Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Duża posiadłość umieszczona pośrodku lasu zapewne w latach świetności i popularności tego typu dworkowych zabudowań wzbudzała wśród ludzi ogólny podziw. Dzisiaj takie budowle powodowały jedynie nieprzyjemne odczucie w żołądku, a dziecięce legendy o rzekomych duchach nawiedzających stare budynki jeżyły tym bardziej włos na głowie.

Dworek szlachecki, który swoim pięknym bielonym murem odznaczał się na tle ciemnego lasu, w przeciwieństwie do wielu jego pobratymców z czasów, gdy był budowany, był należycie zadbany, co mogło go trochę ratować od niezbyt dobrej reputacji. Solidnie wybudowany sprawiał wrażenie zaskakująco dostojnego.

W jednym z okien widać było aktywność, sugerującą na to, że ktoś zamieszkiwał ogromną posiadłość. Choć światła były zgaszone, najpewniej z obawy przed komarami i innymi uprzykrzającymi owadami, to jedno miejsce nie mogło umknąć oku wprawionego obserwatora.

Kłęby siwego dymu unosiły się w powietrzu, ulatując z okna i znikając gdzieś daleko w lesie. Sama zasłona dymna skrywała za swoją giętką sylwetką ciemną postać.

Mężczyzna patrzył w skupieniu w dal, racząc się niespiesznie swoim papierosem.

Był typem intensywnego myśliciela, choć nie można było go posądzić o bujanie w obłokach czy brak uwagi. Myślał cały czas, zwracając przy tym uwagę na otoczenie. Tylko w nielicznych sytuacjach, takich jak ta, gdy był całkowicie sam, pozwalał sobie na całkowite pochłonięcie się swojemu umysłowi.

Miał nad czym rozmyślać, w końcu ostatnie zawirowania w polityce, a więc w obrębie jego zainteresowań, zaczęły rzucać całkowicie nowe światło na jego przyszłość. Musiał wszystko tylko jak najlepiej rozegrać, a reszta miała przyjść do niego sama.

Przymrużył nieznacznie powieki. Miał ogromną nadzieję na to, że oprócz osiągnięcia swojego celu mężczyzna zdobędzie swoją małą nagrodę. Było to jego prywatne zadanie, które miało tylko i wyłącznie jemu przynieść przyjemność, nikomu innemu. Nie mógł się spodziewać tego, co przyniosą mu następne miesiące, a kwestia jego "małej nagrody" okaże się największym przekleństwem i spędzającego sen z powiek koszmaru. Nie, nie mógł tego wiedzieć.

Rechot żab i piski nietoperzy przerywały co jakiś czas leśną ciszę. Ich wspólna aria w tym spokojnym miejscu miała w sobie coś kojącego. Były niczym zapowiedź nowego przedstawienia, którego mężczyzna miał być głównym bohaterem.

Wypuścił ostatni kłąb dymu. Ugasił końcówkę papierosa i się cofnął od okna.

Już był czas, by się zbierał.

~•~•~•~•~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro