Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Forever young,
I want to be forever young..."

🌟

Fiołkowe spojrzenie Marinette ani na moment nie opuszczało rozpromienionej twarzy muzyka, który kończył właśnie dopijać kawę. W chwilach takich jak ta jej oblicze malowało się w dokładnie takich samych barwach, jak za czasów, kiedy mieli po kilkanaście lat. Znów była nastoletnią, roztrzepaną Marinette. Stanowczo zbyt mocno zatroskaną, analizującą każde „za" i „przeciw".

— Mam nadzieję, że będziesz dzwonił i pisał tak często, jak tylko będziesz miał czas. Wiem, że życie gitarzysty jest pełne koncertów i całego tego nocnego życia, ale nie zapomnij o starej przyjaciółce. Nie wiem, jak to będzie... Będę strasznie tęskniła... — jęknęła, chowając twarz w dłoniach.

Mężczyzna ponownie zatopił się w jej łagodnym, bezkreśnie niebieskim spojrzeniu. Jedyne, o czym od lat marzył, było to, by ten przepełniony miłością wzrok był dedykowany tylko jemu. Niestety, zdawał sobie sprawę, że ta sprawa od lat była przegraną kwestią, ale nie było mu żal, że pełnił w jej życiu rolę drugoplanową. Jej przyjaźń była dla niego sensem życia i największą inspiracją.

Po chwili Luka otrząsnął się ze swoich rozmyślań, obrzucony podejrzliwym spojrzeniem zielonych oczu męża swej niespełnionej miłości. W mgnieniu oka przyjął dobrą minę do złej gry, wstał z kanapy i pochwycił jej drobne ciało tak mocno, jak był w stanie to zrobić, żeby nie wyrządzić jej żadnej krzywdy.

— O tobie nie da się zapomnieć, Nettie. Uwierz mi, to po prostu nierealne — odparł, chłonąc słodki zapach jej skóry.

— Gadanie — mruknęła z niezadowoleniem, wyswobadzając się ze szczelnego uścisku. Wbiła palec wskazujący w jego klatkę piersiową i posłała mu surowy wyraz twarzy. — Pamiętaj, że jeśli nie będziesz dzwonił przynajmniej raz w tygodniu, nie będziesz się miał tu później po co pokazywać, zrozumiano?

— Zrozumiano szefowo! — zasalutował i już po chwili, poczuł jej usta na swoim policzku.

Dotknął niepewnie miejsca, które przed chwilą musnęła, po czym szepnął do jej ucha, tak, by tylko ona mogła to usłyszeć.

— Zawsze będziesz w moim sercu. Nieważne, czy będę na drugim końcu świata, czy dwie ulice stąd.

Adrien odchrząknął, wyraźnie poirytowany przedłużającą się w nieskończoność chwilą bliskości między jego żoną a gitarzystą. Wyprostował się na fotelu niczym struna, zaciskając dłoń na podłokietniku z taką siłą, że aż pobielały mu knykcie.

— O której macie samolot, Luka? — zapytał w końcu, skupiając na sobie spojrzenie zarówno samego zainteresowanego, jak i rozbawionej nagłym popisem zazdrości Adriena, Marinette.

— Powoli powinniśmy się zbierać — odparł, rzucając pośpiesznie na zegarek. — Zawijamy, młody — zwrócił się w stronę Yukiego, który od przybycia do mieszkania Agrestów nie odezwał się ani razu.

Cała czwórka wstała, kierując się w stronę przedpokoju, natomiast bliźniaki przekrzykiwały się w swoich życzeniach, które powinien spełnić ich ojciec chrzestny przy okazji najbliższych odwiedzin w Paryżu.

— Wszystkiego dobrego, stary — powiedział w końcu Adrien, poklepując bruneta po plecach. — Staraj się trzymać z dala od kłopotów. Dobrze wiesz, że twoje związki z Azjatkami zazwyczaj nie przynoszą ci nic dobrego — zironizował, ściskając jego dłoń.

Gitarzysta dobrze wiedział, że chodziło nie tylko o jego feralny epizod z Kagami, ale przede wszystkim, chciał mu wbić szpilę w sprawie Marinette. Adrien był wspaniałym człowiekiem i oddanym przyjacielem, jednak kiedy chodziło o jego żonę, potrafił być prawdziwym, terytorialnym kocurem.

Luka postanowił puścić tę drobną uszczypliwość mimo uszu. Podwinął rękawy bluzy, ukazując tym samym kolejny tatuaż do kolekcji – węża, który oplatał całe przedramię, symbol jego przyjaźni z Sassem. Tatuaże były od zawsze sposobem wyrażania siebie dla Luki. Lubił dodawać do swojej kolekcji coraz to nowsze, symbolizujące ważne dla niego wydarzenia oraz ludzi, którzy byli mu bliscy. Nikt nie wiedział jednak, że zaraz po podjęciu decyzji o wyjeździe do Japonii, udał się do studia, by móc zabrać ze sobą wspomnienie osoby, która na zawsze pozostanie mu najbliższą. Takim sposobem, na lewej piersi mężczyzny, zagościła malutka, pięciokropka biedronka, otoczona symbolem nieskończoności. Jego osobisty szczęśliwy amulet. Symbol nieskończonej, niespełnionej miłości do Marinette Agreste.

— Kocurku! Zejdź proszę na dół! — zawołała Marinette, zerkając w stronę antresoli. — Luka i Yuki chcieliby się z tobą pożegnać, za chwilę jadą na samolot!

Odpowiedziała im głucha cisza. Przez twarz Yukiego przeszedł cień zawodu. Westchnął ciężko i upchnął do kieszeni przedmiot, który od początku ich przybycia do domu Agrestów ściskał w zamkniętej dłoni. Marinette posłała im przepraszające spojrzenie, a Yuki westchnął tylko głęboko i podniósł z podłogi swój futerał z gitarą, po czym powłóczył w stronę drzwi. Nagle ich uszu dobiegł dźwięk skrzypiących drzwi, a chwilę później, na krętych schodach prowadzących do małego pokoiku na drewnianej antresoli, pojawiła się Emma. Chłopak zamarł w pół kroku. Odwrócił się, spoglądając wyczekująco w jej stronę, jednak blondynka nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Zamiast tego rzuciła się w ramiona jego ojca.

— Będę za tobą tęskniła, Luka — powiedziała, chowając twarz w jego klatce piersiowej. — Obiecaj, że będziesz się do mnie odzywał tak często, jak będziesz mógł, no i... daj tam czadu, jak zwykle — dodała, odsuwając się na niewielką odległość.

Była przyzwyczajona do tego, że Luka jako członek słynnego zespołu znikał często na wielomiesięczne trasy koncertowe, ale nigdy jego wyjazd nie trwał dłużej niż pół roku. Tym razem musiała pogodzić się z tym, że nie zobaczy go przez kilka lat. Nic nie mogło się równać z jej przywiązaniem i miłością do Adriena, jednak Luka był u jej boku od samych narodzin i łączyła ich równie zażyła relacja, co z biologicznym ojcem. Gitarzysta ponownie zamknął ją w niedźwiedzim uścisku i obrócił się z nią dookoła własnej osi, starając się ze wszystkich sił, by emocje nie wzięły nad nim góry. Nie miał zamiaru rozkleić się na oczach wszystkich, nawet jeśli właśnie żegnał swoją małą, ukochaną, przyszywaną córeczkę.

— Oczywiście, że dam czadu, Kocurku. Pamiętasz? Będzie tak jak dawniej. Codziennie będę dzwonił przez skype'a. Poza tym mam nadzieję, że uda nam się zjechać do Paryża na święta. Może niekoniecznie w tym roku, ale może w przyszłym? — próbował dodać jej otuchy, poprawiając kciukiem jasną grzywkę. — Wrócę zanim się obejrzysz, tylko błagam... Przestań już rosnąć — dodał, tym razem nie panując już nad łamiącym się głosem. — Kiedy moja mała dziewczynka przestała być już tym słodkim bobasem, który wysmarował mi gitarę nutellą?

Emma zaśmiała się przez łzy, przypominając sobie tamto wydarzenie z jej dzieciństwa.

— No dobra, my tu gadu-gadu, a wy za chwilę spóźnicie się na samolot — odezwał się ponownie Adrien, starając się tym razem ukryć nutkę zazdrości w głosie. — Odwieźć was?

— Nie trzeba — odparł wyraźnie rozbawiony jego zachowaniem Luka. — Taksówka już na nas czeka. Tym razem darujemy sobie motor. Zostawiłem go u Ivana, obiecał zaopiekować się moim cacuszkiem do czasu, aż wrócimy. Kto wie? Może wtedy odziedziczy go już młodzież? — rzucił w stronę Yukiego, chcąc poprawić mu humor, jednak chłopak ani drgnął.

Nadal wbijał swoje smętne, stalowe spojrzenie w niewyrażającą emocji twarz Emmy.

— No dobra, na nas już naprawdę pora. Pakuj manele do auta młody i ruszamy. Kraj Kwitnącej Wiśni czeka na nas otworem, ale samolot raczej nie poczeka!

Yuki znów posłał jej spojrzenie zbitego szczeniaka. Emma gryzła się z myślami. Zdawała sobie sprawę z tego, że to nie jego wina. Kto jak kto, ale ona wiedziała, jak to jest odzyskać ojca, którego brakowało w życiu dziecka przez część życia. Gdy ona odzyskała Adriena, również chciała się nacieszyć jego obecnością. Mimo to nie mogła zrobić tego, co podpowiadało jej serce. Nie mogła pożegnać się z nim, przytulić, pocałować. To do końca zmiażdżyłoby jej i tak poharatane serce.
Przez całe swoje życie zdążyła się już napatrzeć na cierpienie zakochanych ludzi. Widziała Lukę, który kochał Marinette bez wzajemności od wielu lat. Widziała Adriena, który szalał z rozpaczy, gdy Marinette zniknęła. Widziała Gabriela, który stał się zimny i wyprany z emocji, gdy myślał, że Emilie nie żyje. Nie chciała przechodzić czegoś podobnego, dlatego stała w korytarzu i patrzyła, jak drzwi ich domu zamykają się, a Yuki wychodzi przez nie po raz ostatni.

3 lata później...

— Kochanie, mamy dla ciebie niespodziankę. Oczywiście zaznaczam, że byłam temu zupełnie przeciwna, jednak twój tatuś naparł się, a dobrze wiesz, że kiedy ojciec się na coś uprze, nie ma zmiłuj. Żadna siła nie zmusi go do zmiany zdania — jęknęła Marinette, targając idealnie ułożone włosy swojego małżonka. — Więc...

— Więc postanowiliśmy z mamą podarować ci specjalny prezent z okazji twoich osiemnastych urodzin, Kocurku — dokończył za żonę podekscytowany Adrien. Był tak zadowolony z siebie, że niemal podskakiwał w miejscu.

Właśnie tego dnia, Emma kończyła osiemnaście lat. Czy coś zmieniło się w jej życiu? Zaraz po wyjeździe Yukiego, w akcie desperacji i chęci zerwania ze starym życiem, ścięła swoje długie, blond włosy do ramion, ale był to już fakt nieaktualny i nieistotny, ponieważ po trzech latach odrosły całkowicie i w tej chwili znów mogła poszczycić się tym, że żyły swoim własnym życiem. Zwłaszcza kiedy chodziło o zapinanie ich sobie zamkiem od kurtki lub przytrzaskiwanie paskiem od torebki. W kwestii życia uczuciowego obecnie była związana z Paulem Le Chien'em, całkiem przystojnym i zabawnym chłopakiem z równoległej klasy. Może nie było to z jej strony jakieś spektakularne uczucie, od którego miękną nogi, a w brzuchu pojawia się stado motyli, ale czuła, że doskonale się uzupełniali. Paul świetnie rozumiał jej pasję do karate, ponieważ sam był uzdolnionym pływakiem. Podobno odziedziczył tę pasję po swoim ojcu, którego dobrze znali jej rodzice, ale jego najważniejszą zaletą było to, że nie grał na gitarze. Poza tym miał jasne włosy, orzechowe oczy i był dość postawny. Ujmując to w skrócie, był tak różny od Yukiego Couffaine, jak tylko było to możliwe.

Mimo gorących sprzeciwów wnuczki, Emilie postanowiła urządzić w rezydencji Agrestów nieprzyzwoicie drogą imprezkę. Emma nigdy nie była typem imprezowiczki i miała zamiar spędzić ten wieczór kameralnie, z rodzicami i braćmi w McDonald's, a później pod kocem, z jakimś dobrym kryminałem, ale nie mogła odmówić Emilie tej przyjemności. Zresztą, jakby to było takie proste, powstrzymać jej babcię przed czymkolwiek. Ta kobieta była jak huragan, niszczyła na swojej drodze każdego, kto próbował jej się w czymkolwiek przeciwstawić. Zazwyczaj był to biedny Gabriel.

Pomieszczenie, które niegdyś służyło Emmie w tej rezydencji za jej pokój, wyglądało o wiele przyjemniej niż trzy lata temu. Emilie osobiście pomalowała ściany na zielono i wstawiła tam białe meble. Sypialnia stała się azylem jej wnuczki, w tych wielkich murach. Emma siedziała właśnie przed toaletką i kończyła robić swój delikatny makijaż, gdy rodzice wpadli do pokoju jak burza i zaanonsowali, że mają dla niej jakiś prezent. Tak w rzeczywistości, to Adrien wpadł, z kolei Marinette truchtała za nim, ledwie łapiąc dech w piersi. Czasami podobieństwo Adriena do Emilie było tak rażące, że Marinette miała ochotę po raz kolejny wybrać się na śmiertelnie niebezpieczną misję ratunkową do Tybetu, a Emma ochoczo przyznawała, że chętnie pojedzie razem z nią.

Dziewczyna poprawiła swoje dopiero co wyprostowane, długie włosy i poszła za rodzicami, w stronę podjazdu. Na parkingu zauważyła białe Audi R8 coupe.

— Co to ma znaczyć? Kogo jest to auto? — zapytała, odwracając się w stronę rodziców.
Marinette założyła ręce na piersi i kiwała głową z nieodgadnioną miną, natomiast Adrien rzucił w kierunku córki kluczykami.

— Od teraz, twoje — odparł, wzruszając ramionami. — Wszystkiego najlepszego, Kocurku.

Emma zamrugała kilkukrotnie, starając się przyswoić informację. Spojrzała na lśniące kluczyki, spoczywające w jej dłoni i omal nie przewróciła się z wrażenia.

— Wy... powariowaliście?! — krzyknęła nagle, cofając się jak oparzona. — Nie mogę przyjąć takiego drogiego prezentu! Nie ma mowy! Tato, oddaj auto do salonu — zarządziła, zerkając na niego z surową miną.

— Nie oddam go, jest twoje — prychnął lekceważąco, obejmując Marinette w talii. — Dziadek Gabriel też się dołożył. Zasłużyłaś kochanie. Nie miałaś w życiu lekko i owszem, nigdy nie rozpieszczaliśmy ciebie ani twoich braci, ale... uznaliśmy... — zerknął kątek oka na uniesione brwi swojej żony. — Ja uznałem, że zasługujesz na odrobinę szaleństwa. Jesteś młoda, kochanie. Korzystaj z życia! Mam nadzieję, że autko ci się podoba. Osobiście wybierałem!

Emma obeszła samochód dookoła, dotykając biały lakier tak delikatnie, jak gdyby miał się rozpaść pod jej dłonią, niczym pod wpływem kotaklizmu.

— Podoba? Tato, jest obłędne! Nie wiem co powiedzieć... ja... dziękuję! — zawołała, rzucając się w objęcia rodziców.

Były ochroniarz Adriena wprowadził Audi do garażu podziemnego, żeby nie zastawiało podjazdu dla gości, którzy niebawem mieli się zjawić na posesji, a sama jubilatka poszła się w końcu przebrać, nadal odrobinę zbyt rozentuzjazmowana swoim prezentem urodzinowym.

Emma nie była zadowolona z faktu, iż Emilie zaprosiła połowę szkoły. W klasie miała tylko jedną przyjaciółkę, Nicole i gdyby to od niej zależało, byłaby jedynym gościem spoza rodziny, który mógłby obchodzić z nią ten wyjątkowy dzień. Niestety, Emilie uznała, że impreza musi być huczna. Hol rezydencji Agreste zamienił się w prawdziwą salę balową. Wszędzie było pełno świec, balonów, a przy ścianach stały stoły ze szwedzkim bufetem i szampanem.

Blondynka ostatni raz przejrzała się w lustrze. Pomimo nalegań Emilie, która za wszelką cenę upierała się, że jej wnuczka powinna włożyć suknię balową, Emma wynegocjowała zieloną, rozkloszowaną sukienkę do kolan, projektu swojej mamy. Oczywiście, jak na jej gust ta kiecka i tak miała za dużo tiulu i brokatu, ale na pewno lepsze to, niż wyglądać jak beza w otoczeniu bitej śmietany. Włożyła na nogi złote sandałki na obcasie, a Marinette zaczęła rozczesywać jej długie, rozpuszczone blond włosy.

Ona również wyglądała cudownie. Dla tej kobiety czas stał w miejscu. Gdyby nie to, że Emma była wierną kopią swojego ojca i babki, można by śmiało dojść do wniosku, że ona i Marinette to siostry. Pomimo 37 lat, na jej porcelanowej twarzy nie było ani jednej zmarszczki. Ciemne włosy lśniły granatową poświatą, a fiołkowe oczy schowane za firanką długich rzęs, błyszczały jak gwiazdy. Emma zawsze podziwiała to, jak piękną kobietą była jej matka i czasem żałowała, że to bliźniaki odziedziczyły jej azjatyckie geny.

— Gotowa, Kocurku? — zapytała w końcu Marinette, odkładając szczotkę na toaletkę.

— Nie, ale jeśli zaraz nie zejdę, Emilie urwie mi głowę, prawda?

— Nie możemy tego wykluczyć — odparła Marinette, śmiejąc się melodyjnie.

Złożyła na czole córki, czuły pocałunek, uważając, by nie zostawić na jej twarzy śladu czerwonej szminki.

— Jesteś śliczna, córeczko — szepnęła pokrzepiająco, zakładając chłodne dłonie na jej ramiona. — Mam nadzieję, że dziś spełnią się wszystkie twoje marzenia — dodała z zadziornym uśmiechem. Posłała w jej stronę jeszcze jednego całusa w powietrze i opuściła pokój.

Emma zaczerpnęła głośno powietrze w płuca i wyszła z pokoju. Stanęła na szczycie schodów i już po chwili, wśród głośnej muzyki, usłyszała szmer. Wszystkie spojrzenia skierowały się w jej stronę. Ukradkiem zauważyła, jak kilkoro „popularnych" chłopaków z jej klasy trącało się łokciami i posyłało jej uwodzicielskie uśmiechy. Jakie to banalne — pomyślała. Wystarczyło tylko włożyć kieckę, umalować twarz, pokazać, że pochodzi z zamożnej rodziny (co akurat było winą Emilie) i nagle wszyscy ci, którzy od lat nie zwracali na nią kompletnie uwagi, byli w stanie bić przed nią pokłony.

Gdy stanęła na dole, czekał już na nią Adrien, który pocałował wierzch jej dłoni i z delikatnym ukłonem poprosił córkę do pierwszego tańca. Kołysali się w rytm piosenki „Because you loved me" – Celine Dion, a Emma wsłuchując się w tekst, pomyślała, że ta piosenka pasowała idealnie do jej relacji z ojcem. Zarówno ona, jak i Adrien wiele przeżyli i przeszli długą drogą, żeby znaleźć się w miejscu, w jakim byli obecnie, ale dali radę, bo mieli siebie nawzajem.

Gdy Emma skończyła tańczyć z tatą, Paul zmaterializował się u jej boku i również poprosił do tańca. Kątem oka, dziewczyna widziała, jak jej rodzice kołysali się razem. Marinette chichotała wesoło w ramię Adriena, podczas gdy on wpatrywał się w nią jak w ósmy cud świata. Czasami Emma skrycie zazdrościła im tej chemii i miłości. Lubiła towarzystwo Paula, ale nie umiała spojrzeć na niego tak, jak jej rodzice patrzyli na siebie.

Po kilku kolejnych tańcach z Paulem, Adrienem, dziadkiem Tomem i nawet jednym z dziadkiem Gabrielem oraz kilku kieliszkach białego wina (którego od dziś mogła się napić bezkarnie), Emma postanowiła się przewietrzyć. Wzięła do dłoni kieliszek ze swoim trunkiem i wyszła na zewnątrz. Wieczór był dość ciepły, lecz mimo to poczuła ciarki na swoich nagich ramionach. Nogi same zaprowadziły ją w stronę ogrodu. Kilka par tańczyło energicznie w altanie, bo Emilie zadbała o to, żeby nagłośnienie było dosłownie wszędzie. Jubilatka natomiast oparła się o barierkę jednego z parterowych tarasów i wzięła do ust łyk wina. Nagle, muzyka została zagłuszona przez coś, co przypominało warkot silnika.

Motocykl? — przemknęło jej przez myśl.

Po chwili jej zielone oczy zostały oślepione przez blask reflektorów. To bez wątpienia był motocykl. Zastanawiała się tylko, co robił jakiś motocyklista na posesji jej dziadków, późnym wieczorem, w trakcie jej imprezy urodzinowej? Nie znała nikogo, kto poruszałby się tym środkiem transportu. No może oprócz...

Luka? — szepnęła podekscytowana sama do siebie.

Motocyklista zgasił silnik i zaparkował maszynę. W końcu zdjął z głowy kask i ruszył w stronę Emmy. Był wysoki, nawet bardzo i dosyć umięśniony. Miał na sobie czarne, poszarpane spodnie, czarną podkoszulkę i skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Wyglądał kropka w kropkę jak jej przybrany ojciec. Było w nim jednak coś, co różniło przybysza od Luki. Spojrzenie stalowych oczu. Nieco egzotyczne, tajemnicze i głębokie. Młody mężczyzna roztrzepał swoje przydługie, ciemne włosy i uśmiechnął się niepewnie, podchodząc do niej i posyłając jej przepraszające spojrzenie spod niesfornej grzywki.

— Ty... — szepnęła, a jej głos odmówił współpracy, łamiąc się i zdradzając tym samym, jak wielkie wrażenie zrobiło na niej pojawienie się niespodziewanego gościa.

— Ja — odparł zdawkowo, wplatając długie palce w swoje włosy. — Mój staruszek też gdzieś tam jest. Poszedł się najpierw przywitać z twoimi rodzicami.

Może to z powodu wypitego wina, a może z emocji, Emma poczuła, jak zaczyna tracić równowagę na swoich zabójczo wysokich, złotych szpilkach, którymi unieszczęśliwiła ją Emilie. Chłopak złapał ją w pasie i przeszył niespokojnym spojrzeniem.

— Wszystkiego najlepszego, Minou — szepnął, posyłając jej szelmowski uśmiech.

— Yuki Couffaine — wyrzuciła w końcu, odsuwając go od siebie na odległość swojej ręki. — Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego pojawiasz się na mojej imprezie urodzinowej, po trzech latach nieobecności i jedyne co masz mi do powiedzenia to „Wszystkiego najlepszego"?

— To nie jedyne, co mam ci do powiedzenia — wyjaśnił, ponownie zmniejszając dystans między nimi. — Po pierwsze, muszę pogonić tego lalusia, który się koło ciebie kręci — wyznał, kręcąc głową z dezaprobatą. — Poza tym, mam dla ciebie prezent — dodał, wyjmując z kieszeni skórzanej kurtki małe pudełeczko. Uchylił jego wieczko i wyjął z niego błyszczącą zawartość. — Zdaję sobie sprawę z tego, że to dość skromny prezent, w porównaniu do tej fury, jaką sprezentował ci staruszek, ale... czekałem trzy lata, żeby ci to dać. Chciałem ci go zostawić tego dnia, gdy wyjeżdżałem, ale nie dałaś mi dojść do słowa.

Yuki stanął za jej plecami i odrobinę trzęsącymi się dłońmi zapiął na jej szyi łańcuszek, ze srebrną zawieszką przedstawiającą japoński symbol smoka. Odwróciła się do niego, a ich spojrzenia skrzyżowały się. Zielone i stalowe tęczówki patrzyły na siebie tak, jakby chciały się upewnić, że to nie jest tylko sen. Gdy z głośników dobiegły pierwsze dźwięki jednej z ulubionych piosenek Emmy, Forever Young, ręka bruneta po omacku znalazła jej dłoń. Przybliżył ją do swoich ust i złożył na niej delikatny pocałunek, cały czas nie spuszczając z niej wzroku.

— Czy mogę cię prosić o ten jeden taniec, Minou?

Zamiast odpowiedzi, od razu ułożyła swoją wolną dłoń na jego ramieniu, pozwalając mu się poprowadzić. Oparła swoją głowę o jego ramię i wdychała zapach, za którym strasznie tęskniła, a który tak bardzo starała się wyprzeć z pamięci przez równo trzy lata.
Gdy z głośników dobiegały ostatnie brzmienia piosenki, a na niebie rozbłysnęły fajerwerki, które wszyscy goście wyszli podziwiać na ogród, usta jej i Yukiego odnalazły się.

Poczuła to.

Poczuła to, czego nie czuła przy Paulu i wtedy zrozumiała. To on był tym jedynym. Patrzyli na siebie w taki sam sposób, w jaki jej rodzice patrzyli na siebie przez całe życie.

W tym momencie Emma Agreste poczuła, że jej pech został zażegnany.

***

Koniec.

***

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy śledzili przygody Emmy. Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim, którzy czytali, głosowali i komentowali.
To nie ostatnie fanfiction z uniwersum Miraculum na moim profilu, więc zachęcam do obserwowania mnie, żeby być na bieżąco.

Do rychłego napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro