Dauble Black

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Był początek zimy. Na dworze temperatura schodziła już poniżej zera, śnieg sypał obficie, przykrywając okolice grubą warstwą puchu i kiedy z horyzontu zniknęło słońce, ulice praktycznie całkiem opustoszały, mimo że godzina wcale nie była tak późna. Całkiem ciemno jednak nie było, bo biała pierzyna delikatnie migotała w blasku pełnego księżyca, odbijając delikatną poświatę i pozwalając na dostrzeżenie zarysów okolicy.

      Słabo oświetloną, przez wysokie, czarne latarnie, drogą samotnię szedł niski mężczyzna w ciemnym kapeluszu. Krok miał szybki, a na twarzy gościł grymas niezadowolenia. Szef wezwał go do siebie, podkreślając, by ten zrobił to jak najprędzej, przerywając mu tym samym wieczorny spacer po brzegu rzeki wolnego dnia. Zdawał sobie jednak sprawę, że skoro przełożony przerywa mu, to musiało się stać coś naprawdę poważnego.

      Rudowłosy mimo niezadowolenia, niezwłocznie zmienił plany na wieczór, by wykonać czekające na niego zadanie. Kiedy jednak wszedł już do biura przełożonego, nieco przemoczony od śniegu, który zdążył stopnieć w windzie, zmarszczył brwi i lekko się spiął.

- Co on tu robi? - wysyczał, wskazując na wyższego mężczyznę w jasnym płaszczu, który stał spokojnie przy wielkim oknie, obserwując Jokohamę z góry. Stał w wyprostowany, z rękoma w kieszeniach.

- Chuuya~. Powiedziałbym, że miło znów cię widzieć, ale nie lubię kłamać ~. - brązowe oczy przeniosły się na Nakahare, a na ustach pojawił się sztuczny uśmiech. W odpowiedzi otrzymał krótkie, agresywne prychnięcie.

- Chuuya, cieszę się, że przybyłeś tak szybko, wybacz, że przerwałem twój wolny dzień, ale mamy sprawę niecierpiącą zwłoki. - powiedział z pozornie ciepłym uśmiechem Mori, który siedział za biurkiem na środku pokoju, opierając łokcie na blacie ze splecionymi razem dłońmi na wysokości twarzy.

- Jeśli to zabicie tego śmiecia to mogę to załatwić już teraz. - prychnął, mierząc w wyższego ostrzem noża, który wyciągnął zza pasa. Coraz bardziej nie rozumiał sytuacji.

- Ach, pełen energii jak zwykle, widzę. - szatyn zaśmiał się pod nosem, całkiem obracając się już do rozmówców i w ostatniej chwili łapiąc nóż, który poleciał prosto w jego głowę. Nie obyło się jednak bez niewielkiej szramy na policzku, z której pociekł niewielki strumień czerwonej cieczy, on jednak nawet lekko się nie skrzywił.

- Już, już chłopcy. - wtrącił z wyraźnym rozbawieniem Ougai - Wybacz, może następnym razem będziesz miał do tego sposobność Chuuya. - zwrócił się do podwładnego spokojnie - Tym razem jednak potrzeba byście odstawili spory na bok, Podwójna Czerń znów musi wkroczyć do akcji. - tym razem jego ton przybrał nieco poważniejszy wydźwięk, rudzielec prychnął coś niezrozumiałego pod nosem i spojrzał na Dazaia.

- Co tym razem? - mruknął, marszcząc brwi i skupiając błękitne spojrzenie na Osamu, który jedynie wzruszył luźno ramionami z beztroskim uśmiechem.

- Jak już pewnie słyszałeś, w Jokohamie ktoś zaczął porywać obdarzonych. - Nakahara spojrzał na szefa, unosząc lekko brew, oczywiście, że wiedział, w mediach praktycznie nie było innego tematu, a oni sami stracili ostatnio jedną z podwładnych obdarzonych na jakimś niższym szczeblu, ale on nawet nie znał jej imienia.

- Owszem, ale przecież tej sprawy podjęła się już Herszt Ozaki. - przypomniał zaskoczony, nie rozumiejąc, dlaczego nagle to on musiał się tym zająć i to jeszcze z tym niedoszłym samobójcą.

- Kouyou zniknęła. - Chuuya wzdrygnął się, a po plecach przeszedł mu nieprzyjemny dreszcz, zamarł i od razu spoważniał - Najpewniej została złapana, niestety nie wiemy, jakie zdolności posiadają nasi przeciwnicy, ani jak wielu ich jest. Dla waszej dwójki ta sprawa jednak nie powinna być problemem. - kontynuował, przenosząc wzrok na drugiego mężczyznę w pokoju, który od dłuższej chwili milczał, jedynie w skupieniu słuchając - Tu jest wszystko, co jak dotąd udało jej się ustalić, niestety chyba żadna z tych informacji nie jest szczególnie istotna. To jedynie spis zaginionych i ich krótkie opisy. - przesunął w stronę herszta białą teczkę, średniej grubości, mężczyzna od razu podszedł i zgarnął ją.

- Rozumiem szefie. - skinął głową i udał się do wyjścia - Chodź cholerna makrelo, przejrzymy to u mnie. - mruknął, nawet nie zaszczycając szatyna spojrzeniem.

- Jak za starych dobrych czasów, nie Chuuya~? - zagadnął Dazai, kiedy znaleźli się już poza gabinetem Moriego i podążali korytarzem w kierunku windy.

- Weź się zamknij gnido. Dlaczego w ogóle nam pomagasz, co? - mruknął, spoglądając na niego z ukosa, kiedy detektyw zrównał z nim kroku.

- Cóż, jedna z porwanych to narzeczona naszego klienta, no i Kyouka też zniknęła. - powiedział dość poważnie, mimo to przeciągnął się z lekkością - A przede wszystkim to idealna okazja do podręczenia cię~. - dodał z wrednym uśmieszkiem na ustach, następne unikają wymierzonego w jego osobę kopnięcia.

- Zabiję cię kiedyś, przysięgam. - warknął zirytowany, wchodząc do windy jako pierwszy i spoglądając na towarzysza wrogo.

- Dziękuję Chuu, w takim razie masz, może ci się przydać. - podał mu wcześniej złapany nóż z szerokim uśmiechem i wyzywającym spojrzeniem.

- Jak mnie nazwałeś?! - spojrzał na niego oburzony i wyrwał mu narzędzie z dłoni, chowając je za pas. Wyższy jedynie uśmiechnął się rozczulony i wcisnął parter. Winda zamknęła się, a wewnątrz zapadła momentalna cisza, zakłócana jedynie cichą melodią jakiegoś zapętlonego utworu.

      Jazda zajęła parę minut, bo gabinet szefa mieścił się na samym szczycie wieżowca, ale żaden z mężczyzn w tym czasie się nie odezwał. Obojgu to jednak nie przeszkadzało, bo każdy z nich pogrążony był w swoich myślach. Nakahara zastanawiał się, czy Ozaki żyje, martwił się o kobietę, była dla niego jak starsza siostra i miał nadzieję, że porywacze nic jej nie zrobili. Liczył, że dzięki intelektowi kompana uda im się rozwiązać tę sprawę na czas. Z kolei Dazai powoli układał już plan, który miał pomóc w zidentyfikowaniu przeciwnika, a następnie jego zlikwidowaniu. Musiał przejrzeć dane im papiery, by może odnaleźć jakąś regułę tych porwań, aczkolwiek miał już parę teorii.

      Brązowooki spokojnie podążył za Chuuyą, który skierował się na mafijny parking, ale kiedy niższy podszedł do sportowego motocykla, przełknął głośno ślinę i zatrzymał się, przyglądając się maszynie w kolorze magenta z wymalowaną na twarzy nieufnością.

- Nie ma szans, że na to z tobą wsiądę. - powiedział, odsuwając się o krok i marszcząc brwi.

- Czyżby obleciał cię strach~? - uśmiechnął się kpiąco rudzielec, unosząc głowę do góry.

- Nie zamierzam zginąć w wypadku, to raczej niezbyt przyjemna śmierć. - mruknął z niezadowoleniem w głosie wyższy, wciąż sceptycznie podchodząc do środka transportu, który stał przed nimi. Pamiętał, jak prowadził samochód i później leżał w szpitalu, uziemiony na ponad dwa tygodnie, tylko dlatego, że inne samochody nie chciały się przed nim rozsuwać, jak na filmie, który obejrzał dzień wcześniej.

- O to niech cię głowa nie boli, w przeciwieństwie do ciebie nie zamierzam wjeżdżać w każde drzewo po drodze. - prychnął, wciskając Dazaiowi kask i sam zakładając drugi, właściwie tylko po to, by wiatr nie zwiał mu kapelusza po drodze. Usiadł na maszynę i wycofał ją powoli z miejsca parkingowego.

- Przecież ty ledwo na tym ziemi dosięgasz. - skrzywił się, ale założył kask.

- Zamknij się, bo zaraz cię rozjadę, jak dalej będziesz marudził. - posłał Osamu ostrzegawcze spojrzenie i klepnął miejsce za sobą - Siadaj. Zajmiemy się tym u mnie, oszczędzi nam to czasu, jak nie będziemy się musieli co chwilę umawiać na spotkania. - oznajmił, odwracając się z powrotem do kierunku jazdy i kiedy poczuł, że szatyn usadowił się już za nim, westchnął cierpiętniczo - Nie kładź rąk z tyłu, po pierwsze popalcujesz mi go, a wtedy ci te ręce upierdolę, po drugie pewnie nie masz na tyle siły, by się utrzymać w ten sposób. - mruknął i sam przeniósł zabandażowane ręce na swoje boki.

- Och Chuu trzeba było mówić, że chcesz się poprzytulać~. - powiedział przesłodzonym tonem i z wrednym uśmiechem Osamu, ale odpowiedział mu już tylko ryk silnika. Maszyn ruszyła szybko, z piskiem opon opuścili mafijny parking, a Dazai zacisnął dłonie na materiale płaszcza byłego partnera.

      Nakahara zdecydowanie nie był odpowiedzialnym kierowcą, ale to na całe szczęście nie przekładało się na to, czy był dobrym kierowcą, a był wręcz wyśmienitym. Przekroczył dozwoloną prędkość co najmniej dwukrotnie, prawie doprowadzając detektywa do przedwczesnego zawału, który kurczowo się go trzymał i zastanawiał jakim cudem nie wpadli jeszcze w poślizg, bo czuł jak koła, zamiast się kręcić, to suną po oszronionym podłożu. Wymijali samochody po drodze slalomem, a sygnalizacja świetlna wydawała się nie istnieć dla pędzącego rudzielca, który ewidentnie czerpał satysfakcje z tego, do czego doprowadził rywala i oczywiście samej jazdy. Zimne powietrze uderzało w nich niemiłosiernie, sprawiając, że wyższy wsunął dłonie w kieszenie płaszcza niższego, wciąż trzymając się mocno.

      Kiedy w końcu się zatrzymali, przed niewielkim domem nad wybrzeżem, Dazai zszedł czym prędzej z maszyny i gdyby nie gruba warstwa śnieżnego puchu pewnie całowały teraz ziemię.

- Nigdy więcej z tobą nie wsiadam na to diabelstwo, jesteś jakiś chory. - powiedział oburzony, ściągając kask i rzucając go niedbale w stronę rudzielca, który złapał go bez większego problemu i zaśmiał się pod nosem zadowolony z efektu swoich popisów. Wyjął z kieszeni niewielki pilot i otworzył nim garaż.

- Wejdziemy tędy, żeby nie nanieść błota do przedpokoju. - wprowadził maszynę do środka, dalej zadowolony z siebie. Były herszt pokręcił głową z westchnieniem i podążył śladami szalonego kierowcy.

Zdjęli ośnieżone buty jeszcze w garażu i przeszli znajdującymi się wewnątrz drzwiami do mieszkania. Dazai rozejrzał się w ciszy, odwieszając płaszcz na wieszak, kiedy jeszcze pracował w mafii, rudzielec zajmował jedno z mieszkań dla pracowników w wieżowcu.

- Nie wiedziałem, że możesz mieć w czymkolwiek dobry gust. - powiedział z przerysowanym zaskoczeniem na twarzy, kiedy z oglądania wnętrza, przeniósł oczy na niskiego rudzielca. W odpowiedzi usłyszał zirytowane prychnięcie.

- Czekaj, ty tak poważnie? - niebieskie oczy przeniosły się w zdziwieniu na Dazaia, kiedy po chwili milczenia nie rozbrzmiało żadne zaprzeczenie z jego strony.

- No co? Poważnie mówię, przytulnie tu. - Osamu wzruszył ramionami, podążając w głąb mieszkania, a na twarzy Nakahary wymalowało się osłupienie.

- Na co umierasz cholero? - zapytał słabo, jakby zobaczył ducha i ruszył za nim do niewielkiego salonu.

- Oj Chuu, uważasz, że tylko na łożu śmierci byłbym miły? - posłał niższemu rozbawione spojrzenie, siadając na oparciu kawowej kanapy.

- Oczywiście, że nie. Wątpię, byś nawet wtedy potrafił cokolwiek docenić. - prychnął, wchodząc do aneksu kuchennego i włączając czajnik - Jesteś głodny? - zagadnął, już spokojniejszym tonem.

- Niezbyt. - odparł z lekkim uśmiechem, przechylając się w tył i lądując plecami na siedzeniu. Z tej odwróconej pozycji, zaczął obserwować w ciszy byłego partnera i jego najmniejsze ruchy.

- Możesz mnie tak nie świdrować tym swoim cholernym wzrokiem. - warknął i w stronę Osamu poleciał losowy przedmiot, którym okazała się łyżka. Oberwał nią w głowę i syknął z niezadowoleniem, przeklinając się w myślach, że pozwolił jej się dosięgnąć, zamiast ją łapać.

- Po prostu zadziwia mnie, że pamiętasz. - mruknął, podnosząc się do siadu, kiedy spływająca w poprzedniej pozycji krew do głowy dała o sobie znać. Łyżeczkę postawił na szklanym stoliku, na który prawie się wywrócił.

- Co masz na..? - zmarszczył brwi, lustrując wzrokiem szatyna, jednak jego sugestywny wzrok i lekkie skinienie, dało mu do zrozumienia, że chodzi o herbatę - A weź się zamknij. - prychnął, zalewając dwa wysokie kubki wrzątkiem, do jednego wrzucając dwa plastry pomarańczy, a do drugiego jeden i pół plastra cytryny. Dotknął obu pokrótce, a kiedy otoczyła je czerwona poświata, uniosły się leniwie i poleciały do salonu. Imbirowa, czarna herbata z pomarańczą i cytryną wylądowała przed Osamu, a malinowa z pomarańczą na drugim krańcu stolika.

- To urocze, że pamiętasz takie rzeczy~. - powiedział z łagodnym uśmiechem i położył dłonie na kubku, lekko je ogrzewając. Jego ton zdawał się aż ociekać ironią, ale w środku zrobiło mu się dziwnie ciepło, ostatecznie nie sądził, że rudzielec będzie pamiętał takie drobiazgi, więc był bardziej niż zaskoczony tym faktem.

- Jeszcze słowo, a ją na ciebie wyleję, cholero. Ciesz się, że w ogóle coś ci zrobiłem. - prychnął, siadając obok niego na kanapie i kładąc przed nimi teczkę - Masz ty w ogóle jakieś dane w tej sprawie, czy będziesz pasożytował, na naszych odkryciach? - spojrzał na niego z ukosa.

- Mamy zeznania narzeczonego, parę od świadków dwóch innych porwań, na które wpadliśmy na początku śledztwa. - oparł się wygodnie, siadając w miarę normalnie i z wymalowanym zamyśleniem na twarzy - Ale zostawiłem je u siebie. - dodał z przepraszającym uśmiechem i podrapał się w geście zakłopotania po karku.

- Ugh, dopiero zaczynamy, a ty już stwarzasz problemu. - wywrócił oczyma i zdjął kapelusz, odkładając go na stolik. Przejechał palcami między rudymi pasmami, lekko falowanych kosmyków - No cóż, przejedziemy się po nie jutro. - wyciągnął papiery z teczki i podzielił je na pół, jedną część podał Osamu, który przyjął ją spokojnie i odwrócił się bardziej tyłem do Nakahary, następnie opierając lekko o niego i zanurzając się w niezbyt treściwej lekturze.

      Chuuya bez słowa zrobił tak samo, siedzieli więc oparci o siebie plecami, każdy skupiony na swojej części raportów, zeznań i innych mniej lub bardziej istotnych notatkach z boku, zapisanych starannym, lekko pochyłym pismem, jakim pisała Ozaki. Ciszę przerywał jedynie szelest kartek i co jakiś czas łyk ciepłej herbaty. Po około godzinie wymienili się dokumentami i zaczęli zapoznawać się z kolejnymi danym.

      Nakahara, kiedy już skończył, zamyślił się, przypomniał sobie, jak razem rozwiązywali sprawy dla mafii w podobny sposób, kiedy jeszcze Osamu do niej należał. Czasem, na początku, kiedy któryś z nich skończył wcześniej, zaczynał przeszkadzać drugiemu. Zerknął kątem oka na Dazaia, który zwykle kończył przed nim, jednak ten wciąż wydawał się pochłonięty dokumentami. Marszczył lekko brwi w skupieniu, co jakiś czas przygryzając dolną wargę. Rudy mężczyzna zagapił się na trochę, nawet nie zauważając, kiedy uważne spojrzenie oczu w kolorze espresso przeniosło się na niego.

- Mam coś na twarzy? - padło po chwili pytanie, wyrywając niższego z zamyślenia.

- Nie. - mruknął, a widząc malujące się na twarzy szatyna pytanie, dodał - Po prostu zastanawiałem się, jak można być tak paskudnym. - burknął, odwracając się do niego tyłem.

- Nie wierzę, jak można tak bardzo nie mieć gustu niziołku. - wywrócił oczyma w rozbawieniu.

- Kogo nazywasz niziołkiem, makrelo?! - rudzielec od razu się ożywił i znów spojrzał na towarzysza. Chwycił go za kołnierz koszuli, przymierzając się do ciosu.

- To nie moja wina, że nie rośniesz. Mówiłem ci, żebyś pił mleko, trzeba było mnie słuchać~. - pokazał mu język i zachichotał, kiedy herszt zaczął nim szarpać za kołnierz, wymyślając coraz to dziwniejsze wyzwiska - No już, już, nie złość się tak, jeszcze ci żyłka pęknie. - poczochrał go po włosach, za co jego nadgarstek znalazł się w brutalnym uścisku, a niebieskie oczy patrzyły na niego morderczo.

- Aż tak nie chcesz dożyć jutra. - wysyczał Nakahara, posyłając najgroźniejsze spojrzenie byłemu hersztowi.

- Och, wiesz, że o niczym innym nie marzę~. - powiedział z cwaniackim uśmiechem - Choć wolałbym zginąć u boku pięknej niewiasty, a nie karłowatego bezguścia. - wyszczerzył się wrednie, Chuuya już zamierzał mu odpowiedzieć i prawdopodobnie ostro pobić za takie testowanie jego wytrzymałości, ale Osamu dodał jeszcze - A jak już przy kobietach jesteśmy. Też to zauważyłeś, nie? - jego ton spoważniał, a z jego oczu zniknęły wesołe iskierki. Niebieskooki puścił go i poprawił się z westchnieniem, rozumiejąc, że na chwilę koniec przekomarzanek i o dziwo nie protestując.

- Ta, zdecydowanie porywacz w nich gustuje. Co trochę utrudnia nam sprawę, bo będziemy musieli jakąś włączyć do planu. - mruknął, odkładając wszystkie papiery bezpiecznie do teczki i przenosząc spojrzenie na dawnego partnera.

- Ależ skąd~. - uśmiechnął się przebiegle - Ty możesz udawać kobietę~. - oznajmił, a Chuuya prychnął zirytowany.

- Słuchaj, może jak byłem młodszy, to by przeszło, ale teraz nie ma szans, że ktoś się na to nabierze. - skrzywił się nieznacznie - Nie zamierzam narażać powodzenia misji, bo ty chcesz się ze mnie pośmiać, jakby facet w sukience był powodem do śmiechu. - skwitował, zakładając ręce na piersi.

- Ależ mówię całkiem poważnie. Włosy ci urosły, rysy twarzy też dalej masz w miarę łagodne, poza tym w razie czego jesteś w stanie obronić się nawet bez zdolności, a nie wiemy, kim jest nasz przeciwnik. - przeczesał ciemnobrązowe włosy i poprawił bandaż na nadgarstku - Nie zamierzam cię wyśmiewać, słowo. Ładnie ci w nich po prostu, ale jeśli tak to widzisz, to w ramach rewanżu, mogę też w jakiejś połazić cały dzień. - powiedział lekko, wzruszając ramionami i spoglądając w stronę okna, przez co nie zauważył lekkiego rumieńca i wyraźnego zaskoczenia na twarzy niższego, który, kiedy pierwszy szok minął, prychnął z niezadowoleniem.

- A ta wasza lekarka? Nie nada się? - mruknął, postanawiając nie komentować tego, że szatyn go skomplementował w pewien sposób, uznając, że pewnie miał to być kolejny dziwny przytyk ze strony byłego partnera.

- Przyda nam się, ale później, dlatego nie możemy ryzykować, że wpadnie w ręce porywacza. Jej zdolność jest użyteczna po bitwie, w trakcie już trochę niezbyt, chociaż przyznaje, że tym tasakiem wymachuje, jakby ważył tyle, co nic. - upił łyk herbaty i uśmiechnął się, czując lekko ostry imbirowy posmak, zmieszany ze słodyczą pomarańczy i goryczą nieposłodzonego wywaru.

- Tch. Więc planujesz już zakończenie, co? Cholernie przebiegła z ciebie szuja. - wredny uśmieszek wpełzł na jego usta - Ale po wszystkim chcę mieć zdjęcia ciebie w sukience. - zaznaczył i również napił się herbaty. Była lekko słodkawa, choć brakowało mu w niej jeszcze cynamonu, ten niestety skończył mu się wczoraj, a dziś nie był w sklepie.

- Jasne, jasne. - machnął lekko dłonią, nie widząc przeszkód w tym warunku.

- Przyniosę ci tu jakąś pościel i coś do spania, leć się myć, makrelo. - wstał, przeciągając się i puste już kubki odniósł do kuchni, następnie kierując się do sypialni.

      Nakahara wrócił do salonu po chwili z kołdrą, poduszką i za dużymi na niego dresami, które miał nadzieję, że będą pasować na te szczudła, które robiły zdrajcy za nogi. Byłego herszta nie było już w pomieszczeniu, a z łazienki dobiegał szum wody i cicha melodia, nucona najpewniej przez szatyna. Westchnął cicho i odsunął stolik, następnie rozłożył kanapę i zaścielił ją. Podszedł do drzwi łazienki i zapukał.

- Znalazłem ci jakieś gacie. - powiedział, po czym wszedł do łazienki, patrząc w ziemię i ściany, byle nie w kierunku prysznica. Zauważył leżące na koszu do prania bandaże, były lekko już pożółkłe w niektórych miejscach, a gdzieniegdzie widniały ślady zaschniętej krwi. Przez chwilę kusiło go, by zerknąć na brązowookiego, dowiedzieć się co od tylu lat chowa pod tą warstwą białego materiału, ale odgonił te myśli, lekko kręcąc głową. Zdawał sobie sprawę, że był to dość delikatny temat, a skoro wyższy mężczyzna nie chciał mu sam powiedzieć, dlaczego je nosi, nie zamierzał uciekać się do podstępu i tym samym tracić zaufania, jakim mimo wszystko był darzony. Osamu doskonale to wiedział, dlatego drzwi nie były zamknięte na klucz, dlatego dalej bez najmniejszego skrępowania się mył, nie zwracając uwagi na rudzielca, spokojny o swój sekret, którego nie potrafił jeszcze wyznać - Masz tu też czysty ręcznik, beżowy. - dodał i skierował się do wyjścia.

- Chuuya. - zagadnął nagle szatyn, przez co Nakahara zamarł z dłonią na klamce, bo zwykle drugimi chłopak nie odzywał się w takich sytuacjach - Miałbyś może jakieś bandaże na zbyciu? - zapytał z wyraźnym zakłopotaniem.

- Och, tak, tak, już sprawdzę. - otrząsnął się i podszedł do grafitowej wysokiej szafki. Zajrzał do środka i wyjął trzy rolki bandaża - Są jakieś, zostawię ci je przy spodniach. - oznajmił, nie zamierzając przyznać, że miał ich mały zapas, właśnie na wypadek odwiedzin byłego partnera - Kanapę masz już pościeloną, ja idę się już położyć. - oznajmił na odchodne.

- Dziękuję, śpij dobrze Chuu~. - powiedział wesoło brązowooki, w odpowiedzi dostając prychnięcie i parę kolejnych, zmyślnych wyzwisk pod jego adresem. Odetchnął cicho i przemył twarz, na której wymalowało się zmęczenie. Wytarł się, założył sprawnie bandaże, ostatecznie miał już w tym nie lada wprawę i naciągnął na siebie spodnie. Szare dresy sięgały mu nieco nad kostkę, uśmiechnął się lekko i wyszedł z łazienki. Usiadł na kanapie, zapalił niewielką lampkę, następnie wracając do przeglądania papierów.

~~~

FH:

Pierwszy rozdział za nami, ponad 3k słów.
W fandomie siedze niedawno ale ta dwójka od razu podbiła moje serce. Miałam zacząć to pisać kiedy skończę pozostałe projekty, ale w marcu ma wyjść znów coś o ich przeszłości, prawdopodobnie dowiemy się jak Chuuya odkrył drugie źródło, a mi ostatnio wpadł na te historie pomysł i po prostu czuję potrzeba opublikowania tego przed oficjalna wersją. Pewnie będzie to jakoś w 3/4 rozdziale, więc później będę mogła nieco zwolnić i wrócić do pisanie także tamtego BillDipa.

Do następnego

=)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro