Dress

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      Osamu po wejściu i rozejrzeniu się po wnętrzu lokalu doznał kolejnego szoku. Zmarszczył brwi, w pierwszej chwili nie łącząc faktów, a jedynie analizując otoczenie. Większość obecnych gości stanowili mężczyźni, piękni mężczyźni, dobrze zbudowani i tacy o delikatnych rysach, niektórzy w makijażu, niektórzy też w kobiecych ubraniach. Gdzieś w kącie jeden napakowany koleś w obcisłym, brokatowym stroju tańczył na rurze. Kelnerzy chodzili w strojach pokojówek z uszkami kota, co ciekawie łączyło się z ich umięśnioną budową.

      Musiał przyznać Nakaharze, że go zaskoczył, a było to coś niecodziennego i niezwykle rzadkiego. Spojrzał na rudzielca, który spokojnie, nie komentując nic, ruszył prosto do baru. Stał tam wysoki, umięśniony, czarnoskóry mężczyzna z zadziornym uśmiechem i wesołymi iskra w oczach. Kiedy zauważył Chuuye, sięgnął pod biurko, jak już rudzielec usiadł na wysokim, barowym krześle, mężczyzna postawił przed nim dwie butelki Pétrusa.

      Dazai usiadł obok niego, z cichym westchnieniem spojrzawszy na alkohol. Przeniósł wzrok na byłego partnera. Chwilę milczeli, bo barman, przeprosiwszy ich, poszedł najpierw zająć się innymi gośćmi, a żaden z nich właściwie nie wiedział jak zacząć.

-Chuuya, miło cię znów widzieć. Trochę cię tu nie było.~ - ciszę przerwał dopiero pracujący tu mężczyzna, który z uśmiechem na ustach poczochrałem Nakaharę po głowie - Ten przystojniak, to z tobą ~? - poruszył sugestywnie brwiami, "dyskretnie" spoglądając na szatyna.

- Tak. - odpowiedział szybko, bez zastanowienia, czego od razu pożałował, widząc, jak barman zaczyna się głupio uśmiechać, a kątem oka dostrzegając, malujący się grymas rozbawienia na twarzy towarzysza - Znaczy nie, Uh, nie w tym sensie. Po prostu współpracuje z nim aktualnie. - wyjaśnił, czując, że pali się ze wstydu, zwłaszcza w okolicach kości policzkowych - Dazai o mój przyjaciel, Tod. - powiedział zażenowany - Tod, to mój... - na chwilę głos utknął mu w gardle -... dawny partner z jednostki, Osamu. -

-Miło mi, głupie pytanie, ale czy to gejowski bar? - zapytał bez wahania, spokojnie wyciągając rękę do masywnego mężczyzny. Uścisnęli sobie dłonie na przywitanie.

- Owszem, Chuuya ci nie powiedział? - spojrzał pytająco na niebieskookiego, ten jednak rozłożył ręce, ukazując, że owszem nie pomyślał o uprzedzeniu szatyna. Jakoś nie wydawało mu się jednak, by ten był zbyt tym faktem zniesmaczony.

- Nie, wziął mnie tu tak trochę z zaskoczenia. Na motorze porwał od znajomej i zarządził, że przed powrotem do jego domu, przyjedziemy tu~-oznajmił brązowooki, wzruszając ramionami. Masywny mężczyzna zaśmiał się krótko, rzucając jakiś żart o porwaniu księżniczki, po czym widząc kolejnych gości, znów był zmuszony ich pozostawić.

-Nie zamierzasz o to zapytać? - padło w końcu po chwili ciszy. Nakahara wpatrywał się w przeróżne alkohole w gablotce za barem, miał spokojne, ale zmęczone spojrzenie. Nie było jednak po nim widać stresu, jaki zżerał go od środka.

-O to, czy jesteś gejem? - Osamu uniósł brew, spoglądając ze spokojem na niższego, a na krótkie skinięcie głową zamyślił się w przerysowany sposób, chwilę trzymając mafiose w niepełności, po czym wzruszył ramionami - A co to za różnica? - spojrzał na towarzysza z czystym niezrozumieniem.

-Nie Obawiasz się? Nie brzydzi cię to? - Nakahara odważył się spojrzeć na niego, ale starał się zachować pokerową twarz. Tymczasem blada twarz żywej mumii miała bardzo łagodny wyraz i ani odrobiny kpiny w spojrzeniu, czego spodziewał się rudzielec. Spokój wylewający się z kawowych oczu, skutecznie zamknął usta Chuuyi.

-Chuuya, odkładając nieco żarty na bok, bo nie myśl, że ci potem odpuszczę. - uśmiechnął się z rozbawieniem, ale jedynie na moment - Jakiej odpowiedzi się po mnie spodziewałeś? Dla mnie to żadna różnica. - łagodny ton Osamu sprowadził niższego mężczyznę na ziemię. - Ostatecznie wciąż tylko z tobą potrafię przespać normalnie noc - dodał w myślach maniak samobójstwa.

- Durna makrela. - prychnął niebieskooki, ale uśmiechnął się lekko pod nosem, czując, jak wielki kamień spadł mu z serca. Nie wiedział dlaczego, ale to niestandardowe wyjście z szafy było inne niż wszystkie. Mimo ilości ludzi dookoła czuł jakby byli tylko on i Osamu, a wszystko odczuwalne było dla niego podwójnie. Stres, niepewność, wahanie, a później ulga, spokój, poczucie zrozumienia. Nie pojmował jednak, jakim cudem ten niepoważny detektyw potrafił wywołać w nim tyle sprzecznych emocji.

- Skoro jeszcze tu siedzicie, to przyszedłeś po coś więcej niż wino. - zagadną ł barman, nieświadomie przerywając byłemu hersztowi, który już otwierał usta, by się odgryźć.

- Tak, mam dla ciebie pikantną ploteczkę~. -nachylił się nad barem mafiosa z szerokim uśmiechem. Pracujący tu mężczyzna ewidentnie się ożywił - Ale możesz rozpowiedzieć to dopiero jutro. To część planu tej durnej mumii co ze mną przyszła. - zerknął zaczepnie na szatyna.

- Brzmi ciekawie. - mężczyzna nastawił ucho, a rudzielec szeptem przekazał mu plan, oczywiście nie cały, ale tyle, by ten spojrzał na niego z niemałym podekscytowaniem - Masz to, jak w banku Chuuya, skarbie~. - oznajmił z zadowolonym uśmiechem - Wyślij mi plakat, jak już go sklecicie~. - uśmiechnął się z rozczuleniem.

- Jasne, jasne. - machnął dłonią Nakahara z rozbawieniem i zgarnął butelki wina z barowej lady, pozostawiając w zamian odpowiednią ilość banknotów plus napiwek. Zszedł z krzesła, otoczony na chwilę czerwoną poświatą, by nie spaść czasem, przeklinając w duchu swój wzrost i to, że krzesła najwyraźniej były tu robione na takie wieżowce jak jego zabandażowany towarzysz.

- Tooo teraz już do mieszkania? Wysłałem w międzyczasie adres Rin, więc twój strój może pojawić się w każdej chwili. - zakomunikował spokojnie i przyjął podany mu kask.

- Owszem, cholero. To będzie już na dziś ostatni przystanek, chyba że masz jeszcze jakiś plan?- mruknął od niechcenia, siadając na maszynie i wycofując nią z miejsca parkingowego.

- Nie, przymiarki, krótka lekcja tańca i sen. - odparł z widocznym zmęczeniem.

- I rozmowa. - przypomniał mu nagle Nakahara. Nie zamierzał odpuszczać, Osamu sam zaproponował ten termin, a on wiedział, że jeśli tego nie dopilnuje, ten wykpi się i będzie twierdził, że termin minął, a tego by sobie nie wybaczył.

- I rozmowa. - mina szatyna zrzedła, ale zdawał sobie sprawę z tego, że tym razem nie będzie mu odpuszczone. Siadł za kierowcą, obejmując go, ale zamiast ruszyć, rudzielec poruszył dziwnie głową, po czym zerknął na brązowookiego.

- Kurwa, czemu nic nie mówisz. - warknął i trzepnął go przez kask w głowę, zdziwił tym wyższego mężczyznę, jednak nie pozostawiając go w wątpliwości na długo, dodał - Twoje łapska są sine jak cholera. Jest zima debilu, gdzie ty masz rękawiczki? - prychnął, zirytowany beztroskim zachowaniem byłego partnera.

- Nie brałem, ale nie przejmuj się, już w nich nic nie czuję od godziny. - odpowiedział z głupkowatym uśmieszkiem na ustach, co tylko spotęgowało irytacje kłębiącą się w błękitnych oczach. Zawarczał coś pod nosem i wziął jego ręce. Wsunął je w kieszenie swojego płaszcza.

      Chuuya się zmienił... - pojawiła się myśl w głowie Osamu, kiedy po raz kolejny ocierali się o śmierć, pędząc zlodowaciałą drogą, ale tym razem był zbyt zajęty analizowaniem zachowania rudzielca tego dnia, by się tym przejąć. Zdecydowanie było inne niż to, kiedy spotkali się po latach, nawet niż to gdy pracowali razem. Wydawał się... Dazai nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa, a może po prostu mu się wydawało. Ufał mu tak jak kiedyś... No właśnie, cholernie go to irytowało, nie powinien mu ufać. Nie oznaczało to jednak, że tego nie chciał, w głębi cieszyło go, że na tej płaszczyźnie nic się nie zmieniło, ale za cholerę tego nie rozumiał, a to dręczyło go już od zeszłego wieczora...

      Na miejscu, znów weszli garażem i po zrzuceniu butów i płaszczy oboje padli zmęczeni na kanapę, która wciąż była rozłożona, dzięki czemu oboje się na niej zmieścili. Leżeliby tak pewnie jeszcze długo, ale ich puste żołądki dały o sobie znać głośnym burknięciem. Dazai westchnął cicho i podniósł się do siadu.

- Zamówię pizzę. - oznajmił, wyciągając telefon. Wybrał numer i załatwił to szybko, chodząc sobie po przedpokoju. Nakahara podążał za nim wzrokiem, zamyślony. Zmarszczył brwi, kiedy szatyn podszedł do drzwi i otworzył zamek, który z tej strony nie potrzebował klucza. Następnie policzył teatralnie do trzech, posyłając rudzielcowi zadziorny uśmieszek. Otworzył drzwi, w których stał skołowany dostawca, przymierzający się do pukania - Dziękuję. - powiedział melodyjnie, odbierając sporą paczkę. Złożył szybko niedbały podpis i zamknął drzwi przed nosem obcemu, nawet się nie żegnając.

- Co to? - zmrużył oczy Chuuya, wstając niechętnie z miękkiego mebla i się przeciągając.

- Twoja, piękna sukienka Chuu~. - odpowiedział Dazai z iskierkami w oczach i podszedł do towarzysza z przesyłką, kładąc ją na stoliku - Mogę jakiś nóż? - wyciągnął dłoń do niższego z podekscytowaniem w oczach.

- Nie ma opcji, nawet plastikowego bym ci nie dał. - prychnął i sięgnął do pasa, gdzie powinien znajdować się przedmiot, jednak orientując się, że tak nie jest, posłał mordercze spojrzenie szatynowi, który wyszczerzył się diabelnie - Ty... - wysyczał poirytowany, widząc, jak jego były partner kręci JEGO nożem między palcami.

- Ach, niczego się nie uczysz Chibi. - oznajmił, z przerysowanym zażenowaniem kręcąc głową i wbijając ostrze w karton, spokojnie go otwierając.

- Przestań tak mnie nazywać, bo następnym razem ten nóż skończy w twoim gardle. - zacisnął pięści w zdenerwowaniu.

- Dobra, dobra, nie podlizuj się już tak, tylko wskakuj w tę kieckę. - Dazai ani trochę nie przejął się groźbą mafiosa, co jeszcze bardziej owego mężczyznę zirytowało.

- Jesteś niemożliwy, cholerna makrelo. - mruknął, ale przyjął sukienkę i poszedł się przebrać do łazienki.

      Czerwona suknia na ramiączkach sięgała mu nieco nad kolana, od pasa w dół miała cztery warstwy falującego materiału o różnej długości, które kiedy tylko wykonał piruet, sprawdzając ją w łazienkowym lustrze, uniosła się nieco. Góra z kolei miała bardziej przylegającą podszewkę i luźniejszą warstwę wierzchnią. Z tyłu było spore wycięcie, odsłaniające plecy aż do pasa, wokół którego był cienki, czerwony pasek, zaznaczający talię.

      Obejrzał się w lustrze jeszcze raz, nim wyszedł i skrzyżował dłonie na piersi, zerkając w stronę, przyglądającego mu się z kanapy byłego herszta. Przygryzł lekko dolną wargę, kiedy cisza przedłużyła się niekomfortowo.

- Ziemia do makreli. Co ci się zaś nie podoba? - prychnął zirytowany i nieco przytłoczony niemym, intensywnym spojrzeniem.

- Wybacz. - odchrząknął cicho - Jakoś tak, zaniemówiłem z wrażenia~. - wstał i wyciągnął dłoń w stronę rudego mężczyzny, który nieco zbity z tropu przyjął ją. Został delikatnie pociągnięty na kanapę i usadzony na niej.

      Uniósł brew i spojrzał na klękającego przed nim mężczyznę. Ukrył lekki rumieniec pod grymasem niezadowolenia. Przeszedł go lekki dreszcz, kiedy smukłe dłonie Osamu chwyciły jego nogę delikatnie i uniosły - Dazai, co ty odpierdalasz? - warknął, w końcu nie wytrzymując niezrozumiałej sytuacji.

- Kolekcjonuje księżniczki Disneya. - oznajmił spokojnie Dazai, tonem jakby była to najoczywistsza oczywistość i ostrożnie włożył mu jedną ze szpilek, następnie uniósł wzrok na byłego partnera z rozbawieniem.

- Co. - Nakahara zastanawiał się, czy może nie walnął ostatnio za mocno tej cholernej mumii, bo nie rozumiał już totalnie, o co mu chodziło.

- No patrz. Była już królewna Śnieżka, wczoraj wspomniałeś o śpiącej królewnie, a dziś proszę, mamy Kopciuszka~. - oznajmił z ewidentnym zadowoleniem z samego siebie, które przez mężczyznę w sukience zostało skomentowane krótkim parsknięciem.

- Ile ty masz lat cholero? - zapytał już spokojniejszy, nieco rozbawiony, gotów na dalsze przekomarzanki. Szatyn założył mu jeszcze drugiego buta i się podniósł.

- Dobra, pokaż, co potrafisz w tych szpilach~. - wesoły grymas błądził po jego twarzy, ale oczy wydawały się coś skrywać. Rudzielec jednak nie zamierzał teraz o tym rozmyślać. Wstał trochę zbyt gwałtownie i poleciał prosto na wyższego mężczyznę, który okazał się wystarczająco stabilny, by obaj nie spadli na ziemię - Uważaj. - postawił go do pionu, ale jego ton był zadziwiająco spokojny. Chwycił jego dłoń - Wiesz, że masz w tym tańczyć, nie? - zaśmiał się cicho pod nosem.

- A weź się utkaj. - prychnął i zabrał swoją rękę z jego uścisku - Lepiej mi powiedz, do jakiej to muzyki. - mruknął, poprawiając się i dotknął mebli, otaczając je czerwoną poświatą, zrobił miejsce.

- Nie wiem jeszcze, ale poprzeglądamy jakieś filmiki z występów i podkradniemy jakiś układ, to i tak tylko na jeden występ, więc nie widzę sensu tworzenia własnej choreografii. - oparł się o ścianę bokiem i wyciągnął telefon. Rudy podszedł do niego i spojrzał mu przez ramię. Chwilę tak postali, oglądając pierwsze lepsze zawody z tańca - Liczę, że jesteś tak rozciągnięty, jak za dzieciaka. - wtrącił Osamu, obserwując wszystkie szpagaty, skoki i wykroki na niewielkim ekranie.

- Jasne, że tak. - prychnął i bez problemu podniósł jedną nogę pionowo do góry na dowód. Użył zdolności dla większej równowagi, której potrzebował, przez długi czas nie chodzenia w szpilkach.

- Golisz nogi. - zauważył z zaskoczeniem szatyn, nawet nie ukrywając, że się gapi, za co oberwał po głowie nogą, którą niższy trzymał wcześniej w powietrzu.

- Nie pozwalaj sobie cholero. - prychnął wściekły i lekko zarumieniony - I tak, golę, masz z tym problem? - warknął, spoglądając na brązowookiego, który masował głowę z niezadowoleniem.

- Nie, to wręcz idealnie w tej sytuacji. - na te słowa rudzielec znów prychnął.

      Następne cztery godziny upłynęły im na ćwiczeniach i szukaniu piosenki, z niewielką przerwą na pizzę. Ostatecznie padło na jakąś na początku wolną, a później szybszą, bardziej rockową melodię. Z początku tańczyli we dwoje, Dazai spokojnie wyjaśniał mu pozy, pomagał je utrzymać i dopracować, układając go, jakby lepił rzeźbę z gliny. Jednak prócz dość rzeczowych komentarzy szatyna nie rozmawiali, obaj skupieni na zadaniu.

      Dazai uwielbiał to, jak jego były partner wpadał czasem w takie zamyślenie. Uważał, że zamyślone, nieco nieobecne spojrzenie pasowało do jego lodowych tęczówek równie dobrze co energiczne iskierki, kiedy się wściekał.

- Trochę wyżej. A teraz te kroki w powietrzu. Cudownie ~. Nie zapominaj o dłoniach. Teraz szybciej. - mówił, opierając się o oparcie kanapy, która została na czas ćwiczeń przesunięta pod ścianę - Pamiętaj o obrotach. I skok jak balerina. - komentował z wyprzedzeniem, by Nakahara nie pomylił kolejności, którą ułożyli chwilę temu - Okej, na dzisiaj już wystarczy. - dodał niedługo po kolejnym razie przećwiczenia układu.

      Nakahara dyszał ciężko, lekko spocony, z włosami przyklejonymi do czoła. Zdecydowanie dawno nie musiał się tak naskakać, uśmiechnął się lekko z zadowoleniem i spojrzał na wyższego mężczyznę, który wlepiał w niego nieodgadnione spojrzenie. Przypomniał sobie, jak na początku razem trenowali, co spowodowało, że jego uśmiech zmalał.

- Idę wziąć prysznic. - mruknął, kierując się do łazienki. Dazai wyczuł tę nagłą zmianę w aurze rudego, ale jedyne co zrobił, to obejrzał się za nim, kiedy ten znikał za drzwiami łazienki.

      Chuuya miał mieszane uczucia co do byłego herszta. Cieszył się, że znów razem współpracują, że szatyn wciąż wbrew wszystkiemu jest taki, jakim go zapamiętał, ale rosło w nim też rozgoryczenie. Nie wybaczył mu tamtego zniknięcia. Nie potrafił, nie rozumiał, dlaczego go zostawił. Drugi raz w życiu wtedy płakał, ale tamtym razem już nie miał obok szatyna, który schowałby go przed świtem, a nawet najlepsze wino nie mogło mu zastąpić tych zabandażowanych ramion.

      Przeczesał mokre kosmyki i pozwolił wodzie spływać po jego twarzy. Ciężkie westchnienie opuściło jego usta, starał się uspokoić, przygotować na rozmowę, która miała zaraz się odbyć. Zmarszczył brwi i prychnął, zirytowany tym jak jego serce przyspieszył, a stres wezbrał na sile. Sam zaproponował tę rozmowę, miał wątpliwości, ale nie zamierzał rezygnować, skoro Dazai zamierzał się w końcu na niego otworzyć, jak mógł zmarnować taką szansę.

       Wziął głęboki oddech, wychodząc i wycierając się ręcznikiem. Starał się uspokoić myśli, wiedząc, że tym razem to on powinien być tym silnym psychicznie, tym spokojnym, oparciem. Tak samo, jak Osamu, kiedy tego pamiętnego razu uratował go i pomógł, na zawsze zaskarbiając sobie zaufanie rudzielca.

~~~

FH:

Zmieniłam zdanie, rozbijam to na 3 rozdziały, bo chcę mnij więcej zachować równowagę w długości, ale spokojnie, pozostałe dwa są już na pisane i będzie dziś maraton.

Kolejny pojaw się za około godzinę, a za jeszcze kolejną ostatni na dziś.

Dedykacja dla @Masz_sexi_tarczycę za masę cudnych komentarzy! ❤❤❤

Ale zanim przejdziemy na poważniejsze tematy, śmieszna sprawa 0.0

Zrobiłam w simsach Chuu i Dazaia i Osamu poszedł robić tosty z serem. Spalił kuchnię...

Do następnego

=) 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro