ADA

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Cisza, jaka zapadła na chwilę po wystrzale, była ciężka i pełna grozy. Obserwatorom postronnym serca aż zamarły na moment i po paru sekundach jakaś młoda dziewczyna z piskiem skuliła się pod ścianą w przerażeniu. Po tym, naokoło rozpętał się chaos; ludzie jak dzikie zwierzęta szturmem ruszyli ku wyjściu, pozostawiając w środku jedynie cztery osoby.

      W tym niewielkim gronie panowała mieszana, ale zdecydowanie gęsta atmosfera. Kropelki potu spłynęły po skroni Shirase, a Yuan zacisnęła dłonie mocniej na jego kurtce towarzysza, chowając się bardziej za chłopakiem w strachu.

      Osamu tymczasem lekko bujał się z boku na bok, z łagodnym wyrazem twarzy, otoczony czerwoną poświatą, zupełnie jak kula wciąż lewitującą milimetry przy jego czole. Dazai zastanawiał się, czy może nie zacząć sobie nucić ostatnio umiłowanej przez niego piosenki o podwójnym samobójstwie, ale wyjątkowo zrezygnował.

- Ch-chuuya... - w końcu różowo włosa przerwała tę ciszę, spoglądając na leżącego u stóp szatyna, niskiego mafiose, który trzymając partnera za kostkę, uchronił go przed otrzymanie śmiertelnej dawki ołowiu.

Kula upadła na ziemię z brzdękiem, odbijając się od kafelek i turlając gdzieś pod automat. Nakahara wstał i otrzepał się z kurzu, po czym zdzielił detektywa po głowie z irytacją.

- Spokojnie się odlać nie mogę, bo od razu jakieś afery prowokujesz! - Prychnął zirytowany, poprawił kapelusz i spojrzał na dwójkę dawnych podwładnych - Wybaczcie, pewnie was irytował. - Mruknął spokojnie, dodatkowo wkurzył go fakt, że nawet Yuan go przerosła, a kiedyś, chociaż od niej był o praktycznie głowę wyższy...

- Chuuya, dlaczego..? - zapytała słabo dziewczyna, na co mafiosa uniósł brew, nie do końca rozumiejąc, o co jej dokładnie chodzi.

- Co "Dlaczego"? - znów spojrzał na Osamu. Dostrzegł siniaka na jego policzku i lekkie rozcięcie, z którego ciekła drobna stróżka krwi, na co skrzywił się nieznacznie - Jesteś niereformowalny, naprawdę Cholero, a jakbym się spóźnił?! - Mruknął nieco ciszej do szatyna, ale nie szczędząc sobie zirytowania w głosie.

- Dlaczego nas zdradziłeś?! Dlaczego wstąpiłeś do Mafii? Naprawdę cię szantażował?! Dlaczego go bronisz w ogóle?! - dziewczyna w nagłym przypływie pewności, chwyciła za bluzę Nakahare i uderzyła pięścią w jego klatkę piersiową, miała łzy w oczach.. Rudzielec burknął coś w zirytowaniu i zamyślił się nad pytaniami, którymi został zarzucony.

- Yuan, zwolnij, nie nadążam... - Prychnął, odsuwając nieco dziewczynę za ramiona, acz zrobił to w bardzo spokojny i delikatny sposób. Widząc kątem oka, jak postawa Dazaia, na jej nagłe zbliżenie się do niego, przybrała lodowatą aurę, miał ochotę ją jednak przytulić, jedynie po to, by podrażnić dawnego herszta.

- P-pamiętasz moje imię... - spojrzała na niego w szoku, równie zaskoczona co pozostali dwaj mężczyźni w pomieszczeniu.

- Oczywiście, że pamiętam. - burknął - Zakładam, że na pytania odpowiedział wam już Dazai, więc nie widzę sensu w powtarzaniu się. - Prychnął, wywracając oczyma. Miał mieszane uczucia, co do tego spotkania. Cieszył się, bo żyli, ale jednocześnie był wściekły, za to, jak potraktowali Osamu. Oczywiście na partnera też był wkurzony, był pewien, że szatyn ich dodatkowo sprowokował, mimo że potrafiłby z tego wybrnąć bez najmniejszej szkody.

- A-ale w takim razie, dlaczego nie wróciłeś..? - Shirase w końcu zabrał głos.

- A po co miałbym wracać? - po tym pytaniu nastała kolejna dłuższa cisza. Owce wpatrywały się w swojego dawnego króla w szoku - Uważaliście mnie za zdrajcę, sami mnie zdradziliście. - zaczął wyliczać na palcach - W dodatku odejście z Mafii równałoby się z tym, że Portówka uczepiłaby się was jak rzep psiego ogona i... - spojrzał na szatyna, który miał zadziwiająco spokojny wyraz twarzy, jak na kogoś, kto prawie został zastrzelony - I dobrze mi tam było. I teraz też jest już dobrze. - wzruszył ramionami, z powrotem przenosząc błękitne oczy na dwójkę starych znajomych.

- Nie Mówisz poważnie! - oburzył się szarooki, zaciskając pięści w zdenerwowaniu.

- Całkowicie. Miło było zobaczyć, że żyjecie, ale, jako że mój partner nie jest tu miłe widziany, ja również nie zamierzam tu siedzieć, więc cześć. - pociągnął zabandażowanego za płaszcz do pionu - A, i jeszcze jedno, Shirase. - zagadnął, a kiedy chłopak spojrzał w jego stronę, oberwał w ten sam policzek, w który wcześniej zdzielił szatyna kolbą spluwy - Oko za oko. - powiedział wyjątkowo ozięble, co zaskoczyło Dazaia, ale i wywołało przyjemne uczucie ciepłą gdzieś w jego klatce piersiowej.

      Rudzielec pociągnął wyższego na zewnątrz, pozostawiając w środku byłych podwładnych w osłupieniu. Dazai też był nieco skołowany, spodziewał się, że Chuuya nie da go zastrzelić, ale nie że uderzy Shirase. Oczywiście nie zamierzał na to narzekać. Nakahara nagle obrócił go i posadził na motocyklu bokiem. Wyciągnął z bocznej kieszeni niewielką apteczkę, a z niej gazę i coś do odkażenia.

      Spojrzał na szatyna tajemniczo i uśmiechnął się niebezpiecznie. Przyciągnął go za broszkę stanowczo do wygodnego poziomu i delikatnie musnął ustami zraniony policzek Dazaia, który cały się spiął, na ten niespodziewany, czuły gest. Policzki lekko mu poczerwieniały, co wywołały nieznaczny grymas zadowolenia u rudzielca.

- Nic sobie nie wyobrażaj gnido, to rewanż za rano. - uśmiechnął się wrednie i pstryknął go w nos. Namoczył gazę specyfikiem, rozkoszując się zakłopotaniem i zażenowaniem partnera, które były niezwykle rzadkim zjawiskiem.

- N-nie spałeś?! -Osamu nieco bardziej poczerwieniał, będąc zbyt zszokowany, by starać się to zamaskować. Syknął cicho, kiedy niższy zaczął oczyszczać jego ranę.

- Obudziło mnie twoje ciągnięcie za włosy, nie przypominam sobie, żebym dawał ci pozwolenie na dotykanie ich. - prychnął, zadzierając teatralnie nosa.

- Nie narzekałeś jakoś. - bąknął Dazai - Jestem wręcz pewien, że ci się podobało, wydawałeś takie urocze odgłosy ~. - uśmiechnął się wrednie i poruszył brwiami w dość sugestywny sposób, postanawiając, że czas obrócić kota ogonem.

- Zamknij się, makrelo, bo pożałujesz! - warknął, zaciskając dłonie w pięści, oczywiście, że nie zamierzał przyznawać, jak bardzo poranna sytuacja mu odpowiadała i że był nieco zawiedziony, jak prędko tamta chwila dobiegła końca.

- Ale się boję~. - wypowiedź zabandażowanego aż ociekała sarkazmem. Rudzielec przelewitował gazę do najbliższego kosza i przykleił na policzek partnera plasterek, w miejscu, gdzie nieco rozcięła się jego skóra - Różowy? - uniósł brew z lekkim rozczuleniem.

- Zamknij się. - burknął i schował apteczkę na jej miejsce. Szatyn obrócił się na siedzeniu, by siedzieć okrakiem, a mafiosa usiadł przed nim, nieco pomagając sobie zdolnością.

-Nee, Chuu, to gdzie jedziemy? - zapytał, obejmując w pasie herszta i kładąc brodę na jego ramieniu.

-Zobaczymy. - odparł lekko kierowca, powoli wycofując maszynę z parkingu.

      Oboje ubrali kaski, śnieg lekko prószył, znacznie delikatniej niż w poprzednie dni, co jakiś czas zamieniając się bardziej w deszcz. Droga była przez pogodę znacznie bardziej śliska, więc pozostali uczestnicy ruchu jechali co najmniej po dziesięć kilometrów na godzinę mniej, co strasznie irytowało Nakaharę, który burcząc coś pod nosem, wymijał wszystkich istnym slalomem. W poślizg nie wpadli jedynie dzięki czerwonej poświacie otaczającej koła, która utrzymywała ich stabilnie na podłożu.

      Dazai zauważył, że wjeżdżają do centrum miasta, dopiero kiedy z zamyślenia wyrwał go widok budynku Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Spojrzał na Chuuye pytająco i w lusterku dostrzegł jedynie lekki uśmiech na słodkich ustach rudzielca. W końcu zatrzymali się, a mężczyzna pokazał, by zszedł.

- Park. - bardziej stwierdził, niż zapytał, ale nie musiał, bo zaraz po schowaniu kasków niebieskooki przystąpił do objaśniania.

- Połazimy trochę, agencja jest nie daleko, to skoczymy też załatwić te twoją makulaturę, a potem do jakiejś restauracji na obiad. - oznajmił, poprawiając ukochany kapelusz i ruszył przed siebie.

- Oooh ~~ - oczy w kolorze espresso zabłysły wesoło, a partner, wyczuwając zbliżający się durny tekst, wtrącił się.

- Nie ohaj mi tu, tylko chodź. - nawet się nie obrócił, powoli oddalając się alejką, na której śnieg powoli zamieniał się w brudną ciapę.

- Haiii~ - zaświergotał szatyn, szybko zrównując kroku z niższym.

       W parku nie było nikogo poza nimi. Ostatecznie pogoda nie była zbyt zachęcająca; szare niebo wydawało się płakać nad własnym losem, temperatura była na tyle niska, by wiatr wywoływał ostre nieprzyjemne ciarki, ale nie na tyle, by spadająca z nieba woda zamieniła się w śnieg. Ten już leżący na ziemi też zamieniał się w jakąś brudną, niekształtną paćkę i plaskał pod butami dwójki mężczyzn. 

Cały ten obraz aż krzyczał brzydotą i nijakością...

      Ale Dazai i Nakahara odnajdywali w tym widoku obezwładniający spokój. Bo oboje czuli się głęboko w środku właśnie w taki brzydki i nijaki sposób. Oboje, jak ta plugawa pogoda, odpychali od siebie ludzi; oboje się nimi nie czuli. Zupełnie jak ta brudna papka pod ich nogami, niemogąca się już dłużej nazwać śniegiem.

      Osamu uśmiechnął się lekko i przyciągnął Chuuye bliżej, obejmując go ramieniem. Chociaż pogoda tego dnia zdawała się ich na chwilę rozumieć.. Co jednak, kiedy przestanie padać? Wyjdzie słońce? Lub temperatura spadnie i to, co spada z nieba, na nowo przybierze formę idealnych, delikatnych, białych płatków? Wtedy... Wedy znów każdy z nich będzie miał jedną osobę, która go rozumie, tylko... a może jedną. Ukradkowe spojrzenie błękitnych tęczówek w te o przyjemnym, ciemnym, kawowym odcieniu. Tak, to zdecydowane "".

Oboje byli potworami.

- Przyjemna pogoda. - pierwszy odezwał się w końcu detektyw, zadowolony, że niższy nie zrzucił jego ręki, a w dodatku nieco się nawet przysunął.

- Racja. - uśmiechnął się pod nosem rudzielec, spoglądając w niebo i wydychając powietrze, tworząc wrażenie dymu uciekającego z malinowych ust.

      Osamu zamyślił się, kiedy mocniejszy podmuch wiatru zdmuchnął z ognistych kosmyków kapelusz. Nakahara wysunął się od razu spod jego ręki, chcąc za nim pobiec, ale nim był do tego zmuszony, wyższy zdążył go już dosięgnąć. Niebieskie oczy spojrzały na niego spod lekko zmarszczonych brwi.

- Kapelusz. - burknął, wyciągając po wspomniany przedmiot rękę, odzianą w czarną rękawiczkę z cienkiego materiału.

- A może jakieś dziękuję? - Dazai wyszczerzył się głupawo, ale widząc jak włosy niższego pod wpływem wiatru, zaczynają żyć własnym życiem, zlitował się i odłożył przedmiot na głowę niższego - Dobra, jeszcze cię zawieje, a jutro nie będziesz przecież chory tańczył. - ruszył dalej, zostawiając tylko troszkę zaskoczonego Chuuye, za sobą. Ostatecznie ich przekomarzanki trwały znacznie dłużej.

- Dzięki... cholero. - burknął, na co wyższy parsknął krótko. Znów zrównali kroku.

- Chibi, jakie kwiaty lubisz najbardziej? - zagadnął detektyw, stając w miejscu i spoglądając na rozciągający się w oddali ocean. Nakahara zrobił parę kroków i spojrzał w tył na szatyna.

- Hę? - uniósł brew w niezrozumieniu - Frezje, durniu, po cholerę ci to? - mruknął, czekając, aż brązowooki zrówna z nim krok.

- Ja lubię sasanki. - wzruszył ramionami, już spokojnie idąc ramię w ramie z mafiosom, który zamyślił się na moment.

- "Daj mi trochę czasu"*? - szafiry znów uniosły się, by spojrzeć na twarz zabandażowanego z pytającym przebłyskiem.

- Widzę, że i ciebie Kouyou przemaglowała z języka kwiatów. - Dazai uniósł wzrok w górę, nieznaczny uśmiech błądził po jego ustach.

- Ta, czasem przepytuje mnie na wyrywki z zaskoczenia. - kąciki ust rudego mężczyzny uniosły się lekko - Kiedy byłem parę razy z nią na misji, posługiwaliśmy się właśnie językiem kwiatów, żeby na polu walki przekazać sobie informacje. - opowiedział spokojnie, a Osamu słuchał go uważnie - W sumie, pewnie z tą swoją cholerną głową dalej wszystkie pamiętasz, więc moglibyśmy to jutro wykorzystać do komunikacji na balu. - spojrzał na partnera ożywiony.

- Chuuya, to... - urwał i zamyślił się - Właściwie bardzo dobry pomysł. - przyznał, a Nakahara poczuł, jak jego policzki lekko pieką na tę niespodziewaną pochwałę.

- Oczywiście, że dobry! Moje pomysły są zawsze dobre, cholero. - prychnął, odwracając głowę, by ukryć rumieńce.

- No nie wiem Chibi, a pamiętasz jak... - nachylił się do ucha rudzielca - Postanowiłeś zrobić własne, domowe wino, więc wrzuciłeś winogron do spirytusu? - szepnął z rozbawieniem na twarzy.

- A zamknij się debilu! Miałem piętnaście lat. - warknął, odsuwając od siebie twarz towarzysza, któremu głupawy uśmieszek nie schodził z ust - Poza tym ja przynajmniej nie spaliłem czajnika, próbując odgrzać mleko czekoladowe. - odbił piłeczkę rudzielec i tak zaczęła się ich rozmowa o najgłupszych wspomnieniach z młodości...

***

      Po prawie dwugodzinnym spacerze po parku i rozmowach na błahe tematy ruszyli do Agencji. Deszcz ze śniegiem na trochę przestał padać, ale niebo nawet odrobinę nie przejaśniało.

      Kiedy tylko weszli do głównego pomieszczenia w Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, stanęli w lekkiej konsternacji. Obojgu ten niepasujący tu przedmiot rzucił się w oczy od razu. Czarny płaszcz wisiał na wieszaku i oboje świetnie go rozpoznawali, ale ze środka nie dobiegały żadne krzyki, ani dźwięki walki.

      Spojrzeli po sobie, szukając w oczach partnera jakiejkolwiek odpowiedzi, ale żadnemu nie przychodziło nic do głowy. Osamu więc rozejrzał się po głównym biurze, nie widząc nigdzie właściciela ów przedmiotu, ruszył w miejsce, gdzie zakładał, że mógł się znajdować. Rudzielec z braku lepszej alternatywy ruszył za nim.

      Oczywiście miał rację, na jednym z łóżek w sali dla pacjentów siedział Akutagawa, a nad nim stała Yosano, mówiąca o czymś spokojnie. Na krześle pod ścianą siedział Atsushi, patrzący w ziemię ze splecionymi palami i nieobecnym spojrzeniem.

      Chuuya oparł się o framugę, Dazai za to podszedł do Nakajimy i położył mu powoli dłoń na ramieniu, by zwrócić jego uwagę na siebie w jakiś mało inwazyjny sposób. Białowłosy i tak jednak się wzdrygnął. Dwukolorowe oczy, które uniosły się ku twarzy mentora, powiedziały mu wszystko, nim usta zdążyły nawet drgnąć.

     Osamu z poważnym wyrazem twarzy ruszył do łóżka, na którym siedział jego były podwładny. Minął się z Yosano, z którą przywitał się spokojnym skinieniem głowy, a ta odpowiedziała mu łagodnym uśmiechem, zatrzymując się niedaleko wejścia przy szafie z lekami. Wysoki mężczyzna nachylił się do Akutagawy, który starał się zachować powagę i cierpliwie czekał na słowa byłego mentora, chcąc przyjąć kolejne nazwanie go słabym lub żałosnym bez zdenerwowania.

- Dziękuję za ochronę Atsushiego. - szatyn spojrzał na postrzałową dziurę w koszuli sugestywnie, a Ryuunosuke starał się nie wybić z maski tym nieoczekiwanym komentarzem, który nie brzmiał jak szyderstwo czy sarkazm, do których powoli, od wielu lat, z trudem próbował przywyknąć.

-Z całym szacunkiem Dazai-san, ale nie zrobiłem tego dla Pana. - powiedział spokojnie, tym znudzonym, wyćwiczonym w Mafii tonem, po czym zakaszlał w dłoń. Zerknął krótko, ukradkiem na Nakajime, który od razu podłapał z nim kontakt wzrokowy.

      Były mafiosa był w lekkim szoku, ale ucieszył się, jego plan najwyraźniej się sprawdzał i to bardzo dobrze. Spojrzał przez ramię na Nakaharę, który obserwował sytuację z boku, miał na ustach lekki uśmiech zadowolenia.

- Akutagawa, jak się czujesz? - zapytał z nieukrywanym zmartwieniem tygrys, kiedy podszedł do mafiosy.

- Fizycznie, lepiej. Psychicznie, wolałbym już się nie zbliżać więcej do tej kobiety. - oznajmił szczerze czarnowłosy, patrząc na Yosano spokojnie przeszukującą półki. Nakajima uśmiechnął się nieśmiało, rzadko mafiosa odpowiadał mu w taki sposób; bez krzyku i gniewu.

- Jeszcze raz dziękuję za ratunek... - chłopak skłonił się w pół, a jego słowa i gesty były pełne emocji, czego nigdy Akutagawa nie potrafił pojąć, bo przecież to słabość, więc dlaczego jego rywal nie ukrywa ich, nie tłumi, a przede wszystkim: dlaczego Dazai go za to nie karci..? Nie potrafił tego zrozumieć, ale zapytanie nie wchodziło w grę.

- Nie dziękuj. To był totalny przypadek. - Mruknął z lekką irytacją - Po za tym to ja jestem tym, który cię kiedyś zabije Jinko, więc nie mogę pozwolić, by zrobił to byle złodziejaszek. - dodał, wstając i udał się do wyjścia. Spojrzał na Nakaharę, mijając go i skinął z szacunkiem głową przełożonemu, który w odpowiedzi uśmiechnął się.

- J-jasne. - Nakajima spojrzał za nim zakłopotany - Do zobaczenia! - dodał głośniej, by oddalający się chłopak na pewno go usłyszał. Czarnowłosy w odpowiedzi skinął jedynie głową i wyszedł z pomieszczenia. Dazai podszedł do Nakahary i oparł plecami o ścianę przy nim.

- A nie mówiłem? ~- szepnął szatyn z głupim uśmieszkiem.

- A weś się zamknij Cholero. - Nakahara wywrócił oczyma, powstrzymują cisnący się mu na usta grymas zadowolenia. Przed samym sobą jednak nie ukrywał, że cieszył go fakt, iż Dazai ma jakiś plan w kwestii stanu byłego podwładnego, ostatecznie plany detektywa nie zawodziły.

- Dazai co ty sobie wyobrażasz, znów sprowadzając tu tego mafiose! Zajmij się raportami, a jak Twój... Kolega będzie przeszkadzał, to wyleci przez okno. - spokój przerwał Kunikida, który był tego dnia wyjątkowo zirytowany.

- Czterooki uważaj se, bo przez okno to może wylecieć cała ta twoja papierologia. - odgryzł się rudzielec z wyraźną groźbą w głosie. Blondynowi aż wyskoczyła żyłka na czole przez irytację, spojrzał na rudzielca wrogo.

- Słuchaj dzieciaku, jesteś na naszym terenie, więc pusz się tak i... - zaczął ostro, ale niższy przerwał mu.

- HA?! Dzieciaku?! Ja ci dam dzieciaka..! - mafiose otoczyła czerwona poświata, ale nie trwało to długo, bo Osamu położył mu dłoń na ramieniu, dezaktywując jego zdolność i nieświadomie uspokajając go odrobinę.

- No już, już. Może chodźmy na kompromis i to mnie wyrzucicie przez to okno~. - uśmiechnął się w pozornie pogodny sposób. Rudzielec strącił jego rękę, szykując jakiś wredny komentarz, ale Doppo uprzedził go w tym.

- Najpierw wypełnij raport, potem możesz skakać do woli. - mruknął, prostując się i poprawiając okulary.

      Nie był to jakiś okropny komentarz, Osamu wiedział, że jego wyższy partner nie ma też tego na myśli, przecież nie wiedział, że dla byłego herszta to jedynie maska. Zdążył się już przyzwyczaić do tego, przecież sam obracał to w żart, więc nie mógł oczekiwać, by ktoś wziął go na poważnie.

      Ale Chuuya widział to nieco inaczej. Sam żartował z tego wraz z szatynem, przed i po jego odejściu, ale to było co innego... Gniew na nowo w nim wezbrał i w momencie złapał wysokiego detektywa za kołnierz i przycisnął go do ściany. Kunikida spojrzał na niego wściekle, ale widząc furię w szafirowych tęczówkach, wzdrygnął się i poczuł przebiegające po jego kręgosłupie ciarki.

- Słuchaj ważniaku, jeszcze taki jeden lekceważący tekst, a nie skończysz dobrze. - wysyczał, wkładając w swój głos tyle jadu, że nawet Osamu zrobił krok w tył. Pozostali członkowie agencji, którzy byli tego świadkami, stanęli w gotowości, by w razie problemów ruszyć współpracownikowi na pomoc.

- O co ci chodzi? - Doppo starał się przybrać poważny i spokojny ton, co choć z trudem, wyszło mu - To głupoty, Dazai tylko tak ciągle gada, ale nic sobie przecież nie zrobi. Jest dorosły, po prostu ma fatalne poczucie humoru. - mruknął, poprawiając się nieco i próbując jakoś uwolnić się z uścisku. Chuuya nawet nie musiał patrzyć na partnera, by wiedzieć, że jego oczy nieco pociemniały.

- Fatalne poczucie humoru to akurat ty masz. - warknął - Nie masz prawa tak mówić, nawet w żartach. -

- Och błagam, to czysta hipokryzja z twojej strony, sam słyszałem, jak rzucasz nawet gorszymi tekstami w tym temacie. - blondyn nie miał pojęcia, o co takie wielkie halo, Osamu sam z tego żartował i, jak widać po stojącym szatynie, jakoś dalej żył. Nakahara jeszcze bardziej się jednak wkurzył na to porównanie, przyciągnął sobie detektywa niżej, by nachylić się i kolejną kwestię wyszeptać mu na ucho.

- Nie porównuj mnie ze sobą, bo jest między nami wielka przepaść. - zaczął mrożącym krew w żyłach tonem - To nie ty przez jebane trzy lata musiałeś odcinać linę z jego szyi, wymuszać zwymiotowanie tabletek nasennych, lub pilnować czy nie jest w łazience za długo, żeby wyszedł z niej o własnych siłach, a nie na szpitalnych noszach. - blondyn rozszerzył w szoku oczy, czy to znaczyło, że jego partner wcale nie żartował? Że ignorował przez ten cały czas wołanie o pomoc? - Więc kurwa jest między nami spora różnica. - odsunął się i znów spojrzał w oczy byłego nauczyciela, które teraz przepełniała skrucha i wyrzuty sumienia.

     Spojrzał na Osamu, który patrzył na Nakaharę z pewną niepewnością w oczach, ostatecznie nie słyszał, co rudzielec właśnie mówił jego współpracownikowi, ale ufał, że to nic co mogłoby mu zaszkodzić w pracy. Rudzielec puścił wyższego niedbale i cofnął się z prychnięciem zirytowania.

      Doppo poprawił się i odchrząknął, dając tym samym znać współpracownikom, że wszystko jest w porządku i mogą wracać do pracy. Dazai posłał pytające spojrzenie mafiosie, jednak ten wzruszył ramionami i oparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersi i obserwując poczynania blondyna uważnie.

- Pomogę ci z papierami, cholero. - w końcu to Nakahara przerwał niezręczną ciszę, bo Kunikida nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć po usłyszeniu takiej informacji. Oczywiście nie zamierzał dawać Dazaiowi jakiejś taryfy ulgowej w pracy, to przeczyło jego Ideałom, ale... postanowił, że od teraz postara się zwracać większą uwagę na współpracownika i to, co mówi między wierszami.

      Osamu tymczasem uśmiechnął się szeroko na słowa partnera i zaczął go prowadzić do swojego biurka, zadowolony, że nie musi sam się z tym męczyć. Rudzielec przysunął sobie dodatkowe krzesło i zgarnął część papierów i bez zbędnej zwłoki zaczął je przeglądać i uzupełniać. Szatyn też o dziwo się nie ociągał i zabrał się do roboty.

      Kunikida spojrzał na dwójkę zdziwiony, nie spodziewał się, że ktokolwiek jest w stanie zmusić Dazaia do wypełnienia raportów, a co dopiero bez marudzenia i ociągania się przy tym, zwłaszcza że stojącym za tym cudotwórcą był niski mafiosa o zadziwiająco krótkim temperamencie. — W sumie Dazai kiedyś pracował dla mafii... A po słowach Nakahary mogę założyć, że byli blisko. Wydaje się, jakby dalej tak było... — pomyślał, przyglądając się współpracy tej dwójki. Wyższy notował szybko, co jakiś czas mówiąc drugiemu co wpisać w rubryczki w raportach, bo niższy przecież nie znał tych danych. Pracowali w tak zgrany sposób, że inni obecni w sali nie potrafili oderwać od nich oczu przez dobre parę chwil.

***

- Yosano~.- zagadnął przed wyjściem Osamu, podchodząc do kobiet segregującej leki w szafie z przeszklonymi drzwiczkami.

- Tak? - spojrzała na niego spokojnie, ale nie zaprzestała czynności.

- Masz może jakiś lakier do paznokci, który mógłbym pożyczyć? - oparł się bokiem o krawędź szafki z lekkim uśmiechem na ustach.

- Wchodzisz w wiek buntu? - uniosła brew z rozbawieniem, ale ruszyła do biurka, by sięgnąć do pierwszej szuflady.

- Nah, chcę zrobić na jutro jakieś ładne Nakaharze. - uśmiechnął się szeroko z lekkim rozbawieniem.

- To ma cos wspólnego ze sprawą, nad którą z nim pracujesz, prawda? - podała detektywowi pudełko z lakierami, jakimiś innymi drobiazgami do ozdoby paznokciami i lampą do hybryd.

- Owszem. - odpowiedział, przyjmując pudełko - Dziękuję. - dodał uprzejmie.

- Jasne, tylko niech to wróci w jednym kawałku. - westchnęła, opierając się o biurko, patrząc na oddalającego się szatyna.

- A właśnie, Yosano. - zagadnął, przystając w progu gabinetu.

- Hm? -

- Bądź w najbliższym czasie pod telefonem, mam przeczucie, że się przydasz w tej sprawie. - tym razem jego ton był nad wyraz poważny.

- Pewnie, tylko nie dajcie się poharatać zanadto, żebym zdążyła do was dotrzeć. Wiesz, że nie wskrzeszam zmarłych. - odpowiedziała spokojnie - Pamiętaj że wisisz mi butelkę dobrego wina jeszcze za ostatnią akcję. - dodała nieco żywiej.

- Nawet wiem, kto pomoże mi z wyborem. - odpowiedział, a na jego ustach zagościł spokojny uśmiech.

      Po opuszczeniu gabinetu lekarki ruszył do wyjścia z budynku, po drodze zgarniając Nakaharę, który spokojnie czekał już przy drzwiach na dole.

- Masz, użyj zdolności, żeby nie zmokło. -wyjaśnił, podając rudzielcowi pudełko.

- Co to? - mruknął, wpatrując się w karton podejrzliwie, ale wykonał polecenie.

- Lakiery od Yosano i jakaś maszyna do utwardzania. Dziewczyny mają przeważnie dłuższe paznokcie, więc dziś ci je wydłużę i pomaluje. - wyjaśnił spokojnie, a Nakahara westchnął jedynie cicho. Nie zamierzał tym razem narzekać, bo sam zawsze był ciekaw, jak by wyglądał z pomalowanymi, po prostu nie miał dotąd okazji.

- To obiad i do domu? - zagadnął po chwili spaceru, a kiedy szatyn przytaknął, pociągnął go do najbliższego baru z ramenem, gdzie oboje zamówili sobie po misce i usiedli gdzieś w kącie. Lokal był opustoszały, poza nimi był tu jedynie starszy mężczyzna z gazetą i jakaś nastolatka pisząca coś na laptopie.

- Ne, Chuuya. - zagadnął Osamu - Słyszałeś o jabłkowym samobójstwie? - uśmiechnął się pod nosem z pewną melancholią, przenosząc wzrok na partnera, który patrzył na niego skołowany z buzią pełną ramenu.

     Rudzielec marszczył brwi, przełknął makaron i zamyślił się na moment - Chodzi ci o królewnę śnieżkę? - uniósł brew, a Dazai parsknął krótko, co nieco skołowało niższego - Co? Powiedziałem coś nie tak? -

- Nie, nie. - powiedział chichrający się szatyn - Po prostu... - otarł łezki z kącików oczu - Kiedyś zadałem to samo pytanie Odasaku. - kontynuował z lekko uniesionymi ku górze krańcami ust - Stwierdził, że chodzi mi o Kopciuszka. - dokończył.

      Nakahara zamrugał parę razy szybko, przetwarzając słowa partnera i po chwili zaśmiał się rozbawiony. Dazai spojrzał na niego najpierw w zdziwieniu, ale po chwili jego twarz przyozdobił łagodny uśmiech. Lubił, kiedy jego partner się śmiał, kiedy był wesoło; napełniało to jego wnętrze przyjemnym ciepłem i uczuciem łaskotania w brzuchu.

- Też byłem zaskoczony. - dodał zabandażowany z lekkim rozbawieniem w głosie.

***

      Kiedy dotarli już do domu mafiosy i chwilowo także detektywa, który tym razem po drodze zgarnął sobie więcej ciuchów na zmianę, Nakahara od razu zajął się sporządzeniem raportu z pomocą Dazaia, który miał o wiele lepszą pamięć.

     Chuuya po wydrukowaniu, odłożył dokument na stolik do kawy i usadowił się naprzeciw Osamu na kanapie, który właśnie czytał poradnik o tym, jak przedłużać paznokcie i jak korzystać z lampy do hybryd.

- Tylko mi nie spal palców. - mruknął niższy, podając dłoń zabandażowanemu, który ujął ją ostrożnie i zaczął przycinać skórki oraz piłować wierzch dla lepszej przyczepności.

- Spokojnie, widziałem już parę razy, jak Yosano to robi. - zapewnił i wziął motylki do przedłużania i zabrał się za czynność już w jednej ręce.

- Ugh, ale to dziwne...- mruknął, kiedy włożył do lampy dłoń - KURWA! TO PARZY KRETYNIE! - krzyknął, ale mimo to nie cofnął dłoni.

- Spokojnie, to jakieś sześćdziesiąt sekund tylko potrwa. - Osamu pogłaskał jego ramię dla dodania otuchy, zrobił to dość automatycznie, więc sam nie zwrócił uwagi na to, jak czuły był ten gest. Był też zbyt skupiony na zadaniu, w postaci malowania paznokci rudzielca, by zauważyć, jak ten lekko się rumieni - O, koniec~. Widzisz, przeżyłeś, teraz je spiłuję i bierzemy się za malowanie. - oznajmił, sięgając po pilniczek i szlifując paznokcie na kształt migdałów.

      Kiedy zaczynał malować drugą dłoń partnera, rozległo się pukanie do drzwi. Wyższy podniósł się z westchnieniem i poszedł otworzyć drzwi, za którymi, zupełnie tak jak przypuszczał, stał czarnowłosy, młody mafiosa.

- Wchodź. - powiedział spokojnie, przepuszczając Akutagawe w drzwiach. Zaraz po wejściu jego były podopieczny skłonił się krótko.

- Nakahara-san, Dazai-san, przyszedłem po raport dla szefa. -poinformował, starając się zachować profesjonalnie, chociaż cholernie korciło go, by porozmawiać z Osamu. Miał do niego tak wiele pytań; dlaczego opuścił mafię tak nagle, dlaczego go porzucił, dlaczego nie jest dość dobry, dlaczego Jinko, dlaczego nie on..?

- Tam są. - herszt wskazał na stoliczek, a jego podwładny od razu ruszył po niego, postanawiając nie pytać, dlaczego jego przełożony ma pomalowane paznokcie i dlaczego stoi za tym zdrajca.

- Akutagawaaa-kun. - zagadnął szatyn, kiedy brunet z papierami skierował się do wyjścia. Serce młodego mafiosy zastygło na chwilę, zakaszlał w dłoń.

- Tak, Dazai-san? - spojrzał na detektywa, ze skrywaną nadzieją.

- Mam dla ciebie zadanie. - powiedział spokojnie i zanotował coś na kartce.

- Jakie? - zapytał dość żywo, widząc w tym okazję do wykazania się przed mentorem.

- Przekaż to Atsushiemu. - podał mu złożoną w pół karteczkę, a cały entuzjazm i energia uleciały z chłopaka na wspomnienie białowłosego.

- Co tam jest napisane? - zapytał, przyjmując skrawek papieru. Chuuya patrzył na partnera podejrzliwie, lekko marszcząc brwi.

- To instrukcje dla Atsushiego oczywiście, ale nie potrzebuje cię tylko do doręczenia. Chcę, żebyś przypilnował go, by wykonał moje instrukcje. Tylko nie czytaj tego przed nim. - uśmiechnął się beztrosko i poklepał czarnowłosego po ramieniu.

- Zrozumiałem. - powiedział, biorąc swoje zadanie w pełni poważnie, zakaszlał w dłoń i skłonił się lekko - Odmeldowuje się, Nakahara-san, Dazai-san. - wyszedł spokojnie, zdeterminowany, by wypełnić polecenie.

- Co ty zaś wymyśliłeś, cholero? - mruknął podejrzliwie Chuuya, kiedy Osamu wrócił do malowania jego paznokci.

- Po tym, co dziś zobaczyłem, wpadłem na pewien pomysł~. - uśmiechnął się przebiegle, z tajemniczym błyskiem w oczach.

- Co, żeś tam napisał? - uniósł brew, patrząc, z jaka precyzją wyższy przejeżdża pędzelkiem po jego paznokciach, tworząc kolejną warstwę bordowego, matowego lakieru.

- " Pojutrze znów spadnie śnieg. Naucz Akutagawe lepić bałwana i spędźcie trochę czasu razem. Ma cię nie zabić. -Dazai" - wyrecytował spokojnie i pokazał, by mafiosa wsadził dłoń pod lampę. Herszt parsknął krótko, rozbawiony.

- Bawisz się w swatkę i umawiasz ich na randkę~? - zapytał nieco rozbawiony, ale widząc dziwnie niepokojący błysk w oczach partnera, nic więcej nie dodał.

- Mówiłem, że są jak my~. - powiedział lekko szatyn, a ognistowłosy spojrzał na niego z wyraźnym zdziwieniem, nim pojął sens, jaki krył się za tymi słowami.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zmarszczył nieco brwi.

- Sam powiedziałeś, że lubisz frezje~. - na te słowa mafiosa momentalnie poczerwieniał, co wywołało szeroki grymas satysfakcji na ustach zabandażowanego maniaka samobójstw.

- A weś się zamknij cholero. - burknął, mając nadzieję, że szatyn nie będzie tego drążył.

- Dlatego te tu są czerwone. - dopiero teraz Nakahara przyjrzał się temu, co dokładnie namalował na jego paznokciach detektyw. Cztery z pięciu, w obu rękach były matowo-bordowe, ale na serdecznych namalowane były małe, czerwone kwiaty, frezje, na matowo-beżowym tle.

      Na ustach mężczyzny zagościł łagodny uśmiech, serce zabiło mu szybciej, ale rumieńce nieco zbladły. Ten niewielki gest i prosty, ale cholernie uroczy, przekaz wywołał przyjemne ciepło rozlewające się w okolicy serca Chuuyi.

- Czerwone frezje. - odpowiedział, spoglądając na szatyna pełnymi ciepła szafirami i w tym spojrzeniu było coś, co i wyższego wywołało niewielki rumieniec.

      Cała ta sytuacja im obojgu wydawała się nieco abstrakcyjna; dwójka dorosłych zbrodniarzy, którzy zabili setki ludzi, siedziała w salonie, malując paznokcie i przez kwiaty, pomiędzy słowami, w tak delikatny i ostrożny sposób mówiąca o swoich uczuciach.

- Dobra, ty kąp się pierwszy, a ja tu ogarnę. - powiedział w końcu Osamu, wyrywając ich obojga z ciszy, która o dziwo w żaden sposób ich nie krępowała, po prostu były herszt pamiętał, że mieli zacząć się kłaść wcześniej.

- A nic się nie stanie, jak je zamoczę? - zapytał niepewnie, pokazując na pomalowane paznokcie.

- Już są utwardzone, więc nie. - zapewnił go Dazai, zbierając lakiery do pudełka.

***

      Nakahara czekał na Osamu w sypialni, zamyślony. Na dworze rozhulała się porządna burza, więc wspomnienia zalały jego umysł, po raz kolejny stawiając przed jego oczyma obraz wiszącego partnera. Nawet nie zauważył, kiedy po policzkach spłynęło mu parę łez.

- Chuuya..? - Dazai już z progu dostrzegł kropelki słonej cieczy spływające po policzkach ognistowłosego.

      Kiedy błękitne oczy uniosły się na niego, bez refleksyjnie ich właściciel wyciągnął ręce w kierunku partnera.

- Chodź tu. - powiedział to takim błagalnym tonem, że szatyn nie potrafił mu odmówić i położył się przy nim, obejmując go szczelnie.

- Spokojnie, jestem tu. To tylko burza. - szepnął, od razu sięgając do włosów herszta, by rozpocząć operację "mizianie". Chłopak wtulił się w niego momentalnie, przejeżdżając dłońmi po szyi i przedramionach wyższego, jakby upewniając się, że nie ma tam nowych ran, ani sznura.

- Nie założyłeś bandaży... - szepnął, po chwili kiedy wrócił na ziemię. Uśmiechnął się łagodnie, z pewnym zadowoleniem, przyglądając się ciału pozbawionemu białego, sanitarnego materiału.

- I tak za każdym razem je ze mnie ściągasz. - zaśmiał się krótko Osamu, z satysfakcją zauważając, jak Chuuya przymyka oczy i mruczy cicho, kiedy on smyra go pomiędzy ognistymi kosmykami.

- Dobranoc Osamu. - powiedział sennie, wtulając się w tors byłego mafiosy, a ten na dźwięk swojego imienia uśmiechnął się lekko rumiany.

- Dobranoc Chuuya. - zamknął oczy i powoli odpłynął w objęcia Morfeusza.

~~~

FH:

Yo, jak wrażenia?

Wg się zastanawiałam ostatnio jacy ludzie czytają moje historie, więc mam do was pytanko~~ Kogo kinnujecie (idk czy to dobrze odmieniam XD) z BSD? 
Ja Dazaia i to tak ostro,haha.

Znaczenia kwiatów, których dziś użyłam pochodzą ze strony:  https://asflor.pl/mowa.htm

sasanka - daj mi trochę czasu

frezja - obdarz mnie miłością

frezja czerwona - cieszy mnie Twa obecność

Do następnego~~

=)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro