14. | Prawo dziedziczenia |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ufał jej. Oczywiście, że jej ufał. W końcu była córką Marinette, a to oznaczało, że zawsze znajdzie rozwiązanie każdej sytuacji. Jest inteligentna, sprytna i jeśli ktoś jej podpadnie, potrafi nieźle skopać mu tyłek. Adrien był tego w pełni świadomy, jednak mimo wszystko był jej ojcem i jak każdy ojciec truchlał na samą myśl, że jego jedynej córce mogło grozić śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie mógł po prostu siedzieć i czekać z założonymi rękami. Postanowił odwieźć chłopców do Alyi i Nino, a samemu zabrać się za przekopywanie szafy Emmy w poszukiwaniu szkatułki. W końcu pod niezliczoną ilością swetrów i luźnych t-shirtów udało mu się znaleźć sejf i gdy już miał zamiar zabierać się za rozpracowanie kodu, usłyszał donośne walenie w drzwi domu. Wsunął dopiero co znaleziony przedmiot z powrotem do szafy i przeskakując co czwarty stopień, zbiegłe na dół, by otworzyć drzwi.

— Wiem, że jestem trochę nie w porę — zaczął przemoczony do suchej nitki Luka — ale nie mogłem usiedzieć w domu. Wszystko wiem. Wiem, gdzie jest Nettie, znam plan Emmy. Wiem też, że mój syn jest razem z nią i nie wiem jak ty, ale ja mam zamiar pomóc dzieciakom — dokończył, wyciągając w stronę blondyna dłoń.

Adrien odwzajemnił gest, po czym przyciągnął gitarzystę do siebie i poklepał go po przyjacielsku po plecach, zapraszając do środka.

— Emma ma mój pierścień, będę musiał poradzić sobie bez niego. Mamy do dyspozycji niemal wszystkie miracula, prócz kolczyków, pierścienia, broszki pawia, okularów i smoczego naszyjnika. Częstuj się — powiedział, Agreste, w głębi duszy doskonale wiedząc jakiego wyboru dokona jego dawny rywal.

— Wybór raczej nie jest trudny — rzucił, omiatając wzrokiem szkatułkę. — Viperion wraca do gry. Lepiej powiedz mi co z tobą? Nie masz zamiaru użyć innego miraculum?

Adrien popatrzył na zawartość otwartych szufladek, muskając palcami kilka z nich.

— Nie — uciął pośpiesznie. — Nie potrzebuję super mocy, żeby uratować moją rodzinę. Myślę, że umiejętność walki wręcz powinna wystarczyć. Poza tym nie mam czasu, żeby uczyć się od nowa posługiwać mocami. Ruszamy.

***

— Uważaj, córeczko!

Usłyszała głośny huk, który w jednej chwili sprawił, że wszystkie obrazy zniknęły, a zdezorientowana dziewczyna znów stała sama, pośrodku wymalowanej na podłodze szkatułki.

Odwróciła się gwałtownie, widząc jak do środka, bezceremonialnie wpadło kilkunastu mężczyzn. Wszyscy byli raczej niewielkiego wzrostu, mieli głowy ogolone na łyso, z wytatuowanym symbolem miraculi. Wszyscy odziani w takie same, karmazynowe szaty. Stali w równym rzędzie i spoglądali w jej stronę nieprzychylnym wzrokiem. Dopiero po chwili dotarło do niej, że dwóch z nich trzymało bezwładne ciało Yukiego.

— Puśćcie go! — krzyknęła, a jej ciałem wstrząsnął niechciany szloch. — Proszę, on nie zrobił nic złego! Wszystko wam wytłumaczę!

— Intruzi! — zawołał jeden z mężczyzn, nie dając jej dojść do słowa. — Myślałaś, że uda ci się wedrzeć niezauważenie do świątyni i ukraść miraculum Pawia i miraculum Biedronki, tak jak te dwie kobiety, które dopuściły się tego przed tobą? Jesteś już w posiadaniu pierścienia Czarnego Kota, więc na pewno masz niecne zamiary! Chcesz połączyć miracula, by wypowiedzieć życzenie? Nie możemy do tego dopuścić! — kontynuował niczym w amoku.

— Nie! — odparowała, zaciskając boleśnie dłonie w pięści. — Popełniliście ogromny błąd! Jestem córką Biedronki i Czarnego Kota! Nie chcę żadnego życzenia, chcę tylko wydostać stąd moją mamę! Pochwyciliście ją i uwięziliście gdzieś w tej świątyni, chociaż niczego wam nie ukradła! Została wybrana do bycia Biedronką, tak samo, jak mój ojciec został wybrany przez strażnika szkatułki, do bycia Czarnym Kotem. Musicie mi uwierzyć!

Zakonnik uniósł do góry nastroszoną brew i zerknął na nią z góry z nieprzyjaznym wyrazem twarzy.

— Gdyby to, co mówisz, było prawdą, w takim razie, w jakim celu twoja matka przybyła do świątyni bez zaproszenia? — dopytywał, nie spuszczając z niej wzroku. — Tylko osoba o bardzo niecnych zamiarach mogłaby...

— Och, a ty jak zawsze zakładasz tylko najczarniejsze scenariusze, Su-Hanie — skwitował beztrosko ciepły głos za ich plecami. — Moja droga Emmo, cieszę się, że udało ci się tutaj dotrzeć. Musisz wybaczyć moim przyjaciołom — dodał Fu, spoglądając z dezaprobatą w kierunku zakonników. — Mieszkanie od stuleci w twierdzy nie do zdobycia, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji sprawiło, że często tracą nad sobą kontrolę.

— A oto i on, samozwańczy strażnik z bożej łaski — odparł z wyraźną nutą pogardy. — Może, zanim zastanowimy się jaką karę dla ciebie wybrać, wyjaśnisz nam łaskawie, co tu robi to dziecko? Czy to prawda, że bez naszej zgody, bez zgody rady wybrałeś nowych posiadaczy miraculum Biedronki i Czarnego Kota? Wiesz, że to...

— Niezgodne z regulaminem, wiem — dokończył lekceważącym tonem. — Szanowna rada musi jednak zrozumieć, że nie miałem chwili do stracenia. Tyran, który terroryzował Paryż, był nieokiełznany. Musiałem działać szybko i skutecznie. Sam byłem już za stary. Na szczęście, moja droga skrzyżowała się ze ścieżkami Marinette i Adriena — dodał z nostalgią. — Spójrz tylko na dziewczynkę, która stoi przed tobą, drogi Su-Hanie, a będziesz zmuszony przyznać, że nie pomyliłem się. Marinette i Adrien byli sobie przeznaczeni. Musieli się spotkać, by powołać do życia dziewczynkę. Zrozum, Emma jest wyjątkowa. Wszak nikt inny nie przebyłby tej drogi, zwłaszcza w wieku zaledwie 15 wiosen.

— Czy to oznacza, że faktycznie uwięziliśmy Biedronkę w jej miraculum bezpodstawnie? — zapytał retorycznie, odczuwając zakłopotanie. — W takim razie co z drugą kobietą? Tą, która przywłaszczyła sobie moc Duusu?

— Ja... nie wiem, o co chodzi i dlaczego moja babcia była w posiadaniu Miraculum... — wtrąciła nieśmiało Minou — ale ona na pewno nie chciała źle. Nie znałam jej, ale wiem, że nie mogłaby zrobić celowo niczego złego. Czuję to.

Nieodgadniony, srogi wzrok Su-Hana nadal był utkwiony w twarzy nastolatki, gdy myślał nad sprawiedliwym rozwiązaniem.

— Zaklęcie działa tylko w jedną stronę, Fu. Dobrze wiesz, że nawet mimo najszczerszych chęci nie uda nam się wypuścić twojej Biedronki z jej więzienia — westchnął, przenosząc spojrzenie na niskiego staruszka i ponownie na nastolatkę. — Przykro mi drogie dziecko, ale wygląda na to, że przyszłaś tu na marne.

Dobroduszny uśmiech opuścił doświadczoną przez lata twarz mistrza. Ujął w dłonie pulsujące skronie i starał się ułożyć w głowie jakiś sensowny scenariusz. Cokolwiek, co mogłoby ocalić Marinette i Emilie przed wiecznym potępieniem.

— Marinette została powołana przeze mnie lata temu, na nową strażniczkę szkatułki. Jeśli nie wróci, kto zaopiekuje się klejnotami? — zapytał w końcu, nie mogąc znaleźć rozwiązania.

— Zasady są jasne, Fu. Prawo dziedziczenia — odparował, wbijając czarne jak węgiel spojrzenie w zielone tęczówki Emmy. — Dziewczynka musi zaopiekować się szkatułką, takie jest prawo. Yao Ming... — zwrócił się w stronę niższego o głowę mnicha — przynieś dziewczynce kolczyki i broszkę. Nie możemy ich tutaj przetrzymywać, skoro według prawa są od tej pory pod pieczą tego dziecka.

Mężczyzna wyszedł na moment z ciemnej komnaty, by po chwili wrócić z dwoma czarnymi pudełeczkami, z czerwonymi symbolami na wieczkach. Emma nie mogła zapanować nad łzami, które od dłuższego czasu nachalnie zbierały się pod jej powiekami. Ujęła szkatułki w dłonie i przytuliła do serca. Myśl, że zarówno jej ukochana matka, jak i nigdy niepoznana babcia miały pozostać uwięzione wewnątrz magicznej biżuterii na zawsze, rozrywała jej duszę na strzępy. W jednej chwili przed jej oczami pojawiła się zrozpaczona twarz jej ojca i wiedziała, że to koniec.

Nadzieja, która towarzyszyła jej każdego dnia, od zaginięcia Marienette odeszła. Z bólem serca, odkryła jeszcze jeden fakt: ich mistyczny kontakt zniknął. Nie słyszała już jej głosu, nie widziała twarzy. Nie mogła dostrzec piórek, które jeszcze niedawno wesoło tańczyły wokół jej ciała, a które z pewnością były znakiem pochodzącym od Emilie. Wszystko zniknęło.

Kątem oka dostrzegła, jak Yuki zaczerpnął łapczywie powietrza w płuca, wyrywając się z żelaznego uścisku mnichów i ruszył w jej stronę z niewidzącym spojrzeniem. Mężczyźni złożyli swoje dłonie i delikatnie ukłonili się z szacunkiem w stronę nowej strażniczki, opuszczając pomieszczenie. Została tylko para nastoletnich superbohaterów oraz Mistrz Fu.

— Co się stało Minou? Dlaczego płaczesz? Co tam masz? — dopytywał z troską Ryuji, ocierając palcem zabłąkaną na czarnej masce łzę.

Trzęsącą się dłonią, Emma otworzyła puzderko, w którym spoczywały smętnie wyblakłe kolczyki – najsilniejsze z miraculi. Choć wieczko zostało uchylone, nie stało się absolutnie nic nadzwyczajnego. Nie oślepiło jej znajome, różowe światło, a ze środka nie dobiegał piskliwy, radosny głos jej wieloletniej opiekunki i towarzyszki, Tikki. Nic nie wskazywało na to, że biżuteria, która spoczywała w jej roztrzęsionych dłoniach, skrywała w sobie jakąkolwiek magiczną moc.

— Moja mama... — zaczęła, lecz ucięła raptownie, chcąc uniknąć kolejnego wybuchu płaczu. — Moja mama i babcia Emilie zostaną tam na zawsze. Uwięzione w swoich miraculach. A ja... ja nie mogę zrobić nic, żeby im pomóc — dodała, wykrzywiając twarz w grymasie bólu. — To wszystko było na nic, Yuki. Przepraszam... przepraszam, że w ogóle cię w to wciągnęłam i narażałam twoje życie dla tej bezsensownej misji. Wracajmy do domu...

— Nie! — zaprzeczył stanowczo, ujmując jej twarz w dłonie. — Nie poddamy się tak łatwo! Spójrz na mnie! — zażądał, zmuszając ją, by skonfrontowała swoje spojrzenie z jego przeszywającymi na wskroś, stalowymi tęczówkami. — Nazywasz się Emma Agreste i jesteś najdzielniejszą dziewczyną, jaką znam. Tu już nawet nie chodzi o to, że jesteś córką Biedronki i Czarnego Kota. To nie jest kwestia żadnej zaczarowanej biżuterii, która daje ci moc niszczenia. Jesteś najdzielniejszą, najambitniejszą i najbardziej upartą kocicą, jaką znam. Kocham cię! — wypalił nagle, powodując u dziewczyny przyspieszone bicie serca. — A dziewczyna, w której się zakochałem, nie poddaje się żadnym przeciwnościom losu, nawet jeśli sprawa wydaje się beznadziejna.

— To nie prawda, Yuki — jęknęła, chowając twarz w dłoniach. — To moja mama zawsze znajdowała wyjście z każdej sytuacji, a ja... ja nie potrafię tego zrobić. Muszę się poddać i pogodzić się z tym.

— Marinette z pewnością jest wspaniałą Biedronką, ale wiesz co? Jesteś jej córką, Emmo. Odziedziczyłaś to, co najlepsze zarówno po niej, jak i po twoim ojcu. Za tymi zielonymi oczami, kryje się bezkresna determinacja i poświęcenie każdej słusznej sprawie — stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu. — Może to nie jest wymarzony moment. Być może ryzykuję tym, że dostanę od ciebie za chwilę w twarz, ale obiecałem, że następnym razem zapytam, jeśli będę chciał w rażący sposób naruszyć twoją przestrzeń osobistą, więc... — zawiesił na moment głos, unosząc delikatnie jej podbródek. — Emmo Agreste, czy mogę cię pocałować?

Minou nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Pokiwała tylko potakująco głową, by moment później poczuć, jak jego ciepłe, miękkie wargi obejmują jej własne - chłodne i spierzchnięte od płaczu. W jednej chwili jej ciało wypełnił jednocześnie błogi spokój i iskierka nadziei. Wtedy zrozumiała. Ten chłopak był tym, czego potrzebowała najbardziej na świecie. Był dla niej tym, czym od zawsze Adrien był dla Marinette - nieocenionym wsparciem i nadzieją w każdej chwili zwątpienia.

Zatracając się w tej magicznej chwili, żadne z nich nie zwróciło uwagi na to, że Mistrz przyglądał się całej scenie i z zadowoleniem poprawiał dwoma palcami swoją kozią bródkę.

— Ciekawe... bardzo ciekawe...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro