Banquiet

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Tym razem obudzili się w miarę równo, ze względu na budzik wypełniający pomieszczenie irytującym, głośnym wyciem. Dochodziła dziesiąta, a dzień zapowiadał się dość pracowicie i długo, dla detektywa i mafiosy.

      Pierwszy do siadu podniósł się Nakahara, z cichym westchnieniem opuszczającym jego usta, wysunął się spod kołdry i ręki Osamu, który mruknął coś niezrozumiałego z ewidentnym niezadowoleniem.

- Wstawaj, musimy się przygotować cholero. - mruknął rudzielec, wsuwając na stopy kapcie i ruszając do kuchni, z zamiarem zrobienia jakiegoś porządnego śniadania dla siebie i swojego partnera.

      W głowie wciąż rozbrzmiewała mu rozmowa poprzedniego wieczoru; jej znaczenie, o ile nie nadinterpretował nazbyt tego wszystkiego. Ale... Te kwiatowe aluzje i porównanie ich do Akutagawa z Atsushim, których właśnie swatał. To coś znaczyło, prawda? Osamu bawił się słowami, lubił wprowadzać rozmówcę w błąd, ale nie Chuuye. On potrafił przejrzeć maski tego mafijnego demona. Nie rozumiał więc, czemu tym razem nie ufa swojej intuicji.

      Nakahara zaczął się zastanawiać nad ich relacją, nad tym, czy to, co jest między nimi, to coś więcej niż zaufanie i wspólne historia... A przede wszystkim czy Dazai w ogóle lubi mężczyzn. Widział go jak dotąd jedynie z kobietami. Więc może to był jedynie jakiś głupi, dwuznaczny żart, którego nie powinien teraz tyle rozważać.

      Nie. Chuuya czuł, że tym razem Osamu był poważny, te ciemnobrązowe oczy, gorzkie jak espresso, mogły okłamać każdego, każdego poza Chuuyą.

     Lekko zapiekły go policzki na myśl, że Dazai mógłby go... No właśnie, co? Czego oczekiwał od tej relacji? Czy go kochał? Lubił bardziej? Nie był sam pewien jak określić własne uczucia, więc nie powinien zajmować się tymi wyższego. Ciężkie westchnienie wydobyło się z jego ust, kiedy wyciągał odpowiednie składniki z lodówki, wiedząc już, że to właśnie ten temat przez najbliższe godziny nie da mu spokoju.

Ostatnio faktycznie jest między nami nieco inaczej. Te wszystkie wyznania... chyba nas zbliżyły. Ale czy to dobrze? Czy powinniśmy to jakoś nazywać? A jeśli się przez to oddalimy..? — na tę myśl zamarł w pół ruchu, nie chciał stracić partnera zaraz po tym, jak udało mu się go odzyskać — Nie. Nie mogę tak myśleć. Te wszystkie drobne znaki... On to robi specjalnie, cholerny dupek! — Uśmiechnął się łagodnie, rozumiejąc, że Osamu dawał mu tak subtelnie znać o swoich uczuciach. Ten pokręcony maniak samobójstwa przecież nie powie mu o swoich emocjach wprost. Na pewno nie pierwszy. A te drobne poszlaki dawały Nakaharze czas na przemyślenia i na zastanowienie się nad odpowiedzią, na to jakże pięknie wplecione między słowa pytanie.

     Oczywiście nie zamierzał trzymać Osamu długo w niepewności. Ale potrzebował dobrze przemyśleć, co czuje do szatyna i oczywiście, czy czasem mu się tylko nie wydaje...

- Niziołku, wyprasuje nam ciuchy. Gdzie trzymasz żelazko? - zawołał, wychodząc z sypialni wciąż jedynie w dresach i ku wielkiemu zadowoleniu rudzielca — bez bandaży.

- Skończ z tymi przezwiskami, bo ten garniak założysz na swój pogrzeb, a nie bankiet. - warknął, wywracając oczyma - Jest w łazience w szafce, tej wysokiej, na samym dole. - dodał, wracając do gotowania.

- Dziękuję~. - poszedł do łazienki spokojnym krokiem i otworzył wskazany mebel. Na jego usta wpłynął nieznaczny uśmiech, kiedy zobaczył jedną półkę pełną świeżych bandaży. Wziął żelazko i deskę do prasowania.

      Rozstawił sobie stanowisko w salonie, by mieć widok na pochłoniętego gotowaniem egzekutora oraz lepiej słyszeć jego ciche nucenie. Na początek wziął się za prasowanie czerwonej sukni partner, co robił z zadziwiającą precyzją i skupieniem.

     Później przeprasował również swoją koszulę i garnitur. Ubrania odwiesił na drążek, wkręcony we framugę sypialni. Spojrzał w stronę kuchni i zaciągnął się głęboko.

- Co robisz? - zapytał, czując przyjemny, słodki zapach unoszący się w pomieszczeniu.

- Naleśniki z czekoladą i owocami. -odpowiedział spokojnie rudy, zwijając wszystko w najzwyklejsze rulony i posypując wszystko cukrem pudrem.

- Ooo~ też dostanę ~? - Dazai zrobił minę proszącego psa, idąc w kierunku kuchni z iskierkami w oczach.

- Jak się zamkniesz i przestaniesz mnie irytować. - prychnął, chociaż, tak czy siak, zamierzał dokarmić detektywa.

-Hai, haaaiii~ - odpowiedział śpiewnie i wszedł do kuchni, by pomóc niebieskookiemu przenieść ich śniadanie do stołu.

     Nakahara włączył jeszcze radio, uznają, że może powiedzą coś ciekawego lub puszczą jakiś przyjemny kawałek, ale ściszył tak, by w razie czego nie zakłócało im rozmowy.

- Gdzieś, żeś się nauczył tak gotować? - zapytał Dazai, rozpływając się już po pierwszym kęsie naleśnika. Może nie był jakimś znawcą, czy krytykiem kulinarnym, ale kuchnia rudzielca zwalała go z nóg, jak żadna dotąd.

- Po twoim odejściu wolny czas mi się cholernie dłużył. Trafiłem na jakiś kanał o gotowaniu i jakoś tak zacząłem. - powiedział spokojnie, również zaczynając posiłek - Często zmuszałem Akutagawe do próbowania, parę razy nawet mi pomagał, ale zdolności kulinarne to ma po tobie. - westchnął z zażenowaniem, chociaż przez jego usta przemknął niewielki uśmieszek na wspomnienie Ryunosuke całego ufajdanego ciastem czekoladowym i z zepsutym mikserem w dłoni, po tym, jak on wyszedł jedynie do spiżarki po mąkę.

      Osamu zaśmiał się pod nosem - Wiele kobiet dałoby wszystko za faceta, który tak gotuje. - oparł policzek na dłoni i uśmiechnął się zagadkowo - Ha, sam bym takiego chciał. - dodał tak lekko i niespodziewanie, że Chuuya prawie się zakrztusił kawałkiem naleśnika. Odchrząknął i odwrócił wzrok w stronę szatyna, ich spojrzenia się przecięły.

- Faceta? - uniósł brew, starając się brzmieć spokojnie - Zawsze myślałem, że wolisz kobiety. - powiedział zaskoczony, a jego szafirowe oczy przeszywało zaciekawienie.

- Płeć nieszczególnie mnie obchodzi. - wzruszył ramionami, biorąc spokojnie kolejnego kęsa puszystego pokarmu - Acz jeśli chodzi o mężczyzn, mój typ jest bardziej konkretny. - dodał, z zadowoleniem zauważając, że uwaga niższego jest w pełni skupiona na nim.

- Huh? A jaki jest Twój typ? - zapytał, mając nadzieję, że nie jest zbyt oczywisty w swoim zachowaniu.

- Lubię niższych, co przy moim wzroście nie jest tak trudne do odhaczenia~. - powiedział z zadziornym uśmieszkiem.

- Tak, tak, jesteś cholernym wieżowcem, czaje. - Nakahara wywrócił oczyma.

      Osamu zaśmiał się i zamyślił na moment - Silnych, ale takich nieprzesiąkniętych tą toksyczną muskularnością. - upił łyk ulubionej herbatki - No i z charakterkiem. Nudziłbym się, gdyby był jakimś sztywniakiem bez dystansu lub płaczącym co chwile dzieciakiem. - chciał jeszcze powiedzieć, że najlepiej jakby był rudy, ale uznał, że to byłaby już zbyt wielka wskazówka.

- I na tyle szurniętych, by popełnić z tobą podwójne samobójstwo, co? - prychnął z wrednym uśmieszkiem na ustach, chcąc zamaskować swoje rosnące nadzieje tym dość standardowym, dla ich znajomości, żartem.

- Myślałem, że to tak oczywiste, że nie trzeba dopowiadać. - odparł lekko, teatralnie gestykulując.

- Swoją drogą, przedstawisz mi, chociaż część planu? - zagadnął po chwili mafiosa, spokojnie jedząc.

- Jasne. I tak miałem ci przedstawić dokładnie nasze uprowadzone i przedstawić ci ich zdolności? - oznajmił, dopijając herbatę.

- Hę? A po cholerę mi znać ich zdolności? - uniósł brew i podniósł się z krzesła. Zabrał puste już naczynia.

- Ach, Chibi, pomyśl trochę. Jakim cudem jeden facet uprowadza uzdolnione kobiety z taką łatwością? Jak z taką łatwością je więzi? - Osamu również zebrał po sobie naczynia i odniósł je do zmywarki.

     Nakahara zatrzymał się w pół ruchu, po czym spojrzał w szoku na partnera - Sugerujesz, że ma na nie jakiegoś haka? - powiedział słabo, a kiedy w odpowiedzi otrzymał skinienie głową, dodał - Kurwa, czyli jest szansa, że będziemy musieli z nimi wszystkimi walczyć. - skrzywił się z niezadowoleniem.

- Dość spora. Wątpię, by porywał je i zabijał, tak po prostu. Chyba że mamy nekrofila z preferencjami do uzdolnionych. - ruszył spokojnym krokiem do salonu, gdzie teczki z danymi leżały na szklanym stoliczku. Na tę sugestię niebieskooki skrzywił się.

- To już wolę opcje, w której mamy z nimi walczyć. - mruknął i podszedł do szatyna, siadając przy nim. Spojrzał na białą teczkę, po którą sięgnął brązowooki.

- Cóż, jest to najbardziej prawdopodobne według mnie, ale ciężko stwierdzić, kiedy nie znamy przeciwnika. - wyciągnął pierwszą kartę z teczki, było do niego przypięte spinaczem zdjęcie czterdziestoletniej kobiety o blond włosach do łopatek i szmaragdowych oczach i przyjaznym wyrazie twarzy, ozdobionej niewielkimi zmarszczkami.

- To Merge Piercy, żona tego Yamady, z którym gadaliśmy, nie? - Chuuya oparł brodę o ramię szatyna, przyglądając się kobiecie.

- Tak, jej zdolność to "The Birthday Of The World". - zaczął spokojnie - Nie jest szczególnie groźna. Kontroluje wzrost roślin, ale nie w taki sposób jak ten ogrodniczek z Gildii. - Nakahara uśmiechnął się krótko na wspomnienie ich pierwszej bitwy ramię w ramię po latach

- Tym razem nie zostawiaj mnie tak w środku lasu, dupku. - mruknął, przypominając sobie, jak obudził się na ziemi z odmrożonymi tyłami i zakwasami na kolejne dni.

- Jaaasne. - przeciągnął Osamu z rozbawieniem i kontynuował - Może też gadać ze zwierzętami, więc może w końcu się jakoś porozumiemy, psie~. - dodał jeszcze z wrednym uśmiechem, za co oczywiście oberwał w głowę z pięści.

- Jeszcze raz nazwij mnie psem, a postaram się, by twoja śmierć nie należała do bezbolesnych. - powiedział chłodno, patrząc na partnera z irytacją, kiedy ten masował czubek głowy.

- Chuu, nie ładnie tak bić innych. - zrobił smutną minkę, wręcz karykaturalnie wykrzywiając usta w podkówkę.

- Debil. Lepiej opowiadaj o kolejnej, bo nie skończymy tego przed wyjściem. - fuknął, zakładając ręce na piersi i nogę na nogę, z lekko urażoną miną.

- Ale ci spieszno. - westchnął brązowooki i sięgnął po kolejną kartę. Tym razem była to dziewczyna o bezbarwnej prezencji. Szare oczy, brązowe włosy, ale bez żadnego połysku i szkolny mundurek - Brenda Shaughnessy, nie jest zarejestrowana jako uzdolniona i całkiem zręcznie to ukrywała. Ale Rin udało się znaleźć co nieco o jej zdolności. - mówił spokojnie - "I'm Over The Moon", w skrócie rozdziela się na dwie, jedna skrajnie pozytywna, radosna, druga negatywna i ponura. Obie mogą zobaczyć przyszłość. Ta wesoła złe rzeczy, ta ponura dobre. Obie przemieszczają się między lustrami. -

- Dość rozbudowana ta zdolność. - mruknął niezadowoleniem rudy.

- Prawdopodobnie przez jej rozdwojenie jaźni. - wzruszył ramionami brązowooki - Kolejna jest Meg Day. Nasza pisareczka~. - pokazał zdjęcie partnerowi, na którym była dziewczyna o krótkich włosach, z grzywką na prawą stronę i wygolonymi włosami z lewej. Na zdjęciu były błękitno-fiołkowe. - Jej zdolność to "Batter My Heart, Transgender'd God", potrafi przybrać wygląd każdego, kogo widziała. - odłożył kartę na bok i sięgnął po kolejną.

- Może być problematyczna, jeśli się rozdzielimy. - pomyślał na głos mafiosa.

- Nic bardziej mylnego Chibi, kopiuje jedynie wygląd, może co najwyżej podłapać sposób stawiania kroków, jeśli ma w tym wprawę, ale w razie czego pozostaje nam język kwiatów, czy chociażby kod Morse'a. - oznajmił spokojnie i wyciągnął kolejną kartę, tym razem przedstawiała ona niską szatynkę w okularach, kryjących mordercze spojrzenie - To ta od was, zakładam, że nie sprawdzałeś, jaką ma zdolność. - pytające spojrzenie gorzkiego espresso skrzyżowało się ze speszonymi szafirami - Maya Angelou, zdolność "Still I Rise", wyrastają jej skrzydła, ma największe przeszkolenie w walce, nie licząc Ozaki i Kyouka, więc na nią powinniśmy uważać nieco bardziej. - spuentował spokojnie - Kolejna jest córką tej babuni, co tyle płakała, Olga Tokarczuk. Jej zdolność to "Dom dzienny, dom nocny", w dużym skrócie usypia przeciwnika, ale ma to ograniczenie czasowe. - odłożył zdjęcie około trzydziestoletniej kobiety o długich blond włosach spiętych w kucyk.

- Nie podoba mi się ta zdolność. - westchnął ze skwaszoną miną, niezbyt zadowolony z wizji zaśnięcia na polu walki.

- Będę musiał ją unieszkodliwić jako pierwszą, chociaż kolejna też nie jest zbyt sprzyjająca naszemu zadaniu. - mruknął i wyciągnął zdjęcie dwudziestolatki o burzy różowych włosów do połowy szyi i niebieskich oczach - Wisława Szymborska, zdolność "Nic Darowane". Jej zdolność jest nie tyle niebezpieczna co bardziej upierdliwa. - skrzywił się nieznacznie.

- Co masz na myśli? - uniósł brew, patrząc na partnera.

- Kojarzysz te drobne, nieprzyjemne sytuacje? Jak zatniesz się papierem, uderzysz małym palcem o nóżkę szafki? - odczekał retorycznie moment - To właśnie robi jej zdolność. Na mnie nie zadziała, ale jak pomyślę, jak będziesz mi tam zrzędził, to mam ochotę już wyskoczyć za okno. - westchnął przeciągle, teatralnie wręcz.

- Oj zamknij się cholero. - mruknął i znów zdzielił go po głowie, acz tym razem znacznie lżej.

***

- Weś się tak nie wierć, cholero. Znów się poluzują. - fuknął Nakahara, zadymając policzki i marszcząc lekko nos, kiedy już od półgodziny użerał się z bandażem wyższego.

- Mówiłem ci, że mogę to sam zrobić. Mam sporą wprawę i pójdzie szybciej. - westchnął już z lekkim zażenowaniem mężczyzna. Chuuya potrafił być cholernie uparty, kiedy się uparł. Dazai jednak nie mógł też zaprzeczyć, że ta sytuacja w pewien sposób mu się nie podobała. Dłonie rudzielca były bardzo delikatne i czuł w środku te przyjemne robaczki ze skrzydełkami, kiedy opuszkami palców, niby to przypadkiem, muskały jego skórę.

- Zamknij się i siedź prosto. - zażądał stanowczo rudzielec, w pełni skupiony na obranym sobie zadaniu. Zostało mu jedynie zabandażowanie torsu, z którym właśnie się męczył, nie świadom, że szatyn specjalnie wydłuża tę chwilę - Dobra, gotowe mumio. - podniósł się z kanapy i spojrzał z zadowoleniem na swoje dzieło.

- To leć się wciskać w kieckę. - pogonił go Osamu, a sam zgarnął garnitur i udał się przebrać do sypialni.

     Chuuya zabrał sukienkę, kabaretki i podwiązkę do łazienki, bo jedynie tam było jeszcze jakieś lustro. Przez chwilę miał problem z zamkiem na plecach i już miał wołać Dazaia, kiedy przypomniał sobie o swojej zdolności i po prostu użył jej, by zaciągnąć go do samej góry.

      Przed wyjściem obejrzał się jeszcze dokładnie z każdej strony, stwierdzając, że wygląda olśniewająco i udał się do salonu z wyraźnym zadowoleniem na twarzy.

      Niedługo w salonie pojawił się również szatyn w czarnym garniturze; zdaniem Chuuyi opinającym się gdzie trzeba; białej koszuli i smukłym, smolistym krawacie.

- O proszę, mafijny demon powrócił~. - rudowłosy zbliżył się do chłopaka i chwycił jego krawat w smukłe dłonie i przeplatając nim między palcami.

     Osamu zaśmiał się cicho i poczochrał niższego po włoskach - Dobra, dobra, lepiej chodź uczesać te kłaki. - powiedział pogodnie.

- Ja ci dam kłaki, makrelo! - oburzył się rudzielec, strącając dłoń Dazaia ze swojej głowy, na co ten jedynie ponownie się zaśmiał.

- Zrobię ci koka. - poinformował spokojnie, sadzając niebieskookiego w łazience i sięgając po przygotowane wcześniej przybory.

- Tak długo, jak nie zamierzasz ich obcinać, baw się do woli. - westchnął, wiedząc, że szatyn i tak zrobi, co będzie chciał.

     Zęby zielonego grzebienia zaczęły przecinać pasma ognistych kosmyków, powoli, z pewną delikatnością. Następnie długie, zręczne palce maniaka samobójstw upięły je ozdobną spinką w średnio wysokiego koka. Szatyn wysunął z niego jeszcze parę krótszych kosmyków, by sterczały na boki w artystycznym nieładzie.

- Iiii jeszcze make-up~. - oznajmił dźwięcznie i sięgnął po kosmetyczkę i wyciągając z niej podkład, fioletowy blender i puder - Unieś nieco głowę do światła i zamknij oczy. - zakomendował nakładając trochę beżowej mazi na jego policzki i czoło.

      Nakahara zamknął posłusznie oczy, starając się nie zachichotać, kiedy Dazai zaczął go miziać zwilżonym blenderem, rozprowadzając podkład. Była to dość cienka warstwa, bo cera Chuuyi była w świetnej kondycji.

- Teraz będę cieniował. - poinformował, kiedy skończył pudrować - Może łaskotać, bo ten pędzelek jest w cholerę milusi. - dodał i posmyrał rudzielca po nosie, na co ten uśmiechnął się lekko rozbawiony.

- Dobra, dobra, nie gadaj, tylko działaj. Wypadałoby zaraz wyjść. - westchnął cicho, czując, jak pędzel delikatnie sunie pod jego kośćmi policzkowymi, wzdłuż szczęki.

- Jak będziesz tyle gadał, to będziesz miał szczękę jak rekin. - skomentował z rozbawieniem i wziął się za cienie na powiekach. Zrobił mu je brązowo-bordowe, ale nie za ciemne. Nieco rozjaśnił w kąciku przy nasadzie nosa błyszczącym, białym cieniem - Teraz staraj się nie ruszyć oczami, będę robił kreski, a to bardzo delikatny temat. - wziął do ręki eyeliner i przeciągnął nim przy krawędzi powieki, zakańczając linię do szpica - Pięknie~. - skomentował i uważnie powtórzył to z drugim okiem. - Teraz otwórz oczy i spójrz na mnie. -

      Nakahara uniósł powieki i skierował szafiry w stronę pochylającego się nad nim szatyna, trzymającego tusz do rzęs. Oboje na moment zamarli w bez ruchu, kiedy lazurowe morze zmieszało się z głębią espresso. Nie potrafili oderwać oczu od tych drugich. Oboje na końcu języka mieli potok komplementów skierowanych do partnera, których nie potrafili wydać na świat.

      Ostatecznie chwilę tę przerwał Dazai, odchrząknął cicho - Spójrz w dół i nie mrugaj. - powiedział, w końcu znalazłszy oddech w płucach. Chuuya wykonał polecenie bez ociągania. Pomalował górne rzęsy - Teraz w górę. - i dolne. Schował tusz i wyjął bordową szminkę i zaczął malować usta niższego, ostrożnie i uważnie, nieświadom, że właśnie przygryzł własną - Gotowe. Zarzuć na siebie coś ciepłego, a ja zadzwonię po taksówkę. - uśmiechnął się łagodnie i wyszedł w pośpiech z łazienki w obawie, że nie tylko on usłyszy, jak szybko bije jego serce.

***

Siedzieli w taksówce z tyłu, tyłem do siebie, jadąc w ciszy przerywanej jedynie przez warkot silnika i ciche stukanie w szybę. Ten dźwięk oczywiście nie brał się znikąd, to oni na zmianę stukali.

~  .--. .- -- .. ..-.. - .- .--- / -... -.-- / -. .. . / .-- -.-- .--. .. -.-.. / --.. .- / .-- .. . .-.. . ~  zastukał Osamu, na co Nakahara wywrócił oczyma.

[Pamiętaj by nie wypić za wiele]

~ -.. ..- .-. . --.-- ~ odpowiedział w ten sam sposób, na co Dazai uśmiechnął się nieznacznie.

[Dureń]

~ -.. --.. .. ... .. .- .--- / .--- . -.. -. .. . / --.. .-.. --- -.- .- .-.. .. --.. ..- .--- . -- -.-- / .--. .-. --.. . -.-. .. .-- -. .. -.- .- .-.-.- / -. .. . / -.. .- .--- / ... .. ..-.. / --.. -.. . -- .- ... -.- --- .-- .- -.-.. / .. / -. .. . / .. -.. --..- / --.. / -. .. -.- .. -- / -. .- / --.. .- .--. .-.. . -.-. --.. . .-.-.- ~ rudowłosy prychnął pod nosem.

[Dzisiaj jednie zlokalizujemy przeciwnika. Nie daj się zdemaskować i nie idź z nikim na zaplecze.]

~ -. .. . / .--- . ... - . -- / .. -.. .. --- - .-.- --..-- / .. -.. .. --- - --- .-.-.- ~ szatyn powstrzymał parsknięcie, ale niższy kontynuował ~ -. .. . / ... - .-. .- -.-.. / -- -. .. . / --.. / --- -.-. --.. ..- .-.-.- ~

[nie jestem idiotą, idioto.]
[nie strać mnie z oczu.]

~ -. .. . / --.. .- -- .. . .-. --.. .- -- .-.-.- ~ żaden z nich nie mógł w tej sytuacji dostrzec rumieńców na twarzy drugiego, ale obaj mieli przeczucie, że drugiego też właśnie zapiekły policzki.

[nie zamierzam.]

***

      Dazai stał na podwyższeniu, patrząc, jak schodzą się goście. Przebrany za kelnera Atsushi rozdawał szampana przybyłym, kiedy Akutagawa, oczywiście w masce i garniturze, zajmował się płaszczami na recepcji.

    Zadzwonił po nich niedługo przed obiadem, uznając, że informowanie ich na ostatnią chwilę to dobry pomysł. Na szczęście nie robili tego dnia nic szczególnego, a role były na tyle proste, że nie mieli czego zepsuć, nawet bez przygotowania.

      Zastukał palcem w mikrofon dwa razy. Z rozstawionych po sali głośników wydobyły się one nieco głośniej. Przeczesał palcami włosy i mając już uwagę gości, uśmiechnął się sztucznie, choć dla zgromadzonych był to uśmiech niezwykle ciepły i przyjazny.

- Witam państwa serdecznie~! - zaczął przyjaźnie, ale jego ciemne spojrzenie dokładnie mierzyło każdego wzrokiem, jak gdyby wypatrywał zwierzyny - Dziękuję za wasze przybycie, wraz z Misaki jesteśmy zaszczyceni tak liczną widownią. - oznajmił i faktycznie, sala była praktycznie pełna, mimo swoich wielkich gabarytów - Jestem jej menadżerem, Toru Hayato i będę dziś państwa gospodarzem, zatem w razie jakichś pytań lub problemów proszę śmiało się do mnie zwrócić. - zakomunikował, tworząc sztuczną nić ciepła i troski pomiędzy sobą, przybyszami.

      Wcisnął przycisk z boku sceny i światło w sali przygasło klimatycznie. Pozostały jedynie dwa reflektory, zamocowane przy suficie, rzucające dwa snopy światła da wielkie, iście bajkowe schody.

- Powitajcie proszę brawami, przed państwem panienka Misaki~! - oznajmił, teatralnie kierując dłonią w stronę górnej części schodów, gdzie w snopach białego światła zjawił się Chuuya.

Stał tam gotowy do rozpoczęcia show, wyprostowany, z dumnie uniesioną głową, ale i pogodnym uśmiechem na ustach. Czerwona suknia, falami sięgała nieco ponad kolana, ukazując zgrabne nogi, które otulone były czarną siateczką, dodającą nieco pikanterii do całej aparycji błękitnookiego. Parę ognistych loków wypadało z koka, niby przypadkiem, skręcając się przy bladej cerze, dodatkowo podkreślającej ich żar i płomienną naturę.

      Kiedy Dazai włączył muzykę, Nakahara powoli zaczął schodzić po schodach, stawiając kroki z gracją, doskonale wbijając się w rytm powolnej melodii. Tłum patrzył na to w ciszy, jakby stracił głos, a Osamu nie był od tego wyjątkiem. Zapatrzył się na partnera z tchem uwięzłym gdzieś w pół drogi.

   Stukot szpilek na tych jakże brodway'owskich schodach niósł się echem po wielkiej sali, ale nie zagłuszał muzyki. W końcu w połowie drogi zaczął się taniec. Nakahara z gracją i delikatnością, której mogłaby mu zazdrościć nie jedna dama, wykonywał kolejne pozy, wszystko idealnie zgrywając z rytmem utworu. Krok, obrót, delikatny przeskok, jakby w zwolnionym tempie i kolejny piruet, wprawiający warstwy sukienki w lekkie falowanie, jak tafla morza w bezwietrzny dzień.

      Osamu zszedł w międzyczasie ze sceny i usiadł przy barku, wciąż obserwując poczynana mafiosy. Oświetlenie i estetyka miejsca, dodawały tej scenie pewnej magii, sprawiając, że Dazai nie mył pewien czy czasem znów jedynie nie śni o Chuuyi. - Whisky z lodem. - powiedział, do stojącego za barem Atsushiego, nie odwracając się nawet w jego stronę.

      Tygrysołak wzdrygnął się tak nagle wyrwany z zamyślenia i bez zbędnego gadania wykonał polecenie. Podał szklankę z niedużą ilością bursztynowego trunku, swojemu mentorowi i wrócił do oglądania przedstawienia.

- Chu... - zaczął białowłosy, jednak długa, czarna wstęga zasłoniła mu usta. Spojrzał spanikowany za siebie, jednak z ulgą odetchnął, widząc Akutagawe.

- Misaki-chan. - powiedział w dość sugestywny sposób, patrząc ostro na młodego detektywa i odsunął materiałowe macki od jego twarzy, całkiem dezaktywując zdolność - Naprawdę dobrze tańczy. - dokończył już bardziej obojętnym tonem, chociaż musiał odnotować, że podziwia przełożonego za tak szybkie wejście we wcale nie łatwą rolę.

- R-racja. - przyznał speszony Nakajima, z lekkim rumieńcem na policzku i oparł się o blat, znów spoglądając w stronę rudego.

- Ciii, zaraz będzie najlepsza część~. - szepnął Osamu, upijając łyk alkoholu, rozgrzewając przełyk, chcąc później zwalić czerwień wykwitającą na jego kościach policzkowych właśnie na ów trunek.

     Miał rację, zaraz po jego słowach, kiedy muzyka nieco zwolniła, a Chuuya przystanął na moment, zamierając w jednej pozie. Muzyka całkowicie się zmieniła, z delikatnej i ospałej, na żywą i prędką, w tym momencie szafiry po raz pierwszy zaszczyciły publikę swoim spojrzeniem, a na jak dotąd spokojne, zamarłe w grzecznym uśmiechu usta wpłynął figlarny grymas.

      Ognistowłosy z łatwością wszedł w skoczny rytm, dopasowując do niego każdy krok, skok, piruet i każdy kolejny ruch. Wyglądało, jakby miał zacząć schodzić niżej, po schodach, jednak kiedy postąpił pierwszy krok, noga, zamiast nastąpić na stopień niżej, zawisła w powietrzu. Delikatna czerwona poświata otoczyła jego ciało, jakby odgradzając od setek wpatrzonych w niego oczu.

      Zaczął swe podniebne, samotne tango, w każdy ruch wkładając masę emocji, jakby te rozrywały jego ciało, targając go raz w jedną, raz w drugą stronę, a on nawet nie stawiał oporu, ciekaw dokąd te wszystkie uczucia go zaniosą. I może właśnie tak było, i może wręcz na pewno, ale jedynie Osamu wiedział, że każdy gest jest skierowany do niego. To właśnie na nim, na nikim innym, spoczywało spojrzenie tych szafirowych oczu i tylko ta dwójka wiedziała, co tak naprawdę znaczą te kroki.

      Czerwone kaskady sukni, falowały figlarnie, kusząc widownie, co jakiś czas odsłaniając nieco więcej. Ogniste włosy coraz sprawniej wymykały się spod błyszczącej w światłach reflektorów spinki, pozując na dzikie i nieokiełznane, pomimo że Nakahara właśnie pilnował najmniejszego rudego kosmyka, by nawet je wpasować w szalony rytm. Wykonywał pozy, jakie niektórym nawet się nie śniły, jakby granice w tej sztuce nie istniały.

    Po paru minutach jednak skończył, lądując na scenie w wielkim finale, rozsuwając nogi w szpagacie. Miał lekko rozchylone usta, z których wydobywało się ciche, subtelne dyszenie, zagłuszone falą owacji i oklasków, które na dobrą minutę wypełniły pomieszczenie.

      Nakahara, uniósł się z gracją i uśmiechnął pogodnie do zgromadzonych - Z całego serca pragnę podziękować tu zgromadzonym za tak liczną obecność. - powiedział życzliwym, ciepłym, ale jednocześnie kobiecym tonem - Jestem poruszona tym, że mogłam tu dziś dla państwa zatańczyć. Odkąd pamiętam, taniec był moją największą pasją. - kontynuował z poruszeniem w głosie i ostrożnie starł kręcącą się w jego oku łezkę, tak by była ona widoczna, ale by nie zepsuć makijażu - Niestety nie ma tu dziś ze mną moich rodziców, ale jestem pewna, że gdziekolwiek są, cieszą się tą chwilą razem ze mną. - ciepło bijące od jego uśmiechu było tak dobrze zagrane, że co wrażliwsi goście, również poczuli łzy na policzkach, powoli spływające w dół, by ostatecznie zginąć gdzieś na kafelkach posadzki - Ale jest tu też osoba niezmiernie mi bliska, która wspierała mnie w tej drodze, nieważne jak bardzo pod górkę nam było i chcę tej osobie podziękować z całego serca. Proszę, nagrodźcie brawami, mojego menażera, Hayato-san. - jeden z reflektorów przeniósł się na siedzącego przy barze Dazaia Osamu, który spojrzał na Nakahare zaskoczony i w geście zawstydzenia odgarnął jeden ze swoich kosmyków za ucho. Jego policzki pokrywała soczysta czerwień.

     W sali znów rozbrzmiały oklaski, a szatyn, widząc wyciągniętą w jego stronę dłoń rudowłosego, jak w transie, ruszył w jego kierunku. Stanął przy nim na scenę i po wymianie, jakże czułych spojrzeń otulił niższego. Po policzkach wyższego spłynęło parę łez poruszenia, otarł je jednak szybko, w geście zawstydzenia i spojrzał na widownię.

- Dziękujemy bardzo za przybycie, pod ścianą jest stół z przekąskami, proszę się częstować, wieczór jeszcze młody. - powiedział zarumieniony, ciepło uśmiechając się do widowni.

      Oboje zeszli ze sceny i usiedli przy barku, kiedy goście zajęli się rozmowami między sobą. Atsushi ruszył z tacą, na której stały kieliszki z winem. Z jednego odciążył go Chuuya, kiedy tylko się minęli, nawilżając słodko-gorzkim napojem zaschnięte gardło. Usiadł na moment z Dazaiem z boku, by odetchnąć, nim zacznie zabawiać gości.

- Byłaś wspaniała. - przyznał z uznaniem Osamu, na moment ściągając maskę zaaferowanego, emocjonalnego menażera.

- Dziękuję, cieszę się, że się udało. - Nakahara uśmiechnął się łagodnie i zastukał w kieliszek ~ .--. --- .-- .. -. .. . -. . ...-... / -... -.-- .-..- / -.. .- -.-.. / -- .. / - . -.- ... - / .-- -.-. --.. . ...-... -. .. . .--- --..-- / -- -.-- ...-... .-.. .- .-..- . -- --..-- / --..-. . / -. .. . / ... .--. .- -- .. ..-.. - .- -- / - . .--- / .--. .-. --.. . -- --- .-- -.-- .-.-.- ~ Osamu zachichotał dźwięcznie i zastukał cicho w odpowiedzi, w swoją szklankę, z prawie całkiem stopniałym już lodem.

[powinieneś był dać mi tekst wcześniej, myślałem, że nie spamiętam tej przemowy.]

~ ...-... .-- .. . - -. .. . / ... .. ..-.. / ... .--. .. ... .- .-..- . ...-... ~ Nakahara odburczał na to jedynie coś pod nosem, lekko nadymając policzki.

[świetnie się spisałeś]

      Dopił wino i wstał, lądując z gracją na ziemi i wybierając się na polowanie, pod czujnym okiem Osamu, który nie zamierzał nawet na moment spuścić oka ze swojej tancereczki.

***

      Nakahara przez kolejne godziny chodził od grupki do grupki z drugim kieliszkiem wina, starając się nie robić za wielkich łyków, choć czerwony trunek cholernie go kusił. Co jakiś czas wracał do Dazaia, by zdać mu raport, stukając w kieliszek, rozmawiając z nim na pozór o tańcu i ich zmyślonej wspólnej przeszłości, jako menażer i tancerka.

      Tym razem zaczepił go samotny, wysoki mężczyzna o szmaragdowych oczach.

- Panienka pozwoli na moment. - zagadnął, zwracając uwagę ognistowłosego, który od razu wyczuł coś podejrzanego w tych niebezpiecznie błyszczących oczach - Bolesław Prus~. - przedstawił się, skłaniając teatralnie w pół i ujął dłoń niebieskookiego w swoją, następnie całując jej wierzch - Czy nie byłoby możliwości porozmawiania z panienką w bardziej ustronnym miejscu? Prowadzę agencję taneczną, chciałbym, by rozważyła panienka zawiązanie z nami kontraktu, oferujemy trasy po całym świecie i byłoby to opłacalne dla nas obojga~. - uśmiechnął się ciepło, ale Chuuya widział przebiegłą nutę w tym grymasie.

- O-oh, ależ to zawstydzająca propozycja, czuję się zaszczycona~. - Chuuya zasłonił twarz dłońmi - M-musiałbym porozmawiać o tym z menażerem. Da mi pan chwilę, zawołam go. - dodał, już odwracając się w stronę Osamu, ale mężczyzna o znacznej posturze złapał go za nadgarstek. Miał szczęście, że Nakahara opanował się w porę i nie skończył z rozkwaszonym nosem.

- Ach, chodziło mi jedynie o wstępną rozmowę z panienką. - powiedział zakłopotany, jednak widząc w oczach Nakahary niepewność, nieco zmienił taktykę - Niestety nie mam dziś już czasu na pełne spotkanie biznesowe, ale może zróbmy tak. - powiedział, poprawiając marynarkę. Wyciągnął z kieszonki niewielki kartonik - Oto moja wizytówka, jak omówi pani moją propozycję z menażerem, może moglibyśmy wypić kawę i porozmawiać, z dala od takich tłumów i hałasu. - uśmiechnął się pogodnie, a Chuuya poczuł, że ma ochotę zwymiotować, przez tak obrzydliwie fatalną grę aktorską.

- Brzmi fantastycznie~. - odwzajemnił uśmiech i przyjął wizytówkę - Myślę, że jeszcze dziś to z nim omówię, więc co by pan powiedział na jutrzejsze popołudnie? - zaproponował, uznając, że najlepiej będzie pójść mu na rękę.

- Wspaniale, Idealnie~! - oznajmił nazbyt entuzjastycznie, ale Chuuya powstrzymał się od wykrzywienia twarzy w wyrazie odrazy i jedynie uśmiechnął się nieznacznie zakłopotany - W takim razie do zobaczenia, panienko Misaki~! - ucałował raz jeszcze jego dłoń, a niebieskooki już wiedział, że będzie to szorował pumeksem.

- Do zobaczenie Bolesław-san. - uśmiechnął się ciepło na pożegnanie, patrząc, jak szatyn oddala się i powoli ruszył do Dazaia. Zbliżała się już godzina dwudziesta pierwsza, czyli planowany koniec bankietu i większości gości już nie było i z każdą chwilą ich ubywało.

- Coś się stało? - zapytał łagodnie, dopijając whisky, dostrzegając w oczach ognistowłosego pewne zadowolenie zmieszane z obrzydzeniem.

- Ach, dostałam ciekawą propozycję Hayato-san. - uśmiechnął się tajemniczo i zastukał w prawie już pusty kieliszek. ~ --.. -. .- .-.. .- --.. .-..- . -- / --. --- ~Dazai zmarszczył brwi nieznacznie.

[znalazłem go]

- Jaką? - ~ .--- . ... - . ...-... / .--. . .-- .. . -. ..--.. ~odstukał delikatnie, nie tracąc kontaktu wzrokowego z Nakaharą, który rozsiadł się wygodnie i podał Atsushiemu kieliszek, by ten dolał mu trunku.

[jesteś pewien?]

- Jutro spotkam się na kawę z tym mężczyzną. - uśmiechnął się pogodnie, podsuwając Osamu otrzymaną wizytówkę - Zaproponował mi trasę taneczną, po caaaałym świecie~! - oznajmił z wręcz dziecięcą ekscytacją, ale Dazai z łatwością odnalazł jego tonie dozę sarkazmu.

- Jesteś pewna, że to nie jakiś oszust? - zapytał z troską w głosie, chodź tak naprawdę pytał o coś zupełnie innego.

- Umówił się ze mną w kawiarni, nie będę tam całkiem sama, w razie czego będę głośno krzyczeć~. - zachichotał beztrosko i zastukał w otrzymany kieliszek ~ -- .. .- .-..- / -.- --- .-. . -.- - --- .-. / -. .- / .-.. . .-- . .--- / -.. .-..- --- -. .. .-.-.- ~ Dazaiowi aż oczy się zaświeciły na tę informację i od razu posłał Rin SMS'a z danymi z wizytówki, by ta sprawdziła ile się da na jego temat, wiedział, że ta i tak nie śpi do białego rana, więc kiedy oni wstaną powinni mieć już wszystkie potrzebne informacje.

[miał korektor na lewej dłoni.]

***

      Wrócili do domu taksówką, pijani. Chociaż Osamu kontaktował nieco bardziej. Kiedy więc niższy nie potrafił nawet trafić kluczem do zamka i klnąc pod nosem, najpewniej zaraz wywarzyłby drzwi zdolnością, szatyn zabrał mu klucz i bez większego problemu uratował wejście, przed gniewem rudzielca.

- Haaa... - westchnął Nakahara, ściągając szpilki z zadowoleniem, jednocześnie opierając się o ścianę dla zachowania równowagi.

- To był udany dzień, świetnie się spisałeś Chibi~. - przyznał Dazai, kierując się do salonu, po drodze zrzucając z siebie garnitur.

      Z zaskoczeniem jednak zauważył, że podłoga zniknęła mu gdzieś spod nóg, a on wylądował na kanapie. Odwrócił się na plecy, tylko po to, by ujrzeć nachylonego nad nim Chuuye, który to właśnie był powodem jego upadku.

- Widziałem, jak na mnie patrzyłeś... - wymruczał, wbijając zamglone przez procenty spojrzenie w te kawowe, ciemne, w tym jednym momencie pełne zaskoczenia, oczy. Poprawił się tak, by w pełni zawisnąć nad Dazaiem.

- Chuuya... - Osamu nie do końca wiedział, co chce powiedzieć, czy w ogóle powinien cokolwiek mówić, kiedy sytuacja była tak oczywista.

     Nakahara zaczął się powoli zbliżać, przymknął oczy, przez niewielką szparę widząc jedynie zarys twarzy partnera, który pod wpływem chwili uczynił to samo. Światło księżyca rozjaśniało pomieszczenie, a za oknem tańczyły płatki śniegu.

     Oboje tego pragnęli; skosztować tego zakazanego owocu, poczuć jego słodycz na własnych ustach i zatracić się w jego smaku. Chcieli dać się ponieść chwili, cholernie tego chcieli, bo nie było pewności kiedy znów nadarzy się okazja, czy w ogóle się ona nadarzy...

     Chuuya sięgnął do krawata szatyna i przyciągnął go bliżej, zniecierpliwiony, ale ten jeden gwałtowniejszy ruch obudził Osamu z tego transu i szybko przyłożył dłoń do ust partnera. Dostał w odpowiedzi pełne niezrozumienia, spłoszone spojrzenie, przez które poczuł jakby krwawiło mu serce. 

     Ciche westchnienie opuściło jego usta. Nie chciał tego przerywać, cholernie pragnął skosztować ust ognistowłosego, ale nie mógł mu tego zrobić. Obawiał się, że jego samolubny czyn, zostałby źle odebrany, lub – co gorsza – zapomniany.

- Co ty robisz, gadzino? - prychnął nieco zirytowany niebieskooki - Dlaczego kurwa robisz mi nadzieję, a-a teraz nagle przerywasz?! - tym razem jego głos ociekał żalem i goryczą, a w oczach zaskrzyły się zalążki łez - Bawi cię to?! - zacisnął pięści na materiale kanapy. Dazai poczuł kolejne ukłucie, jakby ktoś wbijał w niego szpilki, a pokusa rosła z każdą chwilą.

- Nie! Nie, nie, Chuuya, spokojnie, to nie tak. - wziął ostrożnie policzki rudzielca w swoje dłonie, trzęsły mu się lekko w nerwach. Pogładził je delikatnie z niezwykłą czułością - Cholernie chcę cię całować, chcę schować cię w swoich ramionach i mieć cię całego tylko dla siebie... - wyznał, pod wpływem chwili nabierając pewności.

- Więc dlaczego..? - Nakahara bał się uwierzyć tym słowom, przez alkohol nie do końca rozumiał ich znaczenie, a jego zdolność analizy sytuacje znacznie spadła.

- Chuuya... jesteśmy pijani i... ja nie chcę, by to było jedynie pod wpływem chwili i buzujących procentów. - wplótł smukłe palce w ogniste kosmyki, przeczesując je i przedłużając na moment tę nieznośną ciszę - Nie uważasz, że warto zapamiętać smak pierwszego pocałunku? - Nakaharę nieco zakało, przełknął gulę w gardle i uciekł wzrokiem gdzieś w bok.

- Nie zapomniałbym. - fuknął z lekkim oburzeniem Chuuya - Ale jak tak się tego obawiasz... - westchnął, powoli się uspokajając - Jutro, jak przejdzie nam kac... Zobaczysz. Będę cię całował, aż się udusisz. - oznajmił, na wpół już zasypiając, więc i nie w pełni świadom własnych słów. Położył się na Dazaiu, przez co nie zobaczył już, jak przez jego pijacki bełkot detektyw czerwienieje, ale zdecydowanie mógł usłyszeć, jak szybko wali mu serce. Uśmiechnął się pod nosem z zadowoleniem.

- Trzymam za słowo, Chuu... - szepnął, otulając go. Wciągnął na nich koc i zamknął oczy, czując na szyi miarowy oddech partnera.

~~~

FH:

Hejka~~

Myślę, że to na tyle na czas matur próbnych, muszę się w końcu nieco pouczyć XD

Czy taka forma tłumaczenia tych wiadomości wam odpowiada, czy macie może jakieś inne sugestie?

Plan na kolejne rozdziały puki co wygląda następująco:

Snow 2/2

"Date"

Rat

Tyle jest na  razie rozpisanych hehe

A tak z innej beczki, bo na kanale głównym wiem, że mało kto czyta, pytanko:

Jako, że mam już pomysły na dwa kolejne Skk, które chcielibyście pierwsze?
Opcja 1

1. Dazai kiedy był jeszcze w Mafii miał specjalny telefon, tylko z jednym numerem na sytuację wyjątkowe.Po ponad czterech latach od jego odejścia, ten numer dzwoni...-dużo pijanego Chuuyi-Trochę angs momentami, ale też sporo flufa-Nie ma jakiegoś antagonisty ciągnącego akcje, to spokojna historia o odnowieniu relacji, która nigdy już nie będzie taka sama jak kiedyś


Opcja 2

2. Rozkaz był krótki i dość jasny: "Zabij Osamu", Nakahara nie powinien mieć z tym problemu, ostatecznie przecież on i Dazai się nienawidzą...Mori jednak nie wie, że dawni partnerzy mają do siebie głęboko skrywane uczucia, które nie zawsze pozwalają na działanie zgodnie ze zdrowym rozsądkiem.-dużo angst-kontent +18, nie tylko ze względu na planowane sceny zbliżeń, ale też dlatego że chce spróbować wprowadzić dość mroczny klimat i dość ciężki. (nie wiem czy mi się uda xD)-Osamu będzie tu sporym manipulantem i chcę spróbować napisać to by ten jego mrok był wyraźniejszy, jako, że większość interakcji będzie z Chuuyą, przed którym ten nie będzie udawał

Oba będą miały już w sobie fragmenty historii z Storm Bringer, więc jeśli ktoś nie chce spoilerów to... uhm, no niestety one tam będą... 

Mam nadzieję, że przypadną wam do gustu~~!

Do następnego~~

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro