Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niegdyś białe, teraz całe ubłocone Audi mknęło pospiesznie przez skąpane deszczem leśne drogi. Kierowca nerwowo zbierał się do każdego zakrętu, ufając aż za bardzo swojemu czteronapędowemu rumakowi.

Kobieta ściskała mocno w dłoniach kierownicę, zerkając raz po raz na nawigację. Muzykę wyciszyła dobre piętnaście minut wcześniej, gdy po raz drugi zbłądziła i wjechała w złą uliczkę. Była spóźniona już co najmniej pięć minut, a jeszcze nie widziała końca trasy.

W domu Niemiec nie była właściwie nigdy. Zamieszkał w nim około stu, może dwustu lat wstecz, tak więc Polski w tym czasie nawet nie było na mapach. Potem, po wojnie, i tak nie chciała mieć z nim zbyt wiele do czynienia, a nawet jeśli, to Niemcy nigdy nikogo nie zapraszał do swoich włości. No właśnie... nigdy nikogo do siebie nie zapraszał. Mężczyzna cholernie dbał o swoją przestrzeń prywatną i starał się być jak najbardziej incognito. Swoim niecodziennym zachowaniem mógł albo próbować zaskarbić sobie zaufanie Polski, albo planował coś na tyle niecnego, że nie obawiał się zdradzenia tak ważnej informacji kobiecie.

Polska zmarszczyła brwi w niezadowoleniu. Cokolwiek Niemcy nie planował, miało to głęboki związek z nią, a już za niedługo miała się o tym wszystkim przekonać osobiście. O ile uda jej się dotrzeć na miejsce.

"Nasz Szwabek będzie musiał się uzbroić w cierpliwość" pomyślała i się do siebie uśmiechnęła. Mimo to przycisnęła mocniej pedał gazu.


Niemcy stał na ganku swojej posiadłości, miętoląc w ustach papierosa. Zerkał raz po raz na zegarek, marszcząc brwi coraz wścieklej. Jako człowiek terminowy bardzo nie lubił marnotrawienia czasu, a samo spóźnialstwo zwyczajnie działało mu na nerwy. Polska miała być punktualna.

Oczywiście, że w życiu nie posunąłby się do czegoś takiego i nigdy nie zaprosiłby do siebie kobiety, gdyby tak jak teraz nie miał istotniejszego powodu.

Powód ten zrodził się już lata wstecz, gdy obserwował rywalizację Zimnej Wojny. Zdał sobie wtedy z kilku rzeczy sprawę, a to zmusiło go do podjęcia pewnych decyzji. Przygotowywał się do tego od bardzo dawna, a rozmowa z Polską to był tylko i wyłącznie końcowy efekt jego pierwszej fazy planu. Póki co wszystko szło gładko, jednak Niemcy nie mógł przewidzieć ewentualnych nagłych zdarzeń, które jego plan mogłyby całkowicie zepsuć. Musiał więc działać szybko.

Zresztą skoro nadarzyła się okazja, pragnął dowiedzieć się również jak najwięcej o samej Polsce. W końcu praktycznie nigdy ze sobą nie rozmawiali, a Polska była na tyle skrytym krajem, że wiele rzeczy ukrywała przed światem, a w szczególności przed jej ulubionym wrogiem.

Owszem, obydwoje lekko mówiąc za sobą nie przepadali. Ich relacja była dość zawiła. Wojny ze sobą toczyli od zawsze, rzucając kłody pod nogi i uprzykrzając życie. Mimo to, stojąc twarzą w twarz posyłali sobie uśmiechy i rzucali uprzejmości, ale oczywiście w bardzo ironicznym świetle. Doprawdy, dziwna była ta dwójka.

Wreszcie mężczyzna dostrzegł gdzieś w lesie słupy światła i dobiegający z ich kierunku ryk silnika. Poprawił szelki swoich spodni i rozprostował spoczywającą na nim koszulę. Naciągnął jeszcze czarne rękawiczki na swoich dłoniach, dalej założył ręce za plecami i cierpliwie czekał, aż kobieta dotrze.

Polska w końcu wyjechała z lasu na pozbawiony drzew placyk prowadzący do ogromnej posiadłości. Zwolniła swój pojazd i z niemałym podziwem przyjrzała się eleganckim, starym zabudowaniom, które jak się okazuje, były celem jej podróży. Gwizdnęła z zachwytem.

– To nieźle się urządziłeś panie Niemcu – mruknęła pod nosem. Już wkrótce dotarła do ronda, na środku którego wyrastało średniej wielkości drzewo. Zaparkowała tuż obok niego.

Wzrok kobiety padł na rozświetlony lampą ganek. Rozpoznała stojącego na nim właściciela tych imponujących włości. Westchnęła bezgłośnie.

Polska wyłączyła silnik i otworzyła drzwi swojego samochodu. Wysiadła i natychmiast poprawiła marynarkę. Potem zamknęła pojazd i czym prędzej udała się pod zadaszenie, jako iż z nieba nadal sączył się siarczysty deszcz.

Na schodkach podniosła wzrok na wyraźnie niezbyt zadowolonego mężczyznę stojącego niemalże u progu drzwi. Patrzył na nią surowo, ale wyraźnie walczył z tym, byle nie zareagować zbyt ostro. Polska nie zdążyła się nawet przywitać, gdy Niemcy się do niej odezwał.

– Jakieś problemy w podróży? – spytał nieco uszczypliwie. Kobieta prychnęła.

– Za dużo. Mieszkasz na tak zwanym zadupiu, uzbrajaj się w cierpliwość kiedy kogoś tu zapraszasz – burknęła, ani myśląc o przepraszaniu za to, że się spóźniła. Niemcy parsknął w odpowiedzi, ale nic więcej nie dodał. Otworzył tylko drzwi i się odsunął, zapraszając Polskę do środka. On sam szybko zgasił papieros w popielnicy i ruszył zaraz za nią.

Kobieta natychmiast rozejrzała się po przestronnym holu. Aż przystanęła z wrażenia, jakim wywarło na niej to całkiem uroczo urządzone wnętrze.

Środek dworku był bogato zdobiony ciemnym drewnem. Ściany pomalowane były w różnych kolorach, które wyjątkowo układały się w pasującą do siebie całość. Na ścianach wisiały poroża i inne myśliwskie zdobycze, nie były jednak poukładane bez ładu i składu - wręcz przeciwnie. Wśród nich wisiały ogromne obrazy ze scen z polowań, a także z rzadka inne, ukazujące krajobrazy, czy polityczne wydarzenia. Portretów ludzi próżno było szukać - Polska wiedziała doskonale, że Niemcy czuł zbyt dużą wyższość nad nimi, by zdobić ich podobiznami swoje mieszkanie.

Weszli głównym wejściem - naprzeciwko niego wyrastały szerokie schody, rozwidlające się na dwie części, które prowadziły na pierwsze piętro. Nad nimi wisiał ogromny żyrandol, skonstruowany z poroży jeleni. Całość mimo swojej wielkości była niezmiernie przytulna i dawała poczucie bezpieczeństwa. "Złudnego..." dopowiedziała sobie w głowie.

Niemcy z niekrytą dumą obserwował kobietę. Wiedział, że to miejsce będzie dla niej wyjątkowe. Jak dobrze ją znał, a znał ją do perfekcji, to pamiętał, że lubowała się w podobnych wystrojach. W końcu jednak należało przejść do konkretów. Nie zaprosił jej tutaj na zwiedzanie mieszkania. Odchrząknął zwracając na siebie uwagę. Polska spojrzała na niego z grymasem.

– Zapraszam za mną – mruknął krótko, posyłając jej tajemnicze spojrzenie. Ruszyli wtedy razem wgłąb korytarza.

Niemcy zaprowadził Polskę do gabinetu i wskazał na jeden z dwóch wygodnych foteli stojących przy stoliku.

— Proszę, siadaj. Napijesz się czegoś? Wody, herbaty... wina? — spytał, stając w pewnej odległości od niej. Dziewczyna zauważyła, że karafka z wodą była już wcześniej przygotowana i stała na blacie przed nią. Wzbudziło to w niej ostrożność. Spojrzała z nieco zmarszczonymi brwiami na mężczyznę. Nie ufała mu w najmniejszym stopniu.
Herbatę zapewne tak samo musiałby zrobić poza jej zasięgiem wzroku, a było to równie podejrzane. W łatwy sposób mógłby coś jej tam wrzucić. Kobieta cicho prychnęła. Ładnie to sobie wymyślił.

— Niech będzie wino. Tylko nie za mocne, jeden kieliszek. Jestem samochodem — rzuciła obojętnie. Nie zauważyła, jak przez twarz jej towarzysza mignął zadowolony i nieco chytry uśmiech.
Podszedł do jednej z szafek i ją otworzył. Stojąc tyłem do niej tylko lekko drgnął głową w jej kierunku.

— Wolisz białe, czy czerwone?

— Jakiekolwiek — mruknęła, zdając się na niego. „Niech się wykaże pan gospodarz" pomyślała.

Niemcy przeglądał butelki, w poszukiwaniu jednej konkretnej, którą już wcześniej miał na myśli. Lekko podniósł kąciki ust, gdy w końcu ją znalazł.
Odwrócił się, prezentując wybrany alkohol.

— Słodki riesling, bezpośrednio znad Renu — podszedł nieco bliżej, zabierając ze sobą dwa kieliszki. Dopiero teraz Polska się zorientowała, że miał je wcześniej przygotowane. Postawił je na stoliku, biorąc do ręki korkociąg. — Wiedziałaś, że ten gatunek może stosunkowo długo leżakować? Są koneserzy, którzy oceniają te wina mające nawet po sto lat — opowiadał, wkręcając metalowe urządzenie w korek. Za chwilę butelka już była otwarta. Polska w milczeniu obserwowała jego ruchy.

Nalał jej w pierwszej kolejności, nie za dużo, zachowując etykietę degustacyjną.

Dziewczyna lekko zakręciła kieliszkiem, przyglądając się zawartości. Potem przyłożyła do nosa i powąchała, a następnie upiła łyk.
W ustach zaraz poczuła kwasowość, tak bardzo charakterystyczną dla rieslingów. Również wyczuła słodycz i przyjemną, owocową nutę, a całość miała doskonale wyważoną kompozycję.
Tak, było to dobre wino.

Skinęła głową, odkładając kieliszek na stół. Niemcy dolał jej więcej, nalewając również przy okazji sobie. Potem zajął miejsce naprzeciwko.

— A więc skoro już wstęp mamy za sobą, przejdźmy może do sedna sprawy. Czego chcesz? Chcesz otworzyć kolejną inwestycję? Wykupić podupadającą manufakturę? Nie, na coś takiego byś mnie tu nie spraszał. Chcesz czegoś ważniejszego. I coś czuję, że mi się to nie spodoba — Polska zaczęła ukazywać swoje zniecierpliwienie. Mężczyzna uniósł brwi w małym rozbawieniu.

— Ale po co się tak spieszyć? Robota nie zając, nie ucieknie, poza tym jako... doświadczony biznesmen dam ci krótką, przyjacielską radę — wziął kieliszek do ręki i dla zabawy zaczął kręcić zawartością. — Rozmowy o interesach podejmuje się w późniejszej części spotkania — zerknął na nią, upijając łyk wina. Zaczynało się to kobiecie coraz mniej podobać. — Porozmawiajmy może o czymś przyjemniejszym. Muszę ci przyznać, że jesteś dla mnie chodzącą zagadką

— To znaczy? — spytała niechętnie. Zapowiadał jej się długi wieczór. Niemcy podniósł kącik ust, zadowolony, że podjęła się tematu.

— Cóż, jak się możesz domyślać, dużo cię obserwowałem. Ciekawi mnie z tego wszystkiego to, jak niewiele się zmieniłaś...

— Co jest w tym niby takiego ciekawego? Przeważnie ludzie się nie zmieniają na przestrzeni lat — pociągnęła krótki łyk wina i natychmiast odłożyła kieliszek. Nie zamierzała pić za dużo.

— Zdziwiłabyś się, w jakim jesteś błędzie... — mruknął pod nosem. — Zauważyłem też niesamowitą hipokryzję z twojej strony — dziewczyna wbrew sobie zaczęła odczuwać zainteresowanie tematem, ale nie chciała tego okazać.

— I zamierzasz mi to powiedzieć? Wskazać, co robię źle? Wiesz, że w ten sposób tylko pomożesz mi się udoskonalić? Zapomniałeś chyba, mój drogi, że nie jesteśmy bliskimi sojusznikami — patrzył na nią przez moment w milczeniu. Zastanawiał się nad czymś. Choć zwykle tego nie robił, pewien wewnętrzny przymus pchał go do małej pomocy temu umęczonemu przez los krajowi. Znał jej możliwości i właściwie gdyby to dobrze rozegrał, mógłby liczyć na jej rozwój, na którym z pewnością by skorzystał. Nie wspominając już o przychylności, która wraz z tym by się w Polsce zrodziła. A tego potrzebował najbardziej.

— Nie. Nie zapomniałem — stwierdził, odkładając kieliszek na stół. — Jednak z jakiegoś powodu poczuwam się, żeby cię uświadomić o czymś. Być może wtedy... ta sytuacja by się odmieniła — Polska zmarszczyła brwi.

— Czy ty właśnie chcesz mnie zmanipulować? — parsknęła. — Oczywiście, jak mówiłam, nic się nie zmieniłeś. Chcesz mi wygłosić jakieś monologi, żeby później czerpać na mnie korzyści. Dla twojej wiadomości nie jestem jak ta cała Francja, która będzie na każdym kroku lizać cię po dupie. Mam własną głowę na karku, Panie RFN — cedziła, prześwietlając go na wylot. Wino zaczęło pozostawiać po sobie gorzki posmak. Polska była gotowa wyjść z trzaskiem drzwi.
Niemcy w tej samej chwili nadal pozostawał nieziemsko spokojny. Wysłuchał jej słów, po czym lekko pochylił się do przodu.

— Właśnie dlatego chcę ci o tym powiedzieć. Bo bardzo wyróżniasz się na tle innych. Wiem z własnego doświadczenia i obserwacji, jak z tego powodu wszyscy chcą ciebie dorwać. Jesteś małym trofeum Europy. Poskromienie narodu polskiego to ogromne wyzwanie. I nie mówię tego, by ci słodzić, tylko stwierdzam suche fakty — zauważył, jak dziewczyna coraz uważniej go słucha. Tym bardziej z większą chęcią kontynuował. — Gdybyś unikała błędów, które notorycznie popełniasz, być może byłabyś w innym miejscu niż jesteś teraz

— I dlaczego cię to obchodzi? Przecież moja nieudolność jest ci na rękę. Nikt nie grozi ci w twoim poletku. Czy do tego nie dążyłeś przez te wszystkie lata? — mężczyzna odchylił się do tyłu i rozsiadł wygodniej w fotelu.

— Może kiedyś, ale czasy się zmieniają. Ludzie się zmieniają. Cele, ambicje, motywy... świat. Wszystko się zmienia. Do tych zmian trzeba się dostosować — wymieniał, kładąc łokieć na podłokietniku. Zaraz oparł na ręce głowę, patrząc cały czas uważnie na dziewczynę. Jego przebiegłe oczy rejestrowały każdy jej ruch, każdą reakcję. I nie umknęło jego uwadze, że była coraz bardziej zbita z tropu. Nie dziwił jej się. Nie wiedziała jaki w tym wszystkim miał cel.

— Mówiłeś coś o hipokryzji... — Polska nadal siedziała wyprostowana, z nieco uniesioną brodą. Chciała okazać swoją wyższość nad nim, licząc, że w jakimś stopniu na niego to wpłynie. Ale te próby zbicia go z tropu spełzały na niczym.

— Owszem... — powoli podniósł się i stanął nad swoim fotelem. — Widzisz... słyniesz wprost z tego, jak chętnie wracasz myślami do odległych czasów. Jak nie pozwalasz, by ktokolwiek o czymkolwiek zapomniał. Twoja przeszłość jest wręcz... twoją codziennością

— Cóż, o przeszłości zapomnieć nie wolno. Historia już nieraz dowiodła, że wydarzenia uwielbiają zataczać koło, a ja nie zamierzam biegać jak ten szczur w kołowrotku i popełniać te same błędy — stwierdziła, nie wiedząc, do czego zmierza. Dlatego tym bardziej zachwiała się jej pewność siebie, gdy usłyszała ciche parsknięcie śmiechem ze strony jej rozmówcy. Potem tylko na jego twarzy wykwitł kpiący uśmieszek. Wszystko szło po jego myśli.

— Do tego też jeszcze dojdę — kontynuował tajemniczo. — Zabawne jest to, że ze wszystkich krajów, to właśnie ty biegasz w tym kołowrotku, jak to stwierdziłaś — zmarszczyła brwi, ale się nie odezwała. — Chociaż z drugiej strony jest to całkiem niesamowite, że nie straciłaś wiary w ludzi... po tym chociażby jak cię zostawili. Ty ciągle ufasz, że jeśli sytuacja się powtórzy, to będziesz mogła na nich liczyć...

— Wykazali się kompletnym brakiem honoru, ale teraz czasy są inne, jak trafnie zauważyłeś. Przejdź do sedna — uśmieszek nie znikał z jego twarzy, co nie pomagało jej w szukaniu argumentów.

— Honor... czym w tym świecie jest honor...? Tylko przeszkodą w samodoskonaleniu się — wziął do ręki kieliszek i usiadł na podłokietniku fotela. — Wiesz, dlaczego cię wtedy zaatakowałem? — „Bo jesteś bezwzględnym prymitywem, która kocha się pastwić nad słabszymi...?" Niemcy się lekko skrzywił, jakby słyszał jej myśli. Właściwie po części to było prawdą, bo spodziewał się, jaka mogłaby być odpowiedź kobiety, gdyby spróbowała się w tej chwili wysłowić. Nie robiła tego jednak. Pozwalała mu kontynuować. — Bo wiedziałem, że oni ci nie pomogą. Po pierwszej wojnie, którą zresztą sami sobie zgotowali, nie zamierzali wplątywać się w kolejny konflikt. Podnieśli brody do góry i zaczęli widzieć tylko czubki własnych nosów. Od tamtego momentu krąży pewna prawda - Sojusze są dobre tylko na czas pokoju. Dopiero na wojnie wszyscy zaczynają się zastanawiać faktycznie nad tym, do czego się zobowiązali. Nikt nie chce wojny. Wojna nie jest barwną bajką o bohaterskich czynach. Wojna to śmierć, rozpacz... wojna pochłania życie i pieniądze. A tym ostatnim już nikt nie chce szastać — widząc, że Polska nie pije, sam po prostu trzymał szkło.
— Szlachetne czyny nie mają znaczenia i zapewniam cię, że w dzisiejszym świecie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Każdy działa na swoją korzyść, bo tylko tak mogą cokolwiek ugrać. Każdy... tylko nie ty. Naprawdę wierzysz, że wyciągną do ciebie pomocną dłoń, gdy będziesz jej potrzebować? Co ich obchodzi jakiś nie najbogatszy kraj, będący prawie u stóp Rosji? Za bardzo liczysz na innych i tym działasz sobie na szkodę. Nie wyciągnęłaś lekcji z historii

Dziewczyna trawiła wewnętrznie jego słowa. Co miała mu odpowiedzieć? Brzmiał całkiem... rozsądnie... „Nie. Nie pozwól mu wmówić sobie jakiś bredni. Czasy są inne, oni ci z pewnością pomogą. Szczególnie USA, przecież masz z nim bardzo dobre relacje". Podniosła na niego spojrzenie lekko przymrużonych oczu. Dalej jego usta były wykrzywione w nieprzyjemnym uśmiechu.

— Być może... a jednak istnieje możliwość zmiany tego stanu rzeczy. Po co walczyć przeciwko sobie na każdym kroku, jak można zacząć sobie nawzajem pomagać? Jest dużo szlachetnych krajów, które nie zatraciły swojego honoru. Jeśli każdy by taki był, świat z pewnością stałby się lepszy — na jej twarzy wykwitła duma. Można uznać, że zaprzyjaźniła się ze wspomnianymi osobami. Cała wschodnia Europa trzymała się razem. Niemcy patrząc się w zawartość kieliszka cicho parsknął.

— Powiedz mi, o kim mówisz? Masz na myśli Węgry? Ukrainę? Kraje Bałtyckie? — wymieniał, przybierając coraz bardziej wyśmiewający ton głosu. Uśmiech się poszerzył, ukazując jego drapieżne zęby. Bawiła go ta rozmowa. Głównie dlatego, że wszystko co mówiła i w co wierzyła był w stanie w bardzo łatwy sposób zburzyć jak domek z kart. Przyjemność również sprawiało mu to, że czuł się jak nastolatek, który właśnie pogrywa z małym dzieciakiem, mając za chwilę w najbrutalniejszy sposób oznajmić mu, że święty Mikołaj nie istnieje.

A Polska?

Polska czuła się dokładnie jak to małe dziecko, które próbuje pierwszy raz w życiu prowadzić poważną rozmowę z dorosłym. Zachowanie Niemiec, jego pewność siebie, słowa przepełnione kpiną i... uśmiech, którego obecność jest niezmiernie rzadka, a jeśli jest, to nigdy nie znaczy nic dobrego...
Do tego nie rozumiała celu tego cyrku. Tylko w milczeniu mogła słuchać tego, co ma do powiedzenia. Najgorszy jednak był fakt, że nie wiedziała w co wierzyć. Bo z jednej strony brzmiał bardzo przekonująco, a z drugiej miała tę myśl, że sztukę perswazji ten osobnik opanował do perfekcji.

Nie słysząc od niej żadnej odpowiedzi, znów na nią spojrzał.

— Gdzie są te kraje? Pewnie siedzą teraz w swoich znamienitych apartamentach i zastanawiają się w którym zakątku świata zjedzą swoją następną kolację, prawda? — parsknął rozbawiony własnym sarkazmem. — Nie znaczą nic. Walczą o każdą monetę, a dla większych państw są tylko niepotrzebną stratą pieniędzy. Gdzie jest ta „wasza" potęga?

— Przecież potrzebujemy czasu i... — nie dokończyła, bo zaraz jej przerwano.

— Czasu? Ile lat już próbujecie cokolwiek zdziałać?

— Nie jest to takie proste! — powoli zaczęły targać nią emocje. Chciał jej jeszcze coś wytknąć, ale wolał uspokoić sytuację. Pod wpływem nerwów ciężko prowadzić konstruktywną rozmowę. Wziął większy wdech i powoli wypuścił powietrze.

— Byłem kiedyś głośny — zaczął od innej strony. — Chciałem osiągnąć jak najwięcej dzięki gwałtowności i impulsywności. Za to dostałem co najmniej dwa razy porządnego bata w głowę - raz właściwie to niesłusznie — ostatnie  powiedział pod nosem. — Od tamtego momentu po prostu zamilkłem... ale nie znaczy to, że nie działałem. Widzisz, po osiągnięciu porażki masz tylko dwie opcje - albo będziesz nadal brnąć w to samo, z nadzieją na odmianę losu, albo wyciągniesz wnioski i zmienisz w sobie to, co poprzednim razem zawiodło. Przy tej drugiej opcji często nasuwają się pytania - co we mnie jest wadliwe? Dlaczego plan, z pozoru idealny, zawiódł? — Polska spuściła głowę. — Odkryłem własny sposób na odnalezienie odpowiedzi.
Jeśli chcesz być dobry, musisz obserwować lepszych. Potem po prostu wykorzystując swoją wiedzę możesz w jakiś sposób ściągnąć im korony z głów — wziął mały łyk i odłożył naczynie z winem na stolik.

— A jednak nadal nie jesteś najlepszy... — mruknęła cicho, nieco niepewna swoich słów. On wzruszył ramionami, zakładając ręce na piersi. Zdawał sobie z tego sprawę.

— Jestem realistą. Musi minąć jeszcze sporo czasu, zanim będę mógł konkurować z nimi. Nie mam takich zasobów jak oni. Ciężko wyprzedzić furmanką pociąg — zamilkł na chwilę, rozważając co jeszcze mógłby jej powiedzieć. Kąciki ust lekko mu drgnęły. — Zauważyłem pewne zależności zachodzące między tymi „dużymi". Dla twojego zaskoczenia żaden z nich nie dzieli cech z tobą czy twoimi znajomkami — Polska przewróciła oczami, upijając trochę alkoholu.

— Mianowicie? — udał, że się zamyślił, chociaż wypowiedź miał gotową.

— Dajmy na to Chiny. Bezwzględny, pewny siebie. Nie zatrzyma się przed niczym. W swoim państwie nadal utrzymuje reżim komunistyczny, wszyscy chodzą jak w zegarku. Działa po cichu i właściwie to nikt za bardzo go przed niczym nie powstrzymuje. Mierząc go twoją miarą, można go uznać za podłego mordercę... a jednak jest jedną z trzech największych potęg na świecie, a jego produkty znajdziesz w prawie każdym sklepie — powoli wstał. — Rosja. Skryty w sobie, nikt tak naprawdę nie wie, co siedzi w jego głowie. Uwikłany w całą listę brudnych spraw. Prawie najlepszy manipulator, przekazuje ludziom tylko te informacje, jakie chce, żeby otrzymali. Jego pewna pozycja pozwala mu działać bardziej otwarcie, ale tak właściwie to niewielu mu może przeszkodzić. Zresztą komu to mówię, jako jedna z nielicznych miałaś okazję poznać go osobiście. Z pewnością zrobił na tobie wrażenie — dziewczyna parsknęła, przenosząc zniesmaczona wzrok na bok. Niemcy odszedł trochę od niej, odwracając się plecami. Nie musiał patrzeć na nią, by wiedzieć, że następne słowa przykują jej uwagę. — USA... — poczuł jej spojrzenie na swoich plecach, na co zareagował bardzo szerokim uśmiechem, którego nie miała prawa zobaczyć. Założył ręce za plecami. Czekał. Nie kontynuował, chcąc wpierw usłyszeć z jej ust już zupełne zainteresowanie tematem.

— Co z nim...? — spytała może nawet nieco za szybko. O to mu chodziło. Odwrócił się do niej bokiem, mając już ten swój bezemocjonalny wyraz.

— Najgenialniejszy z nich wszystkich. Zawsze osiągający to, czego zechce... — przerwał na chwilę, by zaraz dodać. — ...największy manipulator i najgorszy zbrodniarz z całej trójki — z satysfakcją oglądał, jak spojrzenie Słowianki zmieniło się w ciągu kilku sekund. Patrzyła na niego co najmniej tak, jakby popełnił największą herezję w dziejach. — Przebiegły. Zacierający wszystkie najdrobniejsze ślady. Nikt nic na niego nie może znaleźć, a nawet jeśli taki by się znalazł, to prędzej by wyskoczył z okna, niż mu się naraził i powiedział to światu — zaczął podchodzić bliżej niej. — Tak dobry w tym wszystkim, że wszyscy ufają jego każdemu słowu. Wystarczy jeden uśmiech i wszelkie wątpliwości co do jego czystości znikają. Tak dobry, że nawet ty poddałaś się jego wpływom. Tak tak, Rosja co do tego miał rację. To nie był tylko element propagandy — stanął tuż nad nią. Jego cień padający na przeciwległą ścianę jakby się wydłużył, powiększył, atmosfera dookoła nich momentalnie zgęstniała, jakby ciemna moc zaczęła krążyć między nimi. Za chwilę mężczyzna pochylił się, przez co ich twarze dzieliła niewielka odległość. Polska patrzyła mu w oczy zupełnie sparaliżowana. Tego było za dużo. Jej myśli krzyczały ostrzegawczo. Był zdecydowanie za blisko. — Ale spokojnie — figlarnie założył kosmyk jej włosów za ucho, uśmiechając się nieprzyjemnie. — Niewielu jest w stanie przejrzeć przez tak grubą ścianę. Tylko ci, co stosowali te same praktyki co on, dostrzegają drugie dno. Tylko ci nie ulegają jego manipulacjom — prostując się poklepał ją lekko po policzku, a następnie się od niej odsunął i ruszył z powrotem w kierunku fotela. Polska była zupełnie skołowana. Wyglądała, jakby miała za chwilę dostać ataku. Oddychała niespokojnie, co było spowodowane zarówno niespodziewanymi informacjami, jak i faktem, że on tak po prostu ją dotykał. Tylko cienka warstwa materiału na jego ręce dzieliła ich od katastrofy.

Niemcy widział, co z nią zrobił. Był dogłębnie z siebie zadowolony. To, jak z nią sobie pogrywał, było wprost bajką.
Jednakże widział też, że wystarczy na dziś. Trzeba było wrócić na profesjonalny grunt. Rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu i wpatrywał się w kobietę. Ona natomiast dochodziła powoli do siebie, mierząc drapieżnym wzrokiem mężczyznę. Jak złapany w sidła orzeł.

– Czego ode mnie chcesz, podstępna żmijo? – wysyczała z wydechem, czerwień frustracji rozbłysła na jej policzkach, odkąd powoli schodziła z niej adrenalina. Niemcy rozłożył ręce.

– Jak już wcześniej wspominałem, moja droga, zależy mi na poprawie naszych relacji. Myślę, że historyczny błąd, który cały czas wspólnie popełniamy to ten, w którym działamy sobie na szkodę – odparł nonszalancko. Polska zmarszczyła brwi.

– Ty jedyne czego pragniesz, to mnie wyzyskiwać. Lata przykrości i mordów nie odchodzą od tak w zapomnienie. Dlaczego miałabym ci zaufać? – spytała ostro. Niemcy cicho mruknął.

– Bo jeśli dobrze się zastanowisz, Schätzi, to się zorientujesz, że nikomu na tobie nie zależy – tym zdaniem wykonał trafne pchnięcie jak w szermierczym pojedynku. Polska zamilkła momentalnie. Niemcy upił łyk wina. Przełknął. Kontynuował. – Z moją potęgą gospodarczą i twoimi zdolnościami taktycznymi zbudowalibyśmy europejski bastion, który miałby coś do powiedzenia nawet i przeciwko Rosji

– Czyż nie taki zamysł miała Unia Europejska? Czy ty po prostu chcesz kolejny raz kazać mi zamknąć usta i pokornie przytakiwać na wszystko, co ustalacie sobie w tym śmiesznym Parlamencie? – kobieta zaczęła się znów unosić. Niemcy prychnął, poprawiając swoje włosy.

– Ten "śmieszny Parlament" tylko w teorii brzmi idealnie. Każdy i tak działa na własną rękę. Masz problemy wynikające z pracy Unii. Mógłbym je... hm, zmniejszyć, lub też nawet całkowicie zniwelować, ku, oczywiście, wyższym celom – uniósł brwi, starał się brzmieć przekonująco. Próbował grać po mistrzowsku. Zdawało się nawet, że dobrze mu to wychodziło. Jednakże w tym całym pojedynku całkowicie zbagatelizował swojego przeciwnika.

Polska patrzyła na niego z uwagą. Jej oczy przeskakiwały nerwowo z jednego oka na drugie, jakaś myśl krążyła jej w umyśle. I wtedy nagle coś zrozumiała. Niemcy zauważył jej nagłą zmianę. Poczuł lekki dyskomfort. Wiedział, że gdzieś popełnił błąd.

– Ty pieprzony Szwabie...! – wydusiła z początku, wyprostowując się gwałtownie. Wściekłość wymalowała się na jej twarzy. Za chwilę zaczęła żywo gestykulować. – Ty planowałeś to od dawna! Układałeś sobie to po kolei, utrudniałeś mi latami życie tylko po to, by potem kupić ładną buteleczkę wina i wykorzystać moją słabość, która wynikała z twojej upierdliwości! Nie próbuj ze mnie robić idiotki! Cokolwiek sobie tam ubzdurałeś, panie RFN, to informuję, z brakiem pierdolonej uprzejmości, że ode mnie nie otrzymasz! Masz tupet, by po czymś takim w ogóle próbować. Myślisz, że tak łatwo mnie omamisz? Znam cię odrobinę za dobrze. Szukaj sobie innego kretyna do tyrania na rzecz twojego rozpasanego cielska. Do widzenia! – krzyknęła, zaraz obracając się na pięcie i wychodząc z trzaskiem drzwi.

Niemcy w tym samym momencie nadal siedział w swoim fotelu i wpatrywał się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się kobieta. Wypił ostatni łyk wina ze swojego kieliszka. Spojrzał w bok, gdzie wyrastał jego cień. Cicho mruknął.

Wiedział, że początek rozmów będzie ciężki. Mimo wszystko i tak poszło mu lepiej, niż zakładał.

– Ziarenko zostało zasiane... – zanucił niemal bezgłośnie do siebie. Na plon trzeba było poczekać.

~•~•~•~•~

Henlooo, zgadnijcie kto w końcu się odkopał życiowo z gruzów i spiął dupę by ogarnąć książkę-

Mam nadzieję, że nie zniecierpliwiliście się za bardzo. Praktyki były trochę wyczerpujące i zwyczajnie nie miałam głowy do pisania. Myślę, że już powoli będzie coraz lepiej i wrócę do jakiejś regularności.

Jak wam się podobał rozdział?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro