Cementary

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śnieg, padał leniwie między pierwszymi promieniami słońca. Odbijało się od szyb wysokich wieżowców, błyszcząc między płatkami białego puchu. Na drodze miarowo zwiększał się ruch, ludzie pędzili do pracy, chcąc zdążyć przed narastającymi korkami.

Dazai i Nakahara już od jakiegoś czasu nie spali. Czas mijał im na rozmowie, wpierw dotyczącej sprawy już rozwiązanych zaginięć , później tego jak toczy się relacja między ich podwładnymi, a na koniec na powrót wracając do tematu około ostatnich wydarzeń.

Przez ostatnie parę dni nie mieli czasu zbytnio porozmawiać, bo Osamu po sporej utracie krwi, co chwilę usypiał. Jego organizm regenerował się powoli, jakby od niechcenia robiąc tym komuś łaskę. Irytowało to rudzielca, jednakże i tak w każdej wolnej chwili przesiadywał u boku byłego herszta.

- Swoją drogą, jak do tego doszło że tak swobodnie chodziłeś z nimi po tej rezydencji? - zagadnął Osamu zamyślony.

- Wciąż nie wierzę, ale gość wziął mnie za osobę trans. - westchnął Chuuya z zażenowaniem, chowając rumianą twarz w kapeluszu.

- ... - szatyn zmierzył rozmówcę wzrokiem z góry do dołu i parsknął krótko, ale widząc morderczy wzrok niższego odchrząknął - No cóż, przynajmniej łyknął haczyk. - skomentował jedynie, kryjąc niewielki uśmieszek pod pierzyną.

- Dureń. - mruknął Nakahara i wyciągnął się niczym kot na ksześle. Uniósł jedna brew ku górze, kiedy brązowooki nagle podniósł się i zaczął powoli zwlekać z łóżka - A ty dokąd? -

- Czas się zbierać. Już się dość należałem. - odparł spokojnie, wyciągając sobie wenflon z nadgarstka.

- Aha? Tak po prostu? Godzinę temu zawodziłeś, że zaraz umrzesz i żebym leciał po kartkę, bo będziesz spisywał testament. Bo raz kaszlnąłeś. A teraz tak sobie wstajesz i zamierzasz wracać do domu, bo co? - powiedział na wpół rozbawiony mafiosa, z zaciekawieniem obserwując jak ta sterta bandaży podchodzi do niewielkiej szafki, by się przebrać.

- Nie dramatyzowałem aż tak. - przewrócił oczyma z lekkim usmieszkiem na ustach, przebierając się spokojnie.

-Tak? A pokazać ci nagranie, jak padasz mi do stóp błagając o długopis? - odparł rudzielec, chętnie kontynuując tę konwersacje.

- Sfałszowane. Pewnie dolałeś mi czegoś do kroplówki. - machnął na niego ręką i zaczął pakować do torby na ramię swoje rzeczy z półek.

- Mmm jasne, a bandaże wymoczyłem ci w spirytusie. - odgryzłem się sarkastycznie niebieskooki.

- O, widzisz, nawet się przyznałeś. - uśmiechnął się wrednie wyższy i skinął głową w stronę wyjścia - Rusz te swoje piękne cztery litery, ruszamy. - dodał.

- Jesteś pewien? Yos mówiła, że lepiej abyś został jeszcze parę dni na obserwacji. Na wypadek gdyby któraś z ran się otworzyła. - zagadnął Chuuya, nieznacznie zaniepokojony

- Jest w porządku. Yosano jest nieco przewrażliwiona, bo nie może na mnie użyć swojej zdolności. - wyjaśnił detektyw, lekko się przeciągając. Skrzywił się przy tym nieznacznie czując nieprzyjemne ukłucie w okolicy rany, sugerujące jasno, by tego nie robił - No chodź, nie mamy całego dnia, a ty musisz jeszcze mi z czymś pomóc. - pociągnął go lekko za rękaw ku wyjściu.

- Niby w czym? - rudowłosy spojrzał na byłego herszta podejrzliwie.

- Jestem winny Yosano dwa wina. A to twoja działka, więc pomożesz mi z wyborem. - właściwie zadecydował już szatyn z zadowolonym uśmieszkiem na ustach.

- Nie wierzę. Legendarny, najmłodszy herszt w historii Portowej Mafii zwraca się do mnie o radę? Coś niesamowitego. Aż sobie muszę to zapisać w dzienniczku. - parsknął sarkastycznie niższy.

- Ha ha, bardzo śmieszne. - skomentował, podążając korytarzami, dalej nie puszczając dłoni mafiosy.

- Uczę się od najlepszych komików tu obecnych. - oznajmił z przerysowanym uznaniem - Czyli ciebie. - sprecyzował.

- Domyśliłem się. - splótł ich palce, umacniając uścisk dłoni.

- Świetnie, czyli mózg ci jeszcze działa. - kącik ust kapelusznika uniósł się ku górze nieznacznie na ten niewielki, acz uroczy, gest.

- W przeciwieństwie do twojego. - odparł od razu wyższy, z wrednym uśmieszkiem.

- Coś ty powiedział?! - warknął, wolna dłoń zaciskając w pięść i wygrażając nią detektywowi.

- To co słyszałeś. - pokazała mu język.

- Jak ja cię..! - zaczął zirytowany.

- Kochasz~? Ja ciebie też Ślimolu ~. - w momencie zamienił frustrację rudzielca w soczysty rumieniec.

Mężczyzna odwrócił wzrok z cichym prychnięciem, chcąc ratować resztki pozorów zirytowania na drugiego. Kiedy ten jednak ucałował go czule w czubek kapelusza nie wytrzymał i przyciągnął go za kołnierz do nieco dłuższego pocałunku. Przyparł go lekko do ściany, odbierając oddech zaskoczonemu; mile zaskoczonemu, szatynowi.

- Chyba muszę cię częściej drażnić~. - zaśmiał się brązowooki, miziając policzek mafiosy z zadowolonym wyrazem twarzy.

- Spróbuj tylko a skończysz... -

- W trumnie? - dokończył za niego z psotnym grymasem na ustach.

- na kanapie. - burknął mafiosa, samemu dokańczając własną wypowiedź. Odsunął się i ruszył tym razem przodem.

Kiedy wymeldowali się już na parterze i opuścili budynek, niższy od razu skierował się w stronę parkingu ku wielkiemu niezadowoleniu szatyna. Maszyna w kolorze magenta zdawała się mu tylko czekać na wpakowanie go ponownie do szpitala... Oczywiście mógł się upierać i protestować, ale jazda motocyklem z mafiosom, mimo że groziła poważnym wypadkiem, oferowała mu możliwość bezkarnego wtulania się mocno w błękitnookiego.

- Dasz radę się utrzymać? - zagadnął niższy - Jeśli nie, możemy się przespacerować lub zadzwonić po taxówkę. - zaproponował, opierając się o motocykl.

- Za kogo ty mnie masz ślimolu? - zaśmiał się sarkastycznie i podszedł do niego blisko, spoglądając na niego z góry.

- Jesteś pewien, że chcesz, żebym na to odpowiadał? - uniósł brew rozbawiony.

- Hmm, może za twojego chłopaka~? - nachylił się nieco z głupawym uśmiechem, na tyle, że stykali się już nosami.

- Może~. - posłał mu półuśmiech i pociągnął za broszkę jeszcze bliżej, składając tym razem krótki pocałunek na jego ustach - A teraz wskakuj makrelo. - wepchnął mu w dłonie kask, wysuwając się z jego objęć - Nie mamy całego dnia, a chciałbym w końcu nacieszyć się jakimś czasem sam na sam z tobą~. - dodał widząc nieznaczne skołowanie budujące się w ciemnych oczach.

- Och. Och. - na ustach detektywa na nowo wymalował się zadowolony uśmiech i już bez ociągania założył kask, siadając za niższym mężczyzną i od razu obejmując go w pasie dłońmi. - W takim razie, następny przystanek, winiarnia~. - zakomendował nim wszystko naokoło zagłuszył silnika.

***

- Wiesz jakie wina lubi? - zapytał rudzielec wchodząc do dobrze mu znanego sklepu.

- Gdybym wiedział, to nie prosiłbym cię o pomoc. - zauważył z westchnieniem wyższy. Nie lubił kłamać, ale przecież ostatecznie cel uświęca środki. A sprawa i tak nie była szczególnie poważna.

- No ale częściej pije czerwone, białe? Słodkie, wytrawne? - westchnął zażenowany rudzielec, to nierozgarnięcie detektywa było nieco upierdliwe, zwłaszcza że to on widywał codziennie w pracy lekarkę, nie rudy.

- Czerwone wytrawne. - podpowiedział szatyn jedynie, ukradkiem obserwując reakcję swojego partnera.

- No i pięknie, czyli jednak macie kogoś z gustem w tej waszej agencji~. - lekki uśmiech wpłynął na jego malinowe usta i pewnym krokiem ruszy na odpowiedni dział.

- Głównie dlatego, że nie ma tam ciebie. - odgryzł się z zaczepnym uśmieszkiem brązowooki, podążając za niższym, przeskakując z nogi na nogę.

- Dureń. -mruknął i zajął się poszukiwaniami czerwonego trunku, idealnego na te okazję - Jakieś ramy cenowe? - dopytał dla pewności.

- Nah. - Osamu machnął ręką, dalej obserwując chłopaka. A konkretniej na czym najdłużej spocznie jego wzrok. Zamierzał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie dość, że będzie miał już te zakupy za sobą to może mu się udać odkryć jakie wino jest ulubionym jego Niziołka. Ostatecznie doskonale wiedział jakie wino lubi Yosano, a u jego mafiosy wiele się mogło zmienić w czasie ich rozłąki.

- W takim razie dwie butelki tego będą idealne. - podał mu dwie butelki, czegoś co dla Osamu wyglądało tak samo, jak każde inne wino. Ale to Nakahara był tu specjalistą, więc nie zamierzał się wtrącać, czy cokolwiek kwestionować. Wziął od niego butelki i zapłacił w kasie, starając się nie patrzeć na iście kosmiczną cenę. Tak dla własnego zdrowia psychicznego.

Dłużej zawiesił jedynie wzrok na etykiecie, by zapamiętać na szybko nazwę i rocznik. Następnie schował obie butelki w torebkę prezentową i wraz z partnerem udali się do motocykla.

- Teraz do Yosano. - zakomendował Dazai, zakładając kask.

- Wiesz, adres byłby bardziej przydatny niż imię. - westchnął błękitnooki. Skąd miałby wiedzieć gdzie mieszkali znajomi Osamu, to przyjaciele detektywa, nie jego.

- Ah, no tak. - zaśmiał się pod nosem mężczyzna i wpisał adres w nawigację - Tak lepiej? - uśmiechnął się niewinnie.

- O wiele. - usadowił się na maszynie - Trzymaj się mocno. - jego głos nabrał nieco energii. Zabandażowane dłonie zacisnęły się na mafiosie mocniej, kiedy z piskiem opon wystartowali z parkingu. Przyległ bokiem kasku do pleców niższego, co stawiało go w bardzo dziwnie zgarbionej postawie, niezbyt wygodne i zdecydowanie nie należącej do jednej z tych bezpiecznych, ale to go nie powstrzymało przed wtuleniem się jak najbardziej w błękitnookiego.

***

Poprawił płaszcz, otrzepując go z niewidzialnych pyłków i zapukał dwa razy w drewniane drzwi mieszkania prosto ściętej kobiety. Nie musieli czekać długo nim ta otworzyła im drzwi i zmierzyła wzrokiem z westchnieniem i wyraźną krytyką.

- Mówiłam, że masz leżeć jeszcze tydzień. - zauważyła, krzyżując ręce na piersi.

- Ach dramatyzujesz Yos.- zmarszczyła na to brwi - Tak czy inaczej, mam dla ciebie coś w podzięce. Zajęłaś się mną i pomogłaś. - zaczął spokojnie, jednak kobieta uniosła dłoń, na moment przerywając jego wypowiedź.

- Dazai, to była tak samo moja sprawa, jak twoja. Pracujemy razem, to normalne. - powiedziała, nie rozumiejąc skąd ten oficjalny ton.

- Wciąż. - wyciągnął w jej stronę torebkę z winami - Chuuya wybrał, więc na pewno przypadną ci do gustu. - uśmiechnął się łagodnie. Akiko zmierzyła go krytycznym spojrzeniem, następnie przenosząc wzrok na rudego, który stał z boku w ciszy. Mafioso wzruszył jedynie ramionami.

- Szczwany lis. - mruknęła do szatyna z pół uśmiechem i przyjęła torebkę - Skoro już przyszliście, to może wpadniecie na lampkę? - zaproponowała, chcąc przepuścić ich w progu, jednak wyższy pokręcił głową.

- Dziękujemy za propozycję, ale mamy jeszcze jedno miejsce, które chciałbym dziś odwiedzić, przed zachodem słońca. - powiedział spokojnie detektyw.

- Cóż, w takim razie nie będę was zatrzymywać. - odparła lekko - Czekam na moje lakiery. - dodała, mrużąc oczy.

- Ach, racja. Wezmę je ze sobą jutro do pracy. Do zobaczenia. -

- Do jutra. - kobieta posłała mężczyznom, krótki uśmiech i zamknęła drzwi.

- Powinieneś się zastanowić zanim coś komuś obiecasz. - mruknął Nakahara, kiedy ruszyli przez parking.

- Co masz na myśli? - uniósł brew. Na chwilę zapadła cisza, kiedy Chuuya usiadł na motocykl i podał mu kask.

- Jutro możesz nie dać rady usiedzieć w pracy. - zadziorny uśmieszek tym razem zagościł na ustach niższego, który z zadowoleniem obserwował lekki rumieniec u szatyna, kiedy dotarło do niego co miał na myśli.

- Nieczyste zagranie Chibi. - opanował się nieznacznie - Skąd pewność, że to mnie będzie trudno siedzieć? - odgryzł się, na co w odpowiedzi uzyskał jedynie parsknięcie niebieskookiego.

- Aleś się speszył~. - zaśmiał się mafioso - Lepiej powiedz, jakież to miejsce chcesz jeszcze odwiedzić. - dodał, kiedy detektyw usadowił się za nim.

***

Śnieg spadał obficie, grubymi płatkami pokrywając ziemię i wystające ponad nią kamienne płyty. Było cicho. O tej porze ludzie siedzieli w biurach lub kuchniach, pracując bądź przygotowując obiad. Spora część z nich stała też teraz w korkach, godziny szczytu niedawno się rozpoczęły.

Dazai pewnie byłby tu później; o wiele później, gdyby nie nastawienie Nakahary do przepisów drogowych. Mężczyzna śmigał między stojącymi samochodami, slalomem wymijając sfrustrowanych kierowców, o dziwo niczego nie zarysowując po drodze. Trochę jedynie po przeklinał pod nosem, w odpowiedzi na parę zirytowanych trąbnięć skierowanych w niego i jego akrobacje, które można by określić jako "milimetry".

Kiedy Osamu dał mu znak do zatrzymania się i wskazał parking przy cmentarzu, Chuuya spojrzał na niego z pewną niepewnością. Zaparkował i zdjął kask, posyłając mężczyźnie wzrok pełen wątpliwości i pytań.

- Nie wiem ile mi tam zejdzie, możesz wrócić pierwszy. - powiedział szatyn odkładając kask na tylne siedzenie maszyny. Jego wzrok był nieco nieobecny, a rudzielec mógł dostrzec rosnący w nim stres.

- Zaczekam. - chwycił jego dłoń i splótł ich palce. Delikatnie uniósł je i ucałowałem wierzch dłoni detektywa - No chyba, że zejdzie ci tam za długo. - Uśmiechnął się wrednie - Wtedy osobiście cię z tamtą wytargam za ucho. - sprecyzował.

Osamu uśmiechnął się lekko i parsknął krótko - Jasne. Do zobaczenia Ślimolu. -

- Jeśli byś mnie tam potrzebował, zawołaj Makrelo. - westchnął patrząc za oddalającym się już szatynem, a kiedy ten całkiem zniknął z zasięgu jego wzroku, mina nieznacznie mu zrzedła.

Doskonale wiedział, na czyj nagrobek poszedł brązowooki. Acz jakkolwiek by mu to nie przeszkadzało, nie zamierzał zadręczać tym Osamu. Ostatecznie mógł nie lubić Ody i nie podzielać jego opinii, ale to nie zmieniało faktu, że dla Dazaia był on niezwykle ważny. Kiedyś i teraz też. Miał jedynie nadzieję, że ta wizyta u starego przyjaciela nie zaburzy niczego między nimi. Wiedział jak skłonny do wątpliwości i nadmiernego przemyślenia wszystkiego był mężczyzna. Z westchnieniem przeczesał płomienne kosmyki i wyciągnął z kasku pozgniatany nieco kapelusz. Otoczył go czerwoną poświatą, a nakrycie głowy wróciło do właściwego kształtu. Otrzepał go lekko i włożył na głowę, następnie wyciągając jednego papierosa.

***

Wysoki mężczyzna w beżowym płaszczu przejechał lekko opuszkami palców po krawędzi kamiennego nagrobka. Ciche westchnienie, w postaci bladej chmury opuściło jego usta, kiedy usiadł przy grobie, odciskając ślad na białym puchu.

- Trochę mnie tu ni było. - jego usta złagodził melancholijny uśmiech, spojrzał w górę na tańczące spokojnie śnieżynki - Sporo się działo ostatnimi czasy... - kontynuował po dłuższej przerwie - Mieliśmy większą sprawę i połączyliśmy siły z Portówką, żeby powstrzymać takiego jednego zboczeńca. - streścił od niechcenia, nie było to istotne w tym co chciał przekazać, ale przybliżył historię całej tej operacji - Znów pracowałem z Chuuyą. - nieznacznie podciągnął kolana ku sobie - Wiesz kto to. Opowiadałem ci o nim... parę razy. Ten, którego zostawiłem. Mój pies. Wiesz o kim mowa. - machnął ręką, a na jego usta wkradł się głupawy uśmiech - Tak czy inaczej. Zbliżyliśmy się. Bardzo. Bardziej niż kiedykolwiek zamierzałem... - odwrócił wzrok od kamiennej płyty i przeczesał włosy palcami - Myślę... myślę, że go kocham. Tak, zdecydowanie go kocham. I wiesz Odasaku? Nie czuje przy nim tego... tej pustki, której mówiłeś że nie zdołam wypełnić. Że nie stanie się nic ponad moje oczekiwania, niezależnie od strony, po której stanę. - sparafrazował, na moment odlatując myślami do tamtej chwili - Hah. Też mnie to zaskoczyło. - oparł głowę o kamienną płytę - Powinienem był was zapoznać. Polubiłbyś go. Jest taki... pełen życia i emocji. I przy nim ja też czuję się... czuję się bardziej. - nieznacznie motał się w słowach, myślami grzebiąc w przeszłości - Jak będzie jakaś przyjemniejsza pogoda, to opowiem ci o nim więcej, może nawet go tu przyprowadzę. - przymknął oczy - Myślę, że chciałbym ci przedstawić mojego chłopaka. - otworzył szeroko oczy, wstrzymując oddech, prawie krztusząc się powietrzem - Chłopaka. - powtórzył z lekkim szokiem - Przez całe to zamieszanie, ledwo zakodowałem, że w ogóle zostaliśmy parą. - przyznał i przyłożył dłoń lekko do ust - Cholera, no jakby wiedziałem i w ogóle. Droczyłem się z nim i zachowywałem, no wiesz ,tak czulej. Ale teraz to mnie tak... tknęło. Że wiesz, to już nie tylko tak, że ja go kocham... On też... mnie. - nieznaczny rumieniec przyozdobił mu policzki - Ahh, ten Ślimol doprowadza mnie do obłędu. - przetarł twarz dłońmi i chwilę siedział tak w bezruchu. Wzrok utkwił w spadającym śniegu, a łagodny grymas nie schodził z jego ust - Ahh, powinienem już do niego wracać. Wiesz, że czeka na mnie przed bramą? Jest strasznie lojalny. Czasem mnie to martwi... Nie jestem godną zaufania osobą, a on... On za często powierza mi swoje życie. Nie wykorzystałbym tego. Nie mógłbym. Ale... myśl o tym, że może w innej rzeczywistości. Innym czasie. Że może już to zrobiłem, gdzieś w jednym z tych wielu światów. - zacisnął dłonie w pięści.

- Głowa ci znów paruje. - Osamu poczuł nagłe spięcie w całym ciele, na głos niskiego mafiosy, stojącego na głównym chodniku - Chodź już, bo piździ. - dodał z lekkim burknięciem, jeżdżąc szybko dłońmi po ramionach, by się dogrzać - Dopiero wyszedłeś ze szpitala, jak mi się przeziębisz, to osobiście cię dobiję. - zagroził, na co szatyn zaśmiał się i wstał.

- Już idę, grzej maszynę. - powiedział. otrzepując lekko przemoknięty płaszcz z resztek śniegu - Widzisz? Jakbym miał własnego anioła... - skomentował z namiastką rozmarzenia - Do zobaczenia Odasaku. - poklepał lekko nagrobek i ruszył w ślady za rudym mężczyzną. Przed nimi była jeszcze długa noc.

~~~

FH:

YO,

Well; czasu coraz mniej, bo coraz bliżej sesji. I Pyrkonu też, a cosplay kompletuję więc z tym też trochę roboty mam.

Z innej beczki, kolejny tu będzie rozdzialik +18 ;D,
ale idk kiedy tho___

Well

Do następnego~~

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro