"Date"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Budzik zadzwonił koło południa, obu mężczyzn wyrywając z sennego królestwa i przywracając ich do skacowanej rzeczywistości, z którą cholernie nie chcieli się mierzyć.

      Dazai jednak wstał dość szybko, kiedy zorientował, że rudzielec nie śpi, podczas kiedy on miał ręce zaciśnięte wokół jego talii, praktycznie pod sukienką, przez to, jak się podwinęła w nocy. Z lekkim rumieńcem i bez słowa udał się do łazienki, by zażyć szybkiego prysznica i zmyć z siebie buzujące emocje i wzrastające nadzieje, po wczorajszym wieczorze.

     Nakahara z kolei powędrował za nim jedynie wzrokiem, nie mając ochoty na wstawanie i robienie czegokolwiek tego dnia. Nie dość, że miał zakwasy i kaca, to nie pamiętał nic od wyjścia z tamtego budynku. Głowa cholernie go bolała, kiedy starał się sobie przypomnieć cokolwiek, prócz urywkowych obrazów.

- Kurwa... - mruknął pod nosem, przeczesując palcami włosy i powoli podnosząc się do siadu—Jesteśmy w ubraniach. Chyba nie odwaliłem nic durnego... Ale Osamu tak szybko wyszedł... — zmrużył oczy, patrząc intensywnie w kierunku drzwi i westchnął cierpiętniczo.

     Powoli zsunął z nóg kabaretki, w których oczywiście przez nocne układanie się z Dazaiem do snu i prawdopodobne obijanie się o wszystko po drodze do domu, było już parę większych dziur niż te fabryczne. Rozpiął resztki koka i związał rozczochrane włosy w niewielki kucyk, a następnie zdjął wszelką biżuterię, jaką na sobie miał i jaka odbiła się nieco na jego skórze podczas snu, zupełnie jak połowa make-upu na poszewce poduszki.

      Kolejne cierpiętnicze westchnienie opuściło jego usta, kiedy stanął na nogi, czując zakwasy w pełni swej okazałości. Rozmasował nieco łydki, prawie się przewracając przy pochyleniu, a następnie powoli się wyprostował. Od razu skierowała się do kuchni, by rozpuścić dla siebie i towarzysza po saszetce na kaca. Nie chcąc jednak przypadkiem ochlapać sukienki w kuchni przez swoje niemrawe ruchy, zdjął ją po drodze i rzucił na kanapę, pozostając w samych, czarnych bokserkach.

     Saszetki rozpuścił w dwóch kubkach, a następnie wziął się za robienie herbaty. Ziewnął cicho,  przymykając zaszklone przez zmęczenie oczy.

Mam wrażenie, jakby wczoraj stało się coś ważnego... Kurwa, dlaczego ja nic nie pamiętam?! Ugh. Może nie było to tak ważne, skoro zapomniałem...— Nakahara jednak sam w to nie wierzył. Miał przeczucie, że stało się coś znaczącego, coś, o czym powinien pamiętać...

    Wymieszał napoje na kaca i zalał wrzątkiem szklanki z herbatami, dodając do każdej odpowiednie dodatki, wedle swojego i Dazaiowego gustu. 

     Wypił szybko lekarstwo i spojrzał w stronę łazienki. Osamu wyszedł ubrany w luźny podkoszulek i bokserki, trzymając się za głowę z grymasem niezadowolenia na twarzy. Jego również dopadł kac, chociaż nie tak wielki, jak rudzielca, który miał znacznie słabszą głowę.

     Spojrzeli po sobie, chwilę mierząc się wzrokiem, a następnie szybko uciekając nim w bok z delikatnym różem na policzkach.

- Zrobiłem nam herbatę i coś na kaca. - odezwał się w końcu Nakahara, przerywając coraz bardziej niezręczną ciszę.

- Aww, kochany jesteś~. - Dazai uśmiechnął się szeroko i przyjął kubek z lekarstwem oraz szklankę z ulubioną, aromatyczną herbatą. Przyjął ponownie beztroską maskę, by schować swój stres i zmartwienia.

      Osamu pamiętał cały wczorajszy wieczór, każde słowo Chuuyi wryło się znacząco w jego pamięć. Co jakiś czas zerkał na Nakaharę, chcąc wyczytać z jego oczu, postawy, słów, czegokolwiek, czy on też pamięta, co się działo, czy może zapomniał i złożona przez niego obietnica nie zostanie dotrzymana.

Oczywiście, że nie pamięta... Był pijany. Poza tym. Nawet jeśliby pamiętał i tak to była jedynie pijacka obietnica. Nic nie znaczyła. Niepotrzebnie się nakręcam i robię jakieś durne nadzieje...— pomyślał ,opierając się o blat i patrząc za okno na sypiący śnieg —Nie zasługuje na niego. Pewnie czuje się niekomfortowo z tymi moimi wszystkimi aluzjami i sygnałami... Muszę się ogarnąć i odłożyć emocje na bok, nie chce go skrzywdzić.— nieco mocniej zacisnął palce na szklance.

      Nakahara obserwował szatyna w zamyśleniu z lekko zmarszczonymi brwiami. Wydawał mu się jakiś nieswój i taki dziwnie spięty, mimo że byli sami. Przecież kiedy byli tylko we dwoje powinien czuć się swobodnie... Przynajmniej tak było przez ostatnie parę dni.

     Upił łyk ciepłego napoju, kącik jego ust był lekko uniesiony od momentu, kiedy w pokoju zjawił się wyższy mężczyzna. Działo się to już właściwie automatycznie, kiedy błękitne oczy widziały detektywa nieowiniętego w bandaże.

     Odstawił pustą szklankę na bok i westchnął cicho - Skocze się okąpać, wyciągnij składniki na omlety z lodówki. - przeciągnął się w drodze do łazienki, pozostawiając byłego herszta samego z wątpliwościami.

      Osamu śledził go wzrokiem, aż ten zniknął za drzwiami. Wyraz jego twarzy nieco spochmurniał, a z ciemnych oczu o odcieniu espresso, zniknęło całe światło świata zewnętrznego...

Nakahara tymczasem po wejściu pod strumieni przyjemnie ciepłej wody, poczuł dziwne ukłucie w sercu. Jakby wyczuwał zbierające się nad jego partnerem ciemne chmury. Nie wiedział jednak, co było ich przyczyną...

Soczysty rumieniec pokrył jego twarz, kiedy w jego głowie pojawił się obraz Dazaia leżącego pod nim na kanapie.
Serce przyspieszyło, kiedy w jego głowie zaczęły się odbijać słowa ich wczorajszej konwersacji.

- Cholera... - wyrwało się samo z jego ust, kiedy stał pod prysznicem, patrząc się przed siebie nieobecnym, a jednak pełnym emocji, wzrokiem.

Czy to dlatego jest taki spochmurniały? Cholera, czy ja go wczoraj zmolestowałem? Po tym dziwnym wyznaniu poszliśmy spać, prawda? Nie doszło do niczego więcej..?— nieco spanikował. Położył jedną dłoń na kafelkach, lekko się na nich wspierając, a drugą płasko rozłożył na swojej klatce piersiowej, w okolicy serca —Nie, nie. Nie byliśmy nago. Zdecydowanie na tym się skończyło... Kurwa. Właściwie wyznałem mu uczucia... Ale...— o ile to było możliwe jego twarz poczerwieniała bardziej —On przecież też... On też chciał się całować... Tak powiedział. Cholera, Dazai, debilu. Dlaczego z tobą wszystko musi być takie skomplikowane?— kiedy złapał oddech i zaczął faktycznie się myć, rozpoczął powoli obmyślać plan na rozwiązanie tej sytuacji.

      Kiedy wyszedł w świeżych bokserkach i za dużym podkoszulku, poczuł się jak młody bóg. Świeży, pachnący i pełen energii. Jakby mógł podbić cały świat. W tej jednak chwili to serce Osamu było dla niego tym całym światem.

     Od razu spojrzał w kierunku okna, na którego parapecie już rozsiadł się Osamu. Zaczął do niego szybko podchodzić z zamiarem pocałunku, jednak zatrzymał się około dwóch metrów od niego, nagle zmrożony stresem.

A jeśli źle to odebrałem i on powiedział to jedynie, by mnie uspokoić po pijaku... Może liczył, że nie będę pamiętał.— zawahał się i cofnął wyciągniętą już dłoń —Muszę to jeszcze przemyśleć...— zacisnął ją w pięść.

- Ne, Kretynie. Omlet ci pasuje, nie? - mruknął, sięgając do wyciągniętych składników - Nie żebyś miał jakiś wybór. - dodał z przekąsem, chcąc odciągnąć myśli od swoich planów względem szatyna.

- Haaai Chibi~. - Dazai spojrzał na niego z promiennym uśmiechem i ciemnym wzrokiem, przez co Chuuya poczuł lekkie ciarki na plecach.

- Dazai. - zmarszczył brwi, nie do końca wiedząc, co chce powiedzieć - Nie siedź tak, tylko mi pomóż, darmozjadzie. - Prychnął ostatecznie, widząc wyczekiwanie w spojrzeniu towarzysza.

- Nie wierzę, Krasnal postanowił wpuścić mnie do swojego królestwa ~? - uśmiechnął się wrednie, ale od razu ruszył w stronę rudowłosego z ewidentną ekscytacją.

- Jeszcze raz mnie nazwij Krasnalem, to skończysz w moim ogródku trzy metry pod ziemią, cholerna Makrelo. - burknął, podając mu deskę do krojenia i paprykę - W kostkę to pokrój. Tylko paprykę, a nie siebie. - zarządził i sięgnął po jajka.

- Zobaczę, co da się zrobić~. - wyszczerzył się wrednie, biorąc do ręki nóż.

Chuuya spojrzał na niego z zażenowaniem i zajął się przygotowywaniem bazy do omleta.

- Na którą się umówiłeś? - zapytał szatyn, krojąc w skupieniu paprykę. Wyglądał, jakby zaraz miał sięgnąć po linijkę i odmierzać równe kosteczki, tym samym podnosząc ciśnienie niższemu.

- Na siedemnasta w kawiarni "Wiśnia". - odpowiedział z westchnieniem - Czyli za jakieś cztery godziny powinniśmy się zbierać. - dodał, odkładając miskę z bazą na bok i sięgając po cebulę.

- Trzy i pół, muszę Ci zrobić lekki makijaż i uczesać jakoś ładnie. - skorygował go wyższy i poczochrałem jego rude kosmyki, niszcząc nieco ciasno spięty kucyk.

Ognisto włosy spiął się nieznacznie i spojrzał na niego kątem oka.

- Jasne, ale na razie zostaw moje włosy. - burknął, odwracając wzrok i niedbałym ruchem ręki, jakby odganiał natrętną muchę, odgonił dłoń byłego herszta.

***

      Dopijali ostatnią herbatę przed wyjściem. Nakahara miał już na sobie błękitną sukienkę i grube, cieliste rajstop, żeby nie zmarznąć w ten chłodny wieczór.

     Chuuya obserwował Dazaia, odnoszącego kubki do zlewu. Mężczyzna był już ubrany w swój ulubiony komplet i gotów do zaplanowanego szpiegowania "randki" partnera.

- Jeśli będzie chciał cię gdzieś zabrać, wahaj się nieco. Będę cały czas w pobliżu, więc niczym się nie przejmuj. - wtrącił rzeczowo, kiedy skierowali się do wyjścia.

- Spokojnie, nie mam pięciu lat, nawet jakby mnie porwał, to sobie poradzę. - burknął mafiosa, nadymając policzki w niezadowoleniu.

- Jesteś pewien? Zachowujesz się czasem jak taka mała dziewczynka~. - wyższy pokazał mu język.

- A weź się zamknij, cholero. - prychnął, odwracając wzrok i nieznacznie zwalniając, przez co Osamu nieznacznie go wyprzedził.

     Nakahara spojrzał detektywa, milknąc na moment i skupiając szafirowe spojrzenie na jednej z zabandażowanych po nadgarstek dłoni —Kurwa, całe popołudnie robię te jebane podchody. To przecież pierdolony Dazai Osamu, czego ja się tak obawiam?! Że mnie odrzuci? Chyba do reszty ochujałem, żebym się tak stresował.

      Chuuya chwycił nadgarstek szatyna. Gest ten był tak nagły i niespodziewany, że Dazai wzdrygnął się nieznacznie. Spojrzał na niższego przez ramię z niemym pytaniem w oczach. Nie zobaczył jednak tych dwóch szafirów, które tak uwielbiał. Dwie lazurowe zatoki były ukryte w cieniu pochylonej głowy, między płomiennymi kosmykami.

    Nakahara na parę chwil zastygł w tej pozycji.

- Chuuya? Coś się stało? - odwrócił się do niego całkiem, a w jego oczach przemknęło zmartwienie. - Jeśli... - nie dokończył, bo został przez starszego przyparty do ściany.

     W jego głowie zapanował chaos, kiedy dwie lazurowe tafle nareszcie zaszczyciły go na moment swoim niebiańskim odcieniem błękitu. Pełne determinacji i czegoś uzależniającego. Nie potrafił od nich oderwać wzroku, jakby ognistowłosy właśnie go hipnotyzował.

     Szatyn osunął się plecami po ścianie niżej, tak, że ich oczy były na tym samym poziomie. Zrobił to dość automatycznie, nawet o tym nie myśląc. Zbyt skupiony na Nakaharze, jakby był pod wpływem magicznego uroku.

      Oboje nie wiedzieli, kiedy dokładnie to się stało. Kiedy ich powieki opadły. Kiedy ręce Dazaia znalazły się na biodrach Nakahary. Kiedy ich usta przestały dzielić już nawet milimetry.

      Tym razem Osamu nie przerwał. Pozwolił ponieść się chwili i odwzajemnił pieszczotę, czując, jak na ustach niższego wykwita nieznaczny uśmiech.

     Ich pocałunek nie należał jednak do delikatnych, nie było wstępnego muśnięcia wargi o wargę, by wybadać reakcję drugiego, by ewentualne odrzucenie może mniej bolało, czy "jakby druga osoba była ze szkła".

     Żaden z nich nie był "ze szkła". Oboje byli z jebanej porcelany. Ale oboje też doskonale wiedzieli, jak obchodzić się ze sobą nawzajem. I niepewność, to ostatnie czego którykolwiek teraz by chciał.

     Byli tak siebie spragnieni, że między pocałunkami zapominali oddychać, nie chcąc nawet na te parę sekund się od siebie oderwać. Jedna z dłoni Osamu powędrowała wyżej i zręczne, długie palce wplątały się między ogniste kosmyki mafiosy, pociągając za nie subtelnie.

    Smukłe dłonie Nakahary z kolei z ramion szatyna płynnie przeniosły się na jego policzki, dla większej bliskości.

    Tu nie było walki o dominację, była współpraca i zaufanie, przeplatane dzikim instynktem. Ruchy ich warg zgrywały się ze sobą, jakby to wcale nie był ich pierwszy pocałunek. Jakby byli wieloletnimi kochankami, w pełni zaznajomionymi z partnerem.

    Niedługo potem ich języki zamieniły się miejscami, okręcając się i ocierając o siebie nawzajem, a z ust uciekły pierwsze sapnięcia i westchnienia zadowolenia.

      Osamu uchylił nieznacznie powieki, by spojrzeć na pochłoniętego czynnością Nakaharę i napawać się widokiem lekko różowych policzków. Niższy, najwyraźniej czując na sobie to spojrzenie, również uniósł nieco powieki i przerwał pieszczotę, czemu towarzyszyło ciche mlaśnięcie.

     W głowie im szumiało. Wciąż patrzyli sobie głęboko w oczy, dysząc cicho, pozwalając oddechom się zmieszać. Wciąż byli blisko i żaden nawet nie myślał o zwiększeniu dystansu. Chuuya uśmiechnął się pod nosem, uspokajając oddech.

- Miałeś rację... - zsunął dłonie z jego policzków po szyi, przenosząc je na kark partnera - To faktycznie warty zapamiętania smak~. - Dazai poczuł, jak cholernie pieką go policzki, a serce najwyraźniej ma ochotę wyrwać mu się z piersi, sądząc po częstotliwości jego uderzeń.

     Dazai chciał, by ten właśnie krok należał do Nakahary, dlatego tak subtelnie i ostrożnie przekazywał mu, co czuje. Ale prawda była taka, że nie wierzył, że ten coś faktycznie zrobi. Właściwie to po prostu bał się w to wierzyć i robić sobie nadzieję.

      Wydawało mu się przez moment, że to sen. Przecież Chuuya nie mógł naprawdę go kochać, przecież jest Dazaiem Osamu, który traci wszystko, na czym mu zależy, którego opuszczają wszyscy, których chciałby zachować... Więc dlaczego ten niski mafiosa dalej tu jest? Nie rozpływa się, jak na sen przystało, a te szafiry wwiercają się w niego tak intensywnie...

- Cytrusy, malina i cynamon to dobre połączenie na pierwszy pocałunek. - odezwał się ponownie Chuuya, oblizując się zmysłowo i chłonąc z zadowoleniem widok tak zawstydzonego Dazaia, który do częstych nie należał. Wyrwał go tym samym z osłupienia, w jakie wpadł partner i spojrzał już bardziej świadomie na niższego.

      Uśmiechnął się łagodnie, a ciemne oczy wydały się bardziej obecne, jakby pojaśniały. Zakręcił palcem w rudych włosach niespiesznie.

- Chuuya... - zaczął, ale urwał nagle, szczerość nie przychodziła mu łatwo w takich momentach. Spojrzał w bok na moment, na co szafirowe oczy zrobiły niezadowolonego fikołka, acz uśmiech nie zniknął z ust ich właściciela.

     Smukły palec wsunął się pod pasek trzymający broszkę, w kolorze morskich głębin, i okręcił się wokół niego. Szatyn został dość szybko przyciągnięty bliżej, tak, że stykali się nosami.

- Jeszcze jeden na odwagę~. - szepnął Nakahara wprost w usta Osamu, patrząc w jego oczy z tą samą intensywnością co za pierwszym razem. Chciał usłyszeć te słowa. Nie żeby mieć potwierdzenie, już doskonale wiedział, co czuł do niego detektyw. Chciał je usłyszeć, by Dazai miał pewność, by on też oswoił się z tym uczuciem. I by w końcu mogli porządnie nazwać to, co ich łączy.

      Ich usta znów się spotkały, w nieco spokojniejszym pocałunku, ale na pewno niepozbawionym pasji.

      Tym razem Osamu włożył nieco więcej własnej inicjatywy w ten gest, stając na nogach nieco wyżej, by nachylając się nad rudzielcem, pogłębić rozkoszne doznanie.

      A kiedy ich usta się rozstały, oboje przez moment stali nie mogąc otworzyć oczu, dysząc cicho, a czubki ich warg co jakiś czas jeszcze się o siebie ocierały.

     W końcu jednak Dazai otworzył oczy i spojrzał na niższego pełnym uczucia spojrzeniem. I Chuuya z tych dwóch tafli espresso wyczytał wszystko.

- Kocham cię Chuuya. - szepnął prosto w usta partnera, muskając je jeszcze raz przed tym, jak osunął się nieco bardziej, by móc obserwować jak rozkosznie wykwita różany rumieniec na kościach policzkowych niebieskookiego.

- Też cię kocham, cholero. - wyplątał palec z paska i odsunął dłoń, wcześniej subtelnie przejeżdżając w dół po jego koszuli, odrywając od niego palce z widocznym ociąganiem.

- Myślałem, że nie będziesz pamiętał. - zaśmiał się krótko Dazai, wspominając zeszłą noc już bez nawet cienia goryczy. Zjechał dłonią z talii partnera na jego dłoń i splątał z nim palce.

- Kretyn. - Prychnął rudzielec, ale na jego ustach wciąż gościł radosny grymas.

- Hobbit~. - Osamu wyszczerzył się wrednie, a kiedy Chuuya już szykował się do uderzenia, dodał - Mój Hobbit~. - i nagle cała złość uleciała z rudzielca. Fuknął jedynie nieco zarumieniony.

- Dobra, nie mamy całego dnia Makrelo. Chcę to już mieć za sobą i spędzić jakiś miły wieczór z moim chłopakiem, oblewając odbicie naszych kobiet. - poprawił sukienkę i ruszył do wyjścia, pozostawiając wyższego za sobą w niemałym osłupieniu i z głupim uśmieszkiem błądzącym po zwilżonych pocałunkiem ustach.

"Moim Chłopakiem" — wciąż rozbrzmiewało w głowie szatyna, tak pięknie, tak naturalnie... Tak właściwie.

     Poczuł w środku coś dziwnego. Ogromne ciepło, większe i przyjemniejsze niż to, które odczuwał czasem przy niebieskookim. Takie... Wyzwalające. A co najdziwniejsze — nie przechodziło. Uniósł dłoń i przyłożył ją do klatki piersiowej.

- Cholero idziesz czy..? - Nakahara urwał, widząc, że partner stoi dalej w tym samym miejscu - Coś cię boli? - zmarszczył lekko brwi w zaniepokojeniu.

- Nie. Po prostu... Czuję się nieco... Inaczej. - Osamu również zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, czemu to uczucie nie znika, spojrzał w błękitne oczy, szukając w nich wyjaśnienia, ale nic nie znalazł.

     Chuuya jednak po jednym spotkaniu z taflami espresso już wiedział. Uśmiechnął się pod nosem i pociągnął wyższego za rękaw.

- To dobrze. Od teraz zawsze będziesz się tak czuł, obiecałem Ci to przecież, więc się przyzwyczai. - zjechał dłonią nieco niżej, tak by móc splątać swoje palce z tymi Osamu.

    Dazaiowi chwilę zajęło zrozumienie słów partnera, ale gdy ich sens już do niego dotarł, uśmiechnął się łagodnie — W końcu na dłużej dane mu było pozbyć się tej pustki...

- Dziękuję, Chibi ~. - ucałował go w główkę czule, na co starszy wywrócił oczyma z rozbawieniem. Czuł w środku niezmierną radość, że znów mu się udało i mając nadzieję, że zostanie tak już na zawsze, tak jak on planował na zawsze pozostać u boku Osamu.

***

      Na miejsce pojechali osobnymi taksówkami, by ich cel nie zauważył ich razem. To mogłoby już na samym początku popsuć im szyki, a przecież chcieli wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.

     Mężczyzna czekał już z tandetnym i nudnym, zdaniem Dazaia, bukietem róż dla Misaki pod kawiarnią. Rozmowa przebiegała spokojnie, a Nakahara coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ich podejrzany faktycznie jest tym porywaczem. Tym jednak co dało mu już stuprocentową pewność, był moment, kiedy herbata przypadkiem wylała się na dłoń mężczyzny, zmywając nieco taniego korektora i odkrywając przed rudzielcem fragment tatuażu — twarz i róża.

     Oczywiście zapytał o niego i powód ukrycia, czegoś tak "pięknego". Nie mógł udawać, że go nie widzi, byłoby to nieco podejrzane, zwłaszcza kiedy Bolesław przetarł dłoń chusteczką, praktycznie całkowicie go odkrywając.

     Prus oczywiście zbył go historią o byłej, której niebieskooki praktycznie nie słuchał, zajęty dawaniem dyskretnego sygnału Dazaiowi, siedzącego wiele stolików dalej i udającego, że pracuje na niewielkim laptopie, kiedy tak naprawdę jedynie przepisywał sobie na okrągło słowa ukochanej piosenki o podwójnym samobójstwie, kiwając się do rytmu zapętlonego w jego głowie.

   Osamu na ten moment martwiły dwie sprawy.

      Pierwszą było to, że dalej nie wiedzieli jaką zdolność posiada Bolesław, co stanowiło pewne zagrożenie, jeśli temu uda się uprowadzić Chuuye. Co Dazai przewidywał, że stanie się w ciągu najbliższej godziny. Było na to 98% szans — według szatyna. Najgodziwszy scenariusz zakładał, że Prus zorientuje, że rudzielec nie jest kobietą, już niedługo po porwaniu, zanim Osamu zdąży ich zlokalizować.

      Drugą był fakt, że zielonooki właśnie położył dłoń na dłoni Chuuyi, a Osamu odkrył jak irytująca i irracjonalna potrafi być zazdrość. Nie rozumiał dlaczego, ale krew aż się w nim gotowało, kiedy widział, jak mężczyzna robi maślane oczy do jego partnera, mimo że właściwie oficjalnie chodzili ze sobą dopiero od niecałych dwóch godzin.

      Po kolejnej godzinie, kiedy tematy zaczęły się wyczerpywać, a Nakahara udał, że patrzy z zaniepokojeniem za okno, przez późną godzinę, Bolesław zaproponował, że odprowadzi go do ulicy głównej i zadzwoni po taksówkę.

      Parę minut po tym, jak wyszli z kawiarni, Osamu podążył ich śladem. Zachowując bezpieczną odległość około dziesięciu metrów. Nie musiał się martwić o zgubienie ich, w spince wpiętej między ogniste kosmyki, był chip pozwalający Dazaiowi na poznanie lokalizacji rudzielca.

    Oparł się o latarnie pod przystankiem i wyciągnął paczkę papierosów, udając, że wyczekuje transportu, kiedy Bolesław zatrzymał się nieopodal z jego partnerem, wykonując telefon po, jak powiedział, taksówkę.

      Nakahara zauważył jednak, że wybierany numer, był już wcześniej zapisany w telefonie porywacza i zdecydowanie nie był taki sam, jak na niewielkiej ulotce wiszącej na przystanku, z której wyższy mężczyzna powiedział, że ów numer spisuje.

     Zerknął dyskretnie w kierunku Dazaia, dał niewielki sygnał, że wszystko idzie tak, jak zaplanował.

     "Taksówka" zjawiła się niezwykle szybko i Nakahara wsiadł do niej spokojnie. Uwagę Osamu odwrócił jednak SMS, spojrzał na wyświetlacz.

PochłaniaczZupekChińskich.exe:

Mężczyzna, o którego pytałeś, ma zdolność Lalka, pozwala mu na kontrolowanie, ale jedynie kobiet. Jeśli już raz, jak mówiłeś, Chuuya się z nim spotkał, gość pewnie domyślił się, że nie jest babą. Wycofaj go lepiej lol, gość ewidentnie coś knuje.

     Osamu po przeczytaniu wiadomości, szybko uniósł wzrok w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu Nakahara wchodził do obcego samochodu, ale już nie było ani jego, ani Prusa, a samochód był na tyle daleko, że nie mógł dopatrzyć się rejestracji.

- Kurwa. - zaklął pod nosem i zaczął biec za znikającym w oddali pojazdem. Zerkał co jakiś czas na wyświetlacz telefonu, sprawdzając lokalizację mafiosy, jednak czerwona kropka na radarze zaczęła się dziwnie szybko zbliżać i w końcu była tuż przed nim.

     Błękitna spinka z motylkiem leżała na chodniku. Dazai podniósł ją drżącą dłonią i spojrzał na horyzont. Zaczął układać plan działania.

     Oczy lekko mu zaświeciły, kiedy dostrzegł idących z naprzeciwka Atsushiego i Akutagawe, którzy widząc go już z daleka, przyspieszyli kroku.

- Coś się stało Dazai-san? - zapytał Atsushi zmartwiony, widząc niecodzienną ekspresję na twarzy mentora.

- Akutagawa, samochód, który was minął, granatowy nissan, jaką miał rejestracje? - zapytał, patrząc poważnie na byłego podwładnego, od razu przechodząc do rzeczy.

      Czarnowłosy zmarszczył brwi w skupieniu i odkaszlnął w ukrytą pod czarną rękawiczką dłoń. Osamu lekko zdziwił fakt, że mafiosa nosi rękawiczki Tygrysołaka, ale nie zamierzał o to teraz pytać, ani szczególnie tego roztrząsać. Przybił sobie jedynie w myślach piątkę, za to jak skuteczną swatką się okazał.

- わ46-49 - odpowiedział po chwili zastanowienia. Dazai uśmiechnął się szeroko i odetchnął z ulgą w duchu. —Dobrze zrobiłem, wysyłając ich na to lepienie bałwana, wiedziałem, że mogą się przydać idąc drogą od obrzeży do centrum.— 

- Świetna robota. - poczochrał szarookiego po włosach - Miło było was zobaczyć, ale muszę już lecieć. - powiedział, oddalając się szybko i pozostawiając młodszych w skołowaniu - Wyjaśnię wam wszystko jutro w Agencji! Bądźcie o równej siedemnastej! - dodał, znikając w jednej z bocznych uliczek.

      W głowie Dazaia zrodził się plan, teraz musiał jedynie dorwać w swoje łapki monitoring z miasta i jego okolic...

~~~

FH:

Welp. 

Scena pocałunku była sprawdzana przez parę osób i oceniona na dobrą, więc liczę, że nie zawiodłam niczyich oczekiwań... 

Do następnego~~

=)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro