5. | Mamusiu, proszę nie odchodź |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Yuki postanowił nie owijać w bawełnę. Najlepszym rozwiązaniem było zapytanie u źródła. W końcu Emma wydawała się być  szczera i wyrozumiała, miał zatem niemal pewność, iż nie wyśmieje go i  pomoże znaleźć rozwiązanie zagadki, jaka stała za słowami Kagami.

Zbierał  się w sobie przez cały tydzień, żeby w końcu porozmawiać z koleżanką z  klasy. Opracowywał różne scenariusze i snuł najdziwniejsze teorie, jakie  tylko przychodziły mu do głowy. Przez moment nawet przeszło mu przez  myśl, że być może ojciec Emmy był również i jego ojcem, choć myśl, że mógłby zauroczyć się we własnej siostrze, nie napawała go optymizmem.

Na szczęście Kagami odrzuciła tę opcję, kiedy postanowił zapytać ją o to wprost, tłumacząc, że gdyby to Adrien Agreste był jego ojcem, na pewno poczułby się do minimum odpowiedzialności za wychowanie syna.

Gdy  w końcu stanął przed drzwiami rezydencji, wmurowało go, mimo iż widział  już w swoim życiu domy równie okazałe, co ten. Sama jego babka Tomoe zamieszkiwała podobną twierdzę, jednak nigdy nie było mu dane zwiedzić jej od środka. Dla rodziny Tsurugi, Yuki  nigdy nie istniał. Był jedną wielką pomyłką i plamą na nieskalanym do  tej pory nazwisku rodziny, a także powodem do wydziedziczenia jego  matki. Nigdy jednak specjalnie nie żałował, że nie dane mu było  wychowywać się w luksusach, w jakie opływała jego biologiczna rodzina.  Opiekunka, która się nim zajmowała, oferowała mu znacznie więcej ciepła i  uwagi, niż mógłby otrzymać ze strony swojej prawdziwej matki, której  jedyną rolą w jego życiu było łożenie na jego utrzymanie, oraz opłacanie  owej kobiety.

Wziął głęboki wdech i zdecydował się w końcu zadzwonić  domofonem. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, jednak gdy już  wyciągał palec w kierunku niewielkiego, srebrnego guziczka i chciał  zadzwonić po raz kolejny, znad panelu wysunęła się mała, czarna kamerka,  omal nie przyprawiając go o atak serca.

— Kto tam? — odezwał się męski głos po drugiej stronie. Był uprzejmy, choć smutny.

— Yuki Tsurugi, proszę pana. Jestem kolegą Emmy z klasy — odparł, wiedząc, że nie ma już odwrotu. — Czy mógłbym się z nią zobaczyć?

— Proszę, wejdź — odparł, a solidna, żelazna brama rozsunęła się z lekkim skrzypnięciem.
Po  chwili pokaźne drzwi rezydencji również się otworzyły, ukazując w nich  dość wysokiego mężczyznę.

Miał na oko trochę ponad 30-stkę, nieco  przydługie, rozczochrane blond włosy i zielone oczy, w dokładnie takim  samym odcieniu jak tęczówki Emmy. Wyglądał na nieco zmęczonego życiem,  co było zrozumiałe, biorąc pod uwagę tragedię, jaka go spotkała. Jedno spojrzenie na tego gościa i Yuki już wiedział, że go polubi. Poza tym było mu go autentycznie szkoda.

— Dzień dobry, panie Agreste — odezwał się w końcu po chwili niezręcznej ciszy.

Adrien  przez moment badał go wzrokiem. Był lustrzanym odbiciem Luki i przez  moment, blondyn poczuł w żołądku dziwne uczucie niepokoju, a jego  mięśnie napięły się w niezrozumiałej dla niego reakcji obronnej, kiedy  uzmysłowił sobie, że chłopiec przyszedł odwiedzić Emmę. Dopiero po  chwili dotarło do niego, że jego stare zadry z gitarzystą nie mogą  rzutować na tym, jak postrzegał jego syna.

W końcu Adrien uśmiechnął się delikatnie i uścisnął dłoń chłopca na powitanie, wpuszczając go do środka.

— Miło mi cię poznać, Yuki. Emma wiele o tobie opowiadała — oznajmił uprzejmym tonem.

W tym momencie obaj  usłyszeli donośne tupanie i już po chwili na schodach ukazała się,  odrzucając do tyłu długie, jasne warkocze, zdyszana Emma, ubrana w długą  do kolan czarną bluzę z kocimi uszami na kapturze, oraz zielone  kolanówki.

Yuki  uśmiechnął się nieprzytomnie, jednak widząc na sobie badawcze  spojrzenie jej ojca, otrząsnął się niemal natychmiast i postanowił się  przywitać.

— Mogę ci zająć chwilę? Chciałbym z tobą porozmawiać.

—  Skoro zadałeś sobie tyle trudu, żeby się tu dostać, oczywiście, że  możesz. Napijesz się czegoś? — spytała, siląc się na obojętny ton.  Prawda była jednak taka, że gdy tylko usłyszała w swoim pokoju jego  głos, natychmiast zamieniła swój rozwleczony, stary dres na coś o wiele  bardziej reprezentatywnego i wybiegła jak oparzona, byle tylko jej  ojciec nie zdążył jej skompromitować jakimś żenującym tekstem. Temu  ostatniemu niestety nie udało jej się zapobiec.

Adrien pożegnał się z nimi skinięciem głowy i zniknął za drzwiami swojego gabinetu, natomiast Emma pokierowała Yukiego do kuchni, skąd zabrali dwie szklanki soku pomarańczowego i udali się na górę, do jej pokoju.

Rozglądając się po pokoju, Yuki  stwierdził, iż pomieszczenie to zupełnie nie pasowało do jej kolorowej  osobowości. Szare, smętne ściany tak bardzo kłóciły się z jej radosnym  usposobieniem. W pokoju nie było nic, prócz ogromnego łóżka, masywnego,  czarnego biurka, na którym leżał laptop i słuchawki oraz obrotowego, czarnego, skórzanego fotela.

W pewnym momencie Emma zauważyła, że jej gość bacznie lustrował pomieszczenie.

—  Wiem, strasznie nieprzytulne miejsce — westchnęła, dotykając dłonią  ciemnej pościeli. — To mój pokój tymczasowy. Przynajmniej mam taką  nadzieję. Wiesz, kiedy mama jeszcze była z nami, mieszkaliśmy w starym  apartamencie taty. Jest dużo mniejszy od tego domu, ale za to przytulny i  taki... nasz. Dziadzio ma specyficzny gust. Czasem czuję się tu jak  bohaterka horroru i boję się wstać w nocy do łazienki — roześmiała się, ukazując słodkie dołeczki w policzkach, na widok których nastolatek wstrzymał na moment oddech, dziękując w myślach losowi za to, że jednak nie była jego siostrą.

—  Faktycznie, trochę tu ciemno — przyznał. — To wnętrze do ciebie nie  pasuje. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się obejrzeć twój prawdziwy  pokój. Oczywiście, jeśli mnie zaprosisz — dodał naprędce.

— Dziś cię nie zapraszałam, a jednak jesteś — odgryzła się zadziornie.

—  No tak... bo wiesz. Mam sprawę i myślę, że muszę z kimś pogadać, bo  inaczej eksploduję, a ty... ty wydajesz mi się najbardziej odpowiednią  osobą.

— Co masz na myśli? — spytała zaciekawiona, siadając na  swoim wielkim łóżku, krzyżując nogi po turecku. Nigdy nie miała  przyjaciela, nie wiedziała więc, czy będzie w ogóle w stanie mu pomóc.

Yuki  przełknął głośno ślinę i w końcu postanowił usiąść dokładnie  naprzeciwko niej. Przez moment zastanawiał się jak ubrać swoje  wątpliwości w słowa.

— Po naszym spotkaniu na sali gimnastycznej,  gdy wyszłaś, miałem dość nieprzyjemną rozmowę z moją matką.  Kategorycznie zabroniła mi się z tobą spotykać — powiedział w końcu na  jednym wydechu. Zauważył, jak przez jej twarz przemknął cień smutku,  więc szybko dodał — oczywiście mam gdzieś ją i jej zakazy i nakazy. Już  ci mówiłem, jestem typem buntownika. Chodzi raczej o powód, dla którego zabroniła mi się z tobą spotykać.

—  A jaki to niby powód? To znaczy... wiem, że nasze mamy nigdy za sobą  nie przepadały. Mój tata trenował z twoją mamą szermierkę i ona chyba...

—  Była w nim zakochana po uszy, ale on traktował ją wyłącznie jak  przyjaciółkę, bo kochał twoją mamę, wiem o tym — odparł z delikatnym  chichotem.

— Więc o co chodzi?

— Mówiła coś o moim ojcu i... o tobie — wyrzucił w końcu, zastanawiając się, czy w jej uszach te słowa również brzmiały tak niedorzecznie.

— Nie rozumiem. Co ja mam wspólnego z twoim ojcem?

— No właśnie nie wiem. Mówiła, że mój ojciec cię dobrze zna i dlatego nie mogę się z tobą spotykać...

— O Boże! Myślisz, że to oznacza... — zaczęła, a z jej zaróżowionej do tej pory twarzy zniknęły wszystkie kolory.

— Nie! Na pewno nie! Pytałem ją o to. To nie Adrien  jest moim ojcem, ale widocznie jest nim ktoś z twojego otoczenia —  stwierdził, po raz kolejny poddając wątpliwości sens całej tej  absurdalnej sprawy. — Kurczę, Emma wiem, że to dziwne, ale chciałem  zapytać, czy może masz jakiś pomysł, kto nim może być i co ma z tobą  wspólnego? — zapytał zakłopotany. — Ja naprawdę nie wiem co o tym  sądzić. Dlaczego moja mama żywi do ciebie taką niechęć? Podobno umiesz  czytać z ludzi, spróbuj przebić się przez tą twardą skorupę mojej matki, bo inaczej zwariuję. Chcę go poznać, dowiedzieć się, czy w ogóle wiedział o moim istnieniu. Chcę wiedzieć, kim jest, czym się zajmuje. Po prostu... chciałbym mieć kogoś na tym świecie...

Emmie zrobiło się okropnie przykro. Dobrze wiedziała, jak to jest wychowywać się bez ojca, jednak ona miała to szczęście, że Adrien pojawił się w jej życiu mimo wszystko dosyć wcześnie. Yuki  był w wieku, w którym najbardziej potrzebował wsparcia i uznania kogoś,  kto będzie w stanie nauczyć go jak żyć i podzielić się z nim cennymi,  życiowymi wskazówkami.

Chłopak patrzył na nią błagalnie swoimi  pięknymi, stalowymi oczami z desperacją wypisaną na twarzy. Wtedy Emma  poczuła nieodpartą potrzebę pocieszenia go. Nie zastanawiając się zbyt  długo, przeczołgała się przez całą długość swojego ogromnego łóżka i  zarzuciła mu ręce na szyję, zamykając go w szczelnym uścisku.

Gdy tylko wtuliła się w jego ciepły tors i zamknęła oczy, poczuła nagle, jak przez jej ciało przeszedł dziwny dreszcz.

Wtedy to zobaczyła.

Przed  jej oczami ukazała się doskonale jej znana twarz. Twarz mężczyzny,  który ją wychowywał. Mężczyzny, który przez pierwsze lata jej życia był  przy niej i otaczał ją ciepłem i ojcowską miłością, jakiej potrzebowała. Twarz Luki Couffaine.

— Czy ja jestem jakimś zakichanym medium?! — jęknęła, odsuwając się od niego raptownie.

Brunet  popatrzył na nią z konsternacją, a Emma zaczęła się zastanawiać nad  tym, co powinna poczynić. Nagle wszystko stało się takie proste. Kagami jej nienawidziła, ponieważ Luka był przy niej i przy jej matce, zamiast przy swoim synu.

Sama nie wiedziała, czy powinna mu o tym powiedzieć, jednak wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, nie będzie potrafiła normalnie funkcjonować. Zerknęła w jego stalowo-błękitne oczy, dokładnie takie same, jak te, które miał Luka. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego od początku Yuki wydawał jej się znajomy.

Wzięła głęboki wdech i gdy już miała coś powiedzieć, poczuła, jak obraz przed jej oczami ponownie zaczyna wirować.  Po chwili stało się coś niesamowitego. Nie była już w swoim pokoju.  Znajdowała się w jakieś komnacie. Stała na środku jakieś sali, na bogato  zdobionej posadzce, na której wymalowano symbole wszystkich miraculi,  w dokładnie takim samym ułożeniu, w jakim znajdowały się w jej  szkatułce. Jej lewa noga była usytuowana na fragmencie symbolizującym miraculum Biedronki, natomiast prawa, w miejscu miraculum Czarnego Kota. Oba symbole uzupełniały się, tworząc dobrze jej znany emblemat - yin i yang. Wtedy stanęła przed nią Marinette. Była jeszcze piękniejsza niż zwykle, jednak strasznie blada, niemal przezroczysta.

—  Dom odnajdziesz, uwierz w sen... * — szepnęła, dotykając policzka swojej  córki, jednak gdy tylko Emma wyciągnęła swoją dłoń, by jej dosięgnąć,  wszystko zniknęło.

Znów znajdowała się w swoim pokoju, a nad jej bezwładnym z emocji ciałem, pochylał się szczerze przerażony Yuki.

— Emma? Emma, wszystko w porządku?! — krzyczał, potrząsając jej ramionami.

Jej  zielone oczy zaszły łzami. Zacisnęła powieki, mając nadzieję, że obraz  sprzed chwili wróci do niej, jednak tak się nie stało.

— Mamo, mamusiu! Proszę, powiedz mi, gdzie jesteś,  powiedz mi, gdzie mam cię szukać? — szepnęła, pozwalając łzom popłynąć.  I choć już jej nie widziała, w jej uszach rozbrzmiał doskonale jej  znany głos matki.

Odpowiedzi znajdziesz tu. Ścieżkę życia, wśród meandrów stu...

— Emma, co się stało?! Yuki mnie zawołał, miałaś jakiś dziwny atak, zupełnie straciłaś kontakt z rzeczywistością — oznajmił zmartwiony Adrien, siadając na łóżku. — Krzyczałaś tylko "mamusiu nie rozumiem"...  — powtórzył jej słowa w skupieniu, po czym objął ją ramieniem,  przyciskając do siebie z całej siły. — Córeczko, strasznie cię  przepraszam, że lekceważyłem twoje uczucia. Tobie i chłopcom na pewno  też jest bardzo ciężko, a ja... zamknąłem się w tym gabinecie i nie było  mnie przy was. Może powinienem zabrać was do psychologa... przecież to  na pewno dla was trauma i...

— Cii...  tatusiu, spokojnie. Spokojnie... — szepnęła, gładząc zarośnięty  policzek ojca. Nie chciała mu o niczym mówić. Bała się, że jej nie  uwierzy i w najlepszym wypadku zamknie ją w psychiatryku. — Po prostu...  jestem zmęczona. To od nadmiaru nauki. Ostatnio mamy nawał  sprawdzianów, prawda Yuki? — spytała, posyłając w stronę chłopaka wymowne spojrzenie. Wychwycił je w sekundę i energicznie potrząsnął głową, przytakując.

— Przepraszam, pójdę już. Emma faktycznie powinna odpocząć. Gdyby coś się działo albo  gdybyś chciała po prostu pogadać... zadzwoń. Będę czekał — powiedział,  nadal zaniepokojony jej dziwnym zachowaniem. — Do widzenia, panie Agreste — pożegnał się z Adrienem i zniknął za drzwiami.

Gdy wyszedł, Adrien westchnął i popatrzył na córkę niespokojnym wzrokiem, doskonale zdając sobie sprawę, że nie mówiła mu całej prawdy.

— Nie jesteś ze mną szczera, Kocurku. To nie jest  zmęczenie. Dobrze wiesz, że nie potrafisz kłamać. Ja... wiem, że ostatnio  nawaliłem jako ojciec, ale możesz mi powiedzieć wszystko... tak jak  dawniej — dodał, gładząc jej długie, jasne włosy.

Emma przygryzła wargę i przytuliła swojego wielkiego, czarnego, pluszowego kociaka. Tego samego, którego Adrien  wygrał dla niej wiele lat temu w wesołym miasteczku. Schowała na chwilę  swoją twarz w czarne, pluszowe futro zabawki, lecz po chwili podniosła  swój wzrok i powiedziała na jednym wydechu:

— Mam ostatnio jakieś  wizje. Na początku to były tylko koszmary, ale teraz widzę różne dziwne  rzeczy coraz częściej, nawet w ciągu dnia i zdarza mi się, że właśnie  tak odlatuję.

— Co widzisz, kochanie? — spytał zmartwiony.

—  Mamę. To znaczy, do tej pory jej nie widziałam, tylko słyszałam jej  głos. Wołała mnie tatusiu. Często to słyszę, ale dzisiaj ją widziałam.  Była w stroju Biedronki. Pytałam ją gdzie ją znaleźć, a ona mówiła, że  znam odpowiedź na to pytanie. Mówiła to w jakiś dziwny sposób, jakby  wierszem, albo... może to słowa jakieś piosenki?

Adrien zmarszczył brwi i wyprostował się jak struna. Jego twarz wyrażała autentyczne przerażenie.

—  Oprócz mamy widziałam też jakiegoś staruszka, bardzo niskiego wzrostu i  książkę, bardzo starą i zniszczoną, z jakimś dziwnym symbolem. Była tam  też świątynia, a na końcu był Longg, który unosił się nad rzeką, która...

—  Kocurku... potrzebujesz odpoczynku — szepnął blady jak ściana. — To  naprawdę trudne dla dziewczynki w twoim wieku. Stracić matkę... wiem coś  o tym. Niczym się nie martw. Połóż się i spróbuj zasnąć. Te obrazy to  na pewno wynik stresu. Nic, czym powinnaś się przejmować. — dodał,  okrywając ją szczelnie kołdrą. Starał się zbagatelizować całą sprawę.  Zagłuszyć duszące poczucie niepokoju. — Zajrzę do chłopców. Może jutro  pojedziemy razem do kina?

— Nie wierzysz mi... — powiedziała zawiedziona jego reakcją.

— Kocurku, ja... Po prostu spróbuj już zasnąć. Kocham cię — szepnął na odchodne i wyszedł, czując, że tej nocy na pewno nie zaśnie.

***

* Tekst kołysanki „Gdy nie masz nic" z Frozen II, która ma gigantyczne znaczenie dla fabuły ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro