokłóciłam z bratem, ale już jest ok!- stałam przy swoim.
-Ale...- mama nadal nie wydawała się przekonana.
-Wszystko ok mamo, mówię serio!- powtórzyłam, próbując uspokoić nie tylko ją, ale i tatę i Miłosza, oraz samą Asię.
-Chodź, usiądziesz sobie na moment...- powiedział Miłek ugodowo i razem z Asią podprowadzili mnie do najbliższej ławeczki. Na całe szczęście nie zwróciliśmy tym zbyt dużej uwagi reszty gości, bo chyba bym się załamała...?!
-Załatwię ci szklankę wody...- uśmiechnęła się do mnie Asia, po czym znikła w tłumie, a ja i Miłosz zostaliśmy sami.
-Co się stało?- spytał, trzymając moją lewą dłoń w swojej, jako że w prawej nadal ściskałam bukiet.
-Mała różnica zdań między mną a Karolem, nic wielkiego...- zbyłam to i dodałam -Nie gadajmy o tym dzisiaj, proszę cię...- spojrzałam na niego poważnie.
-Jak sobie moja kochana żona życzy- zgodził się i pocałował mnie w czoło.
-Jeszcze nie żona!?- prychnęłam śmiechem, czując że ból ustąpił praktycznie zupełnie.
-Co tam paręnaście minut? Jesteś moja i tyle!- odpowiedział z uśmiechem, przez co oboje prychnęliśmy śmiechem.
-Woda...- wróciła i Asia z kubkiem wody.
-Dzięki- wymieniłam bukiet na naczynie i je opróżniłam -Od razu lepiej...- westchnęłam i spojrzałam na zmartwioną Zielińską -Dzięki Asia...
-Nie masz za co- uśmiechnęła się, wzięła ode mnie kubek i oddała mi bukiet -To co? Idziecie przed ten ołtarz, czy nie?!- zaśmiała się, wskazując na wchodzących do środka gości.
-Idziemy, idziemy!- przytaknęliśmy wstając z ławeczki, po czym ramię w ramię podeszliśmy do kościoła. Na progu czekał już mój tata, ze zmartwionym spojrzeniem.
-Wszystko jest ok tato- uśmiechnęłam się do niego szczerze.
-Widzimy się na za chwilę...- szepnął mi do ucha Miłek, po czym "skradł" mi szybkiego całusa, a następnie jak gdyby nigdy nic przeszedł główną nawą, aby stanąć obok czekającego na niego Szymona. 
-Zaraz jestem Kochana. Broda do góry, uśmiechnij się i tak idź. To wasz dzień, pamiętaj- uśmiechnęła się do mnie Asia, po czym mnie przytuliła.
-Dzięki Asia...
-Nie masz za co!- Zielińska uśmiechnęła się filuternie, puściła mi oczko i jak gdyby nigdy nic znikła wewnątrz kościoła. Gdy tylko stanęła na swoim miejscu, po kościele rozległy się dźwięki marsza weselnego.
-Idziemy?- spytał mnie tata, oferując mi ramię.
-Nidzie indziej nie zamierzam iść..- przytaknęłam z uśmiechem, przyjmując ramię i powoli weszliśmy na główną nawę. Odwróciło to spojrzenia wszystkich gości, naszych świadków i samego Miłosza, który mimo że widział mnie w sukni, patrzył na nas jak urzeczony. Do mnie jednak przestało wszystko docierać, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Nic innego się nie liczyło, a uradowany śmiech Nikoli tylko sprawił że się szeroko uśmiechnęłam. W końcu jednak "dotarliśmy" z tatą do ołtarza i tam Miłosz "przejął" moją rękę. Wtedy usiedliśmy na pięknie udekorowanych krzesłach (Asia pomogła mi z welonem i suknią) i zaczęła się ceremonia. 
Szczerze mówiąc niewiele z niej pamiętam, gdyż nie mogłam się na niczym konkretnym skupić. Myślałam o Łukaszu i tym piekle które przez niego przeszłam i o Miłoszu, oraz jakie szczęście, miłość i bezpieczeństwo mi dawał już od samego początku. Bezsprzecznie ci dwaj byli różni, a drugi z nich był mi najdroższy nad całe życie...!
W końcu jednak ksiądz poprosił nas o wstanie i przyszła TA część całego wydarzenia... Przysięga i obrączki... Wewnętrznie podskakiwałam z radości i podekscytowania, a na zewnątrz widać było tylko szczery uśmiech na mojej twarzy. Stanęliśmy twarzami do siebie, a ksiądz prowadził swój monolog:
-Podajcie sobie prawe dłonie...- instruował nas ksiądz -Wobec Boga i kościoła...- mówił, owijając materiał wokół naszych złączonych dłoni -Powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej...- powiedział i wskazał na Miłosza:
-Proszę, powtarzaj za mną... Ja Miłosz...
-Ja Miłosz...- powtórzył Góral z szerokim uśmiechem, patrząc mi w oczy równie głęboko, jak ja wpatrywałam się w jego.
-Biorę sobie ciebie, Natalio za żonę...
-Biorę sobie ciebie, Natalio za żonę- powtarzał z pewnością w głosie i tym czułym uśmiechem, przez który zawsze miękną mi kolana. Mój Góral... 
-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...
-Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...
-Tak mi dopomóż panie Boże wszechmogący...
-Tak mi dopomóż panie Boże wszechmogący...
-W trójcy jedyny i wszyscy święci...
-W trójcy jedyny i wszyscy święci- gdy skończył wiedziałam że ta chwila, ten moment, był najlepszą decyzją jaką podjęłam w całym moim życiu. Czułam że Miłosz był, jest i będzie tym jedynym w moim życiu... No może poza dzieciakami, ale to inna sprawa!? Kocham Górala jak nikogo innego i nie wyobrażam sobie życia bez niego... Już nie...
-Pani Natalio...- wyrwał mnie z zamyślenia ksiądz. Kiwnęłam głową na tak, więc ponownie zaczął: 
-Ja Natalia...
-Ja Natalia..- powtórzyłam, wpatrując się w błyszczący błękit oczu Miłosza jakby nie istniało nic innego poza nimi. To właśnie one sprawiały że jestem dzisiaj tym kim jestem, mimo mrocznej przeszłości... 
-Biorę sobie ciebie, Miłoszu za męża...
-Biorę sobie ciebie, Miłoszu za męża- powtarzałam, a z każdym wypowiedzianym słowem robiłam to pewniej. W zupełności wiedziałam że nikt ani nic, nawet ta kłótnia z Karolem, nie zmieni mojej decyzji. Takie było moje jutro... U boku najmilszego, najlepszego i najczulszego faceta jakiego znam...
-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...
-Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...
-Tak mi dopomóż panie Boże wszechmogący...
-Tak mi dopomóż panie Boże wszechmogący...
-W trójcy jedyny i wszyscy święci...
-W trójcy jedyny i wszyscy święci- gdy skończyłam, całą siłą woli jaką miałam, opanowałam się, aby nie podskoczyć w powietrze. Taka radość mnie rozpierała...!? 
-Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego- powiedział zadowolony ksiądz, odwijając materiał z naszych dłoni, a do nas podszedł Szymon z obrączkami. Oboje uśmiechnęliśmy się do przyjaciela szczerze, a on odpowiedział nam tym samym, na dodatek puszczając nam oczko. Nie powiem, dobrali się z Aśką jak dwa skrzydła motyla! I tym razem ksiądz zaczął od Miłosza:
-Natalio, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego- powtórzył za księdzem, a głos mu się lekko trząsł z radości. Podejrzewam że mój nie będzie lepszy... Oczywiście wsunął mi chłodny metal obrączki na serdeczny palec prawej ręki, mówiąc to.
-Pani Natalio...- spojrzał na mnie ksiądz. Skinęłam głową i wzięłam od Szymona drugą z obrączek. 
-Miłoszu, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego...- powtórzyłam, a głos dosłownie cudem mi się nie trząsł. Jedynym widocznym znakiem zdenerwowania był fakt że niebywale trzęsły mi się ręce. Mimo to jednak, dałam radę.
Potem było jeszcze parę ceremoniałów ślubnych, które były dla mnie bardzo nie ostre. Jedyne nad czym myślałam była ta chwila i fakt że z Miłoszem jesteśmy nieodwracalnie małżeństwem. Bardzo się z tego cieszyłam, a bliskość Górala tylko mnie utwierdzała w tym że to w cale nie był sen. Oboje się z Miłoszem cieszyliśmy i było to po nas widać... 
Zanim się obejrzeliśmy, ksiądz wypowiedział te, tak znaczące słowa:
-Może pan pocałować pannę młodą!- zakończył, patrząc na mojego męża z uśmiechem. Spojrzeliśmy na siebie z Góralem z szerokimi uśmiechami. Nim zrobiliśmy cokolwiek, od strony ławek usłyszeliśmy zgodny krzyk Jacka i Wojtka:
-Całuj wreszcie!- krzyknęli chłopacy i wszyscy zaczęli się śmiać, z nami i księdzem włącznie. 
-Kocham was..- powiedział na to Miłek i pocałował mnie czule. Oczywiste było że oddałam ten pocałunek, obejmując go za szyję. Za co cały kościół wypełniły oklaski i okrzyki pełne radości.
-My ciebie też...!- odpowiedziałam lekko bez tchu, gdy się od siebie odsunęliśmy. Miłek pocałował mnie w czoło bez słowa, po czym odwróciliśmy się w stronę naszych gości. Znów rozległ się marsz weselny i najpierw wyszli goście, a my na samym końcu. Gdy stanęliśmy na progu, wszyscy zaczęli nam klaskać i obrzucili nas ryżem i drobnymi pieniędzmi (kolejny przesąd). Wtedy też, zaczęli wszyscy wykrzykiwać, a raczej skandować "Gorzko! Gorzko!". Spojrzeliśmy na siebie z Miłoszem i się zaśmialiśmy.
-Chyba nie mamy wyjścia, co?- spytałam męża z uśmiechem.
-No nie mamy- zgodził się, po czym objął mnie w tali i pocałował czule. Oddałam ten pocałunek i objęłam go za szyję. Goście zabrzmieli zadowoleni, a na dodatek do naszych uszu doszła salwa honorowa, zorganizowana przez naszych świadków. 
Po dłuższej chwili się od siebie odsunęliśmy i zeszliśmy z tych schodków. Wtedy też podeszli do nas goście i zaczęło się składanie życzeń. Nim jednak ktokolwiek się odezwał, przerwała to biegnąca ku nam Nikola:
-Mama! Tata!- wykrzyknęła, wręcz rzucając się nam na szyję. Miłek klęknął, złapał naszą księżniczkę i podniósł, podrzucając dwa razy w powietrze, przez co się zaśmiała. 
-Byłaś grzeczna? Nie przeszkadzałaś cioci Matyldzie?- zagadnęłam córkę z uśmiechem.
-Nie- zaprzeczyła od razu.
-To dobrze- zaśmiałam się i pocałowałam małą w skroń.
Potem już wysłuchaliśmy wszystkich życzeń, a następnie udaliśmy się na salę, aby rozpocząć imprezę weselną... Myślę że każdy był za, gdyż była to godzina 15 i wszyscy byli powoli głodni...
CDN.

Czyli pomimo kłótni wszystko było dobrze....
A dalej czeka nas nic innego, jak huczne wesele!
Zobaczmy co tam się wydarzy...!?
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro