4. | Wydaje mi się, że jesteś dobry |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tydzień minął Emmie praktycznie bezboleśnie, jeśli nie liczyć kilku kartkówek oraz upadku na twarz podczas gry w siatkówkę. Sama nie wiedziała, jak to jest, że kiedy trenowała karate, była maksymalnie skoncentrowana i nie było opcji, żeby przeciwnik mógł ją zaskoczyć. Potrafiła zrobić każdy wykop, obrót i salto w przód i tył, ale jeśli chodziło o wszelkie gry zespołowe, zawsze była wybierana przez rówieśników na końcu, stanowiąc realne zagrożenie dla współzawodników oraz wyniku gry.

Przebrała się w kimono, związała swoje długie, jak zwykle żyjące własnym życiem włosy zieloną gumką i zabrała się za rozgrzewkę. Nie miała w planie treningu, ale ostatnie dwie lekcje zostały odwołane, więc postanowiła spędzić ten czas produktywnie. Przede wszystkim jednak nie miała najmniejszej ochoty wracać wcześniej do domu i mierzyć się po raz kolejny z przygnębiającą rzeczywistością.

Kiedy skończyła się rozciągać, przymocowała na haczyki dwa worki treningowe, takie, z jakimi trenują bokserzy. Służyły jej od lat w ćwiczeniu wysokich kopniaków. To wbrew pozorom naprawdę sprytni przeciwnicy. Złożyła dłonie i ukłoniła się przed niewidzialnym oponentem. Wzięła głęboki wdech i ruszyła do akcji. Worki nie miały z nią szans. Była w szczytowej formie. Kiedy w nie uderzała, dodawała do kolejnych kopnięć kilka elementów gimnastycznych, które uwielbiała wplatać w swój styl walki. Uważała bowiem, że walka stawała się wówczas bardziej przyjemna dla oka. Czuła, jak złe emocje opuszczają jej ciało. Nie było nic oprócz jej i niewidzialnego przeciwnika. Tym przeciwnikiem był jej własny los.

Kopała w worki tak, jakby chciała z nich wydusić siłą prawdę o tym, co miała dalej robić ze swoimi dziwnymi przypadłościami.

Jej nieoficjalny trening pewnie trwałby jeszcze dłużej, gdyby nie przeszkodziło jej powolne, rytmiczne klaskanie w dłonie. Obróciła się gwałtownie, powodując, że kilka kosmyków jasnych włosów wypadło z jej prowizorycznego kucyka i ujrzała przed sobą przystojną twarz Yukiego.
Opierał się nonszalancko o drzwi i posyłał w jej stronę ten nieznośny uśmiech, który zamieniał jej kolana w watę cukrową.

Szlag.

— No, no... Nieźle, Agreste. Nie posądziłbym cię o to, że trenujesz Karate — odezwał się z uśmiechem godnym hollywoodzkiej gwiazdy. — Japońskie sztuki walki są szczególnie drogie memu sercu.

— Japońskie sztuki walki? — powtórzyła z niedowierzaniem. — Mamusia pewnie mocno średnio zadowolona? — dodała, nie mogąc pohamować drwiącego uśmiechu na samo wspomnienie surowej instruktorki. — Na pewno wolałaby, żebyś był niepokonanym szermierzem.

Yuki odbił się od ściany i posłał jej najbardziej uroczy, łobuzerski uśmiech na świecie. Taki, na który ani Emma, ani tym bardziej jej rozdygotane serce nie była gotowa.

— Moja matka to zupełnie inna bajka niż ja — odparł po chwili namysłu. — Czasem zastanawiam się, czy istnieje coś, co mogłem po niej odziedziczyć. Podejrzewam, że moje geny to w 99% zasługa ojca. Przynajmniej tak się domyślam...

— Chcesz o tym pogadać? — wypaliła nagle, po chwili karcąc się w myślach.

— Nie ma o czym opowiadać — odpowiedział smutno. — Nigdy nie poznałem mojego staruszka. Podejrzewam, że to zasługa mojej babki Tomoe. Jeśli chodzi o matkę... — zamyślił się na moment. — Powiedzmy, że nie jestem dla niej wymarzonym materiałem na syna. Ona wolałaby, żebym trenował szermierkę, był wzorowym uczniem i przytakiwał jej we wszystkim, ale to zupełnie nie ja. Jestem raczej... buntownikiem — dodał, a jego twarz w ułamku sekundy zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do niej, tak, że dzieliły ich już dosłownie milimetry.

Boże, czy on ma zamiar mnie pocałować?! — jęknęła w myślach. — oczywiście, że nie chce, znacie się od kilku dni — odezwał się jej wewnętrzny głos rozsądku. — Ewakuacja, Emma, natychmiast! Zawijaj stąd, zanim wpadniesz w jego sidła. Tacy chłopcy jak on, zakochują się w takich dziwadłach jak ty, tylko w tych tanich komediach romantycznych, do oglądania których zmuszała cię mama.

Szybko odwróciła twarz i zaczęła zdejmować z dłoni bandaże do ćwiczeń, rzucając je gdzieś pod nogi. Wstała i wyprostowała się, drapiąc nerwowo po karku. Spojrzała na niego z ukosa, a na jej twarzy wystąpiły rumieńce, które z całą pewnością przypominały swoim kolorem włosy jej wujka Nathaniela.

— Ba...bardzo mi przykro. To znaczy nie. To znaczy tak! Ech... chciałam powiedzieć, że przykro mi, że nie dogadujesz się z mamą, ale nie jest mi przykro, że jesteś sobą — wydukała w końcu, wciąż starając się uspokoić emocje. — To ważne, żeby być takim, jakim się jest i nie zmieniać się dla nikogo. Chociaż... ja chyba nie jestem najlepszym przykładem.

— Dlaczego tak uważasz? — spytał, siadając na jednym z krzeseł na dolnej trybunie. Po chwili poklepał ręką wolne miejsce obok siebie, dając jej do zrozumienia, że chce, by obok niego usiadła.

Skup się Emma i nie dawaj po sobie poznać, że oddychanie w jego obecności boli cię w płuca.

— Bo... ja właśnie dlatego, że nie umiem udawać kogoś, kim nie jestem, nie mam żadnych przyjaciół. Tak było od przedszkola — odparła, wbijając wzrok w podłogę. — Zawsze byłam uważana za dziwadło i to się nie zmieniło. Najpierw dzieciaki mi dokuczały, bo nie znałam swojego ojca, a mama pracowała do późna, 7 dni w tygodniu, żeby nas utrzymać. W sumie pomagał jej wujek Luka, jej przyjaciel. To naprawdę super facet, dałby się za nas pokroić. Bardzo kochał moją mamę... Gdy byłam mała, mówiłam nawet do niego "tato". To skomplikowana historia — dodała naprędce, widząc zdziwienie malujące się na jego twarzy. — Mojego biologicznego ojca poznałam, gdy miałam 5 lat. No i wiesz, wszystko się super ułożyło. Moi rodzice się pobrali. Byliśmy całkiem normalną rodzinką.

— Byliście? — zapytał, a jego brwi uniosły się nieznacznie.

— Bo wiesz... mama zaginęła w zeszłym roku. Wyszła z domu i nigdy nie wróciła... — przyznała, z trudem panując nad łamiącym się głosem.

— Ja... nie wiedziałem. Przykro mi, Agreste — odparł szczerze poruszony.

— Nie szkodzi, skąd miałeś wiedzieć? Zresztą, to nie jest tematem naszej rozmowy.

— Rozumiem poniekąd, jak możesz się czuć — rzucił nagle, podwijając do góry rękawy czarnej bluzy z kapturem. — W Tokio też byłem dziwolągiem. Pół Japończyk – pół Europejczyk, w dodatku wychowywany przez opiekunkę. Własna matka i babka się mnie wstydziły, a ojciec nie wiedział o moim istnieniu. Taki start w życie odciska na dzieciaku ogromne piętno i kształtuje jego charakter. Chyba dlatego jesteśmy oboje outsiderami — przyznał, zerkając na nią spod przydługiej, ciemnej grzywki. — Jedyne co trzymało mnie od zawsze przy życiu, to muzyka. Nie umiem żyć bez mojej gitary — przyznał i dopiero teraz Emma zauważyła, że faktycznie, na jego plecach znajdował się sporych rozmiarów, wyświechtany, czarny futerał. — Kiedyś na pewno ci zagram. Masz taką tajemniczą, intrygującą aurę... bardzo chciałbym znaleźć dla niej odpowiednią melodię.

Emma zarumieniła się jeszcze bardziej niż moment wcześniej. Ścisnęła swoimi trzęsącymi się z nadmiaru emocji dłońmi kolana i wzięła głęboki wdech, starając się opanować rozmarzony uśmiech, który chciał zacząć błąkać się na jej twarzy zupełnie bez jej zgody.

— Ja również zawsze byłam jakaś inna. Pewnie uznasz mnie za wariatkę, ale... patrząc na kogoś, potrafię go rozczytać. No wiesz, jego intencje, emocje. Przez to jestem koszmarnie nieśmiała, bo wydaje mi się, że każdy ma wobec mnie złe zamiary. To dlatego jestem taka... wycofana — wyznała, zerkając z ukosa na jego reakcję.

Była święcie przekonana, że ją wyśmieje, jednak Yuki ulokował swoje przeszywające spojrzenie w jej twarzy z taką intensywnością, jakby chciał policzyć wszystkie piegi na jej nosie. W końcu postanowił się odezwać.

— A co widzisz we mnie? Mam nadzieję, że wiesz, że nie mam wobec ciebie złych zamiarów, wręcz przeciwnie. Intrygujesz mnie, Agreste. Nie wiem, co w tobie jest, ale od pierwszego dnia szkoły, coś mnie do ciebie ciągnie.

— Błagam. Mówisz to każdej, którą chcesz poderwać? — jęknęła, a na jej twarzy musiał pojawić się wyjątkowo krzywy uśmiech, bo chłopak wybuchnął niekontrolowanym śmiechem.

— Tylko tym wyjątkowo ładnym, zadziornym i skrytym. Jak do tej pory jesteś pierwszą, którą mogę tak nazwać, więc chyba nie jestem, aż takim Alvaro, za jakiego mnie masz — stwierdził, odgarniając z jej czoła niesforną grzywkę.

— Wydaje mi się, że jesteś dobry...

— Oczywiście, że jestem i mam zamiar ci to udowodnić. Chcę się z tobą zaprzyjaźnić, poznać cię bliżej. Myślę, że wiele nas łączy... — szepnął i już po chwili ich twarze znów dzieliły tylko milimetry.

Boże, Emma! Nie można się całować z chłopakiem, którego poznało się w zeszłym tygodniu i zamieniło się z nim ledwie kilka zdań, w tym najczęściej zapytanie o pożyczenie mu długopisu czy gumki do mazania — skarciła się w duchu i przywołała do porządku, słysząc ze swojej torby ciche prychnięcie swojego kwami. Mimo wszystko nie potrafiła się odsunąć. Jego słowa, głos, głębia błękitno-stalowych oczu, każda jego cząstka oddziaływała na nią niczym magnes. I kiedy zamknęła oczy, by pozwolić sobie na chwilę zapomnienia, której z pewnością miała później pożałować, drzwi sali gimnastycznej otworzyły się z impetem i wpadła do niej...

— Mama?! — zawołał zdziwiony Yuki, odskakując od Emmy jak oparzony.

Tylko. Nie. Ona. Błagam — jęknęła w duchu blondynka, natychmiast przypominając sobie, dlaczego tak broniła się przed jakimkolwiek uczuciem do bruneta. Bycie synową Kagami Tsurugi z pewnością nie było czymś, co zaliczyłaby do listy życiowych celów do zrealizowania.

— Yuki — zaczęła tonem pozbawionym krztyny empatii — co ty tu robisz z tą dziewuchą?!

Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Emma najpewniej leżałaby już trupem. Szybko pozbierała swoje bandaże, wrzuciła je niedbale do torby, wprost na głowę Plagga i nie fatygując się nawet, żeby zapiąć w niej zamek, zarzuciła ją na ramię, by szybkim krokiem wyminąć instruktorkę swoich braci.

— Pójdę już. Do widzenia, pani Tsurugi — pisnęła, wymykając się z sali.

Złowieszcze spojrzenie nauczycielki odprowadziło ją do samych drzwi. Gdy tylko je za sobą zamknęła, oparła się o nie i wzięła głęboki oddech, dotykając chłodnymi dłońmi swoich rozgrzanych do czerwoności policzków.

— Co ja właściwie wyrabiam?! — spytała niechcący na głos. Czarne kwami wychyliło główkę z otwartej torby i popatrzyło na nią z dezaprobatą.

— Też się nad tym zastanawiam. Nastolatki... pff.

***
— Synu, czy możesz mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego obściskujesz się tutaj z tą dziewuchą?! — ryknęła, spacerując uparcie to w jedną, to w drugą stronę. Yuki pomyślał, że jeszcze moment, a wydepcze dziurę w podłodze. Wzdrygnął tylko ramionami w myśl zasady, że milczenie może okazać się w tym wypadku złotem. — Spośród wszystkich dziewczyn z całego Paryża, to akurat Emma Agreste musiała wziąć sobie za punkt honoru, żeby cię uwieść?! — Kagami nie dawała za wygraną. Jej oczy stały się jeszcze węższe i ciskały w chłopaka błyskawicami.

— Po pierwsze, niestety nie obściskiwałem się z nią. Nie zdążyłem, bo wparowałaś tu jak oparzona i nam przerwałaś — jęknął, posyłając w jej stronę swój firmowy, kpiący uśmieszek, który doprowadzał ją zawsze na skraj furii. — Po drugie, dlaczego ją oskarżasz? Emma nie zrobiła nic złego. To raczej ja staram się ją poderwać. Podoba mi się — dodał nonszalancko, zakładając splecione dłonie na kark. — Jest bystra, zabawna, piękna. Musiałbym być kretynem, żeby mi się nie spodobała.

— Masz trzymać się z daleka od tej rozwydrzonej dziewczyny, rozumiesz?! — krzyknęła, wygrażając mu palcem przed nosem. — Spotykaj się z kim chcesz, mam to głęboko w nosie, ale trzymaj się z daleka od Emmy Agreste! — skwitowała dobitnie.

— A co niby takiego zrobiła ci Emma, co?! Nawet jej nie znasz! — odpowiedział, również podnosząc głos. Co jak co, ale uważał, że ktoś, kto wniósł w jego wychowanie tak znikomy wkład, jak jego matka, była ostatnią osobą, która mogła stawiać mu nakazy i zakazy, zwłaszcza odnośnie doboru znajomych.

— Może i ja nie, za to twój ojciec zna ją aż za dobrze — syknęła z jadem.

— Mój ojciec?! — powtórzył, zrywając się z miejsca. — A co mój ojciec ma wspólnego z Emmą, co?!

Chyba dopiero po krótkiej chwili do Kagami dotarł sens wypowiedzianych przed chwilą słów. Niechcący wyklepała przed synem, że jego ojciec miał coś wspólnego z Emmą, a Yuki postanowił nie tracić czasu i dowiedzieć się prawdy za wszelką cenę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro